Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
nałóg,
Z tymi alimentami to sama nie wiem.Kochanka chyba go właśnie utrzymuje.Bo obecnie nie pracuje.Jak odszedł do niej też był bezrobotny i nie miała z niego korzyści finansowych.
A nam powinien płacić 650 zł na 2 dzieci w tym jedno studiujące
.
nałóg napisał/a:
A może zamiast pytań o was trzeba było powiedzieć tylko o sobie........klatka otwarta.......... możesz wrócić.........na takich a takich warunkach........albo bez warunków .............
Po co to piszę????? tylko po to abyś może lepiej się przygotowywała na takie spotkania,wizyty.............. może warto przygotować sobie taki konspekt,scenariusz rozmowy,spotkania i trzymać się ścisle tego................
Czuję się okropnie , to że ma furtkę otwartą już wie ale ja muszę mu o tym przypominać,żeby czasem nie zapomniał.
Tak naprawdę to ja już nie wiem co mam robić.
Chcę by przychodził ale nie na zasadzie jest ok ale wracam tam.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-21, 18:48
marzena0711 napisał/a:
ja muszę mu o tym przypominać,żeby czasem nie zapomniał.
Marzena, a on jest dorosły facet, czy dziecko? O takich rzeczach naprawdę mu trzeba przypominać? Czy to tylko Ty łudzisz się, że przypominanie coś da?
marzena0711 napisał/a:
Chcę by przychodził ale nie na zasadzie jest ok ale wracam tam.
Zdaje mi się, że właśnie najpierw powinnaś określić te zasady, to czego TY chcesz, a potem się konsekwentnie (!) tego trzymać. Mam bowiem wrażenie, że on nie wie czego chce, Ty nie wiesz czego chcesz, i tak się bujacie w tej niewiedzy, raniąc się wzajemnie....
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-21, 19:00
Nirwanna napisał/a:
Marzena, a on jest dorosły facet, czy dziecko? O takich rzeczach naprawdę mu trzeba przypominać? Czy to tylko Ty łudzisz się, że przypominanie coś da?
Napisałam, że muszę w sensie,że jestem już strasznie zniecierpliwiona i zła o to na siebie.
Nirwanna napisał/a:
Zdaje mi się, że właśnie najpierw powinnaś określić te zasady, to czego TY chcesz, a potem się konsekwentnie (!) tego trzymać. Mam bowiem wrażenie, że on nie wie czego chce, Ty nie wiesz czego chcesz, i tak się bujacie w tej niewiedzy, raniąc się wzajemnie....
No własnie.Ustaliliśmy ,że będzie przychodził i nic więcej.
Może miałam nadzieję,że będzie miło ,potem coraz milej.
Ale prawda jest taka,że za niedługo muszę wyjechać na ok.3 miesiące,potem wrócę i znowu pojadę.To pewnie dlatego chciała bym to wszystko poukładać jak najszybciej.
[ Dodano: 2010-12-21, 19:18 ]
nałóg napisał
Więc albo zgadzasz sie na odwiedziny,przyciąganie męża,wabienie i utrzymywanie trójkąta w imię tzw.poprawnych kontaktów ........albo mówisz:STOP!!!!!!!!! i stawiasz twarde warunki ,stosujesz twardą miłość.
Kochasz............i nie godzisz sie na trójkąt.....chcesz naprawiać............. ale nie za wszelką cenę.......... akceptujesz męża jako człowieka,ale nie akceptujesz trójkąta i popaprania.
Czyli co?Nie podoba mi się to że jesteś z inną kobieta i do puki z nią jesteś nie przychodź?
malta [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-21, 20:50
Marzenko... wiesz dlaczego mezczyźni zdradzają?... bo mogą...
to oczywiście uproszczenie ale wcale nieprzekłamane i w przypadku Twojego męza całkowicie prawdziwe... Ma w tej chwili tak jak napisał nałóg - trójkąt - i dobrze mu z tym... dlaczego miałby chciec cos zmienić? Przeciez to komfortowa sytuacja - zero komplikacji, nieograniczone mozliwosci. Jak u jednej robi sie nieciekawie - idzie do drugiej i tak naprzemiennie... i byłoby super i pewnie nie właczyłabym sie do tej rozmowy - ale mam taka słabość, ze jak są dzieci to nie potrafie nie reagować...
