Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Zgoda na rozwód
Autor Wiadomość
qjpus
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 20:59   Zgoda na rozwód

Witam,

Od pół roku stoję w obliczu poinformowanie mnie przez żonę o jej postanowieniu o rozstaniu ze mną. Pół roku żyjemy obok siebie. Mamy syna. Z mojej strony jest pełna gotowość i otwartość na pracę nad odbudowaniem związku, niestety jest to gotowość jednostronna.
Ale nie o łzy przyszedłem to żebrać, bo na nie nie zasługuję. Mam pełną świadomość, że do katastrofy się przyczyniłem i to w stopniu większym, niż żona.
Ale co, jak, dlaczego - to może kiedyś. Za dużo spraw na raz zagmatwa sedno, które chciałbym poruszyć.
Otóż porady co do bezwzględnego niezgadzania się na rozwód trąca mi trochę nadmiernym uproszczeniem.
Otóż czasem mam wrażenie, iż powinno się postąpić podobnie do zachowania Ojca Syna Marnotawnego - trzeba pozwolić synowi przetracić majątek, bo dopiero owo przetracenie pozwoli synowi uzmysłowić sobie miłość Ojca.

Znam trochę żonę, poznałem jej charakter, nieustępliwość, upór (taki osiołkowy), pozostawanie przy raz powziętej decyzji i wydaje mi się, że to właśnie przyzwolenie jej na postępek syna marnotrawnego daje cień szansy na to, iż kiedyś może zapragnie do mnie powrócić, natomiast przeszkadzanie przynosi efekt przeciwny - nie zniechęca, tylko skutkuje płytko rozumianym odwetem i powoduje 'zwarcie szeregów' w trwaniu przy podjętej decyzji.

Nie sądzę, że zawsze najwłaściwszą metodą jest utrudnianie komuś popełnienia grzechu. *) Sądzę, że odczytujemy powszechnie przypowieść o Synu Marnotrawnym nazbyt płytko - jako gloryfikację cierpliwości i bezwględnej miłości Ojca. Przypowieść ta także zawiera - wydaje mi się - i inne przesłania. Jedno, że Ojciec nie działa na siłę, że respektuje wolną wolę syna, aż do umożliwienia mu zatracenia się, i drugie iż to czasem chyba jest jedyna droga. Przy dostatecznie silnej determinacji ku pójściu taką, a nie inną drogą, nie pozostaje nic innego, niż nadzieja, że gdzieś w przyszłości - podobnie jak w przypadku Syna Marnotrawnego - nastąpi otrzeźwienie i powrót do domu, w którym drzwi pozostaną otwarte.

*) ... bo i nie sądzę też, że o samo księgowo rozumiane popełnienie grzechu chodzi, a o to, by wytworzyło się w grzeszniku wewnętrzne przekonanie o niewłaściwości grzechu i płynąca z wnętrza niechęć do popełniania go, a nie zaledwie niepopełnianie grzechu z powodu zewnętrznych trudności w popełnianiu go. Chodzi bardziej o to, by nie chcieć grzeszyć, aniżeli o to, by nie grzeszyć przy wewnętrznej chęci popełnienia grzechu i braku przekonania o jego grzesznym ładunku. 'Lepiej zgrzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło' w dość lapidarny sposób ujmuje właściwe podejście do zagadnienia relacji człowieka do grzechu.

Szczęść Boże
Q
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 22:46   

Qjpus - widzisz, z tą niezgodą na rozwód to nie jest do końca tak, że bezwzględną niezgodą nie pozwalamy współmałżonkowi zgrzeszyć. On ma wolną wolę, i jak zechce, to zgrzeszy. Nawet sam, bez Twej zgody przeprowadzając rozwód.
Tu chodzi o to, że Twoja zgoda na rozwód jest grzechem. Rozumiesz? Tu chodzi o Twoją duszę! Najpierw. Duszą współmałżonka zajmij się później, najpierw zajmij się swoją.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 22:55   

qjpus-troche zagmatwałes to,ale dałem radę-może juz pózno??? i dlatego kiepsko mi szło..

