Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
"...Sytuacje trudne, wypełnione lękiem, stratami ,coś ważnego pozwalają odkryć, zobaczyć, odczuć to, co odnosi się tak bardzo głęboko do nas samych. Kiedy wszystko układa się pomyślnie, nie zastanawiamy się nad jakością własnego życia, nad tym, do czego prowadzą nas nasze czyny...."
to prawda -w trudzie dojrzewamy , ja dojrzewam. Padam ,pod moim krzyżem , gdy zapomnę o Jezusie ,
wystarczy zadać sobie pytanie :
co na to powie Jezus? , co on by zrobił ? I sytuacja staje się jasna.
chodzi o intymna i otwarta rozmowę o naszych brakach nie tylko o sukcesach,
pokora , pokora, pokora.
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-07, 08:33
Łk. 16.10,13
Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny......
Żaden sługa nie może dwóm panom służyć
Te dwa zdania jakoś trafiły do mnie mocniej
Potrzebna jest jakaś wewnętrzna spójność, nie możemy opierać naszego poczucia bezpieczeństwa na posiadaniu pieniędzy i jednocześnie trwać w relacji z Bogiem, której z założenia fundamentem jest zaufanie w Jego miłość, troskę o nas.
Jeżeli tej spójności w nas nie ma, to znaczy że nie ufamy Mu, i służymy tak naprawdę mamonie i wtedy gardzimy Bogiem, albo wręcz go nienawidzimy. Czyli serce nasze nie jest z natury podwójne, nie jest w stanie dwóm panom służyć, jest to pocieszające, bo oznacza , że jeżeli zdecydujemy się żyć w ufności Bogu, to nie będziemy już pokładać nadziei w pieniądzach. Nasze serce nie jest podwójne ale trochę obrotowe i lubi się obracać raz w stronę Boga, a raz w stronę pieniądza, jak się czegoś przestraszy. a przecież w miłości nie ma lęku. Dlatego gdy będziemy wzrastać w miłości, będziemy też wzrastać w wierności.
Amen
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-07, 09:00
Kto jest wierny w małych rzeczach......Pan nie powierzy od razy dużych spraw związanych z Jego Królestwem osobie , która nie jest wierna w małych ........znowu prawo zasiewu i zbioru ...Dzis wiem czemu dopiero dziś mogę prowadzic wspólnotę w Krakowie......wcześniej nie byłam gotowa......
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-07, 21:30
"...Służba Bogu wymaga dystansu wobec tego, co materialne. Pieniądz gdy staje się bożkiem prowadzi do zdrady Boga...." tak , ja to wiem.
Panie prowadź , daj siły by to co ciąży , co jest koniecznością , nie było udręką . Panie Ty to przemień.
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-08, 00:49
Dziś w Ewangelii o „wdowim groszu”.
Mk.12,44 - „Bo wszyscy wrzucili z tego, co im zbywało; ona przy swoim ubóstwie wrzuciła wszystko, co miała na życie”.
Gdy czytam ten fragment widzę dwie postawy.
Pierwsza reprezentowana przez ludzi, którzy wrzucali do skarbony, jak Pan Jezus powiedział: to, co im zbywało. Czyli dawali Bogu to: co powinni zrobić, co do nich należało, co było ich obowiązkiem, co leżało w ich możliwościach.
Druga postawa, reprezentowana prze wdowę. Ona ofiarowała Bogu swoją bezradność, swoją słabość, zdała się na Niego w tym, co ją przekraczało. Ileż jest w nas tego właśnie: Boże nie dam rady , nie jestem w stanie tego wytrzymać, to przekracza moje możliwości, mam tego dosyć, to jest dla mnie straszne. Ileż mamy takich swoich bezradności? Każdy z nas, ma taki swój wdowi grosz. Jezus dziś pyta: co jest twoim wdowim groszem? Okazuje się, że jesteśmy bardzo bogaci i mamy mu tak wiele do dania. Dlaczego dajemy mu to, co nam zbywa, co jest dla nas niezbyt ważne? To co najważniejsze dla nas i najboleśniejsze zostawiamy dla siebie, a moglibyśmy właśnie to dać Bogu i pozwolić Mu, by się zatroszczył właśnie o to. Czy jesteśmy w stanie zdać się na Niego w tym, co jest dla nas najważniejsze, tak jak uczy nas dzisiaj ta wdowa?
Kiedyś Mirakulum podesłała mi tekst, który pomaga mi oddawać taki mój "wdowi grosz" Bogu.
