Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę o radę- mój mąż przestał mnie kochać
Autor Wiadomość
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 09:54   

Niezapominajko! Napiszę wieczorem, bo lecę do pracy. Zanim mój mąż zaczął się leczyć, przeszliśmy długą drogę, popełniłam mnóstwo błędów. Nie wiem, czy mój opis będzie budujący. Ale - nie pije od prawie 6 miesięcy, więc można!
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 09:55   

Niezapominajko
szukaj jak najwięcej na ten temat. Wpisz w Google słowo DDa i wyskoczy Ci masę stron. Ja najwięcej dowiedziałam się wchodząc na: DDA-forum. Tam piszą ludzie, którzy sami są DDA lub ich partnerzy. Też niedawno dowiedziałam się, że taki syndrom istnieje i że ma taki wielki wpływ na dorosłe życie dzieci wychowanych w rodzinach alkoholików. I to co mówi Twój mąż jest typowe: oni nie widzą u siebie problemów, tylko u innych. A niestety jest odwrotnie. Z wypowiedzi osób będących DDa dowiedziałam się, że oni często nie potrafią stworzyć i utrzymać dorosłych związków małżeńskich, że rozwalają każdy związek - jeśli się nie leczą (tzn. jeśli nie przeszli terapii)
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 11:46   

eh..zaczynam znowu czuc wielki niepokój, tym razem związany z walką z DDA, z możliwym alkoholizmem...
Rodzice mojego męża są po rozwodzie, matka w końcu nie wytrzymała, zarządała rozwodu, mó mąż zdajsie jako 13 -sto latek zeznawał na procesie, po prostu opowiedział prawdę co działo się w domu...od tego czasu ojciec (który i tak wcześniej nie zajmował się dziecmi) zerwał z nim wszelki kontakt, obraził się :-/ Jak rzadko ojciec przypomniał sobie, że ma dzieci to dzwonił tylko do młodszego brata mojego męża, z nim w ogóle się nie kontaktował. Gdy poznaliśmy się z mężem w wieku 17 lat- nie miał żadnego kontaktu z ojcem - w międzyczasie gdy sie spotykaliśmy kontakt się odnowił- ale jest to bardzo powierzchowna relacja.
Mój mąż jest bardzo uparty, boję się, że nie zechce za nic skorzystac z pomocy...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 17:33   

Nizapominajko!
Czytam Ciebie i widzę podobny problem, chcesz aby mąz sie zmieniał.
Chcesz dla niego i dla siebie dobrze.

skads to znam :)
U mnie prosby aby maz poszedl na terapię, zostały odzrzucone, staram sie to rozumiec.
Na kazdego przychodzi czas, nie da sie tego przyspieszyć.
terapia bedzie dla twojego męza czyms trudnym, wiec nie dziw sie ze bedzie sie ociągał.

Sama piszesz w watku gabi, mezowie nasi to odzielne jednstki i trzeba nam to uszanować.
Nie da sie nikogo uszczęśliwic na siłe.
Choc ciezko patrzec, jak bliska osoba cierpi.


jest duzo do zrobienia...Ty na pewno tez masz swoje problemy jesli zwiazałas sie z DDA
masz swoje do przerobienia i na tym bym sie skupiła
dobrze, ze idziesz do psychologa rodzinnego
jesli masz mozliwosc to polecałabym terapeutę katolickiego...bezpieczniej


przerabiałam wybuchy płaczu, bezdechy, to są reakcje dziecka, ktore jest skrzywdzone w Tobie i teraz reaguje tak na odsunięcie sie męza.
Masz szansę zająć sie tym dzieckiem, utulić.
Nie ogladając sie na problemy męza.
Powodzenia!! Z Panem Bogiem
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-09, 18:14   

