Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Historia Zagubionej
Autor Wiadomość
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 08:37   

Wiem że nikt z nas tego nie wie co będzie ale spójrzmy realnie też na te problemy
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 09:04   

Zagubiona! napisał/a:
Dobrze ja mogę nad sobą pracować ale mogę pracować wtedy jeżeli się opamięta i wróci... a co jeżeli nie?

Będziesz miała większą szansę, że trzeci już nie ucieknie i nie zostawi Cię samej z dzieckiem.
Pozdrawiam
Jarek
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 09:26   

.......zagubiona,doskonale cie rozumiem,bo jest trudno...i choc moja decyzja jest inna to zdecydowalam ze warto i czekam...ja tez mam zle doswiadczenia juz bylam raz zareczona i 2 miesiace przed slubem on mnie zdradzil i porzucil...bylo mi ciezko...ale poznalam mojego meza...i uwierzylam...dzieki niemu odkrylam...milosc...a teraz jeszcze odkrywam na nowo Boga...i wiesz mi tez chcialabym miec dzieci byc szczesliwa...to jednak nie opieram sie na swoich doswiadczeniach...dla niektorych jestem naiwna,glupia...ale dla mnie wazne kim jestem dla Pana?...calkowicie zaufalam Panu...i choc dzis mialam bardzo niemila rozmowe z mezem, to bylam w stanie mu podziekowac i nadal raduje sie w sercu...bo Pan byl i jest ze mna...


ten post najlepiej ukazuje strategie działania większości kobiet a jest nią strategia na
... ja biedna zagubiona szukam obrońcy i wybawiciela,
no i znajdujemy, swój ciągnie do swego, tworzymy relacje ze znanymi nam schematami zachowań,
w tłumie osób bezbłędnie odnajdujemy taka osobe, która pasuje do naszej strategii, a druga strona zreszta tez, od razu zaczyna sie kontakt i więż na bazie ja pomagam, bo ty taka biedna dziewczynka, musze cie chronić, a kobieta ucieka pod skrzydła swojego wybawiciela, byle tylko nie musieć przerobić swojego naiwnego myslenia o ludziach, i ich zamiarach względem siebie...
ale czas płynie, z rycerza robi sie zbój, podobny do tego przed którym mnie miał chronić, nasz obrońca w końcu ucieka od swojej damy, jest za słabym rycerzem by ja umiał bronic, on sam nie potrafi bronic siebie...

ale to nasz nieświadomy siebie sposób wyobrażenia o zyciu, ludziach, sprawia iż same robimy sobie krzywde, wchodząc w relacje z osobami niedojrzałymi, a potem mamy pretensje do całego świata tylko nie do siebie, pragniemy zmieniac wszystkich wokoło tylko nie siebie i swój sposób myślenia
bo ja jestem znów sama, zamiast opieki otrzymuje pozew rozwodowy, cierpienie i bagaż nowych doświadczeń...

kiedy zachowuje sie w ten sposób, to musze chciec dla własnego dobra zmienic siebie, nauczyc sie życ najpierw sama, radzić sama, by dopiero potem umiec z kimś tworzyc dojrzałe relacje, wtedy każda bedzie umiała chronić siebie, bedzie siebie akceptować co za tym idzie i męża, takim jaki jest, z jego zaletami i wadami....
nie bedzie szukac pocieszyciela, kogoś kto ją dowartościuje, zamydli oczy swoją bohaterską postawą...
polecam
Toksyczna miłość i jak się z niej wyzwolić Pia Mellody
Toksyczne związki Pia Mellody

można odnależ tam siebie, wiele pomocnych rad uwalniania z takiego sposobu myslenia
i pomoże w przyszłości stać sie osoba,
którą cieszy zycie i ludzie, ufam im, nie boi sie ich i nie jest dla nich ciężarem
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 09:31   

Zagubiona! napisał/a:
i ja realnie wyobrażam sobie to tak że jeżeli on nie wróci to jest zmarnowany czas. Dobrze ja mogę nad sobą pracować ale mogę pracować wtedy jeżeli się opamięta i wróci... a co jeżeli nie? Wiem że nikt z nas tego nie wie co będzie ale spójrzmy realnie też na te problemy
Zagubiona,kazdy z nas wybiera inna droge...Lepiej się uciec do Pana,niż pokładać ufność w człowieku.Lepiej się uciec do Pana,niż pokładać ufność w książętach.(Ps 118,1.8-9.19-21.25-27)(Mt 7,21.24-27)Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie każdy, który Mi mówi: Panie,Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie...wiesz zanim przeczytalam twoj post przeczytalam ewangelie...mirakulum czesto zadaje nam ty pytanie,co jest najwiekszym pragnieniem mego serca?kazdy z nas zna odpowiedz,ale te odpowiedzi sa rozne,ja rozne drogi ktore obieramy...rozumiem cie,tez chcialabym miec dzieci,szczesliwa rodzine...i Pan to wie...dlatego wierze i pokladam cala swoja ufnasc w Panu...mam a wiare ze wiem iz maz wroci...widze jak Pan dziala i jest ze mna...wiesz wczoraj mialam najtrudniejsza rozmowe z mezem...maz byl agresywny i mowil rzeczy ktorych nigdy nie sadzilam ze uslysze z jego ust...a obok niego bylo same zlo...ale Pan byl ze mna...stalam opanowana i mowilam ,ale slowa byly nie moje lecz Pana...sciskajac w reku rozaniec,prosilam Pana,wybacz mu ,on nie panuje nad soba...wiesz po tym jak mi powiedzial oddaj wszystko co masz ode mnie..zapytalam sie chcesz wszystko?a on obudzil sie i z oczy pelnych nie nawisci,zobaczylam lagodnosc...i wtedy on przeprosil i przytulil...wiem ze on nie dziala,to :evil: siedzi w nim i nim kieruje...teraz wiem jaki slaby jest moj maz...a na koniec wychodzac powiedzial ze nie wie czy chce abym zniknela z jego zycia,ze nic juz nie wie...wiec teraz zastanow sie,zagubiona...a oto psalm z wczoraj...Pan jest moim pasterzem,niczego mi nie braknie.Pozwala mi leżećna zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,orzeźwia moją duszę.Wiedzie mnie po właściwych ścieżkachprzez wzgląd na swoją chwałę. Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę,zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.Kij Twój i laska pasterskasą moją pociechą....wiec ja wiem jaka droga pojsc...jedyne co to moge ci zyczyc abys znalazla to czego szukasz...pozdrawiam cie...

[ Dodano: 2009-12-03, 09:46 ]
ten post najlepiej ukazuje strategie działania większości kobiet a jest nią strategia na
... ja biedna zagubiona szukam obrońcy i wybawiciela,
no i znajdujemy, swój ciągnie do swego, tworzymy relacje ze znanymi nam schematami zachowań,
w tłumie osób bezbłędnie odnajdujemy taka osobe, która pasuje do naszej strategii, a druga strona zreszta tez, od razu zaczyna sie kontakt i więż na bazie ja pomagam, bo ty taka biedna dziewczynka, musze cie chronić, a kobieta ucieka pod skrzydła swojego wybawiciela, byle tylko nie musieć przerobić swojego naiwnego myslenia o ludziach, i ich zamiarach względem siebie...
ale czas płynie, z rycerza robi sie zbój, podobny do tego przed którym mnie miał chronić, nasz obrońca w końcu ucieka od swojej damy, jest za słabym rycerzem by ja umiał bronic, on sam nie potrafi bronic siebie...
MAMI,
to moj post i chyba zle go zinterpretowalas....ale tak uwazalam ze bylam naiwna mala dziewczynka,ktora szukala ksiecia...jednakze jestesmy zaslepieni,i z daleka od Boga..a nasze decyzje nie sa przemyslane...wiesz to nie takze po stracie jednego rycerza wpadlam w ramiona drugiego...minely 2 lata...jednakze nawet wtedy nie rozumialam,niepojmowalam Milosci...i slusznie ktos na tym forum napisal,dziekuje za ten kryzys bo doprowadzil mnie on do Ciebie...dzieki temu kryzysowi,zmieniam sie i terapia pomogla wydobyc moje problemy z dziecinstwa...ktore w wielkim stopniu zawarzyly na moich doswiadczeniach...pozdrawiam
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 13:39   

Zagubiona....a Ty ciągle stawiasz warunki i ciągle czekasz....na co ?? Na faceta....I juz właściwie widzę obojętnie, czy to będzie mąż...a jak nie on to niech będzie jakiś inny, bo - piszesz - mamy prawo życie sobie ułożyć .....hm....
A czy juz sobie tego zycia raz nie ułożyłaś ??

