Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Juz nie mam siły...
Autor Wiadomość
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-04, 22:10   

Hej Ak, pozdrawiam noworocznie Ciebie :-D


U mnie rozróba byla rozwodowa prawie, w takie dno uderzylismy i stety i niestety wrocilismy do stanu sprzed...ale ja juz nieco mądrzejsza, choc powielam jescze uzaleznieniowe zachowania.
Polecam do sluchania 12 krokow.

Ak juz wiem po sobie, ze mozna komus doradzac, niecierpliwic sie ze nie potrafi isc do przodu, bo i sobie i innym tego zyczymy...i nic.

Ja innym wytykam brak konsekwencji i lęk a sama to przezywam.
I wstydze sie ze powtarzam te same błedy ....i staram sie to akceptowac
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-05, 11:09   

mami napisał/a:
zamiana na brak odczucia bycia wykorzystanym, robie to co chce, nie to co musze... masz parcie na robienie tego co jest niezgodne z tym co chcesz ale z tym co uważasz, że musisz robić...

mami... ale KTOŚ MUSI TO ZROBIĆ!! skoro mąż nie chce, nawet poproszony przeze mnie, to ktoś musi... dotyczy to głównie spraw związanych z dziećmi, bo swoimi od dawna go nie obarczam. Pewne rzeczy trzeba zrobić i to zrobic w określonej kolejności i o określonej porze... odebranie dziecka z przedszkola to nie zmywanie naczyń, które mozna sobie odpuścić do następnego dnia i nic sie nie dzieje, to samo sprawdzenie lekcji starszemu czy zrobienie dzieciom kolacji czy obiadu lub zaprowadzenie małego na próbę scholki...
mami napisał/a:
musze to zrobic, by wszystko było idealnie bo tylko w taki sposób czujesz sie dobrze jak wszystko masz pod kontrola, jak wszystko jest tak jak zaplanujesz, inaczej chaos cie denerwuje, sprawia poczucie, że jestes nieidelana, a potem poczucie winy...

kochana mami... dużo racji w tym co piszesz, tyle tylko, że ja juz przeszłam jakiś kawałek na drodze do "zapomnienia o ideale". To prawda, że chaos mnie denerwuje, że staram sie mieć porządek i byc uporządkowana, panować nad swoim życiem - ale czy to jest złe??!! Wydaje mi się, że nie, jeśli potrafie odróżnić porządkowanie i pilowanie rzeczy istotnych od zadręczania sie - tak naprawdę nieistotnymi - drobiazgami. Uczę sie tego i juz potrafię iść spać wieczorem, kiedy w zlewie piętrzy sie góra naczyń... juz potrafię pójść sama z dziećmi na "proszony" obiad do moich rodziców bez zawodu i bólu w sercu, że mąż zostaje w domu, że pewnie będzie oglądał pornosy, może strony randkowe... już potrafię zagonić starszego syna, aby zrobił sobie i bratu kolację, kiedy ja jestem zajęta czyms innym lub nie czuje sie najlepiej. Dla kogos z zewnątrz te rzeczy mogą wydac sie śmieszne, ale dla mnie to kroki ku normalności i pozbyciu się piętna ofiary i poczucia krzywdy. Pewnie z terapeutą byłoby łatwiej i być może szybciej, ale na chwile obecną nie mam takiej możliwości, więc muszę radzic sobie sama. Tego też w końcu muszę sie nauczyć.
Danka 9 napisał/a:
Ja innym wytykam brak konsekwencji i lęk a sama to przezywam.

Ciesze sie Danusiu, że to zobaczyłaś :-) Na pewno łatwiej jest doradzać komuś nie będąc nim, ale kiedy nas dotyka podobna sytuacja często robimy (i czujemy) dokładnie to samo, co odradzaliśmy innym, prawda?
Dasz radę... mądra i silna kobieta z Ciebie.
mami napisał/a:
musisz zrozumiec, iz facet pragnie kobiete i w ten sposób okazuje jej uczucia, a nie, że chce cie wykorzystac...
pragnie być blisko ciebie, bo cie kocha, akceptuje taką jaka jestes... ale ty jego dowody miłości odbierasz jako wykorzystanie...

