Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
buquiet, przeczytaj dokładnie post Satine, nic dodać, nic ująć!
Nasi współmałżonkowie często tak właśnie działają, biorą na litość, na wspomnienia, grają na naszych emocjach aby osiągnąć... swój cel (np. szybki, łatwy rozwód), a jak to nie działa to grają na naszym poczuciu winy, uciekają się do szantaży, tych emocjonalych również.
Trzeba to wyfiltrowac z ich zachowania i być konsekwentnym (konkrety, argumenty)
pr [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 11:34
Posłuchaj zgadzam się z poprzednikami moja żona też najpierw mówiła o tym że jesteśmy poranieni że powinniśmy sprawę załatwić itp. owszem ja się poczuwam do winy a żony nigdy nie uderzyłem nie zawsze traktowałem ja super ale ona stwierdziła że mnie nie kocha bo sie wypaliła jak próbowałem ratować małżeństwo to na nic najpierw powiedziałaże mnie zdradziła a niedawno zapewne pod wpływem pranika powiedziała że to nie prawda że chciała tylko żebym ją sobie obrzydził zrobiła też rodzicom awanturę o to że są za mną i w sądzie chcą powiedzieć że byliśmy dobrym małżeństwem itd. świeta spędziła sama a potem pojechała do jakis przyjaciół też uparła sie na rozwód i mimo moich próśb i starań jeszcze bardziej się zawzięła i powiedziała że i tak go dostanie bez względu na świadków. Trzymaj siś chłopie to chyba faktycznie gra i tak jak ja nie masz gwarancji czy kogoś nie ma, u mnie to jeszcze gorzej bo jest dziecko którym manipuluje a sprawa już w styczniu do tego dziecko nie spędziło świat z matka tylko ze mną podobnie jak nowy rok ona to argumentuje tym że mogłem ewentualne wspólne świeta wykorzystać przeciwko niej w sądzie, cały czas próbuje wymusić na mnie rozwód na pierwszej rozprawie i twierdzi że to ja jestem wszsytkiemu winien itp. Co dalej nie wiem jest mi cholernie ciężko i nadal jak ty mam jeszcze uczucia do niej ale trzeba sobie radzić rozumiem cię ale na razie musisz czekać i od czasu do czasu próbować oraz módl się ja też tak robię
malta [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 12:42
buquiet - pobudka
rafal 41, w.z, EL, Satine, Ania77, Trojka, pr ... i reszta... wszyscy pisza Ci to samo - a Ty jak świstak - zawijasz dalej...
Mozesz nadal utrzymywać się na etapie zaprzeczania - ale idąc ta drogą wkrótce zostaniesz rozwodnikiem wbrew swojej woli i to na pierwszej rozprawie.
Twoja zona idzie prawniczym schematem który jesli nie zostanie przez Ciebie zakłócony - doprowadzi ja do uragnionej wolnosci...
Robi to co kazała jej prawniczka - te wszystkie wasze herbatki, trzymanie za rączki, smsy, pogaduchy - to tylko narzedzia które pomoga jej wykazać w sądzie, ze zrobiła WSZYSTKO - ABSOLUTNIE WSZYSTKO aby zwiazek ratować... ze jej decyzja jest ugruntowana, że podjęła próbe ratowania itp...
To także znieczulenie dla Ciebie abys nie osmielił sie zachowac niestandardowo...
Tak działaja równiez menagerowie w duzych korporacjach którzy zwalniaja ludzi naginajac kodeks pracy... identyczna manipulacja - czyli niby słaby standing finansowy firmy, wysyłają na chwilowy urlop - ale oczywiscie później kolego znów Cie przyjmiemy - bądź cierpliwy, nie idź do sądu pracy - wszystko bedzie dobrze... a tak naprawdę maja juz kogos innego na Twój etat... rozumiesz?
Wiecej na razie pisać Ci nie bedę bo z tego co widzę kompletnie nie akceptujesz faktów - musisz po prostu mieć swiadomość, ze jeśli nadal będziesz tańczył jak Ci małżonka z prawniczką zagraja - to wkrótce każda z wymienionych przeze mnie powyżej osób bedzie Ci mogła tylko napisać: A NIE MÓWIŁAM?
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 14:49
Dziękuję kochani za słowa, chyba wreszcie do mnie dotarło....
Muszę jasno przekazać żonie moje stanowisko i to co myślę, aby ona to usłyszła zrobię to chyba w formie listu, mówią do niej połowy może nawet nie usłyszec, tak zawsze będzie mogła do niego wrócic.
Satine...
Nie mam stałego spowiednika, spowiadam się w klasztorze na Jasnej Górze
Co zrobiłem z moim problemem - agresja. Poddałem sie badaniom psychologicznym i nie teraz a znacznie wczesniej. Wszystko to wykazało iz nie jestem osobą agresywną. W konsekwencji przeszedłem terapie treningi jak sobie radzić z negatywnymi emocjami.
Co oprócz tego, może zbyt wyniosłe ale zabrałem żonę właśnie na Jasna Górę zawsze było mi tam blisko i modliliśmy sie o spokój dla nas i tam w tym miejