Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Taka osoba nie wróci do człowieka, którego skrzywdziła...
a to z tej prostej przyczyny, że np.BOI SIĘ wziąść odpowiedzialność za krzywdę, ALE TEŻ BOI SIĘ samego człowieka, którego skrzywdziła!
LECZ CZY ANIOŁA BĘDZIE SIĘ BAĆ?
tak myślę, że i anioła będzie się bać bo musiałaby spojrzeć w lustro i stanąć w prawdzie.
Powiedzieć, że skrzywdziłam Ciebie i nasze dzieci (ewentualnie). przyznać się do tego, że popełniła błąd.
Wito, anioła nie będzie się bać.
Anioł-Lustro - co ona ujrzy więc w tym lustrze?
Lustro-Anioł nie będzie wymagać od niej tych słów : "skrzywdziłam", "przyznaję się"
Bo Anioł widzi w niej Anioła.
Wiesz Wito, nie wiem, czy rozumiesz, ale czasem tak musi być, że ludzie nie rozumieją się w tym momencie, ale dopiero za chwilę (mija czas) lub za dłuższą chwilę.
I to jest bardzo pocieszające.
Co do Twoich problemów z sądem... Myślę, że skoro trwasz z Bogiem, to starasz się rozeznawać co dobre, a co złe.
Korzystaj też z rad usłyszanych w spowiedzi świętej, choć wcale nie musi być to stały spowiednik.
"Walcz" mając Jezusa w sercu. "Walka" z Jezusem w sercu nigdy nie jest pomyłką.
Wito, Ukochaj Miłość.
pozdrawiam
ps.Wito, zastanów się, czy nie powienieneś mieć równolegle (lub najpierw) sprawy w sądzie duchownym - wniosek o separację kościelną.
Taki wniosek mógłby przywrócić Ci Twoją pewność co do do trwałości małżeństwa sakramentalnego,które w świeckim sądzie raczej nie zostaje podkreślane.
Sądy zbyt łatwo ulegają pokusie (cywilnego) rozbijania związków małżeńskich.
Tam, w sądach liczy się tylko udowadnianie win, a nie udowadnianie Miłości !!
wito [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 15:26
"Kwestii przystępowania do sakramentów świętych Jan Paweł II poświęcił w swojej adhortacji dwa następujące po sobie akapity numeru 84. W pierwszym z nich wyjaśnia, dlaczego osoby żyjące w związkach niesakramentalnych nie mogą być dopuszczone do Komunii św. W drugim natomiast formułuje warunki, których spełnienie otwierałoby drogę do sakramentów. Papież wskazuje na dwa specyficzne dla tej sytuacji warunki: skrucha i żal za rozpad sakramentalnego związku i za niedochowanie wierności małżeńskiej będącej znakiem przymierza Chrystusa z Kościołem; decyzja na życie w czystości, czyli powstrzymanie się od praw, które przysługują jedynie małżonkom. Ten ostatni warunek wchodzi w grę dopiero wtedy, gdy nie można uczynić zadość obowiązkowi rozstania się. Dlatego wymogu wstrzemięźliwości seksualnej nie należy rozumieć jako swoiście pojętej legalizacji związków niesakramentalnych czy też zielonego światła dla tego typu relacji. Oczywiście, oprócz wspomnianych warunków istnieje obowiązek zadośćuczynienia współmałżonkowi , dzieciom oraz tym wszystkich, którzy ucierpieli na skutek rozpadu pierwszego małżeństwa. Jest to jeden z 5 warunków ogólnych przystąpienia do sakramentu pokuty. Jakie racje mogą uzasadniać pozostanie ze sobą osób nie związanych ślubem kościelnym?
