Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
"Mój były mąż" - prawda czy fałsz?

Czy mówienie: "mój były mąż", "moja była żona" sprzyja szerzeniu się mentalności rozwodowej i stanowi przeszkodę na drodze do uzdrowienia małżeństwa?
tak
79%
 79%  [ 73 ]
nie
20%
 20%  [ 19 ]
Głosowań: 92
Wszystkich Głosów: 92

Autor Wiadomość
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 11:50   

Oj Olusia2,
A czego ty nie rozumiesz:
1. być może ma kobitka zbyt dużo czasu
2. byc może potwory z realu mają dośc dyskusji z nią
3. byc może potwory są winne dziwnych pytań jakie się kobicie rodzą w głowie
4. byc może ona by chciała a się boi
5. byc może nie ma już z kim pogadać to sobie tutaj przyszła
Ale jedno pewne jest bo sama oświadczyła- no ma kobita bujną fantazję- i to Olusia2 pamiętaj- bujna fantazja tłumaczy prawie wszystko nawet sztuke dla sztuki he he he.
Prawie jak wiemy robi różnicę- ale patrz zwrot bujna fantazja.
A być może jest przy okazji dużo więcej jeszcze takich być może....
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 12:17   

wtrącę sie bo jak to czytam to mi usmiech z twarzy nie schodzi ;-)

W czym tkwi problem? Małżeństwo Roberta zostało uznane za nieważne, Paula jest jego żoną, więc do czego kobity pijecie, bo jak czytam kolejne posty to sie głeboko zastanawiam o co wam chodzi? Kobita wyraziła swoje zdanie, z tego co czytam jest raczej otwarta i tolerancyjna, a Wy tu na nia naskakujecie jakby co najmniej rodzine rozwaliła :-?

mam znajomych, którzy zyli razem kupe czasu bez slubu (jakiegokolwiek - gwoli wyjasnienia), maja córcię (teraz 11 l.), nikogo nie szokował fakt, że slubu nie maja bo zwyczajnie nie widzieli powodu aby sie pobierać. I wyobraźcie sobie, że w końcu sie pobrali jak córka poszła do podstawówki - dzieci i ich rodzice (sic!) zaczęli jej bardzo dokuczac z powodu innego nazwiska jej mamy i taty... Oczywiście nikomu do głowy nie przyszło, że kobieta może zostac przy swoim nazwisku i byc zamężną - tak daleko umysły tych młodych matek nie sięgały. Po roku takich wojenek podjazdowych, wysmiewania itd. znajomi wzięli slub - nie dlatego, że specjalnie jakos chcieli tylko po to, aby córa nie musiała znosic upokorzeń. taki mamy naród kochany...
 
     
paula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 12:39   

”O związkach homoseksulanych się nie wypowiadam, bo nie mam takich doświadczeń. Mogę pracować, uczyć się, mieszkan i spotykac z homoseksualistami i nie zamierzam ich dyskryminiowac, bo to tez storzenia Boze, wiec niech sobie zyja.”

To jest Twoje zdanie i nikt nie ma zamiaru za to Cię piętnować. Masz prawo do takich poglądów. Zresztą sama jestem podobnego zdania.
To przynajmniej tu sie zgadzamy.

”To sie zdarza, ze ludzie robia cos z milosci dla innych, np. meza czy zony. Koscioł dopuszcza taka mozliwosc, mozna brac slub w kosciele katolickim z osoba niewierzaca.”

Oczywiście, że my wiemy, iż osoba niewierząca taki ślub może wziąć. A jak jest u Ciebie? Czy to oznacza, że wzięłaś ślub kościelny z miłości do męża, bo mąż tego chciał, a Ty niekoniecznie? A czy Ty wiesz, że jeśli taki fakt się zatai przed księdzem, to dla osoby wierzącej może to być podstawa do unieważnienia?
Nie wiem czy to jest podstawa do uniewaznienia, nigdy sie tym nie interesowałam. Nie chce byc w centrum zainteresownia i nie wypowiadam sie o sobie, jezeli nie jest to konieczne. Z tym moim oddaleniem od kosciola chodzilo mi o to, ze np nigdy nie bylam na pielgrzymce, nie nalezalam do ruchow religijnych.

”Robi sie to dla dzieci a nie dla siebie. Nie widze nic zlego w tym, ze osoby bez slubu koscielnego chca zapewnic swoim dzieciom udzial w kosciele. Brak slubu koscielnego nie wyklucza ludzi z kosciola. Uwazasz, ze nalezy karac dzieci za bledy ich rodzicow?”

Tak, dla dzieci można dużo. Można zapewnić taniec szamana i kąpiel w Gangesie. Tak na wszelki wypadek. Pół biedy jeśli to robią ludzie, którzy nie mogą wziąć ślubu kościelnego, bo już sakrament małżeństwa mają z inną osobą. To jeszcze mogę zrozumieć. Nie rozumiem natomiast ludzi niewierzących, którzy np. chcą ochrzcić swe dzieci „tak na wszelki wypadek”. Z dziecka wyrośnie kiedyś dorosły, więc będzie mógł podjąć własne świadome decyzje.
Nawet mi przez mysl nie przeszło, ze osoba niewierzaca moze chciec chrztu dla swojego dziecka. Niewierzacym rodzicom pewnie tak zalezy na tym chrzcie jak mnie na kapieli w Gangesie. Wszyskim, ktorzy wykazuja taka chec i wlasciwie to argumentuja, powinno sie w tym jeszcze pomoc.

"Po co takie osoby życzą sobie pogrzebu w pełną obsługą kościelną?
Slyszalas o czym takim jak nawrocenie? Mozna to podac tez w wersji bardziej doslownej: jak trwoga to do Boga.”

Nie, my tu tępe jesteśmy. Straszny Ciemnogród. Nie zauważyłaś jeszcze? Ja np. zajmuję się produkcją masową moherowych beretów z antenkami.
Ja nigdy nie twierdzilam, ze ktos tu jest "tepy". O nawroceniu pisalam w formie pytania, bo ja w to nie wierze. Uwazam, ze nie powinno sie spowiadac ludzi na lozu smierci, bo to nie jest nawrocenie tylko strach.

