Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Juz nie mam siły...
Autor Wiadomość
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 00:44   

cierpliwy napisał/a:

Odpowiedz kingo -jak usłyszy i zrozumie Boga ten który
-nie pragnie go słyszeć
-nie potrzebuje jego obecności.


cierpliwy, :-D przeczytaj sobie historię o Szawle, to już będziesz wiedział, jak Bóg sprawia, że taki ktoś zaczyna słyszeć i to jaaak, a że przez ślepotę... no cóż ;-)

przepraszam Cię, oczekiwałeś odpowiedzi od Kingi ale akurat Św.Paweł przyszedł mi do głowy
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 00:44   

Katarzyna74 napisał/a:
Bóg jest wszechmocny. Jak ktokolwiek (człowiek) może Mu w czymś przeszkodzić?

Tak katarzyno jest wszechmocny!!!
Tylko może własnie niestety???
Człowiek został obdarzony rozumem-i dano mu prawo wyboru jak zapewne wiesz.

I aby znowu nie upraszczać-wniosek jest jeden.

Jeżeli głuchy wybiera że chce pozostać głuchy do konca życia-to taki pozostanie.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 00:50   

cierpliwy napisał/a:

Jeżeli głuchy wybiera że chce pozostać głuchy do konca życia-to taki pozostanie.


patrz wyżej: Św.Paweł

P.s. cierpliwy, a czy zastanawiasz się nad tym, że może ten głuchy nigdy nie poczuł jak to jest gdy się SŁYSZY? Czy naprawdę sądzisz, że -racjonalnie rzecz biorąc- chciałby pozostać kaleki do końca życia?
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 01:02   

ak70

z Twojego postu wyziera chęć odpoczynku po ciągłym użeraniu się z przykrymi zachowaniami męża. Walkę o małżeństwo zdaje się, że całkowicie wzięłaś na swoje barki. A Pan Jezus już od dawna czeka na współpracę z Tobą i czasem daniem Jemu wolnej ręki (tak, żeby zwiększyć przewagę nad przeciwnikiem ;-) )Jak to w praktyce - ograniczyć się do obrony swojej godności -Świątyni Ducha Świętego i powierzyć całkowicie walkę o męża nie z mężem Panu Bogu. Nie bać się i odpocząć czasem.

pozdrawiam Cię!
Ostatnio zmieniony przez kasia 2009-09-11, 01:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 01:03   

kasia napisał/a:
cierpliwy, przeczytaj sobie historię o Szawle, to już będziesz wiedział, jak Bóg sprawia, że taki ktoś zaczyna słyszeć i to jaaak, a że przez ślepotę... no cóż

przepraszam Cię, oczekiwałeś odpowiedzi od Kingi ale akurat Św.Paweł przyszedł mi do głowy

Kasiu bardzo dobra odpowiedż-i własnie takiej oczekiwałem.

Tak własnie wielu zaplątanych,zagubionych,niewiarków -odzyskuje wzrok.
I słysza to co tyle negowali.

O ty własnie piszę -to jest ten cud UZDROWIENIA.

I odpowiem katarzynie 74 czemu tak zareagowałem,czemu znegowałem.

Dałem stop jedynie słowom na pozór prostym.

Wszechmocny-te słowa sa proste dla nas ,kochających,wierzących,wiedzacych.

Dla niedowiarków ,nie wystarczy napisac jednego wyrazu,nie wystarczy napisać bo tak jest.
Niedowiarek oczekuje czegos więcej-to cos więcej pięknie pokazała kasia.


Ja ostatnio czesto jestem przed takimi problemami,wobec mego najstarszego syna.
Jak mu okazac działania Boga,jak pokazac łaske jaka nas obdarza.

Gdy z jego strony wciąż słysze negację-i słowa jak nie dotkne ,nie poczuje nie ufam.

Za przykładem pięknych kazan ks.Pawlukiewicza.

Starałem sie ukazywać w jego życiu codziennym obecnośc Boga-własnie taka namacalna.

I czym bardziej sie otwiera,czym bardziej słyszy-tym bardziej wierze nawet w te małe cudziki.

