Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
pustynia
Autor Wiadomość
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-20, 10:13   pustynia

Nie zamierzałam pisać w świadectwach.....ale za sprawą pewnej osoby....piszę...
No bo cóż.... na zewnątrz wydaje się...bez zmian, nadal kryzys....
Pisałam tu na forum...już dawno o swojej sytuacji....jeszcze wtedy, kiedy nie wiedziałam o zdradzie mojego męża, która trwała dwa lata.

Od tamtego czasu dużo się u mnie zmieniło....tak wewnętrznie....napiszę krótko- cisza i noszę ją w sercu cały czas.... pustynia.....takie porównanie mi przychodzi do głowy.
Czuję, że w końcu odpuściłam i jestem zupełnie "goła" przed Panem.

Jasne, że jeszcze przychodzą różne niepotrzebne myśli, i obawy o przyszłość, i wspomnienia, i oskarżenia, nawet słuszne :roll: , ale tylko chwilka, a już cisza wskakuje na ich miejsce.....to takie niezwykłe, że nie da się o tym pisać.....
Czuje, że moje czoło jest gładsze, mniej już spięte....pomalutku robi się takie......słoneczne i jestem pewna, że przyjdzie też ogień i moc...... taka wewnętrzna do działania...
Już się nie szarpię, że coś powinnam a nie robię.....na wszystko przyjdzie czas...i na miłość do męża też....no bo.... jest pragnienie kochania go i na razie tyle musi wystarczyć.

Przeżyłam w minionym tygodniu lekki szok,( no nie taki lekki, bo miałam problemy ze snem) po przeczytaniu jego pamiętnika, z okresu zanim się poznaliśmy i początków naszej znajomości. Oczywiście nie zrobiłam tego wbrew jego woli, bo leżał na widoku i zawsze mówił, że jak chcę to mogę przeczytać, ale......zaznaczył...... nie będzie to miłe dla mnie , bo wiedziałam, że tam pisał listy do swojej byłej dziewczyny, poza tym były tam relację z różnych zdarzeń i jego odczuć....jak to w pamiętniku...
Przez 10 lat nie odważyłam się...ale teraz już tak....
Pierwsza moja myśl.....gdybym wcześniej to przeczytała nie wyszłabym za niego....
Nie chodzi tu o to, że kogoś miał przede mną....ale o jego wartości, których nie miał, o jego stosunek do ludzi, o niskie poczucie swojej wartości....
Była to jeden wielki rozpaczliwy krzyk o miłość....i tę miłość miała mu dać dziewczyna. Gołym okiem było widać, że chciał się od tej dziewczyny uzależnić, czerpać z niej siły, zrobić z niej Boga i ona też musiała się jemu podporządkować.
Nie było tak jakby chciał...pozostały głębokie rany, były jeszcze inne przygody, stał się cyniczny i zamknięty w sobie.
Niestety w tym właśnie momencie go poznałam....czułam, że coś jest u niego nie tak.
Zaprzeczał....i pewnie nawet nie wiedział, że cały czas miał maskę.....udawał, bo tak bardzo chciał, żebym mu nie uciekła...
W tym właśnie okresie był na dnie....a ja cóż....zauroczenie....taki miły.....spokojny i taki inny niż wszyscy.... standard po prostu....
Znowu myślę..... co ja z nim robię.....?????
Za moment jednak inna refleksja..... taki poraniony człowiek.........coś zrozumiałam...
Przeżywam to i jest to moim cierpieniem, że nic nie mogę zrobić dla niego...ale wszystko w rękach Pana przecież :-D

W tej chwili mąż właśnie wkurza się na dzieci...nie chcą jeść jak zwykle, ale czuję, że to przez moje pisanie tak się wkurza, bo widzi, że piszę do kogoś :roll:
Jego stosunek do mnie też troszkę się zmienił, coraz mniej jest niemiłych uwag, więcej czasu poświęca dzieciom.....ale zwykle jest cisza między nami, taka właśnie chłodna....
To tyle..... może to moje pisanie komuś się przyda....

pozdrawiam gorąco
a
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-20, 15:32   

Atamo....według mnie jesteś kolejnym przykładem na to ,że można.....mimo burz, żalu i tego całego bólu.....można....

Od tamtego czasu dużo się u mnie zmieniło....tak wewnętrznie....napiszę krótko- cisza i noszę ją w sercu cały czas.... pustynia.....takie porównanie mi przychodzi do głowy.
Czuję, że w końcu odpuściłam i jestem zupełnie "goła" przed Panem.


