Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
ona chce.. a on nie... seks
Autor Wiadomość
Ewela_24
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-06, 09:42   ona chce.. a on nie... seks

Witam kogokolwiek kto to przeczyta... bynajmniej dam sobie upust i sie uzewnetrznie... Obecnie mam 24 lata, moj maz Marcin tez jest w tym samym wieku.. nie mamy dzieci, pobralismy sie juz prawie trzy lata temu, bo oboje wyprowadzilismy sie z domu a na kocia lape nie chcielismy zyc... wierzylismy ze jak bedziemy odwazni wszystko jakos sie ulozy.. i ukladalo.
Dzisiaj patrze na wszystko inaczej tzn. widze ze kiedys imponowal mi swoja ciekawoscia swiata, ktorej ja sie balam, wiedzialam ze przy nim moge sie nauczyc isc do przodu... byc kim chce i fajnie :)
Przed slubem znalismy sie rok... no szal to nie byl, zaczelismy wspolzyc rzecz jasna, ale nie zwracalam uwagi na ta swere zbytnio, bo wydawalo mi sie ze wszystko da sie doszkolic ;) Teraz gdy widze jakie problemy pojawic sie przez nieprawidlowe funkcjonowanie sfery cielesnej to az jestem w szoku. Mam duzy temperament, wiekszy niz maz, jestem otwarta w seksie, chce sie tym cieszyc, potrafie zlapac dystans od stresu i zla calego dnia, i wieczorami kochac sie po calosci... Marcin ma inaczej.. stres, sprawia ze sie blokuje, do tego to co jest miedzy nami zlego rowniez powoduje ze nie potrafi zlapac dystansu.. i seksu po prostu juz od roku nie ma. On wie, ze jestem temperamentna, wie ze mnie nie zaspokaja i sie calkowicie wycofal. Nigdy nie krytykowalam go "ze jestes do niczego". Duzo rozmawialismy, przedstawialam mu swoje potrzeby, pokazywalam... bylam krolikiem doswiadczalnym ;) i nic.. on ma zanizone poczucie swojej wrtosci, w ogole ma jakies braki, i jest duzo w nim takich rzeczy ktore szybko go rania i bardzo duzo w sobie przezywa. Zeby cos z nigo wydobyc to trzeba konia zprzegnac... Czasami mowil a czasami nie... I od roku kiedy ja probuje sie zmienic... kiedys np bylam bardzo zaborcza o niego.. teraz od dawna juz taka nie jest... to on ciagle mi to wypomina... czuje sie tak, ze moje zmiany nie sa zauwazalne.. Ja nie mam sily juz walczyc, rozmawiac.. docierac bo potrzebuje mezczyzny.

Sam seks jestem w stanie przebolec, ale chcialabym chociaz czuc sie w domu jak kobieta tzn. zeby dostrzegal ze ladnie wygladam, zeby mnie objal mocno w pas i pocalowal namietnie itd w ten sposob mialabym poczucie docenienia a co za tym idzie chcialabym sie starac, trzymalaby mnie jakas chec plynaca z jego strony w tym malzenstwie.

Rekolekcje malzenskie w zeszlym roku na nic nas nie naprowadzily. Bylismy u psychologa, pani rece zalamala i mowila ze mamy isc gdzies indziej bo nie pomoze. Seksuolog mowil, ze ja prowadze gre ze soba.. ze wiem jak mi z tym zle, ale nie podejme rozwodu bo boje sie co powie rodzina - odpowiedzialnosci za ta sytuacje. Tu ma racje, gdybym mnie maz rzucil to ok. Pocierpialabym nawet ale nie mialabym tej odpowiedzialnosci... Seksuolog widzial ze marze o kims innym, a mimo ze maz bedzie sie staral w seksie to moge i tak zwyczajnie nie byc zadowolona, bo jestesmy inni. Okreslil ze ja w tych sprawach jestem na koncu alfabetu a mezus na poczatku - taka rozbierznosc miedzy nami :/

