Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Tylko dla facetów ;-)
Autor Wiadomość
Mąż Zosi
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 10:33   

Witajcie
A ja sobie tak myślę, że w naszym myśleniu tutaj na forum istnieje, co najmniej jeden zasadniczy błąd logiczny.
Gdy spotykamy się z trudną sytuacją – zdradą, porzuceniem, alkoholizmem wreszcie przemocą, natychmiast rozpoczynamy myślenie w kategorii ratowania małżeństwa. Jest to główny cel naszego działania. Zastanawiamy się, co czynić by skłonić małżonka do powrotu, zerwania z kochanką/kochankiem, leczenia z alkoholizmu. Najczęściej nic z tego nie wychodzi. Popadamy w coraz większą depresję, szukamy winy w sobie, walczymy z Bogiem itp. Jednocześnie czekamy na każdy, nawet najmniejszy gest ze strony małżonka i nawet jeśli jest on tylko przypadkowy i nic nie znaczący budujemy na nim nadzieję że znów wszystko będzie dobrze. Jeśli zdarza się ze niewierny wraca przyjmujemy go z otwartymi rękami, cieszymy się że mamy choć tyle nawet jeśli zdradzacz ani myśli przeprosić, zadośćuczynić, czy radykalnie zmienić się. Przyjmujemy go choć jego/jej postawa nadal sprawia nam ból. Staramy się zapomnieć, nie poruszać trudnych tematów bo a nuż znowu urazimy i zdradzasz gotów znów się wyprowadzić. Paradoksalnie postępując czy tez starając się postępować sprawiedliwie, uczciwie, wybaczając i przyjmując poddajemy się zgubnej logice sytuacji w którą sami się wpędzamy nie potrafiąc wymagać i jasno określać naszych oczekiwań oraz warunków wobec zdradzaczy. Myslę że Bóg byłby głupcem gdyby właśnie tego od nas oczekiwał. Stworzył nas z krwi i kości i nie był to przypadek.
Jednym słowem wpędzamy się w idiotyczną sytuację bo nie stawiamy na pierwszym miejscu siebie i swoich potrzeb. Naszym zadaniem w kryzysie powinno być przede wszystkim ratowanie siebie, dbanie o własny rozwój duchowy i robienie tego wszystkiego o czym często piszą dziewczyny zwłaszcza Zuza i Ola tj. dbanie o swoje małe potrzeby, swoje zdrowie, swoją pracę. A jeśli zdradzasz zechce wrócić to trzeba postawić jasne warunki i nie bać się mówić o swoich uczuciach. Nie wolno zakopywac problemu bo kiedyś albo wyjdzie albo nas w końcu zabije. Wybaczenie nie polega na przemilczaniu krzywdy bo potem często mamy do czynienia z recydywą.

Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że gdyby nie radykalna zmiana w postawie mojej żony i prawdziwa chęć naprawy połaczona ze zrozumieniem krzywdy jaką mi wyrządziła to nie wytrzymałbym wspólnego życia pod jednym dachem z kimś kto lekceważy mój ból. Wolałbym separację.

Pozdrawiam
Jarek
 
     
sasanka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 10:54   

Uff
Żeś zasunął Jareczku
i słusznie

Potwierdzam krwią własną i przykładem negatywnym:
wybaczyłam w ciągu 3 sekund niemalże i problem zakopałam troszcząc się przez 3 lata coby broń Boże nie urazić pytaniami/wspomnieniami pod hasłem "Nieważne co się stało, ważne jest teraz, a teraz - jak na razie - nie szukam nikogo innego" hehe
i czułam się winna, że to wszystko nadal mnie boli i że MAM potrzeby kurna! m.in. potrzebę usłyszenia "przepraszam, już nigdy tego nie zrobię"

No i oczywiście - stałosię, co niby regułą pewnie nie jest, ale u mnie się wydarzyło:
pojawiły się kolejne razy i żadnych wyrzutów czy hamulców aż okazało się:
- że dla niego to jest 'normalne', że ja się niby o co ciskam
- że mnie to przerasta i nie jestem w stanie tak żyć zaprzeczając sobie, bo to żadne wybaczanie nie jest tylko idiotyczne samooszukiwanie

Odszedł, gdy zaczęłam być konsekwentna
Gdy zaczęłam troszczyć się o siebie
Odszedł
Boli
Jeśli jednak miałby być tak jak był do tej pory oszalałabym i znikła
godząc się na zło i poniewieranie sobą - w imię czego?

