Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Nasze małżeństwo, mimo tego że jest młode... zostało bardzo zaniedbane przez brak umiejętności rozmowy i słuchania... Praktycznie było przegrane i już rozpoczęła sie droga sądowa. Ale jednak udało sie nam pojechać na ten weekend i mam nadzieję, że Pan Bóg zaczął w nas działać... Ufam i mam nadzieje, że może być pięknie i prawdziwe szczęście przed nami.
n Przed tym weekendem myślałam bardzo poważnie o rozwodzie, bo w codziennym zabieganiu zapomnieliśmy o sobie. Myślałam już, że mąż w ogóle mnie nie kocha, a on po prostu nie umiał mi tego okazać tak, jak ja bym tego oczekiwała. Na Spotkania Małżeńskie jechałam tylko po to, by spróbować uratować nasz związek, tylko z myślą o naszej córeczce. Teraz wiem, że to był czas niezmiernie wielkiej łaski dla nas, czas, który mogliśmy poświęcić tylko sobie. Nasze dziecko po tych rekolekcjach "dostało" zupełnie innych rodziców. Są zakochani w sobie po uszy i, jak mówi nasze dziecko, cały czas się całują. Ale weekend to nie tylko czas dla nas, to również czas pojednania z Bogiem. Oddaliliśmy się od Niego i nie umieliśmy powrócić. Sakrament pojednania był dla nas czymś wielkim, co pozwoliło w pełni przeżywać nam czas świąt.
Uwierzyć w miłość
Tych kilka wypowiedzi jest świadectwem osób, które zawierzyły miłości, pomimo konfliktów, jakie ich dzieliły. Podjęli próbę odbudowania swojego małżeństwa. Wycofane z sądów pozwy rozwodowe po uczestniczeniu w Spotkaniach Małżeńskich są najbardziej czytelnym znakiem, że porozumienie jest możliwe. Awantury, ucieczki z domu i pozamałżeńskie romanse są z jednej strony, znakiem niedojrzałości emocjonalnej partnerów, z drugiej zaś - przejawem nieumiejętności rozmawiania ze sobą, brakiem dialogu. Przytoczone powyżej relacje są pełne obwiniania współmałżonka za kryzys. Jednakże w kryzysie zawsze wina rozkłada się na obie strony. Współdziałanie małżonków w wyjściu z kryzysu może sprawić, że stanie się on impulsem do odbudowania miłości pełniejszej niż przedtem.
Zainwestować w swoje małżeństwo
Z naszych blisko 30-letnich doświadczeń prowadzenia Spotkań Małżeńskich wynika, że nigdy nie jest za późno, by spróbować od nowa, by nawiązać dialog, bardziej zrozumieć siebie nawzajem. Tylko pod warunkiem, że obie strony tego chcą. Jeżeli chcą, a nie potrafią i zwrócą się o pomoc, to tylko od ich otwartości na siebie nawzajem, wytrwałości i cierpliwości zależy, czy ich miłość nabierze nowej siły. Bardzo pomocne mogą w tym być doświadczenia psychologii komunikacji, zwłaszcza te, które mogą pomóc w pełniejszym zrozumieniu siebie nawzajem i akceptacji jako osób.
Niedawno na jednym z naszych porekolekcyjnych spotkań formacyjnych pojawiły się niezadowolenie i wzajemne pretensje z ust małżeństw, które na spotkaniu były po raz pierwszy. Większość spraw była dość poważna, sytuacja napięta. I wtedy jedna ze starszych par powiedziała wzruszające świadectwo. Brzmiało ono mniej więcej tak: "Zazdrościmy wam, bo jesteście dopiero 3 czy 5 lat po ślubie i czasami macie ciche dni. My jesteśmy 17 lat po ślubie i były nie tylko ciche dni, ale ciche miesiące. Teraz po prostu wszystko ze sobą przegadujemy. Nauczyliśmy sie rozmawiać. Po weekendzie Spotkań Małżeńskich zainwestowaliśmy w siebie: przeszliśmy Szkołę dla Rodziców, spotkania z terapeutą, systematyczne spotkania formacyjne Spotkań Małżeńskich. Wszystko sprawiło, że wyszliśmy z głębokiego dołka i teraz mówimy wam: Jeśli my to wszystko przeżyliśmy i jesteśmy razem, to znaczy, że można".
Przyjąć pomoc specjalistów
W sytuacjach zwykłych, choć przewlekłych konfliktów i kryzysów, codziennych nieporozumień, dla wielu tysięcy małżeństw takim miejscem umocnienia łaską nadwerężonego małżeństwa stały się rekolekcje - Spotkania Małżeńskie (www.spotkaniamalzenskie.pl). Wiele z małżeństw, które straciły nadzieję na porozumienie, odzyskały ją po tych rekolekcjach.
