Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Dziś są moje urodziny...
Autor Wiadomość
basilicum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-29, 21:31   Dziś są moje urodziny...

Witajcie,

Po kilkumiesiecznej przerwie powracam znowu na forum z problemem. Przez te kilka miesiecy starałam się zyć tak jak mi radziliście, zająć sie soba, mniej wymagac od męża. I faktycznie troche pomogło. Nasze stosunki z mężem sa w pewnym stopniu lepsze. Zaproponowałam , aby na świeta przyjechala jego mama i spedziła je z nami. Stosunki z tesciowa sa napiete od pierwszej Wigilii po slubie czyli juz 5 lat. Wynika to glownie z psychicznego uzaleznienia meza od tesciowej. Tesciowa jest osoba rozwiedziona i wychodzi z zalozenia, ze po to wychowywala synow, aby teraz nia zajmowali. Pierwsze swieta po slubie okazaly sie koszmarem, tesciowa probowala wodzic rej, a ja sie zbiesiłam i padło wtedy wiele złych słow. Mąż stanąl po stronbie matki, co jeszcze bardziej mnie wkurzylo i zepsuło atmosfere.

Tesciowa ma 2 synow, drugi mieszka obecnie w Anglii. Problem w tym, ze tamtem czuje sie kompletnie zwolniony z obowiązku zajęcia sie matka w czasie swiat. Prosze nie zrozumiec mnie zle, ja jak najbardziej bylam chetna do goszczenia tesciowej, ale nie na kazde swieta, tylko na przyklad co drugie, tak, aby byla rownowaga: raz swieta z moimi rodzicami, raz z meza. Gdy przyjezdza tesciowa nie moge sie bowiem spotkac z wlasna rodzina, bo gdy chche jechac z corka do mojej siostry-matki chrzestnej naszego dziecka- to moj maz wygaduje brednie typu: nie bedziesz zabierac babci wnuczki i zabrania wyjsc.

Pierwsze i drugie swieta byly koszmarem, trzecie-spedzilismy u moich rodzicow bo wymoglam, aby brat wzial matke na wigilie, na czwarte i piate nie przyjechala, bo sie obrazila po trzecich. Czwarte spedzilismy u moich rodzicow (mam na mysli Wigilie), ale moj maz popedzal mnie, ze juz trzeba isc do domu. Na piata bylismy zaproszeni do tesciowa mojej siostry wraz z moimi rodzicami. Moj maz powiedzial, ze nie pojdeizmey, bo rodzina spedza wigilie w swoim domu, a poza tym, gdyby jego matka tez tam byla zaproszona to bysmy poszli. Teraz dla swietego spokoju zgodzilam sie na jej przyjazd. Nie doszlo do scysji, ale bardzo mnie ta wizyta zmeczyla psychicznie. Tesciowa miala wyjechac w poniedzialek 28, ale chyba jej sie znudzilo i namowila meza, aby ja odwiozl 27. Sek w tym, ze ja chcialam wraz z siostra , szwagrem i moimi rodzcami jechac do mojej 83letniej babci , aby Ja odwiedzic na swieta. maz stwierdzil, ze nie zawiezie mnie do babci, bo musi odwiezc mame, bo ona jest chora (ma podobno nadcisnienie). Tak wiec po raz kolejny, 6 juz rok z rzedu pojechalam odwiedzic rodzine doczepiajac sie z dzieckiem do siostry i szawagra. Rodzina juz patrzy na to podejrzliwie. Wczoraj byla kolęda. Przyjelam ksiedza sama. Dzis sa moje urodziny, mąż nawet nie zadzwonil...Nie zadzwonil tez w niedziele po przyjedzie na miejsc z matka. Zadzwonilam wczoraj do niego z pytaniem, dlaczego nie dzwonil, dlaczego sie nie interesuje co sie dzieje z zona i dzieckiem. On mi na to, ze jakby sie cos stalo, to bym zadzwonila...

Nie wiem co z tym wszytkim zrobic. Nie jestem dla niego najwazniejsza to na bank. mam spedzic zycie z czlowiekiem, ktory nie widzi potrzeby pielegnacji uczuc, nie pamieta o imieninach, urodzinach, rocznicy slubu oraz prezencie pod choinka? Stac go jedynie na wytzuty typu: kiedy Ty sobie chodzisz do poradni do Pana Pulikowskiego, Twoj kochany mąż siedzi z dzieckiem...

Co z tej sytuacji radzicie? Przyznam, ze kiedys w takiej sytuacji plakalam, teraz juz mi tylko smutno i czuje zażenowanie i złośc, że zaufałam komus takiemu.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-29, 22:04   

basilicum napisał/a:
Dzis sa moje urodziny, mąż nawet nie zadzwonil...


Witaj,
z okazji Twojego święta życzę Ci odczucia bożej bliskości i miłości. Życzę Ci, aby Anioł Stróż utulił Cię serdecznie i przygarnął w uscisku Anioła Stróża Twojego męża. Ufam, że szepnie mu do serca i przypomni o szczęściu jakie winniście przeżywać wspólnie. Przesyłam Ci modlitwę i ufność w lepsze jutro. Obyś dzisiejszą noc spędziła wtulona w ramiona Ojca Niebieskiego, aby poranek przyniósł Ci moc błogosławieństwa i mądrych rozwiązań. Niech Cię chroni i strzeże Bóg Wszechmogący na wszystkich drogach Twoich i obdarza wszystkimi darami Ducha Świętego. :-D
 
     
gogol
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-29, 23:07   

basilikum!
Odpowiadam ,tylko dlatego,że to mój odwieczny małżeński problem,a małżeństwo jak widzisz juz troche trwa.
Czasami koleje tego mojego małżeństwa same się układały bo ja już nie miałam siły.
Wyszłam za mąż za syna mojej teściowej,najmłodszego.Byłam młoda i taka miłosc do matki była atutem dzis wiem ,że to chora miłośc,pępowina nie została nigdy przecieta.
Moja teściowa jednak nigdy tak mocno nie ingerowała w nasze małżeństwo,jednak więź miedzy nimi była tak wielka ,że nie musiała tego robic ,wszystko toczyło sie samo.
Do dzis jestem na niższej pozycji niż rodzice męża.Cóż mogę powiedzieć,jest to trudna sytuacja i jeżeli ktoś tego nie przeżył nie jest w stanie zrozumieć.
Mój mąż ma dwoje rodzeństwa ale tylko on do dzisiaj sam zajmuje się juz teraz chorą matką ,wiem ,że przegrałam,bo on to chce robic zatracił swoje małżeństwo i twierdzi,że ja przesadzam,konflikty narastały,ciche dni za cichymi,zero dobrych relacji między nami i długo by pisac ,różne dziwne sytuacje ,które dla innych kobiet byłyby nie do pomyslenia.
20 lat męczyłam sie mieszkając z teściami i nikt nie zapytał sie mnie czy jest mi tam dobrze a dzis wszyscy mi nakładaja obowiązek opieki nad teściowa bo ona pomagała wychowac nasze dzieci.Nawet córka nie poczuwa sie do opieki nad matka ,mimo ,że jest na emeryturze i nie ma dzieci,no cóż czasami najkochańsze dzieci nie kochaja matki.Dzis ciągle zabiegam o względy męża ,jest to trudne i czasami upakarzające,nie dawno udało nam sie byc na spotkaniach małżeńskim.
Godze sie z faktem ,że moje życie takie już będzie ,widocznie nie zasługuje na jego uczucie albo śmie twierdzic ,że on nie jest w stanie dac komus ciepłych uczuc.Dzis chce byc szczęśliwa na swój sposób bo jak się skarżę to jest ze mną jeszcze gorzej.dzis stwerdziłam ,że bez terapeuty sie nie obędzie,trudno jest nam ze soba rozmawiac ,strasznie kuleje komunikacja między nami ,podejrzewam ,że sami nie damy rady .Miałam nadzieje ale ona już pomału wygasa,ciągle modle sie o siły wytrwania w moich postanowieniach ale jest mi ciężko.
Jesteście młodzi ,spróbuj z mężem szczerze porozmawiać ,powiedz ,że to dla ciebie ważne,popros aby cię wysłuchał,ratuj małżeństwo póki czas bo może byc nie długo za późno,może wspólne spotkania w poradni małżeńskiej
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 10:38   

Basilicum piszesz - Nie wiem co z tym wszytkim zrobic. Nie jestem dla niego najwazniejsza to na bank. mam spedzic zycie z czlowiekiem, ktory nie widzi potrzeby pielegnacji uczuc, nie pamieta o imieninach, urodzinach, rocznicy slubu oraz prezencie pod choinka? Stac go jedynie na wytzuty typu: kiedy Ty sobie chodzisz do poradni do Pana Pulikowskiego, Twoj kochany mąż siedzi z dzieckiem...

Co z tej sytuacji radzicie? Przyznam, ze kiedys w takiej sytuacji plakalam, teraz juz mi tylko smutno i czuje zażenowanie i złośc, że zaufałam komus takiemu.



Hm...a Ty chciałabyś być najważniejsza ?? A może to właśnie ten problem...walka z teściową , kto ważniejszy ? Tylko po co ??
A jak TY sama w rankingu ustawiasz swoją mamę ? Kto z Nich dla Ciebie ważniejszy ?
I PO CO ROBIĆ TAKI RANKING ??

Skoro ten mąż nie honoruje ważnych świąt, nie dba i nie kupuje prezentów....dlaczego Go tego nie nauczyłaś ? Być może tylko czekałaś ? A były komunikaty na ten temat jsne i proste ?

Dlaczego do Pulikowskiego chodzisz sama ?? Dlaczego meża nie zmotywowałaś....dlaczego ?

I ostatnie pytanie, owszem, trochę ironiczne, za co z góry przepraszam - czy wzięłaś sobie męża z łapanki czy z losowania ?
Nie znałaś Go przed ślubem, nie zdążyłaś poznać, brałaś na oślep , nie poznałaś Jego matki, nie rozpoznałaś ich stosunków.....a może wtedy z grzeczności wszystko Ci pasowało...tylko potem zmieniłaś front ??
Ale to TY Go sobie wybrałaś i to była Twoje decyzja ! Teraz są tego konsekwencje ! Pretensje więc do siebie .

Dla mnie to ciągle trudny i niewyjaśniony temat - rodzice, teściowie , pępowina itp.
Jestem takim człkowiekiem, który rozumie miłość matki do dziecka i dziecka do matki, rozumiem nieodciętą pępowinę i potrafię powoli odcinać....powoli w procesie w miarę bezbolesnej ewolucji a nie rewolucji.

Matkę się kocha bezwzględnie tak jak dziecko....mężą/żonę się warunkuje ....ot problem !
Ja pozwalam na takie kochanie rodziców, wiem, że mama jest najważniejsza , akceptuję to i wcale nie jestem zazdrosna ! Mama , czy teściowa dostają swoje a ja dbam o to, żeby dostać swoje. Nie rywalizuję...bo po co ?? Boję się przegranej.....?? Ale przegranej czego ? Że dostanę mniej od teściowej....to absurd ! Dostanę tyle ile ma dostać żona a teściowa dostaje swoją działkę. Jest starsza, schorowona, więcej się Jej teraz należy i tyle !

Mój mąz swego czasu też nie pamiętał o prezentach....No to ja zaczęłam Mu pokazywać, że powinno się,że ktoś czeka, że robi przykrość. Pokazywanie nie pomodło. Zaczęłam mówić, męża to denerwowało! Potem, kiedy On zapomniał ja robiłam złą minę do tej gry....udawałam, że mi nie zalezy, że niby wszystko ok, że mam to w nosie !

Ale to właśnie nie o to chodzi !! Chodzi o to, że mi zależało, że nie mam w nosie i że mi naprawdę przykro ! I zaczęłam to pokazywać i mówić !!
Kiedy nie dostałam prezentu zwyczajnie rozpłakałam się z żalu i smutku....a mąż powiedział - naprawdę aż tak bardzo Ci zależy, zawsze mówiłaś , że Ci to wisi !
TAK , ZALEŻY !!