”To nie mialo byc ublizanie, to jest moje skojarzenie.”

Bardzo brzydkie skojarzenie, bo piszesz zakładając, że my jesteśmy takie Twoje potwory z realu. Nie znasz nas – my nie znamy Ciebie.
Brzydkie? - rzecz gustu, ja sie moge zgodzic, ze jest dziecinne. Ja nie twierdze, ze ktos tu jest podobny do tych ludzi, ktorych ja znam w rzeczywistosci. Jedyne podobienstwo dotyczy pogladow na temat skaramentu malzenstwa. Nie pomylilam sie tu, pierwsze reakcje byly prawie identyczne.

„Tak mnie wiecej wyglada moje zycie, jak w kreskowkach.”

Ło Matko, Paula, a dlaczego Ty jesteś tak zastraszona przez moherowe berety w realu? To że sobie gadają. Ludzie mają to do siebie, że lubią pogadać zwłaszcza o innych. Co oni Ci zrobili, żeś taka zastraszona i zbuntowana? A więc środowisko, do którego weszłaś za sprawą ślubu, sprawiło, żeś się poczuła wyizolowana? Muszą być mocno ortodoksyjni, kurcze.
Nie wiem czy w ogole sa ortodoksyjni, ale sa z pewnoscia oryginalni. Wracajac do okreslenia potwory, ja mysle, ze to jest wariant łagodny, bo ja jestem wyjatkowo spokojna. Katolikami nie sa, bo podwazaja wazny sakrament i jeszcze jawnie twierdza, ze beda go zwalczac. Jak mam ich nazywac idioci, chamy?

Jezeli ktos sie poczul tym urazony, to ja go bardzo przepraszam.

Paula, a zostaw Ty naszego Andrzeja w spokoju. Tolerancyjna jesteś w stosunku do homoseksualistów, to i w stosunku do Andrzeja bądź. Ty jesteś tolerancyjna, wyrozumiała, on – ortodoksyjny. A pośrodku Was jest jeszcze kupa osób forumowych, którzy aż takimi radykalistami nie są jako Wy.
A Sąd Biskupi to sąd – coś jakby urząd, bardzo szczególny urząd. Tam są ludzie. Wystarczy, że jeden się pomyli i zaszargać może opinię innym. Zresztą tak też bywa i w świeckich instytucjach. A generalnie to nie atakujemy tu księży, bo to jest forum katolickie, więc nie rozumiem Twoich dywagacji.
Uwazam, ze ksiadz sie nie pomylił. Z pewnoscia nie chcial tez nikogo urazic. Ksiadz nie powiedzial "ta obca kobieta, ktora wlasciwie nigdy nie byla pana zona" ani tez "pana zona, z ktora laczy pana nierozerwalny sakrament malzenstwa, a ten prawomocny wyrok przez nas wydany to nie ma znaczenia, bo my tu prowadzimy te procesy tak dla rozrywki". Ksiadz wybral wersja posrednia "byla zona" i to jest moim zdaniem ok. Sad Biskupi czy Metropolitarny nie jest tylko dla Was, ale rowniez dla mnie i mojego meza. Ja nie zycze sobie, zeby dla jakichkolwiek powodow naduzywac terminow "maz" czy "zona". Nikt nikogo sila do tego sadu nie ciagnie. Jest obronca wezla malzenskiego i to nie jest koncert zyczen, trzeba udowodnic niewaznosc zwiazku. Dlaczego kosciol i jego urzednicy maja sie podporzadkowywac takiemu mysleniu, moze troche szacunku i zrozumienia dla innych. Takie jest moje zdanie i dowoluje sie do pierwszego postu w tym temacie, z ktorym sie absolutnie nie zgadzam (chociaz wiara w nierozerwalnosc sakramentu jest budujaca).

P.S.
Czytalam czesc postow, ale ja sie obawiam, ze te poglady sa uzaleznione od sytuacji. Sadze, ze wiekszosc osob na tym forum jest juz "po przejsicach", a ich aktywnosc tutaj potwierdza, ze maja nadal nadzieje. Przyznaje kilka teksow bylo sensownych, ale z wiekszoscia sie nie zgadzam. Wysuwacie postulat (zakaz mowienia "byla zona") wobec kosciola i spoleczenstwa, ktorego realizacja bylaby nie fair np. wobec mnie. Dla mnie to byloby przykre, nie chce zeby ksiadz mowi o bylej zonie mojego meza "pana zona". Proponuje, zeby kazdy pilnowal swojego malzenstwa i mowil sobie jak chce we wlasnym domu.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 12:48   

paula napisał/a:
”O związkach homoseksulanych się nie wypowiadam, bo nie mam takich doświadczeń. Mogę pracować, uczyć się, mieszkan i spotykac z homoseksualistami i nie zamierzam ich dyskryminiowac, bo to tez storzenia Boze, wiec niech sobie zyja.”

To jest Twoje zdanie i nikt nie ma zamiaru za to Cię piętnować. Masz prawo do takich poglądów. Zresztą sama jestem podobnego zdania.
To przynajmniej tu sie zgadzamy.

”To sie zdarza, ze ludzie robia cos z milosci dla innych, np. meza czy zony. Koscioł dopuszcza taka mozliwosc, mozna brac slub w kosciele katolickim z osoba niewierzaca.”

Oczywiście, że my wiemy, iż osoba niewierząca taki ślub może wziąć. A jak jest u Ciebie? Czy to oznacza, że wzięłaś ślub kościelny z miłości do męża, bo mąż tego chciał, a Ty niekoniecznie? A czy Ty wiesz, że jeśli taki fakt się zatai przed księdzem, to dla osoby wierzącej może to być podstawa do unieważnienia?
Nie wiem czy to jest podstawa do uniewaznienia, nigdy sie tym nie interesowałam. Nie chce byc w centrum zainteresownia i nie wypowiadam sie o sobie, jezeli nie jest to konieczne. Z tym moim oddaleniem od kosciola chodzilo mi o to, ze np nigdy nie bylam na pielgrzymce, nie nalezalam do ruchow religijnych.