Sama powiedz - jaki komunikat dostaja dzieci - zarówno Wasze jak i kochanki?...Ty jestes Matką - jestes odpowiedzialna za nie nie tylko pod katem tego aby miały co jeść i w co sie ubrać - ale również a może przede wszystkim za to na jakich ludzi wyrosna, jaki dostana przykład...
Marzenko - masz prawie dorosła córkę... chciałabyś aby jej mąż traktował ja kiedyś tak jak mąż Ciebie? nie bedzie Cie bolało jesli bedziesz widziała ze jest nie sznowana i nie protestuje bo i Mama kiedys nie protestowała?...
Dlaczego nie egzekwujesz alimentów? Jest fundusz alimentacyjny, sa komornicy, mnóstwo innych narzędzi z utratą prawa jazdy włącznie. Dlaczego pozwalasz mu siedziec wygodnie na puchowej poduszce i bawić sie twoimi uczuciami?
Naturalnym odruchem człowieka jest chęć "robienia sobie dobrze". Ani on ani nikt inny - nie wyzbedzie sie przywilejów dobrowolnie - ot tak sobie aby zyło mi sie gorzej niz dotychczas....
Robi tylko to co mu wolno robic... i tyle.
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-21, 21:22
malta napisał/a:
Dlaczego nie egzekwujesz alimentów? Jest fundusz alimentacyjny, sa komornicy, mnóstwo innych narzędzi z utratą prawa jazdy włącznie. Dlaczego pozwalasz mu siedziec wygodnie na puchowej poduszce i bawić sie twoimi uczuciami?
Zawsze mu na to pozwalałam.Jego potrzeby były ważniejsze i nie dlatego ,że On tak chciał.Miałam dużo swobody ale z niej nie korzystałam.
Mogę mieć pretensję tylko do siebie ,bo sama się do tego doprowadziłam.
Alimenty...chyba chce mu pokazać jaka jestem dobra.Sama nie wiem czemu taka naiwna jestem
agata13 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-21, 23:05
Malta naisała:
Pozwól mu odejśc - aby mógł kiedyś wrócić... jesli naprawde nie odejdzie - nie wróci...
Podpisuję się pod tym...
pozwól mu odejść..., módl się za niego ..., a gdy wróci to na nowych, bardzo twardych warunkach rozpocznijcie na nowo i bardzo konsekwentnie....
Trzymaj się!
Agata13
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 08:29
Mam mętlik w głowie.Przez kilka miesięcy nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu i było mi z tym źle.Teraz kiedy się spotykamy też jest źle.
Mój mąż tłumacząc dlaczego nie odwiedzał dzieci powiedział,że bał się spotkań ze mną.
Starałam się mu to więc umożliwić.
Dziewczyny tu na forum spotykają się ze swoimi mężami i czy nie są to trójkąty? Przychodzą i odchodzą do swoich kochanek.One mają pokazywać jakie są dzielne i uśmiechnięte by mąż widział co stracił.
Pomyślałam ok,może ja tez spróbuję.
Tylko że ja nie potrafię cieszyć się z tych okruchów.
[ Dodano: 2010-12-22, 09:20 ]
Czyli co?
Powinnam mu powiedzieć,że jeśli chce się spotykać z dziećmi to niech się z nimi umawia a do mnie to dopiero będzie mógł przychodzić jak zerwie z kochanką? Albo ja albo ona?Przecież już wybrał.
malta [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 14:24
Marzenko - wg mnie troche pomyliłas relacje. Piszesz, ze inne dziewczyny tez sie widuja z meżami a jest ok a Tobie sie doradza zebys przestała...
