Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: administrator
2006-07-27, 11:11
Przeżyć zdradę i odzyskać nadzieję.
Autor Wiadomość
mariami57
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-20, 13:39   

Jestem w wielkim kryzysie. Od 2 tyg. wiem, że mój mąż kocha inną. Dzsiaj wydaje mi się, że nigdy nie wstanę z kolan. Był już krzyk, płacz, próby negocjacji, kłamstwa,że rodzina jest najważniejsza,ale treść sms nie pozostawia złudzeń. Umieram
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-20, 14:35   

Bardzo Ci współczuję
Mam ogromną prośbę do Ciebie :)
Wycisz się, wypłacz jeśli sprawia Ci to ulgę ,a potem się pomódl.
Emocje nie są dobrym doradcą.
Zajmij się sobą, domem, nie wiem czy macie , dziećmi. A napewno przydzie czas na rozmowy, decyzje i działanie.
Nie jesteś sama :)
Pozdrawiam serdcznie:)
 
     
Tadeusz
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-20, 22:44   

Mariami takie :shock: oczy zrobiłem jak przeczytałem Twój post. Nie wiadomo jak Ci pomóc. Wiesz między wami jest obecny Chrystus i on nie pozwoli Tobie odejść, zbyt proste On pomoże Tobie walczyć. Mirela pięknie napisała. Tak z daleka wygląda jakby rogaty dopadł Twojego męża. Na początku jest na pewno ciężko nie wiadomo co robić ? czego się chwycić ? Ale najważniejsze że tu trafiłaś !
Jest taka książka „Moc sakramentów” autora Briege McKenna OSC
Tam jest krótko o mocy sakramentu małżeństwa, jest opisana podobna sytuacja do Twojej i jak Chrystus pomaga. Żeby wygrać tą walkę trzeba być codziennie na mszy św i komunii.
Ja też w ten sposób się uratowałem

Pozdrawiam ;-)
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-21, 06:33   

Mariami - wycisz się. Złością, emocjami, nic nie osiągniesz. Tylko spokój. Wydaje mi się, że w tej chwili tylko przez modlitwę możesz go osiągnąć. Ja, gdy dowiedziałam się o zdradzie, modliłam się bardzo dużo. Można powiedzieć, że "klepałam" pacierze - to pomogło mi przetrwać najgorsze chwile.
Świeże rany bolą - musisz mieć tego świadomość, ale czas leczy rany. Poczytaj, co tu piszemy - są pewne etapy "dochodzenia" do siebie.
A z drugiej strony - może wyolbrzymiasz sprawę. Może nie jest tak źle? Rozmawiałaś z mężem?
 
     
chagrine
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-29, 22:12   

Jeju a na jakim etapie jestem ja?Kręcę sie w kółko,chciałabym zatrzymac ten natłok mysli w głowie i nie wiem jak.Oszalec idzie.Wanboma,piszesz o modlitwie....jeju ja tez klepałam pacierze,wierzyłam,wciąz od nowa,choć od męza dostawałam tylko ciosy w samo serce.Modliłam sie i wierzyłam....aż cos we mnie pekło.Mniej sie modlę i wcale mi nie jest z tym łatwiej.Gdy zaczynam od razu płacze,bo ...no własnie gdzies ta nadzieja znikneła.I bez niej to jak bez światła....
Mariami Wanboma ma racje,szukaj spokoju i uciszenia w modlitwie,to jedyny ratunek....mi tez ona pomagała,było łatwiej.Dzieki niej nadal jestem...I z Wami zaczynam powolutku,małymi kroczkami na nowo wracac własnie do modlitwy.Chce wierzyć,że moja obecność tutaj nie jest przypadkowa.Aby móc jeszcze cos zrobić z marnymi kawałkami puzzli mojego małżeństwa musze odszukac spokój i...BOga przede wszystkim,bo tylko On może zdziałac cud....jesli taka będzie Jego wola. :cry:
 
