Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
juz nie potrafie...dzis zabrano mi wszystko....
Autor Wiadomość
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 23:25   

Nirwana dzięki za odpowiedź i podpowiedź. Jeśli chodzi o środki farmakologiczne to dzięki za troskę ale nie skorzystam. Z kilku powodów: nie wytłumiać w sobie swoich emocji, staram się panować nad nimi. Poza tym faktycznie odczuwam w fizycznie lęk i strach, coś tak jakby trzymało mnie, ściskało w okolicach serca, czyli kłania się cała psychosomatyka. Jednak to co mnie martwi najbardziej to czuję jakiś wewnętrzny opór przed szcerym, oddanym i pełnym spokoju i zaufania że Jezus jest Panem, że całkowicie jemu się oddaje, żeby to On juz działał w moim życiu od niego wszystko zależało. Nie wiem co to jest. Domyślam się tylko i mam w związku z tym pewne obawy. Kiedyś tak nie było kiedy nalezałem do jednaj ze wspólnot odnowy w Duchu Świętym.
Co do leków to moje doświadczenie zawodowe (coś nie coś o tym pisałem wcześniej) i życiowe naprawdę odpycha mnie od nich. Zbyt wiele widziałem ludzi którzy zbyt szybko pomagali sobie lekami. Oczywiście przyznaję że w pewnych przypadkach są one niezbędne jednak same w sobie nie rozwiązują problemu.
Każdy dzień jest inny, ba nawet każda godzina. Teraz mam całkowity zjazd, tak jakbym nic nie czuł, przeszkadza mi to. Nie wiem możetak ma być.
Aha dzięki za Twój upór jeśli chodzi o modlitwę. I ja będę pamietał o Tobie.
Zobaczymy co będzie dalej, narazie parę dni temu chyba sam Pan podsunął mi pewna myśl, dotyczącej tego jak moge sobie, nam pomóc. Zobaczymy, jakby co to podzielę się z Wami swoimi doświadczeniami. Jestem Wam to winien. Z Bogiem.
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 08:17   

kangoo napisał/a:
wtedy jest jeszcze gorzej, bo ja sie rozklejam i mecze go smsami dzwonie itp...od tygodnia to on dzwoni jak cos chce..ja milcze...nie prosze zeby przyszedl...zajmuje sie soba..czytam slucham modle sie itp...co ma byc to bedzie...Bog nas nie zostawi...i to wiem na pewno....znalazlam to co szukalam...i tobie rowniez tego zycze...i wiem ze jeszcze przyjda trudne dni...to nie jestem juz sama..


O kobiecie, jej sercu i Bogu w jej życiu...
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 09:57   

piękne cytaty z "Urzekającej" - dzięki :-) wydrukowałam sobie i czytam, czytam ;-)

to co mężowie mówią: bo ty.. bo przez ciebie.., zdaje się być formą zaznania ulgi i usprawiedliwienia swoich czynów. Z drugiej strony ta ich niemoc na dzień dzisiejszy związana z uwikłaniem się w grzech. Cóż możemy? Tato, daję Tobie pole do działania, Twoje 100%, moje 100% niech to będzie praca nad sobą - byciem urzekającą ♥ :oops:
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 10:37   

niestety jeszcze nie mialam okazji przeczytac,ale juz zamowilam i czekam...
wczorajszy dzien troche mnie przestraszyl...bylo mi tak dobrze tak wesolo i znow nie myslalm o mezu...czy to dobrze?czy oddalam sie od niego?spotkalam sie ze znajomymi, byl wesolo i wracajac do domu zdalam sobie sprawe ze nie mysle o mezu...czy nie zapominam o nim?czy to tak dziala?czy nie staje sie samolubna?nie wiem co myslec?porozmawiajcie prosze ze mna o tym... modle sie, nadal zawierzam moje dni i sprawy Panu...
Jezu Ufam Ci...i wiem ze mnie nie zostawisz..
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 10:53   