Katarzyno 74 Bóg nas w pełni wypełnia,jak otwieramy na Niego swa duszę.
Pisze tak bo kiedys byłem taki sam jak mój syn.

Trzeba było własnie mego cudu-jak go nie nazwac.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 01:20   

cierpliwy napisał/a:

Ja ostatnio czesto jestem przed takimi problemami, wobec mego najstarszego syna.
Jak mu okazac działania Boga,jak pokazac łaske jaka nas obdarza.


Oto chodzi, że Bóg czasem zezwala na takie sytuacje i w sposób dla nas niewyobrażalny w nieoczekiwanym czasie potrafi sam dotknąć woli człowieka - "poruszyć ją" - w taki sposób, że u człowieka następuję tzw. nawrócenie- a może inaczej- odwrócenie o 180 stopni punktu odniesienia wszystkich przyszłych działań ;-)

Piękne jest Twoje świadectwo ojca, który formuje syna. Następuje jednak czasem taki etap w życiu, że człowiek chce sam "poczuć", bo to co dotychczas, to dlatego, że dla taty, bo jak sam nie dotknie to nie uwierzy (tak jak z naszymi mężami czasem i miłością,której "nie czują") No i nasz Miłosiernie kochający tata pozwala na to, żeby tenże dokonał w pełni świadomego, jakże dojrzałego kroku w Jego stronę wynikającego z użycia swojej wolnej woli. A że ją "troszkę" poruszy, bo babcia się o to mocno modli i spokoju Mu nie daje, to cóż.. wolno Mu ;-)
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 02:41   

Cierpliwy, nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi.

Czytam Cię i chyba samego siebie przekonujesz do czegoś, bo ja nie ogarniam Twojego toku myślenia. Zaczynasz od jednej tezy, potem sam jej zaprzeczasz. Piszesz, ze nie zgadzasz się z Kingą, za to zgadzasz z Kasią - a ona pisze o tym samym, tylko używa innych słów.

W ogóle jakoś za dużo jest tych słów, Cierpliwy. Pomalutku.

Wyliczyłeś, kiedy pomagamy, a kiedy przeszkadzamy Panu Bogu.

A ja tylko odpowiedziałam, że wierzę w Boga Wszechmogącego, któremu nie jest w stanie nic ani nikt przeszkodzić. Żaden człowiek, żadnym zachowaniem. I o tym pisała także Kinga, o niczym więcej.

Z tym chcesz polemizować?


Szanujmy siebie nawzajem, to co piszemy i jak piszemy, bo potem zaczyna to przypominać jakieś przerzucanie się poglądami. Nie bardzo mam ochotę szczerze mówiąc, na takie dyskutowanie i filozofowanie. Jesteśmy w wątku AK i jej sprawa tutaj jest najważniejsza.



ak70 napisał/a:

A ja juz tak nie chcę... pomimo tego, że słowa kingi:
kinga2kinga2 napisał/a:
Takie stwierdzenie odbiera Bogu łaskę cudu uzdrowienia małżeństwa nawet " wbrew" chęciom jednej ze stron. On zna nasze serca lepiej niż my sami i dlatego potrafi zaskoczyć.

poruszyły we mnie nadzieję.




I słusznie, Ak, że masz nadzieję, bo słowa Kingi przedstawiają w malutkiej pigułce sedno wiary w Boga.

Uznajemy, że może wszystko.
Oddajemy Mu ufnie nasze problemy, troski, kłopoty.
Oddajemy problemy naszego małżeństwa Bogu, a przecież nie ma lepszego Powiernika i Doradcy od Niego.
Skoro oddajemy, to jest nam lżej, bo Ktoś Mądrzejszy się tym już zajmuje.
Jeśli nie jest nam lżej, to też zadanie dla nas, bo widocznie za mało ufamy Panu Bogu?

Jeśli zostawiamy dziecko pod opieką kogoś, komu ufamy - to spokojnie spędzamy czas poza domem, wiedząc, że nic złego nie spotka naszego dziecka. I robimy swoje.

