Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Pozwany po 17-u latach małżeństwa.
Autor Wiadomość
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 18:23   

[quote="mami"]
Jarosław napisał/a:


bo kochający rodzić pragnie szcześcia dziecka, nadopiekuńczy tak naprawde robi wszystko by to jego kochano...

Przemyślałem Mami Twój wpis i to zdanie uważam za najważniejsze i bardzo trafnie skierowane pod moim adresem.
Muszę się do tego przyznać faktycznie tak jest.
To oddanie syna robi mi ogromną przyjemność. Teraz widzę jaki popełniałem błąd całkowicie nieświadomie.
Chciałem by nasze relacje układały się jak najbardziej pomyślnie i nie zdawałem sobie sprawy, że robię to także pod siebie.

Ta Twoja diagnoza naprawdę mną wstrząsnęła.
To poczucie wyjątkowego ojca, kochanego wyczekiwanego po pracy sprawiało wrażenie ogłupiającej satysfakcji.
Szkoda, żę żona nie potrafiła dać mi sygnału w ten sposób, a kończyło się na połajankach pod moim i syna adresem.

Co do kłopotów syna masz rację pewnie nie jest to taka typowa dyskalkulia, kilka lat temu byłem z synem prywatnie u psychologa, który zasugerował być może jakieś mikrouszkodzenia mózgu.
Proponował lekarstwa na poprawę funkcjonowania mózgu. Nie zgodziłem się na to by nie robić z dziecka lekomana od małego.
Stąd to moje zaangażowanie w pomocy naukowej.

[ Dodano: 2009-09-30, 18:29 ]
cierpliwy napisał/a:
Jarosław napisał/a:
Nie wiem w czym niby ma się objawiać ta słabość, którą mi zasugerowałeś?


Słabość -nie fizyczna,jedynie psychika.
Pokazując synowi jak ty i on jestescie krzywdzeni-pokazujesz obraz ojca uległego,jaki daje soba kierowac jak chce.
.

Jak można tego nie okazywać kiedy żona tylko czeka by wyrwać się z domu, przebywa w nim tylko wtedy kiedy musi.
Syn niejednokrotnie odczytywał sms-y od tego trzeciego do żony, która nieopatrznie zostawiała jedną z komórek w domu na krótką chwilę. . Po moich prośbach zaprzestał tego czy to też moja słabość?

Tak naprawdę brakuje mi metodologii działania.
Z jednej strony nie chcę pokazywać żonie, że mi na niej nie zależy, z drugiej jakieś czulsze gesty z mojej strony tylko ją rozsierdzają.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 20:32   

dokładnie tak czerwona, nie da sie czasami naprawić czegoś.... dorosłość na tym polega, że bierze sie odpowiedzialność za swoje zycie, jak i konsekwencje swoich czynów...bez szukania winnych, pocieszycieli...każdy sam musi przerobić ból i cierpienie i wnioski prawdziwe z lekcji jaką dostał od zycia....

to o czym piszesz
....poczucie , że robilam źle a teraz jest za poźno by to naprawić....
to prawdziwie dojrzała postawa, biorąca cześć odpowiedzialności na siebie za rozpad związku, za problemy czy kryzysy...
i jedyną droga jest tu wybaczenie sobie samej... i uzmysłowienie, że człowiek jest nieidealny, że ma prawo do błedów, i że czasami by sie tego dowiedzieć jaką wartość ma zycie i ludzie musi czasami mocno sie ukorzyć by poznać smak prawdy o sobie samym...tym nie zawsze dobrym, idealnym i mającym racje...
ale gdy taka postawa w człowieku nadchodzi wraz z samowybaczeniem sobie może taka osoba stać sie nowym dojrzałym czlowiekiem... ptrafiącym dbać o siebie i drugiego człowieka..cóz problem może sie tylko rodzić dla kogos wierzącego...bo dochodza dylematy sfery duchowej, ogromne ograniczenia z tym związane mogą czasami człowieka co dopiero młodego, bezdzietnego z wizja samotnej przyszłości wprawiać w ogromne lęki...ale to już rozterki duchowe, tu najlepiej może pomóc duchowny.... człowiek ma wolna wole i sam odpowiada za to, jakie będzie prowadził zycie, i co może potrafi poświęcić w imie jakiś zasad.... tu nie wnikam w osobiste bardzo ciężkie dla takiej osoby przeżycia...dla mnie taka osoba wierząca, samotnie idąca przez życie to naprawde ktoś Wielki....





