Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę Was o modlitwę
Autor Wiadomość
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-13, 19:57   

Ewo pieknie dziekuje Tobie.
To jest tak ze zaraz po siwetach maz powiedzial ze chce rozwodu i mam sie wyprowadzic. W zlosci co prawda ale pare dni go trzymalo. Szukalam mieszkania na wynajem, dalam sie wkrecic w te poszukiwania na lapu capu. Potem ochlonelam powiedzialam stop , to niemoja decyzja, czemu mam teraz tracic czas na szukanie....

Po paru dniach napisalam list ze cche dalej walczyc itp.
Zaczelismy znow normalnie rozmawiac w domu. Jednak szybko wrocilo stare i maz znow zaczal przebakiwac o pragnieniu wolnosci, o tym ze nie umie byc razem.
Nie mam sil na ciagle straszenie rozwodem gdy pogorszy sie miedzy nami...nie czuje sie bezpiecznie w domu, nie wiem co jutro maz wymysli.
Chce odpoczac i maz dobrze wie ze kocham, ze chce budowac malzenstwo i ze ta wyprowadzka dlatego ze juz inaczej nie umiem powiedziec stop temu co sie dzieje w domu.
Pozdrawiam
Pisz koniecznie bo dawno cie nie widzialam :-)
 
     
ewaa
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-13, 20:12   

Dawno mnie nie widziałaś bo w świadectwie napisałam że będę pisala o dobrych rzeczach. A wszystko co złe wróciło do mnie z taką siłą że nie bylam w stanie myśleć o niczym innym. Dzisiaj jest między nami dobrze ale ostatnio nie popisałam się swoim zachowaniem. Walczę codziennie ze sobą i mój mąż dzielnie znosi to wszystko. Mam nadzieje że nie będę go nadwyrężać. Niestety dla mnie to dalej żywa rana. Na tym forum nie czytam nawet zadnych wpisów Agnieszek, Agniech itd bo nie. Nie wiem śmieszne czy to tragiczne ale do mojej najlepszej koleżanki też nie mówię po imieniu.
Szkoda słów.
Mów mężowi dlaczego tak jest że się ewakuowałaś. Może on tak jak ja nie chce być taki zły ale mu to nie wychodzi. :)
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-14, 10:21   

Danusiu ale się zakręciłaś…
.Nie mam sil na ciagle straszenie rozwodem gdy pogorszy sie miedzy nami...nie czuje sie bezpiecznie w domu, nie wiem co jutro maz wymysli….

to nie straszenie, to wynik bezradności na to co się dzieje w związku, nie widzi
innej drogi jak rozejście się byście dalej się nie krzywdzili…
Danusiu, mąż cie kocha, pragnie byś była szczęśliwa, ale nie potrafi cie zadowolić tak jak ty tego pragniesz…
dlatego we własnej niemocy ucieka myśląc, że rozwiązaniem będzie rozwód…
w końcu będziesz szczęsliwa a on nie będzie miał poczucia, że cie krzywdzi…
w końcu wciąż na każdym kroku dajesz mu to odczuć, jesteś do niczego…
jestem przy tobie nieszczęśliwa…
a mąż stara się pewnie jak może tyle, że nie potrafi zadowolić ciebie w taki sposób, by widzieć cie zadowoloną..
Rodzi to w nim flustracje, pragnie się odciąć od tego… dlaczego nie chce skorzystać z pomocy?
Trudno powiedzieć,
może dlatego, że nie widzi u ciebie zmian i efektów terapii, może wstydzi się przed kims pokazać swoje prawdziwe ja, może woli myśleć, iż nić pomoc z zewnątrz wam nic nie da…
bo może nadal trwac bezczynnie w swoich nałogach, nie musi robić nic, starać się… przeciez prawda o nas samych inna niż tą jaką mamy o sobie boli…
trzeba być na nią gotowym, by uznac, że to prawda… może brak w nim wiary, iż jest możliwe wyjście ze swoich problemów z pomocą innej osoby…

Jedno jest pewne… Dzis rano przeprosil mnie za dokuczanie wczoraj i ze nie wie czemu to robi...
czuje się tak samo źle w związku jak ty, też jest nieszczęśliwy a to, że cie rani słowami. Jest odpowiedzią na twoje słowa, zachowania… chce byś tak samo jak on czuła… nie jesteś idealna, masz problemy… bo skoro byś ich nie miała potrafiłabyś ten kryzys rozwiązać….