     
wabona
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-30, 03:59   

Chagrine - u mnie było tak - dużo się modliłam, "klepałam pacierze". Potem jabym przestała się modlić - tak mi się wydawało. Ale modliłam się - tylko inaczej - mniej, ale bardziej świadomie. Teraz też się modlę, a raczej bardziej rozmawiam z Jezusem. I już się nie modlę o ocalenie małżeństwa. Zaufałam Panu, powierzyłam Mu się całkowicie. I tak jest dobrze. Kiedy zaczynam snuć plany, pojawia się myśl - nie, Ty Panie zrób, jak chcesz, niech się dzieje Twoja wola, nie moja. I żyję - już nie martwię się, że czas ucieka a ja stoję w miejscu. Bóg wie, co jest dla mnie dobre i ja Mu ufam.
 
     
Jo-anka
[Usunięty]

Wysłany: 2006-11-30, 07:08   

Tak Wanboma- tylko Pan wie, co dla nas najlepsze. Niestety trudno nieraz tak po człowieczemu poddać się temu i cierpliwie trwać w niedoli.


A przeciez to cierpliwe trwanie z pokojem i pokorą tylko świadczy o poziomie naszego człowieczeństwa. Podziwiam Cie Wanbomka- jesteś wspaniała kobietą!!! We wczesniejszych postach rozpacz była okropna, teraz jednak jak Cię czytam, to bije od Ciebie spokój i zaufanie Panu.


Wiecie- tak to chyba jest, ze w tej pierwszej fazie szoku i bólu człowiek "klepie pacierze" jak najwięcej, jak najczęściej- idzie się chyba bardziej w ilość ;-) a potem przychodzi inna modlitwa- taka bardziej z serca, czasem nawet bez słów.
Ja przeszłam teraz już w ten drugi etap- pierwszy jednak trwał baaardzo długo
 
     
milka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 10:43   nie umiem sie odnależć

witajcie! Moi dobrzy znajomi, po kilku trudnych dla mnie rozmowach, zasugerowali zebym zajrzała tutaj. Cóż, jestem więc.
nie wiem od czego mam zacząć. Miliony myśli kłębi sie w mojej głowie....Choć minęło już ponad dwa miesiące, kiedy mąż powiedział mi, że poznał inną kobietę i że chciałby z nią spróbować...ta nowina mnie już wtedy zabiła...Zawsze, na każdym kroku, w każdym telefonie, sms-ie, czy liście mówił mi że bardzo mnie kocha. A ja wierzyłam w tę jego miłość. Wierzyłam tak bardzo,że nikt nie potrafił mi jej zburzyć, zasiać jakichkolwiek wątpliwości. Wiele osób mówiło mi, że skoro przebywa za granicą, z dala od domu, to pewnie chodzi na prawo i lewo, bo faceci tacy są. Nie wierzyłam w to, broniłam go przed takimi opiniami, obrażałam się, gdy ktoś mi coś takiego insynuował. A jednak! Czyżby wszyscy wiedzieli lepiej niż ja? czy wszyscy znali go lepiej niż ja?
Dowiedziałam się, że to koniec jakieś 10 minut po stosunku, kiedy rozmarzona przytuliłam sie do niego, i jak zwykle zapytałam, czy mnie kocha. Odpowiedział: <trochę>. A potem zaczął opowiadać o niej. Zaproponował mi nawet rozmowę z nią przez telefon. NIe chciałam. Bo po co? tego samego dnia on wyjechał. czułam, ze nie był pewny swoich uczuć. Nie wiedział jeszcze, na co ma się zdecydować, którą z nas wybrać. Dałam mu więc czas. Napisał mi potem na skypie, że wybiera być z kimś innym razem. Pytałam, czy faktycznie to przemyślał, bo jesteśmy rodziną, mamy dzieci. Tak, tak właśnie zdecydował. On już nie czuje, że jest nam potrzebny, że będzie nam lepiej bez niego. Skąd on może to wiedzieć???
Od tego czasu minęło już dwa miesiące. Uzgodniliśmy, ze sie rozejdziemy. Poprosił o rozwód bez orzekania o winie. Zgodziłam się w pierwszym odruchu. Przecież nic nie da sie posklejać na siłę. A teraz ciągle siedzę i płaczę. Każdego dnia. Kiedy usłyszę ulubioną naszą muzykę, film...Myśłi o nas wypełniają każdą moją chwilę. NIe umiem spąć, nie potrafię jeść, nie potrafię cieszyć się z czegokolwiek. Najgorsze jest to, że żadne z nas nei powiedziało o tym dzieciom. Nie mam odwagi tak ich zranić i ja im o tym nie powiem. Z tego co wiem, mąz nie złożył jeszcze dokumentów do sądu. Nie kontaktuje sie z dziećmi, ani ze mną od Wigilii. CZekam na jego jakiś krok i żyję w zawieszeniu. Jestem zrozpaczona, nie wiem, co mam robić. NIe wiem, czy chciałabym, żeby do nas wrócił. Jedno jest pewne: wolałabym, żeby to wszystko nigdy sie nie wydarzyło. Straciłam grunt pod nogami, jedyną motywację, która nadawała sens mojemu życiu. Przagrałam!
 