Dobra Ja nie bede ani interpretował Pisma Świetego,ani odnosił sie do tego co napisałes we własnej interpretacji.

A zejde do poziomu ludzkiego........
wiedząc że ktos bliski popełnił przestepstwo,izgadzają sie na to-masz współudział w tym przestępstwie..

Tak przynajmniej interpretuje to zwykła litera prawa....teraz to odnies sobie do tego co napisałeś..

I już będziesz wiedział czemu nie zgadzac sie na rozwód.

pozdrawiam
 
     
qjpus
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-28, 23:40   

Wprowadziłem chyba trochę zamieszania pisząc o 'zgodzie na rozwód', choć miałem nadzieję, że reszta wyjaśnień uczytelni aspekt zagadnienia, który miałem na myśli.

... więc może tak.

Rozwód brzmi tak ... nieodwracalnie. Zgoda na rozwód brzmi tak jakoś jak właśnie przyzwolenie partnerowi, wręcz może jako zaaprobowanie jego decyzji i przejęcie jego punktu widzenia - że rozwód jest najlepszym/jedynym wyjściem. 'Zgoda ma rozwód' brzmi tak jakoś, jakby się punkt widzenia, iż żegnamy się i rozpoczynamy nowe, osobne życia - jakby się takie postrzeganie z partnerem prącym do rozwodu zaczęło podzielać.

Z reszty zaś moich wyjaśnień (miałem nadzieję), iż czyelnie wynikało, że nie o taką 'zgodę' mi chodzi. Przypowieść o Synu Marnotrawnym jest też przypowieścią o Wolnej Woli syna i o tym, że Ojciec nie naruszy jej siłą, którą zapewne dysponuje., bo nie o to chodzi, by synowi przeszkodzić 'za wszelką cenę' w zejściu na niewłaściwą drogę, a o to by syn z własnej woli zechciał z niej zejść.

... i w sumie także wprowadziłem trochę zamieszania, bo też niekoniecznie o formalny rozwód chodziło, a o przeszkadzanie partnerowi w odejściu.

Co do mnie, to pierwszy zmasowany atak prorozwodowy przetrwałem. Żona napierała na mnie, żebyśmy zwyczajnie oboje nakłamali, że żyjemy w faktycznej separacji, aby dostać rozwód. Żyjemy w UK, a tu jest odrobinę inna praktyka w tych sprawach. Rozwód cywilony może być orzeczony w kilku sytuacjach, z których w naszym przypadku w grę wchodziłyby 3:
-) zdrada, bo żona żyje z kimś 'na weekendy', ale ten przypadek byłby uzyteczny tylko w sytuacji gdyby to zdradzany, czyli ja chciał rozwodu, a ja go nie chcę, pozostają więc 2 kolejne;
-) zanik pożycia przez okres co najmniej lat 2 i obustronna wola rozwodu,
-) zanik pozycia przez okres co najmniej lat 5 i jednostronna wola rozwodu.

Na razie więc żona jest 'zdana na moją łaskę', bądź własną cierpliwość.

Z uwagi na zakochanie w innym rozkład sił jest taki, że mój opór tylko romansowi żony służy (bo miłość jest niespełniona), natomiast sądzę, iż wspólne ich zamieszkanie przbliżyłoby u nich obojgu opadnięcie różowych okularów, przez które siebie nawzajem postrzegają, zwanych zakochaniem. Acz może się i okazać tak, że ich uczucie okaże się stabilniejsze.

... no i w sumie mając taki dylemat w głowie - czy lepiej utrudniać im ich wspólne życie, czego efektem ubocznym jest pozostawanie ich w stanie zakochania, czy lepiej jednak wybrać wariant bardziej ryzykowny, acz z potencjałem zakończenia sprawy szybszego przez umożliwienie im skonsumowania zakochania przez codzienną rutynę.

Wiem, że to nie jest profil tej strony, ale chyba można i o takich askpektach głośno pomyśleć?

