Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?
Autor Wiadomość
PawełV
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-20, 00:23   Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?

Ostatnie posty jakie otrzymałem jako odpowiedz,dały mi co nieco do myślenia.Przeanalizowałem życie.Całe nieszczęście zaczęło się już w młodości.Rodzina nie dała mi raczej żadnych gotowych dobrych wzorców.Byłem bardzo nieśmiały.Nie potrafiłem nawiązać żadnych relacji z dziewczynami.Zacząłem się modlić o dobrą żonę.Po kilku latach trochę się rozkręciłem i nawet nawiązałem kilka przyjażni.Marzyłem o prawdziwej miłości,o małżeństwie....Podczas rekolekcji i nauk dla młodzieży usłyszałem że jakieś przytulenia czułości,pocałunki nie mówiąc już o współżyciu są grzechem (miałem już 22 lata).Gdybym mając duży temperament korzystał z niego słowa te byłyby dla mnie zbawienne.Niestety przy mojej nieśmiałości przestawiły moje myślenie w kierunku miłości odcieleśnionej.Zapadły też w moją pamięć słowa pisma św.-Każdy kto pożądliwie spojrzy na kobietę.... .Dalej modliłem się ciągle o dobrą żonę. Miałem problemy z nawiązaniem relacji z kobietami.Żadna znajomość nie mogła przejść w nażeczeństwo (miałem już 27 lat).Zamknąłem się w sobie.Dalej modliłem się o dobrą żonę.,,Moje''dziewczyny które,,kochałem''powychodziły za mąż,aja wierzyłem że wymodlę tę jedyną (miałem już 28 lat).Koledzy którzy w młodości ,,zabawiali'' się z dziewczynami byli już szczęśliwymi mężami i ojcami którzy mieli już własne domy.Znajoma pożyczyła mi książkę ks. Malińskiego....zrozumiałem...nie ma na co już czekać.Ożeniłem się z kobietą która mi się fizycznie ani trochę nie podobała.Nie miała nawet kobiecego wdzięku ale myślałem że jakoś tam będzie,po bożemu jakoś się przeżyje.Mamy 2 dzieci.Dalej walczyłem o czystość małżeńską,co nie było zbyt trudne bo żonę podniecają tylko pieniądze i kłótnie.Mam ponad 40l.Dzięki postom Mireli,Mirakulum i w.z spojrzałem na życie inaczej.Okazało się że walka o czystość była niepotrzebna -zmarnowałem życie....Klęska....Beznadzieja....Nie mogę normalnie funkcjonować.Żona robi piekło.Chce zabrać dzieci i odejść.Nie mam już sił...może lepiej będzie jak odejdzie???......
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-20, 01:46   

Paweł, piszesz, że wcale Ci się żona fizycznie nie podobała.. Jak kochasz, to nawet czasem pryszcz jawi Ci się jako pieprzyk albo np. całkowicie akceptujesz to, że jedną nogę ma krótszą i ma zeza. Czyli.. wg mnie kwestia czystości wcale nie wchodzi tutaj w grę- jeśli chodzi o bieżące problemy. Czystość, to tylko PLUS i największy skarb jaki mogą dać sobie dwoje ludzi. Czystość wspomaga wierność, potrzebna jest Miłości i wynika z uczciwości małżeńskiej. Dlatego nie, z takiej cnoty nic złego nie powstaje. Być może TA sytuacja jest dla Ciebie początkiem wzrastania ku Miłości "pomimo", poznawaniu siebie i swojej żony.
"Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa" (Mt 5:27-32) -to tyczy się właśnie cudzołóstwa, a więc absolutnie nie ma nic wspólnego z pożądaniem swojej własnej żony, którą winieneś nosić na rękach i całować.. właśnie tak: namiętnie.
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-20, 07:33   

Witaj Paweł!
Twoje problemy są mi bardzo bliskie ponieważ miałem i mam podobne. Z jedną różnicą - moja żona bardzo mi się podoba i jest piękną kobietą.

Jeśli chodzi o czystośc to warto sobie zadac pytanie - czego Pan Bóg od nas oczekuje? Czy tego byśmy byli idealni, czy też tego byśmy byli po prostu sobą i bardzo Go kochali.
Pod tą walką o czystośc często kryje się pycha i egoizm by byc idealnym. Spróbuj na pierwszym miejscu w swoim życiu postawic na miłośc i miłosierdzie Boga. To jest najważniejsze, a nie nasze uczynki, grzechy. Nigdy nie będziemy idealni bo nasza nawet największa osobista świętośc wobec Boga będzie niczym. Jesteśmy tylko pyłem i prochem przed nim.

Dziękuj Bogu, że masz taką żonę jaką masz. Spróbuj w tym odnaleźc Bożą Wolę. Widzisz ja mam bardzo ładną żoną, a i przez to było sporo kłopotów. I czasami wolałbym, żeby była brzydsza ;). pozdrawiam.
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-20, 08:15   Re: Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?

