Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Cierpienie i nadzieja
Autor Wiadomość
halk
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 09:53   Cierpienie i nadzieja

Chcę pokrótce opisać moją niechlubną historię i prosić o przemyslenia i radę prede wszystkim osób które doświadczyły zdrady przez męża. Pobraliśmy z żoną z wielkiej miłości, po dziewięciu latach małżeństwa (mamy dwie kochane córki) zdradziłem żonę z prostytutką, czułem się fatalnie, nie wiedziałem co robić, aż po paru dniach sam powiedziałem o tym żonie. Od tego czasu jak domyslacie się wszystko się zmieniło. Mamy piekło w domu, i żona i ja cierpimy i mamy straszne hustawki nastrojów, tysiące myśli na minutę. Kocham ją i pragnę najbardziej odbudowy naszej pieknej miłości, prosiłem i błagałem o przebaczenie, codziennie pakałem, ostatnio trochę pozbierałem się i staram się robić wszystko żeby powoli wyjść z tej sytuacji, która rujnuje nasze życie małżeńskie ale także zawodowe. Żona najpierw powiedziała, że przebaczy, potm, że nie może (i tak kilka razy), chciała odejść, potem że zostanie (może z litości), czasami mnie nienawidzi, czsami czuje do mnie czułość (minęło już prawie dwa miesiące od tego), a ostatnio prosi mnie żebym zgodził się na separację, bo potrzebuje wyciszenia. Dziś uzgodniliśmy że może na naszym osiedlu wynająć mieszkanie, żeby być blisko, szczególnie dzieci, ale też wyciszyć się i postanowić co dalej. Kocham ją i szaleję, cierpię ogromnie przez to co zrobiłem, i chcę to naprawić, bo wierzę że jest to osoba ta jedyna i mnie przeznaczona. Powiedźcie mi co poza modlitwą powinienem zrobić, aby odbudowywać małżeństwo i zaufanie wg was. Wiem, że nie ma jednej recepty, ale jestem zdecydowany walczyć do końca, więc z Boż pomocą chcę wykorzystać wszystkie możliwości i usłyszeć wasze rady.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 13:51   

Halk...... przeczytałem Twój post i kilka rzeczy mi stanęło przed oczami .............
Zdradziłeś żonę z prostytutką- no cóż......... sprzeniewierzyłeś się przysiędze,sprzeniewierzyłeś się żonie...ale na początku zgrzeszyłeś przeciw 9 przykazaniu .
I to początek....... potem były wyrzuty sumienia,poczucie winy,huśtawka emocjonalna,"drapało " sumienie,chciałeś się uwolnić od ciężaru grzechu i sprzeniewierzenia..........I co zrobiłeś??????A zrobiłeś coś, co podsunął Ci chyba tylko "kusy"...........polazłeś do żony i wyznałeś swoje sprzeniewierzenie.
Zamiast do konfesjonału,zamiast do spowiedzi i prośby o rozgrzeszenie,ty chciałeś się szybko uwolnić od ciężary winy,chciałeś tą winą podzielić sie z żoną...............i tu jest już dalsza rola "kusego".................. przebiegłość we wpychanie,we wdeptywanie w coś, co może dalej i więcej jeszcze ludzi popchnąć w jego łapy...................
Bo to wyznanie spowodowało jeszcze większą krzywdę jak sama zdrada z prostytutką.
Ten niby szlachetny uczynek-wyznanie swojego jednorazowego popaprania doprowadza do kryzysu.
Ale Ty wyznałeś swój grzech................ a żona nie może go udzwignąć i chce separacji............
W programie 12 Kroków jest zapisane w kroku 5: "wyznaliśmy Bogu,sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów"

Kolejne mówią o zadośćuczynieniu................. o gotowości do zadośćuczynienia.
I wreszcie w Kroku 9 "zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim ,wobec których było to możliwe,z wyjątkiem tych przypadków ,gdy zraniłoby ich lub innych"
Nacisk jest położony na tę ostatnią część "....gdy zraniłoby ich lub innych".
Ty zamiast w konfesjonale to wyznałeś żonie zdradę, uważając pewnie ,że tak to powinno być................ prawda.........zdradziłeś i wyznałeś prawdę.............
Ale zraniłeś tym strasznie żonę,zraniłeś tym córki......

