Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Tylko dla facetów ;-)
Autor Wiadomość
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 11:34   

Agnieszka napisała:

"w.z., rozmawiałam ostatnio z Miriam o tym, ze forum jest ubogie w tematy o odbudowywaniu, ciężka to droga i można popełnić mnóstwo błędów, ja czuje sie jakbym działała po omacku, choćby to , ze my liczymy że krzywdziciel przyjdzie na kolanach i jakby czekamy na to no bo przecież to by nam samym pomogło uporać sie z poniżeniem jakiego doznaliśmy, ale to nie nastąpi, może kiedyś krzywdziciele do tego dojdą, może zrozumieją, ale najczęściej wypierają to z siebie, chcą zapomnieć, z resztą czy można pojąc tą krzywdę jeśli samemu sie jej nie doświadczyło,
mimo że on wrócił ja nadal czuję sie samotna bo przecież jak mogłabym na niego liczyć
nie wierzę w jego słowa o miłości, tęsknocie, w jego uśmiech a jak sie kochamy to ja myślę ze on myśli ze robi to z kochanką, myślę np., ze może mi dzisiaj powiedzieć-że jednak nie, że znowu mu sie odmieniło i nie chce być razem-i to wszystko mimo, że on zachowuje sie lepiej niz kiedys
wiem, ze muszę sie usamodzielnić sama w sobie, rzeczywiście stać sie w środku kimś samotnym"

Ekolo, Agnieszko.... i ja z mężem pod jednym dachem, który raczy pomyjami.....
A logicznie i rozsądnie biorąc powinno być odwrotnie.... ;-)
Spokój...już otrzymałam i otrzymuję, ale jeszcze wiele przede mną...to znaczy wiele mogę od NIEGO dostać i cały czas spodziewam się tego....
Jest już niezgoda na zło ze strony męża.....ale jeszcze czasem niezbyt stanowcza i nie we wszystkim....
Jest już też radość i przebłyski poczucia humoru w odpowiedzi na coraz rzadsze już pomyje ze strony męża.......Lena tu oczko w Twoją stronę ;-)

Dziewczyny....dlaczego to piszę...? Bo jestem pewna, że odbudowywanie związku to długi proces....i chodzi przede wszystkim o odbudowanie samego siebie...
Ojoj, ile już razy o tym było....
A mój mąż jest szczególnie wrażliwy.....na wszelkie naciski.... ;-)
Jednak jestem pewna, że kiedyś jakieś decyzje podejmie...sam z siebie....chociaż niekoniecznie...Może to ja dojrzeję do tego wcześniej.....niezbadane są ścieżki Boże... :-)

Pozdrawiam
a
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-29, 14:26   

w.z. napisał/a:
Kurczę, tak to czytam co tu wypisuję i dociera do mnie, że jednak coś tam w środku boli.

....i boleć będzie....z czasem jednak coraz mniej....i mniej.....i jeśli powstrzymamy sie od spoglądania w tył....ból zniknie.
Być może łatwiej byłoby odejść niż... czekać...trwać... pozostać,ale czy lepiej?
Skoro jednak podjęliśmy ten wysiłek,znaczy się że wybaczamy, badź wybaczyć pragniemy....i o tę łaske winniśmy prosić Boga dla swojego i najbliższych dobra.

GregS napisał/a:
Może warto podjąc takie ryzyko?, a może lepiej wszystko odciąć grubą kreską i udawać, że nic się nie stało ?

....zależy co chcesz wiedzieć i na ile jesteś silny,aby to co usłyszysz przyjąć.
Lepiej odciąć grubą krechą i NIE udawać,że nic się nie stało....
Szczera rozmowa jest konieczna,ale nie na zasadzie....dlaczego mnie zdradziłaś/łeś,z kim,gdzie i kiedy....ale co Ci sie nie podobało w naszym zwiazku,że postanowiłaś/łeś szukać czegoś innego.Kiedy "to" sobie wyjaśnimy i wspólnie określimy czego potrzebujemy, czego od małżeństwa oczekujemy i wspólnie o to zadbamy....mamy klucz do odbudowy.
Czasami jednak i na te rozmowe trzeba nam poczekać (byle nie w emocjach)

atama napisał/a:
Dziewczyny....dlaczego to piszę...? Bo jestem pewna, że odbudowywanie związku to długi proces....i chodzi przede wszystkim o odbudowanie samego siebie...

