Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Otwarty przez: administrator
2009-06-28, 20:45
Mimo wszystko
Autor Wiadomość
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-13, 21:38   

E tam, wcale nie tak..przeczytaj jeszcze raz na spokojnie :)
Nie jestes winna, ale czy nie masz udzialu w kryzysie?
I nie blagac, skad.
 
     
Ka...
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-13, 22:00   

Kasiek pomodlę się za Ciebie. I za Twojego męża też.
Rozumiem Cię, niedawno wybrałam taką samą drogę jak Ty. Emocje już dawno opadły. Źle dzieje się już od 6 lat. Od roku jestem objęta terapią, od 4 miesięcy w separacji. Mąż jest związany z inną kobietą z krótkimi przerwami od dwóch lat. Nie chce wrócić. Byłam na rozmowie w sądzie metropolitalnym, wkrótce składam pozew o rozwód i pismo z prośbą o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Próbowałam ratować tak długo jak się dało. Przemiana siebie choć mnie pomaga, mężowi nie jest potrzebna, nie robi różnicy, może tylko o tyle, że łatwiej się dogadujemy w sprawach w których musimy. Nie widzę nadziei na uratowanie mojego małżeństwa - podobnie jak Ty. Prawdopodobne jest, że zwyczajnie nie ma co ratować, bo są dość wyraźne podstawy do stwierdzenia nieważności sakramentu.
Taka droga też istnieje.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia.
 
     
Niepoprawna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-13, 22:37   

Kasiek wyluzuj trochę. Jestem w podobnej sytuacji i wiem jak to jest, jak chcesz już wszystko mieć za sobą. Ja mam tak, że co tydzień inaczej. Jednego tygodnia wierzyłam, że mój ukochany opamięta się i wróci, tylko trzeba jeszcze poczekać. Następnego, kiedy powiedział mi że kogoś kocha i chce natychmiastowego rozwodu nie widziałam innej możliwości jak rozwód z jego winy. Tydzień później ochłonęłam, znowu mi się odmieniło i byłam skłonna dzwonić do niego i powiedzieć, że zgadzam się, niech składa papiery do sądu bez orzekania o winie i niech będzie szczęśliwy z nią. Teraz już wiem, że nie robię nic w tym temacie. Czekam. Pewnie mu się nie odmieni i złoży pozew, ale to będzie jego decyzja. Nie będę niczego przyspieszać.
Ty też się uspokój i jak to niektórzy tutaj na forum piszą ... daj czasowi czas. Niech się samo dzieje, chociaż wiem, że nie jest łatwo odpuścić i nie mieć wpływu na rozwój sytuacji. Jak Cię nosi i chcesz coś zrobić to pisz tutaj. I staraj się jak najmniej o tym myśleć, zajmij czymś głowę.
Pozdrawiam i tulam. Twarde kobitki jesteśmy :)
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 09:19   

Już wiem, ja cierpię na syndrom kobiety która kocha za bardzo.....
http://wiadomosci.onet.pl...m,kioskart.html
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 09:34   

o widzisz to juz krok do przodu

teraz mozesz zmieniac, szukaj osoby ktora Ci pomoze

Bo zawsze to bedzie wychodzic...w kazdym innym zwiazku ( do ktorego broń Boze nie zachęcam) sytuacja powtorzylaby sie
bez zmiany siebie bedziesz obracac sie w tych samych kregach

Dobsona czytalas?
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 09:37   

Czytam i podkreślam wszystko to co najważniejsze i mnie dotyczy.
 
     
doro
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 10:04   

Kasiek napisała:

No fakt, ja jestem najgorsza, prawda? Skoro mąż ode mnie uciekł i wcześniej szukał pocieszenia u byłej dziewczyny, to znaczy że to moja wina. Gdybym była dobrą żoną, pewnie by był ze mną. Znaczy się powinnam błagać go na kolanach żeby wrócił.

Kasiek odróżnij winę od swojego wkładu w kryzys... oskarżanie siebie do niczego nie prowadzi" gdybym.... to by..." - twój mąż jest dorosły , ma wolną wolę i może wybierać również zło ( co właśnie jak piszesz czyni zdradzając cię) ALE to że coś pękło w waszej więzi , że coś sie stało było z jakiegoś powodu...co się złożyło na to osłabienie więzi może stać się dla ciebie drogowskazem co zmienić by próbować tę więź odbudować.Oczywiście teraz musisz "stanąc na nogi" sama , uspokoić się ..Jestes tu na forum więc chyba jednak zależy ci na mężu...Bądź silna siłą Boga, pozdrawiam cię ciepło!
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 10:37   

Zależy mi na mężu, ale muszę pogodzić się z faktem, że on juz do mnie nie wróci. Tak wybrał...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 12:13   

kasiek, to co pisalam przed chwila do fraszki

Skad wiesz, moze trudnosci w "nowym" zwiazku dopadna go? Moze przemysli wszystko?
tego nie wiemy, Bog tylko wie.
Jeszcze walka nie skonczona, nie masz rozwodu
nawet i po rozwodzie przed Bogiem jestescie malzonkami