Jarosław, każdy ma prawo do błedów, ty jestes jednak trzeźwo patrzącym cżłowiekiem...tak naprawde nadopiekuńczy rodzic nie chce krzywdy dziecka, robi to jak mówisz nieświadomie...

pytasz jak postepowac
...Tak naprawdę brakuje mi metodologii działania.
Z jednej strony nie chcę pokazywać żonie, że mi na niej nie zależy, z drugiej jakieś czulsze gesty z mojej strony tylko ją rozsierdzają.


nie pokazywać- czyli co nadal tłumic emocje, uczucia w sobie, bo...właśnie co, by nie pokazac drugiej stronie, że sie ją kocham, szanuje... wystarczy przepraszam nie zdawałem sobie sprawy z tego co robiłem... nie było w tym mojej złej woli a brak wiedzy...
jak sie chce z kims zjednać, to najgorszą recepte jaka ktoś może dać... to inne gierki, typu manipulowanie dla zastraszenia, opamiętania czy głaskania ... bo druga strona jeszcze mocniej sie utwierdza w zasadności swojej decyzji... nie mylić żebraniem o uczucia bo to róznica....
zwykła dojrzała postawa mówiąca, co czuje i pragne
- nie chce byś odeszła, bo nie wyobrażam sobie zycia bez ciebie i syna... rozumie, że możesz dzis mnie nie akceptowac po wszystkich tych latach, kiedy ci wyrządzałem tyle krzywdy ale postaram sie zmienic...jesli nie dla ciebie bo nie bedziesz chciała, masz prawo do swojej decyzji, to dla naszego syna sie zmienie...
może znów pod wpływem moich zmian zobaczysz kogoś kogo kiedys pokochałas...

tyle, zwykła szczera prawda, co czujesz, czego sie boisz, jakie masz pragnienia, zwykłe przepraszam za krzywdy.... moga wiecej zdziałac od gierek i manipulacji...bo sa świadectwem mojego stanu emocjonalnego, pokazuje nie tylko czego chce, ale tez czego sie boje...
z jednoczesna postawą z twojej strony, całkowitej choć to strasznie bolesne i trudne akceptacji decyzji żony....

nie licz od razu na aplauz, wszyscy moga sie nową sytuacja denerwować... syn, bo nagle ojciec staje sie wrogiem jak matka, wymaga, bedzie manipulował, bo inaczej nie umie, by ktoś za niego coś zrobił...i nie ma w tym złej woli kogokolwiek, zwykły schemat zachowań po staremu... nie możesz tylko powracac za często do starych nawyków, bo syn będzie coraz mocniej grał na twoich ty jego uczuciach i dopiero będzie jazda...

tak samo z żoną...zrób miły jeden, drugi gest, bez patrzenia czy został przyjęty...tak jak ty kiedyś odrzucałes jej gesty dobre, tak dziś ona może sie tak zachowywac... bo jeszcze niepewność, bo może chęc nareszcie widze, ze sprawiedliwośc jest na tym świecie... bo lęk przed zmianami, a może oczarowanie innym wielkie...
ja jednak zawsze mysle, że po chwili refleksji, jaką można dać drugiej osobie, do przemysleń.. to ta osoba często docenia i starania i nowe zmiany partnera....dochodzi sie w ciszy do własnych cennych przemysleń bez odczucia presji, że musze, bo ktoś manipuluje mną
cóz masz byc człowiekiem ciepłym, bo zimnym to byłeś ostatnie 5 lat... doprowadziło tylko do ostrego kryzysu...