....mimo myśli, obaw i złych wspomnień......cisza....na wszystko przyjdzie czas.
Pieknie Atamo :-)
Ten pamietnik...tyle czasu leżał na wierzchu, a Ty się nie odważyłaś.....mimo że dawał sygnały (jak chcesz możesz przeczytać). Dlaczego akurat teraz??? Może to wcale nie przypadek?
Przez tyle lat nic ....moze KTOŚ uznał,że przyszedł ten czas, że jesteś gotowa?
Myśle sobie,że gdybyś dorwała go wczesniej....kto wie, może kopłabyś w zadek i z domu wywaliła?
Teraz...Twoja dzisiejsza interpretacja.... taki poraniony człowiek...... jejku aż mi ciarki przeszły.

Własnie.....tak z drugiej strony...... czy to nie było wołanie o pomoc? Jestem taki beznadziejny, niskie poczucie wartosci....niech mnie ktos uratuje,zmieni moje horyzonty, niech mi ktos w końcu powie.... jestes ok.
To jak rozpaczliwy krzyk o miłośc....ciągła ucieczka, szukanie......w końcu dno.
Potwornie bezradny i zagubiony człowiek!.
Atamo....czytałaś pewnie o sensie cierpienia....początkowo ni w ząb, nie dociera, bo jak?, dlaczego?....i dopiero z perspektywy czasu,kiedy juz cisza i spokój dostrzegamy jakiś sens.
Może to własnie ten czas???
Pozdrawiam goraco :-)
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-20, 16:12   

A może i tak Atamo....gdy już wreszcie cisza w nas i spokój, dostrzegamy drugiego człowiaka. I jaki On inny od tego , co o Nim myślimy....jaki biedny sie okazuje i bezradny...jaki poraniony! A my widzimy częśto, że to drań i ten który rani .
A rani, bo poraniony ! Biedny, zagubiony człowiek ! Szuka dla siebie ratunku, chce sie wydostać z dna swojej rozpaczy, zagubienia....nie potrafi inaczej....rani innych. Całe Jego życie, to rany do Niego i od Niego !
Atamo, Ty już wiesz co robić ! To Ty w Waszym małżeńswie dostałaś łaske widzenia tego co złe i łaskę i pewnie siłę walki o Was, naprawy związku. Oparłaś sie na Bogu i czekasz.....On Cię poproadzi, postawi ludzi = pomocników. Trwaj w pokoju Pana i On niech Was poprowadzi !! Życzę Ci dużo wiary, nadzei i milości !

Piszesz, że mąż się denerwuje, bo dzieci JAK ZWYKLE nie chcą jesć ! Nie przgap tego faktu !! Co się dzieje z dziećmi, że nie chcą jeść....to ważne !!
Dzieci sa obrazem tego, co dzieje sie w domu...są delegatami problemu...i One wołając o pomoc....pokazują swoim zachowaniem, że cos nie tak . Szukaj pomocy, skonsultuj to ze spacjalistą ! Ten problem niejedzenia...to nie przelewki. Pozdro !! EL.
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-21, 08:31   

Tak dziewczyny....jest poraniony, wierzy tylko sobie....a wśród przyjaciół, znajomych czy w rodzinie nie ma żadnych autorytetów....przynajmniej nic o tym nie wiem....
Zapytałam jego mamę....czy jest ktoś taki, ona też nie wie.....
Żyje sobie tak i jest "dzielny", wkłada te swoje maski i myśli, że właśnie taki jest.
Mogę się mylić, ale po przeczytaniu tego pamiętnika potwierdziły się moje przypuszczenia, jest w gorszym stanie niż myślałam, gorszym niż 10 lat temu.
Wtedy jeszcze próbował coś zmieniać w sobie, miał marzenia, a że liczył tylko na siebie, nic z tego nie wychodziło, a potem to już tylko równia pochyła w dół.....
Potem jeszcze małżeńskie problemy....tego już nie wytrzymał....

lena napisał/a:
Atamo....czytałaś pewnie o sensie cierpienia....początkowo ni w ząb, nie dociera, bo jak?, dlaczego?....i dopiero z perspektywy czasu,kiedy juz cisza i spokój dostrzegamy jakiś sens.
Może to własnie ten czas???


