Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Czy wierzysz w uzdrowienie Twojego sakramentalnego małżeństwa?
TAK
85%
[ 254 ]
NIE
14%
[ 43 ]
Głosowań: 297
Wszystkich Głosów: 297
Autor
Wiadomość
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-05, 19:14
Katka, przykre jest to co piszesz.
Tój mąż zachowuje sie tak jak wszyscy zdradzacze : nie może się zdecydować, kłamie i Tobie i kochance, Chce Ciebie obciążyć winą i wybielić się przed dzieckiem.
Ja nie widzę żadnego powodu by tę kobietę chronić, skoro wiesz o ich romansie, nie ukrywaj tego przed jej mężem. A jeeli nawet baba dostanie od niego po głowie, nic się nie stanie, należy jej się. jeżeli ptzy okazjo oberwie i Twój mąż, tym lepiej, zasłużył sobie.
Dziecko, tu jest gorsza sprawa, on manipuluje bo nie chce przezd dzieckiem czuć się winny, udaje skrzywdzonego. No i tutaj nie wiem co poradzić, prawdy powiedziec nie można, kłamać nie ma jak.
Ale, czy warto kryć tatusia? Może lepiej powiedzieć dziecku prawdę? On i tak już powiedział to, czego nie miał prawa mówić "że mamy nie kocha, że kocha inną panią", to było podłe z jego strony.
Niewiele mogę pomóc, ale jestem z Tobą. Trzymaj sie jakoś.
Pozdrawiam
Elżbieta
[ Dodano: 2006-09-05, 20:26 ]
Rot - nawiązuję do postu żony od 27 lat i Twojej odpowiedzi:
"Gorzej jak gość się napije i swojej żonie krzywdę zrobi... to też weź pod uwagę, jakby nie było to też kobieta... i możesz mieć później jednak wyrzuty sumienia..."
A niby dlaczego zdradzana żona ma mieć wyrzuty sumienia? Czy to ona narozrabiała czy tamta? Przykro mi, ale kobieta, która łajdzaczy się w krzakach z obcym facetem nie zasługuje na dobre traktowanie. Nie bała się wtedy? To teraz niech ew. zapłaci malutką karę za to, co zrobiła.
Powiadasz "kobieta".
A ja mam dla takiej inne określenie.Dla faceta również. I nie jest to cenzuralne, dlatego nie napiszę dosłownie.
pozdrawiam
elżbieta
żona od 27 lat [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-05, 21:45
Tak Elżbieto, ja też nie jestem w stanie myśleć o niej "kobieta". Ona posunęła się nawet do tego, że groziła mi procesem o zniesławienie. Odpowiedziałam jej, że proszę bardzo, ja się nie boję, w tym co powiedziałam nie ma nawet odrobiny kłamstwa.
Katko, nie wysyłaj zdjecia własnego kochanego dziecka do takiej osoby. To zupełnie inna kategoria ludzi. Nie licz na to, że kochanka Twojego męża ma jakiekolwiek wyrzuty sumienia albo że przestrzega podstawowych zasad moralnych. Gdyby tak było nigdy nie znalazła by się w roli kochanki.
Co do faktu wyrzucenia męża z domu to nie wiem czy to nie jest lepsze rozwiązanie. Ja ze swoim nadal mieszkam pod jednym dachem. Nadal mu piorę, prasuję, gotuję. Nie potrafię podać obiadu dzieciom a jemu nie. Ciągle pamietam go takim jaki był kiedyś. Dziś nie znajduję w nim nic z człowieka z którym przeżyłam tyle naprawdę bardzo szczęśliwych lat. Wczoraj zapytałam go czy już wie jak chce dalej żyć. Odpowiedź brzmiała : jeszcze nie. Czasami mam wrażenie, że on, widząc w jakim jestem stanie, czeka kiedy wreszcie wyląduję w szpitalu psychiatrycznym. Nie rozumiem jak człowiek może sie tak zmienić. Myślę, że to działanie szatana.
Ada [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-05, 22:15
Mysle , ze to nie sprawka szatana tylko jego hormonow. Poprostu chlop zglupial. Goni za seksem i przygodami. Duzo czytalam na ten temat okazuje sie ze co drugi facet to robi a kazdy marzy aby to robic. Trzeba przeczekac i przestac myslec o nich niech sami w tym sie babraja.
To choroba minie tak szybko jak sie pojawila. Duzo cierpliwosci.
Postaraj sie w tym czasie myslec tylko o sobie.
On jak Ty musi przejsc przez okres przekwitania. Wpisz sobie na stronie www.google.pl slowo andropauza to zrozumiesz dlaczego Twoj maz zglupial.
