Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
ona chce.. a on nie... seks
Autor Wiadomość
Ewela_24
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 09:05   

Dzieki Jarek za kolejna odpowiedz ;)

Masz racje, ze brak czulosci jakiejkolwiek.. i w ogole ta sytuacja jest czyms spowodowana.. Zaczynam z lekka rozumiec... po kolejnej rozmowie z mezem... juz na spokojne powiedzial mi - zaprzestal seksu bo chcial mi "pokazac" ze cos mu w zwiazku nie pasuje. W sensie miedzy nami - nasza komunikacja byla zaburzona, on nie umial mowic otwarcie co jest na rzeczy, wiec w ten sposob chcial mi uzmyslowic, dac sygnal ze cos jest nie tak. Oczywiscie ja tego nie odebralam tak jakby on tego chcial... A co za tym idzie, on nie zdawal sobie sprawy jakie szkody takie zachowanie nam wzadzi...
A gdyby sie ze mna kochal, to jak twierdzil.. ja myslalabym ze wszystko jest ok a on sam dusilby sie ze swoim problemem (i tak sie dusil, bo jego metoda nic nie dala).

I ogolnie sie wycofal, bo potem problem tylko narastal i niechec przewazyla. Stal sie ozieby, bo czulosc moglaby prowadzic do seksu...

Wiemy to, ale nie wiemy co z tym zrobic...

Mam walczyc... piekne slowa.. przez ta chora sytuacje tyle ucierpialo na naszej relacji.. Tam w srodku siebie, czuje ze zakopalam uczucie do Niego, ze ono jest i skoro za Niego wyszlam to nie moglam sie pomylic.. Dla poczucia sie chociaz przez chwile kochana, poswiecilam swoje warosci, przysiege.. i poszlam do drugiego... smutne, ale czlowiek bladzi, zle mi z tym ze upadlam, bo mialam sie za "inna"... dobrze ze sobie z tego zdaje sprawe.
Nie mam jak walczyc, nie mam na to pomyslu... Uwazam ze nie odwalila mi "palma" tylko ze moj organizm sie zaczal bronic - psychika.. zeby moc funkcjonowac; przeciez (doslownie) zdychalam z tesknoty za mezem; potem przerodzilo sie to w zlosc i frustracje bo nie rozumialam nic; a potem w obojetnosc...
Jakis czas temu raz podjelismy wspolzycie.. zgodzilam sie, bo nie chcialam Go zniecheciac jezeli jakas chec przejawial.. juz nie patrzylam na swoj nastroj, na nic... bylo mi ciezko i smutno, bo nie moglam czuc cos do Niego... po prostu jest to gdzies daleko... Komunikacja w obie strony sie zaburzyla, ze nie wystarczy mi sam suchy seks... potrzebuje naprawy relacji i seksu z uczucia... (po tym razie maz powiedzial, ze myslal ze juz bedzie ok /bajkowe czary mary/ a ze tak nie bylo to sie znow wycofal.

Po prostu chce zeby ktos zrozumial, ze mi sie wstawac rano nie chce, domowych obowiazkow robic nie chce, ze za dzien lub dwa mam obrone i nic nie umiem, ze podjelam nauke w czyms co lubie a opuszczam zajecia, bo mi sie nie chce, ze otwieram interes a mi sie zajac tym nie chce, ze wycofuje sie z towarzystwa i stoje gdzies obok, bo mi sie gadac z nimi nie chce, ze mi sie do kosciola isc nie chce, wszystkie codzienne rzeczy jakie sa, mi sie robic nie chce... jedynie ostatnio cwiczenia fizyczne wykonuje systematycznie i napisalam sobie ostre wytyczne co do tego, bol fizyczny zaglusza psychiczny.
Pragne odrobinki nadzieji i nie chce czuc sie samotna w malzenstwie.. nie po to za Niego wyszlam, zeby mnie ten zwiazek niszczyl... duzo mam do zrobienia a nie mam na to sily.
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 09:17   

Ewela, obudź się .
Mirela podała stronę.
Działaj ! Nie poddawaj się.