To wszystko trwa tak dlugo. Najpierw umieralam na lozku z tesknoty za mezem, mialam dni kiedy nie moglam sie podniesc i normalnie funkcjonowac, wyjscie z domu kosztowalo mnie bardzo duzo. Potem zaczelam intensywnie cwiczyc fizycznie zeby zdusic wszelkie mysli i podniecenie. Balam sie, ze z takiej goracej kobitki zrobie sie oziebla i zgryzliwa, co juz i tak widzieli moji znajomi. Naprawde sporadycznie podobaja mi sie mezczyzni. Odszukalam w necie takiego sprzed lat, duzo ode mnie starszego, ktory jako jedyny a wielu nie mialam w tej sferze dzialal na mnie tak, ze rozplywalam sie pod sufit. Chcialam sie z nim spotkac, sprawdzic czy wszystko ze mna ok tzn czy nadal mnie ktos kreci. No i sobie zgotowalam... no podobal mi sie do granic mozliwosci. Rozmarzylam sie na jego temat... oboje sie sobie podobalismy.. i co nie sadzilam, ze mi moze sie cos takiego przytrafic, bo przeciez co jak co ale ja mam zasady... zdradzilam i nie zalowalam wcale. Marze o nim w tej sferze.. jest inny w ogole... Upadlam tak nisko, widzielismy sie od wiosny cztery razy, on tez ma swoje problemy itd wiec nie zakochujemy sie w sobie ale bysmy chcieli miec ku temu dobrze grunt przygotowany. Nie wazne, to fnatazja.

Zeszmacilam sie.. umiem dobrze klamac, jestem sprytna, wykrety robie niezle... po drodze zdarzyl mi sie jakies przypadek puszczenia, po pijaku... masakra, pieklo zaglada mi w oczy, cale morale znam... tylko ze teraz juz wyrzutow sumienia nawet nie mam.. musialabym chyba dlugo sie zastanawic sie nad soba zeby je poczuc, lub czytac slowa przysiegi malzenskiej.

Wiem jaki jest maz, miedzy nami jest duze przywiazanie, przyjazn a nie ma pozadania, bynajmniej dla mnie nie takie jakiego ja bym chciala. Wiem, ze to hipokryzja z mojej strony aszych sprawach le ja nadal z nim rozmawiam o tych nai ciagle cierpie, ze tak sie zachowuje a jestem mezatka. Nie po to bralam slub zeby potem zachowywac sie jak szmata. Ja wszystko chcialam w malzenstwie i dla malzenstwa, a nie szukac gdzies na zewnatrz... Nie chce prowadzis podwojnego zycia... bo im bardziej fantazjuje o innym, tym mniej mnie dla meza, nawet obiadu czasem nie chce mi sie mu ugotowac. Jak mozna az tak zobojetniec.
Nienawidze sie za to ze do dzis budze sie i mowie litanie jak mi jest zle, zle i zle...

Nie wiem czy chce rozwodu, czy nie.. napewno boje sie samotnosci, wiem ze na meza moge liczyc a tak sama... (zalosne). Wiem, ze rozwod to cos zlego, ze lamie przysiege najwazniejsza w zyciu... ze do komunii juz nie pojde.. boje sie piekla, ale czy nie jest tez hipokryzja pozozstanie w zwiazku malzenskim a puszczanie sie na boku. Bo ja z tym sprzed lat to nie potrafie sobie darowac. Zawsze chcialabym od czasu do czasu sie z nim spotkac. I co.. serce mi peka.. kolejny dzien z glowy, pelen mysli a do niczego nie dochodze... czy ktos wie gdzie mozna uzyskac pomoc?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 10:32   

Ewela.......... wiesz...jeste takie powiedzenie:jak rządzą mną żądze to ja sobą nie rządzę.

Widzisz siebie w tym???? Czy Ty jesteś stworzona do seksu??czy seks dla Ciebie??? Kto/co jest ważniejsze?????
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 10:33   

Ewela , nie wiem czy to dobry trop , jeżeli tak to poczytaj , może znajdziesz cos dla siebie

http://www.slaa.pl/
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-06, 11:59   odp 1

Dzieki za Wasze odpowiedzi... hehe moze i tak, teraz jestem napelniona zadzami... i jakies ciemne chmury sa nade mna, ale z drugiej strony jak nie mam miec zadzy skoro, nie ma seksu w moim malzenstwie wcale... od roku... na co mam czekac, co robic, skoro moj maz nie widzi we mnie kobiety. Od roku nie zjedlismy nawet kolacji przy swiecach, ktore przedtem czesto nam towarzyszyly, byl chetny na to, a teraz zamknal sie i nic.
A podeslanie linka o uzaleznieniu od seksu to jakbym w twarz dostala... nie wazne, kazdy inaczej odbiera i jest inny ;)