mami... do tego też juz doszłam. I naprawdę byłabym szczęśliwa, gdyby nie starał sie zbliżyc do mnie zazwyczaj po seansie pornograficznym, kiedy chce i musi sie rozładować. Ja się czuje wtedy jak mięso armatnie: do zaspokojenia i wyrzucenia. Nie mam prawa tak się czuć? Trudno... ale to moje uczucia i są jakie są. Ja chcę byc dla niego jedyna i wyjątkowa, a nie być ciałem (że nie napiszę dosadniej) do wykorzystanie, nie czującym tworem bez duszy i uczuć, rozumiesz mnie?
Co do akceptacji mnie taka jaka jestem to nie masz racji... nie dostawałabym od niego gadżetów rodem z sex shopu, gdyby mnie akceptował taka jaka jestem.. nie słyszałabym ciągle: "pomaluj sobie paznokcie, kup taki cień do powiek, a może kabaretki byś sobie kupiła", gdyby akceptował to, co widzi. Nie jestem strojnisią i kokietką, mówiłam mu to nie raz, nie dwa, ale setki... myślę, że on sie chce mną też w jakiś sposób dowartościować, tyle tylko, że to co z wierzchu jest dla niego ważniejsze niż to, co w środku :-(
mami napisał/a:
zmiana męża nic tu nie pmoże, zreszta on dziś ma tak samo jak ty problemy ze sobą. które poprzez wspólne pozycie przeszły na jego zachowania i myslenie... na dzieci i ich zachowania...
jedno ogniwo zepsute wpływa na prace pozostałych... tak samo w twoim domu, jedno zachowania wpływa na innych powodując prace wadliwa całego zespołu

ja wyciągam do niego pomocna dłoń, chcę z nim rozmawiać o jego uczuciach, emocjach, problemach, potrzebach... ale on nie chce ze mna rozmawiać... byc może nie jestem najlepszym słuchaczem, byc może reaguje zbyt emocjonalnie czasami, ale staram sie o tym pamiętać i pilnować kiedy dochodzi do takich rozmów... nie mam jednak możliwości ćwiczyć swoich umiejętności, bo poważne rozmowy o nas odbywaja się średnio raz na pól roku... o jakiej więc w ogóle komunikacji my mówimy??!!
tak, dzieci to czują i sa od dłuzszego czasu okropne... biją się, dokuczają sobie, obaj sa w trudnym wieku i każdy chce postawic na swoim... bardzo to trudne dla mnie szczególnie, bo ze wszystkimi problemami przychodzą do mamy, bo tata nie ma czasu, bo siedzi przy komputerze lub oglada kolejne wiadomości lub film w tv... nawet jak im powiem, żeby poszły do taty to mówią "a po co, przecież on nas zaraz wygoni?"... czy mam jakiś argument, skoro sama wiem, że tak właśnie będzie?

Staram sie realizować swoje postanowienia na Nowy Rok, choc to trudne... jedno zwycięstwo, dwie porażki... ale nie od razu Kraków zbudowano. Staram sie być optymistką, myśleć pozytywnie, uśmiechać sie do siebie rano w lustrze... dam radę.
Nie zapominam tez o modlitwie, spowiedzi i Komunii Św. Teraz juz wiem, że nie jestem sama...
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 10:19   

Ak piszesz....
ja wyciągam do niego pomocna dłoń, chcę z nim rozmawiać o jego uczuciach, emocjach, problemach, potrzebach... ale on nie chce ze mna rozmawiać... byc może nie jestem najlepszym słuchaczem, byc może reaguje zbyt emocjonalnie czasami, ale staram sie o tym pamiętać i pilnować kiedy dochodzi do takich rozmów... ...

oboje wyciągacie dłoń do siebie i ją gryziecie...
oboje sie krzywdzicie, ranicie, ale kazdy ma swoja wersje skrzywdzenia...
ty uważasz, że masz prawo go odpychać, nie okazywac miłości, bo on siedzi na stronach porno, brakiem sexu chcesz go ukarac... i on to czuje, i on ma tego świadomość

więc co robi mąż, karze ciebie... ta samą moneta ci odpłaca co ty jemu... wie dobrze, że to cie rani, nie kryje sie, jawnie afiszuje, że pociągają go inne kobiety, by cie zranić, ponizyc, co chce tym uzyskać?
chce byś tak samo czuła sie jak on, ukarana...

