Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
historia moni82
Autor Wiadomość
monia82
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 00:51   historia moni82

Witam!
Właściwie nie wiem od czego zacząć...
Trafiłam na tą stronkę wczoraj przypadkiem, gdy szukałam porad dla małżeńśtw w kryzysie. Czytałam trochę postów i postanowiłam zasięgnąć porady, bardzo potrzebuję teraz wsparcia. Chcę wiedzieć czy moje małżeństwo da się jeszcze uratować czy lepiej pozwolić mu odejść skoro on i tak nie chce już ze mną być bo mnie nie kocha i nie chce iść ze mną do poradni bo wg niego to nie ma sensu :-(
Ale od początku...

Jesteśmy małżeństwem od ponad 2 lat. Przed ślubem byliśmy razem 1,5 roku, niedawno minęło 4 lata jak się poznaliśmy. Mamy 5 mies. córeczkę o którą długo się staraliśmy.
Spróbuję zacząć od sedna naszych problemów.
Mój mąż zrezygnował dla mnie z pracy w słuzbach mundurowych, gdyż nie dostał przeniesienia. Pisaliśmy kilkatrotnie, przed ślubem i po, więc zdecydowaliśmy, że skoro ja tu dostałam pracę w zawodzie to on poszuka też tu pracy. I znalazł, ale po jakimś czasie coś mu nie pasowało, bo dojazdy, przełożeni się czepiają - zrezygnował.
Zaznaczę że mój maż nie jest cierpliwy, on chce mieć wszystko "już", a jak coś idzie nie po jego myśli to już jest źle. Poza tym ma słomiany zapał i najpierw jest bardzo zaangażowany w pracę, a potem mu przechodzi i szuka pretekstu żeby zrezygnować...
Ale mnie, zakochanej to nie przeszkadzało... Dodam że wypomina mi to do tej pory i mówi że powiniem mnie stąd "zabrać" zaraz po ślubie. Był o mnie bardzo zazdrosny, niedawno dowiedziałam się że kontrolował mnie, sprawdzał za moimi plecami telefon, pocztę itp a ja się nigdy nie zorientowałam. Przestał jak byłam w ciąży. Potrafił przyjechać niespodziewanie 350 km żeby zrobić mi niespodzankę a tak naprawdę chciał sprawdzić gdzie jestem i co robię. NIGDY nie dałam mężowi powodów do zazdrości! Nawet nie pomyślałam że mogłabym go kiedyś zdradzić! A on tak mnie kontrolował...

Bardzo szybko chcieliśmy mieć dziecko, staraliśmy się ponad 2 lata i w sierpniu zeszłego roku urodziła się nasza upragniona córeczka.
Zaznaczam że mąż jest rok młodszy ode mnie. Bardzo szybko mi się oświadczył a po 1,5 roku był slub. Nie wiem czy to ważne, ale mąż był moim pierwszym partnerem i wiedziałam, że to na niego czekałam całe zycie i że się razem zestarzejemy.
Ja niestety nie byłam jego pierwszą, co mąż przede mną ukrył, bo twierdził że będzie mi przykro i że kiedy dowiem się jaki jest, nie będę chciała z nim być :-( Czyli od początku mnie oszukiwał. A przed ślubem się z tego nie wyspowiadał i wiem, że przez to nasza przysięga małżeńska jest nieważna :-(
Po niecałym roku od ślubu zaczeło się między nami psuć. Mieliśmy trochę problemów finansowych i mąż dorabiał dodatkowo bo twierdził, że "ja nie wymyslę nic żeby pieniążków było więcej i to on zawsze musi kombinować a ja tylko czekam aż on coś wymyśli."
Jestem nauczycielem i tak się stało że po roku stażu w wakacje zostałam na lodzie, ale przyjęli mnie od wrzesnia, więc mój mąż stwierdził że powinnam sobie poszukać pracy na wakacje. Ja tego nie zrobiłam bo chciałam odpocząć i moim błędem było to, że od razu mu tego nie powiedziałam. Mój mąż na wakacje załatwił swojemu bratu pracę nic mi o tym nie mówiąc, teściowie już wiedzieli a ja dowiedziałam się na końcu! Oczywiście zaciskałam zęby i jak teście się pytali czy to nie problem to co miałam powiedzieć? nam się nie przelewało i teściowie jakoś się z tym nie liczyli że my młodzi, na dorobku a tu się zwala szwagier na 2 miesiące i teść na 2 tygodnie.
Od tego się zaczeło.
Często się przez to kłóciliśmy a i tak nie doszliśmy do porozumienia.
Mąż stwierdził że już wtedy ja "zabijałam" w nim uczucie do mnie bo go zostawiałam z problemami samego, ale ja widziałam że ma problemy sam ze sobą, namawiałam, na wizytę u psychologa, w katolickiej poradni rodzinnej, ale to było jak grochem o ścianę. On twierdził że nie ma problemów i to nam nie potrzebne. Zawsze dusił w sobie wszystko, nie chciał rozmawiać o problemach, uciekał, a ja nie potrafiłam go namówić do zwierzeń :-( A teraz się dowiaduję że zostawiałam go z problemami i "umywałam ręce". Ale jak on odrzucał moją pomoc to co ja mogłam więcej zrobić?
A potem pojawiła się ciąża. Mąż się barzo ucieszył, ale już wcześniej tak naprawdę nie widział sensu tego ciągnąć. Twierdzi że już w te wakacje coś się w nim wypaliło i był ze mną tylko ze względu na dziecko :-( I miał nadzieję że się jakoś "samo" ułoży a uczucie odżyje. Z mojej strony nic się nie zmieniło pomimo naszych problemów.