...to przede wszystkim ;-)
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-30, 19:45   

rzaba napisał/a:
mozna wybaczyc wile, mozna wybaczyci to czego sie nie wie, mozna wybaczyc zdarde, jesli sie o niej wie, choc boli, ale mozna... po wielu cierpieniach mozna byc szczesliwym, trzeba tylko chciec... a chciec to móc... jednak nie wystarczy chęc jednej osoby, nie wystarczy chęc osoby, która została skrzywdzona... to osoba, która nas zraniła musi chcieć sie zmienic, musi chciec i soebie przebaczyc...

Potwierdzam to co napisałaś - można.
Natomiast przyjęcie kogoś, kto nie chce zauważyć swoich potknięć, kto wręcz uważa, że nic takiego sie nie stało, bagatelizuje konsekwencje, jest zaproszeniem do powtórki.
Greg napisał za księdzem Dziewieckim: Prawdziwe pojednanie jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, uznaje swoją winę oraz radykalnie się zmienia.
Jeżeli ten warunek nie zostanie spełniony to zdradzacz znów zdradzi, drugi, trzeci, kolejny raz...
nałóg napisał/a:
Po za tym to w ogromniej większości jak facet należycie dba kobietę,o jej bezpieczeństwo,o nią,o jej potomstwo,słucha tego co ona ma do powiedzenia,utrzymuje własciwą komunikację to żona nie skacze jak małpa z jedego drzewa,z jednej gałezi na drugie drzewo.Nie zdradza,nie szuka innego goryla.
(Wyjątki potwierdzą regułę.)

nałogu - to dlaczego facet pije jak ma wspaniałą żonę?
dlaczego szuka "zieleńszej trawy"?
dlaczego bije dzieci?
DDA i DDR - bardzo często to jest przyczyną. I jeżeli w porę nie zadziała psycholog, lub osoba nie jest na tyle silna by się z konsekwencjami spapranego dzieciństwa uporać samemu - to nie ma szans na szczęśliwe małżeństwo.

Wszyscy wiemy, że za małżeństwo, komunikację są odpowiedzialne obie strony. Tylko czy obie strony zdają sobie z tego sprawę? Czy Pan Bóg, żąda od nas wiecznego niańczenia zdradzacza bo on taki biedny - potrzebował goryla a związał sie z orangutanem?
Czy wciąż musimy zastanawiać się dlaczego ktoś nam rogi przyprawił, czytać - szukaj winy w sobie? Wiecznie żałować zdradzacza bo on taki "biedny", "musiał" nas zdradzić bo "...jeśli nie chcesz mojej zguby krokodyla daj mi luby..." a my daliśmy mu jedynie troszkę mniejszego aligatora.
Zdrada jest potworną traumą, pozostawia ranę na sercu na wiele lat, niszczy psychikę zdradzonego małżonka - często wielokrotnie zdradzonego, oszukiwanego przez "wycwanionego" i pewnego siebie zdradzacza. Za co go żałować? Czyż to nie siebie powinniśmy żałować? Nie zabijajmy w sobie słusznego gniewu na krzywdę, której doznaliśmy, szukając wciąż drugiego dna.
Taka postawa nie ma nic wspólnego ze słowami Jezusa - ...ktokolwiek jest bez winy...
Tak - jesteśmy grzeszni. Nie jesteśmy ideałami. Ale nie szukajmy na siłę winy w sobie!!!
Pożałujmy siebie!!! To zdradzacze chcą nas wpędzić w poczucie winy - po to by usprawiedliwić siebie, przed samym sobą. Bo są tchórzami. Nie potrafią się przyznać, powiedzieć przepraszam. Wciąż słyszą - niemalże sakramentalne - "wina leży pośrodku" i sami zaczynają w to wierzyć. Więc - wracając do tego co napisała rzaba - "przebaczają sobie" starając się zwalić winę za rozpad na współmałżonka. Czy tego chce od nas Bóg? Czy chce byśmy wiecznie gderali i płakali nad krzywdzicielami "jacy to oni biedni". Syn marnotrawny jadł razem ze świniami - dopiero kiedy sam zrozumiał wrócił. Dopiero kiedy ukorzył sie przed ojcem, wyznał swoja winę ten go przyjął.
Starajmy się dostrzec, że zdradzacz jest człowiekiem - to bardzo ważne, ale nie poświęcajmy siebie. Nie cierpmy za miliony, nie dokładajmy sobie - bo i tak zostaliśmy potrzaskani.
Współczujmy i kochajmy siebie.

