Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Odbudowywanie
Autor Wiadomość
agnes
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-26, 23:35   

Dziękuję za wszystkie słowa,także za te mocne bo i one sa mi potrzebne.
Jacku,ja wiem co mam robic,czego chcę i jestem tego pewna.Jeśli w którymś momencie zaczynam gdybac to tylko dlatego że poprostu cholernie sie boję!.Ze któregos razu znowu poczuje zaciskającą się rękę na swojej szyi i nie będę mogła nic zrobic...
Tę bezsilność i upokorzenie rozumie tylko ta która to przeżyła.Cóz dziwnego że gdy to wspomnę zaczynam gdybac?
Tak,to ja żyłam 1,5 roku z innym facetem,planowałam z nim slub,byłam nawet jego narzeczona,nosze jego dziecko.Wiem co niektórzy z Was o mnie myslą i nie chcę się usprawiedliwiac.
Chcę tylko w skrócie napisac DLACZEGO
Rękoczyny od samego poczatku,a nawet wcześniej....Juz tydzien przed slubem pobił mnie w pijackim amoku.Było to tym bardziej potworne że miałam pod sercem nasze dziecko(głupia byłam że nie odwołałam slubu,moim zdaniem podważa to jego ważnośc)
Powtarzało się to wiele razy.Pomimo moich próśb żeby nie pił,skoro tak reaguje na alkohol.Zadnego skutku.
Z powodu tego zachowania odeszłam niedługo po urodzeniu pierwszego dziecka do rodziców.Nie było mnie 8 miesięcy,zyłam wtedy sama zajmując się dzieckiem i studiując.Wkońcu posklejałam małżenstwo-dzia myślę ze cudem bo on juz wtedy upierał się przy rozwodzie.
Kolejne 2 lata.Względny spokój choc nadal zdarzały się pijackie awantury,ale ja
dosłownie chodziłam na palcach żeby nie dac najmnieszego powodu do kłótni.Co tym zyskałam?Coraz większy brak szacunku z jego strony.Zaczęło się poniżanie,dręczenie psychiczne,wyzwiska-to juz zupełnie na trzeżwo.
Któregos razu uderzył mnie przy swoich rodzicach.Powtórzył to jeszcze drugi,trzeci raz-a to przy bracie,a to przy tesciowej.Nie musze chyba pisac o swoim upokorzeniu,tamci udając że nic się nie dzieje nie wtrącali się.
Druga moja ciąża-dalej powtarzajace sie szarpanie,duszenie i cholernie niebezpieczne dla dziecka popchnięcia przy których upadałam na ziemie.
Gdy wróciłam z córcia ze szpitala urządził "pępkowe" upijając się do nieprzytomności.Znów rękoczyny-trzy dni po moim porodzie!!!
Nie wytrzymałam,znów wyprowadziłam się do mamy.Wróciłam dopiero gdy córcia miała pól roku.Tak jak i pierwszym razem nie było mowy o innym mężczyznie.
Następne 3 lata-nieduża poprawa.Nie szanował mnie juz wogóle,byłam służaca i niańka do dzieci.Potrafił obrazic przy znajomych,rodzinie.Jeden z przykładów-"Agnieszka,nie odzywaj sie bo h... wiesz'.PRZY STOLE WIGILIJNYM.
W końcu bałam się przychodzic do firmy bo nie wiedziałam czy nie wyskoczy z czyms przy ludziach.Czesto wtedy mówił o rozwodzie-ze nikt nie ma takiego beznadziejnej zony,że jest ze mna wyłącznie dla dzieci,żebym znalazła sobie jakiegos "frajera" i dała mu spokój.
Rękoczyny dalej obecne,a jakże.W trakcie największej awantury jaka pamiętam(tej własnie kiedy w koncu zareagowała tesciowa) .Biegał za mna wołając "zabiję cie k....
' i próbując rozwalic mi głowe o płytki w łazience.Przysięgam,nigdy w zyciu sie tak nie bałam.Jak sobie przypomne płacz córki i to jak sie trzesła ze strachu to mi słabo.