Bylam u spowiedzi jakis czas temu.. nie bylam potepiana za swoje zadze... jestem zdrowa kobieta, mam pokutowac ,bo mam wiekszy temperament od swojego meza, zazwyczaj jest przeciez na otwrot... Ksiadz sam powiedzial ze wspolzycie to obowiazek malzenski a jak go nie ma, to malzenstwo tez na tym traci... bylam szczesliwa ze wychodze za maz, kochalismy sie, mielismy palny i marzenia, a takze ta sfere chcialam miec tylko dla Niego... cieszylam sie ze moja mlodosc bedzie w rekach jedynego mezczyzny, ze bede mogla tak "legalnie" w malzenstwie probowac seksu itd... a On sie zachowuje tak jakbym go nie interesowala...
Ten problem sprawil, ze pogubilam sie.. bo zeszlam na ciemna droge zdrady..
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 12:12   

Ewela, ja myślę, że Twojemu mężowi to wszystko przejdzie za jakieś 5-10 lat. Więc spoko ;).
A na dzisiaj sądzę, że powinniscie po prostu spróbowac jednak współżyc. Nie przejmowac się tym, że nie wychodzi tak jak sobie wymarzyłaś. Z czasem zacznie wychodzic. Daj mężowi trochę swobody.

Znajomi byli na rekolekcjach z ojcem Knotzem. Bardzo je polecali, może i Wy spróbujecie?

tutaj jest chyba trochę na ten temat: http://www.szansaspotkania.net/index.php?page=1990


Unikanie seksu przez jedną ze stron jest grzechem, choc to Cię nie usprawiedliwia. Powtórzę się - pozwól swojemu mężowi "zaopiekowac się" sobą. Faceci trochę się boją zaborczych kobiet.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 12:24   

Ewela_24

Myślę, że powinnaś zadać sobie kilka pytań?

1. Co to takiego małżeństwo?
2. Co to takiego miłość?
3. Czy wiesz jaką wyrządziłaś potworną krzywdę swemu mężowi zdradzając go?
4. Czy Twój kochanek nie jest żonaty, myslałaś o jego żonie?
5. Co jest najważniejsze w małżeństwie (na wszelki wypadek wiedz się, że nie seks)
6. Jakie sa Twoje relacje z Bogiem?

Przeczytaj wątki na forum oraz bogate materiały pomocnicze w zakładkach.

A to, ze masz wrażenie, iż dostałaś w twarz - to swietnie - być może to początek Twego przebudzenia.
Ostatnio zmieniony przez ketram 2009-11-06, 12:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 12:24   odp 2

Dzieki za odpowiedz... w. z.
Jakie to wszystko trudne do kawdratu... wiem, ze sobie wymarzylam... ja nie mam z tym problemu, moj mezu uwaza ze jestem zbyt goraca dlatego on nawet boji sie probowac. Powiedzial ze nigdy taki nie bedzie jak wlasnie sobie wymarzylam. Jestem nieszczesliwa.. ciagle sie uzalam i nienawidze tego. Wazne jest to, ze widze iz dana sytuacja niszczy nasze porozumienie.. on mnie unika, kazdej bliskosci a ja nie potrafie zyc w tak udawanym zwiazku, bo potrzenuje tej bliskosci, przez jej brak emocjonalnie tez jestesmy coraz dalej... nie umiem sobie z tym poradzic, czuje sie samotna.. bo on jest ale jakby go nie byloooo...
Poza tym zaczynam tesknic za tamtym drugim.. bo on ma to czego nie ma maz.. zalosne ale prawdziwe... ;(
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 21:09   

Ewela,
ja Cię rozumiem. Byłam w podobnej sytuacji. To masakra. To prawdziwa masakra dla młodej, rozbudzonej kobiety. Która potem czuje sie odtrącona. Ja na szczęście uchroniłam sie przed tą ciemną stroną. Nie było to łatwe. Pownie pomogła ogólna sytuacja i brak okazji. Tak. BRAK OKAZJI. Wiedzialam wówczas, że nie wolno mi szukać "dawnych miłości" czy "dawnychzauroczeń", bo skończyloby się to jednoznacznym gorącym romansem. A potem złym samopoczuciem - jak u Ciebie. Duża w tym zasługa mojej koleżanki, która zrobiła coś takiego, a potem czuła się jak szmata. Ona mnie ostrzegła. A ja nie miałam ochoty dołożyć sobie jeszcze takiego samopoczucia.
Mozna zapanowac, tylko trzeba uważać, żeby nie oszalec. Ale da rade. Potem jest lepiejjak się TO wyciszy. Pamietaj - najważniejsze to nie czuć się podle.