I nie sądzę, by tego chciał dla mnie Bóg - mój najlepszy Tatuś
Jezus - mój cudowny na zawołanie Przyjaciel
czy Duch Święty - rozsądek i roztropność moja, gdym ogłupiała z żalu i tęsknoty
albo Matuchna najsłodsza, co cierpliwa, aleć konsekwentna w wychowywaniu Syneczka niebieskiego był (vide: "Synu, czemuś nam to uczynił?!" - i rozważała w swoim sercu, a nie zapominała, bo było minęło)

No a mój Anioł Stróż, kumpel i złośnik, to nieraz mnie pewnie w ciągu tych trzech lat miał ochotę walnąć po łebku zakutym hehe
I wszyscy święci zamiast piać peany to nogę do kopa szykowali, jakżem durnowata była - tylkoj nie mogli, bo ten dobry Ojciec, to wolę człowieczą szanuje, choć czasem przyłożyć powinien :mrgreen:

nom - żem se podsumowała żywota kawałek gwoli pożytkowi potomności
i tak się zastanawiam - czy nasze niedole i głupoty kogokolwiek tu uchronią przed kolejnymi latami poniewierki i nędzy?
pewnieć każdy to przeżyć musi, by po latach/miesiącach naskrobać to co ja tylko w słowach innych...

ściskolę tych, co w trakcie pozdrawiając tych, co już po :roll:
 
     
marioviola
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 11:41   

Wiatam na forum,
I ja zgadzam sie z Jarkiem. Należy postawić jasne warunki powrotu i być w tym konsekwętnym.
Ja też wybaczyłem, wybaczam itd... ale, cały czas poruszam z Żoną ten trudny temat. Nie zakopuje problemu i co ciekawe,teraz rozmawiamy ze sobą nie oskarżając się nawzajem. Myślę, że to już coś....
Żona od początku swojego...........skoku zna moje warunki powrotu, wie, że będzie musiała odbudować zaufanie.............
Ja znam też jej oczekiwania względem mnie i wierzę, że kiedyś się nam ułoży........
Czego życzę Wam i sobie
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 12:59   

Darek.............nie miałeś okazji komuś pomóc....ale masz pewność żebyś pomagał......pod jednym warunkiem Darek.....że ten ktoś by chciał Twojej pomocy. Sądzę ,że warto dokonać pewnej refleksji: czy Ty sam byś chciał aby ktoś Ci pomagał, szczególnie w pierwszym etapie kryzysu.
Najczęściej usiłujący pomagać słyszy odpowiedź, czy przekaz werbalny :to nasz problem małżeński i my sami musimy go rozwiązać(z autopsji Darek).
Jest jeszcze jeden problem...dość podstawowy. W początkowym stadium kryzysu zainteresowani najczęściej wcale nie mają świadomości kryzysu. Mają świadomość swojej urażonej dumy, pychy czy po prostu urażonego jestestwa. Chcą potwierdzenia swojego „urazu” a nie rozwiązywania problemów od zaczynania przez przyjrzenie się sobie.
I tu wcale mi nie chodzi o winę ................. chodzi po prostu o spojrzenie w siebie, próbę zobaczenia swojego odbicia w lustrze ,podczas dialogu z innym, nie związanym emocjonalnie człowiekiem. Do tego potrzeba szczerości i zaufania .,.... a z tym trudno. Określenia swojego „ja” w kontekście „mnie” . Co daje ,co mam „ja” ,a co oczekuje moje „mnie”( np. się należy)
I jeszcze jeden aspekt o którym piszesz: pokaz mi pary małżeńskie które zaczynając kryzys ,wchodząc w niego, szukają pomocy w poradniach małżeńskich związanych z ich wartościami etycznymi. Jest ich-tych małżeństw- naprawdę niewiele, choć coraz więcej. Mam w sąsiedztwie ośrodek prowadzony przez jezuitów...... coraz więcej samochodów, coraz więcej ludzi jest w dni, kiedy są rekolekcje dla małżeństw, spotkań małżeńskich.
Wielokrotnie spotykałem się ze zdaniem :bo to kosztuje za drogo(180-200 zł). A koszty kryzysu? Nie mówiąc o rozwodzie i rozpadzie rodziny. Te są zwykle jeszcze daleko...albo już za daleko.....