Ale oczywiście są one niewystarczające w szczególnych sytuacjach, takich jak np. choroba psychiczna, która wyklucza porozumienie, a także inne nieuleczalne choroby. Jednak w przypadku małżeństwa "jesteśmy sobie dani i zadani" w sposób szczególny. Jest to wyjątkowe wezwanie do miłości jako postawy. Współmałżonek cierpiący jest szczególną osobą, złączoną węzłem sakramentalnym.
Ktoś powie: alkoholizm, przemoc fizyczna lub psychiczna, w tym przypadkach nie ma porozumienia! W niektórych sytuacjach konieczne jest oddzielne zamieszkanie. Ale to jest także szczególne wyzwanie do miłości, troski, akceptacji osoby dotkniętej chorobą alkoholową. Są miejsca wsparcia: AA, Al-anon czy grupy wsparcia DDA. Uczestniczenie w spotkaniach wspiera miłość w trudnych sytuacjach. Terapia może przynieść owoce, ale potrzebne jest wsparcie współmałżonka. Potrzebne jest wzajemne umacnianie się na drodze wychodzenia z uzależnień czy obciążeń. Na to nigdy nie może być za późno.
Każde małżeństwo ma szansę nie tylko na przetrwanie, ale na rozwinięcie dojrzałej miłości, pomimo tzw. niezgodności charakterów i odmienności upodobań. Nawyki, wszystko to, co wyniesione jest z bolesnych nieraz doświadczeń domów rodzinnych, może być uzdrowione i uleczone miłością, dialogiem, akceptacją, nierzadko warsztatami terapeutycznymi. Psychoterapia, która zmierza w kierunku pogłębienia więzi, która sprzyja umacnianiu małżeństwa i rodziny, jest także darem Bożym.
Nie miejsce tu na szczegółową analizę wszystkich dróg wychodzenia z konfliktów i problemów. Chodzi o to, by uwierzyć, że takie wyjście jest możliwe i że potrzebna jest ogromna cierpliwość, wytrwałość i niejako drążenie, czym jest dialog w małżeństwie. Jeżeli będzie pojmowany jako próba "ugrania" czegoś w małżeństwie, jako próba manipulacji drugim dla osiągnięcia swoich celów, to rzeczywiście nie doprowadzi on do odbudowania małżeństwa. Jednakże, jeżeli będzie traktowany jako otwarcie się na drugiego, zaakceptowanie i przyjęcie go, odkrywanie dobra, które w nim jest, zastąpienie dyskusji dzieleniem się sobą, to taki dialog "góry przenosi".
Zawierzyć Panu Bogu
Często brakuje sił, wytrwałości. Konieczne jest wtedy zawierzenie Bogu. To jest czas odnowy i pogłębienia wiary.
A czasem chodzi o sprawy zupełnie banalne, zlew z brudnym naczyniem i niewyrzucone śmieci urastają do problemów ogromnej wagi. Za tymi błahostkami rozwija się spirala emocji budujących mury, które coraz trudniej skruszyć. Takie sytuacje mogą nawet prowadzić do zdrady.
Każda zdrada małżeńska jest uszkodzeniem daru miłości otrzymanego od Pana Boga. Jednakże Pan Bóg troszczy się o ten dar. Jego działanie jest bardzo konkretne. Powoduje, że małżonkowie, a przynajmniej jedno z nich zauważa, że coś jest między nimi "nie tak". Daje moc wyjścia z kryzysu. Przez "przypadkowe" rozmowy, zauważone ogłoszenia, zwrócenie uwagi na książkę czy artykuł, Pan Bóg zachęca do zatrzymania się w codziennym kołowrotku, do uczestniczenia w rekolekcjach, do pójścia do poradni, kapłana. Przez głos sumienia podpowiada, jak nie brnąć dalej w ślepy zaułek seksualnego znieczulacza z tym trzecim czy tą trzecią. Jednakże pozostawia zawsze człowiekowi wolną wolę w korzystaniu z tych podpowiedzi. Jest sprawą człowieka, czy zauważy taki sygnał.
- Mąż zdradził mnie już w pierwszym roku naszego małżeństwa - podzieliła się z nami Grażyna. - Nie wiedziałam co się stało. Nagle się dowiedziałem, że ma inną. To była jego dziewczyna sprzed czasów naszej znajomości i naszego małżeństwa. Ale powiedział, że zerwał. Wrócił. Bardzo dużo czasu zabrało mi pozbycie się wstrętu i nienawiści. Trwało to chyba rok, ale teraz mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że kocham męża. Jestem trochę inna, bardziej stanowcza i pewna siebie, nie tak nadskakująca jak kiedyś. Wybaczyłam mu, chociaż miałam żal, że nie próbował rozmawiać ze mną o tym, co mu nie pasowało w naszym małżeństwie. Nie chciał być ze mną. Po prostu odszedł, nie wyjaśniając do dzisiaj dlaczego. Chyba mnie wtedy nie kochał. Nie rozumiem tego nadal, ale staram się już o tym nie myśleć. Teraz Bóg zwrócił mi męża takiego, o jakim zawsze marzyłam i jakiego zawsze pragnęłam. Teraz rzeczywiście czuję się kochana i szczęśliwa.
Nie każda zdrada kończy się takim happy endem. Nie każde małżeństwo chce pracować nad sobą. Po zdradzie pozostanie blizna. Można z nią żyć, ale nie należy jej rozdrapywać wypominaniem. Raczej wspólnie wyciągnąć wnioski, by w przyszłości nie doszło znowu do poranienia. A to wymaga wspólnego otwarcia się na nowe sposoby pielęgnowania miłości.
Bywa tak, że małżonkowie chcą zmiany, ale nie mają wiary w taką możliwość. Tę wiarę chciałbym obudzić, wesprzeć, umocnić. Nie warto jednak czekać na kryzys. Potrzebne jest pielęgnowanie małżeństwa, przyjmowanie miłości, którą Bóg nas obdarza. Na tej drodze spotykamy czasem ogłoszenia o rekolekcjach, sesjach, warsztatach, które mogą wesprzeć życie w duchu przykazania miłości Boga i bliźniego. Warto z nich skorzystać. Poznawanie siebie, uczenie się, jak lepiej wysłuchać, zrozumieć, jak kształtować swoją osobowość, może być cząstką miłości, jaką obdarza nas Bóg. Potrzeba zatrzymania się, wyciszenia. Łatwiej wtedy doświadczyć obecności Boga, który zawsze był, i nadal jest, tuż obok.
Jerzy Grzybowski
- Pokłóciliśmy się... Jak zwykle o byle co. Ale to oczywiście była jej wina i oczekuję, że żona mnie pierwsza przeprosi. A ona jakby w ogóle nie widzi problemu... - skarżył się kiedyś Zygmunt. - Jak można robić taką aferę z byle głupoty - obruszyła się na to jego żona... Są małżeństwa, które potrafią bardzo szybko się pogodzić, a u innych konflikty ciągną się w postaci cichych dni. Jak to się dzieje, że kłócimy się w różny sposób? Jak się pojednać, przebaczyć sobie?
Awantury
- W moim odczuciu nigdy nie zraniłem Magdy - powiedział kiedyś Henryk - a jej pretensje i wypominanie mi tego traktowałem jako kompleksy, przewrażliwienia i "odciski". Ja tylko wypowiadałem swoje zdanie. Przecież to, co ona mówiła i co zamierzała zrobić, a niejednokrotnie już zrobiła, było kompletnie nielogiczne, pozbawione sensu, przeczyło zdrowemu rozsądkowi i utrudniało funkcjonowanie naszego domu. Kiedyś w trakcie tego, co mówiłem, nagle wyszła z pokoju i poszła do drugiego. Poczułem się jeszcze bardziej urażony i dotknięty tym, że wychodzi w trakcie, gdy ja do niej mówię. Poszedłem za nią, żeby dokończyć, żeby mnie zrozumiała. Ale kiedy usiłowałem wypowiedzieć swoje racje, usłyszałem: "Wyjdź z pokoju! Wyjdź stąd!". Nie rozumiałem tego. Bardzo, naprawdę bardzo chciałem wyjaśnienia tej sprawy i chciałem, żeby żona mnie zrozumiała. Mówiłem dalej, a ona zaczęła mnie okładać pięściami i usiłowała wypchnąć z pokoju. Wyszedłem wstrząśnięty, w szoku...
- Ja naprawdę nie mogłam kontynuować tej rozmowy - mówiła Magda, żona Heńka - Wyszłam z pokoju, bo chciałam, żeby moje emocje trochę opadły. Potrzebowałam czasu. Słowa Heńka były dla mnie poniżające i upokarzające. Rzeczywiście nie panowałam nad rękami, tak jak Heniek nad słowami.
Rodzi się w takich sytuacjach problem winy, problem, kto kogo pierwszy ma przeprosić. "Ja absolutnie nie czułam się winna", "Ja czuję się skrzywdzony i zraniony. To ona powinna pierwsza mnie przeprosić", itd. Jesteśmy w zaułku, w ślepej uliczce, z której zdaje się, że nie ma wyjścia.
Kiedyś przed laty naszymi sąsiadami byli małżonkowie, którzy kłócili się codziennie. Kiedy przechodziło się koło ich drzwi, to najczęściej słychać było wzajemne krzyczenie na siebie, ale za godzinę można było ich widzieć idących pod rękę przez podwórko. Dlaczego więc jedni mogą się pogodzić szybko i łatwo, a u drugich kłótnie zdają się nie mieć końca?
Ciche dni
- Nasz problem polega na tym, że po każdym sporze Wanda przestaje się do mnie odzywać. Milknie na trzy, cztery dni. Wypowiada tylko słowa niezbędne do wypełniania podstawowych czynności domowych. Potem, tak jakby ostrożnie, zaczynają padać pierwsze dłuższe zdania i po jakimś czasie nasze relacje wracają do normy. Ale... do następnego razu. Bardzo jest to dla mnie męczące - żalił się kiedyś Łukasz, żonaty od 10 lat.
