Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Czy mówienie: "mój były mąż", "moja była żona" sprzyja szerzeniu się mentalności rozwodowej i stanowi przeszkodę na drodze do uzdrowienia małżeństwa?
tak
79%
[ 73 ]
nie
20%
[ 19 ]
Głosowań: 92
Wszystkich Głosów: 92
Autor
Wiadomość
SOBEK [Usunięty]
Wysłany: 2007-02-28, 17:43
Wito! Do zawarcia związku małzeńskiego potrzebna jest RÓWNIEŻ ZGODA OBU STRON.Mówienie "mój były mąż"oraz"moja była żona" SPRZYJA SZERZENIU SIĘ MENTALNOŚCI ROZWODOWEJ(o to przecież chodziło w pytaniu). Olu2! Mam wrażenie(czytając Twoją wypowiedż),że naprawdę NIE DOJRZAŁAŚ DO MAŁŻEŃSTWA. Mężczyzna jest głową rodziny a kobieta jest SŁOŃCEM nad tą głową. Pisałem o Maryji dlatego,że zanim została MATKĄ SYNA BOŻEGO to była taką kobietą jak WY wszystkie tylko żyła w innych warunkach niż dzisiaj(nie miała takich wygód jak dziś).Każda KOBIETA nosi w sobie coś co miała MARYJA(pobożność,duchowość ,prawdziwą miłość,gotowość służenia innym itd.)zasługując w ten sposób na SZACUNEK.Olu2.Albo zostałaś czmś bardzo zraniona w życiu,albo Twój charakter nie pozwala abyś była zdolna do pewnych ustępstw w małżeństwie.Pisałem o tej piosence(Kasi Sobczyk)bo chciałem w ten sposób porównać spojrzenie niekórych osób na małżeństwo. Tytuł piosenki brzmi:"Omnie się nie martw ja sobie radę dam".Chciałbym Olu2 w jakiś sposób "zamienić" parę słów z Twoim mężem(najlepiej na pw.).Ja też mam ciężko nieraz żyć w związku małżeńskim,który liczy prawie28lat. Jak wiele przykrych i wesołych chwil dane było mi przeżyć...Małżeństwo to bardzo trudne powołanie.Jest jednak okres przed jego zawarciem,który jest BARDZO WAŻNY dla przyszłego związku.Trzeba go dobrze wykorzystać.Przede wszystkim dla dobrego wzajemnego POZNANIA SIĘ.Potem jest już czasami tak jak tu piszecie. Pozdrawiam serdecznie.
wito [Usunięty]
Wysłany: 2007-02-28, 18:29
Sobek nie obraź się ale mówisz jak moja żona z którą przed chwilą rozmawiałem. Dle Niej "nie kocham cie" jest wystarczajacym powodem by złożyć pozew o rozwód. I nie docierają do niej żadne argumenty.
CZYTAJ o czym piszę - o konkretnych sytuacjach.
SOBEK napisał/a:
Wito! Do zawarcia związku małżeńskiego potrzebna jest RÓWNIEŻ ZGODA OBU STRON
Oczywiście - ale do rozwodu już nie. Wystarczy że jedna strona sie uprze a druga nie ma na nią "haka" i pozamiatane chłopie.
Wiesz dlaczego moja żona złożyła wniosek o orzekaniu o mojej winie? Nie dlatego że byłem winny. Dlatego że się nie zgodziłem na "kulturalny rozwód" (cytat). Więc bardzo chcąc ustabilizować swoją sytuację - zmieniła klauzulę pozwu o orzeczenie mojej winy. I teraz pod konkretne moje zarzuty dobiera wyjaśnienia w postaci "bo było mi to potrzebne do".
Mówienie mój były/była - w urzędzie - nie sprzyja szerzeniu mentalności rozwodowej.
Konkretne działania - jak zdrady, agresja, i wiele innych które są akceptowane i usprawiedliwiane przez otoczenie tak to są powody do zgorszenia.