kangoo, jesteście jednym ciałem i tak jak w swoim ciele funkcjonujesz i nie myślisz ciągle co z tą moją nogą, tak nie koncentrujesz się non stop na części ciała pt. mąż. Funkcja życia małżeństwa jest podtrzymywana Łaską Sakramentu. Być może jest teraz oddział intensywnej terapii ale chodzi o Was, Małżeństwo, aby każde z członków skierowane było ku Niemu, Życiu. Dlatego możesz w duchu mówić wielbię Cię Tato w sercu męża. Kierujesz całe ciało ku sprawności, wzmacniasz i poprawiasz swoje funkcje by usprawnić proces uzdrowienia całego organizmu.
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 11:34   

wiem ze Pan dziala we mnie...czuje to i widze...Jest obecny...kroczy ze mna kazdego dnia...ale mam malutkie upadki...jak np terazkiedy bardzo tesknie za mezem....brak mi czulosci z jego strony...troche mi wspomnien wrocilo..boje sie ze oddala sie on ode mnie jeszcze bardziej, ze zapomina...modlitwa mnie podnosi...wiec ide porozmawiac z Panem..
ufam Mu kazdego dnia bardziej...z kazdym dniem wypelnia bardziej moje serce...tak jestesmy jednym cialem...i Pan dziala najpierw we mnie a potem w moim mezu....
dziekuje

ps.wczoraj :evil: chcial zawladnoc moimi myslami,chcial abym ulegla pokusie....ale czuwam i powiedzialam NIE.....
Dzieki Ci Boze...Kocham Cie calym swoim sercem

[ Dodano: 2009-11-28, 19:13 ]
zastanawiam sie...i czuje ze wiekszosc z was powie mi zacznij od siebie...zaczelam terapie...i zapytano mnie sie co oczekuje czy chce pracowac nad soba,mezem czy malzenstwem...wiekszosc odpowiedziala by maz i malzenstwo...ale czy to przemyslane?ja jestem jedna z tych osob ktore by chcialy "juz ", "teraz" dzialac bo wydaje mi sie ze jestem gotowa, ze wiem i znam swoje bledy pogodzilam sie z nimi..no przeciez Pan jest ze mna, On mi pomoze...ale czy aby napewno jestem gotowa do ratowania meza i malzenstwa...prosze o rady..pozdrawiam
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-29, 13:04   

Hej Kangoo....to jest Twój temat , no to tu piszę...jak sobie życzysz.

Kurcze...co sie tak zdenerwowałaś w temacie Landis ?? Czy to ta piosenka dla Ciebie wyprowadziła Cie z równowagi ? Myslę, że ani Tereska ani nik tu na forum nie chce zrobic Ci przykrości !! Cmoooooooooooooooooooooook !!!

Moim zdaniem nie powinnaś wyprowadzać sie z mieszkania...to w końcu Wasze mieszkanie. I jak piszesz, mąz odszedł od Ciebie i z mieszkania...to jest konsekwencja ! Niech ja ponosi.
Pamiętam, że to mieszkanie jest własnościa męża....ale póki tak bardzo nie naciaska...to Ty Mu o tym nie przypominaj i mieszkaj !!

Wiesz....a dlaczego nie miałabyś pięknie przystroic mieszkania świątecznie ??? Zrób to !! Tobie ma byc dobrze i pięknie !! Zrób to !! I wiesz....zaproś męza na święta !! Najwyżej odmówi....to co...może jeszcze nie gotowy....ale zrób ten gest ....już dzisiaj, żeby nie za późno !!
Czasem pisz do męża miłego smsa....ale nie oczekuj niczego w zamian !