Jeden rodzaj cichych dni wynika z chęci ukarania współmałżonka milczeniem. Żona lub mąż obraża się i milczy. Rozumuje: skoro on - czy ona - jest taki, to ja w ogóle się nie będę odzywać, szkoda słów, i tak do niego nie dotrze to, co mówię... U źródeł takiego zachowania leży poważne zranienie, uczucia skrzywdzenia, urażenia i poniżenia przeżywane powoli, długo zalegające w sercu. Powracające, podsycane i żywione. Zawzięte.
Drugi rodzaj cichych dni jest wyrazem bezradności wobec konfliktu. Jedna strona milczy, gdyż boi się, że zostanie źle zrozumiana, że jej odezwanie się wywoła nową falę pretensji i agresji. Boi się odrzucenia. Często nie tylko nie potrafi wypowiedzieć, ale nawet nazwać w sobie tego, co czuje. Dlatego unika rozmowy. Ale to także ślepy zaułek porozumienia. Poczucie humoru jest ważne w rozładowywaniu napięcia we wzajemnych relacjach, ale nie może być jedyną receptą na ich uzdrowienie.
Skąd się biorą te trudności?
Różne są nasze cechy osobowości. Jedni z nas są bardziej emocjonalni, inni mniej. Ci pierwsi bardziej przeżywają konflikt na płaszczyźnie uczuć, drudzy - faktów i logiki argumentów. Bardziej emocjonalni często podsycają, "żywią" emocje i budują na nich oceny, oskarżenia, pretensje i wymówki. Słynne: "ty znowu", "ty zawsze", "ty nigdy" powstają najczęściej na bazie emocji. Na emocjonalność może nakładać się szybkość reagowania. Jedni z nas reagują szybko i gwałtownie, ale już po chwili im "przechodzi" i nie pamiętają urazy, natomiast u innych poczucie krzywdy, przykre uczucia i żale zalegają długo - w poważnych sytuacjach nawet latami. Jedni z nas są bardziej wojowniczy, drudzy - ugodowi. Jedni bardziej towarzyscy, inni - separatywni. To są cechy naszej osobowości, które przynosimy ze sobą na świat w genach. Cechy te są pierwotnie dobre, gdyż należą do dzieła Bożego stworzenia, tylko nasza natura ludzka powoduje, że tak często te dobre cechy wykorzystujemy w zły sposób, prowadzący do konfliktów, napięć i niezgody. Warto zauważyć, że na przykład wojowniczość może być dobrze wykorzystywana, kiedy wspiera nas w wytrwałym dążeniu do celu i nie poddawaniu się przeciwnościom. Nawet Królestwo Boże zdobywają ludzie gwałtowni (Mt 11, 12). Tylko trzeba być Bożym wojownikiem. Ugodowość, dążenie do zgody, zdawać by się mogło niezwykle pożądana cecha, może być zagrożeniem więzi małżeńskiej, gdy jedna strona daje sobie - jak to się mówi - "chodzić po głowie" i podporządkowuje się we wszystkim, nie zawsze zgodnym z miłością zachowaniom czy pomysłom współmałżonka. Słynne "bycie pod pantoflem" jest owocem nadmiernej ugodowości męża wobec wojowniczej i emocjonalnej żony. Doświadczenie mówi, że osoby, które szybko i gwałtownie reagują, i szybko im "przechodzi", mają skłonności do recydywy. Dotyczy to np. problemu wierności małżeńskiej, z którą te osoby mają czasem trudności. Natomiast ich łatwość przebaczania jest niewątpliwą zaletą. Z drugiej jednak strony osoby trzymające w sobie przeżywane emocje długo wyciągają na trwałe wnioski z popełnionych błędów, ale wypominanie współmałżonkowi popełnionych win, nieraz dawno przebaczonych, ciągnie się latami. I wreszcie jeszcze jedna z jakby biegunowych cech osobowości - separatywność i towarzyskość. Osoba separatywna, a w dodatku emocjonalna, ma niejako wrodzoną trudność z nawiązaniem kontaktu i niełatwo jej pierwszej wyciągnąć rękę do zgody. Człowiekowi towarzyskiemu, dla którego więź z drugą osobą jest często ważniejsza niż "racje", zdecydowanie łatwiej powiedzieć: "przepraszam".
Jak się pojednać?
Już z tego krótkiego przeglądu cech osobowości widać, że mamy odmienne predyspozycje, które w różny sposób wpływają na zdolność przebaczenia. Warto poznawać cechy swojej osobowości, rozpoznawać je.