Jezu Ty się tym zajmij -Jezus mówi do duszy:
Dlaczego zamartwiacie się i niepokoicie? Zostawcie mnie troskę o wasze sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę mówię wam, że każdy akt prawdziwego, głębokiego i całkowitego zawierzenia Mnie wywołuje pożądany przez was efekt i rozwiązuje trudne sytuacje. Zawierzenie Mnie nie oznacza zadręczania się, wzburzenia, rozpaczania, a później kierowania do Mnie modlitwy pełnej niepokoju, bym nadążał za wami; zawierzenie to jest zamiana niepokoju na modlitwę. Zawierzenie oznacza spokojne zamknięcie oczu duszy, odwrócenie myśli od udręki i oddanie się Mnie tak, bym jedynie Ja działał, mówiąc Mi: Ty się tym zajmij.
Sprzeczne z zawierzeniem jest martwienie się, zamęt, wola rozmyślania o konsekwencjach zdarzenia. Podobne jest to do zamieszania spowodowanego przez dzieci domagające się, aby mama myślała o ich potrzebach gdy tymczasem one chcą się tym zająć same, utrudniając swymi pomysłami i kaprysami jej pracę. Zamknijcie oczy i pozwólcie Mi pracować, zamknijcie oczy i myślcie o obecnej chwili, odwracając myśli od przyszłości jak od pokusy.
Oprzyjcie się na Mnie wierząc w moją dobroć, a poprzysięgam wam na moją miłość, że kiedy z takim nastawieniem mówicie: „Ty się tym zajmij”, Ja w pełni to uczynię, pocieszę was, uwolnię i poprowadzę.
A kiedy muszę was wprowadzić w życie różne od tego, jakie wy widzielibyście dla siebie, uczę was, noszę w moich ramionach, sprawiam, że jesteście jak dzieci uśpione w matczynych objęciach. To, co was niepokoi i powoduje ogromne cierpienie to wasze rozumowanie, wasze myślenie po swojemu, wasze myśli i wola, by za wszelką cenę samemu zaradzić temu, co was trapi.
Czegóż nie dokonuję, gdy dusza, tak w potrzebach duchowych jak i materialnych, zwraca się do mnie mówiąc: „Ty się tym zajmij”, zamyka oczy i uspokaja się! Dostajecie niewiele łask, kiedy męczycie się i dręczycie się, aby je otrzymać; otrzymujecie ich bardzo dużo, kiedy modlitwa jest pełnym zawierzeniem Mnie. W cierpieniu prosicie, żebym działał, ale tak jak wy pragniecie... Zwracacie się do Mnie, ale chcecie, bym to ja dostosował się do was. Nie bądźcie jak chorzy, którzy proszą lekarza o kurację, ale sami mu ją podpowiadają. Nie postępujcie tak, lecz módlcie się, jak was nauczyłem w modlitwie „Ojcze nasz”: Święć się Imię Twoje, to znaczy bądź uwielbiony w tej mojej potrzebie; Przyjdź Królestwo Twoje, to znaczy niech wszystko przyczynia się do chwały Królestwa Twego w nas i w świecie; Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi, to znaczy Ty decyduj w tej potrzebie, uczyń to, co Tobie wydaje się lepsze dla naszego życia doczesnego i wiecznego.
Jeżeli naprawdę powiecie Mi: „Bądź wola Twoja”, co jest równoznaczne z powiedzeniem: „Ty się tym zajmij”, Ja wkroczę z całą moją wszechmocą i rozwiąże najtrudniejsze sytuacje. Gdy zobaczysz, że twoja dolegliwość zwiększa się zamiast się zmniejszać, nie martw się, zamknij oczy i z ufnością powiedz Mi: „Bądź wola Twoja, Ty się tym zajmij!”. Mówię ci, że zajmę się tym, że wdam się w tę sprawę jak lekarz, a nawet, jeśli będzie trzeba, uczynię cud. Widzisz, że sprawa ulega pogorszeniu? Nie trać ducha! Zamknij oczy i mów: Ty się tym zajmij!”. Mówię ci, że zajmę się tym i że nie ma skuteczniejszego lekarstwa nad moją interwencją miłości. Zajmę się tym jedynie wtedy, kiedy zamkniesz oczy.
Nie możecie spać, wszystko chcecie oceniać, wszystkiego dociec, o wszystkim myśleć i w ten sposób zawierzacie siłom ludzkim albo – gorzej – ufacie tylko interwencji człowieka. A to właśnie stoi na przeszkodzie moim słowom i memu przybyciu. Och! Jakże pragnę tego waszego zawierzenia, by móc wam wyświadczyć dobrodziejstwa i jakże smucę się widząc was wzburzonymi.