Dlaczego nie potrafimy?
Zależy nam na efekcie końcowym, widzieć partnera takim jakim chce by był… czy i on ma takie same wyobrażenie o sobie, jako tym którym chce być…
Może on nie chce być takim jakim ty go sobie wyobrażasz…to tylko może….

Może to zależy mi na dobru swoim a nie dobru męża,
i nie idzie w parze z tym jego dobrem,
… mnie ma być dobrze, jak on się zmieni, sądzimy, że będzie dobrze…
on poświęci się dla zmian jakie nas zadowolą tylko czy on będzie wtedy szczęsliwy?
Znów pytanie może…

im bardziej chcemy, tym mniej druga osoba może nie chce, bo się nie widzi takim jakim my chcemy by był…a poprzez takie nasze zachowania dające do myślenia tej osobie, z kolei ta osoba…
wciąż widzi się tą złą, tą nieakceptowaną taką jaka jest, a inną przecież nie potrafi być, nie wie jaką ,ma być nawet…
a my zabieramy tej osobie możliwość poznania siebie takim jakim jest… ciągłym sugerowaniem co w niej złe… dlatego się odcina od nas, dlatego tez w końcu łate jaką mu przypieliśmy zgadza się z nią… nie widząc możliwości godzi się na bycie takim jakim go widzimy… ale i tak czuje się żle, bo tak na prawde nie widzi się takim jakim my go postrzegamy…
ktoś pragnie dla innej osoby niekoniecznie tego co jest zgodne celami, wartościami tej osoby dlatego może też i brak gotowości do zmiany tej osoby.

paradoks, pomagamy a jednocześnie ta pomoc przeszkadza…
różnica polega na umiejętnym naprowadzaniu tej osoby, na to co źle robi, bez jej kontrolowania, sprawiania, by nie czuła się osądzana czy tez krytykowana…
problem gdzieś tam między naszymi relacjami, moje zachowanie wpływa na twoje, odbijają się na \nas ….
gdy potrzeba zmian partnera staje się kompulsywna, staramy się tą osobą kierować, by zaspokoiła nasze lęki, poczucie bezpieczeństwa… staramy się by zachowywała się tak jak my, bo tylko w taki sposób odczuwamy brak obaw,
i czujemy się bezpiecznie i kochane…

Inaczej jak ma tą swoją przestrzeń, tą inność do której my nie mamy dostępu, to pragniemy się w nią wedrzeć by wiedzieć co tak naprawde myśli, jakie ma zamiary… a im więcej się staramy tym mocniej ta osoba czuje się osaczona…
chcemy by się z nami dzieliła swoimi myślami, a jak tego nie robi uznajemy, że coś nie tak… pragniemy ją dostosować do prawdy jaką sami mamy o związkach, czyli takiej jaką chcemy…

Partner czuje się z tym źle, pragnie mieć tą swoją przestrzen, facet bardziej od kobiety, i nie czuć się przez to kimś złym… kocha ale pragnie tez być oddzielną jednostką mającą prawo do swojego życia… do którego niekoniecznie chce by ktoś miał dostęp… może w ten sposób pragnie zachować swoją indywidualność…
A im bardziej tego chroni tym bardziej druga strona czuje się odrzucona…
Wszyscy jesteśmy różni… warto pozwolić partnerowi na jego osobista przestrzeń, do której nie mamy dostępu… a może kiedyś nas do niej dopuści, jak tak naprawde poczuje się bezpiecznym, nie kontrolowanym i w pełni akceptowanym, że się otworzy i będzie pragnął by druga strona dzieliła tez i tą sfere jego prywatności… naszej odmienności…