”Robi sie to dla dzieci a nie dla siebie. Nie widze nic zlego w tym, ze osoby bez slubu koscielnego chca zapewnic swoim dzieciom udzial w kosciele. Brak slubu koscielnego nie wyklucza ludzi z kosciola. Uwazasz, ze nalezy karac dzieci za bledy ich rodzicow?”

Tak, dla dzieci można dużo. Można zapewnić taniec szamana i kąpiel w Gangesie. Tak na wszelki wypadek. Pół biedy jeśli to robią ludzie, którzy nie mogą wziąć ślubu kościelnego, bo już sakrament małżeństwa mają z inną osobą. To jeszcze mogę zrozumieć. Nie rozumiem natomiast ludzi niewierzących, którzy np. chcą ochrzcić swe dzieci „tak na wszelki wypadek”. Z dziecka wyrośnie kiedyś dorosły, więc będzie mógł podjąć własne świadome decyzje.
Nawet mi przez mysl nie przeszło, ze osoba niewierzaca moze chciec chrztu dla swojego dziecka. Niewierzacym rodzicom pewnie tak zalezy na tym chrzcie jak mnie na kapieli w Gangesie. Wszyskim, ktorzy wykazuja taka chec i wlasciwie to argumentuja, powinno sie w tym jeszcze pomoc.

"Po co takie osoby życzą sobie pogrzebu w pełną obsługą kościelną?
Slyszalas o czym takim jak nawrocenie? Mozna to podac tez w wersji bardziej doslownej: jak trwoga to do Boga.”

Nie, my tu tępe jesteśmy. Straszny Ciemnogród. Nie zauważyłaś jeszcze? Ja np. zajmuję się produkcją masową moherowych beretów z antenkami.
Ja nigdy nie twierdzilam, ze ktos tu jest "tepy". O nawroceniu pisalam w formie pytania, bo ja w to nie wierze. Uwazam, ze nie powinno sie spowiadac ludzi na lozu smierci, bo to nie jest nawrocenie tylko strach.

”To nie mialo byc ublizanie, to jest moje skojarzenie.”

Bardzo brzydkie skojarzenie, bo piszesz zakładając, że my jesteśmy takie Twoje potwory z realu. Nie znasz nas – my nie znamy Ciebie.
Brzydkie? - rzecz gustu, ja sie moge zgodzic, ze jest dziecinne. Ja nie twierdze, ze ktos tu jest podobny do tych ludzi, ktorych ja znam w rzeczywistosci. Jedyne podobienstwo dotyczy pogladow na temat skaramentu malzenstwa. Nie pomylilam sie tu, pierwsze reakcje byly prawie identyczne.

„Tak mnie wiecej wyglada moje zycie, jak w kreskowkach.”

Ło Matko, Paula, a dlaczego Ty jesteś tak zastraszona przez moherowe berety w realu? To że sobie gadają. Ludzie mają to do siebie, że lubią pogadać zwłaszcza o innych. Co oni Ci zrobili, żeś taka zastraszona i zbuntowana? A więc środowisko, do którego weszłaś za sprawą ślubu, sprawiło, żeś się poczuła wyizolowana? Muszą być mocno ortodoksyjni, kurcze.
Nie wiem czy w ogole sa ortodoksyjni, ale sa z pewnoscia oryginalni. Wracajac do okreslenia potwory, ja mysle, ze to jest wariant łagodny, bo ja jestem wyjatkowo spokojna. Katolikami nie sa, bo podwazaja wazny sakrament i jeszcze jawnie twierdza, ze beda go zwalczac. Jak mam ich nazywac idioci, chamy?

Jezeli ktos sie poczul tym urazony, to ja go bardzo przepraszam.

Paula, a zostaw Ty naszego Andrzeja w spokoju. Tolerancyjna jesteś w stosunku do homoseksualistów, to i w stosunku do Andrzeja bądź. Ty jesteś tolerancyjna, wyrozumiała, on – ortodoksyjny. A pośrodku Was jest jeszcze kupa osób forumowych, którzy aż takimi radykalistami nie są jako Wy.
A Sąd Biskupi to sąd – coś jakby urząd, bardzo szczególny urząd. Tam są ludzie. Wystarczy, że jeden się pomyli i zaszargać może opinię innym. Zresztą tak też bywa i w świeckich instytucjach. A generalnie to nie atakujemy tu księży, bo to jest forum katolickie, więc nie rozumiem Twoich dywagacji.
Uwazam, ze ksiadz sie nie pomylił. Z pewnoscia nie chcial tez nikogo urazic. Ksiadz nie powiedzial "ta obca kobieta, ktora wlasciwie nigdy nie byla pana zona" ani tez "pana zona, z ktora laczy pana nierozerwalny sakrament malzenstwa, a ten prawomocny wyrok przez nas wydany to nie ma znaczenia, bo my tu prowadzimy te procesy tak dla rozrywki". Ksiadz wybral wersja posrednia "byla zona" i to jest moim zdaniem ok. Sad Biskupi czy Metropolitarny nie jest tylko dla Was, ale rowniez dla mnie i mojego meza. Ja nie zycze sobie, zeby dla jakichkolwiek powodow naduzywac terminow "maz" czy "zona". Nikt nikogo sila do tego sadu nie ciagnie. Jest obronca wezla malzenskiego i to nie jest koncert zyczen, trzeba udowodnic niewaznosc zwiazku. Dlaczego kosciol i jego urzednicy maja sie podporzadkowywac takiemu mysleniu, moze troche szacunku i zrozumienia dla innych. Takie jest moje zdanie i dowoluje sie do pierwszego postu w tym temacie, z ktorym sie absolutnie nie zgadzam (chociaz wiara w nierozerwalnosc sakramentu jest budujaca).

P.S.
Czytalam czesc postow, ale ja sie obawiam, ze te poglady sa uzaleznione od sytuacji. Sadze, ze wiekszosc osob na tym forum jest juz "po przejsicach", a ich aktywnosc tutaj potwierdza, ze maja nadal nadzieje. Przyznaje kilka teksow bylo sensownych, ale z wiekszoscia sie nie zgadzam. Wysuwacie postulat (zakaz mowienia "byla zona") wobec kosciola i spoleczenstwa, ktorego realizacja bylaby nie fair np. wobec mnie. Dla mnie to byloby przykre, nie chce zeby ksiadz mowi o bylej zonie mojego meza "pana zona". Proponuje, zeby kazdy pilnowal swojego malzenstwa i mowil sobie jak chce we wlasnym domu.