Jeśli powierzamy dziecko niedoświadczonej opiekunce - wychodzimy z domu, ale drżymy cały czas, czy nic się nie stanie, tak?

Tak więc to nasze zadanie - zaufać, uwierzyć, że lepszego Opiekuna naszego małżeństwa od Boga NIE MA.

Co dalej robimy?

Przestajemy walczyć z tym, nad czym nie mamy i nie mieliśmy nigdy władzy - czyli Małżonka i jego uczucia i zachowanie. Zostawiamy to Panu Bogu. Już On sam sobie poradzi. ;)
A my zajmujemy się sobą, bo tylko takie poletko zostawił nam Bóg do obrabiania i z tego poletka będziemy się rozliczać.

Praca nad sobą sprawi, że zachowanie Małżonka będzie nas bolało mniej - choć będzie może robił to samo.

I wierzymy w to, że Bóg może wszystko. Jest Wszechmogący, więc kto wie, co trzyma dla nas w zanadrzu.

To są ogólniki, ale trudno doradzać, skoro każdy ma inną sytuację. Trzeba to już w skupieniu, może z przewodnikiem duchowym, spowiednikiem, psychologiem przerobić we własnym zakresie. Co mogę zrobić, aby było mi lepiej żyć.

Czasami to będzie terapia, czasami wyprowadzka, czasami twarde warunki postawione mężowi, czasami kroki formalne - alimenty, separacja. To już sprawa indywidualna, bo sami najlepiej wiemy, co nas boli, co rani, przed czym mamy prawo się bronić, jakie prawa egzekwować. I wszystko zgodnie z naukami Jezusa. Czyli - z miłością. Do małżonka i do siebie samego - na równi.

Cierpliwość, czas i własne poletko.

Z Panem Bogiem, AK!
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 08:12   

cierpliwy napisał/a:


Aby coś dalej zadziałało,aby coś miało sznse naprawy-trzeba to puścić,pełne zaufanie Bogu.

Zgadza się należy zaufac Bogu,nalezy ufac ze chce dla nas jak najlepiej.

Lecz to zaufanie ,nie ma wcale oznaczać oddaje ,zakładam rece i czekam.
Zaufanie w naprawie małżeństwa,to pojecie tego co oczekuje od nas Bóg.

To to wszystko na co zwraca nam uwagę.
To jest identycznie jak własnie praca nad sobą.

Co wtedy robimy??-czy mówimy jestem,byłem zły oddaję Tobie Panie co złe,i czekam co od Ciebie dostanę???

Zmieniaj siebie-by byc dobrym,kochajacym człowiekiem.

Tak samo wyglada naprawa związku.

Nie ucieczka,nie wycofanie,nie założenie rąk,nie słowa tyle zrobiłem-a teraz Panie działaj,a ja poczekam.

....



Witaj. Podoba mi się to co napisałeś. Zaufanie Bogu to czyny, to fakty, które z tego zaufania wynikają. Podobnie jak miłośc - to nie uczucie (tylko), ale też decyzja - tu decyzja by zaufac Jezusowi. I gdy zaczniesz każdego dnia pytac się Pana - "czego oczekujesz ode mnie" - to On odpowie i pokaże co robic.

Najpierw jednak moim zdaniem powinna byc ta decyzja - oddanie wszystkiego Bogu, a potem wynikające z niej czyny. Jesteśmy grzesznymi ludźmi i nasze czyny nigdy nie będą idealne, jednak gdy staramy się rozeznawac wolę Bożą i oddawac Mu wszystko co robimy to nigdy się na Nim nie zawiedziemy, bo Bóg nawet z naszej głupoty potrafi wyprowadzic dobro.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 11:40   

módl sie i pracuj...
szkoda, że tylko modlitwa, a za mało pracy..Bóg nie każe nas, pozwala nam tylko konsekwentnie zobaczyc wyniki naszego postępowania..
Na przemian szukamy ofiary, na którą możemy zrzucić winę za naszą sytuację lub składamy sie się na ołtarzu samopoświęcenia i męczennictwa.
Do każdego należy decyzja czy chce coś z tym zrobić
walczyć, zmieniac, czy trwac w starym...