Grażynka [Usunięty]
Wysłany: 2007-02-28, 20:11
SOBEK napisał/a:
Olu2! Mam wrażenie(czytając Twoją wypowiedż),że naprawdę NIE DOJRZAŁAŚ DO MAŁŻEŃSTWA
SOBEK napisał/a:
Albo zostałaś czmś bardzo zraniona w życiu,albo Twój charakter nie pozwala abyś była zdolna do pewnych ustępstw w małżeństwie
Przepraszam, ale leżę i kwiczę
Żaden psycholog nie postawiłby takiej diagnozy Chylę czoła
Olka, mam nadzieję, że nie przejmujesz się takimi bzdetami? Mnie się nóż w kieszeni otwiera jak to czytam...
Zwracam się do Admina o zamknięcie tego tematu... Czy ktoś mnie poprze?
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2007-02-28, 22:41
Do Grażynki
„Chce Wam się jeszcze ?”
Nie chcem, ale muszem.
Do Zuzy
„AMEN!!!!”
Amen. Ćwicz dalej, idzie Ci coraz lepiej!
Do Ann3
Masz rację, dziewczyno. Moja racja jest podobna do Twojej, więc zgadzamy się w tych poglądach.
Do Kasi
„Umówmy się, że nie musimy wchodzić do pożaru, narażać swoje życie, żeby powiedzieć komuś bliskiemu o niebezpieczeństwie płomieni, tudzież odmówić wręczenie osobie nieodpowiedzialnej zapałek (szczególnie jak np. w lesie jest susza)
A z taką argumentacją, przy tym problemie, nie zgadzam się. I nie to, że one są dla mnie nielogiczne, bo są. Tylko nieadekwatne do problemu.
Do Basi
„Jest takie przysłowie - "co w sercu, to i w mowie"
Staram się Basiu.
”Czy ty aby czytasz po sobie co piszesz na tym forum?”
Czytam.
„Czy wiesz, że to zupełnie mija się z celem, jeśli swój ból i swoje żale „przelewasz” na „cały świat”, mieszając w problemach innych aby odsunąć uwagę od siebie?”
Przefiltruj moje posty. Nie przelewam na cały świat. A już na pewno „nie mieszam w problemach innych, aby odsunąć uwagę od siebie”. O sobie piszę również, poczytaj, jak będziesz miała ochotę.
”Czy aby wiesz ,że małżeństwo to JEDNO CIAŁO i również Ty jesteś za nie odpowiedzialna – jesteś odpowiedzialna za męża?”
Wiem, dlatego konsekwencje rozwodu w dalszym ciągu ponoszę ja, mój mąż nie. Staram się patrzeć obiektywnie na sytuacje i adekwatnie się do nich zachowywać.
Czy wybaczyłaś swojemu mężowi a jeśli jeszcze nie to czy masz dobrą wolę aby wybaczyć?
O tym też już pisałam, nawet niedawno. Nie wybaczyłam, ale pracuję nad tym. Ciężko pracuję, może w końcu mi się uda, a więc mam dobrą wolę. Mój spowiednik twierdzi, że jestem na dobrej drodze.
„Czy wiesz o tym, że gdy pragniesz ratować małżeństwo, to tą „naprawę i odbudowę” trzeba zacząć od siebie?”
Oczywiście, że wiem. Każdą zmianę zaczyna się od siebie. Przecież często mówimy na forum „zajmij się sobą”, „ogarnij się”, co nie oznacza „idź się pobawić”, tylko właśnie to „szlifowanie” siebie, o którym pisałyśmy później z humorem, że nas „boki już bolą od szlifowania”.
„Czy pragniesz aby Twój mąż wrócił?”
Nie wiem. I chciałabym, i boję się. Też pisałam na forum o 3 nieudanych powrotach. Mąż chciał trójkąta, a ja nie lubię geometrii. Chyba muszę popracować nad geometrią.
„Czy zgadzasz się z tym, że każdy w kryzysie ponosi jakaś cześć winy?”
O tym też już pisałam na forum, poszukaj.
"Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy" .
Oj Basiu, Basiu. Skąd ta liczba mnoga? Masz na myśli mnie? Nigdzie tak nie napisałam.
„Czy wiesz o tym, że nasze czyny i słowa odzwierciedlają to co nosimy w sercu?”
To też wiem, Basiu, dlatego nie mógł się nadziwić moim „czynom” prawnik męża. Za to aż strach pomyśleć, co ma w sercu mój mąż, skoro tak „czyni”. Niestety nie jestem ślepa i widzę te czyny.
”Czy dawanie fałszywego świadectwa ("mój były mąż" lub w innej sprawie) o swoim małżeństwie innym (a tym bardziej mężowi) nie jest oszustwem, które rozbija więź małżeńską a innym daje zły przykład, który może rozzuchwalać do tego aby postępować tak samo?”
Dla mnie Basiu to pytanie ma błąd w konstrukcji, ponieważ dla mnie sformułowanie „mój były mąż” nie traktuję jako fałszywe świadectwo, oszustwo, a w dodatku, które rozbija ect, ect. Pisałam już o tym wcześniej, nie będę powtarzać.
“Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy ten i w wielkiej nieuczciwy będzie.”
Teraz Ty cytujesz?
”Na te pytania odpowiedz sama sobie w swoim sercu, bo być może jeśli sama nie jesteś gotowa sobie pomóc to nikt nie da rady Ci pomóc.”
Moje serce dawno to wie, teraz wiesz i Ty. Pomyliłaś się, Basiu, nie szukam tu pomocy. Pomógł mi przede wszystkim Bóg i kilka osób z tego forum. „Sama sobie pomóc” – dla mnie jest to dziwne sformułowanie.
Do Grażynki
„Mam nadzieję, że Ola zajmie stanowisko. Ja też musiałam... Bo już nie wytrzymałam...”
Spoko, malutka, nie rób Rejtana, dzięki za obronę. Właśnie jestem w trakcie zajmowania stanowiska.
„A Ty Basiu, czy przeżyłaś tak jak Ola koszmar niechcianego rozwodu?”
Oj Grażynko. Nu, nu, nu, zapędziłaś się. Nie czytałaś dokładnie wypowiedzi Basi.
Do Kasi
„Niechciany rozwód, jeśli = Wysoki sądzie zgadzam się na rozwód =>koszmar totalny”
No popatrz, Kasiu, jaki dziwny jest ten świat. Tylko zamiast tego znaku =>, ja wstawiłabym znak równości.
„żeby każdy przed czy po wyroku: Rozwód, był wiernym do końca. Wtedy to zwycięstwo, myślę”
Ja pomyślałam. Dopiero na łożu śmierci będę mogła stwierdzić, czy byłam wierna do końca. Jak będę=zwycięstwo.
Do Elżbiety
Nie muszę odpowiadać, ale chcę. A na Ciebie żalów nie mam zamiaru wylewać, bo Ty jesteś tą z kilku, które mi pomogły. Masz, Elżbieto, ogromne wyczucie sytuacji i nie krytykujesz, Ty wspierasz.
Do Kasi
Ja też nie brał pod uwagę „zaparcia się”.
SOBEK
„Mam wrażenie(czytając Twoją wypowiedż),że naprawdę NIE DOJRZAŁAŚ DO MAŁŻEŃSTWA.”
Dobry jesteś w analizach. Rozszyfrowałeś mnie w try miga. I to na podstawie jednej wypowiedzi, już potrafiłeś mnie ocenić. Zuch chłopak.
„Każda KOBIETA nosi w sobie coś co miała MARYJA(pobożność,duchowość ,prawdziwą miłość,gotowość służenia innym itd.)zasługując w ten sposób na SZACUNEK.”
Skąd to wiesz Sobku, czy mam, czy nie mam?! Bo że nie traktujesz mnie z szacunkiem, to już wyczytałam w tym poście.