A co do Was... trudna sprawa. Nie wiem. Chyba trochę spokoju trzeba. Niech facet nie czuje nacisku. Wtedy jest szansa, że wyjdzie na jaw, czy to jest jakaś wrodzona dysfunckcja, czy to chodzi o Twoją osobę.
Pozdrawiam Cie ciepło.
Bajka

PS. nie warto się zeszmacać, bo jedyne co nam pozostaje to świadomośc, ze ma sie czyste sumienie i postepowało się OK. Ale Ty to wiesz.
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-07, 08:04   odp 3

Dziekuje Bajka za podzielenie sie Twoim slowem ;)

W odpowiedzi na to powiem Wam, ze najgorsze jest to ze ja zaluje swoje wystepki tylko wtedy gdy sie nad soba powaznie zastanowie... a tak w codziennosci "normalnie" mi sie zyje z tym swoim dwulicowym obliczem.. Chcialabym zachowac malzenstwo, bo wiem ze tak trzeba, bo wiem jakim maz jest czlowiekiem w zyciu tak ogolnie i to mi odpowiada. Cale moralne znam, ale sobie nie wyrzucym nieustannie. Dziwie sie ze ta sytuacja doprowadzila u mnie do takej obojetnosci. Zwyczajnie nie chce tak robic, bo wiem jakie to zle i zalezy mi zeby byc zona ale w calym tego slowa znaczeniu.

Pomyslicie ze ja po prostu chce czegos, ze nie wiem, ze trudnosci w malzenstwie moga sie ciagnac dlugo... jestem na poczatku tej malzenskiej drogi i nie mam z kim rozmawiac o problemie, przed rodzina udaje ze wszystko ok, problem wplynal na wszystkie dziedziny naszego zycia, mi sie nic nie chce i nie mam skad czerpac sily.. nie widze w niczym sensu... i nie chodzi o sam seks, tylko jak wspomnialam o poczucie ze jestem dla Niego kobieta. Chociaz jakas chec z Jego strony, zeby pokazal mi, ze dla Niego istnieje w tej sferze! A ja czuje, ze sie o to blagam ciagle. Nie potrafie zyc w takiej pustce. Jak dla mnie problemy moga byc, ale w momencie gdy od dawna pozostaje w tym sama (bo rozmawiac Maz juz nawet nie chce.. a jak cos powie to: "nie wiem" albo "nie bede nigdy taki") to mnie to zwyczajnie przerasta. I co mam wielce skladac rece do Boga jak niektorzy zaklamani i mowic ze wierze... nie ja juz coraz mniej wierze, bo w jaki sposob ma sie zrobic lepiej - poki co wtedy jest lepiej gdy mnie w domu nie ma (bo nie czujac obecnosci oddalam problem / oszustwo siebie).

Nie chce grzechu rozwodu (dla siebie) i boje sie ze wszystkich zawiode.. nie umiem podjac decyzji.. Ten problem sprawil tez, ze nie potrafie uporac sie z uczuciem do tamtego mezczyzny, jest w mojej pamieci, moze nie tak szalenczo.. ale wybierajac np. sukienke w sklepie nie mysle juz co maz by na to powiedzial.. tylko odruchowo mysli ida w kierunku tamtego.. zlapalam sie kilka razy na tym zupelnie nieswiadomie! Zaczynam sie tego bac... No zalosne no...
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 08:14   

Ewela przeczytaj " Urzekającą " To dopiero romans w Twoim życiu się zacznie ...... Bóg nie chce , żeby Twoje serce było obojętne i żebyś żyła byle jak , masz miec pragnienia , marzenia , życ na 100 procent . i może jeszcze R. Waren " Zycie świadome celu "
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 20:11   

