Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Pozwany po 17-u latach małżeństwa.
Autor Wiadomość
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 18:52   

mami napisał/a:
...Chciałbym byśmy dalej tworzyli rodzinę....

ponownie zadam pytanie, co daje ci rodzina...poczucie bezpieczeństwa?
myśle, że relacje z bliskimi zaspakajają ci potrzebe bezpieczeństwa...utrata bliskiej osoby, jej odalenie powoduje chaos i panike...

Nie chodzi tu o chaos i panikę, ani nawet o poczucie bezpieczeństwa jako jedynak byłem w sumie samowystarczalny. Natomiast o stosunek żony nawet jeżeli nie do mnie to do dziecka.
Częste niesnaski wynikały z jej w moich oczach złych odzywek, często zgłaszałem moje uwagi, że odzywa się do syna w sposób grubiański słownictwo, ton ona wtedy się nakręcała, że stoję po jego stronie.
Wspominałem w myślach stosunek mojej mamy do mnie i do swojego męża czyli mojego śp. ojca.
Serce bardzo mnie bolało z tego powodu. Będąc u rodziny żony w narzeczeństwie nigdy nie odnotowałem takiego zachowania teśiowej.
I w czasie naszych scysji oczywiście pytałem: Czy twoja mama też do ciebie mówiła?
No i wszystko się nakręcało.

[ Dodano: 2009-09-28, 18:55 ]
mami napisał/a:

dlatego jeszcze dziś syn jako dziecko zapewnia ci to...ale w niedługim czasie i on dorośnie i odejdzie z domu...co wtedy

Tak też o tym myślę i mam taką świadomość.
Choć co przykre on teraz mówi 13 lat, że się nie ożeni widząc jakie żona ma podejście do niego i do mnie.
Stąd jego decyzja, że chce po rozwodzie zostać ze mną.

[ Dodano: 2009-09-28, 19:03 ]
ketram napisał/a:


Jeżeli cokolwiek możesz w tej chwili zrobić to: ZAMILKNĄĆ. Jak w nędznym filmie, powiedz ostatni raz: kocham Cię, uznaje swoje winy, pragnę to zmienić i zrobię wszystko, aby tak się stało, na rozwód sie nie zgodzę, reszta należy do Ciebie.

Powiedz to i dalej milcz. Nie proś, nie błagaj, nie zagaduj, nie bądź nagle facetem z naręczami kwiatów. Prawdopodobnie żona już znajduje się w innym psychicznie wymiarze. W jej pojęciu już wszystko się dokonało. Nagle otworzyły się drzwi do rozwiązania jej wszystkich pragnień. Niestety tymi drzwiami jest ktoś trzeci.

Raczej wiele do zony nie dotrze. Jeżeli na cokolwie jest szansa, to na to, że ona sama do czegoś dojdzie. Ale to potrwa. Ty musisz udźwignąć setki zarzutów z którymi się spotkasz, agresję, drwiny, i nie wiadomo co jeszcze. Nie daj się sprowokować. Milcz jak skała. Pewnie odrzuci propozycję wspólnych terapii - trudno, idziesz tam sam.


Dzięki Ketram za tę wypowiedź. Bardzo mnie umocniła pomimo pewnych niepewności.
Milczenie odbierze jako moją zajadłość.
Rozumiem to by się nie kajać bo nie litość ma ją przy mnie zatrzymać.
Moja odmowa rozwodu wywoła u niej zdwojenie nienawiści, a tego bym nie chciał bo cały czas będziemy szli w przeciwnych kierunkach chciałby załagadzać, a na to jak piszesz nie nadeszła pora.
Odzruciła już moją propozycję wspólnych małżeńskich rekolekcji.
Nie chciałbym by się "stoczyła" z tym trzecim powrót wtedy może być już bardzo trudny.
Jak wraca wieczorem mam nie reagować? Pomyśli, że dałem za "wygraną".
Jeszcze w tym tygodniu muszę napisać odpowiedź na pozew,bo w piątek mija 14-y dzień od odebrania przeze mnie z poczty.

