Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
spełnienie marzeń...
Autor Wiadomość
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-03, 14:36   

lodzia napisał/a:
Obawiam się że mąż jest jednak nieszcześliwy ze mną:(


Oj, lodzia. Zobacz jak wielu " szczęśliwych" i bogatych jest zwiedzionych, a jak wielu ubogich i " nieszczęśliwych" naprawdę szczęśliwymi ( wszyscy święci)
Szczęście to odczucie subiektywne i często mylące, wykorzystywane przez Złego by zamącić w głowach niedojrzałym ludziom.

cyt.:"(29) Izraelu, tyś szczęśliwy, któż tobie podobny? Narodzie, zbawiony przez Pana, Obrońca twój tobie pomaga, błogosławi zwycięski twój miecz. Wrogowie słabną przed tobą, ty zaś wyniosłość ich depczesz. "

(Ks. Powt. Prawa 33:29, Biblia Tysiąclecia)

(17) Szczęśliwy, kogo Bóg karci, więc nie odrzucaj nagan Wszechmocnego. (18) On zrani, On także uleczy, skaleczy - i ręką swą własną uzdrowi. (19) Od sześciu nieszczęść uwolni, w siedmiu - zło ciebie nie dotknie; (20) w nędzy wykupi od śmierci, na wojnie od miecza wybawi.

(Ks. Hioba 5:17-20, Biblia Tysiąclecia)

cyt.:"(27) Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć; (28) i to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to co jest, unicestwić, (29) tak by się żadne stworzenie nie chełpiło wobec Boga. "

(1 list do Koryntian 1:27-29, Biblia Tysiąclecia)

Twój mąż musi się dowiedzieć co powoduje ,że jest szczęśliwy i na jakim szczęściu mu zależy. Prawdziwym czy erzatzu.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 07:03   

A ja polecam książkę " Kobieta - kapłaństwo serca " Jo Croissant

:mrgreen: :lol:
 
     
Monika36
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 09:13   

Lodziu, bo ja uważam , że kryzysy nie mijają na zawsze. Pojawiają się nowe po jakimś czasie.
Nawet mam założony temat - Samo małżeństwo to jest to kryzys.
Jak się raz mocno coś zepsuje, to Twój mąż ma chyba rację ,że nigdy już nie będzie tak samo.
Naprawi się relacja tylko na tyle , aby dalej razem żyć. Aby nie dopuścić do rozstania.
Bynajmniej u mnie tak jest. Mija euforia poprawy i zaczyna się nowy kryzysik.
Postaraj się więc , aby temu zapobiec.
Bo my się przemieniamy tutaj na forum , pracujemy nad sobą ,a nasi mężowie mają do tego tematu inne podejście. Oni nie przerabiają kryzysu, nie pracują ,żyją dalej po swojemu. To nam się tylko zwiększa odporność i widzimy wszystko w kolorowych barwach. Dystansujemy się , a otoczenie cały czas widzi to samo.
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 09:29   

Z czytaniem książek, zawsze było u mnie jakoś tak na bakier... Nie lubie czytać, może przez swojeą dysleksje, a może po prostu nie lubie i nie ma co dorabiać do tego teorii;)

Powiem Wam, że cięzko mi z tą sytuacją w domu, jakoś nie umiem się skupić na pracy, na niczym innym... Jest mi po prostu przykro z powodu zachowania meża. Sama najchętniej bym gdzieś daleko uciekła... Chyba się stresuje, wczoraj złapała mnie kolaka sercowa z tego napięcia ciągłego...
Najbardziej to chciałabym mu o tym wszystkim powiedzieć szczerze.... Ale nie mogę zmuszać do rozmowy gdy druga osoba nie ma na to chęci, więc nie zaczynam...
Jednak ten stres jest tylko taki zewnętrzny, bo gdy patrze w siebie, w serce... to ono mi podpowiada, żebym się nie martwiła, nie dręczyła bo w końcu nastanie spokój...

