Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2008-04-24, 23:55
nie podoba mi się nazwa tego podforum- rozwod czy ratowanie
Autor Wiadomość
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-05, 22:11   

Andrzeju....jak juz niejednokrotnie wspominałam ...cenię Cię (i pewnie nie tylko ja) za to co robisz, ale.....
czy Ty się czasem nie zapędzasz?
Nałóg "urzeduje" na forum od dłuzszego czasu i biorac pod uwage jego wszystkie posty ewidentnie daje do zrozumienia ze rozwodom mówi NIE......przynajmniej ja tak to odczytałam.Wskazuje nam nasze błedy, zachęca do modlitwy,działania, czasami leje zimną wodą, zdarza sie ze zbyt lodowatą....ale pomaga.
Zastanawiam sie teraz czy przeczytałes choć kilka innych postów nałoga, zresztą nie tylko Jego.
Mozliwe ze forma w jakiej to napisał była nieodpowiednia....spontaniczna, ale czy trzeba od razu tak.....

"zgorszenie związane z nakręcaniem w społeczeństwie spirali rozwodowej"
"co budzi Twoj sprzeciw"
"czy mógłbyś wskazać takie konkretne przykłady rozwodów cywilnych sakramentalnych małżonków, które byłyby mniejszym złem"

sorry za zuchwalstwo, ale czy Ty Andrzeju mógłbyś udzielić jakiejś konkretnej rady jak wyjść z kryzysu, co zrobić gdy...., jak przekonac sąd do naszego "NIE".....nie jako administrator, ale jako Andrzej.

....jak dla mnie bardzo nieładnie i mimo iż nie jestem w takiej sytuacji(rozwodowej).....poruszyło mnie i współczuje osobom,
które w takiej się znajdują.

Nie zgadzam sie na rozwód, nie wyrazam zgody, ponieważ nie pozwala mi na to moja wiara, kłóci sie to z tym co przysiegałam/łem...."ale".... sąd mało to obchodzi i orzeka rozwód.
....i tu tkwi problem właśnie w "ale".

Bóg zna serca ludzi i wie, czym się człowiek kieruje.
I ZAWSZE szuka dobra, nawet w największym grzeszniku. I nie przypisuje nikomu złych inencji
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 09:45   

A ja się zastanawiam, czy słowa Papieża, księży, biskupów - są na pewno skierowane przeciw nam? Czy raczej nie do naszych mężó/żon?
Przecież nie my łamiemy przysięgę, nie my rozbijamy rodziny, nie my wyrzekamy się małżonków.
Może warto zastanowić się, do kogo są skierowane?

Z wypowiedzi:
czy mógłbyś wskazać takie konkretne przykłady rozwodów cywilnych sakramentalnych małżonków, które byłyby mniejszym złem niż zło wynikające ze złamanie przymierza z Bogiem i mniejszym zarazem złem od zła wynikającego ze zgorszenia rozwodowego skutkującego krzywdą innych małżonków i ich dzieci (wiemy, że rozwody są zaraźliwe)?

Do kogo skierowane są te pytania? Do nas, czy do naszych mężów? Kto łamie przysięgę: my czy nasi małżonkowie? Kto sieje zgorszenie: my czy nasi mężowie, żyjący z kochankami?
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 11:59   

ELZD1- znaczy się to taki chwyt socjotechniczny jest- takie prowokujące pytanko he he he .
Olka ma moim zdaniem rację- to jest podburzenie i prowokacja.
I to jeszcze nałogowi zadane- który jest jaki jest- ale nigdy nie popierał rozwodów.
Mam nadzieję że inteligencja nałoga nie śpi- i nie da się wkręcić.

mnie natomiast wybitnie ineteresuje temat dotyczący- kto dał prawo Andrzejowi do potępiania kogokolwiek.
Bo szukałam- i nie widzę nigdzie- z czego to jego "prawo" wynika.
Więc dyskutuję obecnie tylko w temacie znaczenia słowa potępienie.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 12:17   

Ale nakręcacie :shock: siebie przede wszystkim i innych nieładnie.. Bogu Ducha winny a już POTĘPICIEL i w ogóle co jeszcze? Że chce trzymać kurs forum - obrona Rodziny - NIE ROZWODOM? Nałóg i nie tylko nałóg jeszcze do końca być może nie jest świadomy, że jedyne rozwiązanie, na jakie możemy się zgodzić - Rzymscy Katolicy- mieszkający w Polsce - to SEPARACJA. A jeszcze się zdarza przecież, że niektórzy porzuceni odliczają dzień, kiedy powiedzą ozwodowi "tak". My wtedy- pozostali uczestnicy forum mamy czas na to, żeby ich wspierać modlitwą i radą, żeby nie doszło do złamania przysięgi wierności. ALE - musi być jasność, że rozwód nie wchodzi w grę jako "ROZWIĄZANIE".
Na całe szczęście jest ktoś taki jak ADMINISTRATOR, który czuwa nad jasnością komunikatu jakim jest forum "SYCHAR".