Wiosną, jak byłam w ciąży stracił pracę, a że mieliśmy sporo wydatków poprosilismy moich rodziców żeby nas przygarneli. Z tego co się dowiedziałam od mamy ojciec się nie zgodził, mąż od początku mu się nie podobał i się nie pomylił. Nie chciał z nim mieszkać pod jednym dachem, ale mama go przekonała. Tylko co z tego jak mój ojciec robił wszystko, żebyśmy sami się wyprowadzili? Ciągle się czepiał, mama się wtrącała w nasze zycie, więc mój mąż zaczął uciekać w pracę (znalazł pracę w hipermarkecie). Brał dodatkowe zajęcia i często nie było bo od świtu do nocy. Wszystko po to, żby nie oglądać moich rodziców. Ja szczerze mówiąc nie stawałam w jego obronie, nawet potem suszyłam mu głowę żeby zrobił coś dla świętego spokoju, żeby ojciec się nie czepiał. a obaj mają trudne charaktery więc robili sobie złośliwości. A ja w ciąży chciałam mieć "św. spokój"...
Jak urodziła się córeczka po urlopie mąż też uciekał w pracę. Choć tak naprawdę nie musiał bo starczało, ale nie chciał oglądać moich rodziców i ograniczał kontakty z nimi do minimum.
Nasza córeczka miała niespełna 2 miesiące, kiedy mój mąż zdradził mnie z koleżanką z pracy :cry: To była osoba lekkich obyczajów, ale mąż myślał że jest inna, Dużo rozmawiali, żalili się sobie, gdyż jej konkubent bił ją po każdym jej kolejnym romanie, a mój mąż jej żałował bo nie wiedział dlaczego ją bije. Myślał że to zwykły damski bokser i pocieszał ją jak mu pokazywała siniaki.
To trwało jakiś miesiąc jak się spotykali, ale zaczął mnie zdradzać jakieś 2 tyg przed tym jak się dowiedziałam. Mnie powiedział że to było tylko raz, w hotelu a w rzeczywistości było 3 razy, w tym 2 w naszym samochodzie na tylnym siedzeniu, gdzie woził nasze dziecko! :cry: A ten wyjazd dokładnie sobie obmyślił. Mnie powiedział że jedzie na szkolenie do Bydgoszczy, a kiedy zaczełam coś podejrzewać, bo moja mama mnie uprzedzała i sama w tajemnicy przede mną go szpiegowała w pracy, zażądałam delegacji to wymyślił bilety PkS, na podstawie których mieli mu oddać pieniądze!
Wziął komputer do pracy, wymyslił mi bajeczke a w rzeczywistości przeglądał gdzie by tu pojechać! Tylko nie wyczyścił historii w laptopie, ale ja się zorientowałam za późno.
Jak się umówił z tą dziewczyną żeby ustalić wersje (a mnie powiedział że jedzie do kolegi)był przypadkiem widziany przez mojego brata, który go potem ostrzegł że jeśli mnie skrzywdzi, to pożałuje. Moja mama też go ostrzegała i jeszcze na dzień przed wyjazdem do tego hotelu pytała go: "co ty musiałbyś zrobić takiego złego, żeby powiedzieć że to jest złe?" "Nie wiem, może zdrada?" A już wtedy mnie zdradzał! Jak się go spytałam gdzie był tamtego wieczoru powiedział mi że był z tym kolegą w pewnym miejscu bo kupił lewe radio! Ja dzień wcześniej zauważyłam je w samochodzie i wtedy mi powiedział że kupił "w promocji" A w rzeczywistości oddał stare, dopłacił do nowego normalnie w sklepie!
A pojechali sobie do **** hotelu za 200zł za noc i to za moją wypłatę! A następnego dnia pojechali sobie do Bydgoszczy po alibi!
A mnie nigdy nigdzie nie zabrał :-(