[ Dodano: 2009-09-28, 19:09 ]
mami napisał/a:


widzisz zbytnia nadopiekuńczość rodzi tak samo wiele złego dla dziecka co jej brak, pragniemy dla naszego dziecka jak najlepiej, dlatego pewnie wiele twoich wysiłków i starań idzie w tym kierunku, by syn wyrósł na wspaniałego człowieka...jednak takim sposobem niestety robisz mu ogromną krzywde,
Jarosław, dziecko uczy sie życ, zachowań będąc wśród rówieśników, to w relacjach z nimi musi nauczyc sie akceptacji w grupie, ustępowania, czy też czasami upartego stawiania na swoim, by nie stać sie kozłem ofiarnym klasy...

Mam tego świadomość. Nie wiesz ile wysiłków i maów wkładałem w to by syn wyszedł do rówieśników na dwór. Nie chce i koniec.
Czuje się nie pewnie w ich środowisku nie lubi gdy przeklinają etc.
Do tego ma duze kłopoty z nauką. Powiem szczerze, że gdyby nie moja z nim nauka i chodzenie do nauczycieli pewnie musiałby powtarzać klasą ze dwa lata temu.
Ma dysleksję i dyskalkulię.
Nawet dzisiaj gdy robiliśmy matmę to liczy 6+7=15. a to pierwsza klasa gimnazjum.
Oczywiście cały czas odbierałem od żony że jestem nieudolny. Pod jej prasją rok temu załatwiłem korepetycje oczywiście z żadnym skutkiem.
I tak to wygląda.
Pozdrawiam
Jarek
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 19:53   

Jarosławie, witaj!
Przykro mi bardzo, ze jestes w takiej sytuacji. Jednak wierzę glęboko, ze kazdy kryzys ma cos na celu.
Przemianę małżonków?
Pokazuje nam ze cos nie gra.
Za kryzys sa odpowiedzialne dwie strony, jak juz pewnie wiesz, czytales forum.

Co teraz mozesz zrobic?
Na pewno powstrzymac sie od pokusy kontrolowania żony.
Choc wszystko w Tobie gotuje sie, co tez ona robi...zapanuj nad tym, sprobuj.
Nie wypytuj, nie interesuj sie nadmiernie.
Rozmawiaj z zoną jesli chcesz, ale nie osaczaj.
Ona juz podjela decyzje, slowami nie zatrzymasz jej prawdopodobnie.
Jedynie swoja przemianą...
Mieszkacie pod jednym dachem zatem jakos musicie komunikowac się, chocby co do syna.
Sprobuj uzbroic sie w Bozy spokój i miłość.
Pan Bog jest gwarantem Sakramentu, ktory jest miedzy wami i do niego zwracaj sie o pomoc.

Wydaje mi sie ze czeka Ciebie, dluga i ciekawa droga przemiany siebie..jesli bedziesz chciał nią kroczyć Pan Bog będzie pomagał!
Wszyscy na tym skorzystaja i żona i syn. :)

Bardzo namawiam do pogadania z jakims mądrym księdzem ktory zna sie na małżeństwach, z psychologiem, znalezienie grupy wsparcia, jesien wiec rozne grupy sie zaczynaja..
Moze rekolekcje ignacjańskie, warsztaty organizowane przez Jezuitow, rekolekcje Sycharowe?

Ciekawe jak zona zareagowalaby gdybys sie nieco "usamodzielnił" zaczal sam wyjezdzać, zyc swoim zyciem
Moze bylaby zadziwiona? tak czy siak, niezaleznie od żony Ty bys skorzystał a za Toba cala rodzina...
opieke nad synem da się zorganizować na pewno
odpoczalbys od atmosfery w domu, zlapal dystans
piszesz, ze zona wraca z naładowanym akumulatorem..a Ty? co z Tobą?
zadbaj o siebie, Pan Bog chce dla Ciebie, dla Was jak najlepiej
Kocha Ciebie z wszystkich sił, i chce byś też miał dla siebie tę miłość.

Glowa do góry. Z Panem Bogiem
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 20:26   

Jarosław napisał/a:
Choć co przykre on teraz mówi 13 lat, że się nie ożeni widząc jakie żona ma podejście do niego i do mnie.
Stąd jego decyzja, że chce po rozwodzie zostać ze mną.

Jarku to jest niepokojące-mam nadzieje ze nie wciagasz syna w twój i zony kryzys.

