Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Otwarty przez: administrator
2006-04-11, 12:24
Właśnie się dowiedziałam/łem, że...

Czy wierzysz w uzdrowienie Twojego sakramentalnego małżeństwa?
TAK
85%
 85%  [ 254 ]
NIE
14%
 14%  [ 43 ]
Głosowań: 297
Wszystkich Głosów: 297

Autor Wiadomość
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-27, 15:40   

Wiesz, nie ma takiego psychologa raczej, co uratuje małżeństwo w którym jeden z małżonków nie chce ratować... cudów nie ma... chyba, że u Boga...
 
     
Anez
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-27, 23:28   

A ja znam przypadek, spoza forum, gdzie wytrwałość i upór przyniosły dobry rezultat. Odmowa rozwodu przez jedną ze stron (powody podobne jak przytoczyłeś, tj. chęć ratowania, trawania) bardzo wręcz rozsierdziły drugą stronę, bo nie udało się najłatwiejsze rozwiązanie "za zgodą obu stron". Padło wiele przykrego. I nie uchroniło to przed rozpadem, ale po 2 latach ... nastąpiło nieoczekiwane "nawrócenie" i powrót "marnotrawnego".
Dziś są razem i miło na nich patrzeć, bo przeżywają drugą młodość i miłość.
Nie działo się to ot tak sobie. Poskutkowały wytrwałe modlitwy (wielu ludzi)
i wierność sakramentowi strony porzuconej.
U Boga nie ma rzeczy niemozliwych. A może małżonek czasem musi odejść, by się przekonać, że popełnia błąd.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-28, 11:31   

Piękne świadectwo :-)
 
     
renia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-28, 14:21   

ja chciała bym ci podpowiedzieć jeszcze coś 40-latku.... nie wsłuchuj się tak bardzo w każde słowo twojej żony, choć wiem że każda rozmowa z nią jest dla ciebie nadzieją że będzie lepiej, potraktuj ją teraz jak kogoś "nie zupełnie przy zdrowych zmysłach" lub jak kogoś chorego, na kim będziesz mógł polegać dopiero wtedy gdy wyzdrowieje...a choroba jest i ciężka i przewlekła, to znaczt , że najlepszym lekarstwem na nią jest czas... Jeśli będziesz cierpliwy i wytrwały to zanim się spostrzeżesz żona wyzdrowieje....
piszę to bazując na własnych doświadczeniach, ja też "zachorowałam" na tę przypadłość, też byłam zakochana w facecie z netu, też były gorące wyznania, płomienne uczucia.... i czułam się piękna, pożądana, kochana..... motylki i tp były chyba bardziej intensywne niż w latach młodości, słowem bajka... A mąż, dzieci...? To się nie liczyło, a nawet potrafiłam znaleźć usprawiedliwienie na moje zauroczenie, potrafiłam się usprawiedliwić, że przecież gdyby on był taki dla mnie jak ten mężczyzna z netu, to nie zainteresowała bym się nim...dlaczego nie był dla mnie taki czuły, miły, dlaczego nie był taki dowcipny....i co może dla facetów jest ważne zupełnie nie liczyło się to że nie jest taki przystojny jak mój mąż, to było nie istotne, najważniejsze było to jak na mnie patrzył, co o mnie mówił i to że mnie ROZUMIAŁ!!!.....może trochę za bardzo się rozpisuję, ale myślę, że coś w tym stylu przeżywa twoja żona....
Dla mnie lekarstwem był czas ...i wiara. gdyby nie to być może już oboje byli byśmy razem rozbijając dwa małżeńsstwa...
A czas powoli odsłaniał prawdę tej chorej sytuacji, najgorzej było w sobotę wieczorem, gdy wiedziałam że na drugi dzień pójdę z rodziną z dziećmi do kościoła....czułam się jak najgorsza szmata, właśnie tam w kościele czułam prawdziwy ciężar moich grzechów...
I powiem ci że im gorzej dzieje się w małżeństwie tym łatwiej jest się usprawiedliwić...
Z tego co opisałeś twoja żona poprostu od rzeczy wygaduje głupstwa tylko po to, żeby ci dokuczyć, dogryźć, dlatego nie prowokuj takich rozmów, raczej pokazuj postawą, uśmiechem, dobrym słowem, że jesteś dobrym ojcem , a jeśli dasz radę to i mężem....zapewniam cię, że ona to zauważy, może nic nie mówić ale na pewno to dostrzeże,nawet jeśli początkowo będzie bardziej agresywna, krzykliwa, to tylko dla tego żeby zagłuszyć swoje wyżuty sumienia,prawda sama się obroni,
i tak logicznie pomyśl jaki facet chciałby się zajmować trójką nie swoich dzieci? sam widzisz, że to absurd... On też tak jak twoja żona czuje się dowartościowany, podziwiany, lepszy bo młodsza kobieta się nim zainteresowała....dlatego związek twojej żony z nim ma praktycznie zerowe szanse....myślę o stałym związku.
I naprawdę uwierz, nie słuchaj teraz tego co ona wygaduje, to jest jak bredzenie w gorączce... to przejdzie, tylko daj czasowi czas.
I jeszcze coś to że tu trafiłeś to nie przypadek....to znak że Bóg działa
I nie chcę cię przerażać, ale to co się dzieje potem, po otrzeźwieniu jest o wiele gorsze, nawet jeżeli ty będziesz wspaniałomyślny i jej wybaczysz, ona tak łatwo nie przejdzie nad tym do porządku dziennego....wyżuty sumienia i sama myśl że było się tak głupią toważyszą zawsze i wszędzie i potrafią zabić każdą radość..... będzie potrzebowała bardzo dużo twojej miłości i cierpliwości....
Będę pamiętać w modlitwie....
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-05, 11:47   