Bardzo szybko się wydało. Następnego dnia poszliśmy na imprezę dla pracowników jego firmy. Mąż strasznie się spił, nie zwracał na mnie uwagi, bawił się w najlepsze bo chciał nie myśleć a ta dziewczyna siedziała obok mnie i jeszcze rękę mi podała! A mąż na to patrzył bo siedział na przeciwko! Kiedy już było z nim źle zabrałam go stamtąd i wtedy zaczeła się moja gehenna :-( Zaczął bredzić że jest nikim, że się zabije i da mi rozwód bo zasługuję na kogoś lepszego, wymyślił sobie 2 próby samobójcze kiedy w rzeczywistości to ta kochanka je miała. No i do zdrady, w obrzydiwy sposób. Twierdził że zdradał mnie jeszcze przed ślubem z każdą jak leci (co było nieprawdą bo był bardzo o mnie zazdrosny i wpatrzony we mnie jak w obrazek) a ostatni raz wczoraj jak jechał na to niby szkolenie. Nie będę przytaczać szczegółów bo to obrzydliwe, ale bolało bardzo. Część była tylko prawdą.
W domu powiedziałam o wszystkim mamie a ona mi wyznała co wie.
Bolało strasznie. to był dla mnie szok! Natychmiast przelałam jego wypłatę na mamy konto. Zabrałam mu telefon, gdzie były obrzydliwe smsy. Wcześniej wszystko kasował w pracy, tym razem nie zdążył. Mam je do tej pory. Zabrałam mu dokumenty i kluczyki od samochodu, pieniądze i kartę bo bankomatu, zostawiłam tylko kredytowe.
Rano wszystko mu powiedziałam, naplułam mu w twarz, spoliczkowałam i kazałam się wynosić.
Po południu koleżanka z pracy przywiozła go pod blok a on walił do brzwi i dzwonił ale nie chciałam z nim rozmawiać. Jak zadzwoniłam na policję to odszedł. Potem wydzwaniał do mnie z róznych numerów ale nie chciałam z nim rozmawiać. Rodzice dodatkowo mnie nakręcali i mówili że powinnam się z nim natychmiast rozwieść. Zgodziłam się, poszłam z ojcem do adwokata, który twierdził że popełniałam będy jak pijany zająć. Do tego byłam u niego w pracy donieść że kombinował z godzinami, i "przy okazji" spotkałam tą dziewczynę. Jej też naplułam w twarz. Wezwała policję, ale ja i ojciec już wyszliśmy. Do tego wypsywałam z fikcyjnego profilu na nk komenatrze pod jej zdjęciami, sugerujące że ona romansuje z żonatymi i rozbija rodziny. Wiem, dziecinne. Groziła mi sądem.
Wiem nie powinam, praca to nie miejsce do załatwiania osobistych spraw ale byłam w emocjach a w rodzicach tak naprawdę nie miałam wsparcia...
Mąż po tej aferze przeze mnie musiał odejść z pracy.
Konkubent tej dziewczyny dowiedział się o nim, a że to typ spod ciemnej gwiazdy mąż musiał przed nim uciekać.
Po jakimś tygodniu zgodziłam się spotkać z mężem. On się dowiedział jaka ona jest naprawdę i twierdził że na tej impreze zakończył sprawę choć tak naprawdę kontaktowali się jeszcze prawie miesiąc.
Gdy przyjechał do mnie porozmawiać mój brat dał mu w twarz. A mąż potem poszedł na obdukcję!
Przepraszał, prosił o wybaczenie, twierdził że się pogubił, zbłądził i chce to naprawić. Zmiękłam, choć trzymałam dystans jeszcze. Tego dnia wyjechał do innego miasta, do rodziny, gdyż konkubent tej dziewczyny gonił go i nie był bezpieczny w mieście.
A ona potem straszyła go ciążą, co na szczęście okazało się nieprawdą. Nie mógł się od niej odczepić, więc wymyślił że będzie zbierał o niej informacje (miał tu informatorów) gdzie była, co robiła a ją utrzymywał w przekonaniu że mu zależy. Poza tym nie miał pewności że ona nie jest z nim w ciąży więc musiał ją jakoś pilnować, gdyż nie prowadziła się dobrze. W końcu wygarnął jej wszystko a ona go znienawidziła i wreszcie miał święty spokój. Ja się dowiedziałam o tym po fakcie jak ściągnęłam sobie jego biling i też mu to niestety wygaręłam. Cały czas szukałam, sprawdzałam i co jakiś czas dowiadywałam się pewnych rzeczy o tej sprawie. Nie wiem po co się tak naprawdę zadręczałam...
Odwiedził nas 2 razy przez ten miesiąc i podczas jednej z jego wizyt spotkaliśmy się ze znajomym księdzem z sądu biskupiego, który bardzo nam pomógł. Wg niego mieszkanie na odległość nie ma sensu i jeżeli chcemy odbudować nasz związek powinniśmy zamieszkać razem. I mąż się tego "uczepił". Namawiałam go na poradnię rodzinną, ale twierdził że to nam nie potrzebne że musimy ze sobą szczerze rozmawiać i to wystarczy. Ale myślałam że go z czasem namówię...
Nie było go w sumie miesiąc, ale twierdził że tęskni, że nas potrzebuje i chce żebyśmy przyjechały do niego. Na początku grudnia przyjechał, tak zdecydowaliśmy bo tam mu nie wychodziło,znalazł pracę, wynajęliśmy mieszkanie. Dla rodziców to był szok że tak szybko. Pokłóciliśmy się a właściwie ja wysłuchałam zarzutów. Rodzice mnie straszyli wymeldowaniem, mówili że już nie będę miała do nich powrotu, nasłuchałam się okropnych rzeczy na swój temat :cry: Ale chciałam ratować moje małżeństwo. Teraz wiem że to było za szybko, że powinnam zostać u rodziców a mąż najpierw powinien pokazać co jest wart i że mu zależy.
Nie układało nam się. Ciągle do tego wracałam, wypominałam, zamęczyłam w końcu tym męża :-( ale mimo wszystko myslałam że z czasem mi przejdzie i będzie dobrze. A w rzeczywistości mąż wrócił do mnie ze względu na dziecko...
Niedawno przez znajomą z byłej pracy, jego przełożoną poznał Lidkę. Dziewczyna pomogła mu przy naszym samochodzie bo mąż sobie nie radził z nim sam a ona była mechanikiem. W międzyczasie znaleźliśmy inne mieszkanie gdzyż poprzednie było dla nas po prostu za drogie. A to w którym mieszkam ja z córką jest w bloku naprzeciwko tej Lidki. Jak tylko dowiedziałam się jak ona ma na imię zapaliła mi się czerwona lampka. Hotel, do którego mąż pojechał z tą dziewczyną też się tak nazywał... Byłam zazdrosna, choć mąż twierdził że przesadzam. Co chwilę wydzwaniałam. Mąż spędzał też sporo czasu na nowym mieszkaniu gdyż trzeba byo w nim trochę zrobić więc tym bardziej ponosiła mnie wyobaźnia. Ta Lidka dała nam segment i parę rzeczy dla małej gdyż ona ma córkę 5,5 roku. Jest po rozwodzie.Ona i jej znajomy zaproponowali męzowi współpracę. Otwierali warsztat samochodowy i potrzeboali ludzi. Mąż miałby założyć działalność i pracować u nich jako podwykonawca. Zapalił się do tego pomysłu, bo widział w tym szansę na nasze wyjście z długów. Powiedział mi o tym, zdrzemnał się, umył i poleciał naprawiać auto. Z Lidką.
Cały weekend go nie było przez to auto, a ona mu pomagała do późna. A kiedy zobaczyłam na nk jaka ona jest ładna wpdałam w furię, gdyż ona też miała ciemnobrązowe oczy jak tamta, a mąż mi powiedział że jak zobaczę że dziewczyna o takich oczach będzie kręciła się koło niego to mam ją gonić, gdyż w takich oczach jest "coś". A ja niestety mam oczy szare...
Pokazał jej smsa ode mnie pełnego zazdrości po tym jak ją zobaczyłam na nk. Nie powinien moim zdnaiem, gdyż to była prywatna wiadomość. Ona powiedziała że jeśli ja mam jakieś objekcje to lepiej będzie z tej spółki zrezygnować...
A kiedy skończyli w niedzielę wieczorem pojechał z nią i ze znajomym do jej matki po jakieś graty. Ja w tym czasie przemyślałam sobie trochę i nie czekając na niego (wrócił po północy) napisałam do niego długi list. Co czuję, myślę i że jest mi z tym źle. Że nie zgadzam się na tą ich współpracę bo jeśli mają spędzać ze sobą tyle czasu co teraz to prędzej czy później coś między nimi zaiskrzy a jesli zdradził raz, to drugi to tylko kwestia czasu. Napisałam też coś że jeśli nie weźmie sobie tego do serca to chyba będzie lepiej jesli każde z nas pójdzie w swoją stronę i nie będziemy się zadręczać (choć tak narawdę tak nie myślałam, ale chciałam żeby zrozumał mój ból i walczył o nas). Mąż jak to przeczytał zawołał mnie i powiedział mi... że już od dawna mnie nie kocha a to co w nim się jeszcze tli to za mało żeby to ratować i nie może mi obiecać, że nigdy więcej mnie nie zdradzi. Przyznał się że owszem, ta Lidka mu się podoba i imponuje mu bo zna się na mechanice ale nie zamierza mnie z nią zdradzać na dzień dzisiejszy. Ale nie wyklucza takiej możliwości :cry: Mówił że wreszcie czuje ulgę że nie musi oszukiwać siebie ani mnie i lepiej będzie jeśli się rozstaniemy póki córka jest mała. że on nie boi się alimentów itd, będzie płacił, poniesie wszystkie konsekwencje, ale nie może ze mną być bo znowu mnie kiedś skrzywdzi a nie chce żebym znowu przez niego cierpiała i że załuguję na kogoś lepszego :cry:
Bardzo "szlachetne" z jego strony...
Ale powiedział mi jeszcze coś. Niedawno robił sobie badania do pracy i wyszło w nich coś nie tak i od razu dostał skierowanie na RTG, które wykazało że ma przy kręgosłupie coś, czego nie powinien mieć. To jest jeszcze bardzo małe. A oprócz tego ma gulkę pod brodą. Lekarz powiedział że to przy kręgosłupie to może być rak :cry: Ma zrobić dodatkowe badania które wykażą co to jest. Bardzo się boję :-( Kocham go i nie wyobrażam sobie żeby go stracić :cry:
A to co ma przy kręgosłupie to od porażenia prądem sprzed 10 lat. Dotknął wtedy puszką po piwie przewodu pod napięciem na dachu pociągu. chciał zakręcić na nim puszkę ale w tym czasie nadjeżdżał pociąg i włączyli napięcie i poraziło go!
Już jesienią miał ataki bólu kręgosłupa takie że nie mógł się ruszyć. Twierdził że to od spania w lesie na gołej ziemi...A w rzeczywistości już od dawna wiedział co jest przyczyną. Przez te lata odkładały się toksyny które akurat teraz dały o sobie znać :-(
Ale to nie wszystko. Po tej rozmowie wyprowadził się i spał 2 dni na mieszkaniu, na którym teraz jestem z córką. A on wynajął potem stancję. Ale ta Lidka zaproponowała mu żeby zamieszkał u niej. Ona też walczy z rakiem od 10 lat, jest po 6 chemiach i 14 naświetlaniach. No i tak się wspierają nawzajem. Dziś u niej zamieszkał...
Rozmawiałam z nią dzisiaj, zadzwoniłam do niej i poprosiłam żeby przyszła. Cieszę się że ją poznałam, trochę zmieniłam o niej zdanie. to dziewczyna bardzo doświadczona przez los, rozwiodła się z mężem katem, zmarło jej dziecko które od początku leżało pod aparaturą i bardzo cierpało i ten rak... Ona też nie wyklucza że coś może kiedyś być między nią a moim mężem, ale na razie traktuje go jak kolegę, mają wspólne interesy i łączy ich choroba... Powiedziałam jej jaki mój mąż jest napradę, jakie teściowie mieli z nim problemy, o jego handlowaniu w interncie telefonami itp, kombinowaniu z motorkami, które kupował na kartę kredytową, miał zamiar je podreperować i sprzedać z zyskiem i spłacić kartę, ale mu się nigdy nie udawało. O naszych długach, o tym że straciłam przez niego przyjaciółkę i że nie dam mu rozwodu bo go kocham mimo wszystko i chcę żebyśmy poszli do poradni. I żeby uważała na niego bo on nie jest do końca tym, za kogo się podaje i że kiedyś skrzywdzi ją tak samo jak mnie, mimo że mi powiedział że już nie chce kłamać.
Choć ostatnio się przyznał że jeśli już miałby kiedyś zdradzać to wolałby zdradzać kogoś ze mną, niż mnie z kimś! nie rozumiem...
Przed spotkaniem z tą Lidką rozmawiałam z mężem, to był średnio miła rozmowa. Mąż przyniósł mi pozew, którego treść oczywiście znała też Lidka! Tak samo jak treść mojego listu do męża! Czy tak się zachowuje facet z jajami?! Przynajmniej by jej w to nie wciągał skoro nie są (jeszcze) razem! Na odchodne mąż mi powiedział w złości że lepiej niech mój brat nie fika bo pójdzie do piachu! Jemu nie zależy, i tak go nie zamkną ze względu na zły stan zdrowia! To oczywiście też powtórzyłam Lidce. Wielu rzeczy o nim nie wiedziała, ale stwierdziła że owszem, słucha opinii innych ale woli się sama przekonać. Zapewniałam ją że lepiej nie się nie przekonuje bo może przez niego cierpieć tak jak i ja. I że sama się sobie dziwię że chcę to jeszcze ratować, ale dla mnie przysięga małżeńska jest święta i nie wierzę że można się odkochać z powodu takich problemów jakie my mieliśmy, bo ludze mają gorsze i trwają, wspierają się a mąż odrzucał moją pomoc, nie chciał iść do poradni, jak pytałam co jest nie tak to mówił że nic albo nieważne a potam miał do mnie prestensje że ja go zostawiałam z tymi problemami.