Ale "kusy" jest bardzo inteligentny i niby w imię dobra wyprowadził Cię na manowce kryzysu.Spotęgował jeszcze ból.
Cwany....................
Piszesz ,że kochasz i szalejesz............. czy aby napewno tak kochasz???? czy aby to napewno jest taka miłość jak z Hymnu o miłości z Listu do Koryntian??????
Teraz chyba potrzeba Wam obojgu popracowania nad przebaczeniem............. żona Tobie ,a Ty sobie.
Czy Ty możesz coś przyspieszyć???? sądzę ,że nie................ należy chyba dać czas czasowi i uzbroić sie w pokorę.
Pokorą zadośćuczyniać i dać żonie czas na oswojenie bólu,zranienia,na zagojenie się ran.
Może rekolekcje dla małżeństw???(www.malzenstwo.pl)
Ale przede wszystkim dać żonie przestrzeń,dać czas,nie naciskać,nie być nachalnym ze swoją miłością-bo to jeszcze bardziej ją może boleć.
Poprostu być obok,razem ale osobno ,i nie wpędzać jej w poczucie winy swoim cierpiętnictwem,ciągłym proszeniem,żalem.
Być w pokorze i dać jej prawo do żalu i bólu.
No i najważniesze............. modlić się o jej Pogodę Ducha i o to ,aby dojrzała do przebaczenia,modlić się w swojej i jej intencji.

A może napiszesz kiedy modliłeś się w intencji żony.?????.................. ale nie tak o to by wróciła do Ciebie.........ale tak poprostu....... w jej intencji???bez roszczenia?????
I przestań walczyć ,przestań uzywać tego słowa,sformułowania....................bo walka to rany,walka to możliwość śmierci,walka to możliwość przegranej................
Tu potrzeba uleczenia ran a nie walki i jątrzenia zranień walką.
Spokoju i pokory,przestrzeni duchowej,modlitwy...........................

Pogody Ducha
 
     
halk
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 15:13   spowiedź

nałog, u spowiedzi byłem tego samego dnia, a żonie powiedziałem nie tylko dla tego że chciałem się uwolnić (bo wolałbym cierpieć wtedy, niż tak jak teraz) tylko że przez to że był to zdrada z kobietą lekich obyczajów to chciałem uniknąć wszelkich kontaktów seksualnych z żoną, dopóki się nie przebadam na wszelką zarazę. Czuję się coraz bardziej wypalony tą sytuacją, ale staram się postępować właśnie tak, żeby niebyć nachalnym w swoim cierpieniu i miłości do niej, chociaż nie zawsze mi się udaje. Co do modlitwy, to cały czas modlę się o naszą miłość i jej szczęście (odosobnione moje szczęście mnie za bardzo nie interesuję, mimo wszystko wolałbym cierpeć za nas dwóch). Inaczej jak zdecydowaniem żeby zrobić wszystko dla mojej miłości (inaczej walczyć o nią) nie umiałem to opisać. Ale w istocie masz rację nie chcę ran tylko uzdrowienia, zabija mnie jednak myśl że powoli będziemy się od siebie oddalać, aż w końcu zostanie cienka lina, która pęknie.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 18:04   

Halk.....kurcza paka !! Mam takie samo zdanie jak Nałóg.....Nie wolno obarczać innych osób takim wielkim ciężarem !
Widzisz....sam nie usniosłeś poczucia winy za zdradę.....podzieliłeś się z żoną, obarczyłeś....
sam nie dałeś rady....a obarczyłeś słabszą od siebie !! Ale mężczyna.....ech .......