Bo jezeli tak to robisz dziecku krzywdę.

Chcesz znac odpowiedz -czemu tak syn mówi?????

To ja ci odpowiem bo akurat to wiem-bo widzi ojca słabego,poddającego sie działaniom mamy,bo nie widzi ojca stanowczo walczacego o rodzine.

Bo najprosciej mówiąc -NIE CHCE SKONCZYC TAK JAK OJCIEC!!!!!

Smutne to usłyszec co????
Ale to prawda.

Jarku daj upragniona wolnośc w podejmowaniu własnych decyzji zonie,rozwodowi stanowczo NIE.

Zachamuj emocje,działanie pod wpływem odczuc i uczuć.


Czy umiesz byc asetrywny?????
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 21:07   

Jarosław napisał/a:

Jak wraca wieczorem mam nie reagować? Pomyśli, że dałem za "wygraną".
Jeszcze w tym tygodniu muszę napisać odpowiedź na pozew,bo w piątek mija 14-y dzień od odebrania przeze mnie z poczty.


Jarosław

No właśnie, że najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że prawdopodobnie wcale tak nie pomyśli. Facet może by i tak pomyślał, kobieta niekoniecznie. Poza tym, co ona ma teraz w głowie - nie dojdziesz. Nie próbuj nawet tego analizować. Terra incognita.

Możesz na pozew nie odpisać. To też taktyka. Obowiązku nie ma. Powiesz, że byłeś w szoku psychicznym - to akurat chyba prawda - i nie byłeś w stanie. Wiażące będzie Twoje stanowisko w sądzie.

Cisza i spokój. To akurat zauważy żona na pewno.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 22:03   

Jarosław, kilka lat temu odsunąłeś od siebie lżone, z jakiś powodów, może była dla ciebie za silną osoba z która nie mogłeś nawiązać więzi, całe uczucia przelałeś na syna, robiąc z niego niewolnika swoich uczuć...dziś syn jest ci oddany całym sercem...
chora sytuacja, nie wiadomo też z jakiego powodu matka odsunęła sie od syna...dziś pewnie czuje, ze ma dwóch wrogów przeciw sobie w domu...
nikt nie rozumie swoich uczuć w tej rodzinie, sytuacja bardzo chora...
Jarosław syn ma poważne problemy emocjonalne, ucieczka od rówieśników jest najlepszym przykładem, iż tylko dom Ty zapewniasz mu to poczucie bezpieczeństwa, problemy z deslekcja ma wiele dzieci, sama mam córkę dyslektyka, to nie przeszkadza w normalnym rozwoju dziecka...dziś jest na studiach choc tez wymagała więcej czasu tylko jej poświęconego... ale jest bardzo komunikatywna, otwarta i samodzielna...
sugeruje Jarosław poradnie psychologiczna dla syna, myślę, że nalewno uzyskasz pomoc jak pomóc synowi i również sobie... może poprzez odnowienie relacji matka syn poprawi sie sytuacja w domu, jeśli nawet nie w twoim małżeństwie, na pewno pomoże to chłopcu... nabrać pewności siebie w relacjach z rówieśnikami, i z matką...
bo to o czym piszesz co dzieje sie w domu, z żoną, synem, i tobą świadczy o ogromnych problemach emocjonalnych każdego domownika...
i nie uratujesz związku jak najpierw nie dojdzie w domu do prawidłowych relacji pomiędzy każdym z członków rodziny, hierarchii ważności...
pozdrawiam Jarosław czasami uciekamy od budowania więzi właśnie o obawie zranienia, w twoim domu każdy czuje sie zraniony, odsunięty przez kogoś to bardzo zła sytuacja, która trzeba rozwiązać...

żone musisz pozostawić samej sobie, ma tak samo jak ty i syn wiele do przerobienia, na siłe mówiąc jej, że jest nieodpowiedzialna zoną i matka, na pewno niczego dobrego nie zdziałasz...skup sie na sobie i relacjach zdrowych z synem...
pomoc szkoły, nauczycieli psychologa na pewno pomoże ci w budowaniu prawidłowych relacji syna z rówieśnikami...Jarosław nie wszyscy jego rówiesnicy to chuligani, brzydko mówiący, są też i może przewaga takich, którzy, jednak w tym wieku nie przeklinają, uczą sie i mimo wszystko spotykaja sie ze soba...to tylko wykręt przed brakiem nawiązywania prawidłowych więzi z otoczeniem poza domem
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-28, 22:48   

WITAJ
PRZEDZIWNE , MAMY ZE SOBĄ WIELE WSPÓLNEGO.

MÓJ MAŻ MA NA IMIĘ JAREK.
JA WNIOSŁAM SPRAWĘ ROZWODOWĄ.
MOJA ROZPRAWA ROZWODOWA ODBYŁA SIĘ 7 GRUDNIA , MÓJ MĄŻ NA POCZĄTKU NIE ZGADZAŁ SIĘ NA ROZWÓD , WCIĄŻ TWIERDZIŁ, ŻE KOCHA DZIECI. A W SĄDZIE POWIEDZIAŁ , ŻE MNIE TEŻ KOCHA.
NA OSOBNOŚCI NIE POTRAFIŁ TEGO POWIEDZIEĆ - oczywiście dla mnie był to argument , że kłamał - JASZCZE DWA MIESIĄCE WCZEŚNIEJ - JA BŁAGAŁAM O JEDNĄ Z DWÓCH RZECZY
1. POWIEDZ, CZY MNIE KOCHASZ?
2. PÓJDŹMY RAZEM NA TERAPIE MAŁŻEŃSKĄ LUB PO INNĄ POMOC!!!

NIC Z TEGO

BYŁAM TWARDA, TAK MOCNO ZRANIONA , ŻE CAŁKOWICIE ZAMUROWAŁAM SWOJE SERCE. WTEDY NIC DO MNIE NIE DOCIERAŁO. TKWIŁAM W SWOIM SKRZYWDZENIU.

JARKU
JAK DALEKO JESTEŚ W STANIE SIĘ POSUNĄĆ , CO ZROBIĆ BY TEN SAKRAMENT RATOWAĆ. :?:

NA RAZIE WIDZĘ ELEMENTY NASZEGO ZACHOWANIA Z TAMTEGO OKRESU.

WIDZISZ , WSZYSTKIE JEJ BŁĘDY.
PRZYGLĄDAJ SIĘ SWOIM.
Ja gdy czytałam tu na stronie SYCHAR rachunek sumienia małżonków to 2 czy 3 pierwsze razy to zrobiłam rachunek nie sobie tylko mężowi .

Teraz mnie to śmieszy. Ale zobacz , nawet po 3 latach od rozwodu jak trudno mi było zająć się swoimi grzechami w tym związku.

Im częściej robiłam ten rachunek , i czytałam i słuchałam wszystkiego co tu znalazłam , to bliżej byłam prawdy o sobie.
A POTEM BYLO I JEST CORAZ LEPIEJ . A TO DOPIERO

1 MIESIĄC NAWRÓCENIA.(może moje świadectwo Jarku pomoże Ci . skróci drogę)

Z Bogiem
ps. ciekawe jak twoja żona ma na imię?
 
     
JOHAN
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-29, 10:45   

witaj
ja mam sprawę rozwodową 23 listopada,nic na pozew żony nie odpisywałem
moja historia i to co się aktualnie dzieje jest bardzo podobna do Twojej Jarku
-mam synów 14 i 16 lat,zostałem pozwany po 17-tu latach małżeństwa
-moja żona mieszka ze mną i z synami w tygodniu , a na weekend zamieszkuje z kochankiem w mieszkaniu,które wynajmują parę ulic dalej-on mieszka parę set kilometrów stąd i przyjeżdża do niej na soboty,niedziele
-moją historię możesz przeczytać we wcześniejszych moich postach
-wcześniej miałem taki sam problem jak Ty-jak reagować po powrotach żony z jej randek,jak reagować na sms-y
-w głowie mi się nie mieściło,że powinienem zamilknąć jak radzą tu ludzie na forum
-dręczył mnie fakt,że chłopcy widzą zachowanie mamy,a ja mam się nie odzywać-bałem się ,że odbiorą to jako moją akceptację tego co dzieje się w rodzinie,to ja jestem ojcem,ja mam ich uczyć jak postępować w życiu-więc przemilczanie wychodzenia mamy do kochanka,moja rozmowa z nią w domu,jakby się nic nie stało,kłóciły się ze świadomością,że oni o wszystkim wiedzą-młodszy oczekiwał wręcz ode mnie reakcji-czemu ty jeszcze tato z nią rozmawiasz-ja odpowiadałem i odpowiadam-bo ją kocham synku-myślę teraz,że tak pokazuję im jak wygląda miłość-nie wyrzucając jej z domu,nie złoszcząc się na nią,jak wraca po weekendzie-choć to baaardzo trudne,ale trening czyni mistrza ;-)
-rozmawiałem z nimi,są już na tyle dorośli,że rozumieją te sprawy,powiedzieli mi,że wiedzą,że mama robi źle,co w pewnym stopniu ułatwiło mi zaprzestanie moralizowania jej,zwracania uwagi,odizolowania się od tego co robi,aby chronić swoją psychikę i nie angażować się emocjonalnie w to co się teraz dzieje
-aha,zacząłem chodzić na msze św. nie tylko w niedzielę-mam wolny czas to na tygodniu
o 18-ej,tak jest mi lepiej,bliżej Boga
pzdr.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-29, 18:31   

cierpliwy napisał/a:
Jarosław napisał/a:
Choć co przykre on teraz mówi 13 lat, że się nie ożeni widząc jakie żona ma podejście do niego i do mnie.
Stąd jego decyzja, że chce po rozwodzie zostać ze mną.

Jarku to jest niepokojące-mam nadzieje ze nie wciagasz syna w twój i zony kryzys.

Bo jezeli tak to robisz dziecku krzywdę.

Chcesz znac odpowiedz -czemu tak syn mówi?????

To ja ci odpowiem bo akurat to wiem-bo widzi ojca słabego,poddającego sie działaniom mamy,bo nie widzi ojca stanowczo walczacego o rodzine.

Bo najprosciej mówiąc -NIE CHCE SKONCZYC TAK JAK OJCIEC!!!!!

Smutne to usłyszec co????

Tak to smutne i zarazem bolesne Cierpliwy.
Walka o rodzinę, nie wiem co przez to rozumiesz, doradzacie całkowity spokój i wyciszenie czyli uważanie na to by żony czymkolwiek nie zdenerwować.
Być pokornym i grzecznym. To nie trudne, tylko jaka to walka.
Jeżeli widziałem, że źle traktuje syna, wyzywa reagowałem więc nie wiem w czym tu brak walki o jego godność.
A to, że mnie na jego oczach szarpała czy rzucała pomidorami we mnie i po ścianach to co miałem ją unieszkodliwić?
Nie wykonywałem żadnych ruchów choć pewnie należałoby się poskromić tę złośnicę.

Nie wiem w czym niby ma się objawiać ta słabość, którą mi zasugerowałeś?

[ Dodano: 2009-09-29, 18:34 ]
ketram napisał/a:

Możesz na pozew nie odpisać. To też taktyka. Obowiązku nie ma. Powiesz, że byłeś w szoku psychicznym - to akurat chyba prawda - i nie byłeś w stanie. Wiażące będzie Twoje stanowisko w sądzie.

Cisza i spokój. To akurat zauważy żona na pewno.

Dzięki Ketram za odpowiedź myślę, że jednak odpiszę jak trochę się zbiorę nie będę zważał na te 14 dni. Posłużę się tym wzorem tu z forum trochę go modyfikując.

[ Dodano: 2009-09-29, 18:40 ]
mami napisał/a:


żone musisz pozostawić samej sobie, ma tak samo jak ty i syn wiele do przerobienia, na siłe mówiąc jej, że jest nieodpowiedzialna zoną i matka, na pewno niczego dobrego nie zdziałasz...skup sie na sobie i relacjach zdrowych z synem...
pomoc szkoły, nauczycieli psychologa na pewno pomoże ci w budowaniu prawidłowych relacji syna z rówieśnikami...Jarosław nie wszyscy jego rówiesnicy to chuligani, brzydko mówiący, są też i może przewaga takich, którzy, jednak w tym wieku nie przeklinają, uczą sie i mimo wszystko spotykaja sie ze soba...to tylko wykręt przed brakiem nawiązywania prawidłowych więzi z otoczeniem poza domem