Dla Ciebie na pobudzenie:
http://www.youtube.com/watch_popup?v=X88s6aSyeoA

Wstawaj i do dzieła !
http://www.szansaspotkania.net/index.php?page=1990
najbliższy termin 20-22 listopada - Koniaków k. Bielska Białej

PS. NADZIEJĄ TWOJĄ CHRYSTUS.
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 09:54   

Dzieki mari
W tej sytuacji to tez kwestiwa wiary... wytrwalosci w niej, ufnosci, to ona daje sile..
Wiem to
Ale co mam sobie odtwarzac ta prezentacje.. i czekac na olsnienie... moze pownnam wiecej wierzyc, modlic sie i ufnie prosic...
Racjonalnie jednak nie wiem co mam robic zeby ten problem rozwiazac... czy po prostu mam sie modlic, zeby nagle "samo" zaczelo sie zmieniac w moim malzenstwie... a moze jak bede sie modlic to stanie ktos na mojej drodze kto bedzie w stanie nam pomoc... W sumie, skoro nic ziemskiego, racjonalnego nam nie pomaga.. seksuolog trabi o rozwodzie.. to moze modlitwa pomoze.. tylko ja jestem glupia, nie potrafie oddac sie bez reszty modlitwie, bo mysle co jezeli to nie pomoze... albo a co jezeli za dziesiec lat to cos pomoze.. przeciez to za dlugo... wiec nie mam czystego podejscia... A poza tym wiara wymaga ode mnie zmiany postawy... trwac w malzestwie bez tego co potrzebuje, a ja tak nie chce... przeciez mam swoje potrzeby, dlaczego mam sie poswiecac nie widzac czy to cos da... przeciez nie wiem czy cos sie zmieni.. i tak sie bladzi.
Trwac w ciemnym tunelu tez nie jest latwo, tu jest tylko placz i niechec do zycia. Nie ma niczego co by dawalo wsparacie - chyba ze oszukanie siebie.
Pozdrawiam Was... tylko bez zadnych wygorowanych i pieknych tekstow prosze... bo to pachnie mi dewoctwem... ale tez zwyczajnie rozumiem, ze swoja ralacje z Bogiem musze naprawic, bo w Niego wierze tylko sie zgubilam.
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 10:27   

Nie chcesz tekstów, to masz film http://www.youtube.com/wa...ex=0&playnext=1
po zwiastunie każda część filmu sama się włącza, musisz poczekać chwilę

I JESZCZE mała dygresja ojców uzdrawiających
(o. Antonello Cadeddu i o. Enrique Porcu )

Przy modlitwach o uzdrowienie istnieje niebezpieczeństwo, że człowiek egoistycznie dąży do uzdrowienia tylko dla swojej własnej wygody i bezpieczeństwa. Pewna kobieta została uzdrowiona z ciężkiej depresji, w której tkwiła bardzo długo. Mimo że przyjmowała ogromne ilości leków, nie pomagało jej to w zaśnięciu albo w pokonaniu lęku przed wyjściem z domu. Uzdrowienie nastąpiło podczas modlitwy. Mogła odstawić wszystkie leki. Rok później zrozpaczona zatelefonowała: "Ojcze, depresja wróciła! Nie wiem, co robić. Czy może się ojciec znowu za mnie modlić?". Zapytałem: "A co w ciągu tego roku zrobiłaś dla innych?". Odparła: "Nic". Powiedziałem więc: "W takim razie być może depresja ma ci pomóc w tym, żebyś dostała się do nieba, bo uzdrowiona mogłabyś trafić do piekła!".

Pozdrawiam, życzę wytrwałości i chęci do walki samej ze sobą !
 
     
Agutella
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 10:48   

Czasami warto "wyłączyć" umysł i otworzyć serce. A może uda Ci się poznać odpowiedz na Twoje problemy. Tam gdzie nie ma już środków by po ludzku naprawiać, jest miejsce by wprowadzić trochę "inne" metody.
Słuchasz dobrych rad, ludzi którzy się tutaj wypowiadają, a nie chcesz usłyszeć ;-)

Sex to nie wszystko......
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 15:25   

Ewela_24

Jesteś rzadkim przypadkiem na tym forum. Osoby w Twoim stanie raczej tu nie zaglądają. Mam na mysli fazę, w której się obecnie znajdujesz. To swoisty haj - wiesz o tym? Zdarzały się wizyty osób - takich, jak Ty - ale, powiedzmy, po roku, dwóch od chwili, w której znajdujesz się teraz.
Te późniejsze relacje to jeden wielki płacz - ludzi, którzy zmarnowali życie sobie, najbardziej ukochanej osobie - mężowi/żonie, innym bliskim.

Jesteś 2 lata po ślubie. Rok znaliście się wcześniej. Razem 3. Od roku zdradzasz męża - emocjonalnie i fizycznie - i próbujesz przerzucić na niego winę. W każdej Twej wypowiedzi krzyczysz JA CHCĘ, MAM POTRZEBY, MĄŻ NIE POTRAFI, CIERPIĘ, JAKA JA BIEDNA, PEWNIE KTOŚ INNY MNIE ZADOWOLI ...

