Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Witam cię , Błękitna.
Jestem od dwóch m-cy w separacji , po 10 latach małżeństwa. Historia podobna do wielu tu opisanych , po kilku m-cach oszukiwania mąż przyznał sie , że ma kogoś. Po kolejnym m-cu wyprowadził się z domu. Nie moge sie z tym pogodzić, wielokrotnie prosiłam go aby nie zostawiał mnie, dziecka (które ponoć bardzo kocha), aby wrócił do nas. Kocham go nadal, jestem skłonna mu wybaczyć, ułożyć życie od nowa. Niestety wszystkie rozmowy , prośby nie dają żadnych rezultatów, nie chce zrezygnować ze zwiąku z ta drugą. Nie wiem jak mam postępować, jestem na skraju wyczerpania nerwowego, pełna emiocjonalnej huśtawki. Nie liczę na cud, ale może psychologia zna jakieś metody postępowania, aby wypracować małymi kroczkami droge powrotu męża do domu. Może jest szansa na wybudzenie go z tego opętania?
Może komuś udało wpłynąć na swojego męża i nie czekła z złożonymi rękami na to co czas pokaże, ale podjął jakieś racjonalne działania? Może jest jakś szansa?
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-09, 23:15
Relinko,
Zadałaś takie króciutkie pytanie, a tak ciężko na nie jest odpowiedzieć. :)
Jak wszyscy wiemy, mężczyźni mają podwyższoną wrażliwość na piękno kobiecego ciała. Znam takich szanowanych i troskliwych i bardzo oddanych mężów, którzy na ulicy niemal mechanicznie oglądają się za przechodzącą ładną dziewczyną. Nieraz wzbudzałam dyskusje z moimi przyjaciółmi i nieraz widziałam jak przyłapany na takim zachowaniu mężczyzna czerwienił się i tłumaczył, że przecież on nic złego nie miał na myśli.
Trzeba przyznać Bogu, że kobieta wyszła spod jego ręki naprawdę imponująco piękna. :)
Psychologia znajdzie tysiąc powodów, dla których Twój mąż może w portfelu nosić zdjęcie, o którym piszesz. Może znalazł, może kogoś mu ono przypomina, może jest czegoś symbolem, może dodaje mu poczucia wartości, może się przed kimś chwali, może, może, może..... może chce żebyś poczuła się zazdrosna?
Chyba jednak ważniejsze jest w tej chwili jak Ty się czujesz, widząc u niego coś takiego. Bo ja czułabym się fatalnie. Nie wiem, czy masz możliwość o tym z nim porozmawiać? Jeśli tak powiedz mu o uczuciach, które przeżywasz, powiedz czego OCZEKUJESZ. Nie oskarżaj, tylko powiedz, że nie rozumiesz. Niech Ci wytłumaczy (po prostu zadaj mu to pytanie).
Oczywiście Relinko możesz też nie dostać od niego żadnej odpowiedzi. I wtedy od Ciebie zależeć będzie, którą wersję wybierzesz i jak się w związku z tym zachowasz. Osobiście odradzam stałe wracanie do tego tematu i nieustanne docinki.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Błękitna [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-09, 23:49
Dobry wieczór Orko,
Przede wszystkim i bez względu na wszystko inne masz najpierw ZADBAĆ O SIEBIE. Zadbaj o swój sen, o to, żebyś się sensownie odżywiała, o spacery z dzieckiem. Ja wiem, że to brzmi idiotycznie, ale jeśli będziesz wykończona to nawet nie zauważysz zmian na lepsze.
Skup wokół siebie przyjaciół i poproś ich o wsparcie i pomoc. Zrób coś na co nigdy nie miałaś czasu.
Poczuj całą sobą, że Twój mąż zrobił największą głupotę swojego życia, bo takiej kobiety jak Ty się nie zostawia :)
I daj sobie czas. Czas wcale nie działa na Twoją niekorzyść. Chodzi o to, żebyś TY się wzmocniła ( dzięki temu pomożesz także swojemu dziecku). Jeśli jest szansa, że Twój mąż się opamięta, to wtedy, kiedy zobaczy co stracił.
Jeśli chcesz ratować małżeństwo to nie pozwól, by wszystko do końca zwaliło się w gruzy. JESTEŚ I JEST WASZE DZIECKO i wasza rodzina trwa. Zajmij się Wami, a mężowi przypominaj, że jesteście. Ułatwiaj kontakty z dzieckiem. Jednocześnie z psychologiem możesz pracować nad tym co doprowadziło do kryzysu i jak tego nie powtórzyć.
I NIE MUSISZ być w tym wszystkim doskonała. Wielokrotnie popełnisz błędy i będziesz miała poczucie winy. Ale nie ustawaj w drodze. Nie jesteś sama :)
Wiem, że jest Ci bardzo ciężko, ale dasz radę.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Bea [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-14, 11:43
Witaj Błękitna!!