Ale by tak się stało, druga strona musi nie czuć się odrzucona tym iż jest inna… że
nie potrafi być zbyt wylewna, uczuciowa, tak jak my tego pragniemy, bo prawda jest taka, za partner jak kocha, jeszcze… a my mówimy otwarcie o swoich pragnieniach to jednak stara się je zaspokoić…
Tyle, że my nie widzimy tego, zle odczytujemy starania drugiej osoby, nie jesteśmy zestrojeni razem do odczuwania siebie w taki sposób w jaki druga strona potrafi…
Nie potrafimy jej tego uczyć, czujemy uraz do niej, bo nie robi tak jak nam się wydaje że jej mówimy by robiła…
Uciekamy… w ciche dni.. do koleżanki… tak samo jak partner, by poczuć się bezpiecznie.. kochanym…
Danusiu, twój mąz cie kocha, stara się, tyle, że nie nadajecie na tej samej fali… każdy z was ma swoja przestrzeń do której nie dopuszcza partnera… którą chroni… może to sposób dla was… zaakceptować siebie takim jakim jestem…
Przestanie wtedy każdy reagować agresywnie na zarzuty drugiej strony, bo ich nie będzie… będzie pełna akceptacja mnie takim jaki jestem, nie takim w jaki chcesz widzieć męża, a on temu nie potrafi sprostac wzbudzając w nim te wszystkie agresywne zachowania, skierowane w ciebie… jednak zawsze najpierw zanim nastąpiło agresywne zachowanie poprzedził je fakt
Uznania ze jestem nie taki jakim chcesz bym był. A ja inny nie potrafie być…budząc w nim złość… inny nie potrafie być… po co chcesz być ze mną jak mnie nie akceptujesz, bo co ty grasz… chcesz być ze mną ale mie takim jaki jestem…
Osoba chcąca zmieniać myśli sobie, ja taka fajna, wyjątkowa a on nie docenia moich starań, niszczy je… sprawiając że czuje się potem ta zła…
Dlatego znów napędza się samo, znów obmyślam plan jak pomóc partnerowi… zapominając o sobie… co wpłynęło na mnie.. że staram się o te zmiany…
a wpłynęło brak poczucia wartości siebie taką jaka jestem…
staram się o te uznanie u męża… mówiąc mu jaki ma być, co z kolei wywołuje w nim brak poczucia dowartościowania..i teraz znów on czuje się poprzez to tak samo nieakceptowanym… koło się zamyka a my wciąż staramy się za kogoś… zamiast przemieniać siebie… wciąż przemieniamy drugą stronę sądząc, że jeśli ona zmieni swoje zachowania to będzie dobrze i ok…
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-15, 09:50   

mami dziekuje, Twoj post dal mi do myslenia

Cytat:
po co chcesz być ze mną jak mnie nie akceptujesz, bo co ty grasz… chcesz być ze mną ale mie takim jaki jestem…

to szczegolnie mnie poruszylo, moze tak sie moj maz czuje...
ale jak tu akceptowac te agresje na kazdym kroku...nie da sie...i nie moge brac odpowiedzialnosci za jej powstanie, ze wszystko to moja wina,

z tego co mi piszesz wynika ze z takiego impasu wyjsciem jest jednak rozstanie, pozwolenie mezowi odejsc, abysmy sie nie krzywdzili...
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-15, 16:46   

Danka 9 napisał/a:
z tego co mi piszesz wynika ze z takiego impasu wyjsciem jest jednak rozstanie, pozwolenie mezowi odejsc, abysmy sie nie krzywdzili...



nie, z tego tylko wynika, że oboje macie problem... a rozejście jak widać na dzień dzisiejszy nie jest dla was najlepszym wyjściem, bo nadal oboje sie kochacie, i jednak pragniecie mimo problemów być razem... na co dowodem jest ciągłe bycie razem mimo deklaracji o rozejściu... wracacie do siebie z chęcią bycia mimo wszystko razem...