Owszem- natomist o ile rozumiem- to to forum jest do dyskusji i wyrażania swoich opini- oraz ma służyć pomocą- dla takich co chcą czytać i korzystać- wybór należy do nich.
Proponuję więc- cobyś pomyślała- że większość tutaj ma ogromny problem z faktem że ich partnerzy zdradzili.
Tu potwierdzxa się teoria- coby pojąc o co chodzi- trzeba chyba jednak doświadczyć- reszta- nie mój biznes.
Pozdrawiam i utwierdzam się w przekonaniu- że tak właściwie to się nudzisz- wchodząc tutaj chciałaś chyba rozmowę nawiązać a teraz przykazujesz siedzieć w domu i tam teorie głosić.
Hm- dziwna sprawa, taka niesymetrycznośc w opinii- oni tak a ja siak.
ale być może się mylę.


Pozdrawia serdecznie
Zuza- żona nr 1, zdradzona, rozeźlona ale- nie emanująca , taka co się naumiała nie tracić energii na jałowe cokolwiek a jeśli już coś zaczynająca to wiedząca : czego broni, czego chce i odpowiednio ( no powiedzmy coraz sprawniej mi idzie bo pierwszy raz mąz mi w szkodę polazł i nadal siedzi) jak należy to robić- a jak nie wie- to pyta- i słucha odpowiedzi- owszem, polemizująca ale nie będę ludzi w chacie zamykać- to ostatnie czego bywal;cy tego forum potrzebują.
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 13:52   

„Brzydkie? - rzecz gustu.”

To nie jest rzecz gustu, tylko kultury osobistej. Masz ogromny „dar”, „dar” obrażania innych ze względu na przekonania. I tu wiedzę obszar dla Twojego rozwoju. TOLERANCJA, ale nie taka udawana. Coś mi się wydaje, że jeśli Twój mąż i jego rodzina są mocno wierzący, to możesz w przyszłości mieć ogromne problemy. Nie interesowałaś się, co jest podstawą unieważnienia? No to już wiesz.

A Ty w ogóle jesteś katoliczką? Ja też nie chodzę na pielgrzymki, ale nie uważam się za oddaloną z tego powodu od kościoła.

„Uwazam, ze nie powinno sie spowiadac ludzi na lozu smierci, bo to nie jest nawrocenie tylko strach.”

A skąd Ty to wiesz? Byłaś już na łożu śmierci?

„Nie wiem czy w ogole sa ortodoksyjni, ale sa z pewnoscia oryginalni. Wracajac do okreslenia potwory, ja mysle, ze to jest wariant łagodny, bo ja jestem wyjatkowo spokojna. Katolikami nie sa, bo podwazaja wazny sakrament i jeszcze jawnie twierdza, ze beda go zwalczac. Jak mam ich nazywac idioci, chamy?”

Kto podważa ważność Twego małżeństwa? Musi to być ktoś, kto jest „bliską” (rodzina męża?) Tobie osobą. Bo gdyby to robili „obcy”, to nie wkurzałoby Cię to aż tak.

„Nikt nikogo sila do tego sadu nie ciagnie. Jest obronca wezla malzenskiego i to nie jest koncert zyczen, trzeba udowodnic niewaznosc zwiazku. Dlaczego kosciol i jego urzednicy maja sie podporzadkowywac takiemu mysleniu, moze troche szacunku i zrozumienia dla innych.”

Hej, Paula, zatrzymaj się! To są poglądy Andrzeja. Przedstawiłaś swoje i jest o.k. Ja mam też swoje poglądy. A rozbieżności nie są powodem do tego, żeby obrażać się na ludzi. Zauważ, że nie atakuję Cię za poglądy, tylko za formę wypowiedzi.

„Czytalam czesc postow, ale ja sie obawiam, ze te poglady sa uzaleznione od sytuacji. Sadze, ze wiekszosc osob na tym forum jest juz "po przejsicach", a ich aktywnosc tutaj potwierdza, ze maja nadal nadzieje. Przyznaje kilka teksow bylo sensownych, ale z wiekszoscia sie nie zgadzam. Wysuwacie postulat (zakaz mowienia "byla zona") wobec kosciola i spoleczenstwa, ktorego realizacja bylaby nie fair np. wobec mnie. Dla mnie to byloby przykre, nie chce zeby ksiadz mowi o bylej zonie mojego meza "pana zona". Proponuje, zeby kazdy pilnowal swojego malzenstwa i mowil sobie jak chce we wlasnym domu.”

Oczywiście, masz rację nasze poglądy są uzależnione od naszej sytuacji. Oczywiście, że większość z nas na tym forum jest po traumatycznych przeżyciach. Ale jeszcze raz powtarzam, że nikt tu nie podważa ważności Twego małżeństwa. Rozumiem, że jest Ci przykro. „Wysunięty postulat” dotyczy tylko i wyłącznie małżeństw ważnych, a nie unieważnionych, więc się nie bulwersuj. Tu każdy się właśnie stara pilnować ze wszystkich sił swoich małżeństw, podobnie jak Ty swojego.
A wiesz skąd się tu wzięliśmy? „Bo jak trwoga, to do Boga!”


Pozdrawiam
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 13:56   

Do doloze swoje trzy grosze. Nie rozumiem o co wam w tej dyskusji chodzi tak jak Wiki. Kobita wyrazila swoja opinie na temat sformulowania byla zona i to wszystko. Wiec o co ludzie chodzi?

_zosia_
 
     
Ola2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 14:22   

O co chodzi?!
A właściwie to już o NIC. :mrgreen:
Tak se tylko pitolę, z nudów. :oops:
Pozdrawiam
 
     
_zosia_
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 15:02   

Tez mam takie wrazenie. Pitu pitu pitu tez bywa potrzebne. hehhehe :mrgreen:

_zosia_
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 17:38   

To ja sobie dalej popitolę.