Dalej Darek piszesz o:” No pewnie, że mnie to dotknęło i dotyka bez przerwy i chyba nie ma w tym nic dziwnego. Nie zmieniam jej i nie będę tego robił, jak będzie chciała to zrobi to sama.”

Jasne ,to boli, a wiesz dlaczego tak boli? Bo została zaburzona wizja- przez Ciebie stworzona w wyobrażni - Twojego życia. Zraniła Cię, Zdradziła . To jest Twój ból. I do czasu aż nie przyjmiesz tego bólu jako coś co ma prawo być ,jako swojego, jako swojej klęski (po ludzku oczywiście) do tego czasu będzie bolało.
Darek..... dalej piszesz ( też pisze o tym Wito) że ktoś Wam każe się obwiniać za to co jest Waszym, wielu innych udziałem, za zdradę.
Byłem chyba jednym z pierwszych na tym forum który pisał o tym, że za kryzys w małżeństwie odpowiadają oboje małżonkowie (dostawałem gromy za to)...dziś już więcej ludzi pisze podobnie. Pisałem tak dlatego ,że aby zacząć naprawę czegokolwiek( w tym wypadku małżeństwa) to trzeba mieć choć podstawową wiedzę jak to robić. Naukę trzeba zaczynać od siebie.
I to jest podstawa ........ poznanie swoich mocnych i słabych stron, wad i zalet charakteru ,żądz i pragnień.
Nie można wybaczyć nie będąc gotowym na wybaczenie....i to nie tylko werbalnie poprzez głoszenie gotowości wybaczania. Do wybaczenia trzeba być mocnym emocjonalnie ,trzeba znać siebie czy jest się gotowym uczuciowo do wybaczenia.
W przeciwnym wypadku nici z naprawiania...... bo mylna jest postawa ,że aby wybaczyć to trzeba poznać wszystkie szczegóły zdrady. To jest najczęściej masochizm , zbędna ciekawość .
Dodatkowe ranienie siebie.
Podobnie jest wtedy gdy zdradzacz opowiada ze szczegółami swoją zdradę....... to jest egoizm.....uwalniając w dość dysfunkcyjny sposób siebie od winy przerzuca winę na zdradzonego.

W wychodzeniu z każdej dysfunkcji (zdrady czy kryzysu też) najważniejsza jest świadomość jej posiadania.
I chyba mniej ważne jest wypowiadanie różnego rodzaju przeprosin .Ważniejsze -wg mnie- solidne przyrzeczenie należytej poprawy, że delikwent/ka dołoży należytej staranności aby więcej tego zrobił/ła .Solidna praca nad wyeliminowaniem czy zapanowaniem nad żądzami które spowodowały zdradę(dysfunkcję)
O zdradzie należy pamiętać aby nie powróciła ,ale nie należy nią żyć

Pogody Ducha

[ Dodano: 2008-05-02, 13:12 ]
Sadzę ,że autorytety w wybaczaniu sa tu ....... jest Mąz Zosi(Jarek) lubie go czytać,jest El.jest Lena,Zuza,Ola .
Sztuka jest wybaczyć tak aby to było autentyczne wybaczenie,żeby to wybaczenie nie drapało po piętach dotkliwie............ bo wtedy trudno mówić o wybaczeniu
 
     
Mąż Zosi
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 13:19   

nałóg napisał/a:
Darek..... dalej piszesz ( też pisze o tym Wito) że ktoś Wam każe się obwiniać za to co jest Waszym, wielu innych udziałem, za zdradę.
Byłem chyba jednym z pierwszych na tym forum który pisał o tym, że za kryzys w małżeństwie odpowiadają oboje małżonkowie (dostawałem gromy za to)...dziś już więcej ludzi pisze podobnie.


nałóg
Myslę że musimy wyraźnie rozróżnic dwie rzeczy. Zdradę i Kryzys
Za kryzys odpowiedzialne są zwykle obie strony. I z tym się zgadzam. Ale kryzys nie musi prowadzić do zdrady a nawet nie powinien. Za zdradę odpowiedzialny jest WYŁĄCZNIE zdradzający. I nie ma tu żadnego "ale".