"A czemuż widzisz źdźbło w oku brata twego, (..)

Na nasze zycie wpływ ma zdobyta wiedza i doświadczenia, kiedy zyje nam sie dobrze i szczęśliwie, potrzeba zmian nawet nie przychodzi nam do głowy...
problem robi sie gdy w naszym zyciu coś nam nie wychodzi, jestesmy nieszczęśliwe, wciąż cierpimy i jesteśmy niezadowoleni...
wtedy potrzeba zmian jest nieunikniona, inaczej wciąż czujemy sie zle...dochodzi do ostrych kryzysów, które uwidoczniają jak bardzo potrzeba jest w naszym życiu zmiana...
Jeśli ktoś upiera sie przed tymi zmianami jego radość życia sie przesuwa w czasie, a my wciąż cierpimy... zazwyczaj nie pomagają żadne rady, a jesli je stosujemy to nie pod siebie, a pod innych, bowiem uważamy, że to inni sa winni, robią źle, zapominamy, że by była gra potrzeba jest dwojga graczy... a my spełniamy jakąś z ról w grze, ofiary, kata, kłamce, ratownika... zgodnie z wiedza, doświadczeniem zdobytym w dzieciństwie, późniejszym życiu...
działamy jak nas nauczono, postępujemy jak widzielismy w domu i nierzadko były to złe wzorce, dziś mamy wpływ na nie, możemy to co było niewłasciwe samemu naprawiać, ale to wymaga samopoznania siebie samego...
cóż kiedy to trudne, kiedy wolimy by to druga strona sie zmieniała...a nikt nie widzi swoich wad, braków...
to prawda, ze każde małżeństwo da sie uratować, ale potrzeba jest zgoda dojrzała dwojga osób, inaczej nikt nie przerobi za drugą strone jego problemów...
to prawda, ze potrzeba zmian we mnie wdrożona zmienia druga strone, ale również sprawia, że druga strona może wcale nie chcieć tak jak my dokonywac zmian w sobie, nawet jak juz widzi pewne swoje braki, poczucie winy szybko zanika więc, ucieka przed nami i "idzie do lasu" zawsze znajdzie sie ktoś pomocny, gotowy do nowej gry...
z czasem wiadomo jak kończą sie te związki... problem nieprzerobiony, te same kłopoty, i takie same zycie tyle, że z inna osoba i w innym miejscu...

nie ma innego wyjścia jak inwestycja w siebie samego, we własny rozwój osobisty, by zyło sie lepiej, nam i tym którzy są wokoło nas, partnerzy, dzieci, rodzina, znajomi, pracownicy....

Czerwona,
dziekuje, potrzeba zmian uzmysłowiła mi, że mam prawo do lepszego zycia, dziś widze i wiem, że można...dzięki pracy włozonej w siebie...wiele czasu poświęconego nie na użalaniu sie, tylko na samokształceniu... pozwoliło mi zapomnieć, nie mysleć, jak i własciwie oceniac decyzje, motywy innych...
Ty, czerwona tak samo widzisz wiele i sie uczysz, że cierpisz to normalne, nie byłoby cierpienia gdyby nie było straty, a strata jest wielka i wielkie sa jej konsekwencje...
Krzywda nie byłaby krzywdą, gdyby nie stanowiła uderzenia w poczucie wartości, godności człowieka; gdyby nie była formą okazania braku szacunku i miłości. Odbiera ona poczucie wartości, która trzeba na nowo odbudowac... i trzeba sobie na to pozwolic... widzieć szanse na nowe lepsze zycie...jak?
trzeba sobie pozwolić na wizje nowego zycia bez partnera, wyobrazić sobie ją lepsza niz dziś widzimy ją z partnerem...
gdy kogoś spotykamy tworzymy wspólna przyszłość, gdy ktoś odchodzi zostajemy z naszymi marzeniami o tej przyszłości, musimy wtedy na nowo zmieniać obraz naszej rzeczywistości...
to trudne widmo nowego życia.. nie widzimy sie samego, wolimy nadal z tym kimś, a jego nie ma, tu musi przyjść pozytywne myslenie by zacząć tworzyć własnie tą nową przyszłość, bez tej osoby, która od nas odeszła...
jak będziemy na nie... to i ból i cierpienie bedzie wiecznie ciężkie a sytuacja nie do zaakceptowania, i brak przyszłości.. jest pustka, która trzeba wypełnic...