i nade wszystko okazuj żonie szacunek jako matce, neguj syna, ale nie przykładowo, bo to gierki, tylko ucz syna szacunku do matki i kobiety...\
od ciebie sie uczy traktowania kobiety... w jaki sposób ojciec traktuje matke, tak on bedzie traktował zone swoja w przyszłości...zgodnie z przykazaniem
czcij ojca swego i matke swoja...

i pamiętaj... o uczuciach sie mówi, nie skrywa ich, nie mysli, że druga strona powinna sie domyśleć czy wiedziec o tym... przeciez cie kocham, dlaczego mam ci mówic o tym... ano z tej racji....że kobiety lubią być doceniane tak samo jak mężczyzni... tylko, że my częsciej niż wy, wybuchamy złością gdy nas o tym nie zapewniaja nasi partnerzy
to my zamiast... po prostu przyjść i okazać uczucia i nasze pragnienia bliskości...jak w normalnym zdrowym związku,
to my kobiety stajemy sie dumne, tez sie skrywamy za maska silnej osoby... i zamiast prosić o ciepło i czuły kontakt...uciekamy w słowną agresję i złośliwości pod kontem partnera...

Jarosław, nie masz być w swoich staraniach wycieraczka dla żony, szanuj żone, ale w okazywaniu uczuc miej szacunek dla siebie...

mysle, że jak poprawią sie relacje między toba a synem i waszym do zony i matki... to wszystko jest możliwe..
nie rób nic na siłe, bo ktoś musi, bo ma obowiązek małżeński, bo..bo.. róznie można wymyslac... daj jej, jak sobie czas na zmiany, na istotne zmiany kazdego z was

pozdrawiam Jarosław i zycze wiele ciepła w twoim domu
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 20:47   

mami napisał/a:

to my kobiety stajemy sie dumne, tez sie skrywamy za maska silnej osoby... i zamiast prosić o ciepło i czuły kontakt...uciekamy w słowną agresję i złośliwości pod kontem partnera...


pozdrawiam Jarosław i zycze wiele ciepła w twoim domu

Mami i kolejny trafiony strzał w dziesiątkę. Dzięki.
Jakie to wszystko pokręcone.
Dziękuję za życzenia pomyślności, mam świadomość, że długa droga przede mną i moją rodziną, ale czuję, że z Twoją pomocą...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 21:41   

czerwona napisał/a:
Ludzie to nie zabawki - nie da się ich skleić . A pewnych spraw nie da się naprawić.


cyt.:"(40) Jezus rzekł do niej: Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą? Usunięto więc kamień. (41) Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. (42) Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał. "
(Ew. Jana 11:40-42, Biblia Tysiąclecia)

A zatem usuńmy kamień zwątpienia i okaże się ,że naprawienie błędów okaże się możliwe.
Z Panem Bogiem
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 22:06   

mami napisał/a:
to o czym piszesz
....poczucie , że robilam źle a teraz jest za poźno by to naprawić....
to prawdziwie dojrzała postawa, biorąca cześć odpowiedzialności na siebie za rozpad związku, za problemy czy kryzysy...

Czerwona bardzo dobrze to mami wyjasniła.
Tak cześc swoja odnalazłaś-przerobiłaś i dziekowac Bogu -bo nie zostałas ze słowami na ustach to on winien!!!!.
Należysz do tej grupy forumowiczek jakie przerobiły wszystko-odnosnie siebie.
Natomiast zaintrygował mnie tekst porównanie człowiek -zabawka.
Czemu tak odczytałas???
Czemu dla ciebie zabawka do naprawy to człowiek-czerwona czy zabawka nie czasem miał byc mąż.I dlatego to rozżalenie-nie da sie naprawić.
Czerwona tłumaczę zabawka to wszystko co od nas samych pochodzi,to wszystkie nasze ułomki-to sławetne oddanie Bogu wszystkiego w nas to takiej zmiany jakiej Bóg chce.
I nie zgodze sie troche z mami-czemu wybiegasz przed Boga-ty tak naprawde to juz za Niego wiesz co jeszcze czeka cie w życiu????
Obys sie nie zdziwiła!!!!!


