Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Jeśli chodzi o rzeszowskie ognisko, historia jego powstania jest piękna i jakkolwiek zadziwiło wszystkich zaangażowanych w dzieło Sychar szalone tempo i naprawdę krótki okres czasu od pomysłu powstania nowego ogniska do jego realizacji - jesteśmy już po inauguracji więc z całą odpowiedzialnością można stwierdzić, że nieudolne dążenia ludzkie zostały wpisane w Boży plan i dlatego nie zakończyły się fiaskiem ale dały nadzieję na kontynuację i rozwój. A dzisiejszy świat który kusi tzw. "pójściem za głosem serca" bardzo potrzebuje świadectwa wiernej miłości małżeńskiej i nawrócenia - jeśli Pan Bóg jest w naszym życiu na pierwszym miejscu, to wszystko inne jest na swoim miejscu. I to jest to, o czym mówił do młodych nasz Ojciec Święty Jan Paweł II - w Piśmie Świętym nie ma żadnych łatwych i tanich obietnic. Mamy żyć zgodnie z przykazaniami a nie naginać przykazania do naszego życia. Różne są nasze drogi ale jeden jest Pan Bóg. To jest takie proste a równocześnie tak bardzo trudne. A to co trudne to święte, bo zbawienie bez krzyża byłoby niemożliwe.
Nasze spotkanie w Zaczerniu wpisało się wymownie w czas Wielkiego Postu, przeżyta wspólnie Niedziela Palmowa wprowadziła nas w Wielki Tydzień.
Już dzisiaj otrzymałam wiele wiadomości od uczestników, którzy już nie mogą doczekać się naszego kolejnego spotkania.
Jak doszło do powstania naszego ogniska?
Pani Barbara Wiater juz od 3 lat obserwuje rozwój wspólnoty Sychar i od początku jest z nami. Znam dzieło Sychar od czerwca 2009 i od początku byłam pewna że jest to wspólnota, której charyzmat jest dla mnie - ale musiałam dojrzeć.
Jednak początki były trudne, Pan Bóg miał swój plan i chyba zawsze tak jest, że jeśli powie się "tak", On najpierw wystawia nas na próbę, czy naprawdę właśnie "tego" chcemy.
W kryzysie małżeńskim dwa lata temu szukając pomocy trafiłam najpierw do Poradni Małżeńskiej przy Domu Samotnej Matki przy ul. Dojazd Staroniwa w Rzeszowie i tam pod wpływem rozmów z siostrą Dominiką, przełożoną s. sercanek i za sprawą małej podarowanej przez nią książeczki "O naśladowaniu Chrystusa" nawróciłam się. Ta niepozorna książeczka wciąż otwierała mi się na stronie, na której są słowa: „Trwaj mężnie w postanowieniu i szczerej intencji skierowanej do Boga”. Dzisiaj już mi świta, o co chodziło…Tam w DSM także poznałam panią Barbarę Wiater, świeckiego doradcę małżeńskiego. Do końca życia nie zapomnę krótkiego spotkania z księdzem Mariuszem Mikiem (współorganizatorem koncertu „Jednego serca, jednego Ducha”) do którego doszło dzięki s. Dominice w czerwcu 2008. Doświadczyłam wtedy jak wielką moc ma modlitwa i że miłość ludzka jest niczym w porównaniu z miłością Boga. Mój mąż również rozmawiał z nim, ale stało się wtedy jasne, że budowaliśmy nasze małżeństwo na bardzo kruchym fundamencie, odstawiając Boga na górną półkę, na którą rzadko się sięga. W odróżnieniu od męża pochodzę z bardzo religijnej rodziny i dzisiaj uczę się to doceniać, bo tak naprawdę wszystko w małżeństwie po kilku latach może się rozbić właśnie o wzorce, zasady wyniesione z domu rodzinnego lub ich kompletny brak. Zrozumiałam że nie uratuję małżeństwa bez Bożej pomocy i jesli nie zacznę od swojego nawrócenia. Długo by opowiadać, co w tym czasie się wydarzyło, mój mąż jest daleko ode mnie, od naszych dzieci a także od Boga, ale ja już nie narzekam i nie buntuję się.
Nie pytam już „dlaczego” ale „po co”. I staram się z pokorą poddawać próbom, na jakie została wystawiona moja gotowość wierności małżeńskiej przysiędze. Doznałam i wciąż doznaję wielkich łask od Boga i wierzę, że jeśli taka będzie Jego wola, nasze małżeństwo zostanie uzdrowione.
W grudniu pamiętam jak z biciem serca czytałam o powstaniu Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej w Krakowie-Łagiewnikach, w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. I od razu myśl - jesli dzieło Sychar jest tak blisko, to dlaczego nie mogłoby dotrzeć także do Rzeszowa?