Kurcze....przykro mi, że muszę tak ostro...ale muszę....
I niech boli......ja muszę, Ty musiałeś...to sie będziemy ranić...tak ??
Okropnośc !

Ale stało się.
No i sam widzisz, że żona nie potrafi unieść cieżaru tej prawdy !!

No i co teraz będzie ?

Ty cierpisz, Ona cierpi....dramat, świat się wali !!

Nic Halk......i to trzeba będzie przeżyć.

Tak......moim zdaniem.....nie potraficie teraz być ze sobą....żona nie potrafi.....
rzeczyście.....potrzeba tu czasu i wyciszenia.
Widzi Cię i szaleje z żalu, rozpaczy, poniżenia , obrażenie, odrzucenia, skopania milości itp....
Jestem jednak przeciwna wyprowadzaniu sie z domu....wyprowadzić się łatwo, a wrócić bardzo trudno.
Może jednak macie dwa pokoje.....stwórz żonie azyl.....stwórz takie miejsce, gdzie będzie mogła być sama , bez Ciebie, gdzie Ty nie wejdziesz.....umów sie z żoną. Daj Jej czas ...daj Jej bycie w samotności, bez Ciebie....ale jednak z Tobą gdzieś blisko.
Chyba musisz Jej pozwolić na wyrzucenie wszystkiego co czuje....a Ty uzbrój się w ciszę, cierpliwość....zamknij usta, przyjmij z pokorą.
Zawsze, gdy juz nie wytrzymasz Jej słow, będziesz mógł wyjść....może do swojego azylu, albo na spacer......
Raczej przerywaj tyradę złych słów zonie przez wyjście....a nie pozwól się nakręcać.....Chociaz z drugiej strony, Ona musis się wypłakać, wykrzyczeć.....
Oby to wykrzyczenie przyniosło szybki efekt.
Gdyby to trwało zbyt długo....hm....trzeba by poszukac pomocy specjalisty.

Zwróć się też do Boga w regularnej, codziennej modlitwie...proś o wsparcie i wyprowadzenie Was z tej trudnej sytuacji.
Polecam modlitwy do Matki Bożej Nieustającej Pomocy....jest taka nowenna, poszukaj w internecie.

Dobrze, że tu jesteś z nami, wspólnie cos wymyslimy, jestem z Tobą = Wami !!
Halk....niech Bóg Wam błogosławi !! Pozdrawiam !! EL.
 
     
halk
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-10-26, 14:44   poprawa

Witam wszystkich, chciałem tylko podzielić się pokrótce swoją radością, bo od kilku dni nasze relacje z żoną znacznie się poprawiły. Wydaje mi się, że Bóg pomógł przezwyczężyć zonie to co najgorsze. Modlimy się wspólnie z żoną i zaczynamy wychodzić z tego koszmaru który był (żona już potrafi powiedzieć, że mnie kocha!). Żywię cichą nadzieję, że na stale, w każdym razie z pewnością jest to przełom, bo wcześniej było coraz gorzej. Odezwę się jeszcze po jakimś czasie, mam nadzieję, że z dalszymi pozytywnymi informacjami. Modlę się za was i za nas.
 
     
samotna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-26, 15:16   

Halk,
mam do ciebie ogromną prośbę....,
jestem z tej drugiej strony.....,
przezyłam kilka lat temu zakręt męża....,
szybko wybaczyłam..., nie przepracowałam/liśmy...,
dziś myslę, że to był błąd...,
recydywa....i koniec....
niech Ci nie przyjdzie do głowy, że jesli wybaczy zbyt szybko
i kocha...,by pomyśleć - łatwo poszło....,
i kolejny raz po czasie zrobic to samo.... .
Powinieneś miec świadomość Ty sam, ze skoro raz zdarzyło Ci się,
wiec nie jesteś wolny od pokus.... .
Pilnuj sie więc...
Zostańcie z Bogiem
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-26, 15:30   

Samotna, mądre słowa... To chyba tak, jak z nałogiem - jakimkolwiek. Człowiek powinien mieć świadomość zagrożenia, i pilnować się w tym temacie bardziej niż inni... I przepracowanie powinno mieć m.in. na celu późniejsze efektywne wyłapanie wczesnych symptomów nawrotu, po to aby umieć mu zapobiec zawczasu. To praca dla Ciebie, Halk, nie spocznij na laurach za szybko.
Owocnego wyjścia z koszmaru, jak piszesz :-D
 
     
halk
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 19:53   

tak jak trochę spodziewałem się, nastąpił kolejny dołek u żony, znowu mi nie ufa i cierpi, a ja razem z nią. W takich sytuacjach pierwsza reakcja to zapenić ją, że kochasz, ale chyba to nie pomaga, kolejna to odsunąć się i zaczekać, starając się dyskretnie okazywać jej wsparcie i zapewniać w miłości, pomodlić się o pomoc dla niej i naszego małżeństwa.
Myslę że dołek nastąpił by wcześniej tylko żona miała strasznie duzo pracy i dwa wyjazdy służbowe jeden po drugim, a teraz nie chce wracać do domu, bo tam jestem ja i ... już sam nie wiem czy nie chce mnie widzieć czy co innego. Rozmawiamy, mówi że nie może mi zaufać (chociaż są przebłyski) tak jak wcześniej, i że myśli że nie jest już taka atrakcyjna (mimo moich zapewnień i miłości) i nie wiem jak z tym poradzić, bo jak nie ufa, to i tak nie uwierzy i znowu czas i modlitwa. Myślę jednak że jest lepiej niż wcześniej, bo wcześniej górę brała złość w niej, teraz jest spokojniejsza, ale boje się czy też nie będzie bardziej obojętna. Jeśli któś to przechodził, napiszcie jak najlepiej żyć dalej aby nie popełnić jakiegoś błędu i nie oddalić się znowu, skrócić (jeśli się da) czas cierpienia i zmartwienia.
Samotna pisze że za szybko to niedobrze, a ja myślę że nie chodzi tu nie tylko o szybkość ale też o prawdziwe zrozumienie jednej osoby przez drugą, wzajemne wsparcie, a nie jednostronne zmagania, to boli. Jednak nic na to nie poradzę sam jestem sobie winien, pragnę jednak powrotu do pięknych chwil.
Samotna, napisz dla czego nastąpiła wg ciebie recydywa, wszystko było w najlepszym porządku i znów to ci zrobił, mimo że wcześniej cierpiał i żałował? Rozmawialiście ze sobą szczerze po tym co się stało pierwszy raz? Jak zawsze proszę o radę szczególnie osoby będące lub byłe w identycznej sytuacji.

[ Dodano: 2009-11-01, 10:00 ]
tydzień temu nie sądziłem, że już we wszystkich świętych będę miał taki podły nastrój. Relacje dalej się pogarszają. Zona pokazuje swoją obojętność, na moje prośby o rozmowie i modlitwie, mówi, że to nie ma sensu i nie ma nic więcej do powiedzenia, a przede wszystkim że nie da się więcej siebie skrzywdzić. Ja znowu mam pokiereszowane serce i wiem że moje słowa i zapewnienienia nic dla niej nie znaczą. Jestem coraz bliżej utwierdzenia się w tym że ją stracę. Dziwne że teraz od dwóch dni to ja mam huśtawki nastrojów, a ona jest zimna jak lód, albo czasami cyniczna i zła. Ironia losu. Może takie życie jest udziałem takich ludzi jak ja i całej mojej rodziny.
COraz częściej się załamuję i próbuję nie złamać, nie pójść w jakiś nałóg. Czy jest szansa? WIem że jest, ale prawie utraciłem wiarę w to, nie mogę uwierzyć po tym co napisałem 26 października, co wtedy czuliśmy i jak byliśmy szczęśliwi, może coś takiego nastąpić.
Wcześniej znosiłem od żony wszystkie bolesne słowa i złość z pokorą, teraz nie wytrzymuję i zaczynam się bronić i nie wiem czy tym nie pogarszam sytuacji. Proszę o modlitwę i radę, jak zawsze szczególnie osób, które miały prawie identyczne przeżycia a im się udało.