Jarku fajnie ze mami otwiera ci oczy-nadal wiele żalu wiele bólu-w opisach żony.

Małym skrótem na przykładzie podsune ci tematy do wniosku.
Moje małżeństwo kryzys to sprawa dwóch stron.
Ja swoja strone przerobiłem,poszukałem swoich wypanczen i błędów.
Uznałem i pogodziłem sie ze swoja częscia błędów w zwiazku i przyjeciem konsenkwencji .

Zbudowałem wkoncu w swoim wewnetrznym grafiku pozycje mąż,ojciec,synowie.

Poczatek układania puzzli(rodzina).

I widzisz w takim etapie stoje i rozglądam sie za nastepnym elementem(żona)-i nic.

Błedna ocena że element musi bo sakrament(manipulacja religią),błedne podejście że element musi bo zona(manipulacja związkiem),błedne pojecie ze element musi bo dzieci rozdina(manipulacja emocjami).

A element nie musi!!!! element może-jak bedzie chciał.
To Jarku jest prawo wyboru i ludzka wolnośc jak pisze mami.

Każdy z nas odpowiada za siebie-ja zechciałem pracowac dla dobra rodziny,ale ktos inny nie musi i to trzeba przyjąc-(choc to strasznie trudne,zapewniam łatwiej sie to pisze niz w sercu rozumie.)

I ostatnia sprawa piszesz jest ktos trzeci-i dziwisz się.????
Piszesz czesto szuka wolności,oddechu,niezalezności-i dziwisz się????

Bierze wszystko to czego brakło jej przy twym boku.
Ciachła jej granica wytrzymałości i najprościej mówiąc chce żyć.

Chcesz przemiany zony-pozwól jej samej to poczuć.
Daj jej odszukać role żony i matki-ale Jarku jak pisze mami zabieraj sie za siebie.
Bo do takiego Jarka jak teraz -pewnie nie bedzie miała chęci wracać.

Dobrze że sam zrozumiałes jak manipulujesz uczuciami syna-czy masz świadomośc
ile lat odwracaja sie takie skutki?????


Czy masz pojecie że takie skrzywdzenie psychiki dziecka -nawet przypadkiem w normalnej kochającej sie rodzinie trwa jakis czas?????

A jak wygląda wasza rozdzina?????

Dwoje wrogów na polu walki a po środku syn.

Sam to w pewnym etapie zauważyłeś-czemu syn nienawidzi mamy????
Bo ojciec go juz ustwaił-stworzył swój mały obraz.(z syna)

To do jakiego domu ma wracac żona z usmiechem,szczęściem-skoro nikt tam jej nie kocha.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 22:48   

Nie wybiegam przed Boga , nikt nie zna przyszłości . Wiem już tylko , że w życiu często nie ma szczęśliwych zakończeń. Do tej pory naiwnie zawsze wierzyłam , że "wszystko będzie dobrze". Czasem ludzie tak komplikują życie swoje i innych , że nie ma już szans na szczęśliwe zakończenie dla wszystkich - zawsze będę cierpiący. Czasem sprawy zajdą naprawdę za daleko (gwoli ścisłości ludzie je tak poprowadzą ).
Nie chodzi mi o naprawę męża jak zabawki - nawet się o to nie modlę bo uważam , że to manipulajca - to tak jakby ktoś modlił się o to , bym stała się taka albo taka . A Bóg nie naprawia nikogo na siłę i wbrew jego woli. Dlatego właśnie Bóg nie naprawi ani nas ani naszego życia jeśli sami się za to nie weźmiemy.
mam teraz czas żalu po stracie i tak , jak człowiek , który żałuje , że nie był lepszy dla swojej zmarłej bliskiej osoby - tak ja żałuję , że nie byłam lepsza , żę nie wykorzystałam lepiej tego czasu , który był mi z nim dany . wszystko.