Ale w rezultacie ta dziewczyna uświadomiła mi że to nie ma sensu, i tak nie wygram, sprawa będzie się ciągnęła 2-3 lata, ja się będę zadręczać, będziemy sobie robić pod górkę i tylko się znienawidzimy a do miłości nie mozna nikogo zmusić. I tylko dziecko na tym ucierpi a ona już jest lękliwa bo czuje moje emocje a ma tylko 5 miesięcy!
Paradkos w tym jest taki że ona powiedziała że mogę na nią liczyć i że w miarę możliwości może do mnie przychodzić, pomagać mi itp! Nawet załatwia mi nianię!A męzowi powiedziała żeby najpierw pozałatwiał sprawy ze mną bo ona nie chce mieć mnie na sumieniu. Ale nie wyklucza że kiedyś do czegoś między mini dojdzie. Może to się nie rozwnie, ale wątpię :cry:
Ta rozmowa podziałała na mnie oczyszczająco. I pomimo że to od niej dowiedziałam się że to nie był tylko 1 raz z tamtą to nie miałam już pretensji do męża. Rozmawiałam z nim potem i było o wiele lepiej! Nawet mnie przytulił ale nie chciał pocałować. Po raz pierwszy rozmawialiśmy bez żalu, pretensji. Przeprosił mnie za to co mówił o moim bracie. Powiedziałam mu że jeśli będzie chciał sobie układać z nią życie nie będę stała im na drodze bo nie chcę żebyśmy rozstawali się w gniewie tylko zostali przyjaciółmi, żeby nasza córka miała pogodzonych rodziców, choć nie mieszkają razem. Ale w głębi serca mam nadzieję że między nimi do niczego nie dojdzie.
Bajka o łodzi - łódź się łódź...
Mimo wszystko we wtorek idę do poradni. Mąż nie chce ze mną iść bo szukał w necie czego może się po takim spotkaniu spodziewać i że to nie ma sensu bo w poradni nikt nie da nam pieniędzy! A problemy zaczeły się przez pieniążki :-( Powiedziałam mu że to nie jest powód żeby się rozstawać i jeżeli ludzie się kochają powinni o problemach rozmawiać a on odtrącał moją pomoc a potem się dziwił że ja go z problemami zostawiałam samego... I że to nie ma sensu bo to wszystko za szybko się działo, zaręczyny, slub, mieszkanie razem a on się nie wyszalał! I że uważał że też mu się od życia coś należy, stąd była gitara, lustrzanka na kredyt i inne bajery. Wysyłał mnie do dodatkowej pracy bo on harował po godzinach a ja pracowałam "tylko" 26h/tyg i nie chciałam szukać czegoś dodatkowo a pieniążków brakowało. Zresztą jako nauczyciel nie mogłam dodatkowo pracować...
A mąż twierdził że ja nigdy nie miałam pomysłu skąd wziąć pieniążki stąd było jego handlowanie w necie, na które ja nie przyzwalałam, ale wtedy słyszałam:"to znajdź lepiej płatną pracę!"

Mąż miał rozmawiać z Lidką, podobno była wkurzona na niego po tej rozmowie ze mną, on domyśla się że ja coś jej naopowiadałam ale nie ma do mnie pretensji. W końcu powiedziałam prawdę. A ona ma prawo wiedzieć bo mąż zawsze przedstawia tylko wygodne dla siebie fakty o sobie. Powiedziałam jej że ona zna go tylko 2 tygodnie a ja 4 lata, żyłam z nim więc co ona może o nim tak naprawdę wiedzieć? Tylko tyle co sam jej powie.