To że zdrada i kryzys wystepują czesto ze soba wcale nie upowaznia nas do myslenia że skoro za kryzys odpowiadają obie strony a zdrada była "skutkiem" kryzysu to zdradzony ponosi wspłwine za zdradę małzonka. Własnie takiego pseudologicznego myslenia powinniśmy się wystrzegać.

Ja przrez moje przewinienia i zaniedbania byłem współwinny kryzysu ale nie dam sobie wmówić że w ten sposób wpakowałem moją żone do łóżka obcego faceta.
Takie myslenie poniekąd usprawiedliwia zdradę bo skoro małzonek nie daje mi czego oczekuje to "mogę" czuc się niejako zmuszony do poszukiwania na zewnatrz. Ostatecznie mam swoje potrzeby a zycie jest krótkie. Oczywiście robię to wyłacznie dla celów "terapeutycznych", by złapać oddech od codziennych kłopotów, zaznac ciepła, czułości.

Dla mnie sprawa jest jasna. Jesli zdradziłem to jest to moja wina i jesli chcę wrócić to zaczynam od zera i to ja muszę się starać by mnie ponownie zaakceptowano i obdarzono zaufaniem.

pozdrawiam
Jarek
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 13:33   

Jarek.....dalej stało napisane :za zdradę ponosi odpowiedzialność zdradzający.
I nie usprawiedliwiam 'zdradzaczy" .Usiłuje tylko -od dawna-uświadomić zdradzonym ,że naprawę siebie trzeba zaczynac od siebie.To nie zdradzacz(najcześciej) wyje z bólu,leje łzy,łyka psychotropy,ma mysli samobójcze....zdradzacz najczęściej "wypchnął " skutecznie poczucie winy,usprawiedliwił się w oczech swoich i współzdardzacza,zaakceptowali siebie nawzajem...... zdradzacz nie czuje sie winny.
Bo ma ileś tam powodów:
-bo za gruba...
-bo za chuda......
-bo za spkojna.....
-bo za bardzo rozrywkowa.....
-bo zniewoliła.......
-bo zołza............ itd...itd.............

Lekarza potrzebuja chorzy.A jak chory wchodzi na forum szukając pocieszenia w żalu poprzez użalania sie nad sobą ,a tu mu sugeruja jakieś kroki zaczynające sie od siebie.to najcześciej jest oburzony,rozgoryczony,zły..... wykrzykuje,złości sie,często nawet stara sie wierzgać.Wygląda to tak jakbychory poszedł do szpitala,połozył sie na łóżku i gadał sobie z innym chorymi.A zalecenia lekarza,zlecone leki wyrżucał do kosza.Bo on sobie tylko przyszedł pogadać z chorymi.............. w szpitalu sie leczy.... na forum tez najczęściej
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 13:38   

Mąż Zosi napisał/a:
Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć tyle, że gdyby nie radykalna zmiana w postawie mojej żony i prawdziwa chęć naprawy połaczona ze zrozumieniem krzywdy jaką mi wyrządziła to nie wytrzymałbym wspólnego życia pod jednym dachem z kimś kto lekceważy mój ból. Wolałbym separację.

A ja ze swojego doświadczenia dodam - nie było prośby o wybaczenie, nie było zadośćuczynienia - było moje bezgraniczne wybaczenie i nawet poświęcenie się dla zdradzacza. I co? Problem wrócił po 15 latach. Recydywa i pozew o rozwód. Rozbestwiony zdradzacz obwinia mnie o rozpad rodziny. Stara się zniszczyć relacje z dziećmi. Poniekąd mu sie to udaje. Czy o to chodzi? O głupkowatość z naszej strony? O ponowne zaufanie komuś, kto nie jest w stanie nawet palcem kiwnąć by zastanowić sie nad swoim postępowaniem? Dlatego uważam, że nawet najsłodsze przepraszam nie wystarczy, niczego nie zmieni. Nadzieję mam, ale przestaje powili żyć tym czy żona wróci czy nie. Staram się dbać o siebie - na tyle na ile daje radę.
Kiedyś kiedy słyszałem, ze to ja jestem winien - wpadałem w depresję, zamykałem się i szalałem z rozpaczy. Pytania: za co? dlaczego? wszak to ja mam powody ją obwiniać, a to nie ona to te cioty co sie koło niej kręcą są winni? i wiele innych idiotyzmów kłębiło sie pod kopułą.
Teraz kiedy usłyszałem podobny absurdalny zarzut - po chwili wściekłości zrobiło mi sie zwyczajnie żal kobiety, która zaczyna sama wierzyć w swoje kłamstwa, której jeszcze wydaje się, że robi to na mnie wrażenie.
sasanka napisał/a:
wybaczyłam w ciągu 3 sekund niemalże i problem zakopałam troszcząc się przez 3 lata coby broń Boże nie urazić pytaniami/wspomnieniami