[ Dodano: 2008-04-30, 20:04 ]
PS - nałogu pozwolisz jeszcze, że dodam coś do Twojego tłumaczenia zdradzaczy. Będą to Twoje słowa: "Eszim........... napisałaś coś czego chyba nawet nie do końca uświadamia sobie spora część populacji:WZORCE"
 
     
Darek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-30, 20:25   

nałóg napisał/a:
Po za tym to w ogromniej większości jak facet należycie dba kobietę,o jej bezpieczeństwo,o nią,o jej potomstwo,słucha tego co ona ma do powiedzenia,utrzymuje własciwą komunikację to żona nie skacze jak małpa z jedego drzewa,z jednej gałezi na drugie drzewo.Nie zdradza,nie szuka innego goryla.

Dziękuję za taką żonę i takie relacje. To o czym piszesz, to zwykłe wyrachowanie i egoizm, mający niewiele wspólnego z miłością i wiernością o której się dowiesz tylko wtedy, gdy nadejdą trudne chwile. Czy pijak nie jest otoczony "przyjaciółmi" gdy ma kasę i stawia? A czy to są przyjaciele? A pomyślałeś jak zachorujesz lub pogorszy się Twoja sytuacja finansowa, czy taka miłość będzie trwać dalej? Jakie są fundamenty takiej miłości? Tym się właśnie różnią ludzie trafiający na to forum - gdyby postępowali według zasad które przytoczyłeś to dawno byliby po rozwodzie. Właśnie tym powinniśmy się różnić od zwierząt i tego Pan Bóg od nas oczekuje. Z tym, że o kobietę trzeba dbać, zapewnić bezpieczeństwo zgadzam się, ale jeśli to ma zapewnić wierność, to już jakieś nieporozumienie.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 10:33   

wito napisał/a:
To zdradzacze chcą nas wpędzić w poczucie winy - po to by usprawiedliwić siebie, przed samym sobą. Bo są tchórzami. Nie potrafią się przyznać, powiedzieć przepraszam.


Czy jeśli"zdradzacz" powie przepraszam...,jeśli się przyzna ... ile i co to zmieni w Twojej postawie Wito?

Pozdrawiam, dziś piękne słonko.... :-D
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 11:34   

Wito...pytasz:"nałogu - to dlaczego facet pije jak ma wspaniałą żonę?
dlaczego szuka "zieleńszej trawy"?
dlaczego bije dzieci? "

Ja moge Ci odpowiedzieć dlaczego piłem mając wspaniałą żonę,rodzinę:

Bo pomyliłem żądze (władzy,pieniędzy,sukcesu) z moim celem życiowym.Pomyliłem kolejność. Pierwsze stało sie "mieć" przed "być".
Skupiłem sie egocentrycznie na sobie,na swoim "MNIE" zamiasta na "ja"jak pisze de Mello.
Swoimi pragnieniami,żadzami tak mocno rozbujałem swoje wachadło życia że uderzyłem w bandę którą jest alkoholizm.
Na szczęście mój kregosłup był jeszcze na tyle mocny że wytrzymałem uderzenie,że uderzenie o "dno" rozjasniło mi troszkę umysł,ściągneło bielmo z oczu.........ale poprzez ból,poprzez załamanie sie moich odczuć,pragnień,żądz.Oj,bolało,bolało Wito....

Może i wzorce wyniesione z dzieciństwa ,z domu rodzinnego miały swoje piętno.Ale głównie to jednak pozytywne piętno.

Piszesz:"DDA i DDR - bardzo często to jest przyczyną"
Nie jestewm DDA....jak juz to może DDD z racji chorób (Mamy)w rodzinie.Ale jak widać nie ustrzegło mnie to od nałogu.