Niezapominajko! Korzystając z tego ,że mąż poszedł na mityng a dzieci się bawią napisałam do Ciebie długi list na priva. Ale coś kliknęłam nie tak i mi zeżarło!!! Co ja mogłam zrobić?!
A pisałam dwie godziny...
Z drugiej strony - może to i lepiej - podam Ci wiadomości " w pigułce":
1. Nie dasz rady namówić męża na terapię na AA, jeśli sam tego nie czuje.
2. Musi odczuć skutki swego picia - nie sprzątaj butelek, nie myj szklanek po piwie - musi się o nie potknąć.
3. Nie chowaj alkoholu - znajdzie albo wyjdzie kupić, a Ty stracisz pieniądze, jeśli wylejesz.
4. Pod żadnym pozorem nie kupuj alkoholu, nawet jakbyś chciała napić się piwa z koleżanką - wyjdź do kawiarni.
5. Nie sprzątaj "skutków" picia - dla mnie to było najtrudniejsze.
6. Jak zaśnie na podłodze, to niech tam leży. Rano ma się obudzić zesztywniały. Nie przykrywaj kocykiem, nie podtykaj poduszki.
7. Jak pije, nie pij z nim, aby zostało mu mniej!!!
8. Nie ułatwiaj picia - nie zostawiaj pieniędzy na wierzchu. On jest chory.
9. Nie usprawiedliwiaj go przed nikim. Nie zmyślaj:" Nie przyszliśmy, bo nie mieliśmy czasu"
10. Nie chodź na paluszkach, bo on ma kaca!!!
Ja popełniłam wszystkie możliwe błędy. Niestety.
Zapisz się na grupę Al-Anon (dla rodzin alkoholików, wejdź na stronę www.al-anon.org.pl
i stosuj 12 kroków w swoim życiu, SWOIM!!!

Za chwilę pewnie oberwie mi się od nałoga. No i oczywiście słusznie!!!

A mąż poszedł na terapię po tym jak zadzwoniłam do znajomych, którzy mieli do nas przyjść i powiedziałam, że mają nie przychodzić, bo leży nieprzytomny!!! Po kilku godzinach snu wstał i dowiedział się o odwołanej wizycie. wtedy zaczął kopać worki ze śmieciami, które stały na korytarzu.
To był piątkowy wieczór. W poniedziałek rano poszedł na terapię.
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-10, 10:06   

Anula 1 dzięki :) i za Twój wysiłek z listem na priva mimo, że nie doszedł :)
Z moim mężem nie jest jeszcze tak źle, jeśłi chodzi o alkohol, ale na pewno zmierza to w złym kierunku..więc Twoje rady wprowadzę w życie..może uchroni to nas od najgorszego.
Danka, to prawda- nie mogę się uwolnic od ciągłej chęci naprawiania i pomagania mężowi, ciągle mówię sobie, że to jeszcze coś nowego się pojawiło (teraz to DDA), czego jeszcze nie próbowałam i że może jak porozmawiam z mężem to on coś zadziała, że może sam nie wie i nie umie... ale wiem, że to błędne koło.
Czuję lęk przed dzisiejszą wizytą u psychologa... nie jest katolicki - niestety na razie nie znalazłam takiego, ale zobaczę jaki jest- może będzie ok..

[ Dodano: 2009-09-15, 14:52 ]
Witam,
dzisiaj miałam drugą wizytę diagnostyczną u psychologa. Zajmujemy się mną, gdyż moim małżeństwem nie możemy bez udziału męża...Odnajduję wiele zależności pomiędzy małą dziewczynką borykającą się z nie zrozumiałymi dla niej problemami, a dorosła kobietą , którą teraz jestem..Mam nadzieję, że uda mi się z tym wszystkim uporac. Cieszę się, że coś robię konkretnego, że próbuję zrozumiec lepiej siebie, może z Bożą pomocą uda mi się zmienic, to czego w sobie nie lubię..
Odnośnie pomagania mężowi, to w zeszłym tyg. napisałam mu o DDA, o możliwościach leczenia..ospisał, że w dniu w którym powiedział mi, że nie chce byc ze mną blisko, poczytał na ten temat w internecie i że nie widzi potrzeby terapii, że zmiany które mogły w nim zajśc nie są na tyle istotne,że raczej chodzi o inne rzeczy.Napisał mi też,żebym nie podtykała mu rozwiązań o które nie prosi, żebym nie traktowała go jak problem, który trzeba roziwązac i że jak zechce mojej pomocy , to wtedy mnie o nią poprosi Myślę, że dotarło to do mnie...On nie chce moich rozwiązań, ja zrobiłam wszystko, żeby czuł się zrozumiany, żeby czuł, że ma we mnie oparcie itp. ALE ON NIE CHCE więc ja to uszanuję, zajmuję się wreszcie sobą i nie szukam z nim bliskości..
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-16, 01:13   