Jeżeli od roku zdradzasz męża, to nie dziw się, że mąż wyczuwa to w relacjach z Tobą. Zgotowałaś mu największą krzywdę jaką można sobie wyobrazić. I nie odczuwasz na dodatek z tego powodu specjalnych wyrzutów sumienia. Okłamujesz go. On nic nie wie. Ufa Ci. A Ty ...

Druga sprawa. Twój kochanek pewnie jest żonaty. Niewykluczone, że jego żona w którymś z wątków tego forum rozpaczliwie szuka pomocy i pocieszenia. Możecie sobie pogadać - jest okazja.

Zauroczenie trwa najczęście 2 lata. Zgadza się w Twoim wypadku. Z mężem rok przed ślubem i rok po. Od małżonków zależy, czy przerodzi się w dojrzałą miłość. Zamiast nad tym pracować - niszczysz to, co miałaś najcenniejszego w życiu. Teraz tego nie chcesz zrozumieć. Dotrze to do Ciebie za jakis czas - z siłą jakiej się nawet nie spodziewasz.

Chcesz porady?

- Natychmiast zerwij znajomość - kategorycznie
- odnów swe relacje z Bogiem (to nie ma nic wspólnego z dewocją)
- Terapia - psycholog katolicki (wszelkie sesje z rozwodem w tle daruj sobie)
- Dowiedz sie wreszcie, że małżeństwo sakramentalne łączy Cię z mężem do śmierci
- Miłość to wybór - wybrałaś męża i to jest Twój mężczyzna - na dobre i na złe
- Małżeństwo to nie platforma do spełniania zachcianek, ale trudna, wspólna droga
- Seks nie jest celem, ale środkiem, pomagającym mężowi i żonie w budowaniu jedności nie tylko cielesnej, ale i duchowej

Masz rzadką szansę na początku swej małżeńskiej drogi otrząsnąc się z błota, w które wpadłaś. Wykorzystaj ją.

I wcale nie przepraszam Cię za ostry ton.
Jesteś inteligentna - wierzę, że podejmiesz właściwe decyzje

Trzymaj się
 
     
Jarek S
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-16, 22:28   

Ewela...pisząc "walcz" miałem na myśli walczenie z obojętnością i z niechęcią do życia...rób to co jest w Twoich siłach.
Po pierwsze odpuść sobie seksuologa który zaczyna nawiązywać do rozwodu....Skoro dowiedziałaś się, że brak seksu nie jest głównie wynikiem różnicy temperamentów, to rozmawiajcie dalej... niech Ci mąż powie o co mu chodzi, co takiego się zmieniło w Tobie że chciał żebyś zauważyła jego problemy...jak już sobie to powiecie...zróbcie krok dalej...idźcie do poradni katolickiej z Waszymi wnioskami i powiedzcie co was boli...bo pójście do seksuologa który dopatrzył się różnicy temperamentów i na tym koniec - jak sama widzisz nie rozwiązało problemu - okazało się że problem jest gdzieś indziej (sama o tym pisałaś)
Po drugie - inny facet idzie w odstawkę...uwierz że póki tego nie zrobisz nie posuniesz się dalej,a wręcz przeciwnie będzie Ci coraz mniej chciało się żyć i będzie coraz więcej obojętności (takie są skutki grzechu).
Po trzecie przełam niechęć i zabierz się z zapałem za realizację planów...studia, własna firma...może na chwilę przestań myśleć o problemie jaki Cię otacza...daj sobie chwilę oddechu...odsuń na chwilę na bok to co boli i kontynuuj to co zaczęłaś tworzyć...może jak się oderwiesz z czasem nabierzesz dystansu i inaczej spojrzysz na to wszystko...
Po czwarte - nawet jak Ci się bardzo nie chce chodź na mszę i to jak najczęściej...Eucharystia wzmocni Twoją wiarę zobaczysz (to nie banał)...tylko potrzeba tu trochę cierpliwości, czasu i powierzenia w myślach tego wszystkiego Bogu (zaufania)...

Rozumiem co czujesz bo to przeżyłem...podaję Ci środki, które mi pomogły...mimo że wtedy wydawały mi się absurdalne...wiem co czujesz gdy piszesz że wszystko jest Ci obojętne i że jesteś bezradna...ale jeżeli sama nie podejmiesz żadnych działań nikt za Ciebie tego nie zrobi...niestety...takie problemy nie rozwiązują się same i od razu...potrzeba czasu...