Forum alternatywa:
http://forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=47394
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 12:38   

Jesteś:
1. osamotniona w swojej analizie
2. pomylił ci się adres - nie nakręcacie- tylko jeden konkretny prowokuje oraz nakręca!!!!!!
3. nie dyskredytuj umiejętności postrzegania nałoga i nie gdybaj w jego imieniu
4. idę oglądać formułę jeden- z tendencyjnym suflerem gadać mi się nie chce.
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 12:46   

elzd1 napisał/a:
Do tych potępiających:
Może, zamiast słów krytyki i oceny sumień, warto by napisać kilka słów wsparcia dla osób, które właśnie przeżywają dramat rozwodu? Zwyczajnie, po ludzku napisać: współczuję, jestem z Tobą, bardzo mi przykro, że to cię spotkało?
Za dużo wymagam? Bo "po ludzku"?
Łatwo jest potępiać, łatwo jest wskazywać drogę, łatwo komuś grozić Bożym gniewem, gdy stoi się z daleka i widzi tylko literę prawa.
Prawda, Basiu_priv? Z pozycji obserwatora wszystko jest takie proste.
Ja was nie potępiam, ale .....
W przeciwieństwie do Was - Bóg zna serca ludzi i wie, czym się człowiek kieruje.
I ZAWSZE szuka dobra, nawet w największym grzeszniku. I nie przypisuje nikomu złych inencji - ot tak, na wszelki wypadek.
Ja nie znam prawa kanonicznego. Wiem tylko, że Bóg jest ponad to ludzkie prawo.

-----------------------------------------
Każdy swój krzyż przez życie targa.
A jeszcze kamieni mu dołożą....
(znalezione w sieci)


Calkowicie popieram Elzd1...
Drodzy faryzeusze (to ci, dla których litera prawa była ponad wszytsko) -

Nie jestem szczęśliwa, że czeka mnie rozwód. Mam problemy z sercem. Bóle przypominajace te zawał serca.
Życie mi się zawaliło, koniec z marzeniami o dzieciach i domu, a jeszcze Wy tutaj dowalacie ?
Polecam przemodlić ten temat i takie zachowania. Ewentualnie porozmawiać ze spowiednikiem.

A tak naprawdę - po tym, gdy serce sie u mnie parę razy odezwało, nie robią już na mnie wrażenia teksty o "przedsionkach piekla". Marze tylko, aby zamknąć pewien rozdział życia, odseparowac się i dbać o zdrowie. I mieć uregulowaną sytuację rpawną, która jest dla mnie kluczowa. Andrzejowi podpowiadam - sepracja mi tego nie reguluje, bo w dokumentach nadal muszę tłumaczyć się z "posiadania" męża, z jego postępowań, o którychw tej chwili nie mam pojęcia. Dlatego rozwód rozwiąże mi chociaż problemy na tej płaszczyźnie.

Pozdrawiam dbających o czystość wiary... Również tych po rozwodzie...
 
     
miriam
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 16:27   

Kasia nie jest osamotniona w swoich poglądach- ja myślę i rozumuję podobnie. Andrzej nie potępia nikogo , a nazywa jedynie rzeczy po imieniu czyli: zło-złem, a dobro- dobrem.
Rozwód jest złem ,a zgoda na niego także i zgorszeniem.
Jednak każdy ma prawo wyboru i sam Pan Bóg nie wtrąca się do naszej świętej wolnej woli nawet wtedy, kiedy źle robimy. Ale!!! Jeśli katolik stoi przed wyborem , a ktoś wskazuje mu właściwe i jedynie słuszne do przyjęcia rozwiązanie ( z punktu widzenia jego wiary), to jak można go za to potępiać???!
Jeśli ktoś uważa się za katolika , ale żyje wg własnych przekonań , to uważam, że coś jest nie tak z tą jego wiarą. Ja jestem katoliczką i staram się żyć wg zasad swojej wiary jak potrafię najlepiej. Czy źle zrobiłam, że wybaczyłam , ze pozwoliłam na powrót i dałam szansę mężowi na nowe życie razem? Czy źle zrobiłam, ze nie potępiłam tego ,który złamał przysięgę małżeńską? Uważam , ze zachowałam się właśnie tak, jak wymaga ode mnie tego moja wiara.
Małżeństwo jest jedną z dróg do naszego zbawienia. Oboje małżonkowie są odpowiedzialni za swoje zbawienie. Dając zgodę na rozwód nie dajemy szansy Jezusowi, aby nas wspomógł swoją łaską wynikającą z sakramentu małżeństwa.
Jestem na forum nie po to , aby się obnosić ze swoim szczęściem czy zwycięstwem . NIE!!! Tak jak większość przyszłam po wsparcie i zrozumienie , ale również ,aby zaświadczyć o sensie ratowania swojego małżeństwa , dzielić się swoim doświadczeniem , dobrym słowem i nadzieją ,że warto walczyć o godność swojego małżeństwa.
Co do cierpienia powiem tylko tyle ,ze każde odczucie jest subiektywne , a ja nie życzę nikomu tego, co przeszłam. Wszyscy tu jesteśmy bardzo poranieni.
I uwierzcie, nie jest mi łatwo do tego wracać , bo wszystko jeszcze świeże i pod blizną też jest nadal ból ... Tak się składa ,ze rozmawiałam na forum głównie z osobami , które są przed , w trakcie i po rozwodzie-nikogo nie potępiłam i nie oceniam . Wspieram jak potrafię najlepiej.
Ktoś niedawno zapytał mnie ,czy na rozprawę przyjdzie Pan Jezus....? Przyjdzie na pewno.... jako świadek , którym był również w dniu naszych zaślubin.
Pozdrawiam .Miriam.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 16:37   

kasia napisał/a:
Nałóg i nie tylko nałóg jeszcze do końca być może nie jest świadomy, że jedyne rozwiązanie, na jakie możemy się zgodzić - Rzymscy Katolicy- mieszkający w Polsce - to SEPARACJA. A jeszcze się zdarza przecież, że niektórzy porzuceni odliczają dzień, kiedy powiedzą ozwodowi "tak". My wtedy- pozostali uczestnicy forum mamy czas na to, żeby ich wspierać modlitwą i radą, żeby nie doszło do złamania przysięgi wierności. ALE - musi być jasność, że rozwód nie wchodzi w grę jako "ROZWIĄZANIE".
Na całe szczęście jest ktoś taki jak ADMINISTRATOR, który czuwa nad jasnością komunikatu jakim jest forum "SYCHAR".

Forum alternatywa:
http://forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=47394


Kasieńko Droga.
Wskaż mi chociaż JEDNĄ osobę, tutaj na forum, bywającą stale i systematycznie, która poleciała do sądu po rozwód bo jej się małżeństwo znudziło, która z utęsknieniem czeka na swoje "TAK" w sądzie. Wskaż mi choć jedną osobę na forum, która sama, z własnej woli, nie przymuszona okolicznościami - poleciała z pozwem rozwodowym.
Nie musisz publicznie, możesz na priva - żeby nie wytykać palcem.

A nałóg, i nie tylko nałóg - nie jest głupi, ani ja nie jestem, ani nikt inny tutaj. Nie wciskaj ciemnoty ludziom, bo to bardzo brzydko. Wszyscy jesteśmy ŚWIADOMI. I każdy z nas rozliczy się przed Bogiem, może w sakramencie pokuty, ale nie przed Tobą, nie przed Administracją tego forum.
A Twoja postawa przypomina mi tych z procesu Jezusa, stoją i krzyczą: "ukrzyżuj go, ukrzyżuj, złamał nasze prawa". Co z tego, że Barabasz jest złoczyńcą, skoro oni mają własną ofiarę.

To co niektórzy tutaj robią, to kopanie leżącego. Do krzywdy wyrządzonej przez męża/żonę, jeszcze dokłada się parę ciosów, ot tak, dla własnej satysfakcji, żeby udowodnić swoje racje.
Można i tak rozumieć ewangelizację, ja wolę inaczej.
Jeśli nie widzisz, nie rozumiesz, czym jest TRAGEDIA rozwodu, nie wypowiadaj się tak lekceważąco, uszanuj drugiego człowieka.

Mam wrażenie, iż wmawia się nam, że my koniecznie chcemy rozwodu, że jesteśmy zainteresowani wyrażeniem zgody. I że tak w ogóle, to wystarczy w sądzie powiedzieć NIE, a szanowny otworzy oczęta i wróci na łono rodziny.
Ale tak nie ma, w sądzie toczy się wojna i nie my ją wywołujemy, my stoimy pod murem, na roztrzelanie.
Może czas odróżnić, kto wywołał wojnę, kto tylko się broni? I broni swojego małżńnstwa wszelkimi dostępnymi środkami.
Zresztą, czy jakiegoś sędziego obchodzi nasz sprzeciw?
Ostatnio zmieniony przez elzd1 2008-04-06, 17:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 16:40   

Ja również jestem katoliczką i staram się żyć wg zasad swojej wiary jak potrafię najlepiej.

Proponuję każdą dyskusję tego typu zamykać następującą regułką:

„W naszym kościele (w Polsce) nie wolno katolikowi zgodzić się na rozwód. W skrajnych sytuacjach dopuszczalna jest separacja. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości przeczytaj informacje w linkach: Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód? oraz W skrajnych sytuacjach: dlaczego separacja a nie rozwód?
Nie należy w tej kwestii prowadzić dyskusji. Wszelkie dywagacje będą usuwane przez administratora bez uprzedzania dyskutanta.”
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-06, 17:08   

Miriam napisała w chwili szczerości :

Kasia nie jest osamotniona w swoich poglądach- ja myślę i rozumuję podobnie.

