Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Bóg dzisiaj mówi do mnie
Autor Wiadomość
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 18:56   

Dn 5,1-6.13-14.16-17.23-28; Dn 3,64-70; Ap 2,10c; Łk 21,12-19;

Pan Bóg ostatnio odmienia ufność prze różne przypadki.
Dotychczas była ufność:
- w problemach związanych z utrzymaniem się /uboga wdowa/,
- z jedzeniem /post Daniela i jego towarzyszy/,
- a teraz związana jest z mówieniem.
Dzisiaj zarówno pierwsze czytanie jak i Ewangelia mówią o tym, że to Bóg przemawia, my zaś jesteśmy Jego narzędziem / napis na ścianie , który przetłumaczył Daniel i męczennicy, przez których usta mówi duch Boży/.

W braku ufności Bogu, na pierwszy plan wysuwa się nasza aktywność, w postawie ufności, nasze działanie schodzi na drugi plan. Pozwalamy się wyprzedzić Bożej inicjatywie.

Skąd wynikają takie różnice? Wydaje mi się, że to zależy od serca:

„Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony.”

Gdy myślimy, że jesteśmy sami z naszym problemem, to uważamy,że powinniśmy sami też sobie z nim poradzić i serce nam się zamyka, wtedy zaczynamy obmyślać i walczymy głową. Wówczas nasza modlitwa może tak brzmieć:

„Panie ja tu walczę, a Ty mi ,proszę, w tym pomóż.”

Natomiast gdy mamy świadomość, że nasz kłopot, jest przedmiotem troski, kogoś komu bardzo na nas zależy i jest potężniejszy od nas w rozwiązywaniu problemów. To wtedy zrozumiałe się wydaje,że oczekujemy od Niego inicjatywy i poprowadzenia. Wtedy nasze serce jest otwarte na głos Boży i walczymy sercem , a nie głową.
Wtedy nasza modlitwa może np. tak brzmieć:

„Jezu, dziękuję Ci, że walczysz o to dobro, pomóż mi być Twoim narzędziem. Duchu św. prowadź, daj słyszeć Twój głos i być Ci posłusznym.”

Taka współpraca jest dobrodziejstwem, gdyż zdejmuje z nas ciężar odpowiedzialności za wynik walki oraz chroni przed nadmiernym lękiem i ocala nasze serce.

[ Dodano: 2009-11-25, 20:57 ]
Bardzo się cieszę, że więcej nas rozważa Słowo Boże i dzieli się tym co Bóg przez nie mówi. Zachęcam wszystkich niezdecydowanych. Dziś w Ewangelii czytamy o otwieraniu się na Bożą łaskę. Czasem trzeba tylko zacząć, a wtedy światło samo przyjdzie, Wystarczy trochę myśleć o swoim życiu w kontekście tego co Bóg mówi w czytaniach, a otrzyma się łaskę zrozumienia. Jezus naprawdę, bardzo chętnie udziela swej łaski, czeka tylko na nasz pierwszy krok.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 09:27   

teresko, dzisiaj jeszcze więcej ufności...LEW i Daniel ;-)

(Dn 6,12-28)
"Uradował się z tego król i rozkazał wydobyć Daniela z
jaskini lwów; nie znaleziono na nim żadnej rany, bo zaufał swemu Bogu."

(...)Król Dariusz napisał do wszystkich narodów, ludów i języków, zamieszkałych po całej ziemi: Wasz pokój niech będzie wielki! Wydaję niniejszym dekret, by na całym obszarze
mojego królestwa odczuwano lęk i drżenie przed Bogiem Daniela. Bo On jest
Bogiem żyjącym i trwa na wieki. On ratuje i uwalnia, dokonuje znaków i
cudów na niebie i na ziemi. On uratował Daniela z mocy lwów."

Panie nasz, daj nam taką ufność jak miał Daniel.
Dzis moje strachy wydają się nieistiotne.
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 17:58   

Cieszę się Danusiu, że napisałaś :-)
Zapraszam dalsze osoby do pisania.

Dzisiejsze czytania:
Dn 6,12-28
Dn 3,71-72a i 73a.74-75a i 76a
Łk 21,20-28


Danusiu, z pewnością dziś jest dużo o ufności Bogu w sytuacji zagrożenia naszego życia, ale o tym później.

Tymczasem, bardzo mi się podoba historia przyjaźni między królem Baltazarem, a Danielem.
Nie wszystkim ona pasowała. Zazdrośnicy śledzili Daniela, by znaleźć pretekst do oskarżenia go. W końcu im się udało. Zauważyli, że Daniel modli się do swego Boga, i to aż trzy razy dziennie. Było to przekroczenie zakazu królewskiego, za które groziła śmierć.
Teraz byli pewni zwycięstwa, niestety nie udało im się i sami ze swoimi rodzinami zginęli.
Lecz nie ich historia jest ciekawa, tylko historia przyjaźni króla, która nie należała do łatwych i przyjemnych, bo, jak pamiętamy z wczorajszych czytań, Daniel mówił mu w imieniu Boga niezbyt miłe rzeczy.
A mimo to przyjaźnił się z nim. Świadczy to o tym, że ta przyjaźń nie bała się prawdy i uznawała Boga za tego, który tą prawdę ukazuje.

Przypomina mi się tu mój ulubiony Paweł Florenski, który uważał, że aby można było przeżywać miłość naprawdę, bez abstrakcyjności, trzeba dzielić ją przynajmniej z jedną osobą, w relacji która nieustannie zmusza do rezygnacji z siebie samego, a jednocześnie daje odczuć błogosławieństwo z tego wyrzekania się.

Mam głębokie przekonanie, że taka przyjaźń jest drogą do Boga. W przypadku króla Baltazara tak się stało.

Czego wam wszystkim i sobie życzę :-)

Jeżeli chodzi o zaufanie Bogu w niebezpieczeństwie zagrożenia życia, to przypominają mi się inne słowa Jezusa:

Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą.
/Mt. 10,28/

Kiedy mój lęk o duszę będzie większy niż o ciało?
Pewnie wtedy, gdy Jezus będzie ważniejszy niż ja sama.

[ Dodano: 2009-11-27, 19:18 ]

Czytania z piątku

Dn 7,2-14
Dn 3,77-78a i 79a.80a i 81a i 82
Łk 21,29-33

W dzisiejszych czytaniach wieczność panowania Jezusa spotyka się ze skończonością świata.

Dziś moja 4- letnia córa pytała mnie: dlaczego zwierzątka się starzeją, dlaczego ludzie i drzewa się starzeją, dlaczego wszystko co żyje się starzeje? Wtedy uświadomiłam sobie, że w świat wpisana jest przemijalność, tak bardzo czasem odczuwalna, szczególnie w listopadzie. Z kolei mój 10 – letni, pytał mnie dziś: czy mogą się kiedyś skończyć wynalazki? Powiedziałam mu, że twórczość i miłość jest nieskończona.
Dobrze, że właśnie teraz jesienią Kościół kieruje naszą uwagę na to, co jest nieprzemijalne, na Chrystusa i Jego królestwo.
Jezus w wieczerniku tłumaczył uczniom, że pożyteczne jest Jego odejście w postaci widzialnej, bo dzięki temu przyjdzie do nich niewidzialny Duch św.

Może pożyteczna jest przemijalność naszego świata materialnego, aż do jego ostatecznego końca, po to, żeby uwidoczniło się niewidzialne do tej pory królestwo Jezusa wraz jego powrotem w widzialnej postaci, które połączy w jedno to, co widzialne z tym, co niewidzialne, to co przemijalne /nasze ciało i świat materii/ z tym, co nieprzemijalne /nasza dusza i świat duchowy/.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 21:14   

"...W obliczu końca usiłujemy zrozumieć, co zatrzymuje nas w tym życiu, na tej Ziemi. Odkrycie jest porażające.

Tym, co nas trzyma nie jest miłość, ale gniew, który się nie zakończył, żal, który nie został przebaczony.

Kiedy jest miłość, prawdziwa miłość emanująca ze mnie lub na mnie, jestem otwarty na umieranie. Gdy jest w nas wielkie pragnienie przebaczenia i otrzymania przebaczenia, pragnienie uwolnienia się od wszystkich ocen i opinii, dążenie do uwolnienia się od ciężaru osądów, czujemy, że słabnie w nas życie.

Blisko jest pokój, pocieszenie serca, jakiego On udziela. Zło, jakie wyniszczało nas wewnętrznie, odchodzi posłuszne mocy Słowa, które nosimy w sercu i rozważamy.

Jezus jest z pojednaniu, przebaczeniu, zgodzie, radości, otwartości i szczerości. Jego przychodzenie jest nieustanne, codzienne.

Liczy się ten dzień, ta chwila – czy ją przeżywam z Panem, z myślą o Nim, rozeznając pragnienia Jego SERCA.

Przychodzi czas wejścia w świat słowa Bożego, które prowadzi, pociesza, budzi nadzieję, udziela odwagi i męstwa, umożliwia rozeznawanie, co jest dobre, a co złe, zachęca do walki duchowej.

Przyjęcie Królestwa Bożego jest czytaniem, rozważaniem i zachowywaniem w sercu (odczuwaniem w sercu, oddychaniem w sercu, patrzeniem przez serce, radowaniem się w sercu) słowa Pana. ...." ( z Przemiany)

Królestwo Boże przychodzie przez serca ludzi . :lol:
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-28, 08:17   

Dzisiejsze czytania

Dn 7,15-27 /Pierwsze czytanie/
Dn 3,83-84a i 85a.86a i 87a i 56 /Psalm/
Łk 21,34-36 /Ewangelia/

W dzisiejszych czytaniach słyszymy o walce jak toczy się na Ziemi. Dlatego nie jest obojętne w jakim stanie będą nasze serce. Bo ta wojna nie toczy się tylko wokół nas , ale i w nas. Gdyby posłużyć się tutaj dalej porównaniem wojennym, to wygrywają wojnę, nie tylko Ci co mają dobre wojsko, ale przede wszystkim Ci co maja dobre zaplecze. Naszym zapleczem i siłą jest modlitwa, która jednoczy nasze serce z sercem Jezusa.

Bez tego nie wygramy wojny, a nasze serca będą

"ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych",

...a dzień przyjścia Jezusa przyjdzie na nas znienacka jak potrzask."

Może dobrym postanowieniem na czas rozpoczynającego się jutro Adwentu będzie decyzja codziennej modlitwy.

Niech wspomaga nas w tym Maryja, przez którą spodobało się Bogu dać nam Jezusa, i nadal chce przekazywać przez Nią swoje łaski dla nas.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-28, 10:42   

"....Troska o serce skłania do myślenia o wieczności, o tym, jaki wpływ mają nasze przeżycia na kształtowanie się spotkań z Jezusem, włącznie ze spotkaniem się z Nim "twarzą w twarz". Troszczyć się o serce oznacza czynienie je zdolnym do czuwania. Kiedy jest to możliwe? Gdy moje serce zostanie uwolnione od "obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych".

Obżarstwo i pijaństwo może być odsłonięciem dążeń serca do maksymalnej przyjemności, spełnienia się w doznaniach ciała, lecz także może wskazywać na stan rozpaczy, w jakiej człowiek się znalazł.

"Większość nieszczęść, które nas spotykają, jest owocem tego, że serce człowieka stało się złe" (J.Eldredge).

Nadmiar trosk, nie przeżywanie ich z Jezusem, brak odniesienia do Niego powoduje, że nasze serce nie jest zdolne do duchowej walki. Obżarstwo, pijaństwo i zniewolenie przez troski doczesne informują nas, że poddaliśmy się, nie chcemy zmagać się o to, aby serce nasze było wolne.
Co jest treścią mojego serca? Co wiem o swoim sercu? Co jest tym "obżarstwem" serca? "Obżarstwo" jest symbolem przepełnienia. Czasami serce jest przepełnione czymś, co w konsekwencji je przytłacza, a więc zniewala. Potrzeba troszczyć się o własne serce, o wewnętrzną atmosferę serca, o jego treść. Tak ważne jest to, abyśmy się wsłuchiwali we własne serce, abyśmy się z nim zaprzyjaźnili. Dlaczego tak ważne jest serce?

Serce jest obszarem, gdzie "umiejscawia" się miłość. Kto nie dba o serce, nie będzie potrafił kochać…

czym nakarmione jest moje serce? A może jest głodne, puste? Jeżeli tak – to na czym polega głód mojego serca? Za czym tęskni? Czego pragnie? Błogosławiony jest człowiek, który pragnie i tęskni. Błogosławione są nasze tęsknoty i pragnienia, bo one oznajmiają, że nasze serce jest żywe, wrażliwe, w więc piękne. Wsłuchaj się w twoje pragnienia i tęsknoty, rozmawiaj z nimi, a ujrzysz w nich to, co tak naprawdę liczy się dla ciebie w życiu, co jest fundamentem szczęścia dla ciebie.

