Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
znowu kochanka
Autor Wiadomość
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-04-30, 20:04   znowu kochanka

Witam,
czy znacie może jakis sposób,aby nie reagowac emocjonalnie na spotkania na miescie z kochanka męża i ich nowo narodzonym dzieckiem?są nieuniknione. nie umiem sobie z tym poradzić.oddawałam Bogu na spowiedzi,modle sie o to codziennie i jest coraz gorzej.ona podnosi dumnie głowe do góry i uśmiechnieta odwraca sie ode mnie.wiem,ze to brzmi absurdalnie,ale naprawde mam wrazenie,ze wariuję.ktoś ze znajomych radził,abym prosiła Boga o to,że by jej błogosławił w każdej minucie i bardziej niż mi.nie umiem.nie moge sie wyprowadzic z miasta.to mi zatruwa życie. jak z tego wyjść? czy macie jakies doświadczenia?
pozdrawiam
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 10:15   

Rozumiem Cię, bo jestem w podobnej sytuacji. Rady Twoich znajomych są dobre i mądre, ale bardzo trudne do realizacji w praktyce. Musisz się jednak starać "zobojętnieć" dla własnego dobra. Unikaj konfrontacji. Staraj się nie zwracać na kochankę Twojego męża uwagi. Nie daj się prowokować. Traktuj Ją jak powietrze. Sytuacja po ludzku wydaje się bez wyjścia, ale zaufaj Bogu - on wszystko może! Czas leczy rany, uwierz w to! Jeszcze będzie dobrze. Serdecznie pozdrawiam.
 
     
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 11:20   

dzieki Teor. czytam Wasze wypowiedzi i wszystko wydaje sie takie logiczne i mądre. ale prawie nie do zastosowania w praktyce. serce pęka z bólu.mąż przychodzi do naszego dziecka w odwiedziny i wraca do niej i ich dziecka.nie umiem sobie z tym poradzić.psycholog mówi "klin klinem". a to nie wchodzi w rachubę.umieram i błagam Boga o jakiś krok. a to trwa juz tak dlugo.nie mam juz siły.
chce przestac to czuc i nic. tylko dziecko trzyma mnie przy zyciu.co wyjde z jednego dołka pojawia sie drugi.
 
     
bozka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 11:27   

Co ma znaczyć rada psychologa 'klin klinem"? W twojej sytuacji doprawdy nie rozumiem?
 
     
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 11:34   

nowy związek.a to wbrew temu,w co wierze.mam wrazenie,ze Bóg mi stawia coraz to nowe poprzeczki i obserwuje,jak sobie z nimi poradze. przebacaylasm mężowi,wyciszyłam sie,zaczelam odkrywac siebie a tu nagle buch!. nowe dziecko. i to 500 metrów od mojego domu. nie trawie tej kobiety i nie umiem sobie z tym poradzic. znam swietnie teorie,gorzej z praktyka.
a co u Ciebie Bozka?jak sobie radzisz?
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 11:43   

W takiej sytuacji, jak Twoja (wiele osób odwiedzających to Forum jest w podobnym położeniu) niezbędne jest, aby stanąć w prawdzie, tzn. "na zimno" i obiektywnie ocenić swoją sytuację - jaka jest, czy mi odpowiada, czy nie, co mogę zrobić, aby ją zmienić? Np. sytuacja: mąż mnie zostawił, układa sobie życie z inną kobietą, ma nieślubne dziecko. Nie odpowiada mi to, nie godzę się. Co mogę zrobić? Na męża i Jego kochnakę nie mam wpływu - oni mają wolną wolę. Zostaję ja - co mogę zrobić: 1. zadręczać się do końca życia i przy okazji zatruwać życie swoim dzieciom?!. 2. "otrząsnąć się", pogodzić się z losem i żyć dalej ... szczęśliwie, pomimo wszystko! Takiego wyboru trzeba dokonać i później już konsekwentnie.. Każdy jest kowalem swojego losu - nasze szczęście zależy od nas a nie od naszych małażonków!!!!
 