Potrzebujesz faceta do rąbania drzewa, czy odśnieżania drogi przed domem ??
Załamana, Ty już to miałaś, doświadczyłaś, zobaczyłaś jak to jest . Czy TY masz pewność i gwarancję, że ten następny będzie inny ??
A czy to nie jest taki moment w Twoim życiu, żeby zatrzymać sie i zastanowić...nad sobą .
Czego ja w życiu chcę, czego potrzebuję....i od kogo- czego moje chcenie zależy ??
Pozdro !! EL.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 22:03   

Kango post był kierowany ogólnie, by pokazać jak kobiety wyobrażają sobie życie, nie jesteś odosobniona,
ty, ja i wiele innych kobiet tak własnie postrzega świat, dopiero kryzys sprawia, że zaczynają coś ze swoim zyciem i wyobrażeniem o nim zmieniać...
niestety wiele w tym winy stylu wychowywania, kultury, która kobiety przygotowuje do zycia w roli posłusznej żony, a fikcja romantycznej miłości, wymarzonego księcia z bajki, wspaniałego ślubu ma sie nijak do prozy życia jaką zastajemy po ślubie, z naszego księcia zostaje żaba, i niestety nie ma żadnego czarodziejskiego pocałunku, który na nowo przemienił by go w księcia...

pozostaje cięzka praca nad soba by przewartościowac swoje wyobrażenie o miłości i pięknym życiu do potrzeb dnia codziennego...
w którym cieszą drobne szczegóły, w którym jest akceptacja drugiej osoby z jego zupełnie odmiennymi niż nasze potrzeby, jest potrzeba odnalezienia sie w nowych realiach tak by każdemu zyło sie dobrze i bezkonfliktowo...
trzeba wiele zrozumienia dla inności naszego partnera i trzeba sie w końcu nauczyc samej dbać o swoje potrzeby, nie patrzec i cieszyć sie tylko z dawania siebie drugiej osobie...
miłość to nie tylko dawanie, to równowaga między dawaniem a braniem, to nauczenie sie zaspakajania własnych marzeń, potrzeb, to realizowanie sie osobiste, inaczej po latach wspólnego bycia razem wypala sie zwiazek, brak więzi, wspólnych tematów, każdy czuje sie samotny w zwiazku, niezrozumiany i nieakceptowany...
wywala swoje flustracje i niezadowolenie, oczekuje od partnera by sie zmienił, ale partner w tym czasie tez sie zmienił... dorósł, do zmian, pragnie innego ciekawego zycia, w pełni go satysfakcjonującego, fajnie jak dwie osoby w pore dostrzegaja problemy, mówią o tym, nie oczekują, iz druga strona sie zmieni, tylko sami biorą sie za prace nad związkiem, nad odbudową komunikacji, wspólnych pasji, jak zaczynają spoglądac z szacunkiem na partnera, nie tylko z wyrzutem, że nie idzie pod dyktando naszego myslenia wzorowego zwiazku... każdy ma inny patent na fajny zwiazek, na dobre małżeństwo, warto słuchac co mówi druga strona, warto rozmawiać a nie mówić tylko, z przekonaniem iż moja racja jest właściwa...