PawełV napisał/a:
Ostatnie posty jakie otrzymałem jako odpowiedz,dały mi co nieco do myślenia.Przeanalizowałem życie.Całe nieszczęście zaczęło się już w młodości.Rodzina nie dała mi raczej żadnych gotowych dobrych wzorców.Byłem bardzo nieśmiały.Nie potrafiłem nawiązać żadnych relacji z dziewczynami.Zacząłem się modlić o dobrą żonę.Po kilku latach trochę się rozkręciłem i nawet nawiązałem kilka przyjażni.Marzyłem o prawdziwej miłości,o małżeństwie....Podczas rekolekcji i nauk dla młodzieży usłyszałem że jakieś przytulenia czułości,pocałunki nie mówiąc już o współżyciu są grzechem (miałem już 22 lata).Gdybym mając duży temperament korzystał z niego słowa te byłyby dla mnie zbawienne.Niestety przy mojej nieśmiałości przestawiły moje myślenie w kierunku miłości odcieleśnionej.Zapadły też w moją pamięć słowa pisma św.-Każdy kto pożądliwie spojrzy na kobietę.... .Dalej modliłem się ciągle o dobrą żonę. Miałem problemy z nawiązaniem relacji z kobietami.Żadna znajomość nie mogła przejść w nażeczeństwo (miałem już 27 lat).Zamknąłem się w sobie.Dalej modliłem się o dobrą żonę.,,Moje''dziewczyny które,,kochałem''powychodziły za mąż,aja wierzyłem że wymodlę tę jedyną (miałem już 28 lat).Koledzy którzy w młodości ,,zabawiali'' się z dziewczynami byli już szczęśliwymi mężami i ojcami którzy mieli już własne domy.Znajoma pożyczyła mi książkę ks. Malińskiego....zrozumiałem...nie ma na co już czekać.Ożeniłem się z kobietą która mi się fizycznie ani trochę nie podobała.Nie miała nawet kobiecego wdzięku ale myślałem że jakoś tam będzie,po bożemu jakoś się przeżyje.Mamy 2 dzieci.Dalej walczyłem o czystość małżeńską,co nie było zbyt trudne bo żonę podniecają tylko pieniądze i kłótnie.Mam ponad 40l.Dzięki postom Mireli,Mirakulum i w.z spojrzałem na życie inaczej.Okazało się że walka o czystość była niepotrzebna -zmarnowałem życie....Klęska....Beznadzieja....Nie mogę normalnie funkcjonować.Żona robi piekło.Chce zabrać dzieci i odejść.Nie mam już sił...może lepiej będzie jak odejdzie???......

Polecam teksty p.Sylwka.
Dlaczego postanowiłem czekać:
http://elektron.elka.pw.e...ilem_czekac.pdf

O dojrzewaniu do bycia mężczyzną:
http://elektron.elka.pw.e...a_mezczyzna.pdf

ps. Paweł, życie zaczyna się po 40-tce, więc słowa o zmarnowaniu życia MARNUJESZ.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-20, 08:52   

PawełV napisał/a:
Ożeniłem się z kobietą która mi się fizycznie ani trochę nie podobała.Nie miała nawet kobiecego wdzięku ale myślałem że jakoś tam będzie,po bożemu jakoś się przeżyje.


PawełV napisał/a:
Żona robi piekło.Chce zabrać dzieci i odejść.Nie mam już sił...może lepiej będzie jak odejdzie???..


masz w myślasz obraz zony, której nie kochasz, nie pożądzasz, i którą obwiniasz za swoje podejście do zycia... i jeszcze sie zastanawiasz dlaczego moja zona robi mi piekło... czy twoja zona wie o twoich problemach, co myślisz, dlaczego ją odsuwasz, czy tylko sie zastanawia, bierze na siebie wine za brak szczęścia w domu?
widzisz zona jest kłótliwa, bo w taki sposób okazuje swoje niezadowolenie, pewnie prędzej okazywała w inny sposób, ale z braku możliwości dojścia do ciebie, komunikacji, rozmowy i braku zrozumienia tego co czujesz i dlaczego tak sie zachowujesz, w obronie siebie samej zaczęła także negować ciebie...

nie musisz ją krytykowac werbalnie, cała masa niewerbalnych postaw możesz okazać brak zainteresowania, akceptacji, co może drugioej stronie mówić i pokazywac jej że ją nie kochasz,
dlatego tak samo sie od ciebie odsunęłą by jakoś funkcjonowac...
trudno żyć z kimś jak sie ma poczucie że sie jest niekochanym, nieatrakcyjnym dla kogoś...
wyszła za mąż pewnie z miłości i braku świadomości, że jest nie kochana, i że jest tylko kimś kto miał byc dla ciebie tą "pierwsza lepsza",
by jakoś dostosować sie do kanonu, już jestem w tym wieku i nalezy sie ożenic, mieć dom i rodzine...
myśle, że zrobiłeś ogromną krzywdę tej osobie, dziś ponosisz konsekwencje tego wyboru, twoja zona tez...

co możesz dziś
możesz, zastanowić sie w jaki sposób odbudowac relacje z żona, zrekompensowac jej te lata bycia kimś niekochanym...wziąć na siebie odpowiedzialność za jakość twojego zycia, za szczęscie w twoim domu...
bo niestety zona pewnie sie wypaliła po latach prób zachęty ciebie do okazywania jej czułości...

nie rozumie twojej logiki podejścia do spraw łózkowych czyżby katolik nie mógł sie cieszyć z tej sfery życia tylko miał żyć w wstrzemiezliwości... czy to tylko jakieś pozory i obrona samego siebie przed tą sferą zycia...
Paweł bierz sie za siebie, masz dzieci, którym masz dać dobry przykład jak kochać matkę ich dzieci...
za atut dobrego katolika wziąłeś bycie w sferze cielesnej w zgodzie z naukami a co z cała reszte zycia jaka dana jest katolikowi by nią sie kierował...
nie okłamuj, kochaj blizniego swego jak siebie samego... bądź dobrym mężem, ojcem... nie wystarczy tylko być dobrym w jednym bo to przychodzi ci łatwo, a gdzie to co niesie problem z radzeniem sobie, w tym temacie napraw samego siebie pracuj... bo to istotny problem, z którym sobie nie radzisz... czasami sami jesteśmy winni za atmosfere domowa, w związku, i nalezy robić wszystko, by to naprawić, by wszystkim zyło sie spokojnie, szczęsliwie przecież to nauka kościoła, by okazywać miłosierdzie...
pozdrawiam
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-20, 09:38   

PawełV...............Mami napisała:"czasami sami jesteśmy winni za atmosferę domową, w związku, i należy robić wszystko, by to naprawić, by wszystkim zyło sie spokojnie, szczęsliwie przecież to nauka kościoła, by okazywać miłosierdzie... "

Ja napisz ebardziej stanowczo:ZAWSZE ,TO MY(małżonkowie,rodzice) JESTEŚMY ODPOWIEDZIALNI ZA ATMOSFERĘ W DOMU.
ZAWSZE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

PawełV.......... wiesz???Ty wykrzywiłeś dość mocno,wynaturzyłeś to co mówi PŚ.
Tam nie "stoi" napisane aby meżczyzna nie pożądał kobiety,a kobieta meżczyzny....nie ma tam napisane że mają nie współżyć płciowo.
Tak jak i inne instynkty,uczucia,emocje tak i seksualność zostały dane i nadane człowiekowi przez Boga.Seksualność nie jest wymysłem "kusego" .On tylko ją wynaturzył,wykoślawił,pomaga człowiekowi by seksualność przekształcić w zgubne żądze,chore namiętności.
PawełV...czas stanąć w prawdzie o sobie,podjąć wysiłek poznania prawdziwego siebie,swoich wynaturzeń,słabych stron charakteru,wad ale i zalet.
To co jest zaletą (chyba) u Ciebie Ty zmieniłeś w wadę.W sposób wykoślawiony traktując seksualność.
W dodatku w imie egocetrycznego zaspokojenia swoich pragnień bycia mężem,ojcem,,orzenku skrzywdziłeś swoja wybrankę-żonę.

Złożyłeś przysięgę o miłości............ale od początku krzywoprzysięgałeś .Bo nie kochałeś żony.
Wiesz????? czy zadajesz sobie sprawę ze swojego egocentyzmu?
Dziś masz żal do żony,za kryzys,za kłótnie.Za jej chciwość,za kłótliwość.....za zgorzknienie.......

A jak sądzisz?????Kto ją doprowadził do zgorzknienia,do kłótliwośći,do tego że łączą Was ,albo ją z Tobą tylko pieniądze i ewentualnie dzieci?????
No???kto???????? jak sądzisz??????

Paweł............ to może być gorzkie co napisałem.Ale czas najwyższy stanąć w prawdzie.
W PRAWDZIE o sobie.
Czas na intensywną parcę nad sobą.bardzo intensywną by uratować rodzinę,by odbudować komunikację ,odbudować relacje.

Najpierw TY,a żona???żona zmieni sie( a przynajmniej ma szansę) pod wpływem Twoich zmian.

Piszesz:"Żona robi piekło."
Paweł............... a może żona chce uciec z emocjanalnego piekła????
A nie robi piekło??????
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-20, 20:34   

Kobieta, żeby była szczęśliwa, musi czuć sie piekna dla swojego mężaczyzny....przeglądać się w jego oczach i widziec w nich zachwyt !

Co czuje Twoja żona będąc Twoją zoną ?
Co On widzi w Twoich oczach ??

Robi mówisz piekło....?...Hm.....Ona zwycxajnie wykrzykuje swoja samotność przy Tobie = mężu ....Jakbu nie krzyczała, pewnie byś Jej wcale nie zuważał ?.....

Masz pretensję do żony....o co....o to, że zgodziła się zostać Twoją zoną.....chociaż fizycznie Tobie nigdy sie nie podobała ??
Hm.....zakpiłeś sobie z Niej....co ??
Bo ta jedyna w końcu Ciebie chciała......ech.......

A kiedy Paweł ostatnio kupiles Jej jakiś ciuszek, żeby wyglądała ładniej ?
A kiedy ostatnio podarowałeś Jej różę.....żeby zakwitła jak kwiat ??
Kiedy ostatnio wykonałes w kierunku zony jakis miły gest ?? EL.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 21:19   Re: Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?

PawełV napisał/a:
Ostatnie posty jakie otrzymałem jako odpowiedz,dały mi co nieco do myślenia.Przeanalizowałem życie.Całe nieszczęście zaczęło się już w młodości.Rodzina nie dała mi raczej żadnych gotowych dobrych wzorców.Byłem bardzo nieśmiały.Nie potrafiłem nawiązać żadnych relacji z dziewczynami.Zacząłem się modlić o dobrą żonę.Po kilku latach trochę się rozkręciłem i nawet nawiązałem kilka przyjażni.Marzyłem o prawdziwej miłości,o małżeństwie....Podczas rekolekcji i nauk dla młodzieży usłyszałem że jakieś przytulenia czułości,pocałunki nie mówiąc już o współżyciu są grzechem (miałem już 22 lata).Gdybym mając duży temperament korzystał z niego słowa te byłyby dla mnie zbawienne.Niestety przy mojej nieśmiałości przestawiły moje myślenie w kierunku miłości odcieleśnionej.Zapadły też w moją pamięć słowa pisma św.-Każdy kto pożądliwie spojrzy na kobietę.... .Dalej modliłem się ciągle o dobrą żonę. Miałem problemy z nawiązaniem relacji z kobietami.Żadna znajomość nie mogła przejść w nażeczeństwo (miałem już 27 lat).Zamknąłem się w sobie.Dalej modliłem się o dobrą żonę.,,Moje''dziewczyny które,,kochałem''powychodziły za mąż,aja wierzyłem że wymodlę tę jedyną (miałem już 28 lat).Koledzy którzy w młodości ,,zabawiali'' się z dziewczynami byli już szczęśliwymi mężami i ojcami którzy mieli już własne domy.Znajoma pożyczyła mi książkę ks. Malińskiego....zrozumiałem...nie ma na co już czekać.Ożeniłem się z kobietą która mi się fizycznie ani trochę nie podobała.Nie miała nawet kobiecego wdzięku ale myślałem że jakoś tam będzie,po bożemu jakoś się przeżyje.Mamy 2 dzieci.Dalej walczyłem o czystość małżeńską,co nie było zbyt trudne bo żonę podniecają tylko pieniądze i kłótnie.Mam ponad 40l.Dzięki postom Mireli,Mirakulum i w.z spojrzałem na życie inaczej.Okazało się że walka o czystość była niepotrzebna -zmarnowałem życie....Klęska....Beznadzieja....Nie mogę normalnie funkcjonować.Żona robi piekło.Chce zabrać dzieci i odejść.Nie mam już sił...może lepiej będzie jak odejdzie???......