     
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 11:57   

dzięki Teor,
ja to wszystko wiem. ale są te ohydne emocje,ktore niszczą mnie i moje dziecko. każdą z nas inaczej.
nie akceptuje sytuacji,w której jestem.to wiem na pewno (jak wiekszość zdradzonych).to,co moge dla siebie zrobić staram sie robić.w miare mozliwosci.
ale najgorszy jest czas,w którym spotykam kochanke męża z ich dzieckiem lub jego samego.nasze miasto jest małe,mieszkamy blisko siebie.
mam świadomość,ze on sobie ułożył życie (lub nie - on przyjezdza tu tylko w weekendy a ona to akceptuje). i błagam Boga,aby zabrał ode mnie to współuzależnienie od męża.bo to nie jest nic innego.
psycholog mówi,zeby pogodzic sie z kochanka męża i pozwolic córce tam chodzic i traktowac ich córeczke tak,jak swoja. nie jestem na to gotowa.to tak,jakbym zaakceptowała zdrade i zgodziła sie na nia. i przekazala dziecku taki wzorzec rodziny - ja tu z toba a tatus z inna panią.
gubie sie w tym wszystkim.
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 13:12   

Kobieto - wiesz, że mam identyczna sytuację. Mój mąż mieszka z kochanka i ich dzieckiem - niedaleko mnie. Ja powierzyłam "tę" sprawę Bogu - gdy jest mi tak bardzo, bardzo źle, mowię - Boże, Ty się tym zajmij. I jest lepiej - troszeczke tylko, ale lepiej. Mam nadzieje, że kiedys bedziemy umiały to zaakceptować. Twój mąż nie jest codziennie z nimi. Mój jest zakochany w swojej damie - i wszystko im układa się jak najlepiej. A ja mam taki żal...
 
     
avis
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 13:24   

Witaj! Jestem trochę w podobnej sytuacji, ale nie spotykam kochanki męża, tylko pracuję z nim i widzę go codziennie. Wiem jak boli to, kiedy widzisz, że on ułożył sobie życie. Przychodzą wtedy myśli, że jestem do niczego, że on wybrał kogoś lepszego ode mnie. Ale myślę, że to nie jest tak. On ma problem, nie umie kochać, nikt nie zbuduje szczęścia na czyimś nieszczęściu. Myślę, że nie jest dobrym pomysłem to, żebyś "zaprzyjaźniała się" z kochanką męża i ich dzieckiem. Ja przynajmniej tak bym nie zrobiła, bo czułabym się przy ich rodzinie strasznie poniżona. Pan Bóg chyba nie chce nas niszczyć psychicznie, ale chce nas podnosić, dawać nam godność Dziecka Bożego. Ja staram się żyć swoim życiem i odkrywam, że jest to bardzo trudne: bo moim całym życiem był mój mąż, był moim bożkiem... Teraz staram się odbudować swoją relację z prawdziwym Bogiem, który chce, żebym ja była ważna dla samej siebie i dla ludzi, którzy są koło mnie. Ale przede wszystkim muszę nauczyć się cieszyć się swoim życiem, dziękować Bogu za to co dał, bo dał dużo. I pomimo tego że zostałam z synem sama, bez męża, dostrzegać, że życie jest piękne, wartościowe, i ja jestem piękna i wartościowa. Twoje spotkania z tą kobietą to są chwile Twojego ukrzyżowania - a w ranach Pana jest nasze uzdrowienie. On cierpiał, i Ty też możesz ofiarowywać Bogu te chwile cierpienia, kiedy ją spotykasz, dziękuj wtedy Panu że możesz cierpieć razem z nim. Przyjmij to cierpienie. Wyraź też wdzięczność za życie swojego dziecka, za jego zdrowie, za swoje życie i zdrowie, może za coś jeszcze jesteś Mu wdzięczna.
 
     
TEOR
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 16:46   

avis, pięknie i mądrze napisałaś! Dziewczyny bierzcie przykład. Nie dołujcie się. Jesteście wspaniałe, to mężowie nawalili!
Co do relacji z kochanką męża, to moje zdanie jest niezmienne - należy przebaczyć kochance, co wcale nie oznacza, że trzeba Ją akceptować, a tym bardziej przyjaźnić się z Nią. Ona przecież cały czas jest narzędziem zła! Najlepiej byłoby zobojętnieć, nie zauważać, traktować jak powietrze. Co do relacji dzieci - pozwolić dzieciom decydować samodzielnie - nie zabraniać, ale też nie zachęcać do kontaktów z przyrodnim rodzeństwem.
 