Lena...właśnie, nawet się cieszę, bo to cierpienie mogę ofiarować w intencji mojego męża, a więc, to już nie samo cierpienie...to już radość i cierpienie :-D

El tak mamy problem z jedzeniem, a przyczyna jest prosta....dzieci były zmuszane przez męża do jedzenia...szczególnie starszy.
Długo z tym walczyłam...i sama tłumaczyłam i nasz pediatra delikatnie sugerował, jego mama.....Nie....nic to nie dało, bo przecież muszą jeść....!!!
Zresztą...temat jedzenia to taki temat zastępczy, wszystko sprowadzało się do tego.
Pewnie też takie reakcje męża spowodowane były naszymi małżeńskimi problemami.
Starszy jest teraz w lepszej sytuacji, bo raczej wszystko mu smakuje, gorzej z młodszym...
Już nie jest tak ostro w tym temacie jak kiedyś....właśnie od czasu, kiedy jesteśmy w ostrym kryzysie.

Pustyni ciąg dalszy....
I wcale nie chcę rezygnować :-D

pozdrawiam gorąco
dobrze, że jesteście...
a
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-21, 09:39   

Byc może Atamo, jedzenie czy nie jedzenie dzieci było jedynym tematem, kiedy dzieci widziały, że tato razem z mama a mama razem z tata...byc może tylko wtedy widziały Was razem...a podświadomie dzieci cchą, żeby mama z tata byli razem, rozmawiali itp.
Byc może tez tylko wtedy dzieci dostawały zainteresowanie ojca nimi ????
Albo zainteresowanie obojaga rodziców razem nimi - dziecmi ? Może tylko wtedy byliście zawsze wszyscy razem...gdy pora jedzenia, czy nie jedzenia ? Wtedy też być może...tylko w tym jednym przypadku rodzice współpracowanli ze sobą....i w żadnym innym nie było jedności między Wami ?
To duży problem i zmuszanie dzieci tylko nasili problem ! Ech..Ty to wszystko wiesz !

Atamo...a co do męża...hm..może Mu tę maske ściągnąć ? Powoedziec o maskach, powiedziec jak Ty to widzisz...zaproponowac pomoc ? Wiesz..w takich maskać to traci sie w końcu swoja tożsamość...można oszalec bez tożsamosci ....Kim jest Twój mąż...a kim chce być ...czy Mu to wyjdzie , to chcecnie bycie kim innym nic jest ....
No..masz niełatwy orzech do rozgryzienia....ale Ty juz wiesz...juz Pan Cię prowadzi i niech Cie = Was blogoławi !! EL.
 
     
Anuszka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-21, 11:51   

Atama-pustynia mowisz:))) A prawdopdobnie wtedy silnie dziala Bog. I choc wydawac by sie moglo, ze to zawieszenie, to prawdopodobnie spywaja w tym momencie najwieksze laski na Was. Tak slyszalam- w momencie pustyni trudno to chwycic. A pamietnik Twojego meza jakos tak uzmyslowil mi byc moze problem mojego-choc on pamietnikow nie prowadzi. Szkoda, ze ten moj nie rozroznia tego co czuje, co sie z nim dzieje. Nie potrafi tego nazwac. Po prostu nalog niszczy mu wszystko.
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-21, 12:21   

El problemu jedzenia czy nie jedzenia dzieci już z mężem od dawna nie poruszam, nie ma sensu, a skutek odwrotny....
Chyba musiałabym użyć jakiś drastycznych środków...a do czego to doprowadzi...?
Zresztą jak pisałam jest już nieco lepiej...

EL. napisał/a:
Atamo...a co do męża...hm..może Mu tę maske ściągnąć ? Powoedziec o maskach, powiedziec jak Ty to widzisz...zaproponowac pomoc ? Wiesz..w takich maskać to traci sie w końcu swoja tożsamość...można oszalec bez tożsamosci ....Kim jest Twój mąż...a kim chce być ...czy Mu to wyjdzie , to chcecnie bycie kim innym nic jest ....
No..masz niełatwy orzech do rozgryzienia....ale Ty juz wiesz...juz Pan Cię prowadzi i niech Cie = Was blogoławi !! EL.