     
rot
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 12:40   

Milka... nie przegrałaś !!! Wybij to sobie z głowy !!! Powiem więcej, nie masz prawa tak mówić... Teraz musisz zadbać o siebie, swój wewnętrzny spokój i równowagę. Jeśli jest z Tobą faktycznie tak źle jak piszesz to polecam jak najszybciej udać się do psychologa i psychiatry... pamiętaj, że masz dzieci i musisz funkcjonować normalnie. Nikt tutaj nie poprze Twojej zgody na rozwód... ja też, są inne rozwiązania równie dobre. Zgadę tą traktuję jako decyzję nieprzemyślaną wypowiedzianą pod wpływem emocji. Milka dobrze, że trafiłaś do nas ;-) . Tutaj sami tacy połamacy życiowi, ale nawzajem do pionu się podnosimy. Bądź teraz z nami... napisz też coś więcej o sobie... pamiętaj również, że jest to forum katolickie, a skoro tak to wiesz, że siebie samych oddajemy JEMU )))
 
     
milka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 16:41   

wobec tego jakie widzisz inne rozwiązanie niż rozwód? pytałam kilkakrotnie czy naprawdę tego chce. odpowiedź była jednoznaczna i nie pozostawiająca złudzeń. Owszem, zgodziłam sie pod wpływem impulsu, złości. Ale co miałam robić, co innego mi pozostało???? czekam już dwa miesiące na jego krok. żyję w niepewności, każdego dnia, każdej godziny i minuty. Wiem, że go kocham, jestem tego pewna, ale nie umiem prosić o miłość. to mnie przerasta. Nie umiem żebrać o uczucia. On spędza swój czas z nową kobietą i jej dzieckiem. To boli. Ja pozostałam w domu sama, z dwojgiem dorastających dzieci, z masą problemów z którymi nie potrafię dać sobie rady. Nie mam juz sił na nic. nie chce mi się żyć.
 
     
Agnieszka2
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 17:36   

Milka, rozwod nie jest rozwiązaniem , bo nie rozwiąże Twoich problemów. Sama je musisz rozwiązać, z Bożą pomocą i pomoca przyjaciół. Zostaw go , nie pytaj, nie proś, nie nalegaj. POczytaj posty na forum, większośc z nas przechodziło to co Ty, są na Twoim etapie, albo na etapie dalej. Ja przeżywałam to co Ty równo rok temu. I wyszłam z tego. Początkowo na prochach, terapii psychologicznej. Potem modlitwa, praca, przyjaciele, także z tego forum. Teraz ciągle kocham, ciągle nie jesteśmy razem, mój mąż tez chce rozwodu. Powiedziałam nie. Mi rozwód nie potrzebny. Ale żyję. Mam dołki. Ale mam też sens życia, Samo życie jest sensem. Potrzfię się nim cieszyć, nie cały czas, czasami. Ale potrafię. I Ty tez będziesz potrafiła. Tylko przestań żyć dla swojego męża, swoim mężem. Zacznij żyć dla siebie. Zrób coś. Jesli problemy Cię przerastają, poproś kogoś o pomoc. Może my pomożemy. Tylko musisz napisać , pomyśleć, zastanowić się , wziąć w garść. Jesli nie dajesz rady sama, idź do psychiatry po antydepresanty. To nie wstyd. Ale pomaga. Serdecznie pozdrawiam. A.
 