Kango piszesz
..........wczoraj zobaczylam jak moj maz cierpi...jest zagubiony...choc wciaz chce rozwodu ,gdyz uwaza iz to przyniesie mu spokoj i szczescie...jest tak omotany przez zlo...ze nawet w jego oczach to widze...tak bardzo chcialabym mu pomoc ale nie wiem jak,modle sie za niego,ale chcialabym powiedziec jakie dobre slowo...ale nie wiem co...narazie jegoo zyciem targaja emocje i zly duch...chce aby wiedzial ze moze na mnie liczyc...ale nie wiem co powiedziec ,napisac ewentualnie...prosze o pomoc......

jak i piszesz
...........wiesz po tym jak mi powiedzial oddaj wszystko co masz ode mnie..zapytalam sie chcesz wszystko?a on obudzil sie i z oczy pelnych nie nawisci,zobaczylam lagodnosc...i wtedy on przeprosil i przytulil...wiem ze on nie dziala,to siedzi w nim i nim kieruje...teraz wiem jaki slaby jest moj maz...a na koniec wychodzac powiedzial ze nie wie czy chce abym zniknela z jego zycia,ze nic juz nie wie...

nie zastanowiłas sie, że mąz nie potrafi z toba rozmawiać, bo go nie słuchasz, mówisz, ale nie słuchasz co on mówi, czego pragnie, masz tylko wyobrażenie swojego bólu i niezrozumienia przez niego...
tak samo czuje twój mąż, złości sie, wywala emocje bo jego słowa nie docierają do ciebie... stara ci sie coś powiedzieć, ale ty wiesz zanim on powie, co dla niego najlepsze, co mu jest potrzebne, a on czuje sie pewnie jak dziecko, za które zona wciąż decyduje, wie lepiej co i jak ma zrobic, jak myślec, jak sie zachowywać... nawet nie słuchasz słowa sprzeciwu... odbierasz jego zachowania podług własnego siebie... tak jakby był toba... i miał czuć co ty tak jakbyś wiedziała co on czuje... a kryzys niestety pokazuje jak daleko jestes od prawdy, jak mocno sie nie rozumiecie i jak męża twoje zachowanie denerwuje i złości...
wiesz, że mąż jest słabym manipulujesz jego poczuciem winy, by ustapił, by poczuł sie źle i udaje ci sie to znakomicie... niestety do rozwiązania kryzysu to nie doprowadzi... doprowadzić może tylko słuchanie w czasie rozmowy tego co druga strona mówi, czasami cisza, która niewymownie mówi więcej od tysiąca słów, ale tez i pozwala usłyszec zdanie drugiej osoby...
mąż cie przytula... tego nie robi osoba, która nie kocha,
mąz sie złości a to robi osoba bezsilna wobec drugiej osoby...złość to wyrażanie emocji jakie człowiekiem targają na coś na co nie ma wpływu, by dac upust nagromadzonym nieprzyjemnym nastrojom zwiazanym z jakąs sytuacja...
jak myslisz na co sie tak piekielnie złości mąż... czego oczekuje od ciebie... jakich zmian w zachowaniu...
bo na dziś dzień widzi mąż tylko jedno rozwiązanie rozwód... prawda nie jest to dobre rozwiązanie, tym bardziej jak dwoje ludzi sie kocha, ale nie potrafi dotrzec do siebie... ale on pewnie wiele razy próbował dotrzec do ciebie, jednak nadajecie na innych falach. przez co sie nie słyszycie nawzajem

Kango piszesz o terapii, o niezaspokojonym głodzie pewnie braku ciepła, bezpieczeństwa z dzieciństwa, ale mąz nie wypełni tego braku, nie zmusisz nikogo do miłości takiej jaką masz we własnym wyobrażeniu jak piszesz o miłościu... czym jest dla ciebie miłość, jak i co musiałby robić mąż by twoje poczucie bycia kochaną było zaspokojone... a on poczuł sie w końcu wolnym od dawania ci tego czego od niego oczekujesz...
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 12:13   