Jestem juz u kresu wytrzymałości. Walczyłam 6 lat, ale niestety z małym skutkiem, zawsze byłam zbyt mało wymagająca, zbyt mało konsekwentna, próżna.
Mój mąż pije, kłamie, zdradza i nic się nie zmienia. Wyprowadzałam się 2 razy, pisałam moją historię na forum, modliłam się gorąco, chciałam kochać i być kochaną. Wszystko umarło.
Został ból, żal i ciągłe myśli o kobietach, o tym co mówili, co robili - trudno się pozbyć tego z serca.
Byliśmy w lipcu na wczasach, razem i nawet było fajnie, jednak do końca nie jesteśmy wyleczeni , ja z zazdrości , mąż z chęci zmiany na coś innego, coś nowego co da mu siłę, chęć do życia - to coś - czego w naszym małżeństwie już nie znajduję.
Mąż nie chce się zmieniać, są nowe długi, kredyty, niezapłacone rachunki za rozmowy z paniami, wciąż nie mozna zostawić pieniędzy na wierzchu - bo poprostu giną.
Nie ma już chyba dla nas szansy, a Bóg chyba wybrał dla mnie inną drogę.
Zdecydowałam już dalej nie mogę. Będziemy mieszkać razem, bo nie ma innej możliwości, ale razem już nie będziemy.
Nie mogę chyba pozwolić na to, by wyzywał , kłamał, oszukiwał, a ja ciągle będe mu ufac, że się zmieni, ze moja miłość go uzdrowi.
Choc przyznał się do swojego zła i wie jak dużo jest go w jego życiu, nie zmienia się, nie robi nic.
Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzić, jak odnależć w tym wszystkim siebie-tą dawną Beatę roześmianą, ufną, kochającą życie. Nie mam siły a fakt, że nie ma innej drogi, ze nie mogę zamieszkać gdzie indziej,że nie jestem niezależna, ze będe mieszkać i dalej znosić, ból, upokorzenia, wyzwiska poprostu mnie zabija.
To jego postępowanie to jest chyba tak naprawdę zal do samego siebie za te wszystkie stracone lata, pieniądze i nasze życie.
Jak w takiej sytuacji walczyć o siebie, jak wychować dzieci. A moze to jest normalne-tylko ja ciągle mam problem.
Bea
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-14, 21:02
Beatko, małżeństwo powierz Bogu, a sama zajmij się dziećmi i sobą.
orka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-15, 08:24
Witaj Błękitna,
dziękuję za odpowiedź. Staram się postępować tak jak opisałaś ale takich chwil jest bardzo niewiele. Rano ciężko wstać, choć i tak nie śpię. Głowa wiecznie nakierowana na jeden tok myślenia - mąż; co robi, czemu nie ma go przy mnie, co mu powiedzieć jak zadzwoni, itd. Wydaje mi się,że w tej chwili najtrudniejsze są dla mnie kontakty z mężem, gdyż kompletnie nie wiem co robić. Za każdym razem wzbudza to we mnie nadzieję,że to jedyny moment żeby przkonać go do nas , do mnie i do córki. Jestem jednak pełna lęku,że coś zepsuję, trudno mi z nim rozmawiać, bo obawiam się że "palnę" coś nieodpowiedniego. W ten weekend zawiozłam córkę do rodziny, przed wyjazdem mąż był u nas w domu dwukrotnie, chciał widzieć się z dzieckiem. Bawili się jak gdyby nigdy nic, oglądali TV, żartowali i śmiali się. Córka powiedziała mu ,że wyjeżdżamy i że ona zostanie u rodziny do końca wakacji. On z kolei zaproponował mi,że zadzwoni do mnie po moim powrocie i może się gdzieś umówimy. Wyczułam,że nie chce przyjść do naszego domu, raczej gdzieś na zewnątrz.Nie wiem dlaczego to robi, czy to tylko litość z jego strony. Ponieważ ostatnio gdy byłam sama (córka była na wakacjach poza domem) to ja poprosiłam żeby do mnie przyjechał, i zrobił to.
Jak mam odczytać jego postępwanie?
Błękitna, proszę poradź co powinnam zrobić, jak się zachować.
Tęsknię za nim tak bardzo, żyję myślą, że znów go zobaczę, choć nie wiem dokładnie kiedy to będzie.
dorcia300 [Usunięty]
Wysłany: 2006-10-08, 19:53
Witam!