To nie tak - ja nie bardzo wiem jak to napisac żeby było delikatnie bez włazenia z buciorami w twoje intymne sprawy a jednoczesnie abyś wiedziła co mamy na mysli...
Widzisz - czym innym jest jak maż przychodzi do dzieci w odwiedziny, zastaje tam zadbana zone, która nie wiesza sie na nim, nie ciosa mu kołków na głowie - tylko jest zyczliwa, miła, lekko zdystansowana... i... stop... granica...
Facet dostaje komunikat - jest swietna, radzi sobie, dba o dzieci o dom, dobrze wygląda, jest wyciszona - wow - naprawdę swietna dziewczyna - moze później przyjdzie refleksja - czy dobrze zrobiłem?...na kogo ja zamieniłem taka fajna babkę - po co mi to było...
czym innym jest jednak kiedy facet po kilku miesiacach nieobecnosci, nie płacenia alimentów, olewania, izolowania się... staje w drzwiach i ... dostaje wszystko co mu przyjdzie ma mysl na dzień dobry...
Nie krytykuję Cie absolutnie - próbuje Ci tylko uswiadomić że on nie traktuje Cie powaznie bo zbyt łatwo dostaje wszystko co chce... rozumiesz? nie zawalczył, nie wykonał zadnego wysiłku, nie musiał zabiegać, starac sie ... po prostu sie pojawił...
Najbardziej w zyciu doceniamy to nad czym musimy sie napracować, nagonic króliczka.
Mysle, ze Twój mąż nie dostał od Ciebie klarownego komunikatu - on być moze mysli sobie, że nie robi nic złego bo Ty sama nie wiesz czego chcesz...
Może rozpisz sobie na kartce punkty "za" i "przeciw"... do częgo dążysz, jakie masz marzenia, co jest dla Ciebie priorytetowe a na co mozesz przymknąć oko.
Stwórz sobie sama dla siebie jakis plan na najblizszy rok.
Co chciałabys w tym czasie osiagnąć a z czego możesz zrezygnować.
To naprawde pomaga - ja jak mam jakis problem czesto go sobie rozrysowuję - wieszam nad łózkiem płachtę z tym rysunkiem - patrze na niego, nanosze poprawki, wykreslam, podkreślam...zerkam na niego - patrzę czy idę w kierunku spełnienia czy staoje w miejscu lub sie cofam...
Bez planu bładzisz po omacku - szkoda czasu na takie miotanie się - szkoda zycia...
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 15:32
Malta........... super pomysł.To się nazywa '"nakręć film" z sobą w roli głównej ..jako scenarzysta..............ale nie reżyser.
Marzeno............... wczytaj sie w to co pisze Malta.Bardzo to dojrzałe.Malta pokazuje Ci na co ma wpływ........... NA SIEBIE
Pogody Ducha i pociągnij za język Malte............jak to robi............. bądż jak mrówka.
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 20:41
Dostałam lekcję.
Musze pozbierać myśli bo strasznie się pogubiłam
malta napisał/a:
czym innym jest jednak kiedy facet po kilku miesiacach nieobecnosci, nie płacenia alimentów, olewania, izolowania się... staje w drzwiach i ... dostaje wszystko co mu przyjdzie ma mysl na dzień dobry...
Nie krytykuję Cie absolutnie - próbuje Ci tylko uswiadomić że on nie traktuje Cie powaznie bo zbyt łatwo dostaje wszystko co chce... rozumiesz? nie zawalczył, nie wykonał zadnego wysiłku, nie musiał zabiegać, starac sie ... po prostu sie pojawił.
To prawda niestety.To ja w całej okazałości
malta [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-23, 13:44
Marzenko – ale teraz nie bądź dla siebie za sroga – bo to bez sensu – naprawdę. Przeszłości nie zmienisz – możesz zaplanować lepsza przyszłość a przy okazji zmienić siebie.
Mam propozycję: Weź dwie kartki A4 – na jednej napisz Marzena 2010r – na drugiej Marzena 2011. To świetny okres na takie ćwiczenie – mamy przełom roku.