mami napisał/a:
pozostaje cięzka praca nad soba by przewartościowac swoje wyobrażenie o miłości i pięknym życiu do potrzeb dnia codziennego...
w którym cieszą drobne szczegóły, w którym jest akceptacja drugiej osoby z jego zupełnie odmiennymi niż nasze potrzeby, jest potrzeba odnalezienia sie w nowych realiach tak by każdemu zyło sie dobrze i bezkonfliktowo...
trzeba wiele zrozumienia dla inności naszego partnera i trzeba sie w końcu nauczyc samej dbać o swoje potrzeby, nie patrzec i cieszyć sie tylko z dawania siebie drugiej osobie...
Mami,zgadzam sie z toba...dopoki nie doswiadczymy kryzysu,trwamy w przekonaniu ze mamy nad tym kontrole ,ze wiemy co robic...bo taki model rodziny widzielismy dorastajac...
mami napisał/a:
fajnie jak dwie osoby w pore dostrzegaja problemy, mówią o tym, nie oczekują, iz druga strona sie zmieni, tylko sami biorą sie za prace nad związkiem, nad odbudową komunikacji, wspólnych pasji, jak zaczynają spoglądac z szacunkiem na partnera, nie tylko z wyrzutem, że nie idzie
niestety nie potrafilismy w pore zobaczyc co sie dzieje,ja nie wiedzialam jak zareagowac...jak zapewne wiesz w ostatnich dwoch latach duzo przeszlismy i mysle ze przeroslo nas to i to piekne bajkowe zycie pryslo,a w codziennosci sie pogubilismy..
mami napisał/a:
nie zastanowiłas sie, że mąz nie potrafi z toba rozmawiać, bo go nie słuchasz, mówisz, ale nie słuchasz co on mówi, czego pragnie, masz tylko wyobrażenie swojego bólu i niezrozumienia przez niego...
mami ,nie wiem czy potrafie go zrozumiec(oboje poslugujemy sie obcym jezykiem)zaczelam sie zastanawiac juz predzej czy moze go nie slucham ,przyznaje sie byl okres kiedy chcialam go zmienic...ale widzialam ze nie moge...masz racje ja nie rozumiem meza,nie wiem co on czuje,widze zlosc widze rozpacz i pogubienie,ale widze to sercem,
mami napisał/a:
wywala emocje bo jego słowa nie docierają do ciebie... stara ci sie coś powiedzieć, ale ty wiesz zanim on powie, co dla niego najlepsze, co mu jest potrzebne, a on
wiem co on chce ,chce rozwodu,chce abym odeszla z naszego mieszkania,zebym go zostawila..i dala jak najszybciej rozwod...jedyne co mu powiedzialam iz to byla jego decyzjia zostawic mnie i dom to on sie wyprowadzil...wiec i konsekwencje naszych decyzji ponosimy my...
mami napisał/a:
wiesz, że mąż jest słabym manipulujesz jego poczuciem winy, by ustapił, by poczuł sie źle i udaje ci sie to znakomicie... niestety do rozwiązania kryzysu to nie doprowadzi... doprowadzić może tylko
z tym sie nie zgadza,bo nigdy nie myslalam ze moj maz jest slaby, i nigdy nie manipulowalam jego uczuciami, to raczej on stara sie wymusic na mnie rozwod mowiac jesli tak mnie kochasz to daj mi wolnosc...
czuje jak bys mnie obwiniala za to co sie stalo
Cytat:
le on pewnie wiele razy próbował dotrzec do ciebie, jednak nadajecie na innych falach. przez co sie nie słyszycie nawzajem
oboje mamy z tym problem, on oczywiscie uwaza ze probowal wiele razy,ale to nie byla proba ratowania,bo nie rozmawialismy o naszych uczuciach i to co myslimy...po prostu klocilismy sie...
mami napisał/a:
Kango piszesz o terapii, o niezaspokojonym głodzie pewnie braku ciepła, bezpieczeństwa z dzieciństwa, ale mąz nie wypełni tego braku, nie zmusisz nikogo do miłości takiej jaką masz we
a jak myslisz po co chodze na terapie,po co staram sie zmienic,zmienic to co nas oddalalo, moje zachowania przyzwyczajenia...jak myslisz jak nasza ostatnia rozmowa przebiegala?predzej wygladalo by to tak:on krzyczy ,ja krzycze, placz, lzy,trzask dzwiami i koniec i czekanie kiedy on przyjdzie mnie przeprosic...wiem co myslisz,ale zmieniam to teraz wygladalo tak:on krzyczy ,ja milcze lub odpowiadam ze spokojem,rozmawiamy jak dorosli nie o ty mnie nie kochasz ,ty zrobiles to czy tamto...tym razem to on wyszedl...dlatego widze ze roznice i pracuje nad soba...myslisz ze latwo mi to wszystko przychodzi...nie jestes w mojej sytuacji,nie slyszalas wszystkich przykrych slow i obelg...wiesz jedyne co zawsze robilam to dawalam z siebie,i przyznaje ze nie wiedzialam jak dawac...mialam swoje idealy i dawalam na swoj sposob...teraz wiem ze robilam zle i zmienaim to pracujac nad soba...a pytanie ktore zadalam wam czy powinnam mu cos napisac,wynika z tego ze go kocham i martwie sie...pozdrawiam
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 13:32   