Pamiętam jak 9 stycznia uczestniczyłam w spotkaniu wspólnoty ogniska krakowskiego po raz pierwszy w pojedynkę z Rzeszowa i już wtedy modliliśmy się wspólnie o powstanie nowego ogniska. Cały czas byłam też w kontakcie z współzałożycielem wspólnoty z Warszawy, Andrzejem Szczepaniakiem. Bez niego, członkiń wspólnoty z Krakowa i ich nieocenionego duszpasterza, ojca Jerzego Karpińskiego SJ, bez ich życzliwości, ufności, pomocy i wsparcia, przede wszystkim modlitewnego, nie doszłoby do powstania wspólnoty rzeszowskiej. Dnia 15 stycznia zaczęliśmy wspólnotową nowennę do św. Rity i nastąpił niezwykle szybki bieg wydarzeń. 2 lutego, w Dzień Życia Konsekrowanego, ksiądz Zbigniew Lubas powiedział: "tak, będziemy ratować wasze trudne małżeństwa" a dzisiaj juz wiem, że to nie przypadek. Kto uczestniczył w naszych spotkaniach, wie, o czym mówię...
13 lutego w Łagiewnikach na spotkaniu było nas już z Rzeszowa czworo. 27 lutego odbyło się w rzeszowskiej Farze pierwsze spotkanie. Wielkie podziękowania dla księdza Adama Dzióby za pomoc w nagłośnieniu inicjatywy - to dzięki temu, że ogłoszenie o otwarciu miało tak szeroki zasięg, zgromadziło się w Zaczerniu aż 27 osób.
Rozpoczęliśmy przygotowania do oficjalnego otwarcia z udziałem gości z Warszawy, Krakowa i Lublina - dzięki gościnności ks. proboszcza Piotra Szczupaka z parafii Narodzenia NMP w Zaczerniu mogliśmy tak pięknie spędzić te dwa dni.
Do ostatniej chwili nie było wiadomo, ile osób weźmie udział w spotkaniu - to że uczestniczyo w nim aż 6 par małżeńskich, nalezy uważać za szczególną łaskę.
Tym bardziej, że jest szansa że w kolejnych spotkaniach będzie uczestniczyło więcej par małżeńskich...
Bogu niech będą dzięki!
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-01, 09:48
Chwała Panu
katblo [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-11, 18:30 ...
Słuchajcie, wierzę mocno, że to nie przypadek - cały marzec moja intencją w róży p.w. św. Józefa było nawrócenie męża - i stało się coś, co jest maleńkim kroczkiem ale nareszcie do przodu, nie wstecz!
Mój mąż ostani raz spędzał z rodziną Wielkanoc w 2005 roku, potem tylko po narodzinach Kingi jedno Boże Narodzenie w 2007 jedyne wspólne święta od marca 2006. Nigdy nie było go z nami podczas świąt, czasem nawet nie dzwonił w same święta.
W Wielki Piątek po prostu stanął w drzwiach naszego mieszkania, spędził z nami tydzień.
Nie była to sielanka, zgadza się. Wielka radość na początku i niemałe rozczarowanie pośrodku, ale...
Sam fakt że spędzaliśmy święta razem, uczestniczył z nami w liturgii Triduum Paschalnego, przyjął cudowny medalik, bez kłótni, bez krzyków, na pewno przez świadomość że babcia w szpitalu łatwiej było pokonać swój egoizm, ale to pierwsze nasze spotkanie w kryzysie czyli od 4 lat kiedy więcej pozytywów niż negatywów.
Nie będę tutaj pisała o rzeczach złych, bo naprawdę wierzę że jest to jakiś przełom...
Nie będę pisała co boli i rozdziera duszę - to oddaję Bogu a z Wami chcę podzielić się radością
Bo tak naprawdę sam fakt że byliśmy te kilka najważniejszych dla chrześcijan dni w roku razem i to że mój mąż przestał mówić o rozwodzie, to jest już mały cud...
A wciąż modlimy się o nawrócenie męża, bo jak Bóg będzie w jego sercu, reszta się poukłada też, na swoim miejscu...
Intencja o nawrócenie męża była niedawno złożona przy grobie św. s. Faustyny, byłam tam wczoraj z dziećmi dziękować i prosić o nawrócenie męża.
Jechałam "zdołowana", wracałam szczęśliwa, jak to mówi ks. Zbyszek, "stamtąd wraca się innym człowiekiem".
Proszę o westchnienie w intencji męża i naszej...
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-11, 18:55
katblo napisał/a:
Proszę o westchnienie w intencji męża i naszej...
Westchnę, masz to jak w banku
Ewek [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-11, 18:58
Moje też:)
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-11, 20:03
Wzycham
Monika36 [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-12, 15:20
Ja też wzdycham w Waszej intencji.
Jagoda0710 [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-12, 19:16
Kochana katblo!
I ja wzdycham w Twojej intencji... Z całego serca wzdycham...
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2010-04-13, 06:44
Katblo i ja wzdycham
laura_33_31 [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-07, 09:40
Kasiu ja też modlę się za Was.
Karmel [Usunięty]
Wysłany: 2010-05-09, 15:17
Katblo podziwiam Twój sposób patrzenia na życie i to co przynosi. Uderzyło mnie Twoje stwierdzenie:
Nie będę pisała co boli i rozdziera duszę - to oddaję Bogu a z Wami chcę podzielić się radością
Chciałabym umiec przyjmowac codziennośc w ten sposób. Czasem mi sie udaje, ale zazwyczaj najpierw mówię i dostrzegam to co boli, te wszystkie nieudane momenty. Nie wiem , może to sprawia długośc stażu małżeńskiego, długośc trwania naszego kryzysu i to że nawet bez kryzysu zawsze było coś nie tak.....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.