To ja, szara zuza gratuluje//współczuję?.
Też nie na temat piszesz. Ale zgodnie z zasadą- której nikt !!!!!! nie podważa.
- i to jest ciekawe- ten wasz tok myślenia.
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-07, 08:12   

NIE NAM TO WSZYSTKO OCENIAĆ... KAŻDY Z NAS STANIE PRZED PANEM I BEDZIE OCENIONY, KAZDY ZA SWOJE CZYNY... A MY TU CIAGLE OCENIAMY, KRYTUKUJEMY ITD.... I TAK NIC NAM PO TYM... ZOSTAWMY TO WSZYSTKO PANU :mrgreen:
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-07, 08:15   

Ha.............. a tylko troche empati było potrzeba.
Nie otwierałem kompa przez 2 dni............ a tu znowu burza.
Ludzie............ ,Andrzej,Kasia ,Miriam.............. nie każdy rozwiedziony jest rozwiedziony z własnej woli,czesto jest tak ,że wyraził zgodę na rozwód............bo juz nie miał siły przepychać się w sądach.Bo został przymuszony emocjonalnie,bo presja sądu,małżonka,świadków.......Bo rozwód został orzeczony wbrew jego woli,choćby ze względy na upływ czasu..... Jest coś takiego jak "oświadczenie woli złożone pod presją lub przymusem"często emocjonalnym i psychicznym. Zdarza sie chyba tak w sprawach rozwodowych????? Jest też spóżniona refleksja nad podjętż decyzją-zgodą.
Ważniejsze jest co po rozwodzie............ jak żyje ten/ta osoba kiedy został wydany wyrok o rozwiązaniu umowy cywilno-prawnej o zawarciu związku małżeńskiego.
Czy jest wierny/a złożonej przysiędze czy laduje w łóżku w najbliższej przyszłosci aby sie z kimś pocieszyć.
I TO BYŁO W MOIM STWIERDZENIU NAJWAZNIEJSZE.Co po rozwodzie.
Rozwód jest złem.
Czasami złem koniecznym .I czy sie to komuś podoba czy nie to jest czasami ZŁEM KONIECZNYM.
Bo przemoc,bo nałogi,bo odpowiedzialność podatkowa,bo odpowiedzialność finansowa,bo terror emocjonalny,brak szacunku,bo dołowanie .

Wczoraj na pytanie o rozwód cywilny odpowiadał w Katechizmie Porecznym ks.Piotr Pawlukiewicz ( www.sielskiefale.pl ) zakładka katechizm poręczny...odsyłam.

Sens (jak dla mnie) był taki......... rozwód jest czymś złym,ale nie zamyka on definitywnie podejmowania wysiłków o odrodzenie małżeństwa.
I nikt tak naprawdę nie ma prawa potepiać innego człowieka z tego(rozwodu) powodu,szczególnie tych trwających ,bedących wiernymi złożonej przysiędze.

Zeby cokolwiek powiedzeć,mieć prawo do oceny to trzeba by założyc buty tego potencjalnie potępianego i pochodzić tak z rok w tych butach(buty=życie).
Dajcie spokój .......szkoda pary w te przepychanki.
Zajmicie sie sobą,swoim sumieniem.To że ktoś nie wyraził zgody na rozwód,albo wyraził i zyje zgodnie z przykazaniami nie oddziela go od wiary,Boga,kościoła.

Kontrakt-ślub cywilny (wg mnie a taki tez zawierałem bo musiałem) jest umową cywilno-prawną.

Acha...... i oświadczam ,że nie mam zamiaru dyskutować nad tym z Tobą Andrzeju, czy z kimkolwiek innym-mimo że to do mnie zostało skierowane pytanie.

To jednak -mimo wszystko temat zastępczy............ taka dyskusja.Lepiej skupić sie na tym aby podzielić sie swoim doświadczeniem,siłą ,nadzieją z tymi co tego potrzebują.

Pogody Ducha
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-07, 08:29   

rozwód jest czymś złym,ale nie zamyka on definitywnie podejmowania wysiłków o odrodzenie małżeństwa.
I nikt tak naprawdę nie ma prawa potepiać innego człowieka z tego(rozwodu) powodu,szczególnie tych trwających ,bedących wiernymi złożonej przysiędze.


podpisuje się pod słowami

Lepiej skupić sie na tym aby podzielić sie swoim doświadczeniem,siłą ,nadzieją z tymi co tego potrzebują.

a pod tymi tym bardziej :mrgreen:
 
     
Andrzej 
Mąż jednej żony


Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 30
Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 301
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2008-04-08, 11:45   Zgoda na rozwód jest znakiem złamania przymierza z Bogiem

Agnieszka78 otwierając temat „nie podoba mi się nazwa tego podforum- rozwód czy ratowanie„ napisała:

Agnieszka78 napisał/a:
wejdzie taki jeden z drugim mąż niewierny przypadkowo i zaraz widzi ze mu tu sobie piszemy o takich alternatywach dla nich, nawet jak w wyszukiwarkę wpisze sie kryzys to wychodzi ta strona z podpisem rozwód czy ratowanie, chociaż by było odwrotnie, czyli ratowanie małżeństwa czy rozwód, ale nie-rozwód jako pierwszy
to już lepiej powinno być paszport do piekła czy ratowanie małżeństwa hihihihihi :)

Wiesz Agnieszko jakie słowo najczęściej osoby do nas trafiające na forum wpisują w wyszukiwarce? Właśnie rozwód. Dzięki temu, że w haśle „Rozwód czy ratowanie małżeństwa?” jest to najczęściej wpisywane słowo, takie osoby, które myślą o rozwodzie, albo, które szukają ratunku dla swoich małżeństw, mogły zawitać na nasze strony.

lena napisał/a:
sorry za zuchwalstwo, ale czy Ty Andrzeju mógłbyś udzielić jakiejś konkretnej rady jak wyjść z kryzysu, co zrobić gdy...., jak przekonac sąd do naszego "NIE".....nie jako administrator, ale jako Andrzej.

....jak dla mnie bardzo nieładnie i mimo iż nie jestem w takiej sytuacji(rozwodowej).....poruszyło mnie i współczuje osobom,
które w takiej się znajdują.

Nie zgadzam sie na rozwód, nie wyrazam zgody, ponieważ nie pozwala mi na to moja wiara, kłóci sie to z tym co przysiegałam/łem...."ale".... sąd mało to obchodzi i orzeka rozwód.
....i tu tkwi problem właśnie w "ale".

Lena, w tej sprawie nie jest najważniejsze jak zachowa się sąd rozwodowy. Nazywam go sądem rozwodowym, bo jak pokazuje życie, prawo i orzecznictwo sądowe w Polsce w sprawach o rozwód, jeśli strona powodowa nie wycofa pozwu, a będzie uparcie dążyła do rozwodu, to go z dużym prawdopodobieństwem prędzej czy później w końcu otrzyma. Myślę, że to co powinien przede wszystkim powiedzieć w sądzie pozwany małżonek, to dać przede wszystkim świadectwo swojej wierności przymierzu małżeńskiemu czyli Bogu. Bóg w tej sprawie jest najważniejszy. A więc przede wszystkim świadectwo, bo od niego wszystko co dobre, co wiąże się z uzdrowieniem małżeństwa zależy. Nie twierdzę, że jak ktoś się zgodził na rozwód - na zerwanie przymierza, to Bóg mu już drugiej szansy nie da na opowiedzenie się za Nim. Ale po co ryzykować, po co się męczyć bez sensu licząc tylko na własne siły – odcinając się od dopływu łaski?
Chodzi o to, by na sali sądowej dać świadectwo wiary w Boga. Wystarczy powiedzieć: „Kocham żonę (męża), przysięgałem żonie (mężowi) i Bogu, że pozostanę jej (jemu) wierny, że nigdy nie wystąpię i nie zgodzę się na rozwód, bo przysięga jest sakramentalna, jest świętym przymierzem z Bogiem, a moja zgoda na rozwód złamałaby to przymierze”. Jest to wielkie świadectwo, tym bardziej, że świadczący je może narazić się na nie dające się wykluczyć szydercze uwagi czy inne niezbyt przyjemne komentarze. Ale to jest właśnie ten mój krzyż wierności, którego nie wstydzę się za Chrystusem nieść. Takie świadectwa są dzisiejszemu światu niezwykle potrzebne.
Lena, i to jest moja odpowiedź na Twoje pytanie, bym udzielił konkretnej rady jak wyjść z kryzysu. To nie sąd cywilny jest tu najważniejszy, ale Bóg, bo to Jego mocą jest uzdrawiane małżeństwo. Na uzdrawiającą łaskę Bożą masz o wiele większy – o Niebo większy :) wpływ niż na sąd rozwodowy, który ani tak miłosierny, ani tak sprawiedliwy jak Bóg nigdy nie był, nie jest i nigdy nie będzie. W takiej sytuacji, gdy z punktu widzenia wierności Bogu zrobisz wszystko, a mimo Twojej niezgody orzeczony zostanie rozwód – to nie będzie on tragedią. Dlaczego? Bo gdy Bóg jest na 1. miejscu, gdy okazywana jest wierność przymierzu z Nim, gdy nie ma miejsca na „ale” tak w sercu, jak w słowie i czynie - to wtedy On prowadzi, daje pokój wewnętrzny, jasność umysłu, poprzez działanie Ducha św. wskazuje na konkretne rozwiązania prowadzące do uzdrowienia…
A jeśli chodzi o nałoga, to jego pomoc na forum jest cenna (i innych osób zresztą też :)).

nałóg napisał/a:
Ludzie............ ,Andrzej,Kasia ,Miriam.............. nie każdy rozwiedziony jest rozwiedziony z własnej woli,

Jeśli zgadzam się na rozwód, to jest udział mojej woli, chyba że jestem woli pozbawiony.

nałóg napisał/a:
czesto jest tak ,że wyraził zgodę na rozwód............bo juz nie miał siły przepychać się w sądach.