hm...
Myślę sobie ,że stronę którą podałam należałoby uzupełnic o pojęcie czystości w małżeństwie
http://www.szansaspotkani...int=x&page=5756

pozdrawiam
 
     
PawełV
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-22, 23:43   

Dziękuję za wszystkie posty,również te krytyczne.Trochę się chyba przełamałem....uśmiecham się do żony,nawet ją przytuliłem i....nie czuję z tego powodu wyrzutów sumienia,które odczuwałem wcześniej.Większość domowych awantur powstaje na tle stosunków między moją żoną a moim ojcem i moją matką,z którymi mieszkamy razem w jednym (niezbyt dużym) domu.Muszę często tłumaczyć ojcu i matce by nie wtrącali się w nasze życie,natomiast małżonkę przekonuję do darowania urazów i przebaczenia bo nienawiść niszczy i zaślepia człowieka.....To właśnie te awantury są często najgorsze.Wprawdzie żony nie kocham jednak staram się okazywać jej ,,miłość bliżniego".Słowa pisma św.,,każdy kto pożądliwie spojrzy......zrozumiałem w ten sposób że ,,każdy-oznacza każdego mężczyznę i w każdym stanie zarówno kawalera jak i żonatego.Kobietę-każdą kobietę,również żonę.Jeśli spojrzenie jest grzechem códzołóstwa to cóż dopiero uśmiech ,przytulenie nie mówiąc już o współżyciu.Starałem się więc nie uśmiechać do żony i jej nie dotykać.Być może nie znalazłem dobrego spowiednika,a inni księża widocznie niezbyt dobrze mnie zrozumieli i zaaprobowali takiee postępowanie czym utwierdziłem się w błędach.Żonie nie mówiłem że jej nie kocham.Kiedyś mówiłem nawet że ją kocham-kłamałem(choć może nie do końca bo kochałem ją miłością bliżniego).Od kilku lat ani razu nie mówiłem jej że ją kocham.Ksiądz doradził mi abym powiedział jej prawdę.Nie powiedziałem jej tego gdyż uważam że byłoby to dla niej przykre.Uważam że powiedzenie prawdy dla samej prawdy nie jest chyba najszczęśliwsze choć może się mylę.Do żony nie mam pretęsji(to raczej odwrotnie)Pocałować żonę namiętnie.....niewiem... chyba się na to nie zdobędę....Nigdy się z nią nie całowałem .Na razie staram się jakoś zachować jedność małżeństwa choć ona mówi że zależy jej tylko na dzieciach(dobre i to bo dzieci potrzebują obojga rodziców).Jak prawdziwa miłość uskrzydla,tak jej brak działa destrukcyjnie w całym życiu i niestety to się odczuwa na własnej skórze.Jeśli była miłośc między osobami zawsze można starać się do tego wrócić,jeśli jej nie było -trudno znależć jakiś punkt powrotu.......
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-23, 08:36   

PawełV napisał/a:
Jak prawdziwa miłość uskrzydla,tak jej brak działa destrukcyjnie w całym życiu i niestety to się odczuwa na własnej skórze.Jeśli była miłośc między osobami zawsze można starać się do tego wrócić,jeśli jej nie było -trudno znależć jakiś punkt powrotu.......


Chrystus Królem , Chrystus Panem, Chrystus Zbawcą nam !!!



Sandomierz, 12 czerwca 1999 JAN PAWEŁ II
Homilia wygłoszona podczas Mszy św.

1. «Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”» (Łk 2, 48).

Liturgia Kościoła wspomina dzisiaj Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny. Wzrok nasz kierujemy ku Maryi, która pełna troski i lęku szuka Jezusa zagubionego podczas pielgrzymki do Jerozolimy. Jako pobożni Izraelici, Maryja i Józef chodzili co roku do Jerozolimy na święta Paschy. Gdy Jezus miał lat dwanaście po raz pierwszy poszedł z nimi. I wtedy właśnie miało miejsce to wydarzenie, które rozważamy w piątej tajemnicy radosnej różańca świętego — tajemnicy znalezienia. Święty Łukasz bardzo wzruszająco opisuje je, w oparciu o wiadomości, które — jak można wnioskować — otrzymał od Matki Jezusa: «Synu, czemuś nam to uczynił? … z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Maryja, która nosiła pod swym sercem Jezusa i chroniła Go przed Herodem, uciekając do Egiptu, wyznaje w sposób ludzki swój wielki niepokój o Syna. Ona wie, że musi być na Jego drodze obecna. Wie, że przez miłość i ofiarę będzie współdziałała z Nim w dziele Odkupienia. I tak oto wchodzimy w tajemnicę wielkiej miłości Maryi do Jezusa, miłości ogarniającej swym Niepokalanym Sercem nieogarnioną Miłość — Słowo Ojca Przedwiecznego.

Kościół przypomina nam tę tajemnicę właśnie tu, w Sandomierzu, w tym prastarym Grodzie, w którym od przeszło tysiąca lat żyją dzieje Kościoła i Ojczyzny. Pozdrawiam cały Kościół Sandomierski wraz z jego Pasterzem — biskupem Wacławem, biskupami pomocniczymi, kapłanami i osobami konsekrowanymi. Pozdrawiam was wszystkich, umiłowani Bracia i Siostry, którzy uczestniczycie w tej Najświętszej Ofierze. Witam księdza biskupa polowego Wojska Polskiego, a wraz z nim żołnierzy, podoficerów, oficerów i generałów. Pozdrawiam obecnych tu przedstawicieli Episkopatu Polski [również i biskupów gości], Władz państwowych samorządowych.