Niezapominajko!
Twój mąż widać jeszcze "nie dojrzał" do jakiejkolwiek terapii. Naprawdę musi się chyba przewrócić i potłuc t... Nie załatwisz tego za niego, nie namówisz...
Ja też jutro idę do terapeuty, działam dalej ZE SOBĄ! Dawno się tyle sobą nie zajmowałam... A może to dlatego te nasze kryzysy? Żeby przypomnieć sobie o sobie?
Ciągle się zastanawiam, czy nie za dużo o sobie ostatnio myślę, czy to już pycha, czy jeszcze nie...
W dzisiejszym "Słowie Bożym na dziś" ( o, już wczorajszym) mowa jest o radości życia - życzę Ci, abyś odkrywała jej coraz więcej i więcej.
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-17, 08:49   

Anula chcę odkrywac radośc życia...ale dziś mi smutno, brak sił, zniechęcenie...Czasem wolałabym, żeby mój mąż zakończył tą farsę i odszedł...jak jego nie ma, to jest mi lepiej, mogę się zając wtedy sobą, córką, nie myślec choc chwilę o tym jak mnie odrzucił. Chciałabym,aby był przy mnie, ale tak normalnie jak mąż, jak bliska osoba, którą kocham i która kocha mnie. Nie wiem czy ma sens godzenie się na obecny stan. Wczoraj mój mąż miał obronę na uczelni, koniec wielu wysiłków, gdy musiał godzic prace, studia i rodzinę, a my z córeczką spędzałyśy same weekendy. Cieszyłam się, kupiłam prezent, kartkę, córeczka zrobiła lurkę. Weszłyśmy do domy- przywitanie- odsunął się, daje mu prezent- ledwo na mnie spojrzał. Chciałam podac dobry obiad- nie chce, najadł się. No to mówię może siądziemy, opowiesz nam wszsytko- już się nasiedziałem. Na stojąco powiedział dwa zdania o obronie i mówi, że musi się iśc przewietrzyc. Pytam, to chcesz iśc sam na spacer czy pójdziemy wszyscy w trójkę? Bardzo zdziwiona mina, jakbym powiedziała coś wielce zdumiewającego- SAM. Poszedł, wysłał sms- [i][przepraszam, ale proszę nie tłamś mnie/i]. Minęło 5 godzin, ani śladu jego. Zadzwoniłam, on pijany, poszedł do kolegi..wrócił po 24 bez słowa i poszedł spac do drugiego pokoju.
Ja naprawdę nie mam już sił na coś takiego, nie chcę takiego życia, nie chcę by córka martwiła się ciągle, że mama smutna, że rodzice sie kłócą..
Praca nad sobą- owszem, mogłam nie starac się w żaden sposób świętowac tego dnia, tylko że ja tak nie chce życ z obcym człowiekiem, z człowiekiem który mnie odrzuca, który traktuje mnie z większym dystansem niż obce osoby- jaki to ma sens? Niech on robi co chce, jak chce? A ja mam trwac przy nim i godzic się na to, żeby mnie ignorował. Mówię mu ,że jak nie chce mnie i nie chce niczego zmieniac to niech odejdzie..a on tak dalej trwa . czy jako osoba wierząca mam godzic się na coś takiego, bo składałam przysięgę? Mam zmieniac siebie , żeby nie czuc bólu...ja mam uczucia w sobie, nie jestem w stanie życ , mieszkac z osobą , która mnie po prostu odrzuciła. Po co? żeby tworzyc iluzję małżeństwa, rodziny?
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-17, 09:23   

Niezapominajko, milo czytać ze bylas u psychologa :)
jak bedziesz silniejsza latwiej bedzie Ci kochac meza takiego jaki jest, akceptowac jego osobe, nie dajac zgody na nałóg.

Maz Twój jak czytam bardzo zagubiony i cierpiacy, nie radzi sobie ze sobą...pisze ze czuje sie tlamszony...:(
zwykle proby zagajenia rozmowy czy ciekawosc Twoja jest odebrana jako atak czy tlamszenie
ma problem
Zan to moj maz tez czesto obwinia mnie za swoj wykrzywiony, zraniony obraz swiata

Nie zmienisz jego serca...sam musi to zrobic,,mozesz trwac obok niego i modlić się
A takze dbac o to by nie dotykalo Cie tak bardzo jego zachowanie

nie chcesz męzu isc z nami na spacer..rozumiem, potrzebujesz teraz odechu po ciezkim dniu
Trudno.
Masz coreczke, mozecie cos razem fajnego zrobic, wytlumaczyc dziecku, ze tata potrzebuje pobyc teraz w tzw. jaskini, a wy wykombinujcie cos zeby milo spedzic czas.
Dla siebie dla dziecka

Przykro mi ,ze to konczy sie nałogiem, jego piciem.
faceci czesto tak rozladowuja trudne emocje i to smutne i glupie.

moze zapytac co mial na mysli piszac o tlamszeniu?

to co pisalas, o podtykaniu rozwiazan...mezczyzni chca byc podziwiani, nie zmieniani..maz ma racje nie chce byc twoim problemem...oj znam to uczucie bezsilnosci, nie chce byc problemem i nim jest, bo nie chce wziac sie za siebie
nie widzi potrzeby, trzeba nam duzej pokory by to zrozumiec...
Chcemy po kobiecemu pomagac naszym mezom, opiekowac sie chronic. podpowiadac
To czego same bysmy oczekiwały...a tu guzik, mezczyzni inaczej funkcjonują
Polecam "kobiety sa z Wenus...amerykanski poradnik pisany prostym jezykiem...ciagle aktualny
To dziala na nich jak plachta na byka...brr nie chcą drugiej mamy

najepsze co mozemy zrobic to byc obok, starac sie kochac, szukac dobrych punktow za ktore mozna meza cenic, i modlić się!!!
aaa no i pracowac nad sobą oczywiscie, gratuluję pierwszego kroku i przygladania sie malej dziewczynce w sobie :) sciskam


Anula gdy zdrowiejemy czesto wydaje nam sie ze jestesmy egoistami
zapewniam cie nie za czesto myślisz o sobie...po prostu kiedys bylas nadmiernie skoncentrowana na innych, stąd ten szok teraz :))
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-17, 22:06   