ale wasze karanie sie wraca do was ze zdwojoną siła, bo nie można w ten sposób... ktoś musi sie okazać mądrzejszy... ale jak? jak nikt nie chce pierwszy... jak nie wiadomo juz co było pierwsze kura czy jajko...
tak u was nie wiadomo, kto pierwszy rozpoczął ten schemat waszych zachowań karania sie, by w gruncie rzeczy poczuc odrobine szacunku do siebie, jaki na wzajem sobie nie dajecie...


Ak inna analiza waszych relacji... , bo ze wszystkimi problemami przychodzą do mamy, bo tata nie ma czasu, bo siedzi przy komputerze lub oglada kolejne wiadomości lub film w tv... nawet jak im powiem, żeby poszły do taty to mówią "a po co, przecież on nas zaraz wygoni?"... czy mam jakiś argument, skoro sama wiem, że tak właśnie będzie?
...

bo tego każdego nauczyłas... dziś trudno nowe nawyki wcielic w zycie... każdemu jest dobrze tak jak jest...
mąż i tak ten co zawsze zły, dzis juz sie nie przejmuje ta opinia, na nije jedzie... po co ma sie starac jak i tak jak mówi - bo ty masz zawsze racje, bo musi być po twojemu...
a dzieci...
one tak samo jak mąż nauczyły sie, że lepiej do ciebie, ty pogderasz ale zrobisz. a z ojcem musieliby troche popracować, ustapic, a po co, jak można łatwiej z mamą wszystko załatwic...

dalej piszesz...
tak, dzieci to czują i sa od dłuzszego czasu okropne... biją się, dokuczają sobie, obaj sa w trudnym wieku i każdy chce postawic na swoim..

co ci to mówi, chcą postawić na swoim, powielaja wzorce zachowań rodziców, są kłótliwe, agresywne, bo nie mają innego wzorca komunikowania sie ze soba jak tylko krzykiem...
zastanów sie jak znów powiesz...tak masz racje....ALE..
te słowo neguje każdą sugestie i staje sie nie wązną jest zwykłym mówieniem nie...
a ty Ak wciąz uzywasz tego macie racje...ale to nie takie łatwe...
pewnie do męża tak mówisz, wywołując w nim czarną rozpacz, brak chęci do rozmów z jego strony, bo czuje sie niewysłuchany....
piszesz tak bo to wymaga wysiłku, czasu, kasy...
są psycholodzy NFZ możesz sie tam udać, skorzystać choć z porady, nie robisz tego... bo zawsze tak ale ja nie mam czasu, przy kim zostawić dzieci...
w takiej sytuacji pozostaje ci tylko modlitwa i zawierzenie swoich cierpień Bogu... tyle, że w takiej postawie zawierzenia nie może być ciągłego upatrywania, czu Bóg cie juz wysłuchał... po prostu pogodzenia sie ze swoim zyciem, bo nie potrafisz podjąc jakiś decyzji słusznych bo zyło sie wam dobrze....
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-06, 10:36   

ak, zachęcam
Wczoraj bylam na spotkaniu z terapeutką i dostalam duzo dobrego i zobaczylam w sobie duzo siły i dobra.
To są spotkania leczące moją duszę.

I choc wpadam jeszcze w uzaleznienie i chcialabym szybciej wszystko przerabiac, to powoli akceptuję swoje tempo wolne i swoj rytm i swoją slabość. Upadki i podnoszenie się.

Dziekuję Panu Bogu, ze pozwolił mi poczuć taki ból, zeby z nim coś zrobić.