Najpoważniejszym powodem uniemożliwiającym rozstanie się jest potomstwo pochodzące z nowego związku (chodzi także o dzieci adoptowane). Dzieci mają prawo do obojga rodziców, których obecność pod jednym dachem i atmosfera rodzinna są niezbędnymi warunkami do ich prawidłowego rozwoju. Wychowanie potomstwa zostało wskazane przez papieża jedynie tytułem przykładu, z czego należy wnioskować, że mogą istnieć także inne racje usprawiedliwiające pozostanie razem, takie jak podeszły wiek, choroba, wspólny dom, długi "staż cywilny" i niemożność odbudowania pierwszego małżeństwa (nierzadko druga strona też jest już z kimś związana) itp. (podkreślenie moje) W każdym jednak przypadku musi istnieć minimum zainteresowania i odpowiedzialności za los sakramentalnego małżonka, któremu obok pamięci przed Bogiem w modlitwie strona winna jest życzliwe zainteresowanie i gotowość przyjścia z konkretną pomocą, jeżeli będzie jej potrzebował."
Proszę bardzo Kasiu. O. Nowak wyraźnie odnosi sie tutaj do "Familiaris Consortio".
No ależ oczywiście Wy tego nie chcecie przyjąć do wiadomości.
Jestem tą dyskusją już zmęczony, nie oczekuje cudu.
Nie mam ochoty pisać wciąż tego samego tylko inaczej. Cytować po raz kolejny to co było już zacytowane. A na szukanie nowych materiałó potwierdzających moje twierdzenie już szkoda mi czasu. Muszę przygotować sie do ważnej rozprawy, która mnie czeka 13 listopada. I nie mam zamiaru czekać z założonymi rękoma. Wy i tak koniecznie będziecie dążyć do tego by wasze było na wierzchu, bo stanowisko, które reprezentuję, pomimo tego że poparte dokumentami Jana Pawła II, Synodu, biskupa, profesora, wielu innych autorytetów (nie każ basiu-priv mi ich wymieniać już to wielokrotnie zrobiłem, to moi adwersarze posługują sie ogólnikami i na moja wielokrotną prośbę by wymienili tych biskupów i profesorów z nazwiska - milczą. Taka postawa jest zwyczajnym atakowaniem rozmówcy i próbą ośmieszenia go.) jest sprzeczne z absurdalną koncepcją Andrzeja.
Czuję się także urażony wypowiedziami Andrzeja:
Andrzej napisał/a:
Wito, rozmowa z Tobą jest jak w kółko Macieju. Nieuczciwość z Twojej strony polega na tym, że powołujesz się na ogólne wypowiedzi, które nie rozeznawają konkretnej sytuacji i które wcale nie stoją w sprzeczności z opiniami księży, którzy zajmują się na co dzień teologią moralną. Kiedy ja odwołuję się do poważnych opinii konkretnych księży, którzy rozeznali pod względem moralnym sytuacje, Ty z uporem tkwisz na fałszywym nie mającym nic wspólnego z Ewangelią generalnym stanowisku, że dziecko w pozasakramentalnym związku jest przeszkodą do pojednania się małżonków sakramentalnych. Że w takiej sytuacji może być Bóg obrażany i wierny współmałżonek zdradzany, bo dziecko jest ważniejsze od sakramentalnego współmałżonka i od Boga.
Andrzej napisał/a:
Wito, masz możliwość zweryfikowania „swojej prawdy” z nauką Kościoła, zasięgając opinii np. swojego proboszcza. I jak mam tego nie odbierać jako złośliwości, albo złej woli? Oskarżasz księdza, który bardzo dokładnie rozeznał sytuację. Umówmy się, że dopóki nie skontaktujesz się z ks. Piotrem lub z biskupem i nie będziesz miał od nich opinii, każdy ponowny post atakujący w tej sprawie będę traktował jako atak na to forum – jako złośliwość wymierzoną we wszystkich wiernych i oczekujących powrotu swoich marnotrawnych współmałżonków i w naukę Kościoła katolickiego.
Wytłuszczone przeze mnie fragmenty świadczą o kompletnym ignorowaniu przez Andrzeja mnie jako rozmówcy. Jest delikatnie tylko mówiąc niegrzeczny. Uważa swoje rację i księdza Pawlukiewicza, za nadrzędne nad wykładnią dokumentów soborowych, wykładnią adhortacji "Familiaris Consortio", nad opracowaniami profesorów, biskupów i wykładowców seminariów.
Zostałem publicznie oskarżony o to że walczę z nauką Kościoła i byłoby miło gdyby to publicznie było sprostowane.
wrócę jeszcze raz do postu kasi:
kasia napisał/a:
Wito, pozdrawiam Cię! napisz mi proszę cytat z "Familiaris Consortio", gdzie Jan Paweł II daje przykład "moralnego nieumożliwienia powrotu" do małżonki/męża sakramentalnego.
Kasiu doskonale wiesz, że łapiesz za słówka, prowokujesz, jesteś niegrzeczna.
Cytowałem bp. Miziołka, który użył słów moralnie nieuzasadniony. Do "Familiaris Consortio" odnoszą się słowa o. Wojciecha Nowaka i pada tam określenie "Jakie racje mogą uzasadniać pozostanie ze sobą osób nie związanych ślubem kościelnym?" To czy użyjemy takiego czy innego zwrotu nie zmienia faktu, że Kościół dopuszcza sytuacje w których małżonkowie niesakramantalni winni ze sobą pozostać. A jakie wyjaśnia o. Nowak kierując się wskazaniami papieża.
Każdy kto umie czytać przeczytał "Dzieci mają prawo do obojga rodziców, których obecność pod jednym dachem i atmosfera rodzinna są niezbędnymi warunkami do ich prawidłowego rozwoju. Wychowanie potomstwa zostało wskazane przez papieża jedynie tytułem przykładu."
Tylko czy każdy to właśnie chciał przeczytać???
Twój post kasiu jest prowokacyjny, kłótliwy i niegrzeczny. Nieuzasadniony i pozbawiony argumentów.
Nie oczekuje cudu, że zmienicie swoje poglądy macie do nich prawo. Jednak nadużyciem jest to, że swoje poglądy utożsamiacie z oficjalnym stanowiskiem Kościoła.
Dla mnie sprawa jest jasna, wyjaśniłem swoje poglądy, uzasadniłem wystarczająco, kto chciał to się zapoznał z całością dokumentów, z których pochodzą cytaty. Kto nie - jego sprawa. To samo tyczy się zastanowienia nad treścią.
Pozdrawiam Witek
Ann3 [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 15:51
Bardzo się zgadzam ze zdaniem GREGALA. Dla każdej sytuacji Pan Bóg może mieć indywidualne rozwiązanie. Pan Jezus nigdy nie działał według schematów.
W Nowym Testamencie prorok św. Jan Chrzciciel w imieniu Boga zakazuje być Herodowi i Herodiadzie razem, a przecież mają oni na wychowaniu córkę Herodiady – Salome, która ich potrzebuje. Św. Jan Chrzciciel za przypomnienie prawa Bożego przypłaca to życiem (Herod ścina mu głowę). A więc jego świadectwo jest bardzo mocne wyrażające jednoznacznie wolę Bożą zakazującą cudzołóstwa, zdrady. Cała nauka Pana Jezusa nt. nierozerwalności małżeństwa jest jednoznaczna, nie zawiera wyjątków.
Kościół katolicki też podchodzi do tej sprawy jednoznacznie. Oto kilka przykładów:
Scena z Ewangelii, gdy dwunastoletni Jezus gubi się Rodzicom. Oni odchodzili od zmysłów!!! Trzy dni! Strasznie cierpieli!! Po ludzku Jezus zrobił rzecz okrutną. Właśnie... po ludzku...
Patrząc po ludzku, rzeczywiście lepiej żyć bez ślubu i być przy dziecku...
Jezus pokazał, że w konflikcie po ludzku i po Bożemu trzeba wybrać Boga, CHOĆBY NAWET KTOS BLISKI MIAŁ CIERPIEĆ. Nieraz nie da się i te wymiary po ludzku i po Bożemu stają w konflikcie. Trzeba wybrać.
Jezus nauczał: „Kto bardziej miłuje matkę, ojca, brata niż Mnie, nie jest mnie godzien” - Mt 10,37.
Zdarza się, że ksiądz spłodzi dziecko. Jeśli stawianie dobra dziecka było by priorytetowe, to natychmiast biskup i Stolica Apostolska zwalniały by go ze służby kapłańskiej i mówili mu: "idź do dziecka, ono Cie potrzebuje." Otóż nie. Taki ksiądz ma płacić na dziecko, ale nie jest zwolniony ze służby Bożej!!! Fakt posiadania dziecka nie stanowi podstaw do zwolnienia z celibatu.... Często biskup przenosi takiego księdza dalej od "swojej" wybranki...
Jeśli małżeństwo jest sakramentalne, to nie ma na świecie sprawy i osoby, która usprawiedliwiałaby rozstanie małżonków i sytuację, że mąż jest z inną kobietą, a jego żona z innym mężczyzną. Nawet dziecko. Jak sprawę najdelikatniej załatwić to inna sprawa. Małżonkowie powinni powrócić do siebie. Powiedzieli kiedyś przed Bogiem : "I nie opuszczę Cię aż do śmierci". I tam nie było żadnych klauzul dodatkowych.
Kościół katolicki jednoznacznie się wypowiada, że nic nie usprawiedliwia życia w grzechu ciężkim. Małżonkowie sakramentalni w każdej sytuacji powinni dążyć do pojednania między sobą i Bogiem. W pewnych sytuacjach, gdy małżonkowie sakramentalni uwikłani są w związki niesakramentalne, takie pojednanie może być trudniejsze, ale jest zawsze możliwe (i co najważniejsze przez Boga błogosławione, bo przecież On stoi na straży sakramentalnej jedności małżeńskiej!!!). Dopóki żyją małżonkowie, zawsze jest szansa, żeby do siebie wrócili. I nawet wówczas, jeśli w nowym pozamałżeńskim związku pojawiają się dzieci. W tych najtrudniejszych sytuacjach, również jest możliwe (we współpracy z łaską sakramentu) przywrócenie jedności małżeńskiej, gdy np. opuszczony prawowity i prawowierny małżonek gotów jest przyjąć współmałżonka wraz z dziećmi z niesakramentalnego związku (dzieko też miałoby rodzinę - z rodzicami mogłoby przystępować do Komunii św.). Takie pojednanie z Bogiem i współmałżonkiem oznacza definitywne rozstanie się z niesakramentalnym partnerem, z którym również nie można wykluczyć pojednania. Nic przecież nie usprawiedliwia życia w grzechu, a dziecko nie może być kartą przetargową. Często słyszy się zdanie: „Nie mogę wrócić do sakramentalnego męża/sakramentalnej żony, bo jest dziecko”. Od strony prawa Bożego i prawa moralnego niewyobrażalna jest sytuacja, w której dziecko jest przeszkodą w pojednaniu się małżonków i usprawiedliwieniem trwania w grzechu. Nic nie usprawiedliwia życia w grzechu ciężkim. Święta przysięga małżeńska nie zawiera takiej klauzuli zwalniającej z wierności. W sytuacji konfliktu wartości zawsze wybiera się dobro wyższe, a Ewangelia wskazuje jednoznacznie, że po Bogu małżonkowie są dla siebie najważniejsi. Serce każdego człowieka posiada zdolność do otwarcia się na łaskę Bożą. „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19,6). Jednoznacznie jest tu wyrażona wola Boża, aby małżonkowie sakramentalni byli ze sobą, albowiem Bóg widzi ich zawsze razem - nawet jeżeli którykolwiek z małżonków jest po rozwodzie i zawarł w formie cywilnej nowy związek małżeński.
Jan Paweł II, który jeszcze jako kard. Wojtyła w „Elementarzu etycznym” pokazał jak odróżnić fałszywe miłosierdzie (fałszywą litość) od prawdziwego miłosierdzia. Otóż napisał tak:
Cytat:
Wedle nauki katolickiej żadne miłosierdzie, ani Boskie, ani ludzkie, nie oznacza zgody na zło, tolerowania zła. (...) Miłosierdzie Boga idzie ściśle w parze ze sprawiedliwością.
W przysiędze małżeńskiej jest "że cię nie opuszczę aż do śmierci" Nie ma dodatku: "Chyba ze będę miała dziecko z kimś innym" O tym nie ma mowy. Sakrament małżeństwa jest ważniejszy niż relacja naturalna matki do dziecka.. Dziecko odchodzi od rodziców ich sakrament pozostaje.
Pozostaje pytanie czy ktoś kto ABSOLUTNIE przedkłada sprawy relacji z dzieckiem ponad małżeństwo jest dojrzały do miłości małżeńskiej.
Tak na marginesie, jakoś nikt nie podnosi krzyku, gdy jakiś ojciec rodziny popełnia przestępstwo i sąd skazuje go na karę, i ten idzie do więzienia. Wiadomo, że dziecko cierpi w wyniku grzechu ojca, bo nie ma go przy sobie. Ale czy to oznacza, że sąd jest tak niemiłosierny, że go skazuje na zasłużoną karę. Czy ktokolwiek biegnie do sądu i krzyczy: „Ty niemiłosierny, potworny sędzio, wypuść ojca dzieci, bo oni przecież cierpią przez Ciebie sędzio sprawiedliwy, który zabierasz ojca dzieciom!!!". A dlaczego nikt przy zdrowych zmysłach nie protestuje?
Z o. Wojciechem Nowakiem SJ miałem wielką przyjemność poznać się po audycji w TVP1 (Związki niesakramentalne ) w sierpniu 2005 roku, kiedy wzięliśmy udział w telewizyjnym programie na żywo "Między nocą a dniem" w audycji prowadzonej przez Panią Hannę Gizę poświęconej związkom niesakramentalnym. Zostałem poproszony o przedstawienie swojego świadectwa wierności. Po tej audycji o. Wojciech zaprosił mnie na spotkania wspólnoty osób przezywających kryzysy małżeńskie - osób porzuconych przez współmałżonków. Ksiądz Wojciech jest duszpasterzem tych spotkań. Prowadzi także spotkania osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Mam zamiar zwrócić się z prośbą do o. Wojciecha o zabranie głosu w tej tak ważnej sprawie. Bo jeśli jest tak jak to wito przedstawia, to konsekwencje takiej wg mnie zmanipulowanej fałszywej „prawdy”są ogromne dla wiernych małżonków w podobnych sytuacjach i dla samego sakramentu, choćby takie, że nie wolno wtedy takim sakramentalnym jak ja małżonkom modlić się o uzdrowienie swojego małżeństwa i powrót współmałżonka (dzieci stoją na przeszkodzie), przynajmniej do czasu, gdy dzieci w niesakramentalnym związku żony/męża nie osiągną pełnoletności. Oznaczałoby to również, że sakrament małżeństwa jest na czas wychowania dzieci w niesakramentalnym związku zawieszony, rozerwalny i nie ma swojej sakramentalnej świętej, czyli Bożej mocy.
Warto sobie też zdać sprawę, że modlitwa wiernego małżonka o uzdrowienie małżeństwa czyli o powrót współmałżonka do małżeństwa oznacza de facto zerwanie więzi niesakramentalnych - jest więc jednocześnie modlitwą o zerwanie tych więzi.
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
www.separacja.org ::: www.sychar.org ::: www.modlitwa.info
Ostatnio zmieniony przez Andrzej 2007-10-30, 16:43, w całości zmieniany 3 razy
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 16:12
Pan Jezus ustanowił Swój Kościół Święty - Opokę.
Wszystkie materiały dotyczące wspólnoty Sychar są przekazane Jego Eminencji Arcybiskupowi naszej diecezji, z prośbą o Jego Błogosławieństwo.
Dlatego zachęcam do tego, aby modlić się o rychłe wyrażenie tegoż błogosławieństwa oficjalnie przez Arcybiskupa, lub w dalszej części Arcybiskupów w Polsce i o opiekę nad Dziełem Miłości, które już powstało i porywa.
(Wito, jesteś też już porwany przez Dzieło Miłości Sychar - Wspólnotę Wiernej Miłosci)
pozdrowienia
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2007-10-30, 17:00
Hm... Tylko co zrobic jak to serce uparcie chce i umrze i zostanie pochowane przy swojej miłości i za nic ma swojego sakramentalnego małzonka, którego poprostu nie kocha?
Ja naprawde wierzę jak nic w świecie, ze Bóg jest tak MIŁOSIERNY, ze i tych niesakramentalnych razem z sakramentalnymi przytuli do swojej piersi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.