pozdrawiam gorąco czerwona, idziesz dobra droga

[ Dodano: 2009-09-11, 12:48 ]
jak wcielić w zycie to czego nie chce, jak zmienić i nauczyć innych respektowania mojego zdania, potrzeb,
Dobre pytanie.. JAK? Jak nauczyc kogoś, komu mówi się stanowczo, że nie chcę, aby dzieci były uczone złym przykładem pewnych zachowań, kto ma to gdzieś i nic sobie z tego nie robi? Jak to wyegzekwować? Bo ja juz chyba próbowałam wszystkiego


Ak a czy potrafisz stanowczo trwac przy swojej decyzji, bez obwiniania drugą strone, męża o to, że nie chce, bez litowania sie nad soba, że on nie chce a ja musze i powinnam...
Rób co do ciebie nalezy, i nie patrz na obowiązki innych jak je wypełniaja, co zrobili dobrze co zle...
skup sie na sobie i tylko na tym na co masz wpływ... to rób tak jak uważasz i zgodnie z własnym sumieniem,
przestanie cie bolec, że ktoś zrobił inaczej, zle a nie został ukarany... przestanie bolec niesprawiedliwość, że innym dobrze a mnie zle...robie co do mnie nalezy, nie robie za nikogo co nie jest moim obowiązkiem,
nie staram sie nikogo wyręczać... właściwie pojmuje swoje obowiązki jako matki i zony... bez oceniania męża jak on sie wywiązuje ze swoich...



Dużo pewnie prawdy jest mami - jak zwykle!! - w tym, co napisałaś. Tylko ja, kiedy poprosiłam męża o 2 szansę dla nas, nawet juz po tym jak mnie zdradził, zrobiłam to, o czym napisał cierpliwy: stanęłam w prawdzie. Spojrzałam (i codziennie patrzę) na siebie, na swoje wady, na swoje zachowania, na które - o czym się dopiero wtedy dowiedziałam - tak wielki wpływ miała moja przeszłość

widzisz sie tylko zła, tak też cie widza inni, tak podchodza do tego co robisz i mówisz, jak możesz być pewna słuszności swojego zdania, a jeszcze trwania przy nim, i wmawiania mężowi, ze masz racje...skoro masz o sobie złe zdanie..jak ktoś o słabym mniemaniu może drugą strone przekonać o słuszności swoich racji...
jesli jestem niepewna, słaba to każdy mnie przekona, i zmanipuluje podług własnego myślenia...
asertywnie to -stanowczo, bez lęku...
a ile w tobie Ak obawy przed upartym staniem przy swoich racjach, ile lęku że odejdzie, zostawi sama, że będzie miał zły humor, że znieważy, nakrzyczy, że.../mozna mnozyc w każdy związku, rodzinie inne schamety/
jak mówić, prosić o pomoc, by druga strona nie czuła sie urażona...
jak przyjmowac odmowe, jak uczyć sie radzić samemu, gdy i taka potrzeba zachodzi w zyciu...

Ak pytałam o pozytywy w twoim zyciu, o zalety...
a Ty Ak znów odpisałaś, ze codziennie patrzysz na swoje wady... kazdy je ma... ale zalety tez ma każdy, one sprawiają, że człowiek
czuje sie wartościowszy, na nich buduje samoocene, one motywują go do działań...
nie wady
Ak smaruj tu mi pozytywy swojego życia, zalety swojej osoby...