Ewela,
Ty na razie nie podejmuj żadnych decyzji, tylko spróbuj się wyciszyć. poczytaj te ksiażki, które dziewczyny doradzają. i odpuść. odpuść i sobie, i mężowi przede wszystkim. Bo wyobrażam sobie, w jakim stanie on się bidula znajduje - że nie sprawdza się jako facet!!! Tak. Bo dla faceta (z tego co wiem) poczucie, że zawodzi własnie w tej sferze to makabra. Często oni własnie swoją wartość definiują poprzez fakt, czy się sprawdzaja w łózku i czy ich kobieta jest przez nich zaspokojona (sorry za dosłowność, ale nie ma co owijać). no i dopiero wtedy on jest kogucik! i może obracać żonę, poklepywac i zachęcać. jak on Ci ma mówić, że pieknie wyglądasz, skoro boi się, że zaraz Ty czegos bedziesz chciała w tej sferze? Przepraszam 9panów szczególnie, jesli coś uprościłam). Więc odpuść mu i dowartościuj go w innych sferach!!!!!!!!!!!!!!!! Pokazując, że tamto - to pikuś (lub pan pikuś) w porównaniu z tym, jakim wspaniałym jest .... (tu wstawisz sobie właściwe). i niech się facetowi ego poprawi i podniesie. To wtedy jest szansa, ze zadziała i reszta. No chocby nie będzie obawiał sie iść do lekarza. Ale nie naciskaj go, nie przypominaj mu.
No. Uszy do góry kobitko! A tu się zawsze możesz wygadać.
Pozdrowienia
Bajka
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-07, 20:37   odp 4

Dzieki za kolejna wypowiedz Bajka hehe...

Ksiazki poczytam.. z ciekawoscia rzecz jasna.. Co moge wiecej powiedziec.. Masz racje.. no seksuolog tez proponowal mi wyciszenie, maialm czas kiedy w ogole w tej sferze nic nie podejmowalam - nawet rozmowy, zwyczajnie czekalam, czekalam.. no efektu nie bylo. Mojego meza przytlaczaja tez inne rzeczy, egzystencjonalne ze tak powiem i nie umie od tego wszystkiego sie oderwac tak jak ja. Ja pocieche na cale zlo chcialam szukac w nim, nie tylko w seksie rzecz jasna. Wy tu wszyscy moze czekacie, modlicie sie o rozwiazanie Waszych problemow.. a ja chyba chce byc ta zla, bo nie umiem juz czekac.. bo ja mam Mu ciagle dawac.. cierpliwosc, umacniac Go bla bla bla... staralam sie przez prawie rok trwania problemu... a teraz cos we mnie peklo.. im wiecej o tym pisze, to czuje sie jak tupiace dziecko ktoremu sie cos nie podoba... (bo inni maja wiecej sily niz ja) ale to nie kaprys, ja nie mam skad wziac sily, ja nie wiem czy kocham.. ja nie wiem czy chce byc.. ja nie wiem na co mam czekac... A z tego co mowi Maz to zwyczajnie do siebie nie pasujemy (Jego slowa). Nie umiem w sobie znalesc spokoju ani miejsca w codziennosci. Nic mnie w takiej niewiadomej nie cieszy.. Zalezy mi zeby nie niszczyc malzenstwa jako zwiazku zawartego przed Bogiem, ale zobojetnialam na wspolmalzonka i chcialabym zeby teraz on wykonal jakis ruch... bo mi juz mniej zalezy na Nim jako mezczyznie i nie umiem sama w sobie tego odkrecic!
(dzisiaj np musialam wyjechac z domu, bo Jego cisza.. atmosfera miedzy nami, ten bol ktory widzimy w sobie.. sprawia ze nie moge pracowac.. na odleglosc tez jest ciezko, bo problemy sa w srodku.. ale nie tak namacalne)
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 20:56   Re: odp 4

Ewela_24 napisał/a:
ja nie wiem czy kocham.. ja nie wiem czy chce byc.. ja nie wiem na co mam czekac...


Ewela,
po prostu sama przed sobą musisz sobie odpowiedzieć szczerze na te pytania.
nie zawsze w życiu układa się tak jak sobie to wymarzymy.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 21:03   

Ewela_24 napisał/a:
ja nie wiem czy kocham.. ja nie wiem czy chce byc.. ja nie wiem na co mam czekac..


no tak nic nie wiesz....to pora się dowiedzieć

zadaj sobie pytanie :
CO JEST NAJWIĘKSZYM, NAJGŁĘBSZYM MARZENIEM TWOJEGO SERCA?
może to być trudne na początek , podpowiedz , która mi osobiście otworzyła oczy.

http://nearlyangel.wrzuta...s._pawlukiewicz
DO ROBOTY. to zadanie zajmie ci na pewno troche czasu , ale warto.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8