U mnie to cwany zdradzacz po kolejnych rogach (o których jeszcze nie wiedziałem), kiedy chciała się wyprowadzić, badała mnie pytaniami - "co mi zarzucisz? nie chcę z tobą być i każdy sąd da mi rozwód. tamto? nikt już o tym nie pamięta - nikt nie potwierdzi."
A ja - cicho właśnie by nie urazić, broń Boże nie tupnąć nogą - bo sie wyprowadzi, nie przypomnieć tego co zrobiła - bo sie wyprowadzi, cicho - bo może faktycznie nikt nie potwierdzi.
I tak się wyprowadziła.
Gdyby nie Zuza i Ola - nigdy bym nie uwierzył, że ma nowego faceta!!! Nigdy bym nie znalazł dowodów, dzięki którym Sąd nie orzekł rozwodu z orzeczeniem mojej winy. Prawdopodobnie szukałbym do tej pory winy w sobie i czuł wstręt do siebie bo nie mogę jej wybaczyć, a to takie niechrześcijańskie.
Gdybym nie uświadomił sobie, że zawierzenie Bogu, modlitwa o uzdrowienie małżonka, nawet darzenie go dalej uczuciem nie wyklucza naszego działania i zaangażowania, słusznego sprzeciwu wobec jego niegodziwości - byłbym już na dnie.
Nie dajmy sie zwariować. To my zostaliśmy skrzywdzeni i mamy prawo być wściekli, mamy prawo być ostrożni i mamy prawo czuć, że samo przepraszam to za mało by kogoś na powrót przyjąć.
 
     
Mąż Zosi
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 14:03   

nałóg napisał/a:
Wygląda to tak jakbychory poszedł do szpitala,połozył sie na łóżku i gadał sobie z innym chorymi.A zalecenia lekarza,zlecone leki wyrżucał do kosza.Bo on sobie tylko przyszedł pogadać z chorymi


Trafiłeś w samo sedno. Ja też znalazłem to forum bo chciałem pogadać z innymi chorymi. Poczuć rodzaj "ulgi" że nie tylko mnie to trafiło. Na szczęście potem zacząłem mysleć i zabrałem sie za siebie. tak że obyło się bez lekarzy, leków, doradców. dzieki temu nikt nie wie o tym co przeszlismy. To bardzo ułatwia sprawę.

Chcę jeszcze zwrócić uwagę na jedną subtelność, Nie wiem nałóg czy się ze mna zgodzisz.
piszesz
nałóg napisał/a:
,że naprawę siebie trzeba zaczynac od siebie


Tę naprawę siebie powinniśmy robić wyłącznie dla siebie. dlatego że chcemy, dlatego że chcemy być lepsi dlatego ze chcemy być z siebie zadaowoleni. Nie róbmy tej naprawy z poczucia winy. Nie naprawiajmy siebie dla naszego zdradzacza z myslą że może zauwazy, doceni i wróci. Bo co jak mimo wszystko nie wróci albo nie doceni?

Zdrowy egoizm i wyzwolenie spod emocjonalnego wpływu małżonka. To jest lekarstwo.

pozdrawiam
Jarek
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 14:48   

Jarek,zgadzam sie z Tobą:'Tę naprawę siebie powinniśmy robić wyłącznie dla siebie. dlatego że chcemy, dlatego że chcemy być lepsi dlatego ze chcemy być z siebie zadaowoleni"

Od chwili wejścia na to forum...... jeszcze jako "alkoholik" pisałęm o tym.Zmieniać ,naprawiać siebie nalezy dla siebie,dla swojego kontaktu z Bogiem.Nigdz dla kogođ,nawet najbardyiej kochanego........ Bo drugi cyowiek ma prawo do swojej wizji życia..... zawiedzie nas i co????? w gruzach leży podstawa naszych zmian.Bo nie mamy wpływu na innego człowieka. Na siebie mamy.Pogoda ducha potrzebna jest nam....przede wszystkim nam....... drugi człowiek musi o ni azadbac sam........ pod wływem naszej pogody ducha.