Ze czcią pozdrawiam prastary Sandomierz tak bardzo mi bliski. Ogarniam sercem inne miasta i ośrodki przemysłowe, zwłaszcza Stalową Wolę — miasto symbol wielkiej wiary ludzi pracy, którzy z godną podziwu ofiarnością i odwagą wznosili swoją świątynię, pomimo trudności i gróźb ze strony ówczesnych władz komunistycznych. Miałem radość poświęcić ten kościół. Ileż to razy nawiedzałem ziemię sandomierską, jakże często dane mi było spotykać się z historią waszego miasta i uczyć się tu dziejów narodowej kultury. Utaiła się bowiem w tym mieście jakaś przedziwna siła, której źródło tkwi w chrześcijańskiej tradycji. Jest bowiem Sandomierz wielką księgą wiary naszych przodków. Zapisali w niej wiele stronic święci i błogosławieni. Wspominam przede wszystkim Patrona tego miasta — błogosławionego Wincentego Kadłubka, [mistrza Wincentego], który był prepozytem katedry sandomierskiej i biskupem krakowskim, a potem ubogim mnichem zakonu cystersów [w Jędrzejowie]. Jako pierwszy Polak opisał dzieje narodu w «Kronice Polskiej». Użyźniła tę ziemię w trzynastym wieku krew błogosławionych Męczenników Sandomierskich, duchownych i świeckich, którzy w wielkiej liczbie zginęli za wiarę z rąk Tatarów, a wraz z nimi błogosławiony Sadok i 48 dominikanów z klasztoru przy romańskim kościele świętego Jakuba. W świątyniach Sandomierza głosili Ewangelię: święty Jacek, błogosławiony Czesław, święty Andrzej Bobola. Dominikanie szerzyli tu gorliwie kult Matki Bożej; jezuici w swoim kolegium — Gostomianum kształcili i wychowywali młodzież; duchacy przy kościele Świętego Ducha prowadzili szpital dla chorych, przytułek dla biednych i ochronki dla dzieci. Miasto to pamięta Jana Długosza i świętą Królową Jadwigę, której sześćsetlecie śmierci w tym roku obchodzimy.

Owoce świętości ziemia ta wydaje także w czasach obecnych. Chlubą Kościoła Sandomierskiego są świeccy i duchowni, którzy swoim życiem dali świadectwo miłości Boga, Ojczyzny i człowieka. Pragnę w szczególny sposób wspomnieć Sługę Bożego biskupa Piotra Gołębiowskiego, który strzegł powierzonej mu owczarni z cichością i łagodnością [i wytrwałością]. Obecnie, jak wiemy, trwa proces beatyfikacyjny tego dobrego Pasterza diecezji sandomierskiej. Wspominam również Sługę Bożego księdza profesora Wincentego Granata, wybitnego teologa i rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, z którym niejednokrotnie spotykałem się przy różnych okazjach. Z wdzięcznością pragnę również wspomnieć biskupa Franciszka Jopa, biskupa pomocniczego [„Sandomierza, później także wikariusza kapitulnego w Krakowie i na końcu biskupa opolskiego]. Wiele zawdzięcza mu archidiecezja krakowska, której był administratorem, w trudnych latach pięćdziesiątych. Biskup Jop był także moim współkonsekratorem.

Dzisiaj w Sandomierzu wraz z wszystkimi tu zgromadzonymi wielbię Boga za to wielkie duchowe dziedzictwo, które w czasach zaborów, [w czasach niemieckiej okupacji i w czasach totalitarnego zniewolenia] przez komunistyczny system pozwoliło ludziom tej ziemi zachować narodową i chrześcijańską tożsamość. Trzeba się nam wsłuchiwać z ogromną wrażliwością w ten głos przeszłości, aby wiarę i miłość do Kościoła i Ojczyzny przenieść przez próg roku dwutysięcznego i przekazać następnym pokoleniom. Tu z łatwością możemy uświadomić sobie, jak bardzo czas człowieka, czas wspólnot i narodów nasycony jest obecnością Boga i Jego zbawczym działaniem.



2. Na szlaku mojej pielgrzymki po Polsce towarzyszy mi Ewangelia ośmiu błogosławieństw wypowiedzianych przez Chrystusa w Kazaniu na Górze. Tu, w Sandomierzu, Chrystus woła do nas:

«Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą» (Mt 5, 8). Słowa te wprowadzają nas w głębię ewangelicznej prawdy o człowieku. Znajdują Jezusa ci, którzy Go szukają, tak jak szukali Maryja i Józef. To wydarzenie rzuca światło na tę wielką sprawę w życiu każdego człowieka, jaką jest szukanie Boga. Tak, człowiek rzeczywiście szuka Boga; szuka Go swoim umysłem, swoim sercem i całą swoją istotą. Mówi święty Augustyn: «niespokojne jest serce ludzkie, dopóki nie spocznie w Bogu» (por.. Wyznania I, 1, CSEL 33,1). Ten niepokój, to niepokój twórczy. Człowiek szuka Boga, ponieważ w Nim, tylko w Nim może znaleźć swoje spełnienie — spełnienie swoich dążeń do prawdy, dobra i piękna. «Nie szukałbyś mnie, gdybyś mnie [już wcześniej nie znalazł]» — tak mówi o Bogu Blaise Pascal (Myśli, rozdz. II, nr 737). Znaczy to, że Bóg sam uczestniczy w tym szukaniu, że chce, aby człowiek Go szukał i stwarza w człowieku potrzebne warunki, ażeby mógł Go znaleźć. Sam się zresztą do człowieka zbliża, sam mu o sobie mówi, pozwala mu poznać Siebie. Pismo Święte jest wielkim zapisem na temat tego szukania i znajdowania Boga. Ukazuje też wiele wspaniałych postaci szukających Boga i znajdujących Go. Uczy zarazem, jak człowiek winien zbliżać się do Boga, jakie warunki winien spełnić, ażeby tego Boga spotkać, poznać Go, i z Nim się zjednoczyć.

Jednym z tych warunków jest czystość serca. Czym ona jest? Dotykamy w tym miejscu samej istoty człowieka, który dzięki łasce odkupienia przez Chrystusa odzyskał harmonię serca utraconą w raju przez grzech. Mieć serce czyste to być nowym człowiekiem, przywróconym przez odkupieńczą miłość Chrystusa do życia w komunii z Bogiem i z całym stworzeniem — tej komunii, która jest jego pierwotnym przeznaczeniem.

Czystość [serca] jest przede wszystkim darem Boga. Chrystus dając się człowiekowi w sakramentach Kościoła zamieszkuje w sercu człowieka i rozjaśnia [to serce] «blaskiem Prawdy». Tylko ta Prawda, którą jest Jezus Chrystus zdolna jest oświecić rozum, oczyścić serce i ukształtować ludzką wolność. Bez zrozumienia i przyjęcia Prawdy gaśnie wiara. Człowiek traci widzenie sensu spraw i wydarzeń, a jego serce szuka nasycenia tam, gdzie go znaleźć nie może. Dlatego czystość serca to przede wszystkim czystość wiary.

Czystość serca bowiem przysposabia do widzenia Boga twarzą w twarz w wymiarach wiecznej szczęśliwości. Dzieje się tak dlatego, że już w życiu doczesnym ludzie czystego serca potrafią dostrzegać w całym stworzeniu to, co jest [Boże, co jest] od Boga. Potrafią niejako odsłaniać Boską wartość, Boski wymiar, Boskie piękno wszystkiego, co stworzone. Błogosławieństwo z Kazania na Górze wskazuje nam niejako na całe bogactwo i całe piękno stworzenia i wzywa nas, abyśmy umieli odkrywać we wszystkim to, co od Boga pochodzi i to, co do Boga prowadzi. W konsekwencji człowiek cielesny i zmysłowy musi ustępować, musi robić miejsce w nas samych dla człowieka duchowego, uduchowionego. Jest to proces głęboki. Łączy się z wewnętrznym wysiłkiem. Wysiłek ten jednak, wsparty łaską Bożą, przynosi wspaniałe owoce.

[W ten sposób] czystość serca jest [każdemu] człowiekowi zadana. Musi on stale podejmować trud opierania się siłom zła, tym działającym z zewnątrz i tym z wewnątrz — [siłom], które chcą go od Boga oderwać. I tak w sercu ludzkim rozgrywa się nieustanna walka o prawdę i szczęście. Aby zwyciężyć w tej walce człowiek musi się zwrócić ku Chrystusowi. Może zwyciężyć tylko umocniony Jego mocą, mocą Jego Krzyża i Jego zmartwychwstania. «Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste» (Ps 51, 12) — woła Psalmista, który świadomy jest swojej słabości i wie, że aby być sprawiedliwym wobec Boga, nie wystarczy sam ludzki wysiłek.

3. Drodzy Bracia i Siostry, to orędzie o czystości serca dziś staje się bardzo aktualne. Cywilizacja śmierci chce zniszczyć czystość serca. Jedną z metod tego działania jest celowe podważanie wartości tej postawy człowieka, którą określamy cnotą czystości. Jest to zjawisko szczególnie groźne, gdy celem ataku stają się wrażliwe sumienia dzieci i młodzieży. Cywilizacja, która w ten sposób rani lub nawet zabija prawidłową relację człowieka do człowieka, jest cywilizacją śmierci, bo człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości.

Mówię te słowa do wszystkich obecnych na tej Eucharystycznej Ofierze, ale w szczególny sposób kieruję je do licznie zgromadzonej tu młodzieży, do żołnierzy służby zasadniczej i do harcerzy. Głoście światu «dobrą nowinę» o czystości serca i przekazujcie mu swoim przykładem życia orędzie cywilizacji miłości. Wiem, jak bardzo jesteście wrażliwi na prawdę i piękno. Dziś cywilizacja śmierci proponuje wam między innymi tak zwaną «wolną miłość». Dochodzi w tym wypaczeniu miłości do profanacji jednej z najbardziej drogich i świętych wartości, bo rozwiązłość nie jest ani miłością, ani wolnością. «Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe» (Rz 12, 2) — napomina nas święty Paweł. Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia [własnego i cudzego]! Pragnę wam powtórzyć to, co kiedyś już powiedziałem do młodzieży [na innym kontynencie]: «Tylko czyste serce może w pełni kochać Boga! Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest małżeństwo! Tylko czyste serce może w pełni służyć drugiemu. Nie pozwólcie, aby zniszczono waszą przyszłość. Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości. Brońcie waszą wierność; wierność waszych przyszłych rodzin, które założycie w miłości Chrystusa» (Asunción, 18.05.1988).

Zwracam się również do naszych polskich rodzin — do was, ojcowie i matki. Trzeba, aby rodzina stanęła zdecydowanie w obronie czystości swoich progów domowych, w obronie godności każdej osoby. Strzeżcie wasze rodziny przed pornografią, która dzisiaj pod różnymi postaciami wdziera się w świadomość człowieka, zwłaszcza dzieci i młodzieży. Brońcie czystości obyczajów w waszych ogniskach domowych i społeczeństwie. Wychowanie do czystości jest jednym z wielkich zadań ewangelizacyjnych, jakie stoją obecnie przed nami. Im czystsza będzie rodzina, tym zdrowszy będzie naród. A chcemy pozostać narodem godnym swego imienia [i godnym] chrześcijańskiego powołania.

«Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą» (Mt 5, 8).