...
Ostatnio zmieniony przez 40latek 2007-04-16, 22:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
amelka00
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-06, 11:00   

40 latek napwno twoja żona też potrzebuje czasu żeby to sobie wszystko poukładać.Bądź cierpliwy , czas goi rany. Najważniejsze że rozmawiacie , robicie wszystko razem, pomagacie sobie. trzymam kciuki ......
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-13, 08:26   

...
Ostatnio zmieniony przez 40latek 2007-04-16, 22:19, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
aggii
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-13, 09:24   wiem coś o tym

Witaj.
Czytając Twoją wypowiedź, czuję, jakby to pisał mój mąż. Było dokładnie tak samo, nie robił nic, miał gdzieś zycie. Tylko wiesz co, na moje prośby o zmianę - on milczał, nie rozmawialiśmy, nie dyskutowaliśmy. Żeby cokolwiek dowiedziec sie o mężu, musiałam czytac jego osobiste notatki.
Niestety, mąż posunął się dalej, niż Ty - zaczął brac leki otumaniające i pic alkohol. Naraził córeczkę naszą na najgorsze. Mając u boku Rodziców, kazałam mu się wyprowadzić - mogłam to zrobić, bo nie mamy własnego domu.
Wiem, co czuje Twoja żona. Ja jestem zdruzgotana tym, co się w naszym małżeństwie wydarzyło. Niestety, ja próbowałam mu pomóc - on nie chciał. Nie chciało mu sie czerpać radości z życia i dlatego albo przesypiał całe dnie, albo gapił się w komputer. Ze mną czasu w ogóle nie spędzał - chyba, że raz na jakis czas jakiś film oglądnęliśmy wspólnie. I to wszystko. Nasz związek to czysta fikcja. Mój mąż się stoczył, osiągnął dno a ja teraz nie mogę mu podać ręki, bo musze patrzeć też na swoje życie. Jestem młoda i moge je sobie jeszcze poukładac, bo jestem zdrowa, pogodna z natury. Mąż musi sam na nogi stanąć i zobaczyć co stracił.
Tobie udało się nie stoczyć jeszcze, więc możesz walczyć. Tylko musisz dać żonie czas. Ona jest zagubiona, ma dosyć takiego życia. Chce radości, chce się cieszyc z życia. Tak jak jej koleżanki. Chce wychodzić na spacery, do kawiarni, mieć przyjaciół. Chce mieć wspólne z Tobą pasje. Śmiac się razem i płakać. Chce tego, co było w okresie narzeczeństwa. Bycia razem. Przez lata życia w pewnym sensie w samotności, licząc tylko na siebie nie możesz wymagać, że się przełamie. Że po kilku tygodniach stwierdzi, że wszystko jest OK. Na to potrzeba czasu, nawet kilku miesięcy, a czasem i więcej. Mówię to ze swojego punktu widzenia, bo czuję się podobnie jak Twoja żona. Zawiedziona, rozgoyczona, okłamana, pozbawiona wsparcia.
Życzę powodzenia. Trzymajcie się mocno i patrzcie najpierw na dzieci ...
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-13, 11:34   