Było to 5 miesiecy przed jego wyjazdem do Hiszpanii.W tym czasie wszystkie pieniądze jakie zarabialismy wpłacał na konto jakiejs babki w Hiszpanii-była to łacznie duża kwota,ok 100 tysiecy i do dzis dokładnie nie wiem na co była przeznaczona.
Ostatnia wspólna impreza u znajomych-chciał mi wlać publicznie."Agnieszka zamknij sie bo jak ci przy... przy ludziach to sie nauczysz rozumu"...
Ostatni tydzien przed wyjazdem pił w trupa codziennie,żegnajac sie z kolegami.Na szczescie juz mnie nie bił bo nie był w stanie.
Wyjechał,zapominajac mi powiedziec ze mam 30 tys długu.Zaczeły sie telefony,pisma z rozmaitych firm,nekał mnie komornik.Dzwoniłam ,płakałam,prosiłam o wyjaśnienia,o rady co mam robic.Słyszałam pogardliwe słowa,wyzwiska i to że do niczego się nie nadaje. .Któregos razu powiedział że chce rozwodu bo sie wypalił.
Najpotworniejsze co mi wtedy zrobił to czyszczenie bez słowa mojego konta na którym trzymałam pieniadze przeznaczone na spłate długów no i na nasze utrzymanie.Nie odpowiadał na moje maile,,nie odbierał telefonów,po kilka razy dziennie sprawdzając konto.
No i wtedy własnie pojawił sie Jacek-dobry,cierpliwy,pomocny na każdym kroku.Mąż milczał od jakiegos miesiąca(znajomi sugerowali ze poprostu uciekł),ja w opłakanym stanie.
Szatan nie mógł nie wykorzystac takiej okazji.
Pisałam mężowi ze ktos sie koło mnie kręci,że nie mam siły-nic,zero odzewu.Wtedy uznałam ze nie ma o co walczyć no i przestałam się opierać.
Po dwóch miesiącach nie mieszkałam juz w domu a w wynajetym mieszkaniu-wiadomo dlaczego.Mąz w tym czasie wrócił do Polski-po rozwód.Z miejsca złozył pozew nawet ze mna nie rozmawiajac.Po powrocie napisał smsa do Jacka(znał go bo pracował dla jego firmy)"Zrobiłes mi przysługę,dzięki stary".W czasie od jego powrotu do rozwodu nie kontaktowalismy sie,sporadycznie brał dzieci,wiem tylko(opowiadał mi o tym niedawno) ze zaliczył w tym czasie dziesiatki panienek i wypił morze wódki "ciesząc się zyciem".Po niecałym roku byliśmy juz po rozwodzie,po nastepnych paru miesiacach zaszłam w ciążę.No i dalszy ciąg historii juz znacie.
Nie wiem po co to wszystko napisałam-moze po to by usprawiedliwic swoje gdybanie...I po to by pokazac co doprowadziło mnie do tego desperackiego kroku..
Nie tłumacze sie.Wiem ze wtedy mogłam wyprowadzic sie,zrobic cokolwiek tylko nie rzucac sie w ramiona innego..Nie wiem co by dziś było,pewnie nie miałabym w brzuchu dziecka i nie spała bym koło-tak,obcego faceta.Rewelacyjny człowiek,wychowujący moje dzieci jak swoje,znoszący cierpliwie moje humory i złe dni,spełniający zachcianki,zapewniający spokojne,dostatnie zycie..Ale on nigdy nie bedzie moim mężem i myślę ze nie dam rady go pokochać.Swięta racja że się męcze i będe sie męczyła coraz bardziej-ten związek nie ma szans,już wiem to napewno.
Myślę o psychologu albo jakiejs terapii,ciekawe czy mąż się zgodzi jakby co.
Aha,naprawdę bardzo doceniam że on znowu chce ze mna byc.
Przepraszam za kolejny długi wpis:o)
Pozdrawiam
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 06:03   

