Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Otwarty przez: administrator
2006-04-11, 12:24
Właśnie się dowiedziałam/łem, że...

Czy wierzysz w uzdrowienie Twojego sakramentalnego małżeństwa?
TAK
85%
 85%  [ 254 ]
NIE
14%
 14%  [ 43 ]
Głosowań: 297
Wszystkich Głosów: 297

Autor Wiadomość
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-25, 09:08   

Małżonka mimochodem wspomniała, że nie może umówić się z koleżanką w poniedziałek, ponieważ jest przecież zajęta. To zajęcie poniedziałkowe to były nasze spotkania z panią psycholog.
Dla mnie sprawa wydawała się już zamknięta gdy na ostatnim spotkaniu psycholog stwierdziła, że obecnie te spotkania nie mają sensu, za tydzień jeszcze rezerwuje termin ale nie oczekuje że przyjdziemy.
Zastanawiam się co zrobić, gdyż ostatnie spotkania to duże emocje, walka słowna na całkowicie przeciwległych stanowiskach: nie kocham cię, nie widzę żadnej szansy, chcę rozstania (rozwodu) - kontra kocham cię, potrzebujemy czasu, nie ma mowy o rozwodzie.
Próby przekonywania mnie, że rozstanie jest nieuchronne i powinienem pomyśleć o dobrze dzieci...
Mnie to już jakoś zobojętniało słuchanie o tym , ale wiem, że żona była bardzo zdenerwowana po ostatnich spotkaniach.

Iść czy nie iść? Jeżeli nie iść to powiedzieć to teraz czy poczekać z tym do poniedziałku?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-25, 16:10   

40-latku!!!!!!Oczywiscie że iść!!!!!!!!! To że płakała to dobrze,to znaczy że jeszcze sumienie działa.
Wiesz......prawda często jest gorzka jak lekarstwo,które choć gorzkie ,ale leczy . PRAWDA LECZY DUSZĘ.
Masz pełne prawo do walki o swoje małżeństwo.O prawo dzieci do wychowywania się w pełnej rodzinie,o zasady.A że emocje??? no cóz,to "kusy" walczy,podpowiada,szarpie.Roztacza wizje Twojej "połowicy" szczęścia u boku jakiegos "palanta"
Napisałeś:
"Próby przekonywania mnie, że rozstanie jest nieuchronne i powinienem pomyśleć o dobrze dzieci... "

Sądzę że to Ty walczysz o dobro dzieci,o ropdzine ,o wzorce,o kregosłup moralny.Facet nie dawaj się zmanierowac "kusemu".Działa przez Twoją żonę.

Chyba ktos z "forumowiczów" ma motto:"szczęście kończy się tam gdzie zaczyna się krzywda drugiego człowieka"(chyba elzd1).A nie czynisz krzywdy Twojej żonie próbując wyrwać ja ze szponów "kusego"
Życzę Ci wiary,nadziei i Pogody Ducha ....mimo wszystko!!!!!
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-27, 21:11   

Nie szczęście a wolność. A reszta się zgadza :-)

Zgadzam się z Nałogiem że w żonie jeszcze coś walczy, nie może zdecydować i do końca nie jest pewna czy ma rację.
Walcz póki jeszcze jest szansa.
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-28, 17:35   

No to idziemy.
Jestem ciekaw co moja małżonka ma mi do powiedzenia?
Zawsze przed tymi spotkaniami jestem trochę poddenerwowany, bo to niezbyt miłe słuchać o braku miłości, o rozstaniu i rozwodzie.

Elzd1, a za późno to podobno nigdy nie jest.

Pozdrawiam
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-29, 08:48   

:-D
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-29, 09:01   

----
I po spotkaniu.
Atmosfera i główny temat jak poprzednio - rozstanie czyli rozwód. Wg mojej żony jest to nieuniknione i powinienem pomyśleć o dzieciach aby jak najmniej je to dotknęło. Ja swoje o miłości i, że dobro dzieci to my razem. Ona o tym, ze powinniśmy ustalić opiekę nad dziećmi i załatwić wszystko polubownie bez wojny i awantur. Ja, że do żadnego działania zawierającego zło nie przyłożę ręki.
Widziałem jak moja postawa wzbudza w niej złość. Usłyszałem, że jestem zawzięty, że przeze mnie dzieci będą cierpieć. Że odchodzi nie dla innego tylko dlatego, że mnie nie kocha. W prawdzie ten pan jest i czeka ale to nie jest powód :))), że 8 lat małżeństwa to ona była sama, mówiła, próbowała do mnie dotrzeć ale ja nie słuchałem i ma tego już dość, koniec, nigdy mnie nie pokocha.
Jak tak dalej będę się upierał to mnie znienawidzi i zrobi mi piekło w domu - skończy się miła i przyjemna atmosfera. Wyszła wzburzona.

Dlaczego potrzebuje mojej "akceptacji" dla swojego postępowania - czy chodzi tylko o dzieci czy o usprawiedliwienie się przed sobą lub światem?
Dlaczego nie podejmuje konkretnych działań? Czego się boi? - Raczej nie jest to jej sumienie..
Kiedy znajdzie dość siły aby to zrobić?

Nie myśleć, nie myśleć, nie myśleć, ...

Pozdrawiam
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-29, 09:09   

nie poddawać się, nie poddawać się, nie poddawać się.
kochać, wymagać, wymagać, kochać.
Cieszyć się na poranek, świadomie przeżywając noc (modlimy się! lampka na pewno oświeca te ciemności!)

P.S. Przy następnej konfrontacji, możesz żonie powiedzieć, że wiesz, że nie masz wpływu na jej decyzje. Kochasz ją i razem z dziećmi czekasz na jej powrót. (bo ona na dzień dzisiejszy jest przede wszystkim mentalnie gdzieś w głębokim Tybecie)
Sam nie wracaj do tego tematu.
Spokojnie! Zaplanuj coś fajnego na dzień dziecka. Jak wygląda kwestia wakacji?
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-29, 11:13   

Wakacje,

Żona twierdzi, że nie może mieć urlopu bo nowa praca, przejmowanie obowiązków... Ja jestem zdecydowany pojechać sam z dziećmi na 2 tygodnie, a Ona może dojedzie na 4 dni lub tydzień.

Na dzień dziecka wyjeżdżam z najstarszym, na łódki na 3 dni. Kiedyś obiecała, że pojedziemy wszyscy, ale ostatnio zmieniła zdanie, więc dwójka maluchów zostaje z nią. Powody są dwa - wspólny wyjazd i to, że w sobotę jej bliska przyjaciółka (po rozwodzie) ma ślub cywilny (bierze ślub bo jest w ciąży ale podobno jest bardzo szczęśliwa w tym 2-gim związku). Na łódkach nie dam rady sam z trójką małych dzieci.

Pozdrawiam
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-29, 11:28   

Dawaj do zrozumienia, że zaplanowałeś wspólny wyjazd, i jeśli ma ochotę, niech z wami jedzie. Jak nie pojedzie, trudno. Świetnie, ze masz plany kajakowe! Wiesz, kto je uwielbiał i teraz oręduje za nami? Sprubój podczas tej wyprawy szczególnie modlić się o wstawiennictwo do Jana Pawła II ;-)

P.S. :shock: zauważyłam teraz, że napisałeś o lódkach, ale każda "barka" była Jemu bardzo bliska :->
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-05-29, 16:36   

Jak czytam Twoje wypowiedzi to wraca do mnie to, co przeżywałam dwa lata temu.
Zawziętość męża, zimne bezwzględne oczy, zimne słowa. I propozycję - że można się rozstać "kulturalnie", nawet łaskawca obiecywał zostać moim przyjacielem. No, ale jeżeli będę nadal nawracać go, domagać się powrotu - to znaczy - że ja nie chcę zgody między nami. I oczywiście - że mnie nie kocha od dawna, że wreszcie chce być szczęśliwy. I powodem jego odejścia nie jest tamta kobieta - no przypadkiem się stało że mieli romans i przypadkiem razem zamieszkali. Ale to nie ona jest powodem :evil:
Wciąż nie wiem czy dobrze zrobiłam nie pozwalając mu odejść. Pomimo mojego sprzeciwu mieszka z tą kobietą, a ja wiem tylko, że zrobiłam wszystko co mogłam. Decyzja była jego i on ponosi odpowiedzialność. Tylko, że to ja cierpię i moja córka, która nadal nie chce akceptować decyzji ojca.

Ja myślę, że oni by woleli naszej zgody - polubownie, kulturalnie. Wtedy lepiej pewnie by się czuli, nie musieliby nosić całego ciężaru winy na swoich barkach. I sumienie mieliby lżejsze.
Oni pewnie chcą naszej akceptacji, żeby przed sobą się usprawiedliwić, że nie oni są jedynie winni.

Trzymaj się 40latek. Nic więcej nie potrafię doradzić.
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-01, 09:17   

Rozwój sytuacji nie jest pozytywny.
Małżonka oświadczyła, że ma dość tej fikcji i nie będziemy nigdzie razem chodzić. Za tydzień mamy chrzest w mojej rodzinie i równocześnie piknik w pracy żony z okazji dnia dziecka. Niestety powiedziała, że ona idzie na piknik razem z dziećmi i nie życzy sobie abym z nimi poszedł. Mogę iść sobie sam na chrzest dziecka mojej siostry.
Przestała prasować moje rzeczy.
Oświadczyła, że na pewno złoży wniosek o rozwód (potem mówiła o separacji). Oczywiście nie chce nic ze mną już naprawiać, budować - bo wie, że mnie nie kocha i nigdy nie pokocha.
Raz ma mi za złe i wypomina zmarnowane ostatnie lata życia, potem, że nie żywi do mnie urazy i chce bym był szczęśliwy.
Ma zamiar się wyprowadzić z dziećmi jak znajdzie jakieś mieszkanie.