"Zaczełam czytac to forum, bo ciekawi mnie myslenie ludzi, dla których małzeństwo (oczywiscie sakramentalne) jest tematem znaczacym. "

A cóż my, rozrywki mamy Ci dostarczać? Sie nie da - od rozrywki jest telewizja. My mamy swoje sprawy, Ty swoje. Nie po drodze nam razem. I zupełnie nie rozumiem "dla których małzeństwo.....jest tematem znaczacym. "
Przecież to jest forum dla małżonków w kryzysie, to o czym mamy dyskutować? O uprawie buraka cukrowego????

"Ja nie jestem silnie zwiazana z kosciolem, ale od kilku lat przebywam wsrod ttakich ludzi i nie do konca ich rozumiem. Cel głwony to "złapac" ten rodzaj wrażliwości, bo sprawiam niektorym ludziom przykrosc, choc w ogole nie zdaje sobie z tego sprawy. '

Kościół to Jezus, Jezus to Kościół - nawet jeżeli ziemska struktura jest tak rozbudowana. Tego nie da się oddzielić.
I nie zrozumiesz, nie złapiesz tego rodzaju wrażliwości, to nie jakaś choroba wirusowa. Trzeba prosić Pana o tę łaskę, każdemu może być dana. Ja też mam z tym problemy, a wyuczyć się nie da.
A ludziom przykrości nie sprawiaj, mają i tak dość kłopotów bez Ciebie. No, chyba że Ty sama jesteś kłopotem, na to nie mam rady. I chyba zdajesz już sobie sprawę, skoro masz problem.


"ze tam przychodza nie tylko ludzie, ktorzy chca walczyc o swoje malzenstwo, ale rowniez tacy jak Robert (i to glownie tacy). "
Hmmm. Czyżbyś miała wgląd do akt innych ludzi? Ciekawe. A jednocześnie czyżbyś sugerowała że Twój partner prowadził nieczystą grę?
A fe, tak nie można.


"jezeli ktos uwaza sie za katolika, powienien podporzadkowac sie regulom tego kosciola (z decyzjami Sadu Biskupiego wlacznie). "

Podobno na ziemi tylko Papież jest niomylny, reszta ludzi popełnia błędy. A już nasz JP II zwracał wielokrotnie uwagę na nadużycia w sprawach o stwierdzenie nieważności. I zbyt daleko posuniętą tolerancję.


"Wypowiedzialam sie na temat tego okreslenia "byla zona", bo u mnie w domu to jest na porzadku dziennym.'
Czyżby "była" ... była tak często obecna w Waszym życiu?


""Cóż, zacofana jestem, mogę uznać zasady zawierania małżenstw w innych religiach, ale nie uznaję związków homoseksualnych..."
O związkach homoseksulanych się nie wypowiadam, bo nie mam takich doświadczeń. Mogę pracować, uczyć się, mieszkan i spotykac z homoseksualistami i nie zamierzam ich dyskryminiowac, bo to tez storzenia Boze, wiec niech sobie zyja. "

A ja nie mogłabym, zwłaszacza mieszkać.
Owszem, to są stworzenia Boże, które mają prawo wyboru. A niestety, homoseksualizm jest grzechem. Nie piętnuję, raczej ubolewam nad ich chorobą. A choroby można leczyć.


""...nie rozumiem po co osoba niewierząca bierze ślub kościelny..."
To sie zdarza, ze ludzie robia cos z milosci dla innych, np. meza czy zony. ......... Koscioł dopuszcza taka mozliwosc, mozna brac slub w kosciele katolickim z osoba niewierzaca. "

Owszem, z pełną świadomością, z wzięciem pełnej odpowiedzialności za swoje decyzje. I po ustaleniu wszelkich zasad, między innymi wzajemniej tolerancji dla swoich przekonań. I przekonań innych osób zwiazanych w daną rodziną.
A gdybyś się nie zgodziła na ślub kościelny, czy też partner byłby teraz z Tobą?
Miłość czy strach?


""...po co rodzice będący w cywilnych związkach tak się domagają chrztu dla swoich dzieci..."
To też się zdarza i to z tego samoego powodu - robi sie to dla dzieci a nie dla siebie. Nie widze nic zlego w tym, ze osoby bez slubu koscielnego chca zapewnic swoim dzieciom udzial w kosciele. Brak slubu koscielnego nie wyklucza ludzi z kosciola. Uwazasz, ze nalezy karac dzieci za bledy ich rodzicow?

Nadal nie rozumiem, jak osoba niewierząca może wcielać w codziennym życiu Słowo Boże? Jak mówić dziecku o potrzebie kontaktu z Bogiem, chodzeniu do kościoła, sakramentach - skoro jest jej to obojętne? Jak może przekazywać wiarę? W co?
To tak jakbym ja chciała rozmaiwać o zorzy polarnej, której nigdy nie widziałam, to tak jakby ślepy rozmawiał o kolorach. To tak, jak rozmowa dwóch ludzi z różnych kontynentów, każdy w swoim języku. No nie da się.
Zasadą wzbudzania wiary w dziecku jest wychowanie w duchu chrześcijańskim ( bo cały czas o tym mówię).


""Po co takie osoby życzą sobie pogrzebu w pełną obsługą kościelną?
Dziwny jest ten świat."
Slyszalas o czym takim jak nawrocenie? Mozna to podac tez w wersji bardziej doslownej: jak trwoga to do Boga.

Nawrócenie to jedno, a co innego okazały pogrzeb "na pokaz". I w tym celują niestety Ci, którzy zwykle całe życie byli ustawieni plecami.
Z życia wzięte: zatwardziały antykatolik umiera - całe życie w związkach cywilnych, różne partnerki, walka z klerem. A że rodzina wpływowa w swoich kręgach - pogrzeb z księdzem. Chociaż on wcale nie chciał księdza, to rodzina chciała. Takie przypadki znamy, prawda? I ksiądz nie może odmówić, mimo wiadomej decyzji zmarłego.