Ciesz się i raduj w Bogu i nie trać nadziei !! Miłej niedzieli !! EL.
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-29, 14:43   

Cytat:
zastanawiam sie...i czuje ze wiekszosc z was powie mi zacznij od siebie...zaczelam terapie...i zapytano mnie sie co oczekuje czy chce pracowac nad soba,mezem czy malzenstwem...wiekszosc odpowiedziala by maz i malzenstwo...ale czy to przemyslane?ja jestem jedna z tych osob ktore by chcialy "juz ", "teraz" dzialac bo wydaje mi sie ze jestem gotowa, ze wiem i znam swoje bledy pogodzilam sie z nimi..no przeciez Pan jest ze mna, On mi pomoze...ale czy aby napewno jestem gotowa do ratowania meza i malzenstwa...prosze o rady..pozdrawiam


To dobrze, że o to pytasz, że zastanawiasz się. Wbrew pozorom właśnie takimi pytaniami zbliżasz się szybciej do prawdy o sobie, niż ci, którzy bardzo długo nie mogą zrozumieć, że trzeba poznać swoje pragnienia, swoją drogę, zanim zechcą naprawiać małżeństwa, małżonków i cały świat.

Chcesz już, teraz - bo wydaje Ci się, że teraz jest to dla Ciebie najważniejsze i nie widzisz innego wyjścia, np boisz się samotności, boisz się cierpieć. To normalne.

Jednak poznanie własnej duszy i zadbanie o nią - paradoksalnie jest często bardzo mocnym i silnym lekiem na cierpienie.

Znasz historyjkę o słoniu? Trzem małpkom zawiązano oczy i przyprowadzono do słonia, którego nie widziały nigdy wcześniej. Jedną małpkę postawiono przy trąbie, inną przy nodze, a jeszcze inną posadzono na grzbiecie. Miały dotykać tylko najbliższej powierzchni i opisać słonia - jak on wygląda.

- Słoń jest miękki i ruchliwy, długi jak wąż - powiedziała małpka stojąca przy trąbie.
- Nieprawda, słoń jest chropowaty i nieruchomy, wygląda jak pień palmy.
- Co wy opowiadacie - słoń jest płaski jak skorupa żółwia i mogę po nim skakać.

Kiedy małpki zdjęły opaski z oczu i stanęły w odpowiedniej odległości od słonia, zrozumiały, że słoń nie jest ani miękki, ani nieruchomy, ani płaski itd.

To co dziś dla Ciebie wydaje się najważniejsze, czegoś się lękasz, czegoś żałujesz, za czymś tęsknisz - może być tylko fragmentem Twojej rzeczywistości.

Dlatego trzeba zdjąć opaskę z oczu, odsunąć się, nabrać dystansu, użyć wszystkich swoich zmysłów - czy aby na pewno się nie mylę w ocenie rzeczywistości. Jaka jestem, czego pragnę, czy siebie kocham itd.

Często po takiej wędrówce do własnego wnętrza, często do dzieciństwa, do własnego serca - nagle odbieramy świat inaczej, wyraźniej. Przestajemy pytać "dlaczego", zaczynamy pytać "po co".

I tego Ci życzę z całego serca. :)
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 11:37   

EL. napisał/a:
Kurcze...co sie tak zdenerwowałaś w temacie Landis ?? Czy to ta piosenka dla Ciebie wyprowadziła Cie z równowagi ? Myslę, że ani Tereska ani nik tu na forum nie chce zrobic Ci przykrości !! Cmoooooooooooooooooooooook !!!

wiem gadalam pozniej z tereska,poprostu bylam w dolku..a ta piosenka trafila w moj czuly punkt..i troche bardziej zabolalo...
EL. napisał/a:
Wiesz....a dlaczego nie miałabyś pięknie przystroic mieszkania świątecznie ??? Zrób to !! Tobie ma byc dobrze i pięknie !! Zrób to !! I wiesz....zaproś męza na święta !! Najwyżej odmówi....to co...może jeszcze nie gotowy....ale zrób ten gest ....już dzisiaj, żeby nie za późno !!
Czasem pisz do męża miłego smsa....ale nie oczekuj niczego w zamian !
juz zaproponowalam , ale nic nie odpowiedzial,kurcze boje sie ze spedze je sama....co do kontaktow z mezem,wyslalam mu smska,taki zwykly..a tu nic...wiem nie powinnam sie spodziewac,ze rzuci wszystko i przyleci...tesknie za nim,i coraz bardziej jest mi smutno...czuje ze on sie oddala ode mnie,ze iskierka gasnie...modle sie,zawierzam Jemu kazdy dzien ,kazda chwile...widze ze Pan dziala tylko w moim sercu...a jego zostawil... :-( zastanawiam sie czy nawrocenie mojego meza jest zgodne z wola Boza??przeciez to On jest pasterzem to On wraca po swoje owce...chyba brak mi cierpliwosci...chcialabym choc malutki cudzik, by moc zobaczyc ze Pan nas pojedna...
Katarzyna74 napisał/a:
To dobrze, że o to pytasz, że zastanawiasz się. Wbrew pozorom właśnie takimi pytaniami zbliżasz się szybciej do prawdy o sobie, niż ci, którzy bardzo długo nie mogą zrozumieć, że trzeba poznać swoje pragnienia, swoją drogę, zanim zechcą naprawiać małżeństwa, małżonków i cały świat.