„Olu2.Albo zostałaś czmś bardzo zraniona w życiu”
O matko, pewnie że tak, inaczej mnie tu by nie było.
„albo Twój charakter nie pozwala abyś była zdolna do pewnych ustępstw w małżeństwie”
Łał, jestem pod coraz większym wrażeniem.
„Chciałbym Olu2 w jakiś sposób "zamienić" parę słów z Twoim mężem(najlepiej na pw.).”
O to będzie niewykonalne, bo
1. mąż nie mieszka z nami (kiedyś z kochanką, a teraz to nie wiem, bo adres ukrywa przed rodziną)
2. jest niewierzący – szybciej wlezie na forum dla panów w temat „jak wykończyć finansowo byłą żonę i pozbawić dzieci dachu nad głową” niż na forum katolickie. Może tam go poszukaj. Wiem o tym, Sobku, że ciężko w małżeństwie. Wiele przykrych i wesołych chwil dane mi było przeżyć z mężem przez 21 lat (+6 lat przed ślubem). No kurcze, nie miałam czasu go poznać. Zabrakło mi 1 roku.
O mnie się nie martw, Sobku, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam, więc spróbuj wesprzeć innych potrzebujących pomocy na forum i nie trać na mnie czasu.
Dla mnie trochę za szybkie tempo wypowiedzi w tym temacie, bo nie mogę nadążyć z czytaniem i pisaniem. Za dużo czasu mi to zajmuje i zaniedbuję przez to rodzinę. Poza tym w centralnej Polsce grypa - już dotarła do mojej rodziny i zaczyna się dobierać do mnie.
Pozdrawiam Was serdecznie
Ostatnio zmieniony przez 2007-03-01, 10:46, w całości zmieniany 1 raz
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 00:03
Ludzie, co się tutaj dzieje ???
Jestem oburzona atakami na Olę, ktoś wyrywkowo przeczytał kilka postów i na tej podstawie ośmiela się wydawać opinię na temat moralności Oli, dojrzałości, odpowiedzialności.
Jeszcze trochę i okaże się, że Olka odpowiada za całe zło tego świata.
Basiu_priv : uważałam Cię za osobę ciepłą, wyrozumiałą, życzliwą. Przykro, że poddałaś się ogólnej nagonce i tak ochoczo przystąpiłaś do potępiania Olki.
Nie jesteś w kryzysie, więc nie masz pojęcia co znaczy sprawa rozwodowa, jak wielkim i trudnym jest stanąć przed sądem przeciwko człowiekowi, któremu kiedyś oddało się swoje życie.
Tak samo nie masz pojęcia Ty, Kasiu, i chyba nie dopuszczasz do siebie myśli, że też może Cię to spotkać. Oby nie. Ale, na moje widzimisię - szanowny małżonek nie zamierza wracać w domowe zacisze.
Przepraszam, wydoroślej trochę, bo zachowujesz się czasem jak dziecko, ze swoimi niezłomnymi zasadami i cytatami oderwanymi od życia ( uwaga o zapałkach).
Życie weryfikuje nasze poglądy, prawda?
Sobek, lubisz dokopywać ludziom? Zwłaszcza tym leżącym?
Pogratulować taktu.
Wszystkim "niezłomnym" gratuluję.
kasia [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 10:01
Wiesz, za 10 dni zapytają się Ciebie w Sądzie, czy Mnie znasz, co im powiesz?
Powiem, że Cię nie znam.
A jak zapytają w urzędzie na przykład dziś czy jutro..
Powiem: nie znam Cię..
A jeśli wśród znajomych, czy w pracy padnie takie pytanie..
No wiesz, przecież, tak się mówi.. powiem..
nie znam Cię.
Tato, proszę nie pozwól nam nigdy więcej na to byśmy dopuszczali do siebie choćby myśl o zdradzie.
Twój dzieciak jeden z wielu
kasia
P.S.
Dziękuję elzd za szczerość: "Ale, na moje widzimisię - szanowny małżonek nie zamierza wracać w domowe zacisze"
Wiesz Łazarz też nie wygądał na takiego, który miał "zaraz" wstać i mieć się dobrze..