Wiesz, póki nie ma dzieciaczka na swiecie - proponowałabym Ci jakąś terapię z mężem lub, po prostu, idź z nim do psychologa. Po tym, co napisałaś, ja zaczęłam zastanawiać się, czy to, co robi Twój mąż to nie jest realizacja jego planu. Czy on może robić to z premedytacją? Czy może przyjąć Cię a potem powiedzieć "żegnaj", nie będziesz nigdy szczęśliwa? Sama na to pytanie odpowiedz.
 
     
Kari
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 09:58   

Agnes!
Twoje dzieje są naprawdę straszne. Nie potrafię uwierzyć w tak radykalną zmianę na lepsze Twojego męża, choć cuda się zdarzają. Poszukaj sobie w internecie wiadomości o przemocy np. www.niebieskalinia.pl i poczytaj o ofiarach i sprawcach. Ja bym sugerowała, że ta obecna poprawa to może być tzw. faza "miodowego miesiąca" w cyklu przemocy, a ponieważ ona może trwać dowolnie długo, więc Tobie się wydaje, że mąż się zmienił. A potem może być znowu narastanie napięcia i kolejny wybuch przemocy. Teraz trwa usypianie Twojej czujności, a to może być dla Ciebie i dzieci niebezpieczne. Zaakceptowanie cudzego dziecka jest dla niejednego mężczyzny problemem. Dzieci jak wiesz bywają różne, każde nawet najspokojniejsze dziecko potrafi wyprowadzić własnych rodziców z równowagi i dobrze jeśli rodzice potrafią pohamować emocje i nie zrobić dziecku krzywdy. Po tym, co napisałaś jest duże prawdopodobieństwo, , że Twój mąż wyprowadzony z równowagi, nie bedzie umiał się opanować, a może nawet nie będzie chciał, zwłaszcza, że to nie jego dziecko i wolę nie myśleć co wtedy zrobi, a chyba nikt z nas nie chce usłyszeć o Was w telewizyjnych wiadomościach.
Agnes! Myślę, że dla Ciebie jedyne na razie wyjście to znalezienie osobnego mieszkania, i rozpoczęcie w nim życia samej z dziećmi. Trzeba zadbać o stronę materialną, żebyś miała z czego żyć. Trzeba zadbać o duszę , a więc spowiedź, komunia św. Jednocześnie zapewnić ojcu Twojego nienarodzonego dziecka autentyczną możliwość wychowywania dziecka i częstego się z nim spotykania. Natomiast męża trzymać na sensowną odległość i obserwować. Jeśli naprawdę nagle kocha, i się zmienił, nawrócił to niech poczeka, ja naprawdę bym się bała czy to nie podstęp, zemsta itd. A ty obserwuj, pogadaj z jego rodziną i ze swoją też, jak oni to widzą. Z drugiej strony zbadałabym sprawę ważności Twojego związku i to koniecznie, bo z boku stojąc wydaje mi się, że optymalnie byłoby, gdyby stwierdzono nieważność i mogłabyś poślubić Twijego obecnego "partnera" (przepraszam za szczerość). Weź pod uwagę, że Twoje spojrzenie i uczucia nie są w tej chwili obiektywne, ofiara jest uzależniona psychicznie od sprawcy, choć złapałaś oddech w nowym związku, to uzależnienie wciąż w Tobie jest, więc koniecznie psycholog dla Ciebie, terapia i to intensywna, a Twój mąż oczywiście też bo bez tego ani rusz. i trzeba dać sobie duzo czasu i Wam wszystkim. Z obecnym partnerem dużo rozmów, nie pal mostów, jak jest wierzący to argument o grzechu cięzkim powinien przemawiać, i przede wszystkim modlitwa. zaangażuj do tej modlitwy kogo tylko możesz, łącznie z róznymi zamnkniętymi zakonami, bo Bóg wszystko może, a On tylko wie jak to ma być. Pozdrawiam serdecznie.
 
     
Ada
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 10:57   

AGNES Ty sie opanuj zacznij się leczyć .

Idź do psychiatry bo sama masz problemy z sobą.
Jak można nawet pomyśleć o powrocie do kata.
Ty lecz swoje uzależnienie od przemocy.

Masz teraz dobrego człowieka obok siebie zamiast go szanować i docenić , że Ci pomógł kiedy byłaś na dnie to mu się TAK odpłacasz.
Zachciewa Ci sie motylków w brzuchu widocznie je miałaś kiedy byłaś zbita skopana skrwawiona przez męża...) no bo za czym Ty do niego tęsknisz?
Tylko mi nie mów , że jeszcze go po czymś takim -kochasz.