Ja czekam i nie wiem co dalej...

Pozdrawiam.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-01, 10:21   

40 latku.. Jak to ona pójdzie z dziećmi, a Ty nie możesz? - Czy jesteś gotowy na to, żeby objąć opiekę nad dziećmi?? To ona, czując się źle w rodzinie może poszukać sobie jakiegoś miejsca dla siebie - nie ma natomiast prawa wyrywać dzieci z DOMU. Musisz być stanowczy w tym względzie. Jeśli żona tak przedstawia sprawę, powiedz jej STANOWCZO, że ze sobą może robić co chce, a na włączanie do swoich problemów dzieci Ty się nie godzisz. Jeśli Twoje słowa nie wystarczą bądź silny i porozmawiaj o tym z prawnikiem. Złożenie wniosku o separację z jej winy z ustaleniem pobytu dzieci przy Tobie, brałabym w tym momencie pod uwagę.

P.S. Pozwól jej wyprowadzić się, ale niech to zrobi sama.

Trzymaj się ciepło! Bądź pewny, że masz Jego wsparcie.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-01, 18:27   

Slusznie prawisz, Kasiu.
Żadnego zezwolenia na zabranie dzieci z domu. Oczywiście, ich zadnie też należy brać pod uwagę.
Myślę, że tutaj sporo miałby do powiedzenia któryś z uczestników forum, byli/są w podobnej sytuacji.
 
     
40latek
[Usunięty]

Wysłany: 2007-06-03, 20:33   

Jej wyprowadzenie się z domu z prawnego punktu widzenia działa podobno na moją korzyść. Nie wiem jak z dziećmi - bo to już będzie wojna na całego a tego nie chcę.
Coś mi podpowiada, że powinienem dać jej tę "wolność" w postaci separacji z jej winy, z dziećmi, a samemu zostać w naszym mieszkaniu i na nich czekać.
Nie chcę wprowadzać nienawiści do naszych relacji. Może ona musi odpocząć ode mnie, przerobić to wszystko samotnie. Dostać w kość od życia i dzieci i tego pana.
Tylko tych maluszków szkoda.

---

A dzisiaj znów chce iść do pani psycholog! Ja odpowiedziałem, że nie wiem czy pójdę, bo średnio widzę sens tych spotkań dla nas. Później małżonka zadzwoniła i powiedziała, że jak nie chcę iść to ona chciałaby pójść nawet sama.

[ Dodano: 2007-06-05, 08:23 ]
Spotkanie odbyło się w miarę spokojnie, pozycje po przeciwległych stronach barykady utrzymane.
Pani psycholog stwierdziła, że moja żona jeszcze nie zaakceptowała tego, że ja się nie zgadzam i nie zgodzę na polubowne rozstanie. Ona ciągle żyje ułudą spokojnego rozejścia. Zaproponowałem jej, że może dostać od ręki separację na warunkach: jej wina, dzieci zostają ze mną w domu, ona robi co chce - tzn wyprowadza się albo i nie. Jako alternatywa 10 letnia walka w sądzie.

Moja żona powiedział, że chce się "odseparować" ode mnie i mojej rodziny. Nie rozumiem skąd w niej tyle zaciętości, złości i bólu.
Tak sobie myślę, że przez te wszystkie lata odkładała ona w sobie każde drobne zranienie - zamiast to wyrzucić z siebie w jakiejś rozmowie czy nawet kłótni - ona starała się być miła, dobra, dusiła to sobie. Nawarstwiło się to, i narosło obecnie do takich rozmiarów, że nie może sobie ona z tym poradzić. Tutaj jest naprawdę kiepsko.
Czym ją zraniła moja rodzina, że ona chce się od nich separować? Ja od rodziny żony nie mam zamiaru się separować (o ile oni mnie będą tolerować) pomimo tego, że wielokrotnie wypowiadaliśmy pod swoim adresem krytyczne uwagi i nawet delikatnie kłóciliśmy się - ale uważałem to za normalne.

Coś się też wydarzyło w weekend. Jest taka "miękka", zgaszona. Widziałem też zaczerwienione oczy po długotrwałym płaczu. Kolejnym zbiegiem okoliczności w który nie wierzę, jest to, że "pan z internetu" wykasował całą swoją stronę internetową - twórczość z ostatnich kilku lat. Wygląda mi to na kolejną próbę wywierania presji lub inną zagrywkę, ale czuję, że coś się dzieje.
Naprawdę się o nią boję, ale nic nie mogę zrobić, ani przytulić ani pocieszyć czy wesprzeć dobrym słowem.

Nie wiem czy dobrze robię, ale przestałem okazywać jej uczucia. Nie zaniedbuję jej, jestem miły uczynny, uśmiecham się ale wszystkie potrzeby czułości i bliskości zamykam w sobie.

Ciężko jest o tym nie myśleć ale staram się.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 7