Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?
Autor Wiadomość
PawełV
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-29, 23:05   

Tu najwiekszym problemem (tak myślę) jest nawiązanie ,,pozytywnego'' dialogu z żoną. A może.......spróbować porozmawiać ,,po męsku" z kochankiem żony (nie mówię tu oczywiście o jakimś -że się tak wyrażę-mordobiciu).Przecięż to TY JESTEŚ JEJ MĘŻEM.Może w ten sposób zyskasz choć trochę czasu,popsujesz im nieco beztroskę i być może żona ,,zechce z tobą porozmawiać.....

[ Dodano: 2009-11-30, 08:08 ]
To on wszedł w wasz związek a TY walczysz o uszanowanie sakramentu.To ty masz rację i to ty masz przed nim prawo do swej żony.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 12:28   

PawełV napisał/a:
Tu najwiekszym problemem (tak myślę) jest nawiązanie ,,pozytywnego'' dialogu z żoną. A może.......spróbować porozmawiać ,,po męsku" z kochankiem żony (nie mówię tu oczywiście o jakimś -że się tak wyrażę-mordobiciu).Przecięż to TY JESTEŚ JEJ MĘŻEM.Może w ten sposób zyskasz choć trochę czasu,popsujesz im nieco beztroskę i być może żona ,,zechce z tobą porozmawiać.....

[ Dodano: 2009-11-30, 08:08 ]
To on wszedł w wasz związek a TY walczysz o uszanowanie sakramentu.To ty masz rację i to ty masz przed nim prawo do swej żony.

To Pawle taka walka z wiatrakami na tym etapie, poza tym mam też świadomość, że to nie tego faceta wina, ale to ja nawaliłem i nie widzę sensu się szarpać za tydzień o tej porze będzie już po rozprawie i jeden Bóg wie z jakim rezultatem.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 13:36   

A ja myślę, że tego faceta wina też jest i to nie byle jaka, wykorzystał sytuację kryzysową i podłączył się do Twojej żony, mógł tego nie robić. Uważam, że warto z nim pogadać, żeby miał dyskomfort w sumieniu.
Mam wrażenie Jarosław, że się poddałeś, a jeszcze nie wiadomo co będzie, może żona temu gościowi się znudzi, może on nie będzie taki atrakcyjny dla niej, gdy przyjdzie proza życia. Rzeczywiście wykorzystaj czas na pogodzenie z Bogiem i sobą jak napisał Ketram, abyś był silny, gdy nadejdzie czas rozgrywek.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 19:10   

ketram napisał/a:
Myślę, że w tej fazie kryzysu - w przypadku Jarosława - pisanie miłch smsów i telefonowanie nie ma najmniejszego sensu. Innymi słowy - znaki wypuszczane w stronę żony, że "jestem, czekam itp" przynoszą odwrotny skutek

Uważm także, że wytykanie żonie ewidentnego zła, które czyni, powoływanie się na sakrament, umoralnianie lub jakiekolwiek ostre przywoływanie do opamiętania - również nie ma sensu.

Dlatego, że żona pogrążona w "cugu" - czyli zauroczeniu, potrzebuje takich sygnałów - miękkich (miłe smsy) lub twardych (awantury) tylko i wyłącznie do tego, aby mieć się od czego odbijać, uzasadniać swoje zachowanie.

Zatem - żona potrzebuje pożywki do rozmów z osobą trzecią o zasadności swego kroku. Nie wolno tej pożywki dawać. Nie może mieć się od czego odbijać.

Wszystko zostało już powiedziane - Jarosław zaznaczył, ze chce ratować - i wystarczy. To nie jest ten etap kryzysu. Działania "zaczepne" powinny mieć miejse z jego strony wcześniej lub.... przydadzą się później. Dużo później.

Na ten moment, myślę, najlepsze co może Jarosław uczynić - to powolutku pogodzić się z Panem Bogiem, następny krok - pogodzić się z samym sobą.

Czuję Ketram, że ująłeś to dokładnie.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 22:54   

Jarosław napisał/a:
Czuję Ketram, że ująłeś to dokładnie.


Ketram faktycznie trafione -zatopione.
Tak Jarku-na pewnych etapach działania
-miłosne ,zyczliwe -to żle
-stanowcze,impulsywne-jeszcze gorzej

Zatem co ???? ano czekać aż sie wypali amok i trafi do głowy pierwsza refleksja.
Na ten moment musisz byc gotowy,tylko żeby dobrze sprawdzic sie w tym momencie
najpierw winienes uporządkowac wszystkie swoje sprawy.........a na końcu
zadać sobie uczciwe pytanie

czy zależy mi na byciu razem???

Jarku jak sie czujesz po tym co napisała mami????
nie odpowiadaj-tylko głeboko sie zastanów nad tym.
Jak jest w tym kawałek prawdy-działaj
jak nieprawda-to zapomnij

Zreszta sam się znasz,sam wiesz co zatajasz,sam wiesz jaka prawda.......

pozdrawiam
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 12:02   

cierpliwy napisał/a:


Jarku jak sie czujesz po tym co napisała mami????
nie odpowiadaj-tylko głeboko sie zastanów nad tym.
Jak jest w tym kawałek prawdy-działaj
jak nieprawda-to zapomnij

Zreszta sam się znasz,sam wiesz co zatajasz,sam wiesz jaka prawda.......

pozdrawiam


Nie powiem bo zatrzepało i to porządnie.
Można powiedzieć, że znalazłem powody, zakorzenienia, pozostałości z dzieciństwa takiego, a nie innego styla bycia, realizowania się w małżeństwie. Zresztą znam je od miesięcy.

Co do terapeuty, jego pomoc polega na tym by wskazać, które punkty życia wywoływały pewne niezmazywalne ślady działające reperkusjami w życiu dorosłym.

Terapeuta nie powie nic więcej aniżeli zdiagnozuje to co usłyszy ode mnie.
Być może, że clou zagadnienia znajduje się w owym otworzeniu na drugiego człowieka i wyrzucenia z siebie emocji. Ale i tak praca zależy ode mnie terapeuta może ją ukierunkować.
Ale kto zna mnie lepiej od siebie poza Panem oczywiście.

Forum Sycharu i Wy daliście mi wiele takiego spokoju, analiza przyczyn należała do mnie, musiałem zajrzeć do środka i zajrzałem i
Choć pewnie jeszcze nie raz złapię się na jakiejś gonitwie myśli, uczuć czy emocji, warto się na to przygotować.
Cytując ks. Jaworskiego marsz po ślimaku (byle w górę).

Pomyśleć, że wrześniu miotając się chciałem szukać prawnika, by wygrać sprawę.

To, że tu trafiłem odczytuję jako palec Boży.
Najważniejsze to być w zgodzie ze swoim sumieniem i prosić o współmałżonka nie dla mnie, ale dla niej.
Już dwie niedziele bez Eucharystii, jest zagubiona pewnie jej wstyd przed samą sobą, a nie umiem jej pomóc. W głębi serca była dosyć religijna nawet ze trzy lata temu mieliśmy misje i jednego wieczoru było odnowienie przysięgi małżeńskiej.
Mnie wtedy stały w oczach łzy, a żona się uśmiechała wtedy już byliśmy oddaleni, ech gdybym wówczas tu trafił...
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 14:06   

Jarek, po pierwsze terapeuta nie jest od stawiania diagnoz ale od przepracowywania sytuacji, ukierunkowywania i nazywania po imieniu rzeczy ....Może więc warto ?

Piszesz, że to nie ten facet jest winny, ale Ty wiele zawalileś.....
Nie chodzi tu przecież o szukanie winnego !!!!!
Chodzi o to, żeby nie obwiniac nikogo, tylko spojrzeć na siebie i zapytać - co JA mogę w trudnej sytuacji zrobić, żeby moje życie było lepsze, naprawione itp.
Widzisz, chodzi o to, że w trudnych sytuacjach nie możemy raczej liczyć na innych ale możemy i powinniśmy sami coś zadziałać .

Mówisz Jarku, że gdybyś trzy lata temu tu trafił....to może by coś .....
A nie myslisz, że może Bóg tak chciał ? Może chciał żebyś właśnie tu i teraz był z nami a my z Tobą ? Może to teraz właśnie jest dobry czas.....po to....żebyś za tydzień nie powiedział, że szkoda, że nie trafiłem tu wcześniej.
Jarek....może masz właśnie tydzień, żeby jednak przekroczyć siebie i zadzaiłac ??
Czego Ty chcesz Jarek dla siebie ? Dla swojego małżeństwa ? Dla Waszej rodziny ??
Tydzień, to tak naprawdę sporo czasu.....Spróbuj zadziałać ! Może chociażby dlatego, żebys sobie kiedyś sam w brodę nie pluł.....Wiesz....Pan Bóg wie co robi....i zaqwsze daje nam czas !! Pozdro !! EL.
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 23:01   

Jarosław,

u mnie było wszystko

- początkowo były i miękkie sygnały i twarde [cyt. za ketram ] ... dziś widzę bezsens takiego działania ... choć wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu "tej pani"
w życiu mojego męża

- był kontakt z "tą panią" (gdy się ujawniła rok temu)
PawełV napisał/a:
Może w ten sposób zyskasz choć trochę czasu,popsujesz im nieco beztroskę i być może żona ,,zechce z tobą porozmawiać.....

Kari napisał/a:
warto z nim pogadać, żeby miał dyskomfort w sumieniu.

... nic z tego co napisano powyżej nie miało miejsca ... ani w nim ani w niej ...
może kontakt był za późno, ale w moim przypadku, gdy na jaw wyszły fakty, na świecie było już ich jedno dziecko a drugie w drodze...

- dziś jest - odcięcie się od kontaktów/spotkań z mężem (są tylko konieczne), widoczny dystans, abym mogła ... żyć

Okazuję się jednak, że nie wysyłanie do niego żadnych sygnałów (pozytywnych czy negatywnych), bycie na bardzo duży dystans ... też stanowi dla męża ... uzasadnienie jego postępowania ... właściwie to fakt mojego istnienia
jest dla niego aktualnie uzasadnieniem jego zachowania, decyzji ...

Amok...cug...chemia...może na początku tak, ale nie po ... 7-10 latach albo po 30 ... tyle to nie trwa...ani zakochanie ani zauroczenie...
jeśli u Twojej żony to początek masz dużą szansę ... na zakończenie inne niż moje

Nie chcę tak tłumaczyć drugiej strony ... która odeszła ... że jak "to" jej minie,
to on/ona wróci...
Całe życie można żyć iluzją powrotu (nie mylić z nadzieją)

P.S. A dziś doszedł fakt, który definitywnie przekreślił jego powrót... z jego strony
Nie mam już przyszłości z nim
decyzje jak zawsze podjął mąż

Jak mówi, mój ukochany Ralph Martin „ jest przyszłość w Jezusie i tylko w Nim”
Tylko, że ja na razie jeszcze do tego nie doszłam
Żyć tak jak mówi św. Paweł "niech ci którzy mają żony (mężów) żyją tak, jakby byli nieżonaci (nie miały mężów)"

Jarosław pamiętam w modlitwie, a „w tym dniu” szczególnie
Dużo nadziei pomimo …

paloma
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 09:01   

Paloma napisał/a:

Jarosław pamiętam w modlitwie, a „w tym dniu” szczególnie
Dużo nadziei pomimo …

paloma

Bóg zapłać Palomo.

[ Dodano: 2009-12-02, 09:05 ]
Paloma napisał/a:


P.S. A dziś doszedł fakt, który definitywnie przekreślił jego powrót... z jego strony
Nie mam już przyszłości z nim
decyzje jak zawsze podjął mąż

Co by się nie działo (choć czasem wydaje się nieosiągalne) wracamy do pełnego "jako i my odpuszczamy..."
Pozdrawiam
Jarek
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 09:22   

Terapeuta nie powie nic więcej aniżeli zdiagnozuje to co usłyszy ode mnie.
Być może, że clou zagadnienia znajduje się w owym otworzeniu na drugiego człowieka i wyrzucenia z siebie emocji. Ale i tak praca zależy ode mnie terapeuta może ją ukierunkować.
Ale kto zna mnie lepiej od siebie poza Panem oczywiście.



jeśli są to urazy z dzieciństwa mogą być silnie wyparte, zastapione innymi emocjami, dziś tak dostosowanymi,
by inni odbierali cie w twoich oczach pozytywnie, inaczej mówiąc nieprzyjemne doznania i emocje z nimi związane zamieniamy na bardziej dla nas akceptowane przez inne osoby... tak by nie czuc krytyki własnej osoby
sam możesz nie być w stanie tego dostrzec, a na pewno nie bez pracy nad soba, z tego co piszesz nie przeczytałes ani jednej ksiązki, z zakresu poradnictwa psychologii, więc jeszcze trudniej zobaczyć swoje problemy, jak sie nie ma odzwierciedlenia w innych przypadkach,

zdobyta wiedza w tym temacie lub terapeuta może ci pomóc jak oczywiście będzie twoja zgoda wewnętrzna na przerobienie pewnych urazów z przeszłości i wpływac na zmiane myslenia i zachowania...
ale oczywiście jak będzie twoja zgoda i oczywiście nikt nie przerobi za ciebie tej pracy, a ciężka to praca nad soba samym...
nie ma tabletki, cudownej recepty jest trudna i mozolna praca nad własnymi urazami
ty jednak ogromnie bronisz swojej tożsamości, wciąż piszesz o tym... dlatego tak trudno ci zaakceptowac otwarcie sie przed innymi,
długo tłumiłeś w sobie wszystko, nie miałeś przed kim, bałeś sie jak zostaniesz odebrany a jak juz wygadałaś problem, doznałeś pewnie ogromnej ulgi...

nie może być to oczywiście presja i na siłe musi być to związane z dobrowolnie wyrażoną przez ciebie wola na taka pomoc,. inaczej jak mówisz nie ma sensu... brak zgody na prace nad soba z pomocą innej jest tylko marnowaniem czasu

mnie niepokoi tylko cały czas twój syn, bo o ile ty możesz sobie pomóc, jak twierdzisz,
to niestety syn już sobie nie pomoże, a ty na dzis dzień nie masz takiej wiedzy w tym kierunku, by mu pomóc, zapoznanie sie z nią, a potem pomoc przyjdzie za późno, odwlecze w czasie to co dzis jest mu niezbędnie potrzebne by prawidłowo się rozwijał
sytuacja w domu gdy rodzice sie rozwodza, odchodza, mają problemy jest dla normalnie rozwijającego sie dziecka traumatyczna, co dopiera dla twojego syna, u którego doprowadziło do nieprawidłowych zachowań i odczuc wasza źle pojmowana opieka rodzicielska
na szczęście można temu zaradzic....

możesz skorzystac z porady online na przykład
http://www.psychologia.net.pl/zasady.php
profesjonalne porady on-line przez Elżbietę Kalinowską są na najwyższym poziomie, poczytaj artykuły, na tej stronie będą pomocne,
możesz skorzystac z tej formy pomocy, jako bezpiecznej dla siebie, otrzymac jakiś wgląd w sytuacje w jakiej sie znajdujecie... i sam zadecydowac czy jestes gotów dalej coś z tym robić, przede wszystkim czy rzeczywiście jest taka potrzeba... ugruntujesz sie w przekonaniu słuszności decyzji jakie podejmujesz i nie bedziesz miał kiedyś wyrzutów iż czegoś zaniedbałeś w stosunku choćby do syna

pozdrawiam Jarek, fajny z ciebie gość, dasz rade jak ja i wielu innych pokonac swoje "demony przeszłości"
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 09:34   

Paloma napisał/a:

P.S. A dziś doszedł fakt, który definitywnie przekreślił jego powrót... z jego strony


Paloma

Wydaje mi się, ze jedyny możliwy taki fakt - to jego śmierć ...

Poza tym, moment w którym jesteś - to czas nie na zastanawianie się co on. Ty juz wiesz i widzisz, jak się sprawy mają. Krok po kroku odbudowywuj siebie - to jak nauka chodzenia po paraliżu. Kiedy nauczysz się chodzić - łatwiej będzie wędrować tam, gdzie Ty uznasz za stosowne, nie "on".

Cug, chemia, amok wypalają się - trwa to dłuzej lub krócej. Osoby, które posmakowały tego narkotyku albo budzą się - mają po wypaleniu czas na refleksję, allbo poszukują znowu "wrażeń". Niewykluczone, ze Twój mąż za czas jakiś zacznie znowu poszukiwać narkotyku. Znajdzie znowu "kogoś" - obecna jego partnerka z dwójką dzieci nie będzie miała dla niego znaczenia. Ma juz wprawę w takich numerach.

Paloma, naprawdę nie wiemy co bedzie - a zastanawianie się prowadzi do nikąd.
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 09:43   

Jarosław napisał/a:

Co by się nie działo (choć czasem wydaje się nieosiągalne) wracamy do pełnego "jako i my odpuszczamy..."
Jarek

... o tym pamiętam ilekroć wypowiadam te słowa ... wolą i decyzją wybaczam, choć nadal bardzo boli, mam świadomość nieodwracalności niektórych decyzji i faktów ...

Jarosław,
z własnego doświadczenia tylko piszę, abyś nie popadł w stan taki jak ja teraz ... nie obwiniaj się o wszystko, że za późno zobaczyłeś swoje błędy, że za późno tu trafiłeś, że gdybyś wcześniej wiedział to wszystko, że ...itp.
Ale było i jest inaczej ...
Ważne to, że zawsze chciałeś i chcesz naprawiać i budować na nowo
A że wtedy nie widziałeś tego ... nie ma ludzi bez wad, grzechów, upadków ... Twoja żona też miała i ma plusy i minusy ;)

Czy masz pretensje do niewidomego, że nie widzi ...
Wtedy nie widziałeś, teraz przejrzałeś i zobaczyłeś ...
Nie upadaj na duchu ...
Dużo nadziei ("a może jest jeszcze nadzieja" jak mówi psalmista, dla Ciebie nadzieja)

pozdrawiam
Paloma
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 11:57   

mami napisał/a:

mnie niepokoi tylko cały czas twój syn, bo o ile ty możesz sobie pomóc, jak twierdzisz,
to niestety syn już sobie nie pomoże, a ty na dzis dzień nie masz takiej wiedzy w tym kierunku, by mu pomóc, zapoznanie sie z nią, a potem pomoc przyjdzie za późno, odwlecze w czasie to co dzis jest mu niezbędnie potrzebne by prawidłowo się rozwijał
sytuacja w domu gdy rodzice sie rozwodza, odchodza, mają problemy jest dla normalnie rozwijającego sie dziecka traumatyczna, co dopiera dla twojego syna, u którego doprowadziło do nieprawidłowych zachowań i odczuc wasza źle pojmowana opieka rodzicielska

Dzięki Mami za namiar nie miałem pojęcia, że coś takiego funkcjonuje w sieci.
Kiedyś nabyłem taką pozycję i sięgałem do niej "Rozsądne dziecko", ale jakoś tak nie widziałem efektów, poza tym zacząłem mu matkować i współczuć tych trudności w nauce.
To już siódmy rok jak z nim robię lekcje, a czasem to nawet i za niego jak jest za dużo.
Posiada niską samoakceptację. Zbyt wiele poświęciłem jemu, a za mało związkowi.
Żona czuła się odsunięta, zepchnięta na drugi plan i mam to co mam.