Pozdrawiam Ciebie.
I podziwiam cierpliwosci mami, z jaką powtarza Ci to samo, juz ktorys tam raz.
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-12, 10:08   

mami napisał/a:
oboje wyciągacie dłoń do siebie i ją gryziecie...

jejku mami... wyobraziłam to sobie dosłownie i... ryczę ze śmiechu :mrgreen: choć w tym stwierdzeniu jest sama prawda...
jak zreszta we wszystkim, co napisałaś... jestem BEZNADZIEJNA i od tego zacznę. Zrobiłam juz pierwszy, choc narazie nieudany, krok.
Wczoraj zadzwoniłam do swojego terapeuty, żeby sie umówić na spotkanie, ale go nie było. Mam dzwonic dzisiaj, dlatego od rana siedzę tu na forum, aby kopać sie po pupie Waszymi tekstami :-)
"Nie chrzań, stań wreszcie w prawdzie!" wrzeszczę do siebie od jakiegos czasu. Zbyt długo - chyba dla przeciwwagi tego co mówił mąż - powtarzałam sobie, że ja wcale nie jestem zła, karmiłam swoje ego czyimiś (nie tylko męża) błędami czy zachowaniami, bo przecież "ja bym tak nie zrobiła, ja tak nie postępuję". Stanąć w prawdzie o sobie: tak, miałam ciężkie dzieciństwo... tak, jestem DDA.... tak, zdarza mi się częściej niz bym chciała, manipulowanie mężem i innymi ludźmi, aby wyszło na moje... tak, jestem perfekcjonistką i tego samego oczekuje od innych co często jest dla nich ciężarem, bo.. po prostu są inni, a ja nie umiem tego zaakceptować... tak, nie umiem wychowac swoich dzieci, wkurzam sie na nie zbyt często jeśli są inne niż tego oczekuję... długo bym jeszcze mogła wymieniać, ale pełna spowiedź zachowam dla Tego, który i tak wie wszystko.

Pomału małe kroczki... ale choć staram sie nie oglądać za siebie, bo przeszłości i tak nie zmienię (jak to gdzieś trafnie napisał nałóg), to jednak ta przeszłość nadal na mnie wpływa... i tym zamierzam sie zająć na terapii.
Danka 9 napisał/a:
I podziwiam cierpliwosci mami, z jaką powtarza Ci to samo, juz ktorys tam raz.

Ja też podziwiam... nie tylko mami, ale wszystkich tutaj, którzy mają niezmierzone pokłady siły i cierpliwości do takich rozbitków życiowych jak ja.

Dziękuje i pozdrawiam!!
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-12, 10:11   

ak, Ty wiesz co :-D :-D :-D
Niech Pan Bog prowadzi
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-14, 08:59   

Danusia.. trzymaj kciuki, idę 21 stycznia na spotkanie z terapeutą, który prowadził moja terapię grupową DDA. Powiedział, że od marca rusza GRO - czy to jakis znak? bo zazwyczaj takie grupy ruszały w październiku...

Boję się, a jednocześnie nie moge sie doczekać. Juz wypisałam sobie na kartce rzeczy, którymi chciałabym sie zająć. Jedyny minus tej terapii to brak obecności Boga w działaniach terapeuty... nie wiem czy zrozumiecie o co mi chodzi... Ten mój terapeuta (chyba?) nie leczy przez pryzmat Ewangelii, nie uwzględnia działania Boga, wiary w procesie leczenia - tak sądzę. Nie wiem czy jest wierzący, czy praktykujący...
Mniejsza z tym. Bóg i tak zadziała, jeśli jest taki Jego Plan.

Mami.. no przecież już Ci nie napiszę, że masz rację, bo wiesz (a do mnie pomału dociera), że ją masz, bo juz sama przez pewne etapy przeszłaś. Myślę, że wszyscy musimy zaliczyć każdy z etapów, choc boli, choc jest cholernie ciężko... ale to nas hartuje, pozwala przejść krok dalej we własnym rozwoju. I żadnego etapu nie można ominąć, bo braki wyjdą prędzej czy później - jak w szkole: jest klasa 1, 2, 3, itd. Nikt nas nie przyjmie od razu do 4 klasy, bo wiadomo, że nie damy rady, nie wiem jak dobrzy bylibyśmy...
Ja sie czuję, póki co jak pierwszak... nooo, może z dobrymi rokowaniami na promocję do 2 klasy ;-)