No, dla „świętego spokoju”. A najwięcej niepokoju jest w „w świętym spokoju”.

nałóg napisał/a:
Bo został przymuszony emocjonalnie,bo presja sądu,małżonka,świadków.......

W takich sytuacjach trzeba trzymać się blisko Pana Boga, a wtedy masz wsparcie, nie swoją a Bożą moc, by potrafić przeciwstawić się złu i do końca mówić NIE rozwodowi.

nałóg napisał/a:
Bo rozwód został orzeczony wbrew jego woli,choćby ze względy na upływ czasu.....

Skoro do końca mówi NIE, a rozwód wbrew jego woli jest orzeczony, to wtedy nie ponosi winy moralnej. Przed Panem Bogiem cały czas zaświadcza o wierności przymierzu z Nim i małżonkiem.

nałóg napisał/a:
Jest coś takiego jak "oświadczenie woli złożone pod presją lub przymusem"często emocjonalnym i psychicznym. Zdarza sie chyba tak w sprawach rozwodowych????? Jest też spóżniona refleksja nad podjętż decyzją-zgodą.

Pod jakim przymusem? Są torturowani przed sądem? Sąd ich torturuje? A co to nie ma ochrony prawnej przed szantażem, nie ma Policji, nie ma przyjaciół, którzy ochronią, nie ma „Niebieskiej Linii”?
Ale czy to zwalnia człowieka zgadzającego się na zło z odpowiedzialności za zerwanie przymierza z Bogiem? Przecież nie można mówić, że ktoś nie miał świadomości, że składa przysięgę przed Bogiem, świadkami i tłumem ludzi. Są przecież zdjęcia, filmy, życzenia, etc. A już z pewnością taką świadomość mają (lub zyskują większą) te osoby, które zaglądają na strony naszej wspólnoty. Bardzo rzadkie są przypadki, by ludzie uczestniczący w ślubnej ceremonii zaprzysiężenia nie zdawali sobie sprawy, z tego co robią, żeby byli całkowicie nieprzytomni. Żeby ich ksiądz wcześniej nie pouczył w jak wielkim wydarzeniu uczestniczą.

nałóg napisał/a:
Ważniejsze jest co po rozwodzie............ jak żyje ten/ta osoba kiedy został wydany wyrok o rozwiązaniu umowy cywilno-prawnej o zawarciu związku małżeńskiego.
Czy jest wierny/a złożonej przysiędze czy laduje w łóżku w najbliższej przyszłosci aby sie z kimś pocieszyć.
I TO BYŁO W MOIM STWIERDZENIU NAJWAZNIEJSZE.Co po rozwodzie.

Tak to jest bardzo ważne. Ale dla tych, którzy otrzymali pozwy rozwodowe i czeka ich próba wierności – którzy będą decydować się czy nieść krzyż wierności Świętemu Przymierzu czy go odrzucić – to jest to nie mniej ważne. Bo nie można zakładać (a tak Lodziu odebrałem Twój post), że drogą do uzdrowienia małżeństwa jest rozwód. Że trzeba popełnić zło, by osiągnąć dobro. Że Bóg pragnie, by człowiek złamał przymierze z Nim, aby go potem ratować. Trzeba naprawdę zrobić wszystko, by do rozwodu nie doszło, a przynajmniej nie wyrazić nigdy nań zgody. Wtedy jest szansa by powstrzymać falę zła jaką wyzwala zgoda na zerwanie przymierza z Bogiem. By dać tak bardzo potrzebne dzisiejszemu światu świadectwo wierności. By pomóc innym przeżywającym kryzys małżonkom. By odwrócić katastrofalny trend rozpadających się w coraz szybszym tempie małżeństw. Od 2000 roku w Polsce dwukrotnie wzrosła liczba rozwodów. Więcej małżeństw się rozwodzi, niż zawiązuje.

nałóg napisał/a:
Rozwód jest złem. Czasami złem koniecznym .I czy sie to komuś podoba czy nie to jest czasami ZŁEM KONIECZNYM.

Możemy powiedzieć, że morderstwo, aborcja czasem też może być złem koniecznym?

nałóg napisał/a:
Bo przemoc,bo nałogi,bo odpowiedzialność podatkowa,bo odpowiedzialność finansowa,bo terror emocjonalny,brak szacunku,bo dołowanie .

Są to wystarczające powody żeby zrywać święte przymierze małżeńskie z Bogiem, by Go ciężko obrażać, by krzywdzić przez to innych małżonków i ich dzieci?

nałóg napisał/a:
Sens (jak dla mnie) był taki......... rozwód jest czymś złym,ale nie zamyka on definitywnie podejmowania wysiłków o odrodzenie małżeństwa.