Za czym Ty tęsknisz za tym aby Twoja córka znów oglądała Ciebie bitą.
Jak mogłaś pozwolić coś takiego dać jej oglądać.
Jesteś nieodpowiedzialną matką powinnaś choć mieć troszkę wyobraźni.

Taki człowiek jak Twój mąż nigdy się nie zmieni to sadysta. Do końca swojego życia będzie w nim żyła agresja nawet mu leczenie nie pomoże.


Przeczytaj 10 razy co napisała Ci Kari!!!

Ja jestem mocno poruszona Twoim postem bo mówiąc szczerze miałam w rodzinie kobietę , która miała podobne przeżycia do Twoich. Wracali do siebie przez około 15 lat kilkakrotnie. Ciągle ja katował nie słuchała rodziny nie słuchała dzieci całkowicie zatraciła
Po miesiącach sielanki zakatował ją na oczach dzieci.


Agnes Ty całkowicie zatraciłaś instynkt samozachowawczy.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 11:52   

Bałam się, że nikt rozsądny nie odezwie się do Agnes. Na szczęście pomyliłam się.
Agnes, Agnes, Agnes... wracasz nie do sakramentalnego małżonka, ale do "uśpionego" kata. Nie piszę, że masz być z Jackiem, ale, tak jak dziewczyny, uważam, że po okresie bycia ofiarą, zatraciłaś instynkt samozachowawczy.
Pozdrawiam i ogromnie współczuję
 
     
agnes
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 12:28   

Ada,masz duzo racji ale twoje słowa sprawiły mi przykrość.Nerwy mam na wierzchu i naprawde ostatnie czego teraz potrzebuje to wytykanie mi że jestem nieodpowiedzialną matka,że potrzebuje psychiatry(psychologa moze tak,sama o tym myśle) i inne podobne.
Myślę że na tym forum nie powinny padac takie słowa.
Nie wiem czy jesteś wierząca ale niektórym może przeszkadzać życie w grzechu i ze mna tak własnie jest.


Kari ja narazie wspólnego mieszkania nie brałam pod uwage.Planowałam wyprowadzić sie,życ sama,przystepowac do sakramentów i ostrożnie,z pomoca specjalistyczna składac małżenstwo.
Oczywiście bardzo sie boje o dziecko które urodze,min dlatego narazie wspólne mieszkanie odpada.
Jego na terapie i do spowiedzi bo bez tego ani rusz.
Co do ważności małżeństwa to pozostaje jeszcze inna poważna kwestia-mianowicie to że zostało ono zawarte pod przymusem ze strony mojej rodziny.Byłam w ciąży,młoda,nie umiałam sie sprzeciwic matce która uparła sie na natychmiastowy slub DLA LUDZI(oczywiście kościelny).Zreszta kochałam go i chciałam slubu ale nie natychmiast.On uległ tylko pod grozbami mojej matki-"zrobiłes dziecko to sie żeń"!.Próbował stanac na wysokosci zadania ale do dzis znajomi opowiadaja mi jak bardzo tego nie chciał.
Myslałam o uniewaznieniu slubu ale teraz sama nie wiem co robic,zreszta nie mam na to w tej chwili siły:((
Tak to juz jest że kobieta która odejdzie od męża(nawet od takiego jak mój) skazuje się na publiczny lincz.Tak było i ze mną,byli tacy co mnie chcieli spalic na stosie.
Mąż wśród znajomych uchodził za wzorowego obywatela,dobrze zarabiającego,dbającego o rodzinę(częsty wizerunek domowego tyrana) więc nietrudno zgadnąć że potem staneli za nim murem.Co do jego rodziny to od samego poczatku każą mu sie starac żeby "Agniesia wróciła"(pewnie tez dlatego że nie ma kto dbac o dom i niego a tesciowej sił nie przybywa).
Patrzono na mnie jak na ostatnia k.....,plotki sa do tej pory,zarzuca mi się że związałam się z Jackiem dla pieniędzy(pochodzi z b.zamoznej rodziny)-to tez jest powód dla którego chciałabym powrócic do starego życia w którym nikt sobie mna "gęby nie wycierał".
Mówi się że gadanie ludzi nie ma znaczenia ale plotki potrafia zatruc zycie,przekonałam sie o tym na własnej skórze.
Tylko moja mama,siostra i najbliższe koleżanki prosza żebym trzymała sie z daleka od męża.
Zgadza się,ja złamałam przymierze idąc do łóżka z innym ale czy wierność jest jedynym elementem przysięgi małżeńskiej?Czy po to sie bierze zone by nia pomiatać,ponizać przy ludziach,szarpac na oczach dzieci?Nie brać pod uwage w sprawach finansowych uważając że "jest nikim i zostanie nikim?"
Latami utrzymywałąm to na siłe,on od poczatku nie był ze mnie zadowolony(w końcu nie chciał sie zenić).Mysle że od poczatku mnie nie chciał.Pracowałam na wspólny dom,wychowywałam dzieci,dbałam o siebie-po 2 ciążach dalej nosiłam rozmiar 36.Prawde mówiąc to koledzy zazdrościli mu zony,tylko jemu ciągle było żle.