Na tej pierwszej wypisz w punktach wszystkie rzeczy które były „do poprawki” – czyli:
- uległość wobec męża
- brak troski o swoje uczucia
- bierność
- nie egzekwowanie alimentów itp – sama wiesz co było kiepskie……
Na drugiej wpisz co Ci w duszy gra i o czym marzysz np.
- zadbanie o swoją równowagę psychiczną
- egzekwowanie zasądzonych należności od męża
- poświęcanie więcej czasu dla dzieci
- budowanie własnej wartości itp…
Potem weź ta starą i zniszcz ją – sama zdecyduj – podpal, podrzyj, pogryź – cokolwiek – zniszcz bezpowrotnie… ta nową kartkę na spokojnie sobie rozbuduj – tzn – opisz pod każdym punktem jak zamierzasz to zrobić i ile sobie na to dajesz czasu… potem złóż, włóż do torebki tak aby mieć zawsze przy sobie – w samochodzie, pociągu, w pracy… zaglądaj do niej jak najczęściej – utwierdzaj się w tym do czego dążysz – sprawdzaj siebie - jak Ci idzie...
To naprawdę działa – ale musisz być dla siebie srogim nauczycielem…jak trzeba postaw sobie jedynkę, nałóż karę
Jest takie powiedzenie Kisiela – „od samego mieszania herbata nie zrobi się słodsza”… no właśnie – Ty musisz sobie zrobić plan – czyli dosypać cukier do tej herbaty…
Ja uważam, że to dobrze ze wyjeżdżasz na kilka miesięcy. Tu na miejscu jesteś pod wpływem manipulacji męża – tam z dystansu może zacznie Ci się wszystko w głowie układać – bez presji, bez możliwości widywania się będziesz miała większą szansę na nowe otwarcie.
Myślę, że u Ciebie podstawowym defektem który musi Ci „kliknąć” w głowie jest odejście od teorii : „Jak to zrobić, żeby go odzyskać” - i przejście na teorię: „Jak on to zrobi żeby mnie odzyskać” … a nawet jeśli nie będziecie razem to wbicie sobie do głowy – czegoś oczywistego – czyli: „Jego strata”….
Jarek321 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-23, 14:11
malta napisał/a:
odejście od teorii : „Jak to zrobić, żeby go odzyskać” - i przejście na teorię: „Jak on to zrobi żeby mnie odzyskać”
Świetne!
marzena0711 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-25, 10:35
malta napisał/a:
Ja uważam, że to dobrze ze wyjeżdżasz na kilka miesięcy. Tu na miejscu jesteś pod wpływem manipulacji męża – tam z dystansu może zacznie Ci się wszystko w głowie układać – bez presji, bez możliwości widywania się będziesz miała większą szansę na nowe otwarcie.
Nie wydaje mi się ,że ten wyjazd jest czymś dobrym.Zostawiam syna, który ma problemy w szkole .To nie jest 3 tygodnie ale ok 3 miesięcy.To bardzo długo potem trochę przerwy i znowu to samo.
Te wyjazdy również przyczyniły się do rozpadu naszego małżeństwa.Najpierw wyjeżdżał mąż potem ja.
Żyję na walizkach,większość czasu spędzam tam.Jak przyjeżdżam do domu nie wiem za co się zabrać,wszystko chciała bym załatwić szybko.Tak jak moje małżeństwo.
Przez te 3 miesiące nawet nie wiem czy choć raz uda mi się być w kościele na mszy bo w niedziele pracuje a tam msza jest tylko co drugi tydzień w godzinach rannych.Korzystałam z transmisji przez internet.
Właściwie wszystko jest na nie ale żyć z czegoś trzeba no i faktycznie mniej czasu na myślenie bo dużo pracy a mało wolnego czasu.
Masz rację malta, dużo pracy przede mną .Jeśli nawet kiedyś udało mi się coś ruszyć do przodu to teraz czuję ,że się cofnęłam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.