Darek........ a wiesz dlaczego tak mocno cierpisz???? Bo zostały zawiedzine Twoje pragnienia,Twoje wizje,Twoje widzenie rzeczywistości.
Bo żona zrobiła coś kiedys i pózniej co nie mieściło sie w Twojej skali wartości.Twojej,ona miała widocznie inną. Cierpisz bo nie zgadzasz sie na to że ktoś mógł zrobić inaczej( nie piszę że dobrze,nie usprawiedliwiam.......żeby była jasność) jak Ty sobie wymyśłiłeś.Ale to sie stało........... i koniec. Masz prawo do obrony swojego terytorium,ale nie zmienisz tym żony.A Ty,My większość chcemy zmieniać otoczenie wg naszych,Twoich wizji.A jak sie nie daje zmienić otoczenie to .........cierpimy katusze.
A świat jest taki jaki być powinien,czy nam sie to podoba czy nie...............
Zobacz,,,,,, umiera człowiek,ktos z rodziny .......rozpaczają najblizsi tylko najcześciej,dalsi krewni,znajomi,koledzy po wyjściu z cmentarza zaimuja sie swoimi sprawami............. świat idzie dalej.
A co sie dzieje z rodzinami w kryzysie?? Darek....czy interesowało Cię że gdzieś w Twoim otoczeniu ktoś się kłóci,zdradza,rozwodzi? zapewne nie..... do czasu aż Ciebie to dotkneło.Bo to jest taka prawidłwość.Boli to, co nas bespośrednio otacza.
Im szybciej ten ból przyjmiemy jako swój,jako coś co jest w nas,co jest nieodłączną stroną życia,jak bedziemy mogli spojrzeć na ten ból(zdrade,nałóg) jako coś co jest nasze,i tylko nasze, tym szybciej wstaniemy z kolan ,otrzasniemy sie z użalania sie nad sobą,tym szybciej przestaniemy obwiniac otoczenie za ból którego doznaliśmy.
Bo ból za czymś co tracimy może przerodzić się w pychę uzalania sie.Bo mnie tak boli,tak mnie to zraniło.
Mnie pomaga pomedytowanie przy pomocy Modlitwy o Pogodę Ducha
Pogody Ducha
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 11:38   

Mirela napisał/a:
Czy jeśli"zdradzacz" powie przepraszam...,jeśli się przyzna ... ile i co to zmieni w Twojej postawie Wito?


Mirelo.
Czy chodzi tylko o słowa?
A może o postawę i zrozumienie swojego postępowania?
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 13:01   

Elzd1

Zeby coś uznac, rozpoznac, dostrzec...trzeba nazwac... I Wito napisał,że "zdradzacze" nie chcą się przyznac..., przeprosic...Rozumiem ,że gdyby zaistniała taka sytuacja przeprosin...to relacja jest oczekująca, wymagająca , odpowiedzialna jak i ze strony krzywdziciela tak i pokrzywdzonego...to proces...
Najpierw jednak jest SłOWO..."przepraszam"..."tak, zawiniłem/am".Słowo to bardzo wiele...często wymaga wiele odwagi...ale oczywiście ,że to nie wszystko, od tego słowa bierze sie początek , szansa na uzdrowienie relacji...
Pozdrawiam :)
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 14:21   

Mirela napisał/a:
Czy jeśli"zdradzacz" powie przepraszam...,jeśli się przyzna ... ile i co to zmieni w Twojej postawie Wito?

Nic nie zmieni. Już raz wybaczyłem kilkanaście lat temu, pozostawiając "sprawę" do przemyślenia żonie. Nie usłyszałem przepraszam, nie było zadośćuczynienia. Za to teraz, po kolejnych rogach słyszę, że "tamto" to była nieprawdą, że to sobie wymyśliłem... A sprawy bieżące nie miały wpływu na sytuację w naszej rodzinie. Ja jestem winien rozpadu, jestem... i ..., temu winien i tamtemu...
Typowe dla zdradzaczy - zwalenie winy na pokrzywdzonego. Niestety, mamy i my w tym udział, gdyż zbyt łatwo rozgrzeszamy naszych małżonków. Do tego szerzący się relatywizm moralny, przyzwolenie na zdradę - bo "czegoś tam nie dopatrzyliśmy", "wina leży po środku" więc zdradzacz jest usprawiedliwiony.
A nie u nas powinien szukać usprawiedliwienia tylko u Boga. Nas może prosić o przebaczenie, o wyrozumiałość ale powinien, jak sama zauważyłaś, stanąć w prawdzie inaczej wróci do skoków w bok - bo jest tylko "trochę winny", bo to my "nie zapewniamy mu" - nałóg wymienił czego.
To dobrze nałogu, że miałeś kręgosłup, że kierowałeś się dobrymi wzorcami. Dlatego wychodzisz z kryzysu. Ci, którzy zatracili się a nie mieli takich wzorców, którzy w dodatku poszukali pomocy u podobnych sobie mają marne szanse na uzdrowienie. I nie oznacza to, że otoczenie zmuszało do grzechu, że jest winne naszemu bólowi. Otoczenie dało ciche a często głośne przyzwolenie, często czynnie włączyło sie w proces rozpadu. Skrzywdzili nas nasi bliscy i to oni są winni.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 15:05   