Moja historia jest straszna,szczerze mówiąc to mało kto ją zna.Czasami sama się dziwię że tyle lat mozna z kims takim być i jeszcze myslec o powrocie do niego.

Pozdrawiam i bardzo prosze juz mnie nie linczowac ostrymi słowami bo i bez tego mam dość.

A.

[ Dodano: 2008-02-27, 12:39 ]
Pomocy,jak wykasowac te fotke???Chciałam żeby była w profilu nie tutaj:)))
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 12:43   

Dziewczyno,
Wiesz co jest przykre?
Ze ty nie masz tego instynktu samozachowawczego.
Do kata chcesz wracać?
A gdzie byli ci wszyscy ludzie którzy teraz plotkują- jak cię katował?
Twoim obowiązkiem jest bronić się- OBOWIĄZKIEM.I oswoić musisz tę myśl- bo jesteś w matni jakiejś.
Bo chyba ci za spokojnie teraz jest.
do czego chcesz wracać?
Masz wybór- on zaważy na życiu wielu ludzi- i w przenośni i dosłownie- jak poczytać że cię teściowa raz obroniła.
A jak teściowa umrze- to kto cie obroni?
Zacznij mysleć.
Dziecko uzna. Ludzki Pan!!!!!!!!!!!!
Przy własnym matke tłukł i poniewierał a teraz cudze będzie super wychowywał.
O Matko kochana.
To jest grożne i niebezpieczne- rację mają dziewczyny.
Dla dzieci twoich i ciebie.
Jak twoje bezpieczeństwo ci jest obojętne- to mysl o dzieciach i zadbaj dla nich.
Ocenia się po postepowaniu a nie gadaniu.

[ Dodano: 2008-02-27, 13:00 ]
I nikt nie spytał czy obecny twój partner- ojciec dziecka które ma się narodzić zgodził się na to aby twój..... wychowywał jego dziecko.
Jeśli tak- nie mam więcej pytań- jak nie- to rodzi sie pytanie- dlaczego zakładasz że masz prawo kochającemu facetowi- kochającemu i twoje i przyszłe dziecko zrobic taki numer?
To jest przedmiotowe traktowanie ludzi- i z tym tez musisz sobie poradzić.
więc nie chowajmy głowy w piasek.
 
     
agnes
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 13:55   

"I nikt nie spytał czy obecny twój partner- ojciec dziecka które ma się narodzić zgodził się na to aby twój..... wychowywał jego dziecko. "

A skąd!!! Zanim zaczełam z nim byc był moim kumplem,przyjacielem przez 6 lat więc jako jeden z nielicznych wiedział od pewnego czasu co sie wyprawia.Dlatego tym bardziej za wszelka cene próbuje mnie(i oczywiście swoje dziecko) odciągnąc od tego człowieka.
Zuza,nie daje sobie prawa do zabrania mu dziecka.Chciałam sie jakos "dogadać" ale on sie poprostu nie zgadza żebym odeszła,mówi że bez nas(nas wszystkich nie tylko mnie) nie potrafi funkcjonowac.