Każde spotkanie jest jedyne i niepowtarzalne. Zarówno to z Bogiem, jak i to z człowiekiem. Czy żyję tą świadomością? Człowiek żyjący uważnie, to właśnie człowiek czuwający, zdolny "stanąć przed Synem Człowieczym", umiejący rozpoznać czas łaski i przychodzenie Boga pośród życiowych okoliczności.

Panie dzięki za odkrycie mojego pragnienia serca i proszę o łaskę Pamięci - co jest tym największym pragnieniem mego Serca.
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-29, 09:18   

Dzisiejsze czytania:
Jr 33,14-16, Ps 25, 1 Tes 3,12-4,2, Łk 21,25-28.34-36

Dziś rozpoczyna się czas Adwentu , czas oczekiwań. Gdy słyszymy o tym, to nasuwa się pierwsze skojarzenie: mamy oczekiwać na przyjście Jezusa. Tymczasem zapominamy o tym, że to Jezus nas wyprzedza w tych serdecznych akcjach, i to On pierwszy nas oczekuje, a nasze oczekiwanie powinno być odpowiedzią na Jego oczekiwanie, o ile je dostrzeżemy w Jego działaniach.

Przypomina mi się piękny fragment zawarty w pismach Gabrieli Bossis „On i ja” , w których zapisywała to, co Jezus mówił do jej duszy. Pewnego razu , gdy stała na peronie i czekała niecierpliwie na pociąg, co chwilę patrząc w stronę, z której spodziewała się, że nadjedzie, wtedy Jezus tak jej powiedział: „Spoglądasz z uwagą w kierunku, skąd ma nadejść pociąg. Podobnie moje spojrzenie jest utkwione w tobie, gdy oczekuję twego przyjścia.”
/t.1, str.35, Michalineum 2007/

Gdy słyszymy dzisiejsze czytania możemy znaleźć takie wyprzedzające nas, działania Bożego serca.

We fragmencie z Księgi Proroka Jeremiasza jest zapowiedź przyjścia Jezusa. Jego narodzenie się na Ziemi jest największym wyjściem Bożego serca w naszą stronę.

Kolejne Jego wyprzedzające działania znajdziemy w Psalmie 25:
„wskazuje drogę grzesznikom”.
„Pomaga pokornym czynić dobrze”
„powierza swe zamiary tym, którzy się Go boją,
i objawia im swoje przymierze”.


Czasem Jego działania poprzedzają gwałtowne wydarzenia, jak te opisane w dzisiejszej Ewangelii, ale zapowiadają dla nas coś dobrego, nasze odkupienie, które jest nie tylko wybawieniem nas od naszych grzechów, ale przede wszystkim dopełnieniem wszystkich miłosnych działań Bożego serca wobec nas. / Przypomina mi się tutaj przyjście Boga do Eliasza, na górze Horeb, poprzedzonego gwałtownymi wydarzeniami przyrodniczymi, w których nie było Boga, Bóg był dopiero w delikatnym powiewie. /

Czyli w dzisiejszych czytaniach mamy zarysowaną całą pełnię Bożej aktywności, od działań w okresie Starego Testamentu, poprzez narodzenie Jezusa , aż po Jego powtórne przyjście , które ma ostatecznie dopełnić wyprzedzającą działalność Boga wobec nas.

Jaka jest na to nasza odpowiedź?

Wg mnie odpowiedzią może być nasza modlitwa, czyli zbliżenie naszego serca do Serca Jezusa.

Dziś rozpoczyna się nowy Rok Liturgiczny i został już określony jego program duszpasterski w Kościele w Polsce. Jego hasło brzmi: „Bądźmy świadkami Miłości”, co można streścić tak: zakochać się w Bogu i świadczyć o tym światu. Bardzo mi się podoba taki program duszpasterski. :-)

Jeszcze coś ładnego na koniec

http://saper511.wrzuta.pl...yjdz_panie_jezu
Ostatnio zmieniony przez tereska 2009-11-29, 13:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-29, 11:53   

"....Jezus objawia znakami wyzwolenie tych, którzy Mu zaufali, w Nim złożyli swoją nadzieję. Kiedy żyjąc na Ziemi, jesteśmy zanurzeni w Królestwie Bożym, nie doświadczamy tak wielkiego lęku, gdy dokonują się wydarzenia, których nie rozumiemy.