[ Dodano: 2009-09-30, 22:50 ]
Pozdrawiam Was.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 23:16   

czerwona napisał/a:
A Bóg nie naprawia nikogo na siłę i wbrew jego woli. Dlatego właśnie Bóg nie naprawi ani nas ani naszego życia jeśli sami się za to nie weźmiemy.

Oj czerwona czuje nutkę powrotu refleksji i żalu-beda tak długo wracały az nie zaakceptujesz swego stanu do końca.

to jest własnie POGODZENIE SIĘ (choc rozumiem bo zwykłemu człowiekowi przychodzi trudno)

Tak!! na przemiane nas musimy miec gotowośc.
Ale własnie ten tekst jaki napisałem mówi o tym że nic po swojemu-bo wciąz plączemy rece Boga gotowe do naprawy nas.

A tak uscislając .
Bóg w ludziach dokonuje zmian nawet wbrew woli-ma swoje sposoby.
Dlatego napisałem obys sie nie zdziwiła!!!

Bo nadal widzisz i pojmujesz zwykłym ludzkim umysłem-on nie chca-ona chce lub w opak.

A ile znanych przypadków nawet ludzkich-cięzka choroba i nagle inny człowiek.

Wyjście z ciezkiego wypadku i inny człowiek.

Ba -nawet zawody miłosne zmieniaja człowieka.

Zatem po co zakładac odrazu zle.

Pogodzic sie tak-i pozostawić to wiekszej mocy.
pozdrawiam.......i coraz wiecej spokoju.
 
     
żona Artura
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 06:45   

Witam,
czerwona napisał/a:
Wiem już tylko , że w życiu często nie ma szczęśliwych zakończeń. Do tej pory naiwnie zawsze wierzyłam , że "wszystko będzie dobrze". Czasem ludzie tak komplikują życie swoje i innych , że nie ma już szans na szczęśliwe zakończenie dla wszystkich - zawsze będę cierpiący. Czasem sprawy zajdą naprawdę za daleko (gwoli ścisłości ludzie je tak poprowadzą ).

Moim zdaniem sa szczesliwe zakonczenia poniewaz wygrywasz siebie,zmieniasz sie.Czerwona ja tez miewalam brak nadziei i wiary,ze bedzie dobrze,ze maz wroci,ale osoby na tym forum powiedzialy,ze "slowa maja moc sprawcza" i powiem Tobie,ze cos w tym jest.Nie zgodze sie ze zawsze beda cierpiacy,to od nas zalezy czy bedziemy cierpiec.od nas zalezy czy bedziemy szczesliwi,wiesz ja w kazdym negatywie staram sie znaleźć pozytyw choc malutki...nic sie nie dzieje bez przyczyny,wszystko ma swoj cel. Nie wiem czy czytalas moj pierwszy post,ja sobie tlumaczylam,ze musialam zachorowac,zeby docenic jak kruche jest ludzkie zycie ile mozna stracic...teraz wiem,ze powoli odradzam sie jak Feniks z popiołów.Robie to malymi bardzo malymi kroczkami,ale robie i staram sie , moze wychodzi mi to jeszcze nieudolnie,ale nie podaje sie i mysle coraz czesciej pozytywnie.Niektóre osoby z tego forum wiedza jakie przechodzilam i przechodze wahania i stawiaja mnie do pionu.Dziekuje Wam za to,ze jestescie. Czerwona uwierz zawsze bedziesz wygrana, bo wygrywasz siebie,zmieniasz sie na lepsze,dostrzegasz swoje wady i naprawiasz je,stajesz sie doskonalsza.
Pozdrawiam i zycze Tobie wiecej optymizmu
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 10:09   