Szatan właśnie do tego zmierza: aby was podburzyć, by ukryć was przed moim działaniem i rzucić na pastwę tylko ludzkich poczynań. Przeto ufajcie tylko Mnie, oprzyjcie się na mnie, zawierzcie Mnie we wszystkim. Czynię cuda proporcjonalnie do waszego zawierzenia Mnie, a nie proporcjonalnie do waszych trosk.
Kiedy znajdujecie się w całkowitym ubóstwie, wylewam na was skarby moich łask. Jeżeli macie swoje zasoby, nawet niewielkie lub staracie się je posiąść, pozostajecie w naturalnym obszarze, a zatem podążacie za naturalnym biegiem rzeczy, któremu często przeszkadza szatan. Żaden człowiek rozumujący tylko według logiki ludzkiej nie czynił cudów. Lecz na sposób Boski działa ten, kto zawierza Bogu.
Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami duszy: Jezu, Ty się tym zajmij! Postępuj tak we wszystkich twoich potrzebach. Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i ciche cuda. To wam poprzysięgam na moją miłość.
(Z pism sługi Bożego ks. Dolindo Ruotolo)
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-08, 15:14
Dla mnie ta Ewangelia pokazuje co to znaczy dawać - czy z tego co mi zbywa ( to nie jest ofiara wtedy) czy daję wszystko co mam . Jeżeli ufamy Bogu w różnych dziedzinach życia to w sferze materialnej też.. . Zawierzamy Mu . Praktyką Izraelitów było płacenie dziesięciny , w Nowym Testamencie nie zostało to zniesione . Pan w Ewangelii
Łukasza chwali oddawanie dziesiątej częsci swego mienia . A ponad to sa jeszcze jałmuzny , ofiary . Trudno jest zaufać , Mam tak mało i jeszcze mam dawać .....? Moich kilku znajomych daje dziesięcinę ( na rózne cele związane z Królestwem Bożym ) ...muszę przyznac , że od tamtej pory bardzo zaczęło im się powodzić ( intratne kontrakty , premie w pracy ) Kolejny raz Pan mówi - zadbaj o moje Królestwo , a wszystko inne będzie Ci dodane.....
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-08, 21:47
„Uboga wdowa” jest symbolem człowieka, który przeszedł przez ból straty, przez ból osamotnienia. Takie ubóstwo czyni człowieka hojnym, to znaczy – otwartym, wielkodusznym, szalonym w ufności. W cierpieniu zdobywamy mądrość serca i prawdziwy smak istnienia, którego nie znają „bogaci”. Po różnych doświadczeniach człowiek „maleje”, to znaczy – staje się ubogi duchem.
Panie , Ty codziennie ucz mnie jak być ubogi , otwarty, hojny, jak być szalonym w ufności.
Panie daj mądrość serca , wtedy czuje , już tu na ziemi przedsmak nieba, BOŻY SPOKÓJ
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-08, 23:35
Coś nie dają mi spokoju te wdowy. Ta z Sarepty i ta ze świątyni. Dlaczego nam tak trudno zaufać Bogu w trudnej chwili?Bo wtedy nie ma miejsca na udawaną wiarę. Taki moment pokazuje, na czym się tak na prawdę opieramy. I co ciekawe, w takiej skrajnej sytuacji, Bóg oczekuje byśmy zrobili coś sprzecznego ze "zdrowym rozsądkiem", a co byłoby aktem zawierzenia Mu, aktem prawdziwej wiary, radykalnej i trochę szalonej.
Oj, nie da się wierzyć na pól gwiazdka.
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-09, 00:16
wiecie , mnie ten temat jakoś tak ciśnie....Oczywiście chodzi tu wogóle o dawanie , nie tylko o pieniądze , to zrozumiałe .....Jednak przypomniałam sobie dzis historię pewnego człowieka , byłam na wykładzie jakiś czas temu . Opowiadał jak Pan nauczył go ufać Mu bezgranicznie - w sferze finansów właśnie . On łożył juz na rózne cele Boże , dawał biednym itd....Stracił pracę - gdy jechał do Kościoła poczuł , że Pan mówi , żeby dał wszystko co ma na cel , o którym usłyszy . Okazało się , że na nabożeństwie byli obecni misjonarze i gorąco zachęcali do duchowej i materialnej adopcji biednych z Afryki . Czlowieka zatkało...myśli - nie mam pracy , jakieś resztki na koncie , ale czuł to przynaglenie....Podjął decyzję i wypłacił te oszczędności . Zona wpadła w furię ( co myslę , że jest zrozumiałe ) powiedziała , że zakłada swoje konto i od tej pory maja osobne pieniązki w związku z tym , że On oszalał Za tydzień sytuacja sie powtórzyła , znów usłyszał , że ma oddac wszystko , mówi , że był przerażony ,ale wiedział , że to głos Pana , pomimo wilekiego lęku w ruch poszła karta kredytowa....
