Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
ona chce.. a on nie... seks
Autor Wiadomość
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 09:33   

Jeśli już to lepiej powiedz to mężowi o swoim stanie psychicznym…

.. Ostatnio weszłam na bardzo ciemną drogę.. odmieniłam się... wydawało mi się, że jestem silna.. tymczasem przytłoczenie trwale na mnie oddziałuje.. nie mam na nic ochoty, na życie też nie.. tak po porostu.. te myśli od dawna krążą. Czasami proszę Boga żeby pomógł mi się opamiętać w tym smutku.. Ochota na życie zanika, a ja chcę posmakować jak sięgnąć dna.. działanie samodestukcyjne, które już podjęłam, ale nie mam odwagi tego napisać. Chciałam sobie udowodnić, że można jeszcze gorzej się czuć..

bez wchodzenie w szczegóły dotyczące zdrady jego… bo wtedy będziecie mieli problem już oboje, a wyjście z tego będzie o wiele trudniejsze…
... ty po prostu szukasz wsparcia w męzu, na forum… bo czujesz się sama z tym problemem...
Uzewnętrzniając swój stan emocjonalny przed mężem, okazesz słabość i chęć pomocy z jego strony… to może go zmotywowac do działania w kierunku udzielenia jej tobie z jego strony… i na pewno wzmocni jego wartość jako meża…poczuje się kimś pomocnym, kochanym przez ciebie... bo powierzyłaś mu swoje tajemnice...
jednak na dziś dzień tylko te zwiazane z toba bez mówienia o zdradzie jego... bo wtedy na pewno zamiast pomocy z jego strony uzyskasz jeszcze większe cierpienie i popadniesz w większą beznadziejność... bo on wtedy będzie lizał swoje rany...
i zażegnianie tego będzie już prawie niemożliwe... kazdy będzie samotnie leczył swoje zranienie...dziś masz jeszcze szanse
pytanie czy chcesz?

I osobiście polecam wizyte u psychologa bo to raczej jakiś stan depresji i terapia plus medyczne wspomagacze pomoga ci wyjśc z bezsensownej stagnacji w jakiej się znalazłas…
szukasz pocieszenia, rozmowy, szukasz różnych dróg wyjścia z tej sytuacji bo najzwyczajniej w świecie jest ci z tym źle…testujesz jak dalece mozesz sie posunąc.. a to droga niebezpieczna
wygadaj reszte problemów życiowych u psychologa, doradzi droge wyjścia z tej bezsilności…

jedyną osoba, która może ci pomóc jesteś ty sama podejmująca decyzje o swoim życiu… jaka?
Zalezy od tego czy chcesz coś nim zrobić… jeśli tak… to wizyta u psychologa,
a zrobisz, co będziesz chciała oczywiście jak do tej pory…
tyle, że od paru miesięcy trwasz wciąż w tej samej stresującej dla siebie sytuacji…
więc nie jest to dobra droga, i czas na inna.. wytrenowałaś mnóstwo zachowań, które utrzymują cie w tym, co cie dopadło i nie pozwalają ci na zmiane tego

Czasem człowiek jest na zakręcie, że nie potrafi sam z bagna wyjść i rozmowa ze specjalistą od zakrętów życiowych może ci pomóc… a na pewno nie zaszkodzi…
tyle znów czy ty tego chcesz?
Czy wolisz ponarzekac… jeśli narzekac… wal śmiało… forum wszystko zniesie… aż przyjdzie czas, w którym uznasz za stosowne coś ze swoim zyciem zrobic… osobiście lepiej bez sięgnięcia dna zaradzić problemom… bo wtedy i wyjście z niego jest szybsze i mniej boli…
Pozdrawiam
 
     
Maciek72
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-09, 18:59   

Przeczytałem wątek od początku, bo sytuacja w moim małżeństwie jest trochę analogiczna. Ja jestem po tej drugiej stronie tego co tak często nie chce. Nie wiem czy jeszcze Ewela czyta, ale może i tak warto coś napisać.