Brak szczęśliwego zakończenia - miałam na myśli moje małżeństwo .
Wiem , że są jeszcze większe lekcje pokory.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 10:56   

czerwona napisał/a:
mam teraz czas żalu po stracie i tak , jak człowiek , który żałuje , że nie był lepszy dla swojej zmarłej bliskiej osoby - tak ja żałuję , że nie byłam lepsza , żę nie wykorzystałam lepiej tego czasu , który był mi z nim dany . wszystko.


czerwona to przedostatni etap do wychodzenia ze skrzywdzenia...to czas, w którym dokonujesz w sobie zgody na odejście uczuć do mężą...dlatego czujesz sie winna, że sama już coraz mniej myslisz o mężu....to cie matrwi... co bedzie jak zupełnie przestane myśleć, znów lęk o przyszłość...


czas powolnej śmierci związku... agonia uczuc do partnera... poczucie lęku, co mi potem pozostanie...

mam przeszłość, ale na przyszłość bez wspomnień o starej miłości jeszcze nie chcesz sobie pozwolic...

w tej fazie chcemy już sami świadomie zmieniac siebie i mieć wpływ na przyszłość, wraz ze stopniowym uleczaniem się od porzucenia i przerobienia własnego współudziału zaczynamy widziec przyszłość coraz barwniej,

tu znów nasza musi byc zgoda na tą nową przyszłość, inna niż zakładalismy, bez happy end ale już nie taka straszna...zaczynamy ją akceptowac...

sąjeszcze emocje, ze jak odpuszcze staremu uczuciu to bede winna ...
nie chcąc być dalej bezbronna ofiara życia powoli zaczynamy rysować przed soba nową lepsza dla siebie przyszłość, bez partnera... juz z udziałem tylko mnie samej...

dlatego takie rozterki, huśtawki nastrojów, lęki, żal poprzez świadome podchodzenia do wybaczenia

super czerwona, wspaniała droga jaką przeszłaś ma swój koniec... wchodzisz potem w ostatni etap całkowitej akceptacji na to, co się stało, bez poczucia wstydu, żalu czy skrzywdzenia...wiesz już, że każdy miał swój udział w tym, przerobiłaś swój, jako dowód to brak widzenia w partnerze tylko krzywdziciela a w sobie ofiary, potrafisz widzieć pozytywy związku mimo, iż już dziś go nie ma...

po takim przerobieniu skrzywdzenia... jesteś zreszta to czuć po bardzo mądrych postach na prawde nową osoba...

czujesz szacunek do siebie, zrozumienia dla siebie ale także dla innych... i już wiesz, że życie to nie bajka... nie zawsze wszystko kończy sie szczęśliwie... ale to tylko pozory... bo z zaułka wyłania sie nowa rzeczywistość, w której upatrujesz szczęście.. nie odrzucasz...akceptujesz swoje nowe inne niż założyłaś szczęście...

pozdrawiam ciepło...
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 14:57   

czerwona napisał/a:
Brak szczęśliwego zakończenia - miałam na myśli moje małżeństwo .

Tak rozumiem czerwona-z reguły jest nie tak chcieliśmy,nie tak wyszło.
A najgorsze jest uczucie niedopowiedzenia,be mozliwosci wyjasnienia.
I to ze człowiek przerobił w sobie swoje postępowania-i nie jest sie nawet w stanie nimi pochwalić przed własnie ta osobą-na jaka liczył w zyciu.

Rozumiem cie dokładnie czerwona i u mnie były takie chwile że zastanawiałem sie na co mi to było,na co ta praca-dla siebie to bez sensu.

Po co te wnioski,po co ta praca-ale odkryłem w ty wszystkim sens.

Sens dla siebie ,sens wobec Boga-ja zrozumiałem wnioski jakie Bóg chciał abym przerobił z kryzysu.