Za kilka dni dostał telefon od znajomego , który przenosił się do innego kraju i zaproponował mu przejęcie posady ...pensja była dziesięciokrotnie wyższa od tej , która miał we wcześniejszej pracy .....
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-09, 07:26
Dziś w czytaniach jest dużo o świątyni. Świątynia, to dla mnie miejsce obecności Boga. Tu nasuwa mi się inny fragment Ewangelii św. Jana,16,7,12-13
Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeśli nie odejdę, Paraklet nie przyjdzie do was...
Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie.Gdy zaś przyjdzie On,Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy.
Czyli Jezus musiał odejść aby mógł przyjść Duch św., czyli teraz jest czas obecności Bożej poprzez Ducha św., tak jak wtedy była przez obecność fizyczną Jezusa. Czyli również Jezus jest obecny poprzez obecność Ducha św. . Niezwykłe w tym wszystkim jest to, że tak jak w czasach Jezusa Bóg był obecny w ciele Jezusa, tak teraz Bóg obecny jest poprzez Ducha św., w ciele tych, co otrzymali Ducha św. na chrzcie św.
Dlatego w każdej sytuacji możemy wejść do świątyni naszego ciała, która jest przybytkiem Ducha św. i spotkać się z Bogiem.
1 Kor 3.16-17
Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście.
Dlatego Bóg będzie dbał o tą świątynię. Będzie nas oczyszczał, będzie dbał o nasze serce, aby było miejscem prawdziwego spotkania z Bogiem.
Czasem będzie robił to trochę gwałtownie, tak jak Jezus, gdy wypędzał przekupniów ze świątyni. Ale dlatego, że:
„Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”.
Ps.69,10
Bogu zależy na tym , żeby móc się spotkać z nami w naszym sercu. Dlatego nie daje nam spokoju.
Dlatego też pracuje nad moim sercem. Lepiej niż jakikolwiek psychoterapeuta, bo Jemu na moim sercu zależy bardziej niż jakiemukolwiek terapeucie.
Widzisz Mirakulum , jest odpowiedź na nasze pytanie
Jeżeli chodzi o chrzest i jego znaczenie w naszym życiu, to polecam bardzo fajną bajkę, niekoniecznie dla małych dzieci, o. Marcina Jelenia "Dwie krainy", gdzie w bardzo pomysłowy i oryginalny sposób przedstawia znaczenie chrztu. Podobała się bardzo wszystkim , którym ją czytałam, i młodzieży i dorosłym.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-09, 13:30
"...Obszar świątyni, to we mnie obszar serca. Gorliwość o nią, jest zabieganiem o to, co w sercu. Coś trzeba z siebie wyrzucić, przepędzić, w coś należy uderzyć z dużą siłą, w sposób zdecydowany. Nie wszystko to, co jest w moim sercu podoba się Jezusowi. Może to być przede wszystkim troska o to, aby więcej mieć, niż więcej być. Gorliwość o "więcej być", jest pragnieniem miłości. To szczególne dorastanie do podobania się Jezusowi. Żyję po to, aby podobać się Bogu, moim życiem sprawiać Jemu radość, pocieszenie dla Jego Serca..." ( przemiana)
1 Kor 3,9b-11.16-17)
Fundamentu bowiem
nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest
Jezus Chrystus.
Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży
mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg.
Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście.
to jest ta monstrancja w nas , w każdym z nas. Co z nią zrobiliśmy , i nadal robimy.
Czy może zamieszkać w niej Pan ? i na jak długo ?
Jaka codziennie daje odpowiedz Jezusowi?
pieśń z czasów oazowych
CZY WY WIECIE , ŻE JESTEŚCIE ŚWIĄTYNIĄ ?
PEŁNI MOCY , WDZIĘCZNOŚCI I CHWAŁY
ŚWIĄTYNIĄ W KTÓREJ MIESZKA ŚWIĘTY DUCH.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-09, 15:07
Agnieszka napisał/a:
Kto jest wierny w małych rzeczach......Pan nie powierzy od razy dużych spraw związanych z Jego Królestwem osobie , która nie jest wierna w małych [/b]........znowu prawo zasiewu i zbioru ...Dzis wiem czemu dopiero dziś mogę prowadzic wspólnotę w Krakowie......wcześniej nie byłam gotowa......