[ Dodano: 2009-11-02, 15:25 ]
widzę, że nikt nie pisze, więc kontynuuję, bo to co się dzieje ze mną może komuś pomóc. Znowu się pozbierałem, bo po wyciszeniu zrozumiałem, że inaczej nic nie osiągnę. Niestety jest tak, że po zdradzie ludzie się nawzajem ranią, nawet jeśli wydaje się, że można byłoby tego uniknąć. Trzeba mieć naprawdę dużo cierpliwości i opanowania szczególnie na początku, kiedy z przebłysków szczęścia wpadasz w bezmiar cierpienia, ale też wytrwałości i miłości, aby dotrwać do końca. Może wydaje się, że minęło kilka dni więc nie ma o czym mówić, ale po takich doświadczeniach czas płynie inaczej, więcej przeżywasz w krótkim okresie czasu, a więc myślę, że z biologicznego punktu widzenia postarzałem się co najmniej o rok. Na razie, i do nastepnego razu.

[ Dodano: 2009-11-07, 20:01 ]
I znowu ciepłe uczucia (nie wiem czy mogę je nazwać miłością ze strony żony) i paląca nienianwiść lub obojętność. Chwilami wydaje mi się, że kalejdoskop uczuć mojej żony wkrótce mnie wykończy. żona cierpi bo jej wsyztko pzypomina o mojej zdradzie, ja cierpię strasznie, bo żałuję, bo ona cierpi, bo zawiodłem ją i dzieci, bo raz mnie rozpiera od szczęścia, a raz wolałbym już nie żyć. Przepraszam, że tak piszę, ale znowu z trudem próbuję się pozbierać, chociaż w tej chwili mam wrażenie, że gdybym przestał istnieć, żonę by to nie obchodziło. I właśnie to jest chyba najgorsze, bo świata poza nią nie widzę. Proszę o modlitwę i radę, bo już nie wiem jak długo wytrzymam.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-08, 14:40   

HALK . teraz u ciebie noc.
Noc jest czasem kontemplacji, nie działania, jest czasem powierzania się Panu. Noc jest czasem przygotowywania do jasności widzenia. Noc duchowa, pomimo towarzyszącego jej czasami lęku, poczucia niepewności, zagubienia, nie jest czasem pustki, ale napełniania się Panem, napełniania się Światłością. Warunkiem jest TRWANIE w niej, nie uciekanie. TRWAĆ to znaczy czekać."
tak ja teraz czekam i słucham , a ty ?
"czasami trzeba przejść długą drogę, by nauczyć się SŁUCHAĆ Pana. Słuchanie jest najważniejsze, ono przygotowuje do uzdrowienia. Słuchanie słów Jezusa zawsze łączy się z uzdrowieniem, czyli przywracaniem harmonii i godności. Uzdrowienie ciała, serca, ducha jest konsekwencją otwarcia się na Słowo Jezusa."

"Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami duszy:
Jezu, Ty się tym zajmij! Postępuj tak we wszystkich twoich potrzebach. Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i ciche cuda. To wam poprzysięgam na moją miłość."
Halk , ja znam tylko jeden skuteczny sposób, mocno przytulić się do Jezusa, oprzeć się na nim- każdego dnia.
Pamiętam w modlitwie
 
     
K_
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-09, 22:06   

Jestem w podobnej do Ciebie sytuacji (a zarazem innej, bo okoliczności inne i płeć inna, a to ma znaczenie w sposobie odczuwania). Tej zimy minie 1,5 roku od tego co się stało. Nadal jesteśmy na takiej huśtawce, jednak o mniejszej amplitudzie.