...
Ostatnio zmieniony przez 40latek 2007-04-16, 22:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
lagerg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-18, 14:12   

40latek, gdybym chciał opowiedzieć swoją historię to brzmiałaby bardzo podobnie do Twojej. Jeśli chcesz to poczytaj. Pod pewnym względami jesteśmy również podobni i stąd ten sam problem, który pojawił się w Twoim i moim życiu. .
Nie wiem w jaki sposób prowadzisz walkę o żonę, ale co Ci mogę poradzić to nie słuchaj rad nikogo, wsłuchiwać się w siebie i w to co mówi do Ciebie Bóg. Poza tym dobrze jest oprócz zmian wewnątrz wprowadzić kilka zmian na zewnątrz (wygląd, styl ubierania, przyzwyczajenia, obyczaje, zachowania).Swego czasu przemiłe panie na forum rzuciły mi kilka propozycji, z których skorzystałem. Nic na siłę i nie rewolucyjnie,bo to nie przynosi efektów.
Widzę, że macie wciąż czas dla siebie więc warto być cierpliwym ( o wiem! jak trudno , sam należałem do bardzo gwałtownych ludzi i bardzo nerwowych), gdyż tylko w taki sposób masz szansę cokolwiek osiągnąć. Mieszkajcie ze sobą jak najdłużej i rozmawiajcie jak najwięcej (tylko gdy obydwoje będziecie mieli ochotę) , nawet jeśli często jedynym tematem będą rozmowy o sprawach codziennych. Ale na szczęście macie dzieci ( i to jest temat neutralny, a można na nim długo się skupiać).
Wierzę, że postawa Twojej żony będzie się powoli zmieniać. Rozumiem Twoje zdezorientowanie postawą żony, gdy mówi o rozwodzie, a z drugiej strony jest w stosunku do Ciebie miła i uczynna. Sam do dzisiaj tego nie rozumiem. Ja takie zachowanie oceniałem jako osłodę rozwodu, chęć pozostawienia dobrego wrażenia w celu utrzymania dobrych stosunków po rozwodzie. Do dzisiaj nie mogę rozgryźć zachowania mojej żony, ale wiem już, że nie warto za bardzo się skupiać na myśleniu o przeszłości, analizowaniu takich zachowań. Bardziej efektywne jest skupianie się na swoich relacjach z Bogiem, swoim zachowaniu i myśleniu. To przynosi efekty, aczkolwiek w dłuższej perpektywie czasu. Daje Ci radość z życia, sprawia, że nowa sytuacja nie wydaje się aż tak zła, daje siłę w trudnych sytuacja , siłę do walki, siłę do uśmiechania się i cieszenia z prostych rzeczy.
Życzę Ci powodzenia, bo wiem że jesteś na wygranej pozycji bo za sobą masz nie byle kogo, a Boga. I pamiętaj o tym. I przypominaj czasem mi, gdybym zapomniał ;-)
 