A wiec wszyscy uwazacie ze jestem uzależniona od kata i byc moze niewiele wspólnego ma to z miłościa...
Przyznam sie że Wasze słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody.
W sumie nie wiem za czym tęsknię-nie było rozmów,seksu,porozumienia,nic.Tylko dzieci i wspólny dom.Lata poniewierania,wyzwisk,odpychania.A teraz wszyscy-on,jego rodzina,otoczenie szafuja sakramentem i nierozerwalnościa małżeństwa.Min dlatego wziełam cała wine na siebie.Gdzie byli jak w sposób który opisałam odzywał sie do mnie przy wigilijnym stole?
Słuchałam kazania ks.Pawlukiewicza który jasno mówi ze pozamałżeńskie dziecko
nie moze byc przeszkoda w pojednaniu się małzonków.Cóz,nie miał pewnie na mysli człowieka używającego przemocy.
Wiec co mam zrobic żeby odróżnić czy to miłość czy uzależnienie od kata?
Jestem biologiem i wiem co żaba ma w srodku,ale nie znam sie na psychologii.
Szczerze mówiąc to od dawna myśle o rozmowie z psychologiem(najlepiej katolickim)
albo rozsądnym księdzem,ale nie wiem czy potrafie sie na tyle otworzyć przed obcym człowiekiem ;/.Moze ktos taki by mi pomógł zanim popełnie głupote?
Aha,zapomniałam napisac (pewnie to jest istotne),że przemoc wobec kobiet jest w tej rodzinie chlebem powszednim.Mój los podziela teściowa(tyle ze jej nie bije ale potwornie wyzywa i poniewiera) i szwagierka.
Szwagierka tez ma dosyć ale jest z mężem ze wzgledu na dziecko-nie wiem czy to ma sens bo tez oglada ono to samo co i moje.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 15:02   

"Wiec co mam zrobic żeby odróżnić czy to miłość czy uzależnienie od kata? "

Sesja terapeutyczna DLA CIEBIE!!!

P.S. Kat i cisi wspólnicy kata nie mogą szafować sakramentem małżeńskim!!!!
Sprawdź ważność swojego sakramentalnego małżeństwa w kurii biskupiej (najpierw idź do księdza poradzić się)!!!!
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 15:05   

agnes napisał/a:
Wiec co mam zrobic żeby odróżnić czy to miłość czy uzależnienie od kata?

Interwencja Kryzysowa.

Tam są psychologowie od przemocy. Również katoliccy.

Poszperaj w internecie.

Nie podejmuj teraz żadnej decyzji.
Do porodu - nie podejmuj tak poważnej decyzji.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 15:38   

Zanim zaczełam z nim byc był moim kumplem,przyjacielem przez 6 lat więc jako jeden z nielicznych wiedział od pewnego czasu co sie wyprawia.Dlatego tym bardziej za wszelka cene próbuje mnie(i oczywiście swoje dziecko) odciągnąc od tego człowieka.


Hm= jakoś mu się wogóle nie dziwię.
A co byś na jego miejscu zrobiła ty?

A każde dziecko- również to jeszcze nienarodzone ma prawo do ojca i matki i ma prawo do wychowywania się w godnych warunkach, w otoczeniu miłości rodziców oraz w poczuciu bezpieczeństwa.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 16:45   

Agnes........... nie musisz dać sie zakatować.
Jak opisujesz swoje mazeństwo to chyba ( nie mam wiedzy na ten temat) możesz rozważyć wniesienie o nieważnienie.
Mam znajomego (nie nałoga) ,przeprowadził procesz unieważniający małżeństwo .Byli po ślubie około 10 lat.Nie mieli dzieci ale i nie było tez przemocy.

Ale nie daj sie za szybko nabierać na gwałtowna "naprawę " Twojego sadysty.Tym bardziej że ma -jak piszesz- wzorce wyniesione z domu bycia katem.
Czy nie za długo to trwało ??
 
     
Maria Anna
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 17:10   

Po Twojej opowieści włosy mi się zjezyły!!! Jesli to taki Psychol, tak - psychol!!! To takie coś zakatuje Ciebie ale takze takie coś moze dopaść i to dziecko. Myslisz, że TAKI facet będzie wychowywał bez zająknięcia cudze dziecko??? NIE. Juz po kilku miesiącach (jak dobrze pójdzie) wysłuchasz kim jestes i z kim sie .............., ze przywlokłaś "bachora".