Z drugiej strony dziwię się że Twój mąż nie potrzebuje seksu...dziwnie mi to jakoś wygląda...jak wiec sobie radzi ze swoją seksualnością? Nie odpowiadaj na to pytanie mi, tylko spróbuj uzyskać odpowiedź dla siebie.

Pamiętaj...nie zawsze to, w jaki sposób Ty widzisz rozwiązanie dla siebie i waszego małżeństwa jest dla Was właściwe...daj pole do działania Bogu - On to wie najlepiej. Zawierz Bogu...mimo że czasami rozum podpowiada coś innego.
 
     
PawełV
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-16, 23:39   

Ewela -(przepraszam że mimo swych problemów w tych sprawach prubuję jeszcze radzić innym)-a może Twój mąż ma jakiś ukryty lęk,przeżycie lub uraz który skrywa gdzieś w głębi duszy (może nawet nierozpoznany , może z dzieciństwa),który być może powoduje u niego(może nawet nieświadomie)zamknięcie się i jakieś zahamowania na te sprawy.I....postaraj się.....nie spotykać....z innym mężczyzną.Gdy zacznie się domyślać (lub wie)...obrzydzi sobie ciebie w swojej wyobrażni a sam może zamknąć się w sobie na te sprawy wogóle......

[ Dodano: 2009-11-17, 00:10 ]
Dziękuję Mirakulum,Mirela i w.z .Przemyślałem kawałek życia,trochę przeczytałem....hyba coś zrozumiałem i..........jestem zdruzgotany.....................(byle do tego wszystkiego jeszcze żona się nie wyprowadziła)...........................................................

[ Dodano: 2009-11-17, 00:10 ]
Dziękuję Mirakulum,Mirela i w.z .Przemyślałem kawałek życia,trochę przeczytałem....hyba coś zrozumiałem i..........jestem zdruzgotany.....................(byle do tego wszystkiego jeszcze żona się nie wyprowadziła)...........................................................
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 10:27   

Dzieki za Wasze odpowiedzi

Tak trudno zawierzyc, kiedy zwyczajnie, ziemsko jest sie zranionym.
Trudno dac czas... skoro wydaje mi sie ze ten problem trwa tak dlugo.
Trudno zaprzestac grzechu, bo ciekawosc ludzka idzie swoja droga.
Teraz czuje sie lepiej, po ostatniej rozmowie z mezem. Bardzo sie wyplaklam i czuje sie na dzis "wyladowana", ale cieszy mnie, ze w koncu cos sensownego z siebie wydusil. Niech mowi mi tysiac razy chociaz, tylko zebym zrozumiala...
Nastawiam sie na zmiane... nie mialam z tamtym kontaku czestego, nawet nie telefoniczny czy smsowy... (dla zainteresowanego kogos wyzej mowie ze nie jest zonaty). Chce tego zaprzestac.
Mam swiadomosc, ze jako kobieta nie zawsze jestem stabilna, targa mna duzo emocji. W trakcie cyku ;) jestem po prostu rozna... boje sie ze nie wytrzymam, jezeli moj maz dluzej bedzie taki opieszaly - gdybym chociaz troche widziala zmiany w okazywaniu uczuc, byloby mi latwiej zwlaszcza w okresie plodnym....
Postaram sie popracowac nad wiara... bo gdy chcialam nad tym pracowac, bywalo tak ze rzucalam sie w wir obowiazkow i nagle brakowalo czasu dla Boga... Zlo dziala na wszystkie strony... nie wiem moze zbroje ubiore hehehe ;)
Powaznie... to zbieram sie do spowiedzi... wczoraj "mojego" ksiedza nie bylo u ktorego dwa miesace temu wzmagalam sie z tymi grzechami... dzis pojde... moze sie uda...

kurde tak nie chce tego zrujnowac. Meza zrujnowac i siebie... jestesmy tacy mlodzi... Cholera by wziela cala ta racjonalnosc... seksuolog tak wtedy po mnie jechal.. ze tylko rozwod widzi dla mnie jako korzysc.. wszystko za tym przemawia... Nie ma co sie dziwic, ze mam sprany mozg.
Nie mam tez nikogo kto by mnie zrozumial, a udawanie przed rodzina tak meczy...
Nie chce od Was zlotego srodka, recepty itd... milo ze mowicie co widzicie... i zawsze to jakas wymiana doswiadczen..
aaa nie wiem... filozofia w kieszen, dobra... Pozdro dla Was bez zbytniej slodkosci ;)
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 11:52   