El, mój mąż jest człowiekiem, który potrafi się "przyzwyczaić" i tak sobie wiele rzeczy, przykrych rzeczy tłumaczy...."przyzwyczaiłem się", no bo jest "twardzielem" a to w nim rośnie i rośnie, a potem wybucha z byle powodu w stronę dzieci lub moją...
Myślę.....że jeszcze te wrzaski....chronią go przed szaleństwem.....tyle, że jest ich(tych wrzasków) coraz mniej...
Czasem myślę....może ona go pociesza...? Twierdzi, że się z nią nie spotyka, ale ponieważ z nią pracuje (pracują w innych pokojach tej samej firmy) i łączą ich obowiązki służbowe to zawsze mogą zamienić choćby parę słów. Tym bardziej, że ona rozwiodła się ze swoim mężem po roku małżeństwa z powodu mojego męża i choćby dlatego może walczyć o niego
Masz rację El ściągnięcie tej maski "twardziela" przydałoby się.....a jak to ma wyglądać..?
Czy ja mam go demaskować..? W jaki sposób..? Kiedy? Czy on jest w stanie przyjąć cokolwiek ode mnie, a tym bardziej jakieś moje uwagi co do jego tożsamości....?
Odpowiem NIE WIEM.
Taka myśl jeszcze tłucze mi się po głowie.....musiałabym to robić z WIELKĄ MIŁOŚCIĄ...

ściskam
a
 
     
Anuszka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-21, 12:26   

Atama bardzo mi przykro. Powiedz mi , jezeli mozesz oczywiscie i chcesz.....Ona sie rozwiodla z powodu Twojego meza ze swoim mezem. A czy Twoj maz dazy do rozwodu???? Chce z nia byc, czy mu uklad taki, jaki jest wystarcza, tzn. ona gdzies na boku. Ty w domu....????
Pozdrawiam.
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-21, 12:26   

Anuszka napisał/a:
Atama-pustynia mowisz:))) A prawdopdobnie wtedy silnie dziala Bog. I choc wydawac by sie moglo, ze to zawieszenie, to prawdopodobnie spywaja w tym momencie najwieksze laski na Was.


:-D
Anuszka....... i w Twojej sytuacji ta pustynia ma rację bytu. Łaska płynie niezależnie od uczuć Twojego męża....i mojego i każdego.....

[ Dodano: 2008-04-21, 13:29 ]
Anuszka póżniej napiszę, bo muszę z dziećmi do lekarza
:-D
Pisałyśmy równocześnie

[ Dodano: 2008-04-21, 16:52 ]
Tak Anuszka ona rozwiodła się ze swoim mężem z powodu mojego....no niby taka zakochana....
Wiem to od mojego męża, ale nie wiem co ona o tym myśli....bo nie rozmawiałam....
A on był wyrażnie z tego podboju dumny.....
Nawet nie musiał jej nigdzie szukać.....po prostu sama przyszła...no bo w pracy.

Anuszka napisał/a:
A czy Twoj maz dazy do rozwodu????


Chciał odejść jak wszystko wyszło na jaw....ja mówię odejdż jak nie możesz inaczej, ale decyzję pozostawiłam jemu, przy czym powiedziałam, że kocham, ale jestem bardzo poraniona i tej miłości teraz nie widać...i jakby został to nie wiem kiedy mogłoby się coś zmienić między nami...może za następne 10 lat...., więc jak mu się już nie chce.... to niech odchodzi...Największym problemem dla niego okazały się dzieci...nie chciał ich zostawiać....nawet łzy były(obserwowałam pierwszy raz to zjawisko)
Jeżeli chodzi o mnie to już "nie pamięta"co nas łączyło,pomyłka, wypaliło się, nigdy fajnie się nie rozmawiało tak jak z tamtą, brak wspólnych zainteresowań...... normalnie standard.....
I tak się zastanawiał jakiś miesiąc.....no i tak pytałam po raz kolejny jaka jest jego decyzja, a on na to...."nie widzisz, że zostałem"...? :shock:
Większości warunków jakie postawiłam, jeżeli chce być z nami...nie spełnił.....a mi nie starczyło odwagi, żeby być konsekwentną ze względu na dzieci...