Oczywiście, że nie zamyka – nie zamyka podejmowania wysiłków o odrodzenie małżeństwa na każdym etapie kryzysu małżeństwa – zarówno, gdy jest ono przed, w trakcie czy po rozwodzie.

nałóg napisał/a:
I nikt tak naprawdę nie ma prawa potepiać innego człowieka z tego(rozwodu) powodu,szczególnie tych trwających ,bedących wiernymi złożonej przysiędze.

Kościół, papież potępiając rozwody nie potępia tych co się rozwiedli, bądź się rozwodzą, jedynie głosząc swoją naukę ostrzega przed złem i jego zgubnymi skutkami. Nie można zarzucać Kościołowi czy papieżowi czy ludziom, którzy powtarzają jego słowa, że potępiają ich jako osoby. Napisalem tekst Jaka jest różnica między osądem osoby a osądem jego czynów? o odróżnianiu osądu człowieka (który tylko Bóg może dokonywać) od osądu jego czynów (do którego to osądu wszyscy jesteśmy wezwani). Jako osoby wierzące (uczniowie Pana Jezusa) nie możemy nie reagować na zło.

nałóg napisał/a:
Zeby cokolwiek powiedzeć,mieć prawo do oceny to trzeba by założyc buty tego potencjalnie potępianego i pochodzić tak z rok w tych butach(buty=życie).

My jako ludzie możemy poznawać jedynie po owocach, po czynach danego człowieka, czy są one dobre czy złe. Osąd człowieka należy pozostawić Bogu, bo tylko On zna serce człowieka. Jednak nie zwalnia nas to z obowiązku oceny postępowania, z obowiązku przeciwstawienia się złu. Stwórca daje moc do przetrwania i nie poddawania się złu. I to co tu na forum już nie raz pisałem, że kto prawdziwie kocha współmałżonka, nigdy nie wyrazi zgody na zło jakim jest rozwód. Z miłości małżeńskiej zakotwiczonej w Bogu czerpie sakramentalną moc, która jest potrzebna do przeciwstawienia się złu.
Odkąd moje małżeństwo znalazło się w niebezpieczeństwie, zagrożone rozwodem, podejmowałem naprawdę rozmaite starania by do rozwodu nie doszło. Ale niestety moje usilne starania prowadzące do pojednania z żoną, mimo mojej do końca wyrażanej niezgody na rozwód, nie przyniosły pozytywnego efektu. Rozwód został orzeczony. Jestem bardzo wdzięczny Bogu, że dzięki wierze, dzięki miłości do żony nie zgodziłem się na rozwód. Że dzięki Bogu moja miłość do żony może nieustannie wzrastać, mimo że od 10 lat żona związana jest z innym mężczyzną, że od 2000 roku nie przyjmuje wysyłanych w jej stronę (od czasu do czasu) sygnałów o moim pragnieniu spotkania się z nią… Wierzę, że dzięki tej sakramentalnej miłości szanse na uzdrowienie mojego małżeństwa nieustannie rosną. :) U Boga bowiem nie ma nic niemożliwego. :)

nałóg napisał/a:
Dajcie spokój .......szkoda pary w te przepychanki.
Zajmicie sie sobą,swoim sumieniem.To że ktoś nie wyraził zgody na rozwód,albo wyraził i zyje zgodnie z przykazaniami nie oddziela go od wiary,Boga,kościoła.

Nie oddziela go od wiary, Boga, Kościoła. Jednak uświadamianie jak wielkim złem jest wystąpienie o rozwód i zgoda na rozwód, że jest to jak napisała Miriam, pozbawienie się uzdrawiającej sakramentalnej łaski Bożej wskutek samowolnego, jednostronnego zerwania z Nim przymierza, które skutkuje złem zgorszenia, krzywdzącym wiele innych małżeństw i ich dzieci. Pokuta, nawrócenie, uświadomienie sobie zła wyrządzonego swojemu małżeństwu, przeproszenie Boga za zerwane przymierza z Nim, za brak do Niego zaufania, za zło zgorszenia wyrządzone innym małżeństwom, pojednanie z Bogiem i otwarcie się na pojednanie ze współmałżonkiem dopiero może przywrócić stan uświęcającej, uzdrawiającej łaski sakramentu małżeństwa w sercach małżonków łamiących Przymierze.

nałóg napisał/a:
Kontrakt-ślub cywilny (wg mnie a taki tez zawierałem bo musiałem) jest umową cywilno-prawną.