Tak zdaję sobie z tego sprawę Mami.
Moje relacje z synem są dobre, żona tylko wymawia mi, że znalazłem sobie kumpla. Mówi tak pewnie z zazdrości, że jej nie udało się takich relacji zbudować.
Myślę, że traktuje go wrogo właśnie ze względu na mnie i moje z nim relacje.
Pomimo tego chce go wziąć pewnie chodzi o alimenty.
Niejednokrotnie tłumaczę synowi postępowanie żony i staram się wytłumaczyć jej postępowanie.
Ale nie ma 5-u lat i widzi, że jesteśmy krzywdzeni.


Mirakulum jak widzę łączy nas nie tylko moje imię, ale również region też mieszkam w pobliżu Gdyni. W mieście tym spędziłem 35 lat mego życia.
Jak wyczytałem jesteś jednak po rozwodzie. Tak do końca nie zrozumiałem jak teraz wyglądają Twoje rodzinne i małżeńskie relacje.

JOHAN widzę, że będę miał sprawę jakieś dwa tygodnie po Twojej.
Nie chcę brać adwokata oprę się w głównej mierze na na nierozerwalności sakramentu.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-29, 21:11   

Jarku
może wybierzesz się na rekolekcje do Rychwałdu . Ja jadę samochodem do Bydgoszczy , a tam się przesiadamy do innego , o ile wiem jest jedno miejsce wolne.

Co do mojej sytuacji , to możesz przeczytać moja historię - "szukajcie , a znajdziecie" - jak coś niejasne to daj znać.

Z Bogiem.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 00:04   

Jarosław napisał/a:
Nie wiem w czym niby ma się objawiać ta słabość, którą mi zasugerowałeś?


Jarku na samym końcu zadałem pytanie-czy jestes asertywny???

Słabość -nie fizyczna,jedynie psychika.
Pokazując synowi jak ty i on jestescie krzywdzeni-pokazujesz obraz ojca uległego,jaki daje soba kierowac jak chce.

Jarku dlatego spytałem o asertywnośc-nie wchodząć w system rozgrywek zony,nie stosując jej niskości poczynań.
Wiedząc co to asetywnośc-działam nią i w kulturalny ,aczkolwiek stanowczy sposób.
Co robie?? daje przekaz-nie masz prawa nas krzywdzić.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 11:07   

Jarosław napisał/a:

Tak zdaję sobie z tego sprawę Mami.
Moje relacje z synem są dobre, żona tylko wymawia mi, że znalazłem sobie kumpla. Mówi tak pewnie z zazdrości, że jej nie udało się takich relacji zbudować.
Myślę, że traktuje go wrogo właśnie ze względu na mnie i moje z nim relacje.
Pomimo tego chce go wziąć pewnie chodzi o alimenty.
Niejednokrotnie tłumaczę synowi postępowanie żony i staram się wytłumaczyć jej postępowanie.
Ale nie ma 5-u lat i widzi, że jesteśmy krzywdzeni.


to miłe uczucie co, syn kocha mnie mocniej niż matke?

może ojciec, lub matka tak zmanipulowac dzieckiem, iż ono przyjmie osąd tego rodzica, które nad nim ma większa władze emocjonalną...
z poczucia winy i solidarności do tego, kto wciąż mu powtarza jak bardzo go kocha, pomaga mu, wyręcza we wszystkim...

cały czas naugujesz żone jako dobrą matkę... jak myslisz, co może czuć dziecko, któremu nawet jak nie świadomie to nieświadomie przekazano, że matka robi mu krzywde?

choc mówisz, że starasz sie przed dzieckiem ja tłumaczyć...to jak można kogoś tłumaczyć, skoro sie ma inne zdanie o nim... jak myslisz 13 latek nie wychwytuje zakłamania... wie, że ojciec myśli inaczej...bo tak sie zachowuje...nie ma czułych gestów, dobrego słowa, autorytet to ojciec kosztem matki,,
musisz pewnych rzeczy mówić, on widzi twoje zachowania, gesty, krytyke, ciągłe napominanie, twoje w kierunku żony i widzi ojca, którego kocha, jako wykorzystanego przez matke, bo czasami można samemu prowokować jakieś sytuacje..ale dziecko nie widzi przyczyn, bo i nie może!!...