KOBIETO! Opamietaj się!
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2008-02-27, 17:17   

agnes napisał/a:
Dziękuję za wszystkie słowa,także za te mocne bo i one sa mi potrzebne.
Jacku,ja wiem co mam robic,czego chcę i jestem tego pewna.Jeśli w którymś momencie zaczynam gdybac to tylko dlatego że poprostu cholernie sie boję!.Ze któregos razu znowu poczuje zaciskającą się rękę na swojej szyi i nie będę mogła nic zrobic...
Tę bezsilność i upokorzenie rozumie tylko ta która to przeżyła.Cóz dziwnego że gdy to wspomnę zaczynam gdybac?
Tak,to ja żyłam 1,5 roku z innym facetem,planowałam z nim slub,byłam nawet jego narzeczona,nosze jego dziecko.Wiem co niektórzy z Was o mnie myslą i nie chcę się usprawiedliwiac.
Chcę tylko w skrócie napisac DLACZEGO
Rękoczyny od samego poczatku,a nawet wcześniej....Juz tydzien przed slubem pobił mnie w pijackim amoku.Było to tym bardziej potworne że miałam pod sercem nasze dziecko(głupia byłam że nie odwołałam slubu,moim zdaniem podważa to jego ważnośc)
Powtarzało się to wiele razy.Pomimo moich próśb żeby nie pił,skoro tak reaguje na alkohol.Zadnego skutku.
Z powodu tego zachowania odeszłam niedługo po urodzeniu pierwszego dziecka do rodziców.Nie było mnie 8 miesięcy,zyłam wtedy sama zajmując się dzieckiem i studiując.Wkońcu posklejałam małżenstwo-dzia myślę ze cudem bo on juz wtedy upierał się przy rozwodzie.
Kolejne 2 lata.Względny spokój choc nadal zdarzały się pijackie awantury,ale ja
dosłownie chodziłam na palcach żeby nie dac najmnieszego powodu do kłótni.Co tym zyskałam?Coraz większy brak szacunku z jego strony.Zaczęło się poniżanie,dręczenie psychiczne,wyzwiska-to juz zupełnie na trzeżwo.
Któregos razu uderzył mnie przy swoich rodzicach.Powtórzył to jeszcze drugi,trzeci raz-a to przy bracie,a to przy tesciowej.Nie musze chyba pisac o swoim upokorzeniu,tamci udając że nic się nie dzieje nie wtrącali się.
Druga moja ciąża-dalej powtarzajace sie szarpanie,duszenie i cholernie niebezpieczne dla dziecka popchnięcia przy których upadałam na ziemie.
Gdy wróciłam z córcia ze szpitala urządził "pępkowe" upijając się do nieprzytomności.Znów rękoczyny-trzy dni po moim porodzie!!!
Nie wytrzymałam,znów wyprowadziłam się do mamy.Wróciłam dopiero gdy córcia miała pól roku.Tak jak i pierwszym razem nie było mowy o innym mężczyznie.
Następne 3 lata-nieduża poprawa.Nie szanował mnie juz wogóle,byłam służaca i niańka do dzieci.Potrafił obrazic przy znajomych,rodzinie.Jeden z przykładów-"Agnieszka,nie odzywaj sie bo h... wiesz'.PRZY STOLE WIGILIJNYM.
W końcu bałam się przychodzic do firmy bo nie wiedziałam czy nie wyskoczy z czyms przy ludziach.Czesto wtedy mówił o rozwodzie-ze nikt nie ma takiego beznadziejnej zony,że jest ze mna wyłącznie dla dzieci,żebym znalazła sobie jakiegos "frajera" i dała mu spokój.
Rękoczyny dalej obecne,a jakże.W trakcie największej awantury jaka pamiętam(tej własnie kiedy w koncu zareagowała tesciowa) .Biegał za mna wołając "zabiję cie k....
' i próbując rozwalic mi głowe o płytki w łazience.Przysięgam,nigdy w zyciu sie tak nie bałam.Jak sobie przypomne płacz córki i to jak sie trzesła ze strachu to mi słabo.