kangoo, niesamowite ile masz już samoświadomości o brakach i woli do przeprowadzania zmian :!:
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 13:40   

kasia napisał/a:
kangoo, niesamowite ile masz już samoświadomości o brakach i woli do przeprowadzania zmian
kasiu,to dopiero poczatek, bo codziennie zdaje sobie sprawe jak bardzo jeszcze musze sie zmienic...i tak bardzo tego pragne, ze czasami gubie sie i nie wiem czy tylko ja czuje ze sie zmieniam ,czy inni takze...choc wiem ze to dopiero poczatek...
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 13:43   

Droga Kangoo...

Kiedy zaczęłam sie przemieniać....to też cichłam....stawałam sie coraz bardziej cisza i spokojna....zrozumiałam, że milczenie jest złotem....a za dużo słów, to zlo.

Kiedy zaczęłam sie przemieniać.....kolejne rozmowy z męzem były dziwne !
Wydawało mi się, że to nie ja mówię....ale Ktoś za mnie...Ktoś kto mnie prowadzi....Duch Sw.
Kiedy rozmawialiśmy z mężem....stałam i ściskałam Różaniec w ręku. Mówiłam zdecydowanie mniej i byłam bardzo spokojna !! Wtedy też mąż się wściekał - czułam, że to nie mój mąż !! że to jakieś zło....złe słowa, okropne, jak nie mój mąż ! Szalał !!!

Teraz wiem....nasz spokój i nasza cisza...tak bardzo ich drażni, bo kiedy nas nie sprowokują i my pokazujemy sie im jako lepsze już osoby, dobre, spokojne - to tak naprawdę tracą argument , że muszą odejść, bo żona to zła osoba.
Jak się zmieniasz...zaczynasz byc dobra....tracą argument...wściekaja się !!
Nie wolno wtedy dać się sprowokowac !!!!!!!!!!!!

Mam też takie doświadczenie, że jeżeli żona / mąż modli sie za współmałżonka i ta osoba zaczyna z grzechu powoli obracać się w strone Boga...wracać do Boga....budzi sie z letargu zaczarowania złem i grzechem - to zły traci swojego klienta...i strasznie szaleje !!! Złości się, obraża, krzyczy....SZALEJE !!
Trzeba wtedy bardzo dużo spokoju, cisz i modlitwy....i naprawdę wielkiej MIŁOSCI, bo własnie ta MIŁOSC pokona zło !!

To o czym piszesz, jest bardzo podobne do moich własnych przeżyć !!

Pamiętaj Kangoo....jesteście z mężem z różych kultur ! Tu trzeba dużo wiedzieć, dużo rozwagi, trzeba jednocześnie wejśc z kulturę innego narodu ale i nie zaprzepaścić swojej tożsamości !!
Przypatrz sie polskiej kobiecie - jaka jesteś....
Polska kobieta to z jednej strony bardzo oddana żona ale też niezła jędza....kierowniczka, apodyktyczna...oddana ale cholera.....
A jaka jest kobieta w kulturze Twojego męża....więc zobacz czego On oczekuje od kobiety , od żony ??
Musisz to jakos pogodzić.

Żeby sie dowiedzieć, trzeba słuchać !
Więc słuchaj !!
MNiej mów....a słuchaj, dopytuj się.....pozwól mężczyźnie miec swoje zdanie i wyrazić je....i pokaż, że rozumiesz , że usłyszałaś, że potrafisz sie dogadać !