kasiu74 ja poznaje siebie wlasnie w tej samotnosci odkrywam jaka jestem...kim jestem...co chce...na ta terapie trafilam po to aby ratowac malzenstwo...ale zrozumialam, ze najpierw musze zmienic siebie...dojrzec...przeanalizowac moje zycie chce i przerobic wszystko co odbija sie teraz,co wraca i blokuje,bo sa tzkie rzeczy ,kore odbily sie w moim malzenstwie...dlatego najpierw usune przeszkody na swojej drodze..
dziekuje ze jestescie...ostatnie dni...stalam sie cicha wewnetrznie...nie plakalam juz od ponad tygodnia, ale jestem jakas smutna....czytam posty innych jak to sie kloca z mezem,a moze choc troche zony powinny docenic meza ze nadal jestescie razem,ze choc jest zle sa nadal w waszym domu,tuz obok...i mozna sie poklocic...a propo klotni konfliktu...dla tych co znaja angielski polecam ksiazke Gerald Foley...Courage to love, when your marriege hurts...super sposoby i wyjasnienie przyczyn konfliktow...pisze on ze konflikty pozwalaja lepiej sie zrozumiec i moga byc pozytywne,jesli tylko w konflikcie nie myslimy o sobie i nie chronimy tylko siebie i swojego ja....takze kloccie sie kobiety z mezami ale z glowa...ja niestety juz nie moge sie poklocic,bo go nie ma ze mna...pozdrawiam was....
Jezu Ty sie zajmi, ja jako czlowiek nie moge juz zrobic nic...
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 11:43   

kangoo napisał/a:
chcialabym choc malutki cudzik, by moc zobaczyc ze Pan nas pojedna...

Otwórz szeroko oczy. Ja oberwałam paroma cudami po oczach, ale po to abym zobaczyła, że Pan Jezus dba o mnie, o mnie jako o człowieka. A nie o moje chciejstwo, On nie jest od spełniania moich pragnień tu i już. Te cuda - nie dotyczyły relacji z mężem, dotyczyły zupełnie innych rzeczy. Ale były to niewątpliwie CUDA :mrgreen:
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 11:54   

Nirwano ja tez obserwuje cuda,widze dzialania Boga we mnie...moze nie jestem jeszcze na takim etapie jak wy tutaj...dopiero raczkuje, i chyba nic w tym zlego ze prosze Pana o cud...wkoncu to On powiedzial:proscie a bedzie wam dane,szukajcie a znajdziecie...wiec zachecona tymi slowami prosze...i modle sie abym mogla pojednas sie z mezem abysmy umieli trwac w sakramencie...nie wiem czy to jest zgodne z wola Pana,ale nikt z nas tego nie wie,poki co prosze

http://www.szukajacboga.c...st-od-ojca.html
 
     
landis85
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 12:30   

witaj kangoo!
myslalas moze o jakiejs poradni, psychologu?

ja dzis dzwonilam do katolickiej poradni malzenskiej, ale tam terminy sa bardzo odlegle
polecono mi psychoterapeute , w diecezji mowili ze przyjmuje w czwartek, na stronie internetowej pisze ze w piatek
dzwonilam, ale nikt nie odbieral
widze w takiej terapii szanse dla siebie

moze warto o tym pomyslec
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 13:09   

landis ,ja juz chodze na terapie...kolejne spotkanie mam w srode...
ale smutek nadal jest