Ale rozwód cywilny jest w swym zewnętrznym przynajmniej wyrazie znakiem zerwania świętego przymierza z Bogiem, powoduje zgorszenie, przyczynia się do rozpadu innych małżeństw. Człowiek, który w sercu jest wierny małżeńskiemu przymierzu, wierny jest także w czynach. Bo na tym polega spójna postawa człowieka wiary; reprezentuje tę samą postawę jednocześnie w myślach, słowach i czynach. A czyny są najważniejsze, bo z nich przede wszystkim będziemy sądzeni. Wiara bez dobrych uczynków jest martwa.
W nauce Kościoła w Katechizmie mowa jest o rozwodzie cywilnym – o moralnym zakazie rozwodów cywilnych, bo innych przecież nie ma! Istnieje jedynie dopuszczalne przez Kościół alternatywne w skrajnych sytuacjach rozwiązanie - separacja nie powodująca konfliktu sumienia.
Dlaczego kiedyś ludzie nie rozwodzili się, nie było instytucji rozwodu, rozwód nie wchodził w rachubę, jedynie separacja…

nałóg napisał/a:
Acha...... i oświadczam ,że nie mam zamiaru dyskutować nad tym z Tobą Andrzeju, czy z kimkolwiek innym-mimo że to do mnie zostało skierowane pytanie.

Dlatego zamkniemy teraz niniejszym postem tę dyskusję. Połączę ten temat z wcześniej zamkniętym, bo jest on jego kontynuacją.

nałóg napisał/a:
To jednak -mimo wszystko temat zastępczy............ taka dyskusja.Lepiej skupić sie na tym aby podzielić sie swoim doświadczeniem,siłą ,nadzieją z tymi co tego potrzebują.

Nie zgadzam się z Tobą, że jest to temat zastępczy. Ten temat dopóki będzie istniała instytucja rozwodu, a więc publiczne znieważanie Boga, publiczne łamanie zawartego z Nim i współmałżonkiem przymierza, publiczne zgorszenie – to temat będzie zawsze bardzo ważny i aktualny.
Masz rację nałogu, że wszyscy potrzebujemy nadziei opartej na wierze w Bożą moc sakramentu, zwłaszcza wtedy, gdy Pan Jezus jest na każdej sprawie rozwodowej najważniejszym świadkiem, i że mówiąc NIE rozwodowi mówimy tak naprawdę Bogu: TAK WIERZĘ TOBIE JEZU, ŻE DASZ MI WYSTARCZAJĄCO DUŻO SIŁY BYM MÓGŁ/MOGŁA DAĆ ŚWIADECTWO WIERNOŚCI PRZYMIERZU Z TOBĄ I ŻONĄ/MĘŻEM, A JEDNOCZEŚNIE BY WRAZ Z TYM ŚWIADECTWEM PROCES UZDROWIENIA MOJEGO MAŁŻEŃSTWA (I INNYCH TAKŻE, BO DOBRE ŚWIADECTWO JEST ZARAŹLIWE :)) MÓGŁ SIĘ WE WSPÓŁPRACY Z TOBĄ MOIM BOGIEM – JUŻ NA SALI SĄDOWEJ ROZPOCZĄĆ, NAWET JEŚLI WBREW MOJEJ NIEZGODZIE SĄD ORZEKNIE ROZWÓD. Dopóki walczysz we współpracy z Bogiem o sakramentalne małżeństwo – o jego uzdrowienie, jesteś zwycięzcą… A plan takiej walki mógłby np. wyglądać tak jak w 2. punkcie proponuje Zuza w swoim poście skierowanym do Rzaby – w temacie przez Rzabę założonym pt. ”przegrałam…” (*), pod warunkiem że wybijającym się motywem tej walki, obok deklarowanej miłości do męża, będzie rzeczywista i wyartykułowana przed sądem miłość do Boga. Może to być głośno wypowiedziane: Nie zgadzam się na rozwód bo przysięgałem żonie, którą kocham. Przysięgałem przed Bogiem, który jest tu na sali sądowej obecny jako największy świadek i obrońca naszego małżeństwa. I nikt nawet papież nie może Mnie z tej przysięgi zwolnić. A ja nie mogę wykonać żadnego znaku, który byłby złamaniem tego świętego trójstronnego przymierza.

nałóg napisał/a:
Pogody Ducha

:)


(*)
zuza napisał/a:
2, możesz powiedzieć nie i udowodnić że jest szansa na ratunek- bo kochasz, oceniasz że mąz kieruje się emocjami i pragniesz dac mu szansę bo nie masz pewności że nie zmieni zdania- wtedy tez może się batalia rozpocząć- bo nadal mówisz nie.
Możesz dodać - że twoje nie- nie wynika ze złości- że zdajesz sobie sprawę że nie zmusisz do miłości oraz że wiesz że możesz spowodować że sytuacja się skomplikuje- ale tak czujesz- i tym kierowana mówisz nie.
Drugi sposób też nie gwarantuje że nie rozpocznie się walka- ale daje ci komfort- bo nie atakujesz. I ty o tym wiesz.



PS. Moją intencją nie było potępienie kogokolwiek, kto wystąpił o rozwód lub wyraził zgodę na rozwód. Lodzię i inne osoby, które mogły się poczuć urażone formą mojej wypowiedzi – przepraszam.
_________________
"Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
 
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9