To trudne... kochać kogoś kto odpycha, kto cię nie chce, nie słucha, nie liczy się z Tobą.. trudno kochać i trudno się za niego modlić... trudno wciąż czekać na cud, kiedy jest się coraz dalej od siebie...


skoro trudne odpuść, to właśnie jest trudne... pogodzenie, że nie mam wpływu na kogoś
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 13:39   

mami napisał/a:
módl sie i pracuj...
szkoda, że tylko modlitwa, a za mało pracy

Widzisz Katarzyno -skupiasz sie na upominaniu!!!

Tak takie upomnienie poszło w moja stronę.

Jak mogłem zanegować ,że Bóg moze byc wszechmocny.

Czy to ja negowałem??? czy tez to twoje echo niepewnosci???


Madre słowa mami modlenie i praca w parze-wtedy dopiero faktycznie kroczymy droga
Boską.

Samo modlenie nieraz nie wystarcza-modlimy sie ,modlimy brak efektu i co??

naste puje wewnętrzne rozbicie.

I aby uszanowac watek Ak-odpowiem tak Kinga tez uzyła tylko oschłego przykładu jak
Ty Katarzyno .

Czy mam prawo was oceniac ???

napewno nie ,ale moge jako człowiek prosić o to by podawane tu lekarstwo poranionym ludziom jakim jest miłośc Boga.

nie było jedynie prostym przekazem bierz to bo cie uzdrowi.

Ludzie nieraz potrzebuja troche wiecej serca.


Aby dac to serce .trzeba nieraz mieć-bez zadufania w sobie,bez oceny własnej ja to mam .ja to wierzę,ja to kocham.

A inni jeżeli głosza nawet to samo,lecz w odmiennej formie-lecz nie słyszane naszym głosem.

To juz żle
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 14:45   

mami napisał/a:
Ak pytałam o pozytywy w twoim zyciu, o zalety...
a Ty Ak znów odpisałaś, ze codziennie patrzysz na swoje wady... kazdy je ma... ale zalety tez ma każdy, one sprawiają, że człowiek
czuje sie wartościowszy, na nich buduje samoocene, one motywują go do działań...
nie wady


No właśnie, to jest trudne.

Na początku człowiek myśli, że w ogóle ma mało zalet, albo w ogóle ich nie ma. Potrafiłam wypisać sobie mnóstwo moich negatywnych zachowań, a dwa czy trzy plusiki.

Ale zaraz dodałam sobie czwarty: szczerość wobec siebie - skoro niczego przed sobą samą nie ubarwiałam.

A potem pracowałam na zasadzie eliminacji wad.

Czyli na przykład - małostkowość, jak to zwalczyć, nie czepiać się drobiazgów, nie widzieć tragedii w tym, że czegoś nie zrobię dobrze, nie zrobię na czas. I kiedy już po jakimś czasie widziałam poprawę, dodałam plusik - wytrwałość.

Wad mam jeszcze trochę, ale w końcu zdaję sobie sprawę, że praca nad sobą trwa do końca życia. :)
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-11, 14:53   

droga ak

piszesz
Cytat:
Ja rozumiem, że mąż może czuć sie wypalony, zmęczony "dźwiganiem mnie". Ale tak naprawdę to juz od długiego czasu tego nie robi!! :cry: Radze sobie sama, coraz lepiej z każdym dniem i coraz lepiej czuję sie we własnym towarzystwie. Nie dźwiga mnie, więc powinno byc mu lżej... a jednocześnie też nie robi nic, aby mnie przekonać, że mu zależy (wręcz przeciwnie), że chce powalczyć.

chwała Bogu ze już nie dźwiga!!! Nie jest zadaniem meza dźwiganie żony.
To czego nie dostałas od rodziców sama mozesz sobie wypracować.
Ani mąż ani nikt inny nie da Ci tego w prezencie.

Mozesz, ale nie musisz...wtedy będziesz czekać aż ktoś Ci ofiaruje ciepło i miłosc...czasem czekać w nieskończoność, bo to czekanie podszyte jest dziecinnym należy się, dajcie natychmiast, macie siłe czy nie, ja już muszę dostać.

Wiesz, jak krzyk u niemowlaka. Ludzie uciekają od takiego wymagania.
Nikt oprocz Pana Boga Ciebie nie jest w stanie udźwignąć.