Tymczasem wszystko, co się wydarza nie dzieje się z przypadku. Wierząc w Bożą Opatrzność, która czuwa nad nami, uznajemy tym samym Objawianie się Jezusa we wszystkim, co nas spotyka. Znaki przygotowujące nas na przyjście Pana rozłożone są na całe życie...."

Tereska - zgłaszam się na świadka Miłości - :lol:
To dopiero będzie rok .Pełen MIŁOŚCI
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 07:55   

Rz 10,9-18, Ps 19,2-3.4-5ab, Mt 4,18-22

„wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa.”
„sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami do zbawienia.”


Aby wierzyć , trzeba słuchać tego, co Bóg do nas mówi przez Jezusa, przyjąć to sercem i dzielić się tym z innymi.

Dla mnie oznacza to, że nie można do Boga dojść w samotności, potrzebna jest wspólnota, w której zarówno słuchamy jak i dzielimy się tym, co rodzi się w naszym serce w wyniku tego słuchania.
Dlatego zapraszam do dzielenia się nie tylko przeżywaniem Słowa Bożego na tym temacie, ale i lektur, które nas zakochują w Bogu, na temacie: książki - nowy temat: świadkowie Miłości.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-30, 22:44   

"....Przeto wiara rodzi się z tego, co się
słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa...."

i my należymy do
Jezusa dlatego, że ktoś nam przekazał wiarę. Z drugiej strony od naszej
wiary i świadectwa zależy również czyjeś poznanie Jezusa i nawrócenie -
jest to bardzo konkretny udział w apostolskiej misji Kościoła.
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 06:08   

Iz 11,1-10, Ps 72,1-2,7-8,12-13,17, Łk 10,21-24

W dzisiejszej Ewangelii jest o poznaniu Boga. Dlaczego powinniśmy znać Boga?

Czasem wśród znajomych zdarza się nam słyszeć takie zdanie : „Jak go poznasz osobiście to będziesz inaczej o nim myślał”. Czasem poznając kogoś bliżej nie tylko inaczej myślimy, ale też i bardziej się na kogoś otwieramy. Podobnie jest i z Bogiem.
Co decyduje o naszym poznaniu Go?
Może ktoś powiedzieć, że to co o Nim słyszymy, pewnie będzie miał trochę racji. Lecz tym, co decyduje o postrzeganiu Boga jest nasze serce. Bo nie poznajemy tylko umysłem , ale przede wszystkim sercem.
Mamy w dzisiejszej Ewangelii przeciwstawienie mądrych i rozsądnych, prostaczkom. Myślę, że chodzi tu o przeciwstawienie rozumu i serca. Dlaczego ono jest takie ważne, Bo w nim jest źródło naszych najważniejszych decyzji.

W ks.Przysłów 4,23 , jest takie zdanie:

„Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło”.

Tam też docierają do nas wszelkie bolesne doświadczenia i często to one decydują o naszym poznaniu Boga. Jak się czujemy, gdy coś spotka nas bolesnego? Zawód, że nikt nam nie pomoże, że nikt nas przed tym nie uchronił i czujemy przede wszystkim samotność.
Jaki wtedy mamy obraz Boga?
Często jako kogoś, kto obojętnie patrzy na nasze cierpienie, kogo nie obchodzi to, co się z nami dzieje. Co z tego że mówią nam, że Bóg nas kocha , owszem dociera nam to do głowy, ale serce mówi coś innego: jesteś sam w tym cierpieniu, Bóg ma nieczułe serce, nie interesuje się mną, i to nasze serce ma decydujący tu głos.

Jezus przyszedł na Ziemię, po to by nam coś powiedzieć o Bożym sercu. Bóg zjednoczył się z naszym wszelkim cierpieniem , byśmy nie byli już sami. Byśmy zbliżyli się z naszym zranionym sercem do Jego zranionego serca i przez to byli wybawieni z tego bólu samotności.
Poznanie Boga dokonuje się przez zjednoczenie serc w cierpieniu, przez serdeczną relację, na wzór tej jaka jest między Ojcem , Synem i Duchem św. , a nie tylko przez cierpienie.
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 14:00   

jak bardzo ubodzy sa ci ktorzy ktorzy nie znaja serca Bozego...Bog pokazal nam co znaczy kochac...a my czesto wciaz zapominamy o milosci, o tej prawdziwej milosci...jakze szczesliwi byli ci ktorzy byli z Nim,ktorzy slyszeli jego slowa,ktorzy Go widzieli...a my choc Go nie widzimy i nie slyszymy...i choc trudniej jest nam uwierzyc to jakze piekniejsza jest nasza wiara...nam zwyklym prostym ludzia ,nie uczonym w pismie,nie medrca...Pan objawia sie nam bo w naszych sercach jest milosc...to Pan pokazal nam droge i choc droga ta pokryta jest kolcami...to jakze piekna...jednoczyc sie z Panem, jednoczyc sie w milosci...wystarczy otworzyc serce nie oczy uby zobaczyc Go, wystarczy otworzyc oczy wiary aby moc byc z Nim
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 23:57   