Jesli chodzi o teściów... mam w nich duże wsparcie, są po mojej stronie ale trochę błądzą jak dzieci we mgle. Szantażowali go emocjonalnie, teściowa mówiła mu że jak do mnie nie wróci to się powiesi, ale na szczęście już jej przeszło... Prosiłam ich żeby nie oceniali go aż tak surowo i nie szantażowali bo to nie ma sensu. Jak on nie chce to ja go nie zmuszę.

Moi rodzice jeszcze nie wiedzą. Mama czuje że coś jest nie tak i zapewnia że nie powie "a nie mówiłam" ale tak mi przed nimi wstyd...w końcu mieli rację :-(

Zaproponowałam męzowi separację, żebyśmy dali sobie czas i zobaczyli, że nie od razu rozwód. Mam nadzieję że to przemyśli.
On twierdzi że ja się nad nim lituję i że byłam z nim ze względu na małą a to nieprawda!
Kocham go i chcę ratować naszą rodzinę jeśli tylko jest jeszcze jakaś szansa, ale boję się że to już bardziej moje uzaleznienie od męża, bo on był moim jedynym i ja nie wyobrażam sobie bycia z kimś innym :-(
Wszyscy się od niego odwrócili, znajomi, rodzice, ma tylko córeczkę i mnie. No i Lidkę, choć nie wiem czy po tym co ode mnie usłyszała nadal bierze pod uwagę żeby kiedyś z nim być...a to co jej powiedziałam to tylko kropla w morzu a i tak była bardzo zaskoczona.
Ja już nie płaczę za nim, nie ma już we mnie tych emocji, ale jeszcze tli się nadzieja...

Chciałam jeszcze zaznaczyć że mąż nie ma Boga w sobie. Owszem, nosił medalik z Panem Jezusem od mojej mamy który dostał przed wyjazdem do rodziny, do innego miasta, ale pewnego dnia go zdjął bo przeszkadzał mu podczas snu i leżał parę dni na parapecie. A wtedy to się stało - to jego szczere wyznanie...
No i niestety po slubie nie chodziliśmy do kościoła. Mąż unikał, ja chciałam ale nie sama. Z małą też nie chodzilismy :oops: Po zdradzie był u spowiedzi i dostał pokutę (wiem że tego się nie zdradza, ale i tak mi powiedział) ale ksiądz mu powiedział że z "doświadcznia" wie że takie sytuacje się powtarzają w 99% i lepiej będzie jeśli da mi spokój. Ale ja chciałam dać nam szansę i on też. Miał się spowiadać codziennie. Twierdził że jest na to gotowy ale...był tylko 2 razy i przestał :-( Jak namawiałam go do pójścia do kościoła to zawsze się wykręcał. Było mi przykro, ale wiedziałam że na siłę go nie zaciągnę.
Spytałam go ostatnio czy traktuje tą chorobę jako karę za grzechy czy szansę na naprawienie swoich błędów, zmiany życia itp. Powiedział że na pewno nie traktuje tego jako szansy...

Pomóżcie, czy jest jeszcze dla nas jakaś szansa mimo że on nie chce i mieszka z inną?
Przepraszam za tak długi elaborat, gratuluję tym którzy przeczytają go do końca. Może zbyt szczegółowy, ale taka już jestem że wylewam z siebie wszystko od A do Z żeby niczego nie pominąć. Wiem że piszę niespójnie, chaotycznie ale późno już i styki mi się przepalają :-?
Z góry dziękuję za pomoc i wsparcie
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 01:39   

monia82,

Witaj w naszej wspólnocie. Przeczytałam Twój elaborat :mrgreen: i wiesz nasunęło mi sie mnóstwo mysli i skojarzeń, ale chyba nie na wszystkie na raz jesteś gotowa.
Napiszę zatem tylko pare.
Po pierwsze kotłuje się w Tobie taka ilość emocji, że niemal wylewają się z ekranu, a to nie sprzyja dobrym rozwiązaniom problemów z którymi się borykasz. Trzeba zadbać o wyciszenie, a to znajdziesz w Bogu. Powierz mu swoje problemy i zacznij się do Niego zbliżać. Im szybciej tym lepiej dla Waszego małżeństwa.
Po drugie- zawsze jest szansa na uratowanie małżeństwa choćby po ludzku wyglądało to beznadziejnie
Po trzecie- Twój mąż jawi się w tym poście jako niedojrzały mężczyzna, który zbyt szybko założył rodzinę ( kontrole, szybkie fascynacje i zniechęcenia, zdrady,brak moralnych hamulców)
Po czwarte-choroba- moze byc przyczyną zmiany niedojrzałej osobowości na jeszcze bardziej nieodpowiedzialną lub brak kręgosłupa moralnego z duchowego poziomu może objawić się chorobą w ciele. Tak czy siak trzeba diagnozować i przeciwdziałać.
Po piate-dobrze, że szukasz pomocy w poradni katolickiej. Idź tam choćby sama i nie rezygnuj z terapii jest Ci potrzebna tak jak i mężowi, ale na wspólną jeszcze przyjdzie czas.

Post jest tak obszerny,że moja odpowiedź nie wyczerpuje tematu, ale chcę Ci powiedzieć,że jeśli jesteś zdecydowana walczyć o małżeństwo to masz szansę je uratować , ale tylko Bóg może być Twoim pomocnikiem i przewodnikiem w tej walce. Zdaj sie na Niego i pozostańz nami na forum. Pomożemy obecnością, modlitwą i ludzkim słowem. Możesz sie tu wyżalić i uzyskać rzetelną pomoc. Mamy spore bazy danych. Przekop sie przez nie. Pomogą.

No i oczywiscie Sycharki, nieoceniona pomoc. Obecni 24 godziny na dobę, są wszędzie i zawsze chętnie CIe wysłuchają. Czytaj co piszą, bo doświadczeni przez życie są zyczliwie nastawieni do potrzebujących. ;-)
 
     
monia82
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 07:39   

Kinga2 bardzo dziękuję Ci za odpowiedź. Masz rację, te emocje jeszcze gdzieś są we mnie ale już nie tak silne jak wcześniej, tak mi się wydaje bo było znacznie gorzej. Jeszcze parę dni temu było tak że czekałam cały dzień na niego żeby przywiózł rzeczy z tamtego mieszkania a on wpadał jak po ogień i uciekał, bo miał mnóstwo roboty. A ja padałam na ziemię i wyłam pół godziny :cry:
Obecnie pracuje w szkodliwych warunkach i chce żeby ten ich wrsztat ruszył jak najszybciej. Poza tym "kombinuje" kasę żeby w razie czego nie zostawić mnie z długami. To trochę dziwne, bo nie wiedział za co ma spłacić rachunek za telefon za 640zł (który nabił romawiając z kochanką jak był w innym mieście i to częściej niż z własną żoną) a wie skąd wytrzasnąć 35tys?? Bez kredytu, pożyczania i wchodzenia w nielegalne interesy? Bardzo dziwne ale na razie nie chce mi zdradzić szczegółów...