Tez to zaakceptowałam.
Ak i to co pisze Malgosia, dalsza terapia DDA, to jak z namawianiem mojego meza, wiem ze dobrze mu zrobi terapia...ale on sm musi dojrzec.
Nie wiem czy Ty doszłas do tego punktu by się odbić.
Na razie winę zrzucasz na męza...i tak może Ci wygodniej?
(nie mowie ze mąż jest bez wad, kazdy ja ma)

Pozdrawiam
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-14, 08:40   

mami napisał/a:
Ak a czy potrafisz stanowczo trwac przy swojej decyzji, bez obwiniania drugą strone, męża o to, że nie chce, bez litowania sie nad soba, że on nie chce a ja musze i powinnam...

Stanowczo? Tak... gorzej z tym "bez obwiniania i bez litowania się"... bo ja też mam prawo do zmęczenia! a jednak go nie mam... bo teraz jestem przeziębiona, kaszlę i smarkam, a mąż chodzi po domu i otwiera okna, choć prosiłam go kilka razy, aby tego nie robił lub wietrzył, kiedy mnie nie ma w domu. To jest działanie na złość i nikt mi nie powie, że jest inaczej.. bo nie jest.
mami napisał/a:
Ak pytałam o pozytywy w twoim zyciu, o zalety...
a Ty Ak znów odpisałaś, ze codziennie patrzysz na swoje wady... kazdy je ma... ale zalety tez ma każdy, one sprawiają, że człowiek
czuje sie wartościowszy, na nich buduje samoocene, one motywują go do działań...
nie wady
Ak smaruj tu mi pozytywy swojego życia, zalety swojej osoby...

Pewnie jakies zalety mam... ale nie wiem, jakie. Wczoraj byłam na obiedzie u rodziców... w rozmowie z mamą dowiedziałam się, że zmieniłam się... na gorsze. Oj, zabolało... bardzo. Z tej strony nie spodziewałam się ataku. Powiedziała, że stałam się zimna. Juz z domu napisałam jej smsa "Musiałam się zmienić Mamo.. kolejny raz... żeby przetrwać". A ona odpisała "Wiem i dobrze Cie rozumiem. Trzymaj się, bardzo Cię kocham". A ja popłynęłam...
Katarzyna74 napisał/a:
Oddajemy Mu ufnie nasze problemy, troski, kłopoty.
Oddajemy problemy naszego małżeństwa Bogu, a przecież nie ma lepszego Powiernika i Doradcy od Niego.
Skoro oddajemy, to jest nam lżej, bo Ktoś Mądrzejszy się tym już zajmuje.

Kasiu... próbuję... ale chyba się nie udaje, bo wcale nie jest mi lżej..
Wiem, że duzo pracy jeszcze przede mną.. wiem Danusiu, że terapia jest konieczna. Jakoś ciężko sie zebrać. Czuję się przytłoczona i unieruchomiona.
kasia napisał/a:
ak70
z Twojego postu wyziera chęć odpoczynku po ciągłym użeraniu się z przykrymi zachowaniami męża. Walkę o małżeństwo zdaje się, że całkowicie wzięłaś na swoje barki.

Tak Kasiu... marze o odpoczynku.. o odpoczynku od ciągłych kłótni dzieci, od tego, aby pamiętać o wszystkim: zakupach, praniu, prasowaniu, szykowaniu dzieciom ciuchów do szkoły i przedszkola, śniadań, kolacji.. sprawdzania lekcji, pilnowania lekarstw... chciałabym mieć chwilę luzu, bo juz nie daje rady. Tak zwyczajnie, po ludzku. Zwłaszcza teraz, kiedy czuje sie fatalnie, bo dopadło mnie brzydkie przeziębienie i marze o tym, aby po pracy przyjśc do domu i wypocząć. Nie mam szans... :-(

Małgosiu - tak, skończyłam terapię grupową DDA rok temu. Chciałam iść na kontynuację w kolejnym roku, ale.. nie wyszło (pisałam juz o tym, nie chcę sie powtarzać). Chodziłam na grupę wsparcia w tym roku przez kilka miesięcy. Staram się czytać mądre książki, modlić się. Tylko nie potrafię tego puścić... nie potrafię.. nie wiem czemu, bo ten ciężar coraz bardziej mnie przytłacza. Piszesz "potrzebni są ludzie, z ktorymi można pogadac, w których można sie prejrzec, na których mozna sie oprzeć... " - tak, TAK!!! Potrzebuję takich ludzi... ale ich nie ma...