Zastanawiam się...
Gdybym była Twoją żoną i wiedziałabym ,że to nic nie zmieni, zastanawiam się czy w ogóle bym próbowała...powiedziec przepraszam...bo nie przychodzi się mówic przepraszam dla usprawiedliwienia, to z całą pewnością nie daje spokoju wewnętrznego...przychodzi się z innego powodu...
Wspomniałeś o tym ,że nie przepraszają i nie przyznają się, bo to między innymi Cię boli, a mimo tego gdyby taka sytuacja nastąpiła, piszesz...nic to nie zmieni...
Nie rozumiem, ale próbuje zrozumiec.
Rozumiem ostrożnosc z zaistniałego faktu, ale może też działac taka postawa destrukcyjnie.
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 15:55   

Mirelo - wydaje mi się, że wytłumaczyłem, dlaczego samo przepraszam nic nie zmieni. Bo co ma zmienić? Czy tymi przeprosinami żona rozkocha mnie w sobie?
Na to czy Ona mnie przeprosi czy nie mam minimalny wpływ. To jest jej problem. A to że nie przeprasza już dawno nie boli. Piszę o tym, bo uważam, że szukanie "winy w sobie", "połówkowanie winy" i podobne rewelacje prowadzą w prostej linii do utraty resztek wiary w siebie w swoją wartość skrzywdzonych małżonków.
Osoba pisząca że mąż czy żona ją zdradziła, zignorowała, porzuciła itp. częstokroć wie, jest pewna, że jej wina w rozpad rodziny jest minimalna. Częstokroć to te osoby próbują naprawić związek przy zerowym zaangażowaniu krzywdzicieli. Sytuacja bezsilności wpędza takie osoby w depresję, poczucie krzywdy sie potęguje. A tu masz - każą szukać winy w sobie, dopatrywać się drugiego dna. I szukają tracąc coraz bardziej siły i tracą wiarę w siebie bo nie mogą znaleźć - zadają więc pytania "co jest ze mną nie tak"?
To, że nazwiemy po imieniu krzywdę jakiej doznaliśmy, że wskażemy, krzywdzicieli, że staniemy w prawdzie, nie będziemy przypisywać sobie cudzych grzechów - nie oznacza wcale że nie kochamy, że chcemy ukarać lub skrzywdzić współmałżonka lub, że nie jesteśmy miłosierni.

lena napisał/a:

Przebaczenie i pojednanie to droga, którą Chrystus proponuje w obliczu każdego grzechu i każdej krzywdy. Droga ta nie może mieć jednak nic wspólnego z naiwnością czy z tolerowaniem zła. Prawdziwe pojednanie jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, uznaje swoją winę oraz radykalnie się zmienia.

Większy fragment tej wypowiedzi kś. Dziewieckiego wyżej w poście leny.
Myślę, że po trosze rozjaśniłem Ci dlaczego "nic nie zmieni".
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 16:12   

Wito.
Chyba nie ma sensu tłumaczyć. Są ludzie zamknięci na zdanie innych, bo nie wiedzą o czym mowa, oświeceni a jednak ślepi. Więc teoretyzują i dają "dobre rady".
Mirelo. Nie wiesz o czym mowa, uwierz mi.

Poznacie Prawdę a Prawda was wyzwoli.

My już poznaliśmy, inni muszą poczekać.

[ Dodano: 01-05-2008, 16:15 ]
Mirela napisał/a:
Elzd1

Zeby coś uznac, rozpoznac, dostrzec...trzeba nazwac...


Właśnie czekam, aż szanowny uzna, dostrzeże, nazwie.
 