"Uwazam, ze nie powinno sie spowiadac ludzi na lozu smierci, bo to nie jest nawrocenie tylko strach. "

Ja nikogo nie spowiadam, nie mam takiej mocy. Tylko pytam:
Czym jest ślub kościelny czy chrzest dzieci przez osobę niewierzącą?
"Jeśli Boga nie ma to .....chwała Bogu. Ale .... jeśli Bóg jest, to.........na wszelki wypadek...?


"Ja mam bujna wyobraźnie a zachowanie tych ludzi kojarzy mi sie z tunelem strachu dla dzieci. Idziesz sobie spokojnie i co chwile z róznych stron wyskakuja takie potwory i starsza."

Hmm. Czyżby ciemne chmury się zbierały? Może środowisko i rodzina mają inne zdanie na temat ważności Twojego zwiazku? I co gorzej, może mają rację? Powtarzam:" może? "


"Nie wiem czy to jest podstawa do uniewaznienia, nigdy sie tym nie interesowałam. .... Z tym moim oddaleniem od kosciola chodzilo mi o to, ze np nigdy nie bylam na pielgrzymce, nie nalezalam do ruchow religijnych. "

Pielgrzymki ani ruchy religijne zaś nie są wykładnikiem wielkości wiary w Boga, to byłoby zbyt proste.


"Nie chce byc w centrum zainteresownia i nie wypowiadam sie o sobie, jezeli nie jest to konieczne. "
No raczej widzę że chcesz, skoro wywałaś aż taką burzę.
I walszczysz w realu z potworami.


"Ja nie twierdze, ze ktos tu jest podobny do tych ludzi, ktorych ja znam w rzeczywistosci. Jedyne podobienstwo dotyczy pogladow na temat skaramentu malzenstwa. Nie pomylilam sie tu, pierwsze reakcje byly prawie identyczne."

Znaczy jakie? Że sakramentelne nierozerwalne? Bo to i prawda.
Oj, chyba bardzo dokuczyły Ci te potwory.
A czy mają ludzką postać? Czy może we śnie nawiedzają?
Może sumienie się odzywa komuś?


"Nie wiem czy w ogole sa ortodoksyjni, ale sa z pewnoscia oryginalni. Wracajac do okreslenia potwory, ja mysle, ze to jest wariant łagodny, bo ja jestem wyjatkowo spokojna. Katolikami nie sa, bo podwazaja wazny sakrament i jeszcze jawnie twierdza, ze beda go zwalczac. Jak mam ich nazywac idioci, chamy? "

Hmmm. Znaczy dla mnie to określenie jest conajmniej złośliwe.
A jeżeli mówią o zwalczaniu, może coś w tym jest?
Oryginalna zaś Ty jesteś, niestety.


"Ja nie zycze sobie, zeby dla jakichkolwiek powodow naduzywac terminow "maz" czy "zona". Nikt nikogo sila do tego sadu nie ciagnie. Jest obronca wezla malzenskiego i to nie jest koncert zyczen, trzeba udowodnic niewaznosc zwiazku. "

Tu masz rację: to nie koncert życzeń. I nie możesz sobie nie życzyć.
A do Sądu niestety często siłą ciągną - zwłaszcza jak się pojawi osoba trzecia ( no, w Twoim przypadku tak nie było, prawda?).
Dowody bywają różne, zarówno w sądach kościelnych jak i świeckich, trochę przykładów znajdziesz nawet tutaj, a w życiu relanym pewnie jeszcze więcej.


"Dlaczego kosciol i jego urzednicy maja sie podporzadkowywac takiemu mysleniu, moze troche szacunku i zrozumienia dla innych. Takie jest moje zdanie i dowoluje sie do pierwszego postu w tym temacie, z ktorym sie absolutnie nie zgadzam. "

Dlatego że są to ludzie służący nam - wiernym. Mają dbać również o trwałość związków sakramentalnych. A Kościół to my. I o tym mówi Pismo Święte, które jest jedyną wykładnią dla Sądów Biskupich. I nie mogą (nie powinni) robić nic sprzecznego z Biblią.


Szacunku i zrozumienia - owszem, wzajemnie.


"chociaz wiara w nierozerwalnosc sakramentu jest budujaca). "
Pod warunkiem, że jest on ważny, prawda?


"P.S.
Czytalam czesc postow, ale ja sie obawiam, ze te poglady sa uzaleznione od sytuacji. Sadze, ze wiekszosc osob na tym forum jest juz "po przejsicach", a ich aktywnosc tutaj potwierdza, ze maja nadal nadzieje. Przyznaje kilka teksow bylo sensownych, ale z wiekszoscia sie nie zgadzam."

Mają nadzieję czy nie, różnie można czytać. I nie musisz zgadzać się ani z kilkoma, ani z żadnymi tekstami, Twoja sprawa.

" Wysuwacie postulat (zakaz mowienia "byla zona") wobec kosciola i spoleczenstwa, ktorego realizacja bylaby nie fair np. wobec mnie. Dla mnie to byloby przykre, nie chce zeby ksiadz mowi o bylej zonie mojego meza "pana zona".

To Twój problem jak sobie odbierasz. Że byłoby Ci przykro? I cóż z tego? Niektórzy małżonkowie wiedzą, jak wyglądał proces i na ile był ważny. Im też może być przykro, raczej niewiele Cię to obchodzi.


"Proponuje, zeby kazdy pilnowal swojego malzenstwa i mowil sobie jak chce we wlasnym domu."

Przecież nikt z nas nie przyszedł do Twojego domu. Raczej Ty zagościłaś u nas z niezbyt pochlebnymi tekstami.

Potwory dokuczają? Nawiedzają?
Jest wyjście z tej sytuacji.


Wracając kilka stron:

"A propos "pierwszej zony". Jestem w stanie pojsc na kompromis - jestem ostatnia i jedyna, "

Też tak myślałam, i żona Twojego partnera również - że jedyna i ostatnia. Wiele z nas się pomyliło. I kompromisy nie pomogły.


"Celem dalszej wiwisekscji potwora pytam: o co tu właściwie chodzi - o sakrament czy o prawo wlasnosci, a moze o cos innego? "

Zaytaj tych potworów w realu. My wiemy o co nam chodzi. A Ty wiesz o co Tobie chodzi? Znaczy, oprócz chęci wzbudzenia zainteresowania?