I wcale nie musisz czekac aż mąż zacznie się zmieniać… możesz ty zmieniać swoje nastawienie do męża…
Jako tej której przeszkadza jego zachowanie… w końcu on się nie zmienia bo jemu jego zachowanie nie przeszkadza… wcale nie jesteś bezbronna i możesz się bronic przed zachowaniami męża bez czekania, że dopiero dobre relacje między wami nastaną jak on zmieni zachowania…
może zmiana twojego nastawienie do odbierania agresji zatrzymie ją... w momencie jej uruchamiania...

mówią...
Krytyk podobno siedzi nam na karku... i krytykuje nas wciąż.
Nabrać zdrowego stosunku do siebie, do tego co mówi o nas krytyka to odciążyć kark.
Może dlatego ci, co nie myślą o sobie najlepiej - tak łatwo gną kark. Dumni chodzą wyprostowani - z wysoko uniesioną głową.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-16, 17:09   

Mami, dzieki, zagubilam sie ostatnio bardzo
Jestesmy razem, kazde sie stara na swoj sposob

maz wczoraj przyznal mi ze nie dziwi sie ze sie bronie przed jego zachowaniem, sam widzi ze nie jest w porzadku...to ulga dla mnie, ze sam przyznaje sie do problemu
dwa dzieki Tobie :-) przyznalam sie mezowi ze moge dawac mu komunikaty o nieakceptacji jego, nawet niewerbalne...maz tez przyjal to ze zrozumieniem..
pogadalismy wczoraj na spokojnie

widzisz...co do tego bronienia to ja juz jestem bardzo zmeczona, dlatego takie radykalne srodki jak wyprowadzka z domu...to tak jakby ktos stosowal przemoc fizyczna, bił , raz drugi, trzeci, stosujesz konsekwencje, jesli uderzy to nie siadam z mezem do stolu, nie mam ochoty z nim jesc i spac...
jeszcze mieszkalam pod jednym dachem i staralam sie codziennie miec do niego cierpliwosc i czyste konto

bije i obiecuje ze nie zrobi tego..i dalej bije....no sorry ale moje nastawienei nie zniweluje siniakow

podaje taki ostry przyklad....bo mnie i wielu osobom sie wydawało, wydaje, ze przemoc psychiczna to nic takiego....ale warto sobie uswiadomoc..ze to niszczy...jest traumatyzujace....
masz nastawienie ze ta przemoc ciebie nie dotyka....ze masz dystans...ze masz na tyle wyskoka samoocenen ze jak maz ci powie ze jestes do kitu to wiesz ze to on jest zaburzony...ze gdy krzyczy to mozesz powiedziec stop...ale po pewnym czasie sily sie wypalaja...bo jest jeszcze inne zycie, praca, problemy ze zdrowiem...

ale to mozna miec taki dystans np w pracy z trudnymi ludzmi...gdy masz ich pare godzin...nie przejmowac sie gdy przeklinaja itp....ale do powinien byc azylem, gdzie sie regenerujesz, wypoczywasz...nie moze byc poligonem

ja moge zmieniac nastawienie...ale nie umiem juz wytrzymac ciaglych rozmow o rozwodzie, szukaniu mieszkania...
to siniaki ktore tak szybko sie nie goja mimo mojego pozytywnego nastawienia do siebie...zrozumienia "choroby" meza....trzeba czasu na wybaczenie, zagojenie....no i obietnicy ze juz nie powtorzy sie to....ze maz inaczej sobie poradzi z problemem
i zobaczenia ze rzeczywiscie idzie ku lepszemu
poki co zyje jak singiel prawie, sama planuje wyjscia z domu, sama spedzam czas, planuje wyjazdy,dziele sie swoimi uczuciami i przezyciami z przyjaciolmi...moi bliscy sa poza domem, bratnie dusze
z mezem jest to ryzykowne...bo moze w kazdej chwili miec nawrot....probuje czasem, ale coraz mniej checi, ale czekam na męża
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-16, 18:21   