Jedyne, co zrobił ze swojej strony...to obiecał, że nie będzie się z nią spotykał :shock: (w pracy jestem pewna..... widzi się z nią codziennie choćby służbowo)
Tak naprawdę to nie wiem jak to wszystko wygląda i nie mam żadnych podstaw, żeby mu wierzyć....
Jeżeli będzie chciał nadal mnie zdradzać...nawet psychicznie to będzie zdradzał...nie mam możliwości sprawdzić i nawet się nie staram, bo potrafi dobrze się maskować.
Mogłabym wynająć detektywa...ale to chyba duża kasa....i nie myślałam o tym poważnie, a z drugiej strony zależy mi na tej wiedzy...bo nie chcę żyć w zakłamaniu....na to się nie zgadzam!!!!!
Na razie obserwuję jego zachowanie, nie zamykam go w domu, a jak wychodzi to mówi gdzie, a mi pozostaje wierzyć....i chyba wierzę coraz bardziej...
Ma ostatnio problemy z sercem(wada wrodzona, czyli nie przeze mnie :shock: ), więc myślę, że choćby to....może go powstrzymywać od podwójnego życia...może być i tak, że ona działa na niego "kojąco" :evil:
Acha...do tej pory nie wyraził chęci na odbudowę naszego małżeństwa, twierdzi, że nie wierzy, że ja się zmienię :roll: , ale to też norma u zdradzaczy...a może KIEDYŚ zdecyduję się na wspólną terapię, ale teraz nie chce, bo nie będzie się "kłócił przy obcych ludziach"
No mimo wszystko tchnie to trochę optymizmem ;-)

No i znów się rozpisałam... :oops:

pozdrawiam
a
 
     
Anuszka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-22, 06:43   

Dobrze, ze sie rozpisalas. Mowia, ze faceci sa wygodni, gdyby chcial zwinalby manele i poszedlby do tamtej. Widocznie nie chce. Wiesz co? Ja moge zrozumiec jeszcze uzaleznienie, ze to choroba, ze nie mozna sobie z tym poradzic, caly ten system zaklaman itd. Ale nie pojmuje zdrady ( strony zdradzajacej) i potem zostawania przy zdradzonej partnerce. Poza tym, kiedy uzaleznienie bardzo dokucza czlonkom rodziny, bo uzalezniony jest trudny, zaklamany, pokrecony jak swinski ogon, nigdy nie jest sie pewnym co bedzie za minute, i to wszystko meczy, wykancza. Tak zdrada poniza bardzo zdradzonego-rzuca do parteru. I bardzo sie boje akurat zdrady meza......nie wiem, nie mam pojecia co by bylo gdyby-ja bym chyba wtedy poraniona na maxa, zabrala mala i sie wyprowadzila. Ojciec zdradzal mame.
Trzymaj sie Atama:)))

[ Dodano: 2008-04-22, 07:51 ]
Dodam jeszcze, chcialam to napisac, ale umknelo mi. Obserwuje swojego meza. Do stwierdzen typu, ze zdradzil-nastapil taki fakt, nie mam przeslanek. Nie daje powodow. Dom praca, praca dom.....jezeli wychodzimy to z reguly razem. Ale znowu jezeli chodzi o psychiczna zdrade, emocjonalna, myslna to podejrzewam, ze nie raz cos takiego mialo miejsce. Narkotyki myla pojecia, fakty, wyprowadzaja w las sumienie. I musze sie przyznac, ze ta jego psychiczna ( nie wiem, jak to nazwac- "duchowa" ?- zdrada) meczy mnie. Nazwijmy to tak: nieczystosc jego, mnie meczy.
Pozdrawiam:))))
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-22, 09:00   

Anuszka...dlaczego zdradza...?, bo kryzys.......a faceci najczęściej uciekają od problemów.
Jedni w zdradę, inni w narkotyki, alkohol, czy internetowe przygody.....
Czasem narkoman szybciej dozna wstrząsu...sięgnie dna, niż taki porządny obywatel, który zdradza.....Ten co zdradza ma zawsze w zanadrzu tysiąc usprawiedliwień swojej zdrady:
bo żona niedobra...
bo to pomyłka była...
bo nie będzie z nią na siłę...
bo się wypaliło....
a on taki zakochany...
blebleeeee.....
Narkoman czy pijak....jeżeli doświadczy konsekwencji swojego nałogu, to jest szansa, że szybciej się opamięta...ale i tak nie ma żadnej reguły...
Ty musisz odciąć się od jego ćpania...wiem, że to trudne, a Nałóg już wiele razy pisał na ten temat...
Mój mąż też musiał w końcu uznać, że to co mi zrobił to świństwo w czystej postaci :evil: ale uznał to dopiero po dwóch latach zdrady (fizycznie rok i pół)
Dużo to go kosztowało(mnie też)....więc jest nadzieja, że nie będzie się bawił w zdrady....
Uznał swój błąd, a teraz jest na etapie...bo....patrz wyżej.
Generalnie jest "twardzielem", nie pali, nie pije, za to lubi oglądać mocne filmy sensacyjne hihihihiii
Ta maska....myślę, że to taka zależność jeszcze z dzieciństwa.."ojciec pił, a ja nigdy nie będę......bo twardziel jestem", a do tego dochodzi póżniej zawiedziona miłość, wrodzona nieśmiałość i wrażliwość, kompleksy, lęk przed samotnością....