Więc jasne i proste komunikaty !!

Robię teraz tak - uprzedzam wcześniej rodzinę, że robię prezenty i sama chciałabym coś też dostać, bo to dla mnie miłe !! Jasno i prosto ! Ot cała tajemnica !! EL.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 13:50   

Basilicum............. chodzisz do Jacka Pulikowskiego............więc kup książkę Jacka "Warto pokochać teściową"............
Jedną dla siebie,drugą dla meża a trzecią dla teściowej.
Może pomoże????? i to zasadnicze pytanie El......dlaczego chodzisz sama do Jacka Pulikowskiego?????
Pulikowski wie o tych Twoich problemach???
 
     
basilicum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 14:27   

nałóg, ksiązke mam, czytałam, mąż nie chche przeczytać, a teściowa wzruszyla ramionami. Do Pana Pulikowskiego chodzę sama , bo męża za nic w świecie nie moge namówić. Mówi, ze sie już nachodzil do poradni w trakcie rozwodu rodziców.

Teściowa w trakcie podbytu stara się męża zmonopolizować. Wynajduje mu zadania, żebyc to czy owo pokazał jej w internecie. A ja w tym czasie zasuwam z przygotowaniami Wigilii i musze się dopraszać pomocy od męża. Jak mąż mi obiwieścił, że jedzie z matka do domu, to chodziła i z triumfem powtarzała: jak dobrze, że kupiłam szynkę, będzie jak znalazł, bo myslałam, że nie przyjedziesz...Albo wygłasza stwierdzenia typu: synku miałam sen, śniło mi się, że siedzisz w dużym ładnym samochodzie, a ja obok ciebie i jestem szczęśliwa...

Albo: marzędla was o domku z ogrodkiem... albo o naszej corce: jak dorośnie to naucze ją piosenek i będzie wystepowac w chórze.. Generalnie probuje realizować jakies swoje wizje, które nijak nie maja sie do tego co ja np. planuję.

EL., a to żona nie powinna czuc sie najważniejsza? A jak to wygląda jak od 6 lat jade do rodziny sama, bo moj maz nie jedzie ze mna?

Co do prezentów to jasno komunikuję co chciałabym dostać. Tylko to wieczne przypominanie już mi zbrzydło. A jak sie rozpłacze to słyszę: eee jak ty ryczysz to nic mi sie z toba nie chce...


Męża nie brałam z łapanki. Tesciowa, a widziałam ja 3 razy przed ślubem, nie była wtedy taka, że probuje narzucic swoje pomysły. Zaczęło sie na miesiąc przed ślubem i wtedy mnie to troche zmartwiło, bo ona jest taka, że żąda od innych, a sama nic nie zaoferuje. Nigdy nie wpadła na pomysł, aby zaprosić nas do siebie na święta. Chce do nas przyjechać, bo to dla niej atrakcja przyjechac do duzego miasta. Wtedy może wysłac pocztówki do koleżanek z pobytu . :)

Generalnie im ona bardziej naciska tym ja nie mam ochoty jej wogole widziec.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 15:25   

Basilikum, nas teściowa też nie zaprasza, my sami sie do Niej wpraszamy.

Pewnie, że ludzie bywają niefajni i wierzę Ci, że Twoja teściowa jakaś taka nie jest Ci za bliska....ale po co rywalizować i ustawiać sie z Nią w szeregu ?
No przecież widzisz, jakie miejsce zajmujesz w rangingu u swojego męża. To jest przykre...ale tak jest i to jest fakt.

Myślę, że Twój mąz też nie za bardzo lubi swoją mamę...ale jakoś Jej tam ulega, podporządkowuje się itp....bo Ona ma metody ! Potrafi przyciągnąć, potrafi zbajerować, zmotywować...to się ucz.