Wielkie zadania przed Tobą....moim zdaniem jesteś na dobrej drodze !! Pozdro !! EL.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 13:52   

Cytat:
Teraz wiem....nasz spokój i nasza cisza...tak bardzo ich drażni, bo kiedy nas nie sprowokują i my pokazujemy sie im jako lepsze już osoby, dobre, spokojne - to tak naprawdę tracą argument , że muszą odejść, bożona to zła osoba.

Tak do końca EL nie pokazujemy się lepsi (pozwól, że zmienię rodzaj :lol: ), oni są przekonani, że to nasza gra by ich zmanipulować i stąd chyba to poirytowanie.
Trudno się dziwić by po kilkunastu latach nagle uwierzyli w jakąś zmianę.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 14:02   

W tym cały problem Jarku, żeby po tym jak kilkanaście lat byliśmy źli - oni uwierzyli , że nasza zmiana to nie manipulacja ale prawdziwa odmiana !
Żeby uwierzyli, to potrzeba czasu. Oni poddadzą nas próbie, a my tę próbę musimy celująco zdać ! Nie dać sie sprowokować i nadal być dobrymi ludźmi....i tak juz na zawsze i trwale ! EL.
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 14:32   

EL. napisał/a:
A jaka jest kobieta w kulturze Twojego męża....więc zobacz czego On oczekuje od kobiety , od żony ??

Kochna EL,dziekuje ci za slowa...wiesz juz kiedys sie zastanawialam, jakie tu sa kobiety;niezalezne , zadbane,wymalowane,wymagajace duzych nakladow finansowych...moj maz byl 10 lat z jedna wloszka a wybral mnie,prosta dziewczyne...ja nigdy nie pytalam o pieniadze i nigdy tak naprawde nie chcialam...zawsze uwazalam ze pieniadze tylko pomagaja,ale szczescia nie daja...i wiesz zyjac obok takich kobiet,widze ze jednak troche sie zmienilam,drogie kosmetyki, markowe ciuchy..ale nadal uwazam iz jestem inna,ja lubie proste rzeczy,nie ekstrawagancje...wigilie spedzac w domu z rodzina,nie w drogiej restauracji...nie wiem sama...to dosc trudne...prawie wszystkie zony, meza znajomych nie pracuja, albo zajmuja sie dziecmi,albo poprostu siedza w domu...wydaje mi sie ze maz wybral mnie, bo wlasnie bylam inna...mozliwe ze mieszkajac tu,zmienilam sie....nie raz mu zadalam pytanie;co on widzial we mnie,dlaczego pokochal mnie...powiedzial mi bo bylas inna,wiedzialas czego chcesz i prosta...wiec moze gdzies zgubilam te swoja prostote...jeszcze dluga droga przede mna...ale Pan jest ze mna...i wierze w to ...uda nam sie...dziekuje EL...
Zagubiona,sorry znow na twoim temacie sie zagniezdzilam
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 15:26   

Tak Kangoo, inność nas pociąga....co nie znaczy, że na zawsze cche się byc na przekór swojej kulturze, rodzinie itp.

Mówisz Wigilia w domu z rodziną....to polski zwyczaj....w innej widac kulturze z narodzin Jezusa ludzie ciesza się w restauracji, wśród znajomych.
Tobie to może nie pasować....a Jemu podobała się Twoja inność....teraz może tęskni za restauracja i znajomymi, głośnymi świętami w rodzinnym karaju i może juz nie chce spokojnej radości i zadumy nad Dzieciątkiem.

Ta Wigilia, to sama wiesz, tylko przyklad.

Inność jest też ciekawa, dopóki jest inna....a Ty przeciez musisz sie dopasowac do ludzi w innym kraju i nie będziesz biegać boso po rosie ......Musisz dopasować sie do nowych koleżanek, do ludzi w pracy itp.

Poczytaj książkę " Biała Masajka"....dla mnie niesamowita....o dziewczynie z Europy, ze Szwajcarii , która wychodzi za mąż za Kenijczyka z plemiania Masajów .

A może to wcale nie ma znaczenia Kangoo, ta różnica kultur, ludzie są ze soba lub nie....wiele , wiele przyczyn.
Ty chcesz uratowania Waszego małżeńsko, wszystko musisz brac pod uwagę....ale najbardziej zdanie Twojego męża....Jego pytaj i słuchaj. EL.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8