Jarosław ile razy ostatnio ktoś ci powiedział...ze jestes przewrażliwionym ojcem... nadpiekuńczym... ile razy nawet nie słysząc tego doznałeś takiego odczucia??? w szkole od nauczycieli, znajomych, w osrodku zdrowia...
myśle, że często...

WIESZ JAK TO DZIAŁA...
najpierw rodzic poucza dziecko, nie wolno tak mówić o koledze, koleżance, nie wolno sie śmiać z niej... nie wolno tak sie zachowywać..
a juz za chwile dziecko słyszy..kłótnie rodziców, głośno krytykują sie na wzajem, krzycza, nawet bija... potem słyszą jak przez telefon jeden, na spotkanie u dziadków oskarża drugiego o złe zachowanie i wrogość, by go jeszcze mocniej przed inną osoba oskarżyc, poczuc sie niewinnym całego zajścia...
znajome zachowania...
a przecież jeszcze niedawno rodzic pouczał jak nie można i nie powinno sie zachowywać, dlaczego zatem sam robi coś innego...
to między innymi fundujemy naszym dzieciom... ideały wzniosłe i jak być powinno, jednak nie ma to pokrycia w naszych czynach....
dlatego nasze dzieci często postępują inaczej niż je uczymy czy mówimy... bo postępuje zgodnie z wyuczonym schematem jaki wyniosł z domu...


można dziecku na różne sposoby robić krzywde, nadopiekuńczość jest jedną z największych krzywd jaką robi rodzic dziecku...
choć nieświadomie, bo podłożem jest miłość do dziecka...to jednak pod tym uczuciem rodzi sie wieksze, skrywają sie lęki i uzależnienia od siebie, by nie przestał mnie kochać, bym był ważnijeszym rodzicem od drugiego...jak tego doświadczamy czujemy sie wtedy spokojni...jednak gdybyś poczuł iż syn chce zamieszkac z matka jakich emocji byś doświadczył...to najlepszy dowód tego...
bo kochający rodzić pragnie szcześcia dziecka, nadopiekuńczy tak naprawde robi wszystko by to jego kochano...

dlaczego jest za tobą syn...to proste...
jako nadopiekuńczy rodzic, robisz za niego wszystko, niczego nie wymagasz, wszystko starasz sie za niego załatwić... dziecko rośnie jako nieudacznik, z małą wiara w siebie...za to z duża wiarą w nadopiekuńczego rodzica... on pójdzie do szkoły i załatwi wszystko, nawet promocje do kolejnej klasy...
jak myslisz nie robisz mu krzywdy...
po pierwsze utwierdzasz go, że jest kaleką bo dyslektyk-nonsens- może tak samo jak inne dzieci być dobrym uczniem...
po drugie nie wyrabiasz w nim siły do walki o lepsze stopnie, bo rodzic za niego sie uczy a jak nie to załatwi promocje do nowej klasy
po trzecie poziom wiedzy jest przez to caraz mniejszy..a co za tym idzie coraz większe problemy z nauką i rówieśnikami, poziom widac coraz mocniej...
ale ty kojarzysz to z tym, iż twój syn jest dyslektykiem...a nie dzieckiem nadopiekuńczego rodzica

chyba, że sie myle i twój syn ma poważniejsze problemy wtedy ok, ale i wtedy, nie możesz za niego zyc..musi sam sie odnależ, i przyswoic wiedze, taką by potem pozwalała mu właściwie sie odnajdywac w otoczeniu, w relacjach z innymi... w dorosłym życiu...chcesz z nim żyć do śmierci...dziś ty za pare lat on ma sie toba opiekować?
czy nie przypomina ci to twojego zycia... a gdzie prawo do jego zycia, jak bedzie miał być dobrym ojcem i mężem dla swoich dzieci, skoro rodzic wymaga opieki i pozostawienie go samemu sobie będzie wielkim dylematem...tak, że doprowadzi do rozpadu jego małżeństwa... bo nie poradzi sobie z poczuciem winy.....
rodzina pomaga sobie, kiedy ta pomoc jest zasadna, ale nie moze wpływac na przykład to , jak u ciebie że zaprzestałes być mężem dla zony, wtedy włąśnie szuka sie wsparcia u partnera, a nie odsuwa od siebie..bo ciężar obowiązków cie pokonał...tak to właśnie działa....