Było to 5 miesiecy przed jego wyjazdem do Hiszpanii.W tym czasie wszystkie pieniądze jakie zarabialismy wpłacał na konto jakiejs babki w Hiszpanii-była to łacznie duża kwota,ok 100 tysiecy i do dzis dokładnie nie wiem na co była przeznaczona.
Ostatnia wspólna impreza u znajomych-chciał mi wlać publicznie."Agnieszka zamknij sie bo jak ci przy... przy ludziach to sie nauczysz rozumu"...
Ostatni tydzien przed wyjazdem pił w trupa codziennie,żegnajac sie z kolegami.Na szczescie juz mnie nie bił bo nie był w stanie.
Wyjechał,zapominajac mi powiedziec ze mam 30 tys długu.Zaczeły sie telefony,pisma z rozmaitych firm,nekał mnie komornik.Dzwoniłam ,płakałam,prosiłam o wyjaśnienia,o rady co mam robic.Słyszałam pogardliwe słowa,wyzwiska i to że do niczego się nie nadaje. .Któregos razu powiedział że chce rozwodu bo sie wypalił.
Najpotworniejsze co mi wtedy zrobił to czyszczenie bez słowa mojego konta na którym trzymałam pieniadze przeznaczone na spłate długów no i na nasze utrzymanie.Nie odpowiadał na moje maile,,nie odbierał telefonów,po kilka razy dziennie sprawdzając konto.
No i wtedy własnie pojawił sie Jacek-dobry,cierpliwy,pomocny na każdym kroku.Mąż milczał od jakiegos miesiąca(znajomi sugerowali ze poprostu uciekł),ja w opłakanym stanie.
Szatan nie mógł nie wykorzystac takiej okazji.
Pisałam mężowi ze ktos sie koło mnie kręci,że nie mam siły-nic,zero odzewu.Wtedy uznałam ze nie ma o co walczyć no i przestałam się opierać.
Po dwóch miesiącach nie mieszkałam juz w domu a w wynajetym mieszkaniu-wiadomo dlaczego.Mąz w tym czasie wrócił do Polski-po rozwód.Z miejsca złozył pozew nawet ze mna nie rozmawiajac.Po powrocie napisał smsa do Jacka(znał go bo pracował dla jego firmy)"Zrobiłes mi przysługę,dzięki stary".W czasie od jego powrotu do rozwodu nie kontaktowalismy sie,sporadycznie brał dzieci,wiem tylko(opowiadał mi o tym niedawno) ze zaliczył w tym czasie dziesiatki panienek i wypił morze wódki "ciesząc się zyciem".Po niecałym roku byliśmy juz po rozwodzie,po nastepnych paru miesiacach zaszłam w ciążę.No i dalszy ciąg historii juz znacie.
Nie wiem po co to wszystko napisałam-moze po to by usprawiedliwic swoje gdybanie...I po to by pokazac co doprowadziło mnie do tego desperackiego kroku..
Nie tłumacze sie.Wiem ze wtedy mogłam wyprowadzic sie,zrobic cokolwiek tylko nie rzucac sie w ramiona innego..Nie wiem co by dziś było,pewnie nie miałabym w brzuchu dziecka i nie spała bym koło-tak,obcego faceta.Rewelacyjny człowiek,wychowujący moje dzieci jak swoje,znoszący cierpliwie moje humory i złe dni,spełniający zachcianki,zapewniający spokojne,dostatnie zycie..Ale on nigdy nie bedzie moim mężem i myślę ze nie dam rady go pokochać.Swięta racja że się męcze i będe sie męczyła coraz bardziej-ten związek nie ma szans,już wiem to napewno.
Myślę o psychologu albo jakiejs terapii,ciekawe czy mąż się zgodzi jakby co.Aha,naprawdę bardzo doceniam że on znowu chce ze mna byc.
Przepraszam za kolejny długi wpis:o)
Pozdrawiam

Agnes, drugi mąż nie jest Twoim mężem, TO PRAWDA, ale pierwszy - SEPARACJA!!!!
Ostatnio zmieniony przez Elżbieta 2008-02-27, 17:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8