Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Ywetto...źle to wygląda i nieprawdziwie jak tu wszystko ! Klamstwa, oszystwa i brudny swiat....k którym wartościa jest praca i pieniądze. Zawsze mi to pachnie inna kobietą...bo takie też sa moje doświadczenia ! Krzyki, odrzucani i najgorsze słowa....a potem poczucie winy i poszukiwania ! I tak w kólko !
Dla mnie najważsniejsze jest oczyszczenie sytuacji...czyli wyjaśnienie sprawy ! Ot tak...dla awansu mysle, ż enie odchodzi sie od żony .....zreszta nie wiem !
Życzę Ci dużo spokoju i ciszy...tylko w takich okolicznościach będziesz mogła jasno i wyraźnie zobaczyć co sie dzieje ! Pozdrawiam !! EL.
yvette [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-08, 14:31
na początku też tak myślałam że nerwy potem zaczęły do mnie docierać informacje o praniu mózgu w koncernach handlowych, w ciągu 2 tygodni przeżyłam horror molestowania psychicznego-tak to określił mój przyjaciel który patrzył na to z boku chłodnym okiem.
mój mąż nie zdradził mnie z kobieta ale ze swoją firmą .Mówił jak nawiedzony o celach planach realizacji koncepcjach rozwoju itp spał po 4 godzny z komórką wręku bo klienci dzwonią .....
[ Dodano: 2007-04-08, 15:44 ]
EL. dzięki
Wiem że wydawać sie może niemożliwe że nie chodzi o inną kobietę ale na pewno nie chodzi mam stu procentową pewność. Choć wcześniej takie myśli mi krążyły po głowie- ma inną-ale jednak nie. Przeżyłam kilka zdrad w swoim życiu i mam po tym względem bardzo dużą intuicję to sie po prostu wie.Choć obok intuicji przemawiają tu tez i fakty.
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-08, 14:48
Chyba zostaje Ci cierpliwie czekać. Takiego napięcia raczej nie da się długo wytrzymać. Może on w końcu zatęskni do domowego spokoju.
yvette [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-08, 14:54
Wanbona
Mam taką nadzieje i dlatego po jego słowach że rodzina mu nie jest potrzebna że nienawidzi kobiet i nie chce dzieci bo na nie trzeba zarabiać i że chce byc sam wolny i niczym nie związany wystawiłam mu laptop za próg.Może samotne świeta go otrzeżwią. Nie ma firmy nie ma klientów psełdo przyjaciela trenera.(nauczył sie nawet palić dy kontakt z kientem złapać wcześniej nienawidził papierosów )
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-08, 15:07
A czy Wy macie dzieci?
yvette [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-08, 15:11
Nie mamy dzieci staraliśmy sie nie udało.
[ Dodano: 2007-04-08, 16:22 ]
Wiesz psuć sie zaczęło włąściwie tylko przez pracę ja swoja straciłam a on znalał w znanej światowej firmie. Zączły sie wyjazdy do hoteli luksusowych na różne imprezy, szkolenia zabawy itp. Resteuracje i cały ten luksus wielkiego świata.Mąż miał pretensje że nie gotuje tak jak jadł w tej albo innej resteuracji.Maż stwierdził że niepotrzebuje domu bo takie życie jak w jego firmie mu bardziej odpowiada że nienadaje sie na męża i ojca. że dojrzał i ma inne cele a ja jestem dobrą osoba i żoną ale on tak nie chce żyć.
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-08, 15:31
Znam kilka takich przypadków, gdzie "światowe" życie zawróciło w głowie.
Teraz sobie pomyśl, czy Twój mąż jest człowiekiem rodzinnym, jakie miał priorytety dotąd. Może znajdziesz odpowiedź, czy to tylko chwilowy zachwyt wielkim światem.
yvette [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-08, 15:45
Mąż jest z rozbitej rodziny, żył w awanturach rodziców i zawsze wydawało mi sie że marzył o szczęściu rodzinnym.Ale też ma straszny kompleks niższości i ogromne ambicje.Wcześniej chciał mieć rodzinę ale teraz stwierdził że pasuje mu inne życie.Nie wiem ale ciągle powtarza że jest złym człowiekiem i draniem i handlowcem a oni tacy są .Identyfikuje sie z tym zawodem totalnie.