[ Dodano: 2009-11-30, 14:09 ]
wlasnie zupelnie przez przypadek, instalujac nowego skypa i importujac kontakty,zobaczylam zdjecie mojego meza i jego kochanki...bardzo mnie to zabolalo...czuje sie znow szukana...cierpienie mnie wykancza...dlaczego tyle zla?dlaczego tyle niesprawiedliwosci...czy juz do konca zycia bede cierpiec...jak mam miec radosc w sercu...gdy juz nie mam ukochanej osoby i nie wiem czy kiedykolwiek wroci..a jesli nie, to nigdy nie poczuje jak to jest byc mama????nie chce tak....

[ Dodano: 2009-11-30, 15:45 ]
Panie dziekuje Ci ze jestes,ze mi pomagasz..ze Jestes...dzis upadlam a Ty jestes ze mna...kocham Cie Panie...Daj mi sile...pieknie ktos napisal Panie uwielbiam Ciebie w swoim sercu i sercu mojego meza...

[ Dodano: 2009-11-30, 22:13 ]
no i masz...Pan dziala...jak juz zle emocje opadly, smutek zamienil sie w radosc...a tu maz na skype pisze...ze przezywa smierc kolegow(tydzien temu z jego jednostki samolot sie rozbil)ze z jednym bardzo blisko byl,ze placze i cierpi ze to on mogl tam byc...ze zycie jest krotkie...no i kiedy sie wyprowadze bo on musi i potrzebuje powrocic do domu a ze mna nie moze...no i ja go powinnam go zrozumiec,dac mu wolnosc...bo to juz druga osoba ktora on stracil(jego byla z ktora byl 10 lat, zginela 3 lata temu w wypadku)...wiecie co pomimo wszystkich ksiazek ktore czytam...nie potrefie zrozumiec meza...ile jeszcze w jego zyciu musi sie wydarzyc zla aby zrozumial, aby sie nawrocil...nie pojmuje...pomozcie bo nie wiem co myslec i co robic.?..zamierzam mu powiedziec, ze nie wyprowadze sie gdyz to on powziol decyzje o porzuceniu zony i domu,wiec niech teraz liczy sie z konsekwencjami...to tez moj dom...po drugie...stracil dwie osoby...traci trzecia-mnie,swoja zone...przepraszam ,czy nie jestem samolubna...pomozcie mi ,bo juz nic nie rozumie?prosze o opine....
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 17:11   

kangoo, ciesze sie ze smutek minła tak to jest z emocjami, sinusoida...Pan Bog działa :-D

Mąż nie chce z jakichs swoich powodow wrocic do domu, chce bys to Ty sie wyprowadziła, jesli mieszkanie jest wspólne, to powiniscie na serio pogadać o podziale...o kupnie dwoch mieszkań?
Domyslalm siez eto nie taki hop siup, moze trzeba bedzie kredyt wziać....
Maz powinien zapewnic Ci dach nad głowa w tej sytuacji.

Wiesz u mnie w sytuacji kryzysu ostrego , to ja bylam osoba ktora sie wyprowadzała..wychodzac z zalozenia ze mieszkanie jest meza wlasnoscia sprzed slubu... teraz wiem ze to nie bylo dobre, ale tak naprawde jesli jestesmy malzonkami jest to i mój dom...wiec w sytuacji separacji szukanie lokum jest WSPOLNYM problemem.


negocjuj z mezem...mozesz zaznaczyc ze traktujesz to jako sytuacje pprzejsciowa, bo nie wiesz jak sie wasze losy potocza
i masz nadzieje na powrot meza. Maz pewnie bedzie mowil co innego.

Ile osob maz stracił..tego bym nie liczyla i nie podkreslala w rozmowie z mezem, zobacz maz sie zwierzył Tobie z bólu po stracie, to miłe :-)
Ufaj Panu Bogu. Sciskam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8