Wiesz...ja dopiero dzisiaj , po Twoim poście zastanawiam się jakie jest moje miejsce w sercu męża ....czy jestem najważniejsza...a może Jego mama , a może nasze dzieci ....i wydaje mi się, że każdy z nas ma tam swoje własne miejsce i już....I nieważne, kto pierwszy a kto drugi....Mam tam miejsce, tego jestem pewna !
Generalnie ja nie rywalizuję z innymi, może właśnie dlatego, żeby nie czuć dyskomfortu, że nie jestem pierwsza....albo zwyczajnie mi to wisi .....i o to jestem zdrowsza i wolniejsza.

A co do Twojego męża....no to widzę, że jest beeee na całej lini....to po co z Nim jesteś ?? EL.
 
     
basilicum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-30, 22:41   

EL., właśnie po raz pierwszy od pięciu lat zastanawiam sie dlaczego jeszcze w tym tkwię. Chciałam, aby było dobrze, ale nie jest. Nie jestem dla Niego ważna i to już sie chyba nie zmieni. Czuję, że utknęłam w marazmie, że życie ucieka mi miedzy palcami, że mogłabym dużo zrobić, gdyby miała z kim wspóldziałać.

Do tego mąż miał przyjechać dzisiaj, ale nie przyjedzie. Zepsuł mu sie samochód i nie wiadomo czy go naprawią przed sylwestrem. Jak powiedziałam, że smutno mi,że będę sama na sylwestra to mi odpowiedział, że mogłam jechac z nim i że takiego rzęcha kupiliśmy od mojego Ojca. Nie wiem juz czy to nie jest przemoc psychiczna.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-31, 10:18   

Basilicum - przeczytałam Twoje wypowiedzi i wydaje mi sie, że nie potrafisz zaakceptować męża takim, jaki jest. Masz wyobrażenie kogoś, kto ma postępować tak, jak Ty wymarzyłaś. Jeśli robi cos inaczej - znaczy, że mu na Tobie nie zależy.

Sprawa ze świętami - to tez był u mnie problem. Myślę jednak, że da sie to jakoś rozwiązać - przecież w sumie święta to też okres przedświąteczny i poświąteczny - wtedy tez ludzie sie odwiedzają. Spróbuj porozmawiać z mężem na ten temat, ale uwzglednij tez jego zdanie. Wydaje mi się, że chce jakoś wynagrodzić swojej mamie samotne wychowywanie. Staram sie to zrozumieć, bo również sama wychowuje córkę i w sumie mam tylko ją.
 
     
basilicum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-31, 21:04   

wabona, ja to rozumiem, to wynagradzanie, ale mnie taka ucieczka męża boli. A dotyczy to świąt i wakacji, kiedy moglibyśmy byc razem. Teściowa twierdzi, że jestem zaborcza. Przecież masz Go cały rok. Tak, tylko, że cały rok to chodzi sie do pracy i widuje wieczorami.

Święta składają sie z okresu przedświatecznego i po światecznego. problem w tym, że z Mężem i teściowa trudno ustalić sprawiedliwy podział. Chciałabym czuć jednośc z mężęm, to, że sie łatwo można z Nim dogadać. Niestety. Jak przyjedzie teściowa to siedza, ona cos mu szepcze i to zazwyczaj na mój temat, moich rodziców, siostry i szwagra. Mnie to wkurza, że moj mąż siedzi i tak tego wysluchuje. W ten sposob tworzy front z nia, a nie ze mna.

Chyba wymagam od męża zbyt dużo. Chciałabym, aby o mnie pamietał, pamietał o imieninach, urodzinach, rocznicy ślubu, od czasu do czasu gdzies zaprosił, żebyśmy poszli gdzies tak jak przed ślubem. Nic z tego. Prośby sa ignorowane, a ostatnio wrecz zapytał: dlaczego nie chodzimy do teatru, koledzy z firmy chodza ze swoimi dziewczynami/żonami... No to co? Bozia rączki ubcieła? Sam nic nie wymysłi, nie zorganizuje. Zaczynam rozumieć powoli jak działa mechanizm zdrady. Zaniedbany partner--> przystojny i ujmujący kolega-->wspólne spedzanie czasu--> zdrada Ehh, przykre to wszytko...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8