Pisałam wczoraj smsy z moją przyjaciółką, żaliłam się ze jest jak jest... Pisałam jej że kiedyś byliśmy taką zgodną i kochająca się parą - odpisała, że wierzy że kiedyś zatoczymy koło. Bardzo mi się ta "teoria koła" spodobała.... Postanowiłąm ją zapamiętać i przypominac sobie w cięzkich chwilach...
Bardzo mocno wierze w to, że tak będzie.... Kiedyś kiedy mąż odszedł, miesiąc kiedy mieszkałam sama, odwiedziła mnie koleżanka, rzadko się widujemy, bo mieszkamy w innych miastach. Zapytała mnie co z mężem, a ja bez wachania powiedziała "przecież on wróci", ona była strasznie zdziwiona moim podejściem. A ja jak sobie to przypominam to myślę że niesamowicie silnie w to wierzyłam, i nic nie mogło tej mojej wiary zachwiać.
W tym czasie przestałam robić cokolwiek, żeby nas scalać, odpuściłam.... tylko (a może AŻ) wierzyłam.... i ta wiara wystarczyła.
I tak sobie myślę, ze teraz też tej wiary w nas nie mogę zatracić!! Bo tak na prawdę po ludzku nie moge zrobić nic, tylko uwierzyć...

Kiedyś mąż mówił, że nie będzie miał nigdy ze mną dzieci, że nie chce... A ja modliłam się słowami "Błogosławie Boga w sercu mojego męża, nasze małżeństwo rozkwita, a z naszej miłości rodzi się dziecko" i też to wystarczyło... Nawet nie nawiązywałam nigdy do tego tematu, wierzyłam, że mąż sam zadecyduje... I tak właśnie się stało... Mąż postąpił tak jak sobie skrycie wymarzyłam. I znów TYLKO WIARA wystarczyła, żeby naprawić wszystko.....

I wiecie co nadal się modle tymi słowami, tylko zmiast słowa "dziecka" mówię "dzieci" :)

Choć jak cztacie mam kupę wątpliwości, wiele myśli przebiega mi przez głowę, że nie kocha, że nieszczęśliwy, że może ma kogoś, że szuka szcześia gdzieś poza naszą rodziną.... to wierzyć nie przestaje. I właśnie czasem te wątpliwości przeszkadzają... Czasem może trzeba je wypisać, wylać z siebie... żeby już nic w wierze nie przeszkadzało...

[ Dodano: 2010-02-04, 09:39 ]
Monika36, dzięki... Łatwiej sie myśli, gdy się wie, że nie jest się osamotnionym, ze swoimi problemami...
To są włąśnie takie "kryzysiki" dłuższe krótsze... ale ciągle gdzieś przewijają się przez nasze wspólne życie!
 
     
Monika36
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 10:21   

lodzia napisał/a:
.. cięzko mi z tą sytuacją w domu, jakoś nie umiem się skupić na pracy, na niczym innym... Jest mi po prostu przykro z powodu zachowania meża. Sama najchętniej bym gdzieś daleko uciekła... Chyba się stresuje...
Najbardziej to chciałabym mu o tym wszystkim powiedzieć szczerze.... Ale nie mogę zmuszać do rozmowy gdy druga osoba nie ma na to chęci, więc nie zaczynam...
... Pisałam jej że kiedyś byliśmy taką zgodną i kochająca się parą - odpisała, że wierzy że kiedyś zatoczymy koło. Bardzo mi się ta "teoria koła" spodobała.... Postanowiłąm ją zapamiętać i przypominac sobie w cięzkich chwilach...
, wiele myśli przebiega mi przez głowę, że nie kocha, że nieszczęśliwy, że może ma kogoś, że szuka szcześia gdzieś poza naszą rodziną.... to wierzyć nie przestaje. I właśnie czasem te wątpliwości przeszkadzają... Czasem może trzeba je wypisać, wylać z siebie... żeby już nic w wierze nie przeszkadzało...

Śliczna teoria- koła :-D Właśnie jestem na biegunie północnym. Zimno, głucho , ciemno. Brrr....
Kiedyś założyłam wątek - jak to koło przerwać. Lecz na to wygląda , że nie da się przerwać .
Zwyczajnie trzeba go zatoczyć.
Mam mega doła.
Trzymaj się cieplutko. :-D
Podobne problemy, mąż jest obecnie mało mną zainteresowany po okresie wielkiej czułości. :lol:
Też mam ochotę wsiąść do pociągu byle jakiego... nie dbać o bagaż ... nie dbać o bilet. :lol:
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 11:12   

Lodziu, Moniko - trzymajcie się !!