Szczęść Boże
Q
Ostatnio zmieniony przez qjpus 2009-12-30, 13:44, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-29, 08:34   

Qjpus, może Twój dylemat trochę rozwiąże ten tekst o. Jacka Salija:

"....Pan Jezus dopuszcza, nawet zaleca rozejście się mężczyzny i kobiety, jeśli żyją oni na sposób małżeństwa, ale małżeństwem nie są. Chodziłoby tu o taki związek, o którym Chrystus wspomniał w rozmowie z Samarytanką: „Ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem” (J 4,18). Po wtóre, w słowach tych Kościół dopatruje się obowiązku bezwzględnej niezgody na cudzołóstwo współmałżonka. Nie wolno chrześcijaninowi tolerować sytuacji trójkąta małżeńskiego: jeśli niewinny małżonek nie może sytuacji zmienić, powinien raczej współmałżonka opuścić i w modlitwie i pokucie czekać na jego nawrócenie, niż godzić się na bezczeszczenie małżeństwa...."

Więcej...

A - no i oczywiście - "Miłość potrzebuje stanowczości"
http://www.opoka.org.pl/b...rzebuje_01.html
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-29, 20:04   

qjpus napisał/a:
Z uwagi na zakochanie w innym rozkład sił jest taki, że mój opór tylko romansowi żony służy (bo miłość jest niespełniona), natomiast sądzę, iż wspólne ich zamieszkanie przbliżyłoby u nich obojgu opadnięcie różowych okularów, przez które siebie nawzajem postrzegają, zwanych zakochaniem. Acz może się i okazać tak, że ich uczucie okaże się stabilniejsze.

Witaj,
człowiekowi świadomemu boskich przykazań pod żadnym pozorem nie wolno sprzyjać, nawet pozornie, popełnianiu grzechu lub trwania w nim przez innych.

Nirwanna napisał/a:
Qjpus - widzisz, z tą niezgodą na rozwód to nie jest do końca tak, że bezwzględną niezgodą nie pozwalamy współmałżonkowi zgrzeszyć.


Nirwanna ma rację. Nie tylko o to chodzi.
Niezgoda na rozwód to także ochrona osób trzecich, wplątywanych w takie rozwiązania prawne, przed popełnianiem i trwaniem w grzechu śmiertelnym.
( sędziowie, adwokaci, fałszywi świadkowie..)
Pamiętasz? Kto do grzechu namawia, na grzech przystaje, grzechowi sprzyja...
...ten bierze go na siebie!!!

A co do syna marnotrawnego to zauważ, że najpierw utracił środki , które sprzyjały popełnianiu grzechu, potem doświadczył trudności życiowych, wreszcie dramatycznych niedostatków dla przeżycia ciała ( instynkt przetrwania łamie totalnie pychę bogacza) i dopiero wtedy syn zauważa, że powrót do Ojca może uratować mu życie.
Bo tam nawet zwierzęta są traktowane lepiej niż on w chwili obecnej. ( doświadcza realnie, że nikt nie będzie go tak kochał i dbał o niego jak Rodzic)
Dopiero ten moment wyzwala w nim poczucie winy i żal, że jego uczynki zmartwiły Ojca.
Ta decyzja- uświadomienie grzechu-oraz chęć ukorzenia się przed Ojcem, przeproszenie go- ratuje mu życie wieczne.
Czy zatem mamy wysnuć wniosek , że głód ratuje życie wieczne?
Chcę Ci przez to pokazać,że interpretacja postępowania musi być dogłębnie przemyślana. Człowiek ma myślenie jednotorowe i tendencje do zawężania pola widzenia, dlatego w trudnych sytuacjach konsultujemy się z innymi. Sprawdzamy inne spojrzenie zanim podejmiemy decyzje.

Ludzie głęboko wierzący zwykle nie mają żadnych dylematów. Dla nich wszystko jest proste.Opierając się na dekalogu i Biblii rozwiązują swoje problemy, a czego nie mogą zrozumieć powierzają Bogu. On widzi całość, a nie wyrywki jak my.