     
Darek
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 16:40   

nałóg napisał/a:
Darek....czy interesowało Cię że gdzieś w Twoim otoczeniu ktoś się kłóci,zdradza,rozwodzi? zapewne nie..... do czasu aż Ciebie to dotkneło.
Otóż interesowało. Moja styczność z rozwodem nie miała pierwszy raz miejsca w moim, osobistym przypadku, zrobiła to moja matka i boli mnie to od dawien dawna. Nie miałem okazji mieć możliwość pomocy komuś w takiej sytuacji, ale bądz pewien, gdybym miał to na pewno bym zareagował. Swoją drogą taka postawa jest nieakceptowana przez tolerancyjne kręgi ludzi świeckich - tak jak homoseksualizm, aborcja tak i rozwód jest przecież według nich prywatną sprawą każdego człowieka, czymś ludzkim, co się zdarza, przez to wielu z nas bałoby się odezwać, bo można zostać za to ukamienowany.
nałóg napisał/a:
Bo żona zrobiła coś kiedys i pózniej co nie mieściło sie w Twojej skali wartości . . .
No pewnie, że mnie to dotknęło i dotyka bez przerwy i chyba nie ma w tym nic dziwnego. Nie zmieniam jej i nie będę tego robił, jak będzie chciała to zrobi to sama.
wito napisał/a:
Nic nie zmieni. Już raz wybaczyłem kilkanaście lat temu, pozostawiając "sprawę" do przemyślenia żonie. Nie usłyszałem przepraszam, nie było zadośćuczynienia. Za to teraz, po kolejnych rogach słyszę, że "tamto" to była nieprawdą, że to sobie wymyśliłem... A sprawy bieżące nie miały wpływu na sytuację w naszej rodzinie. Ja jestem winien rozpadu, jestem... i ..., temu winien i tamtemu...
wito napisał/a:
Piszę o tym, bo uważam, że szukanie "winy w sobie", "połówkowanie winy" i podobne rewelacje prowadzą w prostej linii do utraty resztek wiary w siebie w swoją wartość skrzywdzonych małżonków.
Mam takie samo (dwukrotne) doświadczenie. Obwinianie siebie nic nie zmieni, a jedynie prowadzi do pognębienia samego siebie. Oczywiste, że każdy z nas zmienił się w obliczu zaistniałych faktów i to na pewno na dobre, czego dowodem jest choćby przyjęta postawa i obecność na tym forum. Dlaczego mielibyśmy więc szukać dziury w całym i obwiniać się jeszcze bardziej niż winni jesteśmy. Może doznając maksimum samoobwinienia, powinniśmy zapewnić kochankom komfortowe, bezstresowe warunki, bo to przeciez nasza wina? Bez przesady.
Jak słyszę wypowiedzi nakłaniające do obwiniania samego siebie, to mam wrażenie, jakbym słuchał psychologa, sędziego, adwokata czy jakiegokolwiek innego urzędnika, z który się zetknąłem w tej sprawie. Mieli wspólną cechę: chcieli osądzić sytuację, wskazać procentowo winę, umotywować rozpad "związku", no i wsazać najlepsze rozwiązania, którym zawsze był cywilizowany rozwód. Nikt nie mówił o pojednaniu, ratowaniu małżeństwa czy rodziny nawet przez chwilę. Poprostu chcieli rozwiązać sprawy po ludzku.
Jeśli mamy dążyć do pojednania, to nie ma znaczenia procent winy, najważniejsze jest to, aby nie czynić tego, co było i jest złem. Jeśli to nie zostanie wdrożone, to możemy się spodziewać w niedługim czasie "powtórki z rozrywki".
 
     
marioviola
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-01, 17:48   

Jak wielu jestem w podobnej sytuacji, Żona mnie zdradza, a ja chcę i próbuję ratować nasz związek.
Jednakże zastanawiam się nad sobą i nad tym, co zostało tu napisane.
Pozwólcie że wyjaśnie: nikt z nas, albo prawie nikt nie myślał o takiej sytuacji, dopóki nie został zdradzony. Nikt nie sądził, że może w sobie odnalezć aż taką siłę i znieść aż taki ból. Bo jest on nie do opisania i szukanie w sobie winy to masochizm. Ale przychodzi czas, kiedy stawiamy sobie pytanie: ok, gdyby wszystko było super, to nie zostalibyśmy zdradzeni. Czyli jednak my też coś spapraliśmy.....................
Ale wina nie leży po naszej stronie, bo to nie my zdradziliśmy.I to jest niezaprzeczalny fakt!
Pozdrawiam - M.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9