Pan Bog bedzie wspierał Ciebie. Psluchaj czego on chce?
To nielatwe
Mnie terapeutka pytala..czy zrobila pani wszystko by ratowac zwiazek...czy wyprostowala pani swoje problemy
jesli tak, to ma pani czyste sumienie, spowiednik, przemyslec, przemedytowac decyzję...
rekolekcje, wiele rozmow i spokojne rozwazenie..

wiele razy myslalam juz jak to bedzie samej, pogodzilam sie z tym, zaplanowalam wszystko finansowo, mieszkaniowo, zawodowo, nawet obraczke przestalam nosic...czytalam w necie o rozwodach

to mnie uspokajalo, nie czulam sie bezradna na takie dictuum męża
ksieza w sadzie koscielnym (tacy pierwszego kontaktu mowili mi ok, pani sie juz meczy dwa lata, schudla pani, zle pani wyglada, Bog nie chce pani nieszczescia, prosze skladac papiery

Dobry Bog jednak dal mi wytrwalosc i nadzieję, wiele drog wydeptalam

Gdyby nie maz, bylabym wciac ta sama zagubiona kobietą...dal mi niezlego kopa do przodu i za to mu jestem wdzieczna...bylam bardzo uzalezniona od meza!
Stalo sie wiele dobrego dzieki temu kryzysowi..dla mnie, dla meza...wiem ze to bylo potrzebne

ze gdybym sie poddala tak jak maz...to teraz bym byla pokrywdzona, szukalabym nowego ksiecia z bajki i prawdopodobnie historia by sie powtorzyla

Co z tego ze maz ja podjał... wazne czy Ty ja podejmiesz
i czy bedzie to dla Ciebie kop do przodu
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 14:20   

Uważam, że zrobiłam wszystko żeby ratować moje małżeństwo. Ale też w nieskończoność nie mogę czekać na to, że on może do mnie wróci. Też mam prawo być szczęśliwa...
 
     
Chmurka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 17:50   

Kasiek napisał/a:
Uważam, że zrobiłam wszystko żeby ratować moje małżeństwo. Ale też w nieskończoność nie mogę czekać na to, że on może do mnie wróci. Też mam prawo być szczęśliwa...


A czy szczęśliwą można być tylko wówczas jak się ma mężczyznę u boku? Pytam, bo sama się nad tym zastanawiam. Czytam teraz interesującą książkę Johna Powella (amerykańskiego jezuity i psychologa) "Jak kochać i być kochanym", w której autor kilkakrotnie podkreśla, ku mojemu wzrastającemu przerażeniu, że pełnię szczęścia można osiągnąć tylko w miłosnym związku z drugim człowiekiem, a bez tej miłości życie pozostaje niespełnione. Czy to znaczy, że jeśli mąż nie wróci, a ja zdecyduję się być wierna mojej przysiędze małżeńskiej, to nigdy nie osiągnę pełni szczęścia??? Będę nieszczęśliwa i nie będę żyła pełnią życia???
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 20:09   

Modliłam się,
odzyskałam spokój

uśmiechnęłam się...
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 20:36   

Chmurko, nie czytałam tej książki, ale chyba inaczej zinterpretowałabym słowa autora. Jakoś bowiem nie chce mi się wierzyć, że wszyscy księża i zakonnice skazują się świadomie i dobrowolnie na życie na ćwierć gwizdka, na brak szczęścia, lub na szczęście niepełne. Wydaje mi się, że związek miłosny można interpretować jako więź duchową, i to taką niekoniecznie popartą więzią cielesną. Na pewno ta więź duchowa połączona z cielesną stanowi większą pełnię... Ale czy taka pojedyncza więź może wystarczyć do szczęścia? A nawet taka więź pojedyncza (tylko duchowa) i jednostronna (np. opuszczona żona do męża - zdradzacza)? Śmiem twierdzić że tak - może wystarczyć. Ale dopiero wtedy kiedy człowiek jest sam w sobie pełnią i jednością, kiedy jest spójny, kiedy jest wierny sobie... i może obdarzać miłością jednego człowieka, dwóch, wielu, świat cały.... Trudne bardzo, ale możliwe. Święci tak mieli i mają wciąż. Śmiem twierdzić że człowiek święty po prostu nie może być nieszczęśliwy.
C.B.D.U. :mrgreen:
 
     
Niepoprawna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-14, 22:13   

Mi się wydaje, że to trochę jest tak, że jak się lubi siebie i potrafi się z samym sobą wytrzymać, a nawet to przebywanie ze sobą jest czymś przyjemnym to można być szczęśliwym. Wiem, jest to na początku bardzo trudne, kiedy życie się toczyło wokół innej osoby, a teraz nie ma nawet z kim filmu obejrzeć czy się przytulić. Ale jak się polubi siebie to już tak się nie tęskni, druga osoba przestaje być sensem życia, nie zajmuje cały czas myśli.
Ja siebie polubiłam. Lubię ze sobą wypić herbatkę, pośpiewać pod prysznicem, pójść na spacer. Nawet stanie w korku jest ze mną przyjemne. A że mąż mnie nie chce, to cóż - nie jest całym światem, mi jest dobrze z samą sobą.
I tego Wam wszystkim życzę :)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 5