Dlatego jeśli przeanalizujesz swoją postawę wobec rozwodu ( który dziś nie jest jedyną formą-jest separacja)przez perspektywę Słowa Bożego zobaczysz to nieco inaczej.
 
     
izabela1115
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-31, 23:14   

Witam.,dawno nie pisałam nic o swojej sytuacji ,ale czytalam niektóre posty,Dzięki temu forum niepopełniłam najgorszego błędu życiowego,to El kazała mi się zastanowic,co chcę dlaczego chcę rozwodu a nie seperacjiPo głebszym zastanowieniu stwierdziłam że,rozwód mi jest niepotrzebny,że jestem chrześćjanką,że to Pan Bóg nas połaczył i to Pan Bóg nas rozdzieli tak powiedziałam w sądzie na sprawie o sepercje.która odbyła się 7 grudnia ,a kolejna sprawa 1 lutego na okolicznosc dzieci.Ja też w pierwszych emocjach wystąpiłam o rozwód, a gdy emocje opadły i poprosiłam o radę przemyślałam ,że dopóki [w naszym przypadku są małoletnie dzieci] to na rozwód się nie zgodze,co bardzo zezłościło to mojego męża ,ale to jest jego problem ,dziś mu napisałam że od prawdy się odwróciłeś,a do kłamstwa się zwróciłeś .Modlę się za niego ,tylko tyle mogę w tej chwili zrobić ,Ufam BOGU i wierzę że przyjdzie taki dzień, że moj maż opamięta sięi wróci jak ten Syn Marnotrawny. Wszystkim którzy przegadali mi do rozsądku, serdecznie dziękuję za wsparcie i modlitwę.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-01, 19:28   

izabela: Chwała Panu Bogu :-D :!:
 
     
marzena0711
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-01, 19:41   

izabela1115
Mnie rozwód też nie był nigdy potrzebny a jednak nie miałam w sobie tyle siły w tamtym czasie.Ogromnie tego żałuję.Pozdrawiam i będę pamiętała w modlitwie.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-01, 23:24   

Marzenka, nie było może człowieka, który by jakoś mocniej wsparł, podtrzymał, w danej chwili jakoś "oświecił". Żal może odczuwasz, ale pamiętaj, że Pan Bóg w sakramencie pojednania wybaczył i Ty sobie także wybacz - tak, dla "zdrowotności" Pan Jezus chce, żebyś to czuła. On Ci wybaczył i na dzień dzisiejszy zaprasza Cię do współpracy z Jego Łaską ku Uzdrowieniu Waszych relacji, ku Jedności.
Szczęścia i pełnej Radości życzę!
 
     
marzena0711
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-02, 10:01   

kasia napisał/a:

Marzenka, nie było może człowieka, który by jakoś mocniej wsparł, podtrzymał, w danej chwili jakoś "oświecił". Żal może odczuwasz, ale pamiętaj, że Pan Bóg w sakramencie pojednania wybaczył i Ty sobie także wybacz - tak, dla "zdrowotności" Pan Jezus chce, żebyś to czuła. On Ci wybaczył i na dzień dzisiejszy zaprasza Cię do współpracy z Jego Łaską ku Uzdrowieniu Waszych relacji, ku Jedności.
Szczęścia i pełnej Radości życzę


Nie było nikogo kto by mi powiedział nie rób tego ale też nikt nie mówił zrób.
To wszystko było w biegu.
Na pierwszej rozprawie mnie nie było(byłam za granicą) a na drugiej,mąż zgodził sie na wszystko byle było już po wszystkim.
Teraz ma mi za złe że się niczemu nie nie przeciwstawiłam.
Pojednałam się z Bogiem.Modle się za swoja rodzinę i za Was kochani.
Nie chce już żyć z dala od Boga.Wiem że wiara pomoże przetrwać wszystko.Niech się stanie Jego wola.
Powierzam swoją rodzinę Jezusowi.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9