"Robert dowiedział się o bezpłodności w trakcie poprzedniego małżeństwa, jego była żona też była bezpłodna prawdopodobnie w wyniku aborcji (sugestia lekarza) i zatajenie tego faktu "

A masz dowody? Bo to mogą być pomówienia. Może ona też nie wiedziała że bezpłodna i nie wiedziała?
Sugestia powiadasz? Znaczy, nic pewnego.

---------------------------------------------------------------------------

"Oj Olusia2,
A czego ty nie rozumiesz:
1. być może ma kobitka zbyt dużo czasu
2. byc może potwory z realu mają dośc dyskusji z nią
3. byc może potwory są winne dziwnych pytań jakie się kobicie rodzą w głowie
4. byc może ona by chciała a się boi
5. byc może nie ma już z kim pogadać to sobie tutaj przyszła
Ale jedno pewne jest bo sama oświadczyła- no ma kobita bujną fantazję- i to Olusia2 pamiętaj- bujna fantazja tłumaczy prawie wszystko nawet sztuke dla sztuki he he he.
Prawie jak wiemy robi różnicę- ale patrz zwrot bujna fantazja.
A być może jest przy okazji dużo więcej jeszcze takich być może....

"Mi sie widzi", że są inne problemy. Może przyszła na przemyślenia?
Coś chyba się dzieje, skoro "szczęśliwa" "żona " szuka pomocy na takim forum. Zwykle w sprawach wiary ludzie szukają rady na innych katolickich stronach.


Wiki, Zosiu, tak se pitolimy, zjawił się ktoś bez problemów, dokopać chciał, więc szermierkę słowną uprawiamy.
Forum dyskusyjne przeca.
 
     
wiki0701
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 18:02   

Elu, jestes niesprawiedliwa domniemując o ew. nieszczęściu Pauli i jej obecności tutaj. Na forum jest więcej szczęśliwch osób i nie bardzo rozumiem przytyk - szczęsliwe żony szukają innego forum...

Wiesz, jak weszłabym tu 1. raz i po 2-3 postach zobaczyła takie epistoły, to pozostałoby mi sie odwrócic, podziekować i znaleźć innych znajomych... to całe 'pitolenie" bardzo mnie zniesmaczyło.

Przykro mi jest, że takie "powitanie" na forum przydarzyło sie Pauli.
Ja w tym co ona napisała nie doszukałam się niczego, co mogłoby wywołać falę dociekań, grzebania się w tym co było powodem niewaznosci małzeństwa, itd. A juz tym bardziej pisania czy dziewczyna cudzołozy, w jakim związku zyje itd. Nie wydaje mi sie, aby ktokolwiek z nas posiadał patent na mądrośc i nieomylnośc a czasem mam wrażenie inne poglądy sa tu nie do przyjęcia.
 
     
elzd1
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-20, 18:24   

Wiki, skoro nie doczytałam się jasnego celu wypowiedzi, za to sporo nieprzyjemnych uwag, więc odpowiadam zgodnie ze swoimi odczuciami.
Uwagi zarówno na nasz temat, na temat tego forum, uwagi na temat kościoła i ludzi żyjących w bliskości Boga. Nie przeczytałam ani jednego zdania, które wyrażałoby szacunek dla nas czy innych ludzi, dla wiary katolików, uwagi na temat tych, którzy nie chcą ( i mają do tego prawo) akceptować powtórnych związków.
Nie doczytałam się również poważania dla sakramentów. Więc za co ma się obrażać?
Nic sobie nie "domniemywam", tak się tylko zastanawiam. A jeżeli chodzi o szukanie innego forum, nie piszę żeby szukała, tylko że tutaj nie znajdzie potwierdzenia swojej tezy, iż małżenstwo sakramentalne można unieważniać, kiedy tylko się chce.
A problemów wiary raczej tutaj nie rozwiąże, my tutak mówimy przede wszystkim o wierze w kontekście sakramentu małżeństwa, nie po to, obalać przykazania.

Ludzie szczęśliwi bywający tutaj raczej nas wspierają, nie nazywają potworami. I dzielą się wiarą w Boga, piszą jak wielką rolę pełni Pan w ich życiu.
Chyba jest różnica?
 
     
wito
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-22, 07:51   

"były mąż / była żona" "potwory".....
Ja im więcej faktów poznaję to mam problem z tym by inaczej o mojej żonie nie mówić.
I nie ma tego guziczka coby zrobić pstryk i koniec już nie kocham, pstryk nie ma problemu, pstryk.....
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2007-07-27, 23:08   

paula napisał/a:
Uwazam, ze nie powinno sie spowiadac ludzi na lozu smierci, bo to nie jest nawrocenie tylko strach

Paula... Pan Bóg jest bardzo łaskawy przyjmując nawet największych grzeszników do Swego Królestwa.
Nie wiemy jak będzie z nami, czy do końca wytrwamy, czy strach zaglądający nam w oczy nie sparaliżuje nas w obliczu naszej własnej śmierci.
Więc cieszę się, że Bóg daje "szansę aż do końca", jak łotrowi na krzyżu, który "jeszcze dziś będziesz w raju" - jeszcze dziś (w dniu Ukrzyżowania) wszedł z Jezusem do raju, a nawet nie miał szansy, aby wynagrodzić ludziom krzywdy!
Codziennie dziękuję Bogu za Jego łaskawość. Jest dla nas zbawieniem, Nadzieją i piękną Miłością.
Życzę Ci zbliżenia się do Boga tak mocno, jak nigdy dotąd.. W częstej Eucharystii, która jest Ci dana od Boga. Możesz przystępować do Komunii Świętej, więc kochaj Go za to całym sercem, że masz taką łaskę. Niektórzy tego tak bardzo pragną, a nie mogą spożywać Ciała Chrystusa..
 
     
paula
[Usunięty]

Wysłany: 2007-08-17, 13:44   

„Takie słowa jak "mój były mąż" nie tylko godzą w prawdę i szacunek dla sakramentalnych małżonków, ale mogą także niektórych obecnych tu na forum wiernych małżonków pragnących ratować swoje małżeństwa mocno zaboleć. Mnie bolą te słowa. :(„

Podpisuję się pod powyższym. Bardzo mnie bolą słowa, które godzą w prawdę i szacunek mojego sakramentalnego małżeństwa, które próbuje ratować przez otaczającym złem wynikającym z poglądów opacznie rozumianej wiary.