Danka 9 napisał/a:
maz wczoraj przyznal mi ze nie dziwi sie ze sie bronie przed jego zachowaniem, sam widzi ze nie jest w porzadku...to ulga dla mnie, ze sam przyznaje sie do problemu
dwa dzieki Tobie :-) przyznalam sie mezowi ze moge dawac mu komunikaty o nieakceptacji jego, nawet niewerbalne...maz tez przyjal to ze zrozumieniem..
pogadalismy wczoraj na spokojnie



a to najlepsza metoda by druga strona sama chciała chciec zmian dla siebie... bo je widzi..a jak widzi to byc może sama dokona zmian, ale nie dlatego, że ty nalegasz ale dlatego że on sam doszedł do takiego wniosku....

to bardzo istotne, inaczej w przeciwnym wypadku, ty sie produkujesz. cos chcesz mu uzmysłowić, na siłe przekonać a on zamiast cie słuchac broni sie, i jak na złość staje sie coraz bardziej agresywny... bo dostaje komunikat o sobie... jestem dla kogoś nie ok, ktoś mnie nie akceptuje, ktoś uważa, ze nie jestem fajny... a ja tak bardzo sie staram...

pozwól sobie na wyciszenie... pozostaw męża samego sobie z jego problemami, przestań mu je pokazywac,,,zajmij sie swoją osoba by czyjeś ataki w twoją strone cie tak bardzo nie raniły...
może w ciszy mąz sam przerobi swoje zachowania, które niewątpliwie Danusiu są złe... ale jak sam nie bdzie chciał z nimi nic zrobić, niestety dziś już wiesz, że nie masz na to żadnego wpływu by on chciał...
oprócz zadbania o siebie, by ciebie to emocjonalnie, psychicznie nie wykańczało...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-16, 18:45   

mami, otóz to , dziekuje Ci za wzmocnienie mnie :-)

Pan Bog dziala w naszym zyciu, tez przez dobrych ludzi :-)
 
     
ewaa
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-21, 21:00   

Danusiu Droga
Jak dzisiaj u Ciebie?
Ja wiem że słowa ranią o wiele bardziej niż razy zadane pięścią. Wiem że siniaki znikają szybciej niż rany serca, wiem że można marzyć o spokoju i nie chcieć nic więcej. Mam nadzieję że uda Wam się wyciszyć i rozmawiać na innym poziomie. Chcesz przecież walczyć o swoje małżeństwo. ;-)
Napisz jak dzisiaj? Może zmieniło się coś na lepsze?
Ściskam gorąco
Z Panem Bogiem
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-22, 11:43   

dzieki Ewo za podbicie
ucze sie do egzaminow, wrocilam do domu naszego ale po paru dobrych chwilach maz wrocił do dawnych zachowan, ale ja to ciezko znosze, odzwyczailam sie od tego
staram sie sobie radzić, choc podupadlam ostatnio nieco na duchu, duzo pracy wewn i zewn...
otworzylam sie przed mezem, ale widze ze za wczesnie, dostałam strzał agresji, musze byc ostrozniejsza, chce byc rozwazniejsza
to jest ta bezsilnosc, powielanie tych sameych nieco naiwnych zachowań
wczoraj atak meza, wiec jest przewidywalne ze jutro tez tak bedzie...a ja wierze w cud i tkwię tu
jeszcze sie szamoce i probuje utrzymac na powierzchni

potrzeba mi duzo spokoju, o ktory trudno w domu
jedynie niekorzystny dojazd do tego mieszkania-azylu i duze mrozy mnie powstrzymuja przed wroceniem tam
czyli troche wygodnictwo