[ Dodano: 2009-12-02, 12:01 ]
Paloma napisał/a:

z własnego doświadczenia tylko piszę, abyś nie popadł w stan taki jak ja teraz ... nie obwiniaj się o wszystko, że za późno zobaczyłeś swoje błędy, że za późno tu trafiłeś, że gdybyś wcześniej wiedział to wszystko, że ...itp.


Dzięki Paloma za ostrzeżenie, trzeba znaleźć środek, uznać swą winę ale nie rozpamiętywać nie samonakręcać się w uciemiężeniu.
 
     
Paloma
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 04:11   

ketram napisał/a:

Paloma napisał/a:
"P.S. A dziś doszedł fakt, który definitywnie przekreślił jego powrót... z jego strony"


Wydaje mi się, ze jedyny możliwy taki fakt - to jego śmierć ...

Są wydarzenia i fakty gorsze niż śmierć … i ciągle pojawiają się nowe a ja nie jestem z kamienia, choć chciałabym
Jeśli ktoś spycha Cię w otchłań, to myślisz o śmierci ...nie tej osoby, ale własnej ...
Choć wiem, że śmierć nie jest końcem ...

ketram napisał/a:
Krok po kroku odbudowywuj siebie - to jak nauka chodzenia po paraliżu. Kiedy nauczysz się chodzić - łatwiej będzie wędrować tam, gdzie Ty uznasz za stosowne, nie "on".

Tylko, że ja i on idziemy w odwrotnych kierunkach a ja z nim i za nim nie chcę i nie mogę iść ani biec … nie ten kierunek
A i on ze mną też nie…sam świadomie (!) wybrał to życie, które teraz prowadzi, odwrócił się i poszedł w przeciwnym kierunku

ketram napisał/a:
Cug, chemia, amok wypalają się - trwa to dłuzej lub krócej. Osoby, które posmakowały tego narkotyku albo budzą się - mają po wypaleniu czas na refleksję, allbo poszukują znowu "wrażeń". Niewykluczone, ze Twój mąż za czas jakiś zacznie znowu poszukiwać narkotyku. Znajdzie znowu "kogoś" - obecna jego partnerka z dwójką dzieci nie będzie miała dla niego znaczenia. Ma juz wprawę w takich numerach.

Ciekawie napisałeś … To ile trwa najdłużej ten amok? … może do śmierci?
… 7 lat (minimum) w związku z inną kobietą, dwoje małych dzieci, razem mieszkają i żyją i … amok …
... śpię i śnię … ja czy Ty ?
To nie działa i nie zachodzi tak prosto jak napisałeś.
Mój mąż dokonał wyboru świadomie (!), po długoletnich przemyśleniach i więcej nie będzie już szukał „narkotyku”, bo znalazł to czego szukał, jest tam szczęśliwy. To nie jest jakaś tam "pani od kawy", ale wybranka jego serca. Jest z nią z wyboru.
A jak sam wiesz miłość to wybór (sam tak napisałeś w jednym z postów).
A ja - powinnam i muszę to zrozumieć. On - jest szczęśliwy.

Jak jest u mnie – wiesz
Jak jest u Ciebie - wiesz
Wiesz – że między Twoją a moją sytuacją jest różnica jak między niebem a piekłem …
Ty może masz jakąś tam „grypę”, to i nadzieję i szansę masz
A człowiekowi w stadium terminalnym „raka” mówisz : „miej nadzieję, wyzdrowiejesz”
... oczywiście wierzę w cuda ...

ketram napisał/a:
Paloma, naprawdę nie wiemy co będzie - a zastanawianie się prowadzi donikąd.

Ketram, nic nie jest pewne oprócz tego, że nastąpią w życiu zmiany …

Pozdrawiam
nadziei i radości :)
Paloma

„pożyjemy, zobaczymy…” … więc żyjmy i patrzmy …

(przepraszam, że napisałam nie w swoim temacie, jutro przeniosę we właściwe miejsce)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8