Pomódlcie się za mnie... za nas... bo coś drga... zebym znowu tego nie schrzaniła, żebym była gotowa i otwarta na zmiany... i żeby Bóg dotknął serca mojego męża, żeby pokazał mu swoją miłość.... dziękuję z góry!!
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-14, 09:49   

ak :-) masz moja modliwe i prosze o nia tez dla siebie ;-)
co to jest GRO?
to znak zapewne dla Ciebie, gdy wyciagamy reke to juz Pan Bog prowadzi, pojawiaja sie male cuda :-D
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-18, 09:43   

Danusiu.. GRO = Grupa Rozwoju Osobistego. To jakby drugi etap terapii grupowej DDA. Już jedno podejście do tego zrobiłam, ale musiałam zrezygnować przez jedną z koleżanek - chyba juz o tym kiedys pisałam. Może i dobrze się stało, bo chyba ta przerwa była mi potrzebna na inne przemyślenia i załatwienie spraw - Bóg jednak wie, co robi :-D
Teraz juz wiem z czym idę na GRO, nad czym chciałabym popracować - wtedy to był chaos, nawet mój terapeuta powiedział, że powinnam zrobic przerwę, ale ja nie słuchałam. Bóg znalazł sposób.

Małe cuda pojawiają sie codzień... mam tylko problem z tym, o czym pisałam Ci na GG. Jak (i czy w ogóle) powiedzieć NIE, aby nie spowodować zamknięcia partnera? A jeśli nie mówić NIE to co zrobić, aby nie czuć się wykorzystywaną? Ciężka sprawa...

Modlitwę moją też masz... trzymajmy się... miłego dnia!!
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-19, 09:57   

ak dzięki :)
ten temat o ktorym piszesz to temat rzeka...tyle o tym bylo pisane i w roznych ksiazkach i na forum...Pulikowski, ksiazki o asertywosci....
moze wroc do nich
wierze ze w takiej regularnej pracy z madra osoba rozwiklasz swoj problem z Panem Bogiem
Twoj maz Cie kocha, tego jestem pewna :-)
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-19, 15:17   

Danka 9 napisał/a:
Twoj maz Cie kocha, tego jestem pewna

Pewna to ja jestem minuty, która minęła... nie wiem czy mnie kocha... może tak... pytanie czy ja jeszcze go kocham... :-(
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-19, 15:26   

ak, wlasnie wpisalam Twoj przyklad w dziale cuda :) ( to ze zapisalas sie na terapię..hurra)

wiec nie psuj mi tu dziewczyno wizerunku swojego ;-)

widze po prostu z tego co piszesz o mezu, ze stara sie o Ciebie na swoj sposob, troszczy sie o Ciebie ( na swoj sposob ;-) ....nie tak jak bys chciala, ale jednak

a wiesz...milosc to decyzja..chwilowe znuzenia, zwatpienia...to mija
Cytat:
trzymajmy się.
Pana Boga :-)
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-21, 10:14   

Danka 9 napisał/a:
ak, wlasnie wpisalam Twoj przyklad w dziale cuda :) ( to ze zapisalas sie na terapię..hurra)

Coo? No tak.. dzisiaj ide... mam cykora jak nie wiem co. Boje się, że się rozkleję, albo powiem to, czego terapeuta będzie oczekiwał czyli: nie otworzę się. Trzymaj kciuki o 18...

Chciałam przenieść tutaj odpowiedzi na to co inni do mnie napisali na wątku AWS, ale nie umiem :-( Spróbuje przekopiować:
Nałóg napisał: "Ak.........Ty BABULCU złośliwy.......ot BABA przechera"
Normalnie wpadłam pod stół ze śmiechu... dawno nic mnie tak nie ubawiło. Koleżanki mnie ratowały chusteczką, bo makijaż mi spłynął...
"A ucz sie ,ucz............. i pocieszę Cię Ak.........każdy się uczy jak uzyskać pokój w duszy......ale nie wszyscy kończą uczyć sie za życia na ziemi. "
Mam nadzieję, że nauka nie pójdzie w las. Jest we mnie jedynie ciutka spokoju, ale cieszę się nią. Juz tak bardzo mnie nie przeraża ewentualne odejście męża (zastanawiam się czasem czy nie przeraża mnie bardziej to, że on zostanie? ;-) )
"Czyżby zwrot u Ciebie AK?????? oby trwały..........a o dołki sie nie zamartwiaj.......same przyjdą .Ale masz Modlitwę o Pogodę Ducha więc je zakopiesz zanim w nie wpadniesz.
Miło widzieć zmiany Ak..............ale Ty zmieniasz się dla SIEBIE............ nie dla poklasku nałoga.
I dziel się tym co otrzymałaś ,oddawaj innym........by zrobić miejsce na więcej,na inne dobro......od innych
Pogody Ducha"