Gabi w swoim watku przypomniala mi o fundamencie, milosc do siebie
chce zadbac o spokoj i dobre warunki w domu....dzis zadbam o to z calego serca...nie dam sie zwatpieniu i agresji....najwyzej zabarykaduje sie w drugim pokoju z termosem goracej herbaty
i pouczę się

[ Dodano: 2010-01-25, 10:16 ]
Cytat:
chce zadbac o spokoj i dobre warunki w domu....dzis zadbam o to z calego serca...nie dam sie zwatpieniu i agresji....najwyzej zabarykaduje sie w drugim pokoju z termosem goracej herbaty
i pouczę się

Tak tez zrobilam.

w sobote wrocilam z zajec na studiach i spotkala mnie mila niespodzianka

_ maz usmiechniety slucha sobie kazan ks.Pawlukiewicza :-)
-czysta kuchnia i czeka na mnie kolacja
-maz zrezygnowal ze swoich wyjsc z kolegami sobotnich ( nie lubie tego, bo zakrapiane alkoholem)
-usciskał mnie serdecznie
- nie komentował i nie krytykowal mojej nauki z kolezankami po zajeciach...to nówka
-chcial mnie przywiezc samochodem bo mroz i bylam daleko od domu...(co prawda samochod sie zepsuł) ale liczy sie miły gest!!!
- nastepnego dnia zrobil mi sniadanie przed wyjściem, a wieczorem po zajeciach i nauce ktorej znow nie krytykowal zaprosil mnie do kina :-D

zazwyczja przed sejsa egzaminow bylo u nas zle, bo maz nie akceptował tego, ze sie uczę.
Nie lubi tez jak jestem poza domem. Zle znosil czas gdy bylam pochlonieta swoimi sprawami, nie mialam takiej uwagi dla niego jak zwykle.
A teraz....jestem bardzo zbudowana i szczesliwa.
Maz wie ze ten czas egzaminow minie i bede wtedy bardziej obecna w domu.

Chwala Bogu, za wszystko,przymierzam sie do opisania 1 kroku 12 krokowiczom.
 
     
fraszka33
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-27, 17:47   

Pozdrawiamy Danusiu!!!
Wielkie Buziaki:)))
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-28, 16:58   

dzięki fraszko :-)
buziaki dla synka

napisalas kiedys w 12 krokach, jak Ci idzie praca?

[ Dodano: 2010-01-28, 17:00 ]
co u Kasiek? podbilam jej temat...ale nie da sie bo jestem ostatnia osoba piszacą, czy zaglada jeszcze?
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-28, 17:05   

[quote="Danka 9"]maz usmiechniety slucha sobie kazan ks.Pawlukiewicza
-czysta kuchnia i czeka na mnie kolacja
-maz zrezygnowal ze swoich wyjsc z kolegami sobotnich ( nie lubie tego, bo zakrapiane alkoholem)
-usciskał mnie serdecznie
- nie komentował i nie krytykowal mojej nauki z kolezankami po zajeciach...to nówka
-chcial mnie przywiezc samochodem bo mroz i bylam daleko od domu...(co prawda samochod sie zepsuł) ale liczy sie miły gest!!!
- nastepnego dnia zrobil mi sniadanie przed wyjściem, a wieczorem po zajeciach i nauce ktorej znow nie krytykowal zaprosil mnie do kina [/quote


No,No Danusiu jest ci czego pozazdroscić :-P
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-28, 17:45   

gogol to owoc pracy mojej i męza...dzialanie Bozej łaski w nas

na pewno jeszcze rozmowy o rozwodzie wrocą...zdaje sobie z tego sprawę, ze maz tak ma, tak reaguje....
juz jestem spokojniejsza..

mój maz jest podobny do twojego z Twoich opisow, zamkniety w sobie, ostrozny...
ale kochajacy, i okazujacy to gdy sie przyjmie jego i zaakceptuje to wycofanie, te ostroznosc, inny temperament...
Kocham swojego męza, nawet z tymi napadami zlosci ;-)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4