Zatem w swoich oczach i oczach Boga nie zmarnowałem czasu jaki został mi dany na opamietanie.

i jest dokładnie tak jak napisała mami
mami napisał/a:
czujesz szacunek do siebie, zrozumienia dla siebie ale także dla innych... i już wiesz, że życie to nie bajka... nie zawsze wszystko kończy sie szczęśliwie... ale to tylko pozory... bo z zaułka wyłania sie nowa rzeczywistość, w której upatrujesz szczęście.. nie odrzucasz...akceptujesz swoje nowe inne niż założyłaś szczęście...


cierpliwi będa nagradzani -nos do góry czerwona

p.s poniewaz to watek Jarka i wkradła sie dyskusja.
Jest przekaz i dla Jarka.

Nie marnuj kazdej chwili opamietania ci danej,nie wrzucaj na pierwszy tor swoich ambicji,urazów,odczuć .

Bo jest czas na opamiętanie -po przekroczeniu lini opamietania moze byc tylko
gorzki żal.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 18:22   

cierpliwy napisał/a:


p.s poniewaz to watek Jarka i wkradła sie dyskusja.
Jest przekaz i dla Jarka.

Nie marnuj kazdej chwili opamietania ci danej,nie wrzucaj na pierwszy tor swoich ambicji,urazów,odczuć .

Bo jest czas na opamiętanie -po przekroczeniu lini opamietania moze byc tylko
gorzki żal.

Ponieważ nie zrozumiałem ni w ząb Waszych wypowiedzi być może to jeszcze nie ten etap "ciemnej nocy" zadam pytanie z innej beczki.
17 X mamy rocznicę ślubu pytanie pań i panów:
Jak myślicie jest sens na tym etapie bym żonie dał w jakiś sposób znać, że jest dla mnie ważna czy lepiej dać sobie spokój? Wszak 7 XII pierwsza rozprawa.
Może tylko ją rozsierdzę jak byście zareagowały jako kobiety chcące rozwodu na kwiaty?
Miałem się wyciszyć i nie dawać żonie powodów do zdenerwowania.
Nie liczę tu na odpowiedzi, że najlepiej sam powinienem wiedzieć bo ją znam tylko na takie, które szczerze by podpowiedziały czy wykazać jakąś inicjatywę czy jednak dać spokój i żyć jak z obcą osobą?
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 20:51   

Tak Mami Kochana , odejście emocji i tych dobrych i złych daje nagle pustkę , która chyba najbardziej przeraża , nawet ta zła przeszłość jawi się jako dobra bo jest "moja" , znam jej zapach, wiem , czego mogę się spodziewać . Mam na razie tylko takie chwile kiedy "łapię wiatr w nozdrza" , czuję nowe jako coś co daje szansę . To tylko chwile.
Cierpliwy - nie wiemy kogo , za co i kiedy spotka nagroda . To chyba nie o to chodzi by liczyć na nagrodę( można się przeliczyć!) - chyba , że tą nagrodą jest spojrzenie na siebie w lustrze z myślą, że jest ok , czasem tak w myślach mówię do mojego męża: jest ok. I to przynosi wielki spokój ( ale nadal są to tylko chwile).
Jarosław - zabraliśmy Ci wątek - obiecuję poprawę.

[ Dodano: 2009-10-01, 20:59 ]
Jarosław - nie pomogę Ci . Z kwiatami trudna sprawa,mój były mąż chyba nie ucieszyłby się z prezentu w rocznicę danego na miesiąc przed rozwodem ( też tak miałam) . Ale każdy przypadek jest inny. Czy dasz te kwiaty czy nie - pora byś sam podjął decyzję i przyjął jej konsekwencje.
 
     
JOHAN
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-01, 22:50   

myślę,że zrobić wszystko co w zgodzie z Twoim sumieniem,powiedzieć co czujesz do żony,być może dać kwiaty i.... zamilknąć,potem wszystko co miało być powiedziane -zostało już powiedziane i przekazane-wg mnie nie należy mielić tych samych słów w nieskończoność
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,05 sekundy. Zapytań do SQL: 4