Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Po wspólnym wyjeździe

Zostawic ja czy trwac nadal?
Zostawic
8%
 8%  [ 2 ]
Walczyć dalej
92%
 92%  [ 23 ]
Głosowań: 25
Wszystkich Głosów: 25

Autor Wiadomość
maciej
[Usunięty]

  Wysłany: 2006-04-25, 19:50   Po wspólnym wyjeździe

Jak pewnie niektorzy pamietaja moja historia ciagnie sie juz jakis czas:
( http://users.nethit.pl/forum/read/sychar/4000295/ )
Wlasnie wrocilem ze wspolnego wyjazdu na narty z zona. Bylo wydawalo sie "dobrze"
tzn. zachowywalismy sie prawie jak za starych dobrych czasow. Wspolne narty , luzne rozmowy na tematy ogolne. Co prawda bez seksu , ale wzajemne przytulanie w lozku, wydawalo sie ze jest ok, ze cos zaczyna sie w niej budzic. Staralem sie zgodnie z dobsonem nie poruszac tematu "jego". Ostatniego dnia jednak rozmowa zeszla na wiadomy temat . Zona stwierdzila ze jestem jakis taki dziwny (staralem sie dystansowac , byc mily ale bez przesady "slodki") i ze ona ten nasz wyjazd to traktuje jako jakis "uklad" z naszej strony, zeby otoczenie (rodzice znajomi) nie wysnuwali jakis przypuszczen i o co wlasciwie mi chodzi.
Powiedzialem jej wiec wprost: Ze cie po prostu KOCHAM ale nie chce byc z toba na siłę, jak ci się nie podoba to droga wolna. Stwierdzila ze traktuje mnie jak "przyjaciela" (byla zeczywiscie mila)) ale ze nie podniecam ja erotycznie i nie ma do mnie nadal zaufania (ze nic razem wg niej nie zbudowalismy przez te X lat) i ze to trwa wg niej znacznie wczesniej niz jej romans.
Szczerze mowiac mam juz coraz bardziej tego dosc. Zona wykazuje tu totalny egoizm i to w "meskim" stylu czyli "zamienie cie na nowszy model". Jak sobie przypomnie i przeanalizuje jej zachowania przez te lata malzenstwa to zawsze byly jakies konflikty wynikajace z jej strony.W łóżku nigdy nie była jakimś demonem ale stwierdziłem ze poczekam do 30 aż sie hormony obudzą , no i obudziły się ale nie dla mnie. Odnosze wrazenie ze wyszla za mnie za maz po to zeby uwolnic sie z domu i moc robic co chce, zas swoje cele zyciowe bedzie realizowac "po trupach" z kimkolwiek.
Zaczynam sie powaznie zastanawiac czy po prostu nie zostawic tego wszystkiego do wszystkich diablow, moja gorycz wobec zony jest coraz wieksza ;-(. Moze znalesc sobie jakas nowa kobiete (ciezkie to bedzie bo mysle caly czas o zonie) i moze nie sakramentalnie ale zaczac wszystko od nowa. W imie czego mam sie meczyc. Zasad? Wiary? Danego slowa ktore zostalo zbrukane?
Wydaje mi sie ze jestesmy teraz na etapie, ze razem jest zle ale nie wiemy czy osobno nie bedzie jeszcze gorzej. Kontrakt zony trwa do sierpnia i sam nie wiem co zdarzy sie potem ;-(. Chciałbym zeby znowu mnie pokochała, zeby chciała być ze mna , kochać się,dzielić radościami ale tu chyba nawet Juda Tadeusz nie pomoże ;-(
 
     
Anula
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-26, 07:52   

Macieju , wstań i walcz ! Czy wydawało Ci się , że ten wyjazd wszystko zmieni , jak za dotknięciem czarodziejskiej różdzki ? Miłosć to odpływy i przypływy . Czekaj na przypływ . Nie zniechęcaj się tak szybko . Poczytaj o naszych mężach . Wszyscy tu uzywamy słowa AMOK . Twoja żona jest pod wpływem złego ducha i trzeba się modlić o jej nawrócenie . Niedowiarku , a moze jednak spróbujesz z tym Sw. Judą Tadeuszem , co ?
 
     
maciej
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-26, 18:17   

No wiesz takim niedowiarkiem to ja nie jestem ;-) . Do Judy Tadeusza modle sie regularnie, a pierwszym efektem bylo znalezienie zeczy ktora myslalem ze stracilem ;-) wiec cos w nim jest . Walcze juz praktycznie 9 miesiecy odkad sie dowiedzialem o sytuacji, a romans zony trwa juz ponad rok ;-(, zas przed jej wyjazdem tez nasze stosunki byly kryzysowe. Moja sytuacja z innymi parami wydaje sie w sumie dobra bo z zona regularnie rozmawiamy, moje odsuniecie od 2 miesiecy (rzadsze telefony, kontakty) zostalo przez nia zauwazone i nurtowalo ja caly nasz wspolny pobyt. Teraz wybieram sie znowu na dlugi weekend tym razem jednak nie na teren neutralny tylko na "jej" tereny, zobaczymy jak to bedzie wygladac.
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-26, 18:28   

Maciej,
A może te wspólne wyjazdy to za wczesnie?
Może trzeba jeszcze trochę tego odsunięcia?
 
     
maciej
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-26, 23:03   

hmm zona tez chciala tego wyjazdu i generalnie naprawde bylo nam razem bardzo milo, i gdyby nie ta rozmowa na koncu to naprawde pomyslal bym ze najgorsze juz minelo ;-(.