mówisz, że zona zle wychowuje syna, ale ty Jarosław robisz mu równie ogromną krzywde co żona... to, że syn jest za toba nie świadczy o tym iż jesteś dobrym ojcem... w tym wypadku tylko psycholog może wam pomóc...

mysle, że wtedy jest jakaś realna możliwość wyjścia z kryzysu...na dziś dzień jedyną osoba pokrzywdzoną w tej rodzinie jest wasz syn...

ale rozumie Jarosław, sam byłeś dzieckiem nadopiekuńczych rodziców, więc sam wychowujesz w ten sposób, pozwól tylko sobie na ocene szkolnego psychologa, by mógł ocenic stan emocjonalny syna, by to co wciąż pisze i nasuwa mi sie mógł wykluczyć...i byś z czystym sumieniem mógł powiedzieć
- niestety żona jest osoba bezuczuciowa, nawet do własnego syna...

co do alimentów...są to twoje lęki... bo wiesz, że zona kocha syna, choć jest przez niego odrzucana, jak przez ciebie kiedys została, ale wiesz, że nie odpusci by syn nie był przy niej... ale wolisz mysleć znów o niej jako tej złej, zachłannej... chodzi o pieniądze- tak myslisz i znów potwierdzenie nawet nieświadomie, przekazujesz innym zdanie i opinie o swojej żonie
a boisz się, że może dojść do tego, że zostaniesz sam, a bez ciagłego manipulowania synem, okazywania mu ciągłej opieki, panika, co będzie wtedy....

jeszcze raz sugeruje psychologa, bo sama pomoc duchowa, pielgrzyki niestety nie pomoga w przerobieniu ogromnych problemów w waszej rodzinie...to byłoby zbyt proste.... inaczej dzieci twojego syna, bedą kolejną rodzina nadopiekuńczo wychowujących sie dzieci....
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 12:45   

mami - znow pieknie napisane - manipulujemy tez otoczeniem i męzami/zonami żeby potwierdzic samym sobie , że to świat jest zly a my dobrzy . Bo jeślibyśmy przyjęli do wiadomości , że my tez czasem czynimy albo czyniślmy źle wtedy moglibyśmy nie umiec sobie wybaczyć - a to jest chyba najbardziej przykre uczucie jakie znam - poczucie , że robilam źle a teraz jest za poźno by to naprawić.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 15:02   

czerwona napisał/a:
a to jest chyba najbardziej przykre uczucie jakie znam - poczucie , że robilam źle a teraz jest za poźno by to naprawić

Czerwona na co jest za pózno???
Na ciebie??? czemu skoro wiesz i poznałaś i naprawiłas i naprawiasz.
Na związek jaki sie rozpadł??? a kto tak do konca zna przyszłośc,czemu zakładac,czemu oceniac.
Najprościej trzeba poprostu żyć-i patrzec co nam nowy dzień przyniesie.

Przeczytaj sobie słowa nieznanego autora z zeszytu do terapi 12k.

ZABURZONE MARZENIA


Jak dzieci ze łzami przynosza mi swoje zabawki
poniewaz sie rozpadły,i mówia >>napraw je
tak i ja oddaję Bogu moje zaburzone marzenia
On jest moim przyjacielem ,częścia mnie
Jednak zarazem-zamiast pozwolic Mu działac w spokoju
krąże wokół Niego i próbuję-wg mojego sposobu
-ułożyc Jego ręce i pokierowac nimi.
To okazuje sie głupie.
Wkoncu wydzieram mu opryskliwe zabawkę
i wołam z płaczem<<<<<dlaczego to tak długo trwa?<<<<
On mi odpowiada<<<<moje dziecko ,jak mogłem dokonac naprawy????<<<<
nie pozwalałes na to moim rękom.
 
     
czerwona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-30, 17:34   

Ludzie to nie zabawki - nie da się ich skleić . A pewnych spraw nie da się naprawić.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8