Cieszę się że ktoś kto stoi z boku widzi jakąś nadzieję. Przede wszystkim muszę być cierpliwa i zaufać Bogu, a to jest dla mnie trudne, bo popełniam ciągle błędy takie jak szantaże emocjonalne, z których się potem wycofuje, przepraszam itd.
A mój mąż chyba rzeczywiście nie ma kręgosłupa moralnego. Chodził do szkoły z internatem i wtedy poczuł się jak pies spuszczony ze smyczy i robił co chciał. Teściowie to bardzo porządni ludzie, on nie miał złych wzorców bo żyją bardzo przykładnie, do tej pory trzymają się za ręce, ale oni ciągle go kontrolowali i chcieli żeby "chodził jak w zegarku" i myslę że on przez to taki jest. Ciągle go strofowali i musiał robić tak jak oni chcą inaczej był karany i ciągle się buntował.
Matka mu wypominała że 3 lata musi chodzić w 1 kurtce (nie pracowała) przez to że wybrał sobie szkołę z internatem zamiast coś na miejscu.
To jest na zasadzie "Mów często dziecku jakie jest złe, a na pewno takie się stanie". I tak było z mężem. Nie wiem, taka jest moja opinia jako pedagoga...
Ciągle tylko powtarzał że mu nie wychodzi i ma pecha. Ja mu mówiłam że to raczej nie pech, tylko brak zasad moralnych, unikanie kościoła jak diabeł święconej wody, bo jak ktoś wierzy, chodzi do kościoła to nie ma takich problemów (upraszczam trochę). Stwierdził że może mam rację, ale nic z tym nie zrobił.
W rozmowie z teściami mówił, że on nie ma pewności że będzie dobrze i że to ja się zmieniłam. A kto ma gwarancję na to że w małżeństwie będzie zawsze dobrze?
No i wkurzyło mnie wczoraj to, jak mi powiedział że on szukał czego można się spodziewać po spotkaniu w takiej poradni i że to bez sensu bo "tam nikt nie da nam pieniędzy!"
Ja mówię mu że tam nikt nie da nam gotowych rozwiązań i problemy finansowe nie są powodem do zakończenia małżeństwa, a jak dwoje ludzi się kocha to powinni rozmawiać ze sobą o problemach a nie od nich uciekać i przypomniałam mu że ja zawsze nalegałam na rozmowy, chciałam iść do poradni ale on ciągle odtrącał moją pomoc a teraz trochę wykręca kota ogonem że ja zostawiłam go z problemami i sam się musiał o wszystko martwić! :evil:

Szczerze mówiąc trochę jeszcze się tu gubię i byłabym wdzięczna za jakieś wskazówki gdzie mozna czego szukać, jakieś linki, ale w międzyczasie będę też sama przekopywała ten portal :-)
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 08:23   

Monia........... macie juz duże długi......... a Ty dałas męzowi do dyspozycji kartę kredytową..............PO CO???? by zrobił jeszcze większe długi??
Jak już top tylko bankomatowa i znikoma kwota pieniędzy na koncie.

A w poradni kasy nie dadzą............ i to jest pewne.
Bo każde pieniądze dane dziś Twojemu meżowi zostaną zepsute.
Mam wrażenie-po przeczytaniu Twojego posta,że Ty jako pedagog zauważyłaś dośc wcześnie dysfunkcyjne zachowania męża i podjełaś,przyjełas na siebie misje wyrwania go z tych dysfunkcyjnych zachowań.

Moja sugestia jest taka sama jak Kingi............. jak najszybciej do pradni małżeńskiej...jak nie oboje to chociaż sama.
Bo Ty tez jesteś jak dziecko we mgle.
Jak naszybciej do pradni................. i czytaj wpisy na forum......

[ Dodano: 2010-02-08, 08:24 ]
No i oczywiście najważniejsze............ szczery i odważny powrót do Boga.Modlitwa o spokój i jasność umysłu.
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 08:27   

Witaj Moniu!
Może, posłuchaj tego. Wspaniale x. Pawlukiewicz wykłada, "godzinka z głowy"
http://www.youtube.com/wa...ex=0&playnext=1
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 08:44   

Witaj Monia!
Pewnie już sama zauważyłaś jak zachowywał się mąż gdy po pierwszej zdradzie postawiłaś twarde warunki. On po prostu czegoś takiego potrzebuje.
Na dzisiaj to radzę Ci szybciutko zrobic rodzielnośc majątkową (nawet wstecz), bez podziału majątku. Pozdrawiam.
 
     
monia82
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 12:30   

Dziękuję za linka :-)

Co do tej karty kredytowej, to sama do końca nie wiem dlaczego tak zrobiłam, nie kontrolowałam się do końca, z jednej strony chciałam mu zabrać wszystko a z drugiej nie chciałam go zostawiać bez środków do zycia a karty były na niego, ja nic nie podpisywałam. To chyba była pewnego rodzaju zemsta za to że on na tą swoją przygodę wyciągnął pieniądze ze wspólnego konta, ale z mojej wypłaty...

A jesli chodzi o rozdzielność majątkową to chyba da się załatwić :mrgreen:
Ta Lidka powiedziała mi że sama mi coś takiego napisze bo jest po rozwodzie i wie jak to się robi. Kazała mi napisać że wszystko to co mąż zostawił w domu (wymienić) jest moje i mąż nie będzie rościł sobie prawa do tych rzeczy, oraz że swoje karty kredytowe spłaci sam a później pomoże mi w spłacie wspólnego kredytu tego na 35tyś i sama osobiście przypilnuje żeby podpisał i mąż się zgodził bez żadnego "ale" :mrgreen:

Ale jest jedna smutna rzecz - mąż wczoraj zdjął obrączkę i chce mi ją oddać :cry:
nie wiem jak mam się zachować...
Chciałabym żeby było już jutro i ta wizyta w poradni, zebym usłyszała że jest jeszcze dla nas szansa i co mam dalej robić. Bardzo bym chciała żeby mąż się zgodził na wspólną wizytę...
Po rozmowie z Lidką stwierdziłam że mąż co innego mówi mnie a co innego jej. Owszem, nam obu mówi że nie chce więcej kłamać i jeśli coś między nimi kiedyś będzie (a wiem że rozmawiają na ten temat) to mi o tym powiedzą jesli o to zapytam :-( Ale jej powiedział że jeśli będą kiedyś razem to on już nigdy jej nie zdradzi, a mnie powidział że jesli kiedyś z kimś będzie to też nie może obiecać tej osobie, że nigdy jej nie zdradzi, bo on już taki jest, nigdy nie mówi prawdy... zdziwiła się. Powiedziałam jej żeby brała na niego poprawkę i nie wierzyła do końca w to co mówi, bo po tym co robił jemu już nie można ufać. Że ona wie tylko tyle co sam jej powie a on przedstawia o sobie fakty wygodne dla niego i że ja nie wierzę w jego przemianę i to że będzie nigdy kłamał bo on sam kiedyś powiedział "nie zmieniajcie mnie bo ja taki jestem i już się nie zmienię!" On musiałby się zmienić o 360stopni, stać się innym człowiekiem, chodzić do kościoła, spowiedzi i do poradni albo do psychologa bo inaczej jesli sam się za siebie nie weźmie i nie będzie pracował nad swoimi problemami to daleko nie zajedzie. No ale to kosztuje a lepiej powiedzieć sobie dość i zacząć zycie od nowa bo to już nie ma sensu.. Ale Jeżeli on teraz tak to zostawi to nigdy mu z nikim nie wyjdzie bo to się będzie ciągnęło, tak uważam...A on nie chce pomocy,nie chce się starać, czyli nie chce się zmienić. Dla mnie logiczne i żeby wzięła to pod uwagę...
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 12:51   