Tej kobiecie nie daruj i nie przejmuj sie jej gadaniem pamietaj "jak suka nie da to pies nie wezmie" . Madre przyslowia cos o tym mowia czyli nic nowego nie wymyslam.
[ Dodano: 2006-09-05, 23:16 ]
Mysle , ze to nie sprawka szatana tylko jego hormonow. Poprostu chlop zglupial. Goni za seksem i przygodami. Duzo czytalam na ten temat okazuje sie ze co drugi facet to robi a kazdy marzy aby to robic. Trzeba przeczekac i przestac myslec o nich niech sami w tym sie babraja.
To choroba minie tak szybko jak sie pojawila. Duzo cierpliwosci.
Postaraj sie w tym czasie myslec tylko o sobie.
On jak Ty musi przejsc przez okres przekwitania. Wpisz sobie na stronie www.google.pl slowo andropauza to zrozumiesz dlaczego Twoj maz zglupial.
Tej kobiecie nie daruj i nie przejmuj sie jej gadaniem pamietaj "jak suka nie da to pies nie wezmie" . Madre przyslowia cos o tym mowia czyli nic nowego nie wymyslam.
ania z belgii [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-05, 23:08
Katka,
Twój mąż zachowuje się tak jak mój jakiś czas temu. Nie liczyło się dla niego nic, zachowywał się jak ostatni drań a jego kochanka wyżywała się na mnie i naszym nienarodzonym dziecku.
Jedyne, co możesz teraz zrobić to chronić siebie i dziecko. Odetnij się, zastosuj Dobsona, nie dzwoń, nie kontaktuj się, nie rozmawiaj z kochanką męża. Nie pozwalaj jej na widywanie Waszego dziecka. Nie proś, by odeszła, twoje prośby i upokorzenie to dla niej woda na młyn... Zachowuj się tak, jakby nie istniała.
Nie zapominaj o modlitwie - jeśli chcesz podeślę Ci modlitwy o uwolnienie... bo pamiętaj, że toczysz walkę z szatanem o duszę męża
będę pamiętać w modlitwie
Katka [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-06, 11:13
Dziękuję za wsparcie, prosze o modlitwę i teksty modlitw.
Dodam tylko, to co już wcześniej napisałam Majce:
Wczorajszy dzień jednak przyniósł nowe rozczarowania. Mąż po raz kolejny przyszedł późnym wieczorem. Jednak tak jak przez ostatnie dni bardzo się spieszył. Córka była jak zwykle zawiedziona i rozczarowana. Ponieważ krytykował ją że obgryza paznokcie, to powiedziałam, żeby jej obciął te resztki, które zostały. Oczywiście to ją bolało (jest trochę przez to wszystko rozkapryszona, żeby nie powiedzieć histeryczna). Zdenerwowany zaczął na nią krzyczeć i powiedział, że już idzie, jak ona się tak zachowuje. Ona rzuciła mu się na szyję. Płakała. Błagała: tatusiu nie wychodź, zostań jeszcze. Ja kąpałam w tym czasie synka. On zapierał się. „odklejał” od siebie jej rączki i mówił, że już idzie. Jest zmęczony.. boli go głowa…
Wtedy włączyłam się ja. Powiedziałam, że nie może jej zostawić w takim stanie, bo ja idę usypiać maluszka, a dziecko nie może zostać samo w takim stanie. Zaczął więc ją poganiać. Wyczułam, że bardzo się spieszy do tej kobiety. Powiedziałam, nie bój się, ja cię obudzę, jak przy niej zaśniesz. Czułam, że chce jechać do tamtej pooglądać sobie razem ich ulubiony serial Magdę M. lub po prostu pobyć z nią…
I nie obudziłam go. Sama usiadłam nad papierami przyniesionymi z pracy i włączyłam Magdę M. On obudził się i z pretensją do mnie, że miałam go obudzić. Powiedział dobranoc i wyszedł. Potem, ja zadzwoniłam po taksówkę i pojechałam pod jego wynajęte mieszkanie – 4 ulice dalej. W oknach było ciemno. Postałam tam 3 minutki. Zadzwoniłam. Nie spał. Nie dla tego było ciemno w oknach. Głos miał normalny, tylko trochę długo nie odbierał. Powiedziałam, żeby dziś zawiózł córkę do szkoły. Wahał się, ale w końcu się zgodził, wtedy usłyszałam w tle głos kobiety i dziecka- córki tamtej kobiety. Zapytałam gdzie jest, powiedział, że u siebie. Rozłączyłam się. Po powrocie do domu zadzwoniłam do niego powiedziałam mu, że wiem, że jest u tamtej, że ucieka od naszych dzieci do obcej kobiety i jej córki. Że przychodzi na kilka minut, żeby zagłuszyć własne sumienie. Zaspokaja tylko swoje potrzeby, a nie potrzeby naszych dzieci. Że jeżeli chce do dzieci przychodzić, to tylko wtedy, kiedy będzie mógł być tylko z nimi, a nie myślami przy tamtej. Że ma być tak, jak dzieci chcą i tyle ile dzieci chcą, albo wcale. Żeby się ocknął. Żeby się obudził. Że takie zachowanie to nie ojcostwo. Że krzywdzi dzieci i na tej krzywdzie buduje coś nowego, co nie będzie wartościowe, bo oblane krzywdą dzieci. Czy chce być takim właśnie ojcem, niech to przemyśli. Czy może sobie spojrzeć w twarz w lustrze i czy kiedyś będzie mógł, jak zupełnie zrujnuje szczęście swoich dzieci. Zniecierpliwiony pytał czy to już wszystko, czy już skończyłam. Między moimi zdaniami powiedział, że właśnie teraz jest szczęśliwy. Ja mu powiedziałam, że to złudne. Itd.
Teraz się nie odzywa. Powiedziałam mu, że się za nas i za niego modlę. Zapytałam się co się stało z jego wartościami, powiedziałam, żeby sięgnął do Pisma Św. Obudź się powtarzałam. Obiecałam mu, że będę mu przypominała, że jest ojcem. Nie chciał mi natomiast powiedzieć, czym dla niego jest ojcostwo. Sam porzucony kiedyś przez swojego ojca, teraz chce zgotować taki sam zły los swojemu synowi i córce. A tak się zaklinał przed ślubem, że on nigdy nie opuści swoich dzieci. A teraz opętało go. Liczy się tylko on i ona. Powiedziałam, że leci za nią jak pies za suką. Przytaknął. Wiem, że mnie za to wszystko nienawidzi w tym swoim opętaniu. Ale trudno , mam nadzieję w Bogu, że to może tylko etap przejściowy.
[ Dodano: 2006-09-06, 12:30 ]
Nie znam książek Dobsona. Co to jest i czym się to je?
sylica [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-06, 12:43
Witajcie. Chciałam się tylko z Wami przywitać, dzięki Wami trwam w tym wszystkim, nie bede sie rozpisywac bo moja historia jest bardzo podobna do wielu z Waszych, zdarada, jego wyprowadzka i tak sie ciagnie już rok czasu. Chce tylko napisac z ejestem tu z Wami jzu długo i modle sie za Was wszystkich. Pozdrawiam
Agnieszka2 [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-06, 12:48
Witamy, Sylica. Czuj się jak u siebie. Pozdrawiam
rot [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-06, 12:50
Witaj Sylica... pisz też do nas, może z któregoś z Twoich doświadczeń ktoś z Nas skorzysta. Nigdy nic nie wiadomo
sylica [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-06, 12:55
Pewnie czasami napisze , dzięki za powitanie, nawet nie wiedziałam że można martwić sie o kogos kogo sie zna tylko wirtualnie a ja martwie sie o Was, w sobote jadę na Jasną Góre i Wasze problemy tam złoże. A tak w ogole Rot gratuluje Ci i mam nadzieje z emoze mi tez sie uda, w ogole jestescie niesamowici. No to by bylo na razie tyle
Ada [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-06, 13:50
Witaj Sylica.
Ja tez bede o Twoje szczescie sie takze modlic
Powierz swoje cierpienie sw Judzie Tadeuszowi.
Modlitwa codzienna do sw. Judy Tadeusza naprawde dziala.
Nowenna 9-dniowa zanim ja skonczysz odmieni Ci zycie.
Pozdrawiam cieplutko.
Ada
sylica [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-06, 20:29
Dzięki bardzo :) Co do Sw. Judy to masz racje i modle sie co jakis czas do niego.
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-06, 21:13
Sylica witaj.
pisz dziewczyno jak będziesz czuła potrzebę. Trzeba dzielić się swoim doświadczeniem, tym dobrym i tym złym.
Wsparcie duchowe jest tutaj ogromne, stajemy się wielką rodziną.
basiasum [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-30, 10:59
Dobrze,że jesteście. Bo jednak wsparcie jest tu ogromne.
Ja wciąż walczę z sobą i zastanawiam się po co to wszystko? Czasem brak mi sił.
EL. [Usunięty]
Wysłany: 2006-09-30, 14:00
Basiusum! Po co to wszystko ? Po to, żeby nie było nudno, po to, żeby poznawać samych siebie, po to żeby budować od nowa, naprawiać,,,....a w konsekwencji zbliać się do Boga i cieszyc życiem !! Pozdrawiam !! EL.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.