[ Dodano: 2007-04-08, 16:55 ]
Jestem w zupełnej rozsypce.Wiem że w tym wszystkim była też moja wina!Boję sie przyszłości tęsknie potwornie. Marzyłam o dzieciach mężu o rodzinie wszystko prysło przez firme U.....
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-08, 16:05
Może jednak zauważy, że firma mu szczęścia nie da, jedynie jego namiastkę.
_zosia_ [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-09, 20:53
Yvette, moj maz jest kompletnie zniewolony swoja praca. Uwazam, ze to jest sekta, jego pracodawca swietnie nim manipuluje, calkowicie go indoktrynujac.
Jest dokladnie tak jak napisalam, nic dodac nic ujac. Z sekty niewielu osobom udaje sie wyrwac, trzeba tez chciec uwolnienia.
Nie wiem co bedzie dalej...
Mikula [Usunięty]
Wysłany: 2007-04-12, 10:28
Witam cieplutko wszystkich piszących w tym kąciku! Tak bardzo się cieszę, że tu dotarłam. Rozpaczliwie potrzebuję pomocy...
Od 12 lat zyjęz moim obecnym mężem. Jesteśmy 5 lat po ślubie. Bylismy dla siebie pierwszymi miłościami. Ot, cudownie zakochane dzieciaki, poznawaliśmy razem świat i wkraczaliśmy w dorosłość. Nigdy nie było idealnie, oboje mamy burzliwe temperamenty. Jednak mimo wielu kłótni nie wyobrażaliśmy sobie zycia bez siebie. Pobraliśmy się wcześnie, pragnęłiśmy ciepłego domu i dziecka. (Mąż stracił swoją mamę -psychologa, kiedy miał 15 lat. Popełniła ona samobójstwo -prawdopodobnie przyczyną było nieszczęśliwe małżeństwo zabijające ją dzień po dniu. Ja byłam nie tylko jego dziewczyną, ale przyjacielem i całym swiatem, ratunkiem...). Dwa lata po slubie we mnie cośpękło. Poczułam się niespełniona w tym związku. Poczułam, ze moje potrzeby się nie liczą, że mąż o mnie nie dba. Pewnie podłożem tego były bezskuteczne próby zajścia w ciążę..Dominik często wtedy wychodził z kolegami-a to impreza, a to koncert, rajd. Ja siedziałam sama w domu..i zaczęłam uciekać w wirtualny świat. Poznałam tam człowieka, który mnie słuchał.Po prostu słuchał, śmiał się ze mną, interesował moimi sprawami. Nigdy go nie widziałam, ani nawet nie słyszałam, lecz bardzo szybko stał się kimś, bez kogo nie wyobrażałam sobie dnia. POwiedzieliśmy sobie kiedyś, ze się kochamy..choć teraz wiem, ze to nie była prawda.. Mąż odkrył moją tajemnicę. To było straszne..W pierwszym momencie ja chciałam odejść, ale on mi nie pozwolił. Powiedział, że nie wierzy, ze mogę kochać kogoś z komputera, ze pogubiliśmy się, że on wie, iż kocham jego, że nasza miłość jest wielka i on mi o tym przypomni. Nastały piękne dni i byliśmy szczęśliwi. Ja nagle poczułam i zrozumiałam, że prawie straciłam miłość mego życia. Od tamtej pory kocham męża jeszcze bardziej, ta miłość jest dla mnie jak świętość.. Ale nadszedł czas na powracającą falę..W zasadzie spodziewałam siętego i byłam gotowa udżwignąć taki krzyż. Jednak przyszło to w najmniej odpowiednim momencie.