Jesteśmy z żoną właściwie w permanentnym kryzysie od 10 lat (z różnymi nasileniami). Powoli traciłem nadzieję, a chyba chęci walki o to że będzie dobrze, ale o tym może innym razem.
W związku z kryzysem w małżeństwie i całą masą innych powodów ja jakby mam mniejszą ochotę na sex. Tak zupełnie szczerze to pewnie najchętniej bym tego nie robił po awanturach. Nie akceptuje osoby jaką stała się moja żona, nie wierzę w przyszłość naszego małżeństwa itp... Do tego dochodzi zmęczenie obowiązkami pracą dzieciakami i ciągły brak czasu.
Moja żona natomiast ciągle wywiera na mnie presję. Chciałaby pewnie codziennie po kilka razy. Jestem w stanie się zmusić raz góra dwa w tygodniu. Tłumacze sobie że nam obowiązki małżeńskie, że ona tego potrzebuje, że pójdzie do innego. Czasem czuje że jestem wykorzystywany instrumentalnie. A już szczególnie nienawidzę gdy żona bezceremonialnie się tego domaga. Nawet jeśli miałem jakąś ochotę to po tym całkiem się zamykam. Prosiłem ją nie raz żeby tego nie robiła, że może mnie zachęcić inaczej, subtelniej ale słyszę że nie będzie robić z siebie ladacznicy...

Myślę że dla Eweli i dla Mojej żony to najlepsza rada:
Ife napisał/a:
.... Wiem że zaraz dostanę burę ale mi się wydaje że miejszym złem by było samozaspokajanie się niż zdradzanie.A może zamiast zdradzać byś zaczeła przy mężu pieszczoty siebie jestem pewna że by dołączył. Wiem że to grzech ale jeżeli mąż nie ma ochoty to byś jakoś go rozpaliła. .....


Podobna rada bodajże jest w książce Marsjanie i Venusjanki w sypialni (która polecam btw).

Gdybyście chciały tylko słuchać takich rad. I nie gadać tyle o seksie z facetami tylko to robić w taki sposób żeby też jemu było miło. A przede wszystkim nie wywierać presji typu: a może jeszcze raz?. Tyle słyszymy o potrzebach erotycznych kobiet, że dla współczesnego faceta sex jest koszmarnym obciążeniem. Uda się dać jej ten cholerny orgazm czy jak nie dostanie to będzie się wyżywać na rodzinie przez tydzień.

Zgadzam się też z tym że najgorsze co mogłaś zrobić to iść do innego. Po tym nic już nie będzie takie samo. Twój Mąż nie jest zbyt silny psychicznie skoro ma problem stawić czoła Twojemu temperamentowi. Pewnie się domyśla (lub boji) że możesz tego szukać od kogo innego. Myślę że jego problem to że bardzo tego chce, bardzo chce Cię uszczęśliwić (i zaspokoić). Ale im bardziej chce tym bardziej nie może.

mami napisał/a:
Jeśli już to lepiej powiedz to mężowi o swoim stanie psychicznym…

Moim zdaniem to najgorsze co można zrobić. Myślę, że od gadania zaczeły się opisywane tu problemy. Sex powieninen być spontaniczny, luźny, cieszący dwoje ludzi a nie zimną wymianą wzajemnych wymagań. Myślę, że gdyby Ewela (sorry za szczerość) nie skupiała się tak na tym czy jej będzie dobrze i czy jej potrzeby są zaspokajane a wiecej dawała i cieszyła się z tego co ma to nie byłoby całej tej tragedi. Wydaje mi się że najgorszym wrogiem sex-u tak i całego małżeństwa jest egoizm i brak wczucia się w to co czuje małżonek.
Ostatnio zmieniony przez Maciek72 2010-09-11, 22:07, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Ife
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-09, 19:34   

Dzięki Maciek ,spodziewałam się innej reakcji,a tu pochwała od Ciebie za moją radę. Rozumiem Cię doskonale nie można myśleć tylko o swoich potrzebach, ale przedewszystkim o partnerze, co nie wyklucza by spełniać się w innych dziedzinach.
 
     
Maciek72
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-09, 19:56   

Ife napisał/a:
Dzięki Maciek ,spodziewałam się innej reakcji,a tu pochwała od Ciebie za moją radę. Rozumiem Cię doskonale nie można myśleć tylko o swoich potrzebach, ale przedewszystkim o partnerze, co nie wyklucza by spełniać się w innych dziedzinach.