„Mówienie "mój były/-ła" to rezygnacja z jednego z przejawów wierności z obawy przed opinią publiczną. To argument dla współmałżonka i otoczenia, sygnał, że "wszystko skończone".”

To bywa sygnał, że nigdy nie było początku.

„Więcej miłości i empatii, bo jak widać rogaty nie śpi”

...i kogo mu się udało ustrzelić?

„Aniu, ja myślę, że jedno i drugie jest bardzo ważne.
Czas poświęcony dla Boga nigdy nie jest czasem straconym...”


Tak, tylko ważne żeby się nie pomylić komu i na co się poświęca ten czas.

„Boli mnie, bowiem w pośredni sposób godzi również w moje małżeństwo. Tworzy klimat "normalności" rozwodowej, banalizacji zła i w efekcie sprawia, że trudniej jest marotrawnemu mężowi czy żonie wrócić na drogę prawdy, gdy wokół nich akceptowane jest zło. Po co dodawać do zła zło? Zło, które ma wymiar społeczny i zarażający, zgubny wpływ na innych. Powiedzenie "były mąż" wprowadza ludzi w błąd, sugeruje, że małżeństwo przestało istnieć. A ono choć w kryzysie, nawet po rozwodzie przecież istnieje, jeśli jest sakramentalne. Tak jak rozwód nie jest prywatną sprawą bez znaczenia dla otoczenia, tak i mówienie "mój były..." też nie jest prywatną sprawą.”
I tu się tez zgadzam. Mnie też to boli, bo pośrednio godzi w moje małżeństwo. Bardzo trudno jest mojemu mężowi cieszyć się naszym małżeństwem, kiedy otacza nas potworny brak akceptacji. Po co dodawać zło do zła i nękać ludzi po tak ciężkich przejściach jak strata małżonka? To prawda, że mówienie po stwierdzeniu nieważności małżeństwa „mąż” i „żona” nie jest sprawą prywatną i należy się stosować do orzeczeń sądu kościelnego.

„A teraz tak na serio na temat dyskusji. Faktycznie określenie "był" czy "eks mąż" razi, a jeszcze bardzie razi mnie określenie "moja obecna żona/mąż".”

Dla mnie obie formy brzmią kiepsko, ale jakoś trzeba odróżniać te kolejne żony i mężów.

„Pytanie zdane tendencyjnie- przecież napisano Ci że się cieszymy że nie musisz czuć tego co my.
a wogóle osoba która tego nie doświadczyła jak widać nie umie całkowicie zrozumieć tej co doświadcza- bo powyższe pytanie dla niektórych może być traktowane jako gruboskórne i mało taktowne.”


Budująca wrażliwość na cudzą krzywdę.

„Chociaż nie mam jeszcze rozwodu moja żona opowiada o mnie "mój były" - fakt to boli. Ale o wiele bardziej boli to jak opowiada, ze teraz wreszcie jest szczęśliwa. O wiele wiekszym zgorszeniem jest to, że zniszczyła dzieciom dzieciństwo, że daje przykład córkom jak rozwiazywać problemy w małżeństwie - problemy, które sama stworzyła.”

Mam podobne zdanie wolę, żeby robić za ladacznicę niż unieszczęśliwić mojego męża.

„Nikt nikogo nie PRZYMUSZA do pójścia przed OŁTARZ lub USC i zawarcia PRZYSIĘGI MAŁŻENSKIEJ. Jeśli taki FAKT ZŁOŻENIA PRZYSIĘGI MAŁŻENSKIEJ ZAISTNIAŁ to nie ma nic"BYŁEGO" tylko zawsze jest.”

To właśnie, że przeszłości nie da się zmienić powoduje, że „byli mężowie” i „byłe żony” są nie tylko martwi, ale niektórzy (na szczęście) cieszą się życiem i dobrym zdrowiem. Fakt jest faktem, nawet jeżeli złożyliśmy przysięgę nie tej osobie, której chcieliśmy lub np. cudzej żonie czy mężowi, nie odwrócimy faktów i jak wybrnąć z tej sytuacji?

Zaczęło się od zarzutu wobec księdza w Sadzie Metropolitarnym w Poznaniu (druga instancja po Sadzie Biskupim w Warszawie, gdzie wyrok, który już zapadł o stwierdzeniu nieważności małżeństwa, jest tylko zatwierdzany), który powiedział „pana była żona”. Dobrze, ze ten ksiądz wierzy w swoją pracę, przecież bierze udział w procesach o stwierdzanie nieważności małżeństwa sakramentalnego. Ma zaprzeczać sensowi swojej pracy? Niech każdy mówi sobie, co chce, ale zmuszane innych np. tego księdza do spełniania fanaberii grupy niezadowolonych osób to graniczy z fanatyzmem religijnym. Ten ksiądz wierzy w sakrament małżeństwa i pewnie pomógł wielu osobom (nie tylko stwierdzić nieważność małżeństwa, ale też je uratować). Jeżeli o mnie chodzi, to nie powinno być procesów o unieważnienie małżeństwa. Jak ktoś chce odejść, powinien móc odejść i zawrzeć kolejny związek również sakramentalny, przecież człowiek jest wolny i tak nie uda się go zatrzymać siłą ani przy sobie ani w Kościele. Zresztą i tak to się dzieje, tylko związku są cywilne, a jeżeli nawet są sakramentalne, to i tak nikt tego nie respektuje. To po co ta cała farsa?

„Zgadzam się z tym co Ela (El.) napisała, że do prawdy trzeba dojrzeć, że potrzeba czasu i dyskusji, żeby uświadomić sobie w pełni prawdę z jak w istocie wielkim mamy do czynienia złem. Po to by samemu nie szkodzić innym. Dlatego dyskutujemy... :)”
To są święte słowa. Zgadzam się - dyskusja bywa pouczająca.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10