4. Wpatrujemy się w Niepokalaną Dziewicę z Nazaretu, Matkę Pięknej Miłości, która towarzyszy ludziom wszystkich czasów, [ludziom naszych czasów w ich «pielgrzymce wiary» do domu Ojca. Chodź z nami w każdy czas. Amen.] (W tym miejscu Papież zakończył wygłaszanie homilii). Przypomina nam o Niej nie tylko dzisiejsze wspomnienie liturgiczne, ale także wspaniała bazylika katedralna, która góruje nad tym miastem. Nosi ona Jej imię — wymowna to zbieżność miejsca i chwili. Nawet Matka Jezusowa, której najpełniej została objawiona tajemnica Boskiego synostwa Chrystusa, długo musiała się uczyć tajemnicy Krzyża: «”Synu, czemuś nam to uczynił? — przypomina nam dzisiejsza Ewangelia — Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział» (Łk 2, 48–50). Jezus mówił bowiem o swojej mesjańskiej misji.

«Z bólem serca» uczy się człowiek Ukrzyżowanej Miłości zanim ją zrozumie. Lecz jeśli — jak Maryja — «chowa wiernie w swym sercu» (por. Łk 2, 51) wszystko, co mówi Chrystus; jeśli jest wierny Bożemu wezwaniu, pojmie u stóp Krzyża to, co najważniejsze, że prawdziwa jest tylko miłość złączona z Bogiem, który jest Miłością.


PS. Podziękowania dla Betki, pozdrawiam
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-23, 09:38   

Paweł wypierasz ze swojej świadomości własną seksualność, popęd i naturę człowieka, jak w takim przypadku kochać kobietę i żyć w zgodzie z własnymi przez lata przekonaniami co do słuszności tego co robie, jak sie zachowuje? skoro sam sie karzesz potepieniem za takie zachowania, za gesty czysto naturalne dla człowieka...
by w takich warunkach żyć jakie sam na siebie nałożyłeś musiałeś znieczulić sie na żonę, jako kobietę, która wzbudza pożądanie... mężczyzna między innymi okazuje swoją miłość pożądaniem, a kobieta utwierdza go w tym okazywaniem własną akceptacją i czerpaniem samej z tego przyjemności i dowodów miłości...

katolik ma pełne prawo do okazywania miłości fizycznej, w spojrzeniu, gestach nie ma grzechu, on pojawia sie w naszych nieczystych często myślach, które drugiego człowieka często zawężają jedynie do roli bycia narzędziem odreagowania pobudzenia seksualnego... a potem realizacji ich...które oczywiście są chore i złe, jednak w czystych myślach, godnym okazywaniu pożądania, z szacunkiem dla drugiej osoby nie ma grzechu, jest ludzka miłość łącząca kobietę i mężczyznę, a sam akt czy pocałunek czy inna forma okazywania czułości i pożądania jest formą szczerego miłowania człowieka, bez wynaturzeń, mającą na celu tylko własne zaspakajania a dawaniem siebie całego jako akt niezwykłego czystego pojednania w myśli i ciele...

ty je skrzętnie wyparłeś, zmanipulowałeś swoją naturę mężczyzny do destrukcyjnych zachowań dziś jesteś człowiekiem, który sam doprowadził sie do oziębłości i braku ludzkich odruchów pokazywania, drugiej osobie gestów ciepłych.. by pewnie nie wzbudzały pożądań, nieczystych myśli i zachowań...
pewnie w kontaktach ze swoimi dziećmi, rodzicami też jesteś oziębły, mało wylewny i czuły... ale zachowania można zmieniać, nauczyć sie okazywania miłości...
ale by to zmienić musisz zaakceptować siebie jako mężczyznę a żonę jako kobietę i pozwolić sobie wyrażać to uczucie pożądania, bez wyrzutów potępienia, bez poczucia grzechu... biblia mówi tez...

"Gdy Pan Bóg uczynił ziemię i niebo, {....}- wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą."
"Potem Pan Bóg rzekł: "Nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc."(...) Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział:
"Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta."
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem".

Bóg przeznaczył człowiekowi całego drugiego człowieka, a nie samą tylko funkcję człowieka i to w każdej roli, bez odrzucania swojej natury ludzkiej, z prawem do miłości, do macierzyństwa, ojcostwa
Kobieta jako współpartner życiowy jest pocieszycielką w jego duchowej i cielesnej samotności, daje mu szczęście, a mężczyzna wraz z nią może się cieszyć w pełni wszystkimi aspektami życia w szczęściu i harmonii

ty Pawle tak bardzo przyjąłeś zasady bycia prawdziwie uczciwym katolikiem, że po drodze zupełnie sie zagubiłeś i przeinaczyłeś role kobiety i mężczyzny w związku... pewnie to wynik błędnego wychowania w czystości jaki ci rodzice przekazali, pewnie też nie są świadomi w pełni twoich zachowań i tego jak sobie sam to wytłumaczyłeś... i dziś podążasz tą droga, która zamiast sprawiać szczęście i spokój w rodzinie, stwarza wiele problemów, kryzysów i niezadowolenia...
popatrz żona cie kocha. przyjmuje twoje ciepłe i ludzkie gesty miłości... nie odrzuca, pewnie jest wtedy najszczęśliwszą osoba na świecie, czującą sie akceptowaną, kochana pozwól sobie na szczęście.... a jeśli nie potrafisz to musisz być uczciwy względem drugiej osoby, okazać jej swoje myśli,
cóż rada spowiednika jest w jakiś stopniu właściwa, nie wiadomo tylko jak zareagować może twoja żona, na słowa że jej nigdy nie kochałeś...
myślę, że to nie za bardzo cie obchodzi, bardziej liczysz sie z tym iż mogłaby odejść, i pozostawić cie z uczuciem ze ty jako godny katolik skrzywdziłeś, w oczach społeczeństwa, że mógłbyś być odbierany jako niegodny miana katolika uczciwego, to cie broni przed prawda i jej okazaniem... jednak jak mówisz to życie w pruderii, fałszu i kłamstwie... sam musisz osądzić co dla ciebie jest ważniejsze i co możesz poświęcić, czy stać cie na prawdę,
a może jeśli sam przed sobą, bo to najlepiej widać jak sie już odważyłeś mówić o tym, zobaczyć gdzie mnie prowadzi, jak sie zagalopowałem w błędnym myśleniu i pokazywaniu siebie takim jakim nie jesteś...
chcesz uchodzić za dobrego, uczciwego człowieka, ale na drodze stoi pruderia i zakłamanie, czas to zmienić,
i umyśle, że ludzie potrafią pokochać druga osobę, nie tylko za jej wygląd zewnętrzny, który przecież sie zmienia, a za charakter, zasady, i bogate wnętrze, patrząc w ten sposób na zonę, możesz ją kochać jako kobietę... jeśli zaś patrzysz na zonę tylko poprzez brak urody jakiej w twoich oczach nie ma, poprzez kłótliwość, złość do jakiej sam doprowadziłeś brakiem czułości i akceptacji jej taką jaką jest w rzeczywistości to musisz tez sam przed sobą sie przyznać... iż twoje zdanie o sobie nie jest prawdziwe a ty sam nie jesteś dobrym katolikiem...