Artuano.. napisałaś "Ak, piszesz, że to TY poprosiłaś. Czyli Ty widziałaś swoje błędy, to że jesteś DDA i jeszcze coś tam z przeszłości Ci doskwierało.
A czy mąż widział to, co on Ci zrobił ? Czy on Cię przeprosił za zdradę ? Czy poprosił Cię o drugą szansę i odbudowę małżeństwa ? "
odpowiedź na te pytania brzmi: NIE. I myślę, że on do tej pory nie zdaje sobie z tego sprawy, co mi - nam - zrobił. Bo tak po prostu wygodniej.. bo wtedy musiałby przyznać, że nie jest taki idealny jak sam sobie wmawia... bo może wtedy wypadałoby nad soba popracować.. bo zepchnięcie na kogoś odpowiedzialności za swój błąd jest łatwiejsze... bo wymaganie od kogoś, aby się zmieniał i dostosował do ciebie jest wygodniejsze.
To był mój błąd... nie zastosowałam wtedy twardej miłości, bo nie znałam Dobsona. Wierzyłam w naszą miłość i w to, że jest na tyle silna, że uda nam się odbudować powoli to, co zepsuliśmy. I ufałam mu... choć fakty mówiły co innego, ale ja wtedy nie dopuszczałam ich do siebie. Byłam głupią idealistką, która wierzy, że ludzie są dobrzy, że zechcą, że miłość wszystko pokona!! :cry:
Nie wyszło... bo nie mogło. Bo zabrakło kilku elementów, a przede wszystkim tego, o czym napisał Cierpliwy: działania OBYDWU stron.

Kingo... dziękuję po raz kolejny za linki.

Dziękuję Wam wszystkim... za wszystko. Dzisiaj mam doła-giganta, bo dodatkowo czuje sie źle fizycznie. Dobrze było wejść tu i poczytać, pomarzyć, że ktoś o mnie myśli, że martwi się, modli...
Dziękuję..
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-14, 11:38   

Kochana Ak,
piszesz, ze nie masz juz sily. wiec nie walcz i nie szarp sie.
czytam Twoje posty i odpowiedzi na nie bys jasno komunikowala mezowi swe potrzeby itp. choc sledzac Twoja historie od dawna wiem, ze juz to robisz. wiem, ze sie zmieniasz, zmagasz z przeszloscia i terazniejszoscia.
i jestes bardzo dzielna!
ja nie chce udzielac Ci porad. po ludzku zrobilas juz wszystko. wiem, ze zmienianie siebie, nawet jesli nie odmieni swiata - odmieni TWOJ swiat. ja juz nauczylam sie nie spodziewac i nie czekac, kiedy moja praca nade mna zacznie promieniowac i ludzie wkolo mnie tez poczuja sie zmobilizowani do pracy. bo tak nie jest. ja to ja. mi bylo zle w zyciu, zle ze soba, zle z przeszloscia, ktora ciagnela sie za mna, wiec ja sama chcialam cos dla siebie zrobic.
widze, ze teraz jestem zaradniejsza, lepsza, cierpliwsza. widze, ze na moje otoczenie ma to taki wplyw, ze lepiej im teraz ze mna. a jesli nie - to ja z kolei nauczylam sie radzic sobie sama ze soba.
i tyle.
tylko?
az?
ja mysle, ze az. kazdy z nas ma wolna wole. dotyczy ona takze checi zmiany i pracy nad soba. i nam sie to udalo! zabralysmy sie za siebie.

przytulam Cie mocno. i nie poddawaj sie!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 4