Sam nie wiem co robic, bede z nia znowu przez dlugi weekend i zobaczymy co z tego wyjdzie. Nie wiem wlasnie jak sie zachowywac w trakcie. Na ile byc milym a na ile zdystansowanym. Najgorsze ze w czasie tego wyjazdu mam miec tez spotkanie zwiazane z ewentualnymi rozmowami o prace dla mnie. Decyzja o tym czy rzucic stabilna prace w Kraju na rzecz nowego wyzwania (tez w zawodzie) na zachodzie jest dosc strategiczna dla mojej (naszej) przyslosci, a nie moge tego podejmowac nie wiedzac czego wlasciwie chce moja zona.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-27, 11:22   

:shock: no to masz zagwozdkę, chociaż taka sytuacja z pracą + Twoje zdystansowanie mówi żonie wyraźnie wóz albo przewóz... Duchu Święty przyjdź!...
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-04-28, 08:16   

Maciej,
Będę trzymac kciuki za ciebie. Tak to jest że wszystko ma tendencje do gromadzenia się w tym samym czasie. Przynajmnie u mnie. U ciebie też. Trzymaj się spokojnie i staraj rozmawiać. Moim zdaniem to najlepsze co można zrobić. Mam nadzieję że uda sie rozmawiać spokojnie i "konstruktywnie". Jak napisałes - jest o czym. I staraj się być sobą.
Jeśli żona sama chciała wyjazdu- to może to jest ten znak i sygnał. Ta szansa.
 
     
maciej
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-09, 16:55   No i po wspolnym tygodniu

No i wrocilem po tygodniu razem. Uczucia mam mieszane, znowu zona byla bardzo mila, chociaz udalo nam sie troche poklocic , ale na tradycyjne "malzenskie" tematy.
Staralem sie jak moglem, na tematy kochanka nie rozmawialem (poza moze 2 uwagami)
pichcilismy razem kolacje ,wieczorne "przytulanie" (bez seksu) itd....
Rozmowa o prace jak na razie nad wyraz pozytywnie (mam miesiac na podjecie decyzji)
Pojawily sie z jej strony zwroty typu "Przyzwyczajam sie do ciebie", pewne zwroty na temat przyszlosci.
Na koniec tradycyjnie stwierdzilem ze jej nie trzymam i jest wolna jak nie chce ze mna byc.
A ona zadala wtedy ciekawe pytanie : "A co jak chce z toba byc?"
Nie wiem co o tym sadzic , z jednej strony patrze optymistycznie na przyszlosc, z drugiej
mimo wszystko przeraza mnie egoizm mojej zony i jej pewne zachowania.
Staram sie zapomniec o zeczach ktore wiem na temat jej romansu (a jak pewnie pamietacie z poprzednich post-ow wiem "za duzo") ale czasami jak sobie przypominam az mi serce "zamiera"
 
     
zuza
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-09, 22:15   

Macieju, Macieju,
No to może małżonka widzi że się lekko wymykasz. A kobiety oprócz przekory mają rozwinięte poczucie własności ( no niektóre wybitnie).
To może to jest ta szansa?
Wymykaj się lekko dalej. Pomyśl. Może zona zacznie zdobywac coś co traci?
Co by nie było- nadal trzymam kciuki i cieszę się bo czuję że jesteś bardziej "zadowolony" jak ostatnio.
 
     
maciej
[Usunięty]

Wysłany: 2006-05-09, 23:12   

Dzieki Zuza ;-) .
Zawsze milo czuć czyjeś poparcie, a to forum naprawde mi je daje. Żona jest bardzo ambitna i wydaje mi się że zaczeła myśleć o tym wszystkim inaczej po moim stwierdzeniu że "zawsze wygrywam" które jej powiedzialem wprost czyli :że jak bedziemy razem to bedzie "glowna wygrana" zas gdy mnie zostawi to znaczy ze nie byla mnie warta wiec tez jakos "wygralem" bo mam szanse ułożyć sobe życie. Stwierdzenie może brutalne ale wydaje mi się że zgodne z naszym ulubionym autorem ;-) .
Nie wiem jak to się dalej rozwinie, jestem dzisiaj dobrej myśli ale jak bedzie naprawde zobaczymy. W każdym razie rada dla tych co są "na początku" nie dajcie się zwariować, dbajcie o siebie, czymś się zajmijcie, spotykajcie się ze znajomymi żeby tylko głupio "nie myśleć" w samotności. No i módlcie się do Judy Tadeusza !!!
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 11