     
milka
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 18:00   

mówisz, przestań żyć nim i dla niego. zacznij żyć dla siebie. Ale jak to zrobić? zasypiam z myślą o nim, zadając sobie pytanie dlaczego, budzę się w nocy, bo mi się śnił, kiedy wstaję znów jest moją jedyną myślą... to jak obsesja....dopada mnie na każdym kroku. NIe mam przyjaciół, poza tymi z netu, z którymi mogłabym rozmawiać. jestem jedynaczką, więć poza mamą nie mam nikogo. Jego rodzina, jak to zwykle w takich przypadkach bywa, jest po jego stronie. I nie ważne , że to on zawinił. Nie ważne, że nie chciał być na święta BOżego Narodzenia i Nowy Rok ze swoimi dziećmi. Zresztą mnie też powiedział dwa tygodnie przed Wigilią że dochodzi. Taki prezent dostałam! i jak teraz z tego wyjść? Psychiatra? owszem, ale nie ma w mojej miejscowości. Wyjazd i prywatne wizyty to koszta. Nie mam na to. Nie dostajemy kasy od męża a z jednych poborów uszczuplonych przez zwolnienie lekarskie ciężko mi jest powiązać koniec z końcem. Tak więc zastosowanie się do Twoich porad graniczy dla mnie z cudem. Ale bardzo potrzebuję jakiegoś, choćby emocjonalnego wsparcia. Czuję, że ginę, że wpadam w ogromną przepaść, z której nie dam rady sama się wydostać. Pomóżcie mi. Tak bardzo potrzebuję słów otuchy!
 
     
Mila
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 18:43   

Witaj Milko! Agnieszka2, dobrze Ci radzi, jeżeli nie możesz normalnie funkcjonować wybierz się do lekarza, ja na początku, gdy dowiedziałam się zażywałm leki przez ok. miesiąc, potem odstawiłam, bo na ból duszy znalazłam najlepsze lekarstwo : codzienną eucharystię i adorację Najświętszego Sakramentu. Opwiedziałam o swoim bólu Jezusowi i tak mi zostało On wie o mnie wszystko i nie spuszcza mnie z oczu. Wiem, że to moje cierpienie ma sens, przeczuwam to. A Tobie będzie teraz na początku ciężko, musisz trwać, tu na forum jest wiele osób silnych, które podziwam, wszyscy Ci pomogą, bo najlepiej zrozumie Cię ten co przeżył to samo...
 
     
kotella
[Usunięty]

Wysłany: 2007-02-08, 21:54   

Droga Milko!
Jestem całym sercem z Tobą.
Ja też dowiedziałam się o innej kobiecie w tym samym czasie co Ty (dzień prze Wigilią). Czuję dokładnie to samo - muzyka, wiersze, zdjęcia - wszystko wzbudza we mnie ogromny smutek, żal. Jest ciężko. Strasznie ciężko, szczególnie gdy myślę o tym, że on jest szczęsliwy a ja nie.
Do tego ja muszę uśmiechać siędo dwójki naszych małych dzieci i odpowiadać 20 razy dziennie na ich pytanie "gdzie tatuś?".
Ale kocham, trwam, chwile słabości, zwątpienie, rozpacz, cierpienie, wszystko to oddaję Bogu. On może wszystko. Nie bój się Milko, Bóg jest z Tobą, jest bardzo blisko. Pozwól Mu Ci pomóc.
Na tym forum w dziale "Zycie duchowe" są cudowne modlitwy za małżeństwo i małżonków. Mi bardzo pomagają.
Sprawę rozwodu zostaw, zajmij się sobą, swoim samopoczuciem. Nie zgadzaj się na nic pochopnie ani w złości. Przymyśl i omódl wszystko. Pomyśl, czego Ty chcesz...

Ściskam i przytulam,
Kotella
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9