monia82 napisał/a:
Po rozmowie z Lidką stwierdziłam że mąż co innego mówi mnie a co innego jej. Owszem, nam obu mówi że nie chce więcej kłamać i jeśli coś między nimi kiedyś będzie (a wiem że rozmawiają na ten temat) to mi o tym powiedzą jesli o to zapytam Ale jej powiedział że jeśli będą kiedyś razem to on już nigdy jej nie zdradzi, a mnie powidział że jesli kiedyś z kimś będzie to też nie może obiecać tej osobie, że nigdy jej nie zdradzi, bo on już taki jest, nigdy nie mówi prawdy... zdziwiła się.


włos się jezy na głowie , co dorośli ludzie robią , mówią , i w co wierzą ....


Monika , " Miłość potrzebuje stanowczości " J. Dobson . To na początek. Teraz Ty , Twoje życie , Twoje stanięcie w prawdzie , Twoja relacja z Bogiem , Twoje życie ,

Tego wszystkiego jest duzo , ogrom emocji spraw , zawikłanych relacji . Nie da się wszystkiego naraz ogarnąć. Od czego zacząc ? Od początku . To wszystko będzie się odbywało w czasie . Współpracuj z Bogiem - Jezusem Chrystusem , a On będzie Cię prowadził

I nie zwracaj zbytniej uwagi na słowa " Mąż powiedział , Lidka powiedzaiała ..." To słowa , które teraz niewiele znaczą . Jest ich dużo , są różne , moga krzywdzić , ale są tylko objawem . Ważne , żeby wyłapać przekaz od męża i nie podejmowac działąń pod ich wpływem . Bo dziś mówi to , a jutro powie co innego . To jeden z objawów amoku.
 
     
m.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 12:55   

Witaj moja Imienniczko

jak widzisz piszę tu wraz z mężem, chociaż mąż częściej, ale chciałam Ci napisac kilka słów od siebie.
jeśli chodzi o ta Lidke nie miej złudnych nadziei bo że ona jest "niby'' ok bo gdyby tak było nie przyjęła by twojego męża pod swój dach, wiesz to dziwne ale gdy ja odeszłam od męża to znajoma o tym samym imieniu (lidka) użyczyła mi swojego mieszkania, gdyby tego nie zrobiła nie miała bym gdzie się podziac ze swoim kochasiem, nie wiem czy to jakieś fatum z tymi lidkami
napiszę ci że znam dziewczynę która podobnie jak twój mąż szuka nie wiem czego, ma dwoje dzieci miała męża i odeszła od niego teraz mieszka u swojej mamy, nie odzywa się do mnie bo jej powiedziałam że jak bym była jej matką to bym jej drzwi przed nosem zamknęłam i dała kopniaka w cztery litery na odchodne, a ona zakochuje się co miesiąc w innym chłopaku, mama pilnuje jej dzieci a ona szaleje, podobnie jest z Twoim mężem szuka i nie znajdzie bo nie szuka tak gdzie powinien, Chodzi mi tu o Boga!!!!!
wiesz tak dla otrzeźwienia męża służ wniosek do sądu o separacje z rozdzielnością majątkową, oraz wniosek o alimenty. to są dwie oddzielne sprawy dlatego muszą byc oddzielne wnioski.z racji tego że ty nie pracujesz a jesteście nadal małżeństwem mąż ma obowiązek łożyc na utrzymanie gospodarstwa domowego.
myślę że znajdziesz na tej stronie wszystko na ten temat.
a i jeszcze jedno mąż musi ponosic konsekwencje swoich czynów, dlatego ten sąd. nie może miec łatwo bo nigdy się nie opamieta, wiem że jest ciężko ale Bóg jest Bogiem żywym i pomoże Ci jeśli zawierzysz mu swoje życie.

pozdrawiam

m.z.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 12:58   

monia82 napisał/a:
On musiałby się zmienić o 360stopni

Monia - Twój mąż lepiej niech się zmienia o 180 stopni, bo 360 stopni to jest pełne koło, a zatem powrót do punktu wyjścia ;-)

monia82 napisał/a:
A jesli chodzi o rozdzielność majątkową to chyba da się załatwić :mrgreen:
Ta Lidka powiedziała mi że sama mi coś takiego napisze bo jest po rozwodzie i wie jak to się robi. Kazała mi napisać że wszystko to co mąż zostawił w domu (wymienić) jest moje i mąż nie będzie rościł sobie prawa do tych rzeczy, oraz że swoje karty kredytowe spłaci sam a później pomoże mi w spłacie wspólnego kredytu tego na 35tyś i sama osobiście przypilnuje żeby podpisał i mąż się zgodził bez żadnego "ale" :mrgreen:


Tylko i wyłącznie akt notarialny podpisany u notariusza przez oboje współmałżonków lub prawomocny wyrok sądu znoszący ustawową wspólnotę majątkową małżonków - jest prawnie wiążący!!!
Inne papierki, nawet dobrowolnie przez Was podpisane, nie będą zabezpieczeniem przed np. komornikiem odzyskującym długi, jakie Twój mąż zaciągnął!
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 13:42   