     
Kobieta74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 17:00   

dziękuję!kochani jesteście,naprawde. mąż uważa,ze nasza córka(11 lat) powinna poznać nowe dziecko i je odwiedzac. mówi,ze to tak samo,jakbym ja urodziła, i że to jest takie samo rodzeństwo.nie rozumie,ze ja mam żal,złość.córka nie chce tam chodzić,ani nawet oglądać tej dzidzi. nawet na spacerze z tatą.jest zwyczajnie zazdrosna.próbowałam jej tłumaczyć (mąż uważa,ze to moja rola,aby ona zaakceptowała dziecko i ja mam jej to wpoić a nie uczyc nienawiści i obojętności).ona nie lubi tamtej pani,bo uważa,ze zabrała jej tatusia.i cierpi bardzo.
wiec byłam w kropce.ale doszłam do wniosku,ze to zdanie męża.moje jest inne.tym bardziej,ze kochanka nie lubi mojej córki.nie zaakceptowala jej i nawet zabraniala mężowi kontaktów.
zajełam sie dzis segregowaniem papierów.zapomniałam na jakiś czas.
i o to chyba chodzi.
moja córcia leży chora,wiec z majówki nici.ale widocznie tak miało być.
 
     
Marzena N
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-01, 19:33   

Pamiętam jak czułam dokładnie to samo. Teraz mineło już trochę czasu i powiem Ci, że mi pomogła modlitwa za tą kobietę. To co czułam to: złość, nienawiść, żal, zranienie. Tak bardzo mnie to niszczyło, że błagalam Boga, aby tego już nie czuć, aby zabrał to. Starałam modlić się na rużańcu w tej intencji każdego dnia. POMOGŁO. Dziś nie czuję już tego wszystkiego. To niszczące uczucie zostalo wypełnione ogromną miłością, że Bóg mnie bardzo kocha.
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-02, 11:14   

dziecko w gąszczu dorosłych emocji..
jak ono ma sobie z nimi poradzić skoro dorośli nie radzą sobie..
z jednej strony solidaryzuje sie z mamą, która jej nie zostawiła więc dla niej nienawidzi kochanki i dziecka z drugiego związku, po trochu ojca,
drugiej strony kocha ojca mimo tego iż ją zostawił, jednak to jej ojciec,który ja tulił. kochał a dziś tęskni za tym tak samo jak matka...
ale od matki mąż mógł odejśc i to zrobił..
choć smutne nie masz na to wpływu... to jednak nalezy sie cieszyć iz mimo sprzeciwu kochanki jednak mąż utrzymuje kontakty z dzieckiem z pierwszego małżeństwa...
nawazył piwa sam musi je teraz pic i radzić sobie z dwiema kobietami,
jak i dziecmi z dwóch związków tak by dzieci ponosiły jak najmniejsze cierpienie..
psycholog dobrze radzi dziecko musi zaakceptowac drugie dziecko by w nim nie widziec tak jak matka w kochance rywala,
który odebrał i zniszczył ich związek... tak jak ten nowy dzieciak z drugiego związku nie był tym kto odebrał jej miłość ojca...
dziewczynka ma sie utwierdac w przekonaniu iż ojciec kocha ją tak samo mocno jak to drugie dziecko...
i tylko matka może jej w tym pomóc... i tu jest twoja rola w tej tragedi byś córce pozwoliła kochac ojca mimo iz ciebie skrzywdził...
bo to prawda..pogodzenie sie z tym iż mąż mimo wszystko kocha swoje pierwsze dziecko nie oznacza twojej akceptacji i twojej córki z tym że mąż słusznie postępuje... ale że pozwalacie mimo slrzywdzenia na okazywanie uczuc rodzicielskich...
to bardzo trudne bo w pewnym sensie córka jest bronia przeciw złu i grzechowi jakie mąż robi zyjąc z inną kobietą, ale dziś mimo to uczucia dziecka są ważne by mogło ono w przyszłości normalnie funkcjonowac...
inaczej wejdzie w dorosłe zycie z wieloma dysfunkcjami,które będą jej zabraniały kochac i ufac ludziom....
nalezy dziecku wyjasnić iż ojca postępowanie jest krzywdzące i niemoralne, że tak nie nalezy postępować i ranić ludzi... dlatego córeczko my postąpimy właściwie... kochaj ojca mimo krzywdy jaka wyrządził odejściem... nam i tobie i mnie...
inaczej to biedne dziecko będzie miało naprawde bardzo trudny start w dorosły etap swojego zycia...
nie wybaczając dorosłym tego,że nie pozwolili mu kochac z dziecinna łatwością ufnością pozostanie na zawsze jeśli nie podejmie walki o uzdrowienbie swoich emocji skrzywdzonym dzieckiem dorosłych rodziców, na zawsze będzie dzieckiem cierpiącym odrzucenie, czującym nienawiść do ludzi, nie będzie im ufała i każdy jej związek będzie sie kończył rozstaniem... bo nie będzie potrafiła zawierzyć, jak i nie będzie umiał kochac

przemyśl to Kobieta 74 jest mnóstwo ksiązek poradników, które ucza jak pomagac dzieciom w radzeniu sobie z odejściem ojca z rodziny... podstawa jest zawsze by..
to pierwsza
MATKA SOBIE PORADZIŁA Z ODEJŚCIEM MĘŻA wtedy w cudowny sposób i dziecko zaczyna sobie radzic z własnymi uczuciami...