Zdaję sobię sprawę z tego, że być może Chrystus pragnie mojego doświadczenia "straty" dziękuję, że mi to przypominasz.
Pozdrawiam.
P.S.II Olu, pozwoliłam sobie wstawić dokładnie to co pisałam, w miejsce, gdzie mnie cytowałaś.
Pozdrawiam.
Ola2 [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 15:48
Nie szkodzi, Kasiu, nie zmieniło to kontekstu mojej wypowiedzi. Na przyszłość postaram się byc dokładna.
Buzi
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 16:17
Zupełnie nie rozumiem tego tekstu, wiesz Kasiu?
No, ale może nie umiem czytać między wierszami.
SOBEK [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 16:49
Wito.Rozumiem Cię dobrze.O tej zgodzie obu stron na zawarcie małżeństwa,pisałem dlatego,że "nie spada ono z NIEBA"tylko wiele wiele spraw należy "zbadać" przed jego zawarciem.Oczywiście,że zdarza się wiele(jak się póżniej okazuje) pomyłek ale dużo jeszcze można naprawić przy ODROBINIE DOBREJ WOLI ŻONY I MĘZA.Wszystkiego nie da się przewidzieć. Wito!Wierzę mocno w to co piszesz o swojej żonie.Życzę Ci z całego serca aby Ci się ułożyło w życiu jak najlepiej. Czytaj posty poniżej i wyciągaj wnioski. Basia_priv przeżyła ze swoim mężem ponad 36lat w zgodzie i trwają razem nadal.Zobacz jak Ją "atakują"te młode żoneczki. Przecież one są bardziej "doświadczone"i więcej wycierpiały niż ONA. Oczywiście nie mówię o wszystkich bo niektóre by się mogły obrazić.Wito! Cieszę się,że jesteś jednym z nas(mężczyzn),który widzę rzeczowo chce podyskutować.Nie obrażam się i proszę o to samo Ciebie i wszystkich forumowiczów,ponieważ należę już do grupy tych mniej "bystrych" niż WY i nie zawsze udaje mi się to wszystko tak jakbym chciał. Nie chcę nikogo obrażać.Jest nas parę osób starszych wiekiem na tym forum i naprawdę chcielibyśmy się z WAMI podzielić pewnymi sprawami wynikającymi z naszego już dość długiego małżeństwa. Nie chodzi o jakieś "wymądrzanie się" czy coś w tym rodzaju. Bardzo chętnie czytam opisywane przez WAS doświadczenia.Są one dla mnie pewnego rodzaju nauką. Myślałem,że będziemy się wzajemnie dogadywać. Jeśli nie to obrażonych PRZEPRASZAM i nie mamy co dalej się "czarować". Przestanę pisać natomiast zawsze chętnie WAS poczytam.
zuza [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 17:10
SOBEK napisał/a:
Wito.Rozumiem Cię dobrze.O tej zgodzie obu stron na zawarcie małżeństwa,pisałem dlatego,że "nie spada ono z NIEBA"tylko wiele wiele spraw należy "zbadać" przed jego zawarciem.Oczywiście,że zdarza się wiele(jak się póżniej okazuje) pomyłek ale dużo jeszcze można naprawić przy ODROBINIE DOBREJ WOLI ŻONY I MĘZA.Wszystkiego nie da się przewidzieć. Wito!Wierzę mocno w to co piszesz o swojej żonie.Życzę Ci z całego serca aby Ci się ułożyło w życiu jak najlepiej. Czytaj posty poniżej i wyciągaj wnioski. Basia_priv przeżyła ze swoim mężem ponad 36lat w zgodzie i trwają razem nadal.Zobacz jak Ją "atakują"te młode żoneczki.
Ja nie jestem młodą żoneczką i też mam długi staż.
Przecież one są bardziej "doświadczone"i więcej wycierpiały niż ONA.
Mają inaczej- więc wybacz- wiedzą ( na sobie poznały) co się czuje.