Chyba ok września Nałóg napisał, że małżeństwo to permanentny kryzys ! Przeraziłam się, bo właśnie byłam w jakoś takim dołoku, jak Wy....brak zainteresowania, ciągłe podenerwowanie....
Przeraziłam się, bo jak mąż nie kroczy za mną...to czuję jak upadam i od razu tak bardzo brak mi sił..jestem od razu w kryzysie a wtedy zupełnie nie racjonalnie działam !
Spinam sie w sobie, jestem smutna, nieobecna, brak życia we mnie....gasnę.....ale też wtedy własnie mąz najbardziej mnie nie lubi....I to jest koło ...Zamias mnie wesprzeć, mąz jeszcze bardziej sie odsuwa, oddala...a ja zapłakana brzydnę, gasnę, usycham.....
Im bardzie mnie zalezy, im bardziej ja za nim drepczę, im bardziej Mu służę, zabiegam....tym bardziej On sie oddala !
Całą siłą swojej woli i całą siłą swojej pychiki, fizyczności, ducha - muszę się odwrócić od Niego.....bo tylko to działa w moim przypadku!
Wtedy żebrze sie prawie o miłość, kiedy potrzeba tylko małego gestu, przytulenia....wtedy ja się muszę siłą odwrócić, żeby coś zyskać.
Jestem czasem tak potwornie tym zmęczona ....tak bardzo, że czasem myślę, rzucę to wszystko i pójdę sobie.....
ale jak tylko zaczynam się odwracać i zrobię krok w przeciwnym kierunku, mąż drepcze za mną.....
Może to nasze uzaleznianie się, może to nasze wieszanie się , oplatanie, zamykanie w klatce...może tak to jest , może tak to odbierają.
I nie chodzi tu Lodziu o to, że mąz ma wolność, bo może chodzić z kolegami na piwo....bo On na to piwo być może nie idzie tak sobie ....tylko zwyczajnie ucieka od Ciebie, od klatki, od bluszczu i oplatania....Twojego smutku i gaśnięcia, niezadowolenia, słów itp

Wtedy też całą siłą swojej woli, ja zaczynam żyć dla siebie i tylko swoim życiem....wychodzę na siłę z domu, zostawiam męża z obiadem, garami...On to lubi, więc nie czuję się winna....On ma wolność.....i ja mam wolność. On to lubi....a ja nie !
Ale z czasem dostrzegam zyski !!
Mam wolnośc, dlaczego to ja nie mam wychodzić do koleżanek ? Przcież mąz taki sam człowiek jak ja...może zostać z dziećmi, w końcu jest ojcem, może ugotować, posprzątać, pozmywać i wyprać ( oj, tego to nie potrafi)...i robi to bez słowa !! Tylko zaczyna dostrzegać , że mnie nie ma w domu....dziwi się....zaczyna pytać, chodzić za mną, pytać , gdzie się tak stroję....więc wtedy dopiero mnie widzi, zauważa....drepcze za mną, niepokoi się, zagaduje, interesuje itp.
Ot życie....nie jest tak, jak byśmy sobie chciały !! Żadne ideały, marzenia, plany...wszystko bierze w łeb.....a życie biegnie nam na przekór....tylko może lepiej spokojnie się dostosować, niż szarpać i walczyć....może lepiej oprzeć na samej sobie ale też za wiele na siebie nie brać...niż potem upadać pod ciężarem nałożonym na siebie lub miec pretensję to świata, że mąż nie czyta w naszych myslach...... !! Pozdro !! EL.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 11:33   

El :-)
Cytat:
ale jak tylko zaczynam się odwracać i zrobię krok w przeciwnym kierunku, mąż drepcze za mną.....
Może to nasze uzaleznianie się, może to nasze wieszanie się , oplatanie, zamykanie w klatce...może tak to jest , może tak to odbierają.


zgadzam sie z Toba !
u mnie to samo

wyobrazmy sobie jakie obciazenie musi byc dla faceta, gdy wie ze jest całym...albo 80% szczesciem kobiety...cala ona wisi na nim
to pewnie przytłacza i zniechęca
a jak zbierzemy sie w sobie i zajmiemy same sobą, zrobimy same te wiekszosc...maz moze dodać te pare procent swjej osoby do nas i mamy szczęscie :-D