musisz w końcu stanąć w prawdzie o sobie, o swoim małżeństwie i tym jak swoim zachowaniem, pokrętnym tłumaczeniem braku okazywania czułości niszczysz święty związek małżeński... jeśli jesteś w nim to nie dla dobra dzieci, jeśli nie mówisz prawdy, to dlatego, ze boisz sie konsekwencji ze strony innych, żony, rodziców, społeczeństwa, jeśli nie zmieniasz siebie i własnego zachowania to dlatego, ze bronisz swojego dobrego imienia i jest dla ciebie zbyt poważnym wyzwaniem do zmian... burzeniem twojej prawdy o sobie, a która już dziś mocno kłóci sie z tym co odczuwasz...
i zaczynasz uznawać swój fałsz pod jakim sie skrywasz, by inni cie widzieli dobrym...
chcesz być dobrym, żyć w zgodzie z samym sobą musisz zamienić swoje zachowania,
albo ujawnić prawdę,
albo pokochać zonę miłością prawdziwie boską, żonę kocha sie nie tylko jak bliźniego, ale jak ciało swoje, bo jest twoim ciałem....

chyba, że skrywasz jeszcze inne tajemnice... ale póki tego sam ze sobą nie przerobisz, masz marne widoki na polepszenie relacji w związku, i co za tym idzie z samym sobą a z czasem odczuwana pruderia będzie sie nasilać i powodować coraz większy dyskomfort psychiczny...

ja polecam dobrego terapeutę duchowego... który wiele ci wątpliwości rozwieje na temat

pozdrawiam i życzę harmonii w myślach i działaniu
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-23, 12:45   

mami
Obdarowanie nowym życiem jest jakby definitywną odpowiedzią Boga na słowa Psalmisty, w których rozbrzmiewa poniekąd głos wszystkich stworzeń: „stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha i odnawiasz oblicze ziemi” (Ps 104 [103], 30)
Jana 15 , 5 , " Beze Mnie nic uczynic nie możecie", w PŁASZCZYZNĘ UZDRAWIANIA , czyli DROGI PRAWDY , niezwykłej tajemnicy odkrywania Boga i człowieka ma przede wszystkim Zbawiciel i uzdrawiany. Chrystus Król jest KRÓLEM , ponieważ TYLKO On jest NAJLEPSZYM I JEDYNYM UZDROWICIELEM ,tak też On wybiera czas i miejsce na odkrywanie prawdy o sobie,o człowieku w sposób indywidualny, na którą przygotowywuje człowieka by z Jego łaską mógł postawić krok do przodu bez słowa musisz...

Pozdrawiam
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-23, 12:55   

Paweł ...wytworzyłeś sam z siebie jakąś kukłę, stwora, dziwność.....gdzie tu człowiek ?

Człowiek to ciało ( fizyczność) + dusza + psychika !!

Psychika zwichrowana...czymś nieludzkim , jakimś wymysłem, który nie mieści mi się w głowie ! ..że spojrzeć na kobietę to cudzołożyć....na żonę ?? ! Paweł...co Ty sobie zrobiłeś ??
Ciało , Twoja fizyczność, Twoje ludzkie, męskie potrzeby....co Ty sobie zrobiłeś ?
Czy myślisz, że to wszystko to wymysł Pana Boga ?
Bóg dał Ci właśnie i ciało z jego potrzebami i psychikę z jej potrzebami i ducha !
Ło Matko !

Zostałeś mężem.....masz obowiązki wobec żony, nawet te fizyczne.....i Ty tego nie spełniasz ! Miałeś służyć żonie jako opiekun, mąż.....nie jesteś tym ! Kim jesteś ??

Skąd więc się wzięły Wasze dzieci ?

Nigdy nie pocałowałeś namiętnie żony ......

Wiesz, to wszystko ponad moją wyobrażnie i pojęcie człowieka .

Paweł, Ty koniecznie potrzebujesz pomocy ! Ty musisz stać się mężczyzną, mężem i ojcem !!

Twoi rodzice pewnie chcą ustawić Twoją żonę tak jak Ciebie ustawili, zaprogramowali.

Wiesz mam wrażenie, że Twoja żona to jest święta ! Ona żyje bez mężczyzny, bez wsparcia, opieki i miłości....żyje walcząc o swoje prawa z teściami. Z miłością godzi się na to wszystko, żeby wychować swoje dzieci w poczuciu pełnej rodziny.
Ona jest niesamowita.....niewiele z nas by się godziło na takie ciężkie życie . Ech.....Paweł to Ty nosisz w tym domu spodnie, Ty masz być mężem, mężczyzną, kochankiem i przyjacielem.....Gdy Ty jesteś Paweł ?? EL.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-23, 21:41   

oczywiście człowiek nic nie musi, czasami tylko aż sie prosi, by dla dobra swego, innych pogubiony człowiek chciał sie zmienic....

dlatego wiedząc, iż nie mamy wpływu na zmiany nikogo, prosimy w modlitwach o chęc obdarowania łąską przemiany

ale oczywiście znów każdy ma właściwy sobie czas ku temu....
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9