(Łk 10,21-24)
W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym

Jezus rozradował się. Rozradowanie jest początkiem wielbienia, początkiem spotkania. Wprowadza ono w doświadczenie jedności, wspólnoty. On raduje się w Duchu Świętym, raduje się Nim.
On jedynie najgłębiej dotyka i porusza moje serce. Radowanie się Nim jest tym, o co chodzi w modlitwie. Przyjmując Jego (Słowo) pocieszenie, raduję się w Duchu.

:lol: :-) :mrgreen: :lol: :-) :lol: Oj jak ja to lubię -Radość Boża - taka prawdziwą , co potrafi z cierpienia wyprowadzić radość .
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 00:03   

Czytania ze środy, 2 grudnia: Iz 25,6-10a, Ps 23,1-2a,2b-3,4, 5,6, Mt 15,29-37

Dziś dużo o uczcie. Najpierw o uczcie mesjańskiej , potem w psalmie o obfitym stole zastawionym przez Pasterza, aż w końcu w Ewangelii mamy ucztę tysięcy ludzi zaskoczonych rozmnożeniem chleba i ryb.

Zawsze zastanawiało mnie dlaczego Bóg lubi uczty.Uczynił je wręcz znakiem swojej szczególnej obecności. Najpierw uczta paschalna na pamiątkę wyjścia z Egiptu i zawarcia nowego przymierza z ludem Izraela, a potem uczta eucharystyczna. Zrozumiałam to upodobanie Boże dopiero wtedy, gdy zaczęliśmy świętować u nas w domu w Wielki Czwartek Paschę żydowską. Wprowadziłam ten zwyczaj pod wpływem lektury książki Brata Efraima „Jezus , Żyd praktykujący”, bardzo polecam. Udało się nam przeżyć już trzy takie Paschy i za każdym razem coraz głębiej doświadczamy podczas tej uczty obecności Boga, zarówno ja , jak i moje dzieci , jak i mój mąż, którego określiłabym takim popularnym określeniem jako „wierzący, ale niepraktykujący”.
W czasie Paschy, spożywanie pokarmów, z których każdy coś oznacza i jest nieustannym odwoływaniem się do Boga, nabiera charakteru sakralnego, co wzmacniają modlitwy, które przeplatają się z jedzeniem, jak i myciem rąk czy zapalaniem świec czy opowieścią lub czytaniem Ewangelii. Nasza Pascha łączy tradycję żydowska z jej wypełnieniem przez Chrystusa.
Tworzy to wszystko coś niesamowitego, co pozwala doświadczyć obecności Boga w niespotykany dla mnie gdzie indziej sposób. Moje dzieci nieraz w ciągu roku tęsknią do tej uczty paschalnej.
Myślę, ze chrześcijaństwo wiele straciło, odrywając się od tradycji judaistycznych. Bez ich znajomości nie sposób odczuć sercem ważnych treści chrześcijańskich. Dzięki przeżyciu Paschy odczułam obecność Boga w pewien szczególny sposób, myślę, że pełniejszy i radośniejszy, niż na mszy św. jaką przeżywamy na co dzień w kościele. Dlatego że, ta obecność miała swoją historię o wiele starszą niż od narodzenia Jezusa.

Przepraszam, trochę mnie poniosło. :-)
Mogłabym wiele jeszcze o tym pisać. Czas wrócić do tematu czytań.

Uczta jest symbolem zarówno obecności Boga, jak i obfitości , której jest On źródłem.
A może jest jakimś odwołaniem do raju? Tam też była obfitość i obecność Boża.
Bóg tęskni za „miodowym miesiącem” z człowiekiem, jaki był przed pierwszym grzechem. Dlatego, może, z uczty uczynił szczególny znak swojej obecności.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4