Anuszko...Twój lęk przed zdradą...?
Tylko czy narkoman może kochać...?
Tego to ja nie wiem....
Tym bardziej, że tak zwany trzeżwy też myli motylki w brzuchu z miłością.....

Wszystko i wszyscy podlegamy różnym wpływom, poprzez naszą przeszłość, zranienia, a nawet to, co przeżyła nasza babcia.....nigdy nie mieliśmy czystego konta, stąd nasze trudności w byciu w małżeństwie i w ogóle grzech.....no i stąd moja

pustynia

i wielkie pragnienie....MIłOŚCI

i ciągła zależność jedynie od takiej.....MIŁOŚCI

chcę być w ciągu....... :mrgreen:


Pozdrawiam cieplutko
a
Ostatnio zmieniony przez atama 2008-04-22, 11:43, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Anuszka
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-22, 10:41   

Moj, czy mnie kocha???? Coraz bardziej utwierdzam sie w przekonaniu, ze nie. Na pewno nie kocha. Nie jest dla mnie oparciem, wsparciem. On sie boi tylko byc sam, ze soba. Wiec gdyby mnie zabraklo, kto wie szukal by kogos kto by przy nim byl.
 
     
atama
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-22, 11:42   

Anuszko nie myśl już o tym czy kocha czy nie, bo to znów powoduje, że Twoje myśli krążą wokół niego i to te niedobre jak sądzę, ale to z własnego doświadczenia....
Też mam mocne podstawy, żeby twierdzić, że mój mąż mnie nie kocha....mało tego, sama zastanawiam się czy kocham własnego męża...., ale te myśli już nie budzą we mnie popłochu....
Wiem, że to trudne i te myśli będą jeszcze wracać...a mogą być to straszne myśli, wiem coś o tym.....
Mogę Ci jedynie powiedzieć jak było u mnie....po prostu się poddałam....całkowicie oddałam swoją własną nędze..... i mam taki zakątek gdzieś na dnie.....gdzie jest cisza......... i ON, choć wiele rzeczy się dzieje wokół mnie i przeżywam zwykłe codzienne sprawy, i dobre i złe emocje.....to miejsce, ta pustynia ciągle trwa.....

Anuszko jesteśmy zbudowani z pragnień...nasza tożsamość to pragnienia...
Sama nie wiem czemu o tym piszę..............może dlatego, że wielkie pragnienie zaprowadziło mnie na pustynie??
Wiesz co??? Było też tak, że już NIC nie chciałam...i od siebie i od nikogo, ale to też potrzebne było...
Może warto zadać takie pytanie....czego tak naprawdę pragnę, na samym dnie swojej duszy.....

Pozdrawiam
a

[ Dodano: 2008-04-22, 12:54 ]
Dodam coś jeszcze....bo do tej pory mam ubaw....
Otóż miałam sen.....szczegółów nie pamiętam...
Mąż w roli głównej, jesteśmy jeszcze przed ślubem i ma miejsce jakiś przekręt ze strony mojego przyszłego męża.....
Podchodzi jakiś "napakowany" facet ( mój sprzymierzeniec, przyjaciel) i pięścią przywala mu w twarz, w prawy policzek, bardzo mocno i bardzo słusznie :mrgreen:
Ciekawe jest to, że moment przywalania pamiętam bardzo dobrze... :mrgreen:

Wyszło moje prawdziwe ja.....??? :roll:
:mrgreen:
 
     
ekola
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-22, 13:23   

Atama, dziękuje Ci że to napisałaś...
Bo okazało się, ze te myśli, ta "nędza" - to się zdarza, to trzeba przejść i zaakceptować jako część siebie... A ja właśnie teraz przechodzę.
Więc jakbym zyskała taką malutką nadzieję, że nie jestem jeszcze taka zła, że ten zły czas, czas najczarniejszych myśli jest do czegoś potrzebny. I że Pan i tak ze mną tam będzie. Tylko ON... i ja.
Tylko przy tej huśtawce myśli - która "ja" jest prawdziwa? No i własnie - czego ta "ja" tak naprawdę pragnie?

Pozdrawiam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9