To chyba tylko dwie przyjaciolki moga funkcjonowac jak te przylepy, i to niemieszkaja zazwyczaj razem..kobieta i mezczyzna dojrzali ludzie potrzebuja przestrzeni

mnie tez zaczyna meczyc gdy u nas role sie odwracaja czasem i maz ciagle dzwoni, krzywo patrzy na moje wyjscia z domu...czuje sie zduszona
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-04, 20:24   

Oj tak zgadzam sie w 100%!!!!
Mąż ucieka, bo ma mnie dość, bo ja staje się jakaś taka mdła... nie mam siebie, jestem cała dla niego. A jego to męczy i przestaje interesować...
Ale jakoś na szczeście zawsze udawało mi się tak jak pisze El odwrócić, troche uciec i wtedy się odmienia sytuacja... Dokładnie taki sam mechanizm jak u El.

Ja jak się coś dzieje źle w moim życiu uciekam na siłownie i daje sobie wycisk... Wczoraj uciekłam, ale nie dało się cwiczyć bo rezerwacja jakaś była, więc dziś załtwiłam opiekę dla córeczki i też poszłam...
Tylko, że czułam się tam bardzo zagubiona... W miejscu w którym zwykle jestem jak ryba w wodzie - czułam się zagubiona... Więc chyba tak w ogóle ze mną kiepsko...
A teraz siedze i myślę czym się zająć, jak wypełnić swój czas, tak, żeby nie czuć braku zainteresowania męża...
Tak jak pisze El... Trzeba na siłę się zmobilizować, wyjść z domu, albo zrobić coś dla siebie... Nie patrzeć błagająco-cielęcymi oczami na męża tylko uśmiechac się sama do siebie, do dziecka... A męża zaostawić troche samemu sobie... Przecież nic mu nie będzie dorosły jest.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-05, 10:15   

Lodziu, więc to jest jednak jakaś prawidłowość !! Tak jest i już !
Szczególnie trudno jest własnie osobom, które łarwo się uzalezniają od innych....
Wiem...żona z małym dzieckiem w domu, marzy tylko o tym, żeby mąz radośnie i wypoczęty wrócił z pracy i zajął sie żonka i dzieckiem i tańczył naokoło nich aż do następnego dnia rana, kiedy to znowu wyjdzie do pracy !! A do pracy to ma wychodzić koniecnie smutny i zmartwiony a z pracy wracać zawsze uśmiechnięty i wypoczety !!

Lodziu, kto tu jest normalny, a kto stuknięty ??

Rozumiem żonę samotnie siedzącą w domu z dziedziusiem, zorganizowaną lub nie ale nie potrafiącą żyć swoim życiem i dla siebie....za to permanentnie czekającą na męża, który MA spełniać a najlepiej domyślać się zachcianek żony !!
Miałam to samo !!
I długo nie rozumiałam co sie dzieje i dlaczego mąz z pracy wraca zmęćzony !!!

Lodziu, to nasz problem z samą sobą !!!! Zajmij sie tym, bo ani Ty ani mąz tego nie wytrzymacie ! Ty będziesz coraz bardziej zła, zgorzkniała i jędzowata, a mąż ucieknie i nie wróci !!

Masz problemy ze sobą, z organizacja czasu, to pisz plan na każdy dzień !!

Dziecko, film, dziecko, skiążka, dziecko, forum, dziecko obiad, dziecko, zapupy, dziecko znajomi, dziecko , mąż......

Naucz się też zostawiać dziecko z mężem a męża z dzieckiem...pozwól Im pobyć trochę sam na sam....a Ty wtedy siłownia, fryzjer, kino, koleżenka.....

Nie wieszaj sie na mężu ! Mąz nie jest od zaspokajania Twoich potrzeb...swoje potrzeby zaspokajamy sobie sami !!

Przewartościuj swoje bycie z dzieckiem w domu w wielką radość, odpoczynek jednak od pracy, w z radością służenie mężowi, ale nie wieszanie sie na Nim ! Ale też w tym każdym i podobnym do siebie dniu , nie zapominaj o sobie, swoich potrzebach, apsjach, zainteresowaniach, przyjaciołach, rodzinie itp....ale najpierw Ty ! Ty jesteś dyrektorka swojego życia i od tylko od Ciebie zalezy, jak ten czas i całe życie przeżyjesz !! Cmoooook !! EL.
 