Jest taki czas kiedy należy spokojnie znosić obelgi. Jesteście jeszcze bardzo świeżo po tym co zrobiłeś. Czasami lepiej, że z drugiej osoby żal wylewa się na zewnątrz, zamiast gryźć ją od środka (o ile po wyrażeniu swoich uczuć się uspokaja).

Trzeba uczciwie przeprosić, wziąć na klatę swoją winę, nie zrzucając jej na żonę. (Nie należy 'skomleć' i raczej nie należy przepraszać setny raz).

Przychodzi taki czas, w którym trzeba się chronić. Czasem wystarczy urwać potok wyrzutów, po prostu 'uciec' na chwilę, a potem godnie i spokojnie powrócić do przyjaznej interakcji.

Nade wszystko warto mądrze rozróżniać co w tych obelgach jest prawdą, a co jest wykrzywieniem rzeczywistości w negatywną stronę. Nie możesz całego obrazu swojej osoby oprzeć na spojrzeniu żony, choć niektóre uwagi mogą być wartościowe. Ty też borykasz się z trudem spojrzenia na siebie po tym co zrobiłeś.
Warto zwrócić się ku Bogu, który, niezależnie od decyzji i spojrzenia Twojej żony widzi w Tobie wielką wartość.

Teraz zachowanie domowego ogniska zależy od Ciebie. Oby starczyło Ci wewnętrznej siły, pogody ducha.
 
     
halk
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-10, 09:26   

dziękuję za słowa otuchy, czasami tracę cierpliwość i czuję jakbym był całkowicie zniszczony i bezwartościowy, ale zbieram się na nowo, teraz jak piszę jestem zdecydowany wytrzymać aż do końca, do pięknego uzdrowienia, zamierzam być dobrym mężem i przyjacielem, a jednocześnie być obok (chciaż czasami nie jest łatwo się usunąć w cień). Skupić się na odbudowie swojej wartości w pracy i w domu (też potrzebuję dowartościowania), budowie na nowo naszych z żoną relacji, bo nie widzę sensu w życiu bez niej, a wiem że mogę ją interesować tylko jeśli będę wartościowym człowiekiem pod każdym względem, ciąglę się modlę, żeby wygrać z czasem, który z jednej strony może nasze rany trochę zagoić, pomóc zdystansować się, a z drugiej nie mam zamiaru pozwolić na całkowite zobojętnienie żony do mnie (chociaż ona już coś podobnego deklaruje), i dlatego muszę być na nowo tym mężczyzną z którym chciałaby być. Cały czas boje się popełnić błędy, które trudno będzie naprawić, oddalą nas od siebie odrobinę za dużo, niż jest to potrzebne dla uzdrowienia małżeństwa.
Piszcie więc, żony, które przechodziliście i przechodzicie to piekło, co oprócz nie narzucania się i zdecydowania naprawić małżeństwo, cenicie i niech Was Bóg pobłogosławi.
Z najwyższym szacunkiem,
 
     
agrafka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-17, 16:45   

Witaj Halk!
Jestem po tej drugiej stronie. Ponieważ dowiedziałam się o niewierności męża miesiąc temu, jestem zupełnie nowa na tym forum. Niewiele jeszcze przeczytałam. Dopiero dzisiaj dowiedziałam się o etapach przeżywania zdrady i jakoś się w tym odnajduję.

Zadajesz bardzo trudne pytania.
Trudne, bo każdy z nas jest inny. Nie umiem Ci doradzić, bo nie znam Twojej żony. To Ty znasz ją najlepiej i możesz do niej dotrzeć.
Od siebie mogę tylko napisać, jak ja się czuję i czego bym oczekiwała od mojego męża.