Moja historia jest opisana na forum "moja smutna historia" dlatego nie chcę się powtarzać aby nikogo nie zanudzić.Jak większość tu osób jestem w kryzyzsie małżeńskim-(separacja- nie ustalona przez sąd , ale przez małżonka).Mam pytanie jako do psychologa : czy jest możliwe aby z biegiem czasu wymazać z pamięci przykre wspomnienia?Nie chodzi o mnie, ale o męża, którego zraniły niektóre moje słowa.Z tego mpowodu odkochał się , trudno mu zqapomnieć o bolących słowach(każdy z nas mówi przykre słowa w czasie kłótni, ale mój małżonek jest wyjątkowo pamiętliwy)On sam nie wie czy będzie potrafił zapomnieć, przy tym nie wspomina nawet tego ,że ja przez jego także cierpiałam.
Ostatnio zmieniony przez 2006-10-08, 20:25, w całości zmieniany 1 raz
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2006-10-08, 20:03
Dorciu, czyżby Twój mąż był spod znaku Skorpiona - bo mój też wyjątkowo pamiętliwy, jeśli chodzi o to, co było złe, ale słyszałam, że Skorpioniki tak mają.
dorcia300 [Usunięty]
Wysłany: 2006-10-08, 20:23
Wanboma mój mąż to wodnik i to jedynak to mieszanka piorunująca o tym w TV mówiła Agata Pasent, która też jest wodnikiem jedynakiem.Sama o sobie tak mówiła.Mam koleżankę , która też ma wodniczka jedynaczka i ta sama sytuacja- pamiętliwy i egoista!!!żyje w swoim świecie jak to wodniki:)
Czytałam Twoje posty Wanboma i zauaważyłam pewną analogię do mojego związku:)Twój małżonek ma pewne cechy wspólne z moim:)
Pozdrawiam
aga70 [Usunięty]
Wysłany: 2006-10-09, 20:46
Dorciu mój mąż nie jest jedynakiem, ale jego pamiętliwość przykrych słów, sytuacji, wydarzeń jest dokładniejsza niż encyklopedia.Także jest wodnikiem. Przez swoją pamiętliwośc jest w konflikcie z większością mojej rodziny i wieloma znajomymi. Zawsze znalazł się ktoś,kto czasem e emocjach lub stresie powiedział mu coś przykrego a on zapamiętywał to na zawsze i wypominał przy kazdej nadażającej się okazji. Ciężko jest żyć z kimś takim..
dorcia300 [Usunięty]
Wysłany: 2006-10-09, 21:16
Aga70 widzę ,że mamy wiele wspólnego.Nie czytam cotygodniowych horoskopów, ale wierzę ,że osoby urodzone w takim samym znaku zodiaku mają cechy wspólne.Odnośnie mojego wodnika to się sprawdza: pamiętliwy, żyje we własnym świecie, ceni sobie ogromną niezależność, jest samotnikiem i wiele innych cech wspólnych wodnikom.A jeżeli chodzi o tą pamiętliwość ,to jak i Twój ma fenomenalną pamięć, pamięta wiele z wczesnego dzieciństwa .Nawet kiedy był jeszczce w wózku:( śmieszne wiem , mnie też to śmieszy a może już nie ,a wkurza:(
Mimo wielu wad kocham mojego wodnika, chociaż nieraz wolałabym odkochać się:)jesteśmy 17 lat małżeństwem i 5 lat chodzenia. kawał życia go kocham.Mój małżonek jest pam,iętliwy jak pisałam, ale jak mnie ranił np. swoim postępowaniem(jest oszczędny w słowach)to tego nie pamięta lub nie zwraca na to uwagi...Ważny jest on i jego odczucia, jak powiedział on nie chce się męczyć.Jemu jest źle i nieważne ,jak ja się staram, jak się ja z tym wszystkim czuję.Kiedyś reagował na mój płacz , a teraz uodpornił się:)Nawet nie ma ochoty niczego naprawiać!!!Bierze swoje zabawki i ....wyprowadza się.Wodniki są wyjątkowo nowoczesne i jak gdzieś przeczytałam ponadczasowe.Rodzina i te sprawy to dla niego za bardzo przyziemne:)
Pozdrawiam.Dorcia
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-10-10, 08:12
No i mój to wodnik ! I jak się okazuje bardzo poamiętliwy ( choć przez ;lata małzeństwa wydawało się ze nie ) . I egoistyczny . Dzieci nie są dla niego najwazniejsze . Liczy się tylko jego chęc bycia nowoczesnym ...
jaka [Usunięty]
Wysłany: 2006-10-10, 11:46
Bul, bul, tu wodnik.
Nienowoczesny.
Rodzina i te sprawy to rzeczy priorytetowe.
Egoizm w normie krajowej.
No, ok. swój własny świat się zgadza.
NIE WIERZĘ W HOROSKOPY...
Mateusz [Usunięty]
Wysłany: 2006-10-10, 12:38
jaka napisał/a:
(...)NIE WIERZĘ W HOROSKOPY...
I bardzo dobrze!
"Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.