Wierność to też miłość... Z całą pewnością wszelkie Dobro i Miłość maja żródło w Bogu.
Kiedy rozmyślam o "małych " rzeczach, jako prosty człowiek to zastanawiam się kiedy one są małe...czy to te powszednie, czy to te niewidoczne, czy może jeszcze jakies inne...a jakie to duże ...przypomniały mi sie słowa Sw. Faustyny, że "To miłość potrafi zamienić rzeczy małe w wielkie i ,że to miłosc nadaje wartośc wszystkiemu"... Cała logika pojęcia wielkości rzeczy małych i wielkich pada....za mało jest we mnie miłości z całą pewnością zeby okreśłić co jest wielkie, co jest małe...ale powszednie , codzienne , zwyczajne tak...
Czasem jeden akt miłosnego poddania sie woli jest tak wielkim wysiłkiem ,że kiedy ostatecznie poddajemy się woli Bożej i pozostajemy w przestrzeni naszego bytu...to myślę sobie ,że to heroizm...
Pomyślałam teraz o małych pszczółkach...Pieknie o tym pisze Sw Teresa od Dzieciatka Jezus...i w tym miejscu pozostawie raz juz umieszczony cytat z Pisma św "Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny...... Żaden sługa nie może dwóm panom służyć "
Pozdrawiam
Ps
"prawo zasiewu i zbioru "zapytam kapłana , nie jestem pewna czy dobrze to pojmuję ...
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-10, 00:10
"..Służba jest rozwijaniem samego siebie "w duchu i prawdzie". Jest trudną drogą uczenia się pokory. Służąc poznajemy naszą motywację, dlaczego robimy to, co robimy. Nie zawsze określone prace będą dawały nam satysfakcję, wnosiły w nasze odczucia przyjemność.
Żyjemy nie dlatego, żeby nam było przyjemnie, lecz dlatego, żeby we wszystkim co nas spotyka, odkrywać Bożą obecność. We wszystkim co się dokonuje w naszym życiu możemy spotkać Pana. On jest obecny nie tylko w naszych przyjemnościach, lecz także w przykrościach, od których niejednokrotnie usiłujemy się zdystansować, ustrzec. ..."
Panie ty uczysz mnie znajdować radość Bożą , we wszystkim co mnie spotyka. CZy jestem pilnym uczniem?
[ Dodano: 2009-11-10, 13:01 ]
(Ps 34,2-3.16-19)
"...Pan słyszy wołających o pomoc
i ratuje ich od wszelkiej udręki.
Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu,
ocala upadłych na duchu...."
Panie tyś dla mnie jedynym ratunkiem
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-10, 15:08
Mdr 2,23
Dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka,
uczynił go obrazem swej własnej wieczności.
Bardzo mi się podoba to zdanie, jest po prostu piękne. Dla mnie ono oznacza, że to co tu przeżywamy, to zaledwie mała część tego, co mamy jeszcze do przeżycia. Jestem obrazem wieczności Boga, niesamowite!
Łk 17,7-10
Jezus powiedział do swoich apostołów:
„Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: «Pójdź i siądź do stołu»? Czy nie powie mu raczej: «Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił»? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: «Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać»”.
Kiedy czytam ten fragment Ewangelii widzę dwie postawy, jakie zajmujemy, gdy czynimy jakieś dobro.
Pierwsza:
Robimy coś dobrego i potem oczekujemy, jakichś profitów: podziękowania, docenienia, zadośćuczynienia za podjęty wysiłek i darowany czas, chcemy jakby to dobro, które zrobiliśmy zatrzymać na sobie.
Druga postawa, którą Jezus pochwala,to:
Robimy coś dobrego, lecz nie zatrzymujemy tego dobra na sobie, czujemy się jak jakieś narzędzia, które Bóg na chwilę wziął do ręki, zrobił coś dobrego i położył na miejsce. Jesteśmy nieużyteczni dopóki Bóg się nami nie posłuży. Nie łączymy naszej wartości z tym dobrem , które Bóg dzięki nam zrobił. Jesteśmy w jakiejś wolności od przywiązywania się do tego dobra i zawłaszczania go.
Opieramy poczucie naszej wartości na Jego miłości do nas wyrażonej tak pięknie w dzisiejszym Psalmie /Ps 34,2-3.16-17.18-19/ :
Kiedy wołam o pomoc, gdy jestem w udręce, upadam na duchu i mam skruszone serce, Bóg zwraca na mnie swoje oczy, Jego uszy są otwarte na moje wołanie o pomoc, słyszy mnie, ratuje i ocala, jest blisko mnie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.