Wito....... (mam nadziejęże sie nie obrazisz) czyli Twoja głupota.......bo napisałes:"A ja - cicho właśnie by nie urazić, broń Boże nie tupnąć nogą - bo sie wyprowadzi, nie przypomnieć tego co zrobiła - bo sie wyprowadzi, cicho - bo może faktycznie nikt nie potwierdzi.
I tak się wyprowadziła"

Ale dziś masz inną świadomość.......wtedy miałeś inną,człowiek nieświadomy grzechu nie ma grzechu.Byłeś nieświadomy Witek.Nie wiedziałeś jak sie posługiwać tymi narzedziami ,które gdzieś tam krażyły wokół Ciebie.
Witek............. to juz było......nie wrócisz,więc nie masz co rozpatrywać.Pamiętasz o starych błędach,ale nie zyjesz nimi,nie dokopujesz sobie.
Pogody Ducha Witek
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 15:13   

I spotkało się trzech facetów i zaczęło "nazwać" wreszcie to, co należało nazwać po imieniu. Streszczenie najważniejszych rzeczy w jednym wątku - konkretnie i bez rozdzierania szat - gorąco polecam forumowiczkom do przeczytania!
No, chłopaki, jestem pod wrażeniem :mrgreen:
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2008-05-02, 20:50   

Ola2 napisał/a:
I spotkało się trzech facetów i zaczęło "nazwać" wreszcie to, co należało nazwać po imieniu.


Toć przeca tytuł tego wątku "tylko dla facetów"
I se pogadali. I dogadali :-)
 
     
markow
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-16, 16:10   

Dziękuję za wsparcie modlitewne.

Dziękuję za życzenia. Dziś nasza rocznica ślubu.

Krótki raport:
8 sierpnia odbyła się druga sprawa. Żona nie zgadza się nawet na zawieszenie sprawy. Od strony prawnej przewaga po mojej stronie.

19 listopada termin trzeciej. Mój wniosek o badania w RODKu. Cel - wykazanie, że rozwód jest szkodliwy dla dzieci. Taktyka na przetrzymanie.

Mieszkamy nadal razem.

Złożyłem wniosek o rozdzielność majątkową z datą wsteczną (mam podstawy).

Rodzina mojej żony ... teść, teściowa, brat żony. Po tym co od nich zaznałem mam ochotę "wyrwać chwasty". I pewnie zrobiłbym to, gdyby kiedyś nie dotarło do mnie, że zła się nie wyrywa, bo odrośnie. Zło można przemienić w dobro. A więc Jezu przemieniaj! Przemieniaj i mnie!
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-09-16, 21:25   

darek1 napisał/a:
Bardzo potrzebny byłby w tym kierunku jakiś duży ruch, organizacja działająca przy kościele głosząca taką właśnie postawę i dająca wsparcie. Obecnie pozostając rozwiedzionym (nikt z nas nie może być pewny, że taka postawa gwarantuje ocalenie rodziny) jest się przez większość naszego społeczeństwa postrzeganym jako ktoś gorszy, dużo gorszy niż ten co wchodzi w związek niesakramentalny, a nie powinno tak być.
Darek

Darku, kiedy pisałeś te zdania w kwietniu, w tym samym momencie "tworzył się" właśnie RWS. Zapraszamy serdecznie: www.rws.kryzys.org - ruch ten nazywa się Ruchem Wiernych Serc i otrzymał błogosławieństwo w kilku diecezjach Polski od Arcybiskupów, a powstał we współpracy z redakcją "Miłujcie się".

Chwała Panu!

RWS jest częścią Dzieła Wiernej Miłości Małżeńskiej,
które zasięgiem obejmuje całą Polskę.
Jeszcze w tym roku Dzieło zawita u Ojca Świętego.
 
     
markow
[Usunięty]

Wysłany: 2009-01-31, 16:33   

2 lutego o 12.30 kolejna sprawa rozwodowa. Dzisiaj odrzuciłem propozycję rozwodu z winy mojej żony (dla przypomnienia to ja jestem przez nią pozwany jako winny rozpadowi).
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9