Niezapominajko!
Czy możesz zacząć chodzić na Al-Anon?
Twój mąż nie chciał jeść, spacerować. On chciał PIĆ. I zrobił to. I nie chciał siedzieć z Tobą, bo to byłaś akurat Ty, a nie butelka!!!
Wy mu PRZESZKADZACIE!!!
Dziewczyno! Nie wpędzaj się w błędne koło i leć na grupę wsparcia. Wierz mi, otrzymasz pomoc i nauczysz się jak sobie radzić.
On nie widzi jeszcze potrzeby terapii, ale przecież Ty widzisz. Byłaś u psychologa, więc jesteś w stanie szukać pomocy.
Nie przeciągaj tego - ja to zrobiłam i teraz pluję sobie w brodę. Tyle czasu spędzonego na szarpaninie, której częściowo można było uniknąć... Tyle nerwów i krzyków, tyle łez. Moje dzieci też niepotrzebnie oglądały niestabilną mamusię. Próbuję im to teraz wynagrodzić, ale nie da się wymazać ( ja nie dam sobie wymazać) tego, że były dni, kiedy nie byłam w stanie im czytać wieczorem.
A co do rozmów z terapeutami - widzisz, pani terapeutka wczoraj uświadomiła mi, że ja jako nauczycielka "świetnie" wykonałam swoją pracę - nauczyłam męża, że podłymi słowami uda się osiągnąć swój cel. On teraz potrzebuje spokoju i samotności, więc abym się odczepiła, stosuje moje dawne metody... No przecież podziałały! Ja nie chciałam się do niego zbliżać, zdjęłam obrączkę, godzinami siedziałam przy komputerze... No to się chłop w końcu nauczył...
Aż mi się włos jeży na głowie, kiedy sobie uświadomię, że czekają mnie jeszcze słowa:"Nie kocham Cię" i powiadomienie, że piszę pozew rozwodowy i jak chce może go sobie przeczytać na kompie. Jedyna pociechą jest to, że go nigdy nie zdradziłam, więc może i mnie to nie spotka.
Nie powielaj moich błędów, proszę Cię.
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-18, 09:10   

Anula 1..nie wiem sama czy chodzenie do Al-Anon jest mi potrzebne...mój mąż pije czasem za dużo, ale to chyba nie jest alkoholizm. Chodzi normalnie do pracy, nie pije codziennie. Nie wiem..przeraża mnie myśl, że oprócz walki o miłośc męża, walki z odrzuceniem, samotnością, miałabym jeszcze walczyc z alkoholizmem. On pije nieraz za dużo i rani mnie to..ale to nie jst ciągły stan.

Chciałabym teraz naprawdę skupic się już na sobie, w takim sensie by walczyc z moimi słabościami, z tym co wiem, że robiłam źle podczas naszego małżeństwa..wczoraj przygniotło mnie poczucie winy..przeczytałam wypowiedź mami , chyba w wątku margolci,i zdałam sobie w pełni sprawę jaką winę ja ponoszę w tym kryzysie.
Boję się, że jak zacznę się rozdrabniac na inne sprawy, skupiac się znowu na mężu ( w tym na jego piciu) to pogubię się znowu i nie będę w stanie dokończyc żadnej z rzeczy.
Na razie staram się stosowac,Anula,zasady, które mi podałaś..a dopóki picie nie stanowi dla niego problemu, to przecież i tak on na terapie nie pójdzie, więc chyba moje uczestnictwo w Al-Anon nie jest konieczne.
Wczoraj byłam bardzo rozbita, nie mogłam pohamowac łez, odwołałam spotkanie ze znajomymi...ale za to wzięłam córcię i poszłam z nią na wieczorną Msze Św. Pomogło :)

Anula 1 życzę Ci , abyś nie doczekała się słów" NIe kocham Cię " od męża, Obydwoje pracujecie nad sobą, wierzę, że przyniesie to efekty. I Ty i On musicie pozaleczac swoje rany.

Danka, Twoje posty mnie uspokajają, wyciszają emocje. Dziękuję :)
Co do tłamszenia..wysłałam do niego maila,żeby mi to przybliżył. Może odpisze. Ja po części rozumiem co miał na myśli. Jak teraz patrzę z perspektywy czasu na nasze małżeństwo, widzę, że często musiało byc tak jak ja chciałam, żeby było. Niby konsultowałam wszystko z nim, ale jak coś było inaczej niz ja sobie to umyśliłam, to okazywałam moje niezadowolenie. Wiem, że mam sporo do "przepracowania".
Boli to, że to co go uwierało w związku nie było załatwiane od razu, że napęczniało w nim do tego stopnia, że zagłuszyło( oby nie wymazało już na zawsze) miłośc do mnie..
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-18, 10:05   

Niezapominajka napisał/a:
..wczoraj przygniotło mnie poczucie winy..przeczytałam wypowiedź mami , chyba w wątku margolci,i zdałam sobie w pełni sprawę jaką winę ja ponoszę w tym kryzysie...