Jednym z nas jest łatwiej, a innym trudniej podjąć rozmowę. - On nie jest winny, tylko on jest inny - odkryła na Spotkaniach Małżeńskich jedna z naszych znajomych. - On inaczej przeżywa niż ja. I ja tego nie zmienię. Mogę tylko zmienić mój własny sposób reagowania. Mamy wrodzone cechy osobowości, które są nam dane, ale i zadane równocześnie. W jednych poczucie zranienia zalega długo i trudno im zapomnieć, przebaczyć. Oni szczególnie powinni pamiętać, by "urazy chętnie darować". Jednak jeśli sami popełnią coś, co nadweręży ich małżeńskie relacje, i zrozumieją, to poprawa jest zazwyczaj trwała. U innych osób gotowość przejścia - jak to się mówi - do porządku dziennego nad nieporozumieniami jest bardzo ważna w nawiązywaniu zerwanego kontaktu. Jednak jak uczy psychologia osoby te są skłonne do recydywy. Warto też, by ci, którym łatwo zrobić pierwszy krok w kierunku porozumienia, próbowali zrozumieć, że małżonkowi może być trudno zrobić to samo. Nie należy wtedy przyspieszać porozumienia na siłę, ale pozwolić, by trudne uczucia spokojnie w nim wygasły. Warto też, by małżonkowie, u których trudne uczucia zalegają długo, starali się ich nie żywić i nie podsycać. Szczególnie jest to ważne wtedy, gdy zarówno mąż, jak i żona mają w tym kierunku skłonności. Jednocześnie mąż, jak i żona, którzy się tak ostro kłócą, a potem zaraz idą pod rękę, o czym pisałem wyżej, są wojowniczy, emocjonalni, ale ich emocje trwają krótko i szybko opadają. Natomiast u Wandy, w przeciwieństwie do Łukasza, zalegały długo.
Czy on jest winny?
Na trudności we wzajemnym porozumieniu w małżeństwie warto spojrzeć nie tyle od strony winny współmałżonka, ale także od strony własnej nieumiejętności reagowania z miłością. Dlatego nad cechami osobowości, które są dane i zadane, warto pracować, na tkwiących w nich szansach budować porozumienie, a pracować nad skłonnościami, które to porozumienie utrudniają. Odkrycie naszej znajomej: "On nie jest winny, on jest inny", niech nam pomoże nie tylko pokonać ciche dni, ale w ogóle popatrzeć na nowo na budowanie porozumienia w małżeństwie. Chodzi o to, że musimy przepracować w sobie, w jaki sposób kształtujemy nasze pierwotne cechy osobowości. One nie są same w sobie ani dobre, ani złe. Dobre lub złe jest dopiero to, co z nimi zrobimy. Jeżeli widzimy, że druga strona konfliktu podsyca - jak się nam zdaje - swoje "niedobre" skłonności, to spytajmy samych siebie, czy nie budujemy naszej postawy na własnych "złych" skłonnościach. Jeżeli sami mamy skłonności do długiego trzymania urazów, spostrzeżemy, że przeciąganie cichych dni nie jest naszą "słuszną" decyzją, tylko raczej objawem własnej niedojrzałości osobowościowej. Pamiętajmy jednak, że jeżeli współmałżonkowi jest trudno i "dusi wszystko w sobie", to dajmy mu spokój, bo tylko życzliwą postawą ułatwimy mu szybsze wydobycie się z tego zaułka. To jest problem odpowiedzialnej postawy każdego z nas za współmałżonka.
W kierunku przykazania miłości
Wielki Post jest okazją, aby popatrzeć krytycznie na siebie. Przyjrzeć się swoim wadom i zaletom, szansom i zagrożeniom swojego temperamentu, swoich cech osobowości. Wielki Post to nie tylko czas odnowienia więzi z Bogiem. Nie jest bowiem możliwe pojednanie z Bogiem bez pojednania ze współmałżonkiem. Odkrycie słabości we własnym sposobie reagowania, odkrycie budowania własnych niechrześcijańskich reakcji na "niewątpliwe winy" i "złe cechy" współmałżonka jest wystarczającym argumentem, by samemu pierwszemu dążyć do zgody, a nie wymuszać swoich racji. A jeżeli współmałżonek nie jest do tego jeszcze gotowy, to nie dlatego że jest "zły", ale być może dlatego że jest bardziej emocjonalny i ma predyspozycję do długiego trzymania w sobie przykrych emocji. Skłonność do długiego trzymania w sobie uczuć przy innej okazji może wykorzystać w bardzo dobry sposób, teraz jednak ma takie trudności z darowaniem urazy. To ode mnie zależy, czy pozwolę mu na to, czy też swoją wojowniczość wykorzystam w zły sposób, przeciwko niemu.