Wydaje mi sie że sex jest lustrem małżeństwa. I dając sami otrzymany wiecej. Najgorzej, że niby to wiem ale w moim małżeństwie nie potrafię zastosować. Chyba na początku małżeństwa czkalismyi naiwnie wierzyliśmy, że otrzymamy to co chcemy a z każdym miesiącem okazywało się że nie otrzymujemy tego. Zaczeliśmy więc wymuszać na małżonku dawanie i kompromis.
Ostatnio niestety chyba doszliśmy do takiej eskalacji że żadne nie chce sie cofnąć nawet o minimetr.
 
     
Ife
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-09, 20:44   

Jejciu trudna ta wasza sytuacja. Mi się wydaje że w małżeństwie nie można myśleć tylko o sobie ,tego co ja chcę w łużku ,ale trzeba myśleć o tej drugiej osobie ,czego ona oczekuje od nas i jeśli to nie jest jakieś nie zgodne z moim wychowaniem i moją godnością, to powinno sie sprawiać przyjemność współmałżonkowi, w zamian on też się lepiej stara. Trzeba rozmawiać o tych sprawach i o swoich oczekiwaniach, jeśli nie rozumiecie się baz słów.Trzeba starać się zrozumieć że druga osoba może nie mieć ochoty na sex ,i pogodzić się z tym a nie wymuszać. Tak przecież nie można. Wydaje mi że brak u was szczerej rozmowy,a tylko rozmową można dojść do kompromisu.Jeśli żona nie chce się cofnąć ,to ty się cofnij, pokaż że potrafisz ustąpić, ale powidz jej że ustępujesz i oczekujesz tego następną razą od niej. Nie wiem ja nie mam takich problemów dlatego ciężko mi radzić.Pozdrawiam.
 
     
Maciek72
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-09, 21:22   

Sorry trochę zamieszałem.To co poniżej napisałem nie tyczyło tylko sexu lecz naszych relacji na innych płaszczysnach:
Maciek72 napisał/a:
I dając sami otrzymany wiecej. Najgorzej, że niby to wiem ale w moim małżeństwie nie potrafię zastosować. Chyba na początku małżeństwa czkalismyi naiwnie wierzyliśmy, że otrzymamy to co chcemy a z każdym miesiącem okazywało się że nie otrzymujemy tego. Zaczeliśmy więc wymuszać na małżonku dawanie i kompromis.
Ostatnio niestety chyba doszliśmy do takiej eskalacji że żadne nie chce sie cofnąć nawet o minimetr.

Właściwie z sexem jest stosunkowo ( :!: :lol: ) najlepiej. Czesto jest przyjemnie, czego nie można powiedzieć o codzinnym życiu.
 
     
ewulek
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-09, 22:51   

Maćku a czy prowadzicie z żoną NPR? Jeśli tak i jeśli nie planujecie poczęcia to jest spory czas dni płodnych w czasie których mozna w inny sposob okazać milosć, nie tylko seks, ale pieszczoty, czułe słowa ttp. w czasie tych dni osoba z mniejszym popedem seksualnym może się przestawić i zatęsknić...
 
     
Maciek72
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-09, 23:12   

ewulek napisał/a:
Maćku a czy prowadzicie z żoną NPR? Jeśli tak i jeśli nie planujecie poczęcia to jest spory czas dni płodnych w czasie których mozna w inny sposob okazać milosć, nie tylko seks, ale pieszczoty, czułe słowa ttp. w czasie tych dni osoba z mniejszym popedem seksualnym może się przestawić i zatęsknić...


Z różnych wzgledów nie prowadzimy NPR. Od NPR zaczął się nasz kryzys tj od zbyt szybkiego rodzicielstwa na które nie byliśmy gotowi ani mentalnie ani życiowo. Dochodzi teraz jeszcze stan zdrowia żony który praktycznie wyklucza stabilność cyklu.

Tak naprawę u Nas problemy w swerze sexu są raczej skutkiem a nie przyczyną. Ja jakoś nie mam ochoty się zbliżyć po dniu w którym cały czas drzemy sie na siebie (i to przy dzieciach :-( ). Ale jak widać mojej żonie to aż tak nie przeskadza....
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-09, 23:50   

Maciek72 napisał/a:
Tak naprawę u Nas problemy w swerze sexu są raczej skutkiem a nie przyczyną. Ja jakoś nie mam ochoty się zbliżyć po dniu w którym cały czas drzemy sie na siebie (i to przy dzieciach ). Ale jak widać mojej żonie to aż tak nie przeskadza....

Witaj, poleciłabym Ci wizytę u psychologa lub u seksuologa i rozmowę na temat zachowania żony.
Sa kobiety, które celowo wywołują awanturę lub nerwową atmosferę, bo to je nakręca i traktują je jak grę wstępną. To żadkie, ale się zdarza.
Takie zachowanie nieco agresywne nie jest zbyt częste u naszej płci, więc często źle odbierane i tłumaczone przez ich partnerów, te kobiety pokrywają w ten sposób swoje neurozy lub skłonności sado-maso.
Często wystarcza terapia dotycząca komunikacji i wszystko wraca do normy, trzeba jednak uznać i nazwać te problemy. ( takie osoby nie potrafią wyrażać swoich emocji i artykułować potrzeb inaczej jak przez nieco agresywne zachowanie, ignorowane stają się nieprzewidywalne. :-| )
Kiedy zrozumiesz mechanizmy zachowań swojej żony( co tak naprawdę nią powoduje) będziesz umiał spokojnie namówić ją do otwartej rozmowy lub potrzebnej terapii dla dobra Was obojga.
Zaznaczam ,że jest to tylko sugestia, a nie spostrzeżenie wynikające z Twoich postów, więc aby doprecyzować rzeczywisty problem między Wami, potrzebna będzie Ci taka rozmowa z terapeutą. Inaczej będziesz macał po omacku i zamiast pomóc możesz pogorszyć tylko Wasze stosunki.
Sfera psychiczna u kobiety jest bardzo delikatna i łatwo ją poranić, a umiejetne podejście do problemu z Twojej strony i zaangażowanie, na "mur- beton" zaowocuje w Twojej żonie ogromnym zaufaniem do Ciebie.
 
     
Maciek72
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-10, 00:33   

kinga2 napisał/a:

.... Sa kobiety, które celowo wywołują awanturę lub nerwową atmosferę, bo to je nakręca i traktują je jak grę wstępną. To żadkie, ale się zdarza.
Takie zachowanie nieco agresywne nie jest zbyt częste u naszej płci, więc często źle odbierane i tłumaczone przez ich partnerów, te kobiety pokrywają w ten sposób swoje neurozy lub skłonności sado-maso.....


Nie to chyba spora przesada. Może zbyt przerysowałem to co pisałem, że takie wnioski można wyciagnąć. Ona raczej potrzebuje bliskości, czułości itp. A mi trudno dać czułość komuś kto się wydzera o to że jak jej nie było nie sprzątalem, nie gotowałem i nie bawiłem się z dzieckiem na wyścigi (bo ona to przecież musi robić). I nakręca sie błędne koło:
Wrzaski brak czułości znowu wrzaski ja się też w końcu wydrę potem wychodzę na długi spacer i wyjerzam .... Ale to nie o tym jest wątek. Dajcie mi jeszcze trochę czasu a całość opiszę w osobnym temacie. Zaczynam powoli rozumieć że po mojej stronie też jest sporo winny.


kinga2 napisał/a:
...Witaj, poleciłabym Ci wizytę u psychologa lub u seksuologa i rozmowę na temat zachowania żony....


Nawet próbowaliśmy (postawiłem ultimatum albo psycholog albo odchodzę) ale nic z tego nie wyszło. Żona nie miała zaufania do psychog niewiele od nas starszej. Takie teksty w stylu: Co Ona wie? Czy wogóle ma dzieci?
Cóż moja żona należy do tych wszystkowiedzących którzy nikogo nie słuchają. Zresztą było trudno się umówic nie mówiac o sporych pieniądzach jakie na nas zarabała. Teraz jest jeszcze gorzej bo żona ma problemy ze zdrowiem. Nawet nie mam serca ciągnąć ją do psycholga i tak ciągle jest u różnych lekarzy.

BTW słucham sobie rekolekcji P. Jaceka Racięckiego "Kryzys małżeński - udręka czy szansa?" Jestem zdumiony że mówi dokładnie o naszych problemach ;-) . Coż może faktycznie zacznę mysleć jak zmienić siebie nie żonę.
Ostatnio zmieniony przez Maciek72 2010-09-10, 01:00, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-10, 00:52   

Maciek72 napisał/a:
Nawet próbowaliśmy (postawiłem ultimatum albo psycholog albo odchodzę) ale nic z tego nie wyszło.

Proponuję,żebyś poszedł na taką rozmowę najpierw sam, a dopiero później, w zależności od tego czego się dowiesz, usiłuj namówić żonę. Czasem najpierw samemu trzeba się zoriętować w sytuacji.
Maciek72 napisał/a:
Cóż moja żona należy do tych wszystkowiedzących którzy nikogo nie słuchają.

To trudny problem, ponieważ zamyka na zewnętrzny świat, ale do takich osób trafiaja tylko rzeczowe i konretne argumenty oraz przykład.

Od strony duchowej to ten cytat opisuje wszystko:
(26) Serce twarde na końcu dozna klęski, a miłujący niebezpieczeństwo w nim zginie. (27) Serce twarde obciąży się utrapieniami, a zuchwalec będzie dodawał grzech do grzechu. (28) Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie. (29) Serce rozumnego rozważa przypowieści, a ucho słuchacza jest pragnieniem mędrca.

(Mądrość Syracha (w) 3:26-29, Biblia Tysiąclecia)
 
     
dejzi
[Usunięty]

Wysłany: 2010-09-14, 13:54   

Witajcie....
czytam dzisiaj ten wątek........ i tak się zastanawiam nad własnym pożyciem sex-ualnym, ja często nie mam ochoty współżyć, bo mąż sobie popijał i ja nie mam zaufania, jak się kochamy to ja ciągle myślę o tym co się wydażyło, i się wydaży, że teraz się kochamy, a jutro będziemy się obrażać, to jest dla mnie nie do zniesienia, wtedy czuję się jak zabawka,
mąż często wymusza na mnie sex.........myśląc ze skoro kilka dni był "grzeczny" i nie pił to nie powinnam go odtrącać.
Obecnie nie pije (narazie tydzień) i dzisiaj idzie na terapie po raz pierwszy. Ja mu tłumaczę że potrzebuję czasu by mu zaufać, by nie było tak jak do tej pory, że dostał swoje i może dalej pić. Tak ja to widziałam do tej pory. Teraz kiedy nie pił ten tydzień to jakoś ma zwiększony popęd. a ja potrzebuję czasu........... chcę się kochać z miłością, czuć bezpieczeństwo, nie martwić się na przyszłość, nie pamiętać tego co było, chcę być szanowana nie tylko jako kobieta ale i jako żona, matka,
Muszę dodać że mąż zaspokajał swoje potrzeby oglądając zdjęcia porno, czy filmy porno, kiedy byłam w ciąży i nie mogliśmy współżyć bo ciąża była zagrożona.
był to dla mnie cios, nie wiedziałam jak mam zareagować, nie byłam z tego zadowolona, powiedziałam mu to a on mi powiedział że jak nie dozna orgazmu to go boli brzuch.
często jak nie mam dni płodnych to mąż poniekąd zmusza mnie bym mu pomogła ręką, ja jakoś nie mogę tego znieść.......... bo wydaje mi się ze jest to grzech, mówiłam mu o tym ale on nie jest przekonany do tego, i mówi że jak by tak mieli się kochać wszyscy tak po bożemu to byłoby wiele dzieci nie chcianych.
Tu może ma rację..........
nie wiem co zrobić i jak mężowi przetłumaczyć, że to że przestał pić to nie znaczy że ja będe mu się "dawała" na każde jego zawołanie.
Chcę poczekać aż 3 miesiące by zobaczyć że faktycznie nie wróci do picia i że będzie chodził na terapię.
Nie wiem jak mu powiedzieć że nie sex jest najważniejszy. tylko nasza miłość, która powinna być podyktowania szacunkiem, zaufaniem, a nie tylko pożadaniem.
Maćku też nie lubię się kochać po awanturze, jakoś to do mnie nie dociera jak można tak z chwili na chwilę zmienić się w czułego cznłowieka, gdzie wcześniej sie pokłuciliśmy, przytulić tak ,przeprosić tak, ale kochać sie nie........nie umiem
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-08, 15:25   