     
Ewcia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-20, 12:29   

Od jakiegoś czasu śledzę Wasze wypowiedzi … znalazłam tę stronkę, szukając pomocy, ukojenia, wyciszenia … Chciałabym opowiedzieć moją historię – chociaż ona jest tak berdzo podobna do przeczytanych na forum. Mój mąż zakochał się w „internetowej dziewczynie”. Mamy dwoje dzieci i ona ma męża i dwoje dzieci. Dwie rodziny na rozdrożu i czworo skrzywdzonych dzieci … Powiedział, że mnie nie kocha, tylko ją. Ona nie ma względem niego żadnych oczekiwań, zrobi dla niego wszystko, a ja cóż … ciągle się czegoś czepiam, ciągle mam jakieś wymagania – on nie może i nie chce im sprostać.
Powiedział, że nasze 10 lat małżeństwa, to patolgia. Wypaliły się wszelkie jego uczucia do mnie i to jest również moja wina, bo gdyby czuł się w domu szczęśliwy, to nie szukałby innej. Dla mnie to było 10 szczęśliwych lat i myślę, że to zrzucanie winy na mnie, to po prostu usprawiedliwianie się. Jak powiedziałam, że wiem o zdradzie – najpierw zaprzeczał, a później przyznał się do wszystkiego. Powiedziałam, że ma się wyprowadzić, ale ani drgnął. Powiedział, że zostaje ze względu na dzieci, ale mnie nie kocha.
Chciałam dodać, że m. in. przez ten romans zadłużył firmę. Nie ma pieniędzy, tylko długi. Ja noszę na barkach utrzymanie domu i wszelkie obowiązki. On prowadził firmę i od czasu do czasu zajmował się dziećmi. Miał i ma stabilizację, bo nie interesowało go utrzymanie domu, opłaty itp.
Mam nieodpartą chęć wyrzucić go z domu, żeby docenił co ma … Powiedzcie, czy taki zimny prysznic może go skłonić do refleksji ?
Nie napisałam najważniejszego – kocham go pomimo wszystko … tyle, że nie wiem co zrobić, żeby się opamiętał ...
Proszę o rady !!!
 
     
Julka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-20, 13:40   

Ewcia

Tak jak napisałaś, Twoja historia jest bardzo podobna do historii wielu z nas. Jeżeli czytasz nasze wypowiedzi to zapewne zorientowałaś się, że ten pierwszy odruch (tzw. wystawienie walizek) miało także wiele osób z tego forum, ale że to nie jest najlepsze wyjście
Kiedy zamykają się drzwi za "zdradzaczem", często przychodzi żal. Bo przecież wolałabyś, żeby był z Tobą nie z nią, chyba także dlatego, że im więcej czasu z nim spędzasz, tym masz większy wpływ na to co się dzieje, możesz rozmawiać, pokazywać mu, że go wciąż kochasz, że zawsze będzie Twoim mężem, a miejsce męża jest przy żonie i dzieciach, i że ślubowaliście "aż do śmierci", a nie "aż mi się znudzisz"...
Musisz spróbować poradzić sobie ze swoimi emocjami, z tymi wszystkimi strasznymi uczuciami, które w Tobie powstają. Wczytaj się w nasze posty, zobaczysz jak nam się to, bardziej lub mniej udawało i udaje.
Uważaj, żebyś nie zrobiła niczego, czego potem mogłabyś żałować.
Cokolwiek chciałabyś zrobić, pamiętaj że im dalej kroków sę zrobi do przodu, tym więcej trzeba zrobić żeby się cofnąć i o tym, że "NIE WAŻNE ILE RAZY UPADASZ, ALE CZY ZDOŁASZ SIĘ PODNIEŚĆ"

Trzymaj sie cieplutko
 
     
Ewcia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-20, 14:07   

dziękuję Ci za dobre słowo - tak bardzo potrzebuję rozmowy ... ale nie bardzo mam z kim rozmawiać ... mąż nie chce słyszeć o żadnej poradni rodzinnej, bo chce sam się z tym uporać. A ja narazie nie wiem jak żyć pod jednym dachem z mężem, którego miłość do mnie się wypaliła ... On cały czas był bardzo czuły i ciepły i tego bardzo mi brakuje. Odkąd sprawa z kochanicą się wydała - stał się zimny jak głaz ... to mnie przeraża !!! Nie potrafię tego znieść, a on twierdzi, że już niczego nie musi udawać. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to spakować go, dać nam czas na przemyślenia, czy jest sens ... czy warto zawalczyć ...
 
     
Grażynka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-03-20, 14:14   

Ewcia, trudno coś doradzać, bo każda sytuacja jest inna. Ja czekam na decyzję swojego męża już półtora roku, na razie bezskutecznie. Walizek mu nie wystawiłam. Też jest zimny jak głaz i nie ma z nim żadnej rozmowy. Moja bliska koleżanka, jak tylko dowiedziała się o zdradzie, wywaliła męża z domu. Wrócił na klęczkach, błagał o wybaczenie, ale oszukał jeszcze raz... i jeszcze raz... Znów go przyjęła i są razem, ale cczy na stałe, tego nie wiem... Trudno jest kolejny raz zaufać...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 11