     
Monika36
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-05, 11:19   

Czyli dziewczyny
- wszystkie trzy - musimy cały czas nad sobą pracować , bo u mnie jest identycznie.
Często się zbyt wieszam i nie umię się zająć sama , sobą. Gdy troszeczkę się zajmę sobą i dam oddech mężowi, to on z kolei idzie w moim kierunku.
Dokładnie - taki sam mechanizm jak u Was. Taka ciągła gonitwa dwóch króliczków. Tylko ja nie lubię tak gonić. :lol:
Niestety mąż to nie koleżanka, a ja często sobie z męża koleżankę robiłam. :lol:
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-05, 11:34   

Widzisz Moniko....należało by się raczej zastanowić nad nami samymi. Dlaczego tak się wieszamy ? Dlaczego uzalezniamy ? Dlaczego tak obłapiamy ? Dlaczego chcemy zamknąć w klatce ? Dlaczego oddajemy się tak bezgranicznie ? Dlaczego odkrywamy się tak zupełnie ?? Co jest z nami ??

Trzebaby zaglębić się w swoim dzieciństwie....ale to też pewne niebezpieczeństwa.
Trzeba przemysleć, czy warto wchodzić i analizować od nowa ?
Czy też siebie tak na teraz ustawić i odpuścić to co było ....zacząć od nowa, od dzisiaj pracować nad sobą tu i teraz.

Ale zrobić cos trzeba...bo się wykończycie !
A ja się nauczyłam odpuszczać i sama siebie kontroluję...mąż się odsuwa...aha...chyba przegięłam..odsuwam sie i ja....pozwalam oddychać .


A druga sprawa - mąż ma być przyjacielem !!
Owszem, nie koleżanką !!

Z przyjacielem rozmawia się o ważnych tematach i poruszyć trxeba te najtrudniejsze !!
Ale czy krem do twarzy Nivea czy raczej Garnier....no, to już nie z mężem, ale z koleżanką!
Tu trzeba też byc rozważnym...skoro przyjaciel może lubi tematy o kremach damskich...to proszę bardzo, ale jeżeli nie jest w stanie , nie potrafi, nie umie, nie lubi o emocjach, uczuciach , to też przyjaciela się nie obarcza, nie zadręcza, nie męczy sobą !! Pozdro !! EL.
 
     
Monika36
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-05, 12:09   

EL. napisał/a:
Widzisz Moniko....należało by się raczej zastanowić nad nami samymi. Dlaczego tak się wieszamy ? Dlaczego uzalezniamy ? Dlaczego tak obłapiamy ? Dlaczego chcemy zamknąć w klatce ? Dlaczego oddajemy się tak bezgranicznie ? Dlaczego odkrywamy się tak zupełnie ?? Co jest z nami ??

Trzebaby zaglębić się w swoim dzieciństwie....ale to też pewne niebezpieczeństwa.
Trzeba przemysleć, czy warto wchodzić i analizować od nowa ?

U mnie nie ma powodów ku temu z dzieciństwa. Tak sądzę. Po prostu taka jestem. Mam potrzebę , aby ktoś mnie utwierdzał w przekonaniu , że mnie kocha. Wiesz analizowałam to z czego to wynika. Miałam wrażenie kiedyś , że moja mama była zbyt zimna.
Ale teoria i podejrzenia ku temu całkowicie upadły - po wychowaniu mojego syna.
Całe swoje ćwierćwiecze - mój dorosły syn - pomimo, iż bardzo byłam ciepła i czuła dla niego-
pyta mnie - .......... mamusiu kochasz mnie ? tak synku kocham Cię bardzo.
A mówiłam mu to ciągle, ponieważ do mnie rodzice tak, nie mówili.

Tak więc pewne jest to , że tacy po prostu jesteśmy. :-D

Ale są na pewno pary , u których nie ma gonitwy króliczków i nie ma kryzysów. Zwyczajnie się bardzo lubią i nie trafiają na takie fora.
I w ten o to prosty sposób tworzymy sobie naszą teorię sycharkową , a potem wprowadzamy w życie... :-D
Bo były takie lata jak nie goniliśmy się z mężem , a wszystko było dobrze.
 