Moniko, to, co napisałaś - to obraz mężczyzny bardzo niedojrzałego... Dojrzewanie to pewien proces, bywa, że bardzo długi, tak więc naiwnościa byłoby spodziewać się, że to może stać się niebawem... Zresztą Ty chyba tak nie myślisz i dobrze. Może drogą do dojrzałości męża będzie porządny kopniak od którejś z "brązowookich" , czy też ten kopniak od Ciebie, bo już wiesz, że tak trzeba... Trzeba pozwolić mężowi zanurzyć się w tym bagnie do końca, żeby poczuł, gdzie znajduje się, żeby sam chciał wydostać się z niego... Wiem, że to trudne, ale bywa, że dopiero pozwolenie na całkowity upadek - otwiera oczy, uczy rozumu...
Piszesz, że skłamał, że przysięga nieważna. Ona jest ważna cały czas, nawet, jeśli było kłamstwo, że przed Tobą nie było innych. A co do spowiedzi, bo piszesz, że ksiądz mu powiedział, że 99% zdradzających czyni to ponownie... Czy nie jest tak, że mąż chciał powiedziec Ci poprzez to, że ma ogromny problem z pożądliwością, że nie panuje nad sobą w tym względzie? Może włożył nawet swoje słowa w usta kapłana, żeby to do Ciebie dotarło z większą siłą... Ja też odbudowuję swoje małżeństwo po zdradzie, tak więc przyznam, że poruszyły mnie te słowa; gdyby tak bylo - moje dzaiałania właściwie nie miałyby sensu, czy też sensu 1%...
Moim zdaniem na efekty będziesz musiała długo poczekać, tak więc polecałabym cierpliwość i raczej myślenie o sobie i o dziecku...
Marnotrawny syn długo był poza domem, tak długo, aż mu "strąki" przestały smakować, dopiero wtedy powrócił... Twój mąż jest na etapie fascynacji "strąkami", pozwól mu więc najeśc się nimi do syta...Kiedy mu obrzydną - wtedy powróci, może nie do Ciebie, ale na pewno w bezpieczne miejsce i już jako dorosły człowiek...
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 14:14   

monia82 napisał/a:
Szczerze mówiąc trochę jeszcze się tu gubię i byłabym wdzięczna za jakieś wskazówki gdzie mozna czego szukać, jakieś linki, ale w międzyczasie będę też sama przekopywała ten portal


Bardzo proszę: Za radą Agnieszki:
tu fragment: http://www.opoka.org.pl/b...rzebuje_01.html
tu kupisz: http://www.empik.com/milo...-ksiazka,3841,p
tu całość: http://chomikuj.pl/Kapucy...anowczo*c5*9bci ( musisz ręcznie skopiować i wkleić cały link, inaczej trzeba nieco grzebać w tym chomiku)- kopalnia wiedzy o rodzinie

tu masz sposób na naprawę małżeństwa: http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4764 ( ognioodporny)
a tu przepis na poprawne życie: http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4694
(cz.I wykładu tu: http://www.youtube.com/wa...feature=channel )

oprócz tego wszystko z naszego portalu służyć Ci będzie pomocą. Ten kto tu trafia długo ma zapewnioną naukę audio-wizualną. :mrgreen:
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 18:18   

Moni82, przede wszystkim nie bardzo rozumiem PO CO rozmawiasz o mężu, o Was z tą kobietą? Przed czym ją ostrzegasz, po co ją ostrzegasz i tak dalej? W Waszym małżeństwie jesteś Ty, mąż i Bóg.....A od rozmów na temat małżeństwa są terapeuci, mediatorzy, przyjaciele, dla których ważny jest Sakrament Małżeństwa......Co Ciebie obchodzi, w co ona uwierzy, w co nie wierzy....to jest jej sprawa....Nie znasz kobiety, a mówisz jej intymne sprawy, opowiadasz o mężu to i tamto....czy jesteś pewna, jak ona skorzysta z tej wiedzy? Skąd wiesz, że jest szczera? Teraz Ci opowiada głupoty na temat rozdzielności majątkowej, które tutaj już wyżej ktoś sprostował:

Ta Lidka powiedziała mi że sama mi coś takiego napisze bo jest po rozwodzie i wie jak to się robi. Kazała mi napisać że wszystko to co mąż zostawił w domu (wymienić) jest moje i mąż nie będzie rościł sobie prawa do tych rzeczy, oraz że swoje karty kredytowe spłaci sam a później pomoże mi w spłacie wspólnego kredytu tego na 35tyś i sama osobiście przypilnuje żeby podpisał i mąż się zgodził bez żadnego "ale" :mrgreen:


O ludzka naiwności...Jesteś nauczycielką, pedagogiem, a dajesz wmówić sobie takie rzeczy? Masz obcej babie (najprawdopodobniej kochance, jeśli nie obecnej to przyszłej) wymienić, co mąż zostawił w domu i inne głupoty, a mąż zgodził się bez żadnego "ale". Bo wie, że papierek nie będzie miał znaczenia?
Moni82, w tej chwili Ty chyba potrzebujesz przede wszystkim wzmocnić siebie, zanim będziesz myślała o ratowaniu małżeństwa.....Odciąć się w sposób prawny od męża w kwestii finansowej, uregulować kwestie zamieszkania (zabezpieczyć byt sobie i dzieciom), a następnie pracować nad sobą.....
Przerobić parę spraw, zapytać siebie - dlaczego pragnę, aby mąż ze mną był, nawet taki jaki jest - chociaż mówi "zawsze mogę zdradzić"? Dlaczego nie myślę racjonalnie? Dlaczego uczepiłam się tej męskiej marynary, mimo, że ani wsparcia, ani szacunku, ani wzorca dla dziecka pod tą marynarą nie ma....Kim jestem bez męża? Czym jest małżeństwo?
Wiesz....nie można dawać się niszczyć drugiej osobie pod przykrywką "przysięgi małżeńskiej"....Moni82, zostaw na razie męża samemu sobie, to duży chłopczyk i da sobie radę bez Ciebie jak widzisz......Na ołtarzyku jest miejsce dla Boga, a nie dla męża. Siebie uleczaj, naprawiaj, weryfikuj swoje potrzeby.....Dopiero kiedy będziesz wiedziała, kim jesteś i czego potrzebujesz, kiedy będziesz szanowała swoją godność i kochała SIEBIE mądrze i stanowczo, dopiero wtedy będziesz mogła w jakiś sposób ratować męża.....Piszesz, że mąż jest jak dziecko we mgle....Wiesz, jak czytam to co piszesz, myślę, że jest Was dwoje......Zostań na forum, chłoń wiedzą podawaną tutaj wszędzie, ucz się siebie....
Z Panem Bogiem.....
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-08, 19:34   

monia82 napisał/a:
Ta Lidka powiedziała mi że sama mi coś takiego napisze bo jest po rozwodzie i wie jak to się robi. Kazała mi napisać że wszystko to co mąż zostawił w domu (wymienić) jest moje i mąż nie będzie rościł sobie prawa do tych rzeczy, oraz że swoje karty kredytowe spłaci sam a później pomoże mi w spłacie wspólnego kredytu tego na 35tyś i sama osobiście przypilnuje żeby podpisał i mąż się zgodził bez żadnego "ale"


Satine apropos tego, napisała Ci - strzał w dziesiątkę . Ja dodam jeszcze , że rozmawianie z ową Lidką na takie tematy , wg mnie uwłacza Twojej godności . Głowa do góry wysoko podniesiona, masz swoja godność . Bo za chwile się okaże , , że będziecie pertraktować , który wieczór jest Jej , a który Twój ...albo jeszcze cos bardziej zaawansowanego ..
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10