Ewela, jeżeli rozmawiacie ze sobą to jest już połowa szczęścia.
Zaproponuj mężowi by wszedł tu i poczytał choćby nawet Twój wątek, może spojrzy na to z dystansu zrozumie Twoje emocje.
Czasem taki tekst zadziała skuteczniej niż rozmowa, inny poziom percepcji, może przystanąć , przemyśleć, a w rozmowie wiesz jak to wygląda.
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-19, 08:09   

Ewela_24 napisał/a:
targa mna duzo emocji


Z emocjami to jest tak, że przychodzą i odchodzą, tak jak z tzw. "miłością". Miłośc traktowana jako samo uczucie to coś bardzo płytkiego i zdarza się, że pod wpływem różnych czynników (trudności w małżeństwie) po prostu zanika. I wtedy wydaje się nam, że już nie kochamy męża czy żony. Zaczynamy szukac tej "miłości' u kogoś innego. A prawda jest taka, że to nowe zakochanie się też z czasem przejdzie. Moim zdaniem bardziej wartościowe jest podejście do miłości jako decyzji. Gdy jest się młodym to trudne bo targają nami duże emocje, ale z wiekiem wszystko się stabilizuje i czasami możesz Ewela za kilka lat, żałowac swych błędów i zupełnie inaczej na nie patrzec. Mamy taką znajomą, która zakochuje się mniej więcej co kilka tygodni w kimś innym i zawsze jest to ta Wielka Miłośc. Można i tak, ale do czego to doprowadziło - rozwód, dzieci bez pełnej rodziny, a po drodze aborcja.

Ewela - tu gra idzie o Twoją duszę. Dla pewnych wartości warto czasem stracic życie - polecam świadectwo Ojca M. Kolbe. Trzymasz się kurczowo tego życia i tego co ten świat Ci oferuje. Spróbuj spjrzec na to z innej perspektywy. Może na jakieś rekolekcje wyjedź?
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-20, 20:17   

Dziekuje rzecz jasna za odp
w.z. naprawde dobrze gadasz... zaczelam rozumiec...
tak bardzo nastawiona bylam na swoje cierpienie...
na to ze tak mi zle, ale to tez jest ludzkie... tak trudno pracowac nad zmiana,
nad zmiana siebie.. ale tez i zmiana w swoim malzenstwie, zeby dobrze funkcjonowalo na wszystkich plaszczyznach... trudno o cierpliwosc..
a jak juz raz rozhulalam sie na boku.. to teraz zlo mnie tak atakuje, ze sama nie wiem juz jak to sie dzieje... trzeba duzo swiadomej decyzji i samozaparcia, wizji przyszlosci, bo inaczej nic nie zbuduje... zaluje ze sie pogubilam... ze zabraklo mi sily w sytuacji problemowej... tlumaczyc tego nie bede.
Chodzilam teraz na Msze a wczoraj odwalilam cos strasznego.. nie seks... ale cos tak strasznego, ze blagam Was pomodlcie sie za mnie, zebym zlo mnie tak nie atakowalo, bo trafnie udeza w moj slaby punkt. Bardzo Was o to prosze... niech ktos pomodli sie za mnie :(
 
     
Jarek S
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-20, 21:30   

Jarosław napisał/a:

Zaproponuj mężowi by wszedł tu i poczytał choćby nawet Twój wątek, może spojrzy na to z dystansu zrozumie Twoje emocje.


Raczej bym się porządnie zastanowił nad tym pomysłem. Ja osobiście źle "wyszedłem" na tym kiedy żonie podałem link. Do tego stopnia że musiałem usunąć się z forum na dłuższy czas. Każde moje zdanie było komentowane i wyśmiewane potem przez telefon...nie mogłem pisać co czuję i myślę bo o wszystkim moja żona wiedziała... nie wspominając że dużą część mojego postu żona wykorzystała w sądzie podczas rozwodu. I z tego co wiem nie ja jeden mam takie doświadczenie. Po za tym kiedy mąż dowie się o zdradzie Eweli z forum może to zamknąć drogę do ratowania małżeństwa.

[ Dodano: 2009-11-20, 22:31 ]
Ewela będę dziś polecał Cię Bogu w swoich modlitwach...nie poddawaj się.
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 13:02   

Dzieki Jarku S. za odp - no ja nie dalabym mezowi poczytac forum, ale zastanawiam sie czy mu powiedziec o tym co zrobilam. Musze najpierw jednak "poradzic" sie ksiedza... przyznanie sie pomoglby mi zakonczyc to zlo, ale z drugiej strony balabym sie ze zniszcze tym meza - on naprawde czesto sie w sobie zamyka i drobiazgi go rania a co dopiero to...
dzieki za kazda modlitwe...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 4