Zwornikiem wszystkich cech osobowości jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. Wszystkie swoje zachowania, sposób korzystania z naturalnych predyspozycji, jako katolicy, podporządkowujemy temu przykazaniu. Budujemy na nim miłość w naszych relacjach ma małżeńskich. Nie miejmy więc satysfakcji, jeżeli współmałżonek nas pierwszy przeprosi. To może być pozorne zwycięstwo, a może nawet własna porażka, bo nie udało się samemu pierwszemu wyjść ze swoich emocjonalnych i wojowniczych okopów. Niewątpliwie ten, kto pierwszy przeprasza, niezależnie od wagi win i błędów, wykazuje się pełniejszym przepracowaniem w sobie cech temperamentu. Oznacza, że bardziej przepracował je w duchu miłości Boga i bliźniego. Impuls do przeproszenia może wynikać z własnych predyspozycji psychicznych, z pogłębionej dojrzałości osobowości przepraszającego. Ważne jest, byśmy naprawdę wrócili do siebie pojednani. Wszystko to wymaga zdolności do spojrzenia z dystansem na siebie samego, przepracowania własnych sposobów reagowania. Potrzebna jest świadomość posiadania cech. Nikt jednak nie może powiedzieć - taki jestem i taki będę, tak mam. Każdy z nas jakoś "ma", ale jest powołany do tego, by nad tym, co "ma", pracować w kierunku coraz większej miłości. Jesteśmy sobie w małżeństwie dani i zadani.
Tylko kropką nad "i" jest stwierdzenie, że całe to "przepracowywanie" w sobie predyspozycji swojej osobowości jest owocne, jeżeli się poddajemy źródłu miłości - Bogu i Jego łasce. Każdy powrót do siebie w małżeństwie, każde odzyskanie siebie po kłótni czy nawet zdradzie, to przeżycie na nowo sakramentu małżeństwa, to jak gdyby ponowne udzielenie go sobie nawzajem, potwierdzenie miłości jako postawy wierności w trudnościach i uczciwości we wspólnym budowaniu i odbudowywaniu więzi.
Jerzy Grzybowski
Autor jest krajowym moderatorem ruchu
rekolekcyjnego Spotkania Małżeńskie (www.spotkaniamalzenskie.pl).
Zapraszamy wszystkie małżeństwa na trzydniowe warsztatowe rekolekcje Spotkania Małżeńskie, poświęcone umacnianiu więzi małżeńskiej. Przeznaczone są one dla małżeństw, którym zależy na związku i które chcą, by ich wspólne życie się rozwijało. Zapraszamy zarówno małżeństwa nieprzeżywające poważnych konfliktów, jak również te, które są ze sobą skłócone, a nawet myślą o rozwodzie. Rekolekcje te to szansa na odbudowanie ich związku. Jedynym warunkiem uczestniczenia w nich jest przyjazd obojga małżonków na całość programu. Spotkania Małżeńskie rozpoczynają się w piątki o godz. 17.30, a kończą w niedziele ok. godz. 15.00.
Świadectwo z rekolekcji "Komunikacja w małżeństwie i rodzinie"
WSPOMNIENIA UCZESTNIKÓW REKOLEKCJI
Rekolekcje "Komunikacja w małżeństwie i w rodzinie" odbyły się w dniach 24 - 28 lutego 2008 roku w Czarnej Sędziszowskiej w Domu Rekolekcyjnym "KANA". Prowadził je ksiądz Jacek Żygała z Przemyśla - duszpasterz zajmujący się również od strony prawnej trudnymi sprawami w rodzinie oraz Beata i Andrzej Guzikowie - świeccy animatorzy zajmujący się problematyką małżeńską i rodzinną, z zawodu lekarze onkolodzy z Krosna. Animatorem muzycznym była Beata Głowala z Sokołowa, a za sprawy organizacyjne odpowiedzialna była para rejonowa z Katedry rzeszowskiej - Grażyna i Józef Wichrowie.
Rodzina powinna być miejscem uświęcenia i wzajemnej miłości. To właśnie w ludzkiej rodzinie "Słowo stało się Ciałem i zamieszkało wśród nas...".
Rodzina nazywana jest Kościołem domowym lub małym Kościołem. To w niej realizuje się również liturgia domowa: modlitwa poranna i wieczorna, lektura i rozważania Słowa Bożego, przygotowanie do sakramentów, nabożeństwo i poświęcenie się Sercu Jezusowemu, różne formy kultu Matki Bożej, modlitwa przed i po posiłku. Rodzina staje się dzięki temu bardziej Kościołem. Te praktyki religijne zbliżają do siebie małżonków i całą rodzinę. "Każdy z małżonków, wchodząc we wspólnotę małżeńską, wnosi w nią bogactwo swojej osobowości, bagaż wcześniejszych doświadczeń, własną hierarchię wartości, świat swoich potrzeb" - pisze Maria Ryś w artykule Komunikacja interpersonalna w małżeństwie. I dodaje, że komunikacja interpersonalna w małżeństwie nie jest zależna jedynie od aktualnych relacji emocjonalnych pomiędzy żoną a mężem, ale także od całego szeregu wzajemnie powiązanych czynników, takich jak dojrzałość do zawarcia małżeństwa, poziom zaspokojonych i niezaspokojonych potrzeb. Ważne będą również oczekiwania od małżeństwa, poczucie psychicznej bliskości małżonków czy ich wzajemna więź.