     
lodzia
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-05, 12:19   

HIhi...
El chyba nie jest ze mną tak źle... W Twoim poście wiele racji. Na szczęście już pracuje zawodowo i nie czekam na męża w domu z dzieckiem. Pracyje na cały etat i jeźdzę na praktyki rzeczoznawcy majątkowego dodatkowo, więc mam dość swoich zajęć. Zreszta w domu też sobie sporo ich znajduje... Chętnie też się urywam na siłownie, a nawet czasem mąż się dołącza do tego wyjścia na siłownie (sam z własnej woli).
Ale na pewnoi jestem męcząca... bo chciałabym rozmawić o pracy, może i o kremach... o głupotach z mężam jak z koleżanką... I czasem przychodzę i zaczynam gadać, gadać.... i się spostrzegam, że chyba mnie ten mąż wcale nie słucha :mrgreen:
Jeśli chodzi o zostawianie męża sam na sam z dzieckiem- w zasadzie codziennie zostają razem sami i radzą sobie super... Przychodzę do domu a dziecko śpi po spacerze, posprzątane wszystko, czasem nawet obiad zamówiony (bo gotowanie jest mopją domeną, mąż nie lubi), albo ziemniaki obrane... I on to wszystko sam, z włąsnje woli, bez gadania robi... Ostatnio też zakupy zostawiłąm mężowi do realizowania - wreszcie nie muszę tych ciężarów dzwigać :mrgreen:

Ogólnie jest tak, ze mimo że mam kupe swoich zajęć, to ciągle tak oczekuje tego zainteresowania męża... tak się troche tego domagam, tak troche uwieszam na nim... I tu robie błąd jak każda z nas...
No i przychodzi tak czas, że on ma dość, więc muszę się mobilizować i odsuwać. Wtedy zero telefonów, smsów, sama jestem dla siebie.

A z dzieckiem można iść do koleżanki, one też dzieciate, a jak nie to wyrozumiałe... A do takich co tego nie tolerują nie chodze :mrgreen:

Więc teraz zbieram siły, mobilizuje się i idę sama... robie krok w inną stronę!! I cholernie to ciężkie... Za każdym razem trudno mi zrobić taki manewr, ale wiem że tylko to działa....
Zawsze bardzo wiele potem zyskuje. Więcej niż bym sobie wymarzyła...

[ Dodano: 2010-02-05, 12:22 ]
Monika36 napisał/a:
Mam potrzebę , aby ktoś mnie utwierdzał w przekonaniu , że mnie kocha.

Mam dokłądnie tak samo... A w dzieciństwie ciagle słyszałam jak mnie kochają, byłam dopieszczenym dzieckiem, nadal jestem dla rodziców i dziadków... Za co im bardzo dziękuje :mrgreen:
Monika36 napisał/a:
Bo były takie lata jak nie goniliśmy się z mężem , a wszystko było dobrze.
no właśnie :!: :!: :!:
I czemu tak nie moze być :?: :idea:
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-02-05, 12:52   

Dziewczyny, więc zwyczajnie jesteście królweny i tupiecie, bo chcecie teraz gwiazdki z nieba !??
No, bez przesady Koleżanki i proszę mi tu wyluzować w swoim chceniu !!

Moniko, nie chcę Cię urazić...ale co do pytania sie - czy mnie kochasz, korzystam z takiej teorii :
pytają sie te osoby, które tego nie czują !
I nie chodzi tu o to, czy im się mówi to, czy nie....człowiek sam to czuje !
A jeżeli nie czuje, to sie pyta .

Co do nas to też miałam szczęśliwe dzieciństwo.....a może właśnie fakt i przyzwyczajenie do tego, że jesteśmy dla rodziny "gwiazdkami", ukochanymi córeczkami, wnuczkami....tak nas rozochoca i wydaje się nam tak bardzo naturlane i normalne, że wydaje nam się, że zawsze i dla wszystkich takie już będziemy !??
No dla mamusi i tatusia, to byłam gwiazdka na wysokim piedestale....ale dla męża już tak nie muszę być....bo On jest z innego środowiska, inna zwyczje w domu, przyzwyczajenia i nie koniecznie dzieci na piedestale...albo też i On na piedestale i nie chce swojego miesjca odpuścić ??

Można rzeczywiście gdybać, jak piszesz Moniko....takie jesteśmy i już ! Póki nam to nie uwiera, to jest ok....ale jak czujuemy brak miłości , domagamy sie jej, jesteśmy nie kochana, albo kochane nie tak jak same byśmy chciały.....to co ?? To same se musimy z tym poradzić !! EL.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9