Witam Forumowiczów po długiej przerwie..
a więc żyję.. hehe.. mam nadzieję, że są jeszcze tacy co mój wątek kojarzą.. Obecnie szósty miesiąc mieszkam oddzielnie z mężem.. od wiosny miło odpoczywałam w bardzo zielonym regionie.. ruch, sport.. trochę życiowego bodźca.. Z niby kochankiem zażegnałam sprawę z racji jego traktowania mnie - oj dostałam po tyłku.. mimo to czasami tęsknie i zapomnieć nie mogę, przecież nie można wziąć gumki i zwyczajnie wymazać.. co ja za uczucia mogę.. Nie ważne, nie jest to już tak intensywne i raczej bronię się przed tym. Co istotne.. Dopiero teraz mężuś wyznał mi coś istotnego.. wyprowadzka miała sprawić żebyśmy już tak nie cierpieli w swojej obecności, żeby on też zatęsknił za bliskością i zobaczył, że jestem rzeczywiście dalej.. a dopiero teraz wyznał mi, że jest uzależniony.. Mój mąż uzależniony.. on.. normalnie funkcjonujący... patrzyłam na niego w tym małym pokoiku u jakiegoś ojca zakonnego zdziwiona.. myśląc, że to się nie dzieje naprawde... Ojciec zakonny był jego wsparciem w wyznawaniu mi prawdy.. a więc uzależniony od porno z zastosowaniem trzepania członka.. Ja nawet myśleć o tym nie mogę, bo to moja strategia obronna - oddalanie myśli.. potrzebuje czas. Oczywiście nie wpływa to na moją ocenę Jego. Ponoć wiąże się ta sprawa z Jego dzieciństwem.. to niby była męża stratega uśmierzania sobie bólu. Mężuś nie wyniósł z domu wzorca jak należy "postępować" z kobietami itd. Rozumiem, że osobie uzależnionej trudno nazwać swoją sytuację uzależnieniem.. Potrzebowało to czasu żeby wyjść na wierzch.. ale wiecie jak to jest.. jako zwykły człowiek mam do niego żal, że mnie poślubił z takim problemem.. że wziął moje życie na swój tor a zataił to.. wiem, że to mówi wewnętrzny gniew.. z drugiej strony on twierdzi, że wtedy nie miało to takiego wymiaru i rozumiem,że potrzebowało to czasu żeby wyjść na wierzch. Wobec tego zadaję sobie pytanie skąd wziąć siły żeby mu pomóc.. jak mu pomóc.. przecież w perspektywie jest kilka lat wychodzenia z tego.. a gdzie miejsce na naszą bliskość.. Jego seksualność jest zaburzona.. już nie chodzi o sam seks, ale odrobina romantycznośći.. tych elementów nie ma.. potrzebuję tego żeby nie czuć się przyjaciółką.. Czuję się też rozgniewana tym, że np będziemy z tego wychodzić a potem przyłapię go na jakimś porno - kiedyś połapałam się że coś takiego było na kompie.. jeden raz to znalazłam.. ale pamiętam, że wtedy ugodziło to w moją kobiecość, bo mnie nie chciał a inne baby oglądał.. nie kumałam tego.. Nie, nie.. kończę tą wypowiedź póki co... Pozdrawiam Was serdecznie..
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-10-16, 20:57   

Ewela............ trudne to.............. może początkiem drogi zdrowienia byłoby postawienie pytania :PO CO to robił????
Nie dalczego......a PO CO???
Przed czym uciekał????

Pogody Ducha
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9