Niezapominajko mój post nie miał wywoływać poczucia winy, bo to świadczy tylko o tym jak małą masz samoocene zaniżoną latami żyjąc z pijakiem..
a miał wyzwolić w tobie dokładnie odwrotne reakcje, zastanowienie i przeanalizowania pod kątem współudziału...
by było coś musi zaistnieć i druga część schematu..
a więc nie będe cierpienia jak bede na tyle silna i świadoma swoich racji i słuszności własnej postawy wobec poczynań męża, obronie sie sama poprzez pójście na terapie jak i zrozumienie zachowań pijaka..

Niezapominajko w jednym poscie, a nawet odnośniku dwie sprzeczności...
w imie... nie ważne jaki jest byle był... posłuchaj co napisałaś:
......nie wiem sama czy chodzenie do Al-Anon jest mi potrzebne...mój mąż pije czasem za dużo, ale to chyba nie jest alkoholizm. Chodzi normalnie do pracy, nie pije codziennie. Nie wiem..przeraża mnie myśl, że oprócz walki o miłośc męża, walki z odrzuceniem, samotnością, miałabym jeszcze walczyc z alkoholizmem. On pije nieraz za dużo i rani mnie to..ale to nie jst ciągły stan. ........


- przebija niepewność siebie- a więc niska ocena swojej osoby, piszesz: nie wiem czy cos da jak coś zrobie... jak nie zrobisz to sie nie przekonasz...
- bije tez z postu ogromne cierpienie piszesz rani mnie ale nic nie robisz, bo znów samoutrudnianie i pokazywanie sobie jestem w sytuacji beznadziejnej
i nic nie dają żadne moje starania
- i na koniec by wyprzec te wszystkie złe uczucia, emocje, uwagi o sobie i swojej bezradności na koniec sie sama uspakajasz... on pije nieraz za duzo ale to nie jest ciągły stan..chodzi do pracy, nie pije dziennie - więc co Niezapominajko to wręczidealny mąż, dlaczego zatem tak zle sie przy nim czujesz?


ja mam pytanie co musiałby robic, bys uznała, że ta twoja zgoda na trwanie w tej sytuacji jest chora i zła...
zapewniam, że nie ma takiej..bo ciągłe nakręcanie spirali przekraczania własnych granic przyzwalania na krzywdzenie mnie wciąż sie przesuwa i przesuwa i wciąż jest to samo...boli ale dam rade, jak tylko bede wystarczająco dobra, mądra i kochała to pokonam wszystkie trudności...miłość zwycięża wszystko, tyle, Że to nie miłość a chore uzależnienie od męża,

Niezapominajko...pokonasz bo jesteś odważna i dzielna i silna, tylko wziełaś sie za przerabianie nie swoich win, problemów, zapominając że masz swoje...
jak sie myśli, jak by tu uratować druga osobe, a tego przecież sie nie da, jak ta osoba sama nie chce nic zrobić... to zapomina sie, że ma sie swoje problemy i potrzeby...
Niezapominajko... jako kobieta żyjąca z pijakiem...pokazałaś już nie raz sobie, że masz i odwage, wiesz co to samotność... bo wciąż borykasz sie z tym problemami w pojedynke, a mąż jest tylko biernie przy tobie, ale tak naprawde to wyreki nie masz i pomocy i wsparcie... pokazałąś już sobie, że jesteś bardzo zaradna potrafisz sama wspaniale dawać sobie rade z problemami i wychowywaniem....
teraz tylko uwierzenie w to co robisz i ujrzenie w tym siły i podniesienie tym samym swojej samooceny.. a potem to już i jest pewność i następne kroki
teraz tylko zmiana myślenia z męża na siebie... z pokonywania tego co możliwe... czyli własnych lęków..
i to są twoje braki do przerobienia

jak może słaba osoba pomagac innej...wtedy rodzą sie już dwie nieporadne osoby... Niezapominajko jak staniesz sie silna i pewna swoich racji, bez lęków o własne poczucie bezpieczeństwa, jak zaczniesz dbać o siebie a wtedy dopiero możesz pomóc mężowi..
dziś jesteś wylękniona, zagubiona i musisz soba sie zająć...