Po tamtym pogodzeniu i odnowie zwiążku zaczęłiśmy intensywnie zajmować się sprawą naszego bezskutecznego starania sięo potomstwo. Okazało się, że mąż ma bardzo słabe nasienie i jedynie zap.łodnienie pozaustrojowe daje nam szanse na rodzicielstwo. Ja bardzo siętego bałam. Nie tylko ze względów moralnych, ale i fizycznych. Te moralne pomógł mi złagodzićprzyjaciel-ksiądz. Z fizycznymi radziłam sobie sama. To było rok temu, w marcu. Mąż mówił wtedy -" To jest nasz rok!" I wszystko na to wskazywało. Zaszłam w ciążę za pierwszym razem " Macie pańsr\two niesamowite szczęście"-usłyszeliśmy od lekarza. I ja czułam, ze to szczęście, fart, nagroda za to, że wtedy o mało siebie nie straciliśmy. Ale szczęście nie trwało długo. JUżna początku ciąży zauważyłam, że mąż sięode mnie oddala. Każdego dnia jest dalej. Nie było masaży, spełniania zachcianek. Nie było dotykania brzucha i pieszczot. Byłam praktycznie całymi dniami sama (on jest przedstawicielem). Wtedy tak bardzo tego nie dostrzegałam, zrzucałam wszystko na jego pracę, której oddawał się bez reszty (a to przecieżtakie typowe -przyszły ojciec zabezpiecza rodzinie przyszłość). Kiedy urodził się Mikołaj przeżyłam prawie załamanie, bo mąż zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Godzinępo porodzie jużpojechał do pracy, a ja sleżałam sama w sali i patrzyłam jak inne żony wtulają się w swoich mężów. Kiedy przywióżł nas do domu, też zaraz uciekł...Było mi ciężko. Tak bardzo potrzebowałam wtedy jego miłości, ciepła. To trwało aż do poprzedniej soboty. Przez ten czas wiele razy pytałam co siędzieje, zarzucałam, że jest taki osły, prosiłam, błagałam, żeby dal mi trochę miłości...
Mąż mówi, że wtedy, te kilka miesięcy temu to w nim coś pękło. Wrócił ból tamtej przeszłości, i mojej zdrady. Że on oddalił się ode mnie, uciekł w pracę, bo tak bardzo bolało go to, że zrujnowałam wtedy nasz świat. Do tego od stycznia prowadził najpierw miłą znajomość, potem cośw rodzaju flirtu, z koleżankąz pracy. Były to tylko smsy, nie znająsiępraktycznie, mieszkamy w innych miastach. To jednak bardzo mnie zabolało.
Od tygodnia siedzimy każdego wieczora i próbujemy pozbieraćresztki naszego zwiążku. Tylko to jest jakaśchora sytuacja, w której ja nie widzęwyjącia. Mnie boli to, co zrobił, jestem w stanie mu wybaczyć, lecz oczekuję, że mi pomoże swojąmiłościąi ciepłem. On mówi, ze nie potrafi nagle zacząć obsypywać mnie czułosciami, bo to byłoby nie fair. Że nie jest w stanie teraz się
do mnie zbliżyć. Że ta dziewczyna nie miała zupełnie żadnego znaczenia, że to nie było nic prawdziwego -jedynie głupia uciaczka, i cieszy się, że to odkryłam, bo przynajmniej teraz jest jakiś zwrot .
Widzę, że się miota. Widzę, że jest mu tak bardzo źle z tym, że mnie skrzywdził. On proponuje byśmy narazie przestali mówić o tym wszystkim, a zaczęłi żyć. Chce, jak to powiedział, "nauczyćsię zyć ze mną". Wracać wcześniej z pracy, uczestniczyćw domowym zyciu. A mnie jest tak trudno to przyjąć, bo chciałabym słyszeć deklaracje, miłe słowa, zapewnienia miłości - bo jak inaczej mam mu wybaczyć? Poza tym bojęsię, że jeśli nie potrafił przezwyciężyć negatywnych uczuć do mnie, w momencie gdy byłam bezbronna - w ciąży, to jak to może staćsięteraz? Czy on mnie znowu może pokochać? A jak długo ja wytrzymam, by go nie zacząć nienawidzić za wszystkie tamte dni, gdy byłam sama...?
Kochana Błekitna, i wszystkie zyczliwe duszyczki, proszęWas bardzo o pomoc.
Mój synek, nasz synek ma teraz cztery miesiące - pragnęliśmy go jak słońca. Teraz jest, leży tu obok śmiejąc się do mnie, a mnie pęka serce...Nie wiem , co robić...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.