Czy to tak ktrudno zrozumieć?
A ty nie dziel ludzi na żoneczki i Wita- on też przeżywa- płeć ma taki wpływ jak zorza polarna na pingwiny- manipulować chyba chciałeś.
Nie jestem obrażona- tylko zaskoczona brakiem pomyślunku.
Oczywiście nie mówię o wszystkich bo niektóre by się mogły obrazić.Wito! Cieszę się,że jesteś jednym z nas(mężczyzn),który widzę rzeczowo chce podyskutować.Nie obrażam się i proszę o to samo Ciebie i wszystkich forumowiczów,ponieważ należę już do grupy tych mniej "bystrych" niż WY i nie zawsze udaje mi się to wszystko tak jakbym chciał. Nie chcę nikogo obrażać.Jest nas parę osób starszych wiekiem na tym forum i naprawdę chcielibyśmy się z WAMI podzielić pewnymi sprawami wynikającymi z naszego już dość długiego małżeństwa. Nie chodzi o jakieś "wymądrzanie się" czy coś w tym rodzaju. Bardzo chętnie czytam opisywane przez WAS doświadczenia.Są one dla mnie pewnego rodzaju nauką. Myślałem,że będziemy się wzajemnie dogadywać. Jeśli nie to obrażonych PRZEPRASZAM i nie mamy co dalej się "czarować". Przestanę pisać natomiast zawsze chętnie WAS poczytam.
ania z belgii [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 18:30
SOBEK,
Nie masz zielonego pojęcia co przeżyłam, ile wycierpiałam, jakie mam za sobą doświadczenia, prawdopodobnie nie chciałbyś nawet połowy, ćwierci z nich. Jestem młoda - jedna z najmłodszych na forum.
W życiu zawodowym spotykam osoby sporo starsze ode mnie, przychodzą do mnie czasami ludzie z większym stażem małżeńskim niż ja mam lat, pomagam im i przeważnie jest to pomoc skuteczna. Nieskuteczna jest w przypadku, gdy jedna ze stron nie dojrzała jeszcze do decyzji naprawy.
Może i jestem 'bystra' i 'wyszczekana', ale nie obrażam nikogo, nie atakuję - a twoje słowa 'młode żoneczki' cóż nie pasują do ust dojrzałego mężczyzny. Dziel się doświadczeniem, ale nie pouczaj i nie obrażaj.
pozdrawiam
a
wito [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 18:42
Nie mam zamiaru na nikogo sie obrażać ani nikogo obrażać.
Jeszcze 2 lata temu wszystko wskazywało na to, że dożyję z moją Basią pieknej starości. (Pomimo kryzysu w 1991 roku)
Nie licytujmy, kto ma większy staż, kto wiecej wycierpiał.
Życie nas doświadcza nie patrząc na wiek, ani staż małżeński. Pierwszy kryzys nasze małżęństwo przeszło z sieścioletnim stażem - udało sie nam kryzys pokonać. Teraz kiedy powinnismy być bogatsi w tamte doświadczenia, madrzejsi, starsi (wiekiem i stażem) - nie potrafimy sie dogadać. I nie ważne czyja wina. Jest rozwód w toku. Bez wzgledu na to czy żona go wywalczy, czy mnie uda sie mu zapobiec wyjdziemy z tego bardzo poobijani. Być może tak bardzo że nigdy nam sie już nie uda dogadać - nie mówiąc o stworzeniu rodziny na nowo.
Jesteśmy po drugiej sprawie i to co dzieje sie w sądzie moge opisać posługując sie słowami Stachury = Dwaj wrogowie żona mąż / Jedno z nich zobaczy dno.
SYCHARKI I SYCHARY jeżeli macie jeszcze siły, jeżeli istnieje chociaż cień nadzieii nie dopuśćcie by o trwałości waszego związku decydował sędzia. By adwokaci licytowali się i próbowali udowodnić że czarne jest białe. To jest potworna trauma.
Nie dopuścić do rozwodu, ratować trudne małżeństwa - to powinno być naszym celem.
A to czy po fakcie rozwiazania cywilnego małżeństwa - jakże często bez zgody jednej ze stron, powiemy były mąż/żona - to już będą wyłącznie słowa określające naszą cywilną rzeczywistość.
Naszego sakramentalnego małżeństwa, żaden cywilny sędzia nie rozwiąże.
bajka [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 18:47
Wito chłopie,
ale ona pisała do SOBKA
Który skąd ina już wczesniej też błysnął "wymądrzajac się", jakie to my jesteśmy, bo chciałybyśmy, żeby było dobrze, a małżeństwo trzeba budowac i pracować.
Tylko nie wziął jednego pod uwage - że MY chcemy.
Może SOBEK po prostu nie potrafi uważnie czytać ???
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2007-03-01, 19:16
No, SOBEK, przeszedłeś samego siebie. Ale Twój nick świadczy o Tobie.
Na początek, to dzięki za nazwanie mnie "młodą żoneczką". Dawno mnie tak nikt nie określił : staż małżeński 28 lat, ślub po czterech latach przypatrywania się, czy to na pewno ten właściwy człowiek, pół wieku na karku, córka 24 lata. Poczułam się o wiele młodsza, chociaż nie wiem, czy mam się cieszyć w komplementu od tak gruboskórnego człowieka.
Na dwudziestą szóstą rocznicę ślubu mój szanowny "pan mąż" ofiarował mi swoje przeprosiny, była uroczysta kolacja, biżuteria, czułe słówka.
Miesiąc później zamieszkał z kochanką, kobietą o dość bujnej przeszłości, ale również z długim stażem małżenskim : 30 lat.
Zgłupiał, prawda? Albo, może zaczyna interesować się archeologią? Wzrok już nie ten, słuch przytępiony, to i nie widział, z kim polazł do łóżka.
A wiesz jak się tłumaczył wszystkim wokół? Że go "dopadło, czuje się jak szczeniak, i naprawdę, to sam nie wie, jak to się stało".
Wiesz, ja nie dzielę ludzi na starych i młodych, tylko na mądrych i głupich.
Pozwolę sobie wkleić, co napisałeś kilka miesięcy temu:
"Rozwód czy ratowanie małżeństwa? Wysłany: 2006-10-06, 19:53 Temat: Potrzebuję wsparcia
Za parę dni jak Bóg pozwoli będziemy obchodzić z żoną 27-lecie naszego małżeństwa. Czytając posty ludzi o bardzo małym "stażu" małżenskim" nie mogę zrozumieć jednej rzeczy:CZEGO OCZEKIWALIŚCIE WSTĘPUJĄC W SAKRAMENTALNY ZWIĄZEK MAŁŻEŃSKI. W moim związku małżeńskim tych"kryzysów" było ( i napewno będzie) DUŻO. Zawsze jednak ZWYCIĘŻA ZDROWY ROZSĄDEK I TROSKA O NASZE WSPÓLNE RODZINNE DOBRO.".
Już wtedy powinnam zwrócić uwagę na Twoją arogancję, ale jakoś mi to umknęło, przeoczyłam.
A wiesz, wydaje mi się, że niezależnie od stażu małżenskiego, każdy miał podobne oczekiwania. I to nie my zawiedliśmy, tylko nasi małżonkowie, którzy w chwili kryzysu, albo po prostu z nudy, wybrali najprostszą drogę: ucieczkę. Nie nam zabrakło ZDROWEGO ROZSĄDKU i TROSKI O NASZE WSPÓLNE DOBRO.
Więc może trochę zwolnij z oskarżeniami i oszczerstwami.
A przy okazji: na czym polegał Wasz kryzys? Ty zdradzasz żonę czy ona Tobie przysparza kłopotów?
Wiesz, gdyby to ona, chyba bym ją mogła zrozumieć. Kobiecie potrzebny jest troskliwy partner, nie ekonom z batem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.