Nie wiem czy zwrot... chyba za wcześnie na takie określenia, bo wczoraj znowu ciut podniosło mi się ciśnienie. Ale jakiś promyk, bo widzę swoje zmiany, inne reakcje na pewne sytuacje. Kiedy przeczytałam wpis Magdarynki na wątku AWS, jak odczytała chwalenie sie męża to zdumiał mnie mój tok myślenia, bo pomyślałam DOKŁADNIE to samo co Ty i bob55: mąż dopominał sie o pochwałę, o to, by dostrzegła jak dobrze sobie poradził, a nie to, że dobrze sobie radzi bez niej. Niesamowite :-)
Wiem, że zmieniam sie dla siebie... i nie oczekuję "poklasku nałoga" (choć to miłe! :-P ). Od Ciebie oczekuję kolejnych kopniaków i przywracania do pionu, kiedy ustanę w wysiłkach :mrgreen:
Pogody Ducha!

Samotna napisała: "Ak
poznałyśmy się tylko Ty nie wiedziałas, że ja to ja :)
a ja chyba dobrze Ciebie kojarzę....,
czy to nie TY z Nirwaną byłas w pokoju - właśnie tam gadałyśmy :)
Wiesz Ty szybko do łóżeczka, a ja z tych nocnych marków :) "

Nie, ja byłam w pokoju z Kasią1 i Nirwaną i... o kurcze, chyba z Elą, ale nicka nie pamiętam :-(
Pewnie nie wiedziałam, że Ty to Ty... a zamieniłyśmy choć dwa słowa? Też spałaś u Tereski i byłas z nami na kolacji? A spać poszłam wcześnie, bo mnie Kasia z Nirwanką miały budzić na 6 na Mszę, więc... ale zaraz potem żałowałam, że nie darowałam sobie spania... cóż, next time będę mądrzejsza! :-D

Kasia1 napisała: "Ak70
wczoraj któryś z panów, w jakimś temacie napisał, że nie da się zmienić kierunku wiatru... ale można zmienić ustawienie żagla (może nie dosłowny cytat, ale sens ten sam)...
Mam wrażenie, że Ty właśnie zmieniłaś ustawienie żagla
buzia mi się otwiera ze zdziwienia, kiedy czytam to, co ostatnio piszesz
Bardzo Cię proszę, trzymaj ten kurs!!! "

No staram się, staram... byle tylko nie osiąść na mieliźnie ;-) Przydałby się też jakiś kurs żeglowania, zwłaszcza w temacie jak nie zboczyć z kursu i nie złamać żagla...
A tak na poważnie to zaczynam dostrzegać swoje zmiany i bardzo się z nich cieszę. Zdarzaja mi sie jeszcze upadki, ale staram się je analizować i z każdego z nich wyciągnąć wnioski. Muszę sobie jeszcze raz przeczytać Dobsona. Ostatnio zamówiłam mężowi "Dzikie serce" i dałam mu w prezencie - tak bez okazji. Zapytałam tylko czy mi pożyczy, jak przeczyta (o ile przeczyta, ale to pozostało w myślach) - powiedział, że nie ma sprawy. Staram się nie oczekiwać, ale to trudne, łatwiej mi juz godzić się z tym, że moje oczekiwania się nie spełniają (czyżby modlitwa o Pogodę Ducha zaczynała działać??!!). To tyle na dzień dzisiejszy, ciut za mną, a przede mną całe morze... ale wiem, że pomalutku dam radę, bo mam wsparcie z Góry :-D

Dzięki, że jesteście!!!!!
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2010-01-21, 15:21   

ak70
dla siebie kup "urzekającą" - gorąco polecam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 5