wiem coś o pomocy pijakowi... wiem jak wyniszcza taka sytuacja, ciągła huśtawka i czekanie kiedy znów będzie żle...bo jak jest dobrze to nie potrafimy sie cieszyć, w głowie tylko wciąz myśl
- kiedy znów zapije, i co zrobi...
a kiedy już to nastepuje jesteś spokojniejsza bo w końcu nastapiło to czego sie obawiałas... i potem znów pije i jest tragicznie to sie uspakajasz, by jakoś przezyc ten czas, on nie jest taki zły... są gorsi, dam rade, znów minie i będzie dobrze...
tylko jak jest dobrze, on nie pije, to i tak jest źle, bo lęk przed tym kiedy znów będzie pił i bedzie tragicznie, zatruwa całe szczęście chwil tych trzeźwych i wtedy są i wyrzuty w strone męża, i strach o przyszłość...

Niezapominajko teraz już chyba wiesz, ze masz problem do przerobienia, jak przerobisz swój możesz zając sie męża, bo będziesz wiedziała o co chodzi... dlatego każda terapia uzmysławiająca komuś jego problemy jest dla niego najlepszą rzeczą jaką może zrobić dla siebie dzis i po trochu dla związku...
dlatego zmiany siebie, pod siebie dla siebie...
pozdrawiam gorąco
 
     
Niezapominajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-20, 22:48   

mami napisała:
Cytat:
ja mam pytanie co musiałby robic, bys uznała, że ta twoja zgoda na trwanie w tej sytuacji jest chora i zła...


Ale ja wcale nie chcę takiej sytuacji, nie chcę żyć w czymś takim, ale powiedzcie mi w jaki sposób moja niezgoda na to mogłaby wyglądać? Przecież ja mówię mu, że mnie to wszystko rani,wiadomo, że nie odpowiada mi pozycja niekochanej żony. Jeśli chodzi o picie, to nie chwalę go za to,że pije, proszę żeby tak nie robił...ale jak inaczej mam okazać moją niezgodę na to?

To prawda, że mam niskie poczucie własnej wartości, zawsze szukałam potwierdzenia mojej wartości w oczach innych...a teraz, gdy najbliższa mi osoba mnie odrzuciła, to pewnie jeszcze bardziej zachwiało to moją oceną własnej osoby ..
Tylko nie wiem jak uzupełniać te moje "braki"...może psycholog jakoś mi pomoże.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-09-21, 20:01   

Niezapominajka napisał/a:
Tylko nie wiem jak uzupełniać te moje "braki"...może psycholog jakoś mi pomoże.




jak sie nie odważysz na zrobienie jakiegoś kroku to sie nie dowiesz...jak sobie pomóc i czy mozliwa jest potem realna zmiana i wyjście z kryzysu dla was dwojga...
czasami wystarczy tylko własna zgoda na jakiś krok w swoim zyciu, potem realizacje tego, by w ruch puscić machinę zmian w sobie, w postrzeganiu innych jak zachowaniu innych względem mnie...

dlatego Niezapominajko może warto sie przekonac, co może mi dac terapia, psycholog, zawsze mozna powiedzieć...to nie dla mnie... nie potrzebuje tego...i zrezygnować...
ale by mieć jakąś opinie nalezy sie w niej ugruntować... a potem zadecydowac co dalej ...

byle nie trwać w próżni, zawieszeniu, własnej niemocy... pozdrawiam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9