i nie jest to tylko ksiązkowo poradnikowe stwierdzenie, zauważyłam to u wielu dzieci,
które dopiero wyciszyły sie i odreagowały po odejściu ojca jak sam partner zaakceptował odejście małżonka... inaczej przelewasz emocje swoje na dziecko a ono kochając cie widzac twój ból pragnie ci pomóc swoja malutką osoba w ulżeniu cierpienia...
jeszcze raz akceptując dziecko z drugiego związku nie oznacza zaakceptowania tego związku przez mała i tego co robi mąz a jej ojciec,

a jedynie pomoc sobie w wybaczeniu i pozwoleniu na to,że ojciec w tym wypadku musi kochac juz dwie osoby.... bo można kochac wiele dzieci i nie ma w tym nic złego... choć jest to chora sytuacja ale można kochac i dziecko z piewrszego związku i z następnego... i to musi sobie dziecko uzmysłowić

inna sprawa... nie idzie kochac i żone i kochanke bo to juz inna miłość
miłosc kobiety do mężczyzny jest inna niż rodzicielska

jak i inna jest tu zdrada w stosunku do żony gdy sie ją opusciło nie można utrzymywac bliskich czułych relacji choć można poprawne dla dobra dziecka,

inna jest zdrada w stosunku do dziecka swojego.... które sie opusciło, mozna mimo chorej jak zawsze mówie sytuacji starac sie wynagrodzic dziecku rozstanie... dając mu jak najwięcej swojej miłości, opieki i czasu tak by to dziecko nie czuło sie ani opuszczone przez ojca ani,
że kochając ojca nie czuło sie winne wobec matki
, że ją zdradza..
wiele dzieci w ten sposób nie potrafi sobie poradzic z tym iż kochając ojca
zdradza w ten sposób matke
bo tak jak mama nienawidzi ojca jak swoja bliskoscia z ojcem ja ranie...matki uczucia spotykając sie z ojcem, biorąc prezenty czy okazując radość z nadchodzących wizyt
dziecko jest w pułapce własnych emocji między uczuciem do jednego a drugiego rodzica...
a ono kocha i chce byc kochane przez obojga... bo jest w tym wszystkim niewinne i nie zasłużyło na cierpienie

dlatego Kobieta twoje zadanie to poradzenie sobie z własnymi odczuciami do męża i nowej sytuacji a dopiero wtedy będziesz mogła
pomóc córce inaczej nie idzie,
inaczej wciąz trwacie wszyscy w nierozwiązanej dla każdego sytuacji a wpływającej na każdego w bardzo stresowy sposób uniemozliwiający normalne funkcjonowanie...

pozdrawiam ciężka i trudna sytucja przed toba na :dziś: dlatego
zycze wiele spokoju i radości w twoim domu
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2009-05-02, 13:03   

Żono - owszem - odczuwam żal - bo z tamtym dzieckiem mąż jest stale, a z naszym - od święta. Moja córka jednak od razu pokochała braciszka - może temu, że jest jedynaczką. Nawet codziennie modli się za niego. Widziała go tylko raz, ale tata i jego 'towarzyszka" pozwolili jej karmić dziecko i nim się zajmować. Była z siebie dumna. A ja tez jestem dumna, że moja córka nie czuje nienawiści.
Nie bronie kontaktu z ojcem - i staram się przełamać swą dumę i ile się da - po prostu proszę go, aby wziął małą. rzadko to bywa, ale podejrzewam, że gdybym nie prosiła, brałby ją jeszcze rzadziej.
Z czym nie radzę? Otóż, kiedy mąż bierze małą trochę częściej niż raz na dwa miesiące, ona bardzo za nim tęskni. Płacze i prosi, aby do niego zadzwoniła. Robię to, ale kosztem swojej dumy. Myslę jednak, że warto czasem sie przełamać.
Druga sprawa - mała, kiedy była u taty - powiedziała, że "xyz" (czyli ta pani) jest tez fajna. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Boję się, żeby córka nie zaczęła uważać tego za normę, że ktoś zostawia rodzinę, zakłada nową i nie ponosi żadnych konsekwencji.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 8