Po pierwsze to, że powiedziałeś swojej żonie o tym, co zrobiłeś, ja akurat poczytałabym za duży plus. Wolałabym, żeby mój mąż sam mi o tym powiedział. I największe chyba mam do niego pretensje, że kłamał. Chyba trudniej odbudować zaufanie, jeżeli do prawdy trzeba było tę drugą stronę zmuszać. Ciągle mam poczucie, że coś jeszcze może ukrywać.
Pamiętaj, że "Kusy" jak go tu ktoś wyżej nazywał to Ojciec Kłamstwa. Na kłamstwie nie da się budować. Prawda - choćby najtrudniejsza - jest lepsza.

Powinieneś wiedzieć i nigdy o tym nie zapomnieć, że Twoja żona wykonuje teraz ogrom ciężkiej pracy, żeby odbudować Wasze małżeństwo. Tego może nie widać, ale sam piszesz, że są momenty, kiedy wraca, kiedy jest lepiej. Ona się stara. Doceń to. Może jej za to podziękuj?
Warto zrozumieć, że ona przepracowuje to wszystko ciężko, musi się przełamywać, a tak naprawdę na to nie zasłużyła, prawda? Może czuć się bardzo niesprawiedliwie.

Ja chciałabym, żeby mój mąż się mną interesował. Tym co czuję. Żeby docenił, jak się staram. Bo to wcale nie jest takie oczywiste...
Ty na pewno dobrze wiesz, jak rozmawiać z żoną, żeby do niej dotrzeć. Jak zadać pytanie, żeby uwierzyła w Twoje autentyczne zainteresowanie.
Może wytwarzać wokół siebie chłód, może być opryskliwa, pokazywać, że nie robi to na niej wrażenia. Ona po prostu pewnie się strasznie boi. Boi się zranienia. Kolejnego.

Kiedy mój mąż zostawia mi przestrzeń, nie pyta, przemilcza - czuję, że się oddalamy jeszcze bardziej. Oczekuję od niego rozmów. To (może wbrew pozorom) bardzo pomaga.

Trzymam za Was kciuki! I cierpliwości - teraz już nigdy nie będzie tak samo, ale Pan pomoże, żeby na gruzach jeszcze zakwitł piękny kwiat.
 
     
halk
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-24, 15:57   

Witam wszystkich,

Dziękuję ci agrafka za ciepłe słowa, życzę Wam możliwie żybkiej odbudowy związku i zaufania. Najważniejsze jest rozumienie się, miłość i cierpliwość. U nas z żoną wszystko powoli się układa, nie mogę powiedzieć, że już wszystko odbudowaliśmy, bo czuję że żonie brakuje zaufania do mnie, ale na pewno wróciło zycie uczuciowe i zrozumienie. Czuję się szczęśliwszy, chociaż nie wykluczam i trochę boje się nowego kryzysu. Myślę jednak już sam fakt, że od poprzedniego kryzysu minął prawie miesiąc, uskrzydla mnie i daje podstawę werzenia w to że się nam udaje.
Nie wiem w jakiej dokładnie ty jesteś sytuacji, ale podstawą jest to że osoba która zdradziła naprawdę tego żałuje i się wstydzi tego co zrobiła, tak było ze mną, przez co ja się przyznałem żonie, gdyż w swojej głupiej naiwności sądziłem, że tak bardzo się kochamy, że żona mi wybaczy bez przechodzenie przez różne kręgi piekła. Teraz piszę spokojniej, bo dzięki Bogu zaczyna u nas wszystko się układać, ale dalej nie jestem przekonany, że postąpiłem słusznie narażając moją żonę i nasz związek na takie cierpienie i ryzyko rozpadu. Jeszcze raz życzę powrotu szczęścia w małżeństwie i służę pomocą jeżeli masz pytania.
Odezwę się jeszcze za jakiś czas. Pozdrawiam wszystkich.
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-24, 22:29   

Halk! A jesteś pewien, czy gdyby to Ciebie żona zdradziła to byś przebaczył bez przechodzenia przez różne kręgi piekła? Ufałbyś?
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9