Niestety, ta komunikacja wewnątrzmałżeńska nie zawsze przebiega w sposób prawidłowy. Autorka podaje, że formy zaburzonego komunikowania się w małżeństwie mogą wynikać z wielu przyczyn, między innymi z obwiniania siebie, wytykania w sposób przykry wad małżonka, krytykowania, ośmieszania, wyśmiewania, źle pojętego łagodzenia problemów, odwracania uwagi od problemów, a więc przerzucania punktu ciężkości na inne sprawy, wyrachowania - czyli działania na zasadach chłodnej kalkulacji, kosztem tłumienia przeżywanych uczuć.
Fragmenty książki autorstwa Agnieszki i Bogusława Zarembów pt. "Szkoła miłości czyli jak po ślubie nie być samotnym?"
Prawidłowy dialog w małżeństwie i rodzinie, jako warunek dobrych relacji małżeńskich i szczęścia rodzinnego oraz dobrego wychowania dzieci.
Komunikacja międzyosobowa – to dialog, rozmowa, wymiana informacji, odczuć, poglądów. Inaczej mówiąc to sposób porozumiewania się między osobami za pomocą słów i gestów, jakich używamy do wyrażenia tego, co chcemy przekazać drugiemu człowiekowi.
Aby mógł zaistnieć dialog potrzebne są dwie osoby: nadawca i odbiorca, przy czym każda z tych osób może i powinna być zarówno nadawcą, jak i odbiorcą.
Komunikacja w małżeństwie. Jak być razem?
Fragment książki
W komunikowaniu z partnerem powinniśmy uważać na jego słabe strony: wszyscy je mamy, trzeba je uszanować i nie wykorzystywać ich po to, by go zranić, byłoby to ze wszech miar niewłaściwe. Od wykorzystywania słabych stron partnera do zaprzestania dialogu z obawy, że zostaniemy zranieni, jest już bardzo blisko.
"W dobrym małżeństwie nie istnieje coś takiego jak moja, własna droga.
Jest tylko nasza droga: wyboista, pełna kurzu, trudna, ale zawsze wspólna"
Zajmując się terapią rodzin, od wielu lat towarzyszę ludziom w pięknej, acz niezwykle trudnej drodze wspólnego życia. Jak łatwo zgadnąć, sytuacje skłaniające małżonków do korzystania z pomocy terapeuty należą raczej do cieni niż blasków "bycia we dwoje". Chociaż na każdym z etapów mniejszego czy większego kryzysu możliwe jest uzyskanie realnej pomocy, to w leczeniu ludzkiej psychiki - podobnie jak w ratowaniu ciała - korzystne jest stosowanie profilaktyki, a nie tylko ograniczanie się do ingerencji w stanach kryzysu.
W niniejszym artykule chciałabym poruszyć zagadnienie przyczyn powstawania konfliktów małżeńskich. Często ich znajomość pozwala zapobiegać destrukcyjnemu rozwojowi samego konfliktu. Bez wątpienia nie wyczerpię całej problematyki, mam jednak nadzieję, że chociaż w pewnym stopniu wpiszę się w program profilaktyki małżeńskiej.
Ręka do góry, która ostatnio narzekała na swojego mężczyznę? Powody zawsze się znajdą: że nie zadzwonił (chociaż obiecał), że znowu zapomniał odebrać Twój zegarek z naprawy (a Ty pamiętasz przecież o tysiącach drobiazgów dla niego), że nie pochwalił Twojej nowej fryzury (choć starałaś się dla niego) . Co zrobić, by nie stać się zrzędą?
Kacper to facet marzenie. Tak przynajmniej uważają koleżanki Ewy. Wszystkie zazdroszczą jej takiego egzemplarza. Sprząta w domu, opiekuje się dziećmi, świetnie zarabia, doskonały z niego majsterkowicz, no i pomoże, kiedy trzeba. Ideał. Ewa zaciska więc zęby i nie mówi nic na te komplementy w kierunku jej męża. Tylko ona wie, że Kacper idealny nie jest. Zapomniał o ich ostatniej rocznicy ślubu, a kiedy wczoraj poprosiła, żeby po drodze z pracy kupił dla niej ziemię do kwiatów, powiedział, że nie będzie miał czasu (a gdy w zeszłym tygodniu koleżanka poprosiła o przetransportowanie telewizora z drugiego końca miasta, to oczywiście czas znalazł).
Mistrzowie zrzędzenia
Choć przy koleżankach dzielnie się trzyma, w domu Ewa nie potrafi odpuścić. Kiedy tylko nadarza się okazja, docina Kacprowi. Powód do wyrażenia niezadowolenia zawsze się znajdzie – a to niedomyte naczynia, a to za dużo zużytej podczas mycia naczyń wody, a to za mało czasu spędzanego z synkiem itd.). Kacper nie pozostaje jej dłużny. A to że zapomniała zapłacić rachunek za prąd na poczcie, a to że znów ogląda ten durny serial, a sterta ciuchów do prasowania czeka od zeszłego tygodnia. I tak zakochani kiedyś w sobie do szaleństwa ludzie zmieniają się w nieszczęśliwych maruderów, którzy wiecznie mają o coś do siebie pretensje.
Taki sposób komunikacji prędzej czy później doprowadzi do tego, że Ewa i Kacper zaczną pałać do siebie niechęcią, a może nawet nienawiścią. Cały szkopuł w tym, że oboje się starają i oboje czują się niedoceniani. Co zatem mogą zrobić, by poprawić sytuację w swoim związku?
Zaskocz go!
Kiedy przy najbliższej okazji włączy Ci się „wewnętrzny krytyk”, weź głęboki oddech i powiedz: STOP! Przez kilka sekund zastanów się, co dobrego ostatnio zrobił dla Ciebie Twój partner. Może umył Twój samochód, przygotował dla Ciebie obiad, pozmywał naczynia, wyniósł śmieci, naprawił cieknący kran, wyregulował linki hamulcowe przy rowerze, a może po prostu odkurzył mieszkanie? Skup się na tym, przypomnij sobie co wówczas do niego czułaś – i zamiast wyrzucić z siebie kolejny przytyk pod jego adresem, pochwal go!
Nieważne, czego dotyczyć będzie ta pochwała. Twój mężczyzna potrzebuje jej do życia jak kwiat wody! Nie jesteś w stanie niczego wymyślić? Zastanów się nad jedną jego cechą, która sprawiła, że to właśnie tego, a nie innego mężczyznę wybrałaś spośród wielu – i powiedz mu o tym! Zachwyca Cię to, w jaki sposób pomaga innym – powiedz mu o tym! Lubisz jego pewność siebie, gdy podejmuje ważne dla Was decyzje – pochwal go za to! Uwielbiasz sposób w jaki on masuje Twoje plecy – powiedz mu o tym! Uważasz, że nikt nie robi tak świetnej jajecznicy jak on – szepnij mu to na ucho, gdy ją dla Ciebie przygotowuje. Każda z Was znajdzie coś takiego w swoim partnerze, wystarczy tylko przez moment zastanowić się nad tym, co robi dobrze, zamiast skupiać się na tym, co wyszło mu nie tak.
Chwal szczerze
Pamiętasz książkę Eleanor H. Porter „Pollyanna”? Tytułowa bohaterka szukała w każdym zdarzeniu i w każdej osobie dobrych, radosnych stron. Jeśli pochwały przychodzą Ci z trudem – spróbuj ją naśladować. Zamiast skupiać się na tym, że naczynia znów niedomyte, pochwal partnera za to, że pomaga Ci w domowych obowiązkach. Nie chodzi o to, by chwalić bez powodu i na siłę, ale o to, by wykorzystywać każdą okazję do chwalenia.
Nawet jeśli na początku takie nieustanne chwalenie wydawać Ci się będzie nienaturalne, wkrótce przeprogramujesz się na taki pozytywny sposób myślenia o swoim mężczyźnie i coraz łatwiej będzie Ci zauważać rzeczy, za które warto go pochwalić. Obojgu Wam stanie się przyjemniej, ponieważ zmieni się model Waszej komunikacji, a atmosfera w domu zdecydowanie się poprawi.
Nie chodzi o to, by przestać mówić sobie o rzeczach nieprzyjemnych, które nam w związku przeszkadzają (a tym bardziej przestać te sprawy zauważać). Celem zadania jest raczej poszerzenie perspektywy. Kiedy jesteśmy chwaleni, łatwiej przychodzi nam „przełknięcie” jakiegoś zarzutu od czasu do czasu.
Nie licz na wzajemność
Nikt z nas nie lubi słyszeć, że jest do niczego, że znowu coś zrobił źle, nie tak jak powinien. Naturalną reakcją na „atak” jest atak właśnie. Dlatego jeśli odwrócisz taki sposób Waszego postrzegania siebie nawzajem, sprawisz, że być może oboje zaczniecie doceniać to, co nawzajem dla siebie robicie i ile dla siebie znaczycie. Nie chwal jednak mężczyzny tylko dlatego, że liczysz na wzajemność z jego strony.
Jeśli jednak zauważasz, że on nigdy nie mówi Ci niczego miłego, powiedz mu o tym (najdelikatniej jak potrafisz). Powiedz szczerze, że jest Ci przykro, kiedy nie docenia Twoich starań, że potrzebujesz jego pochwał i podziwu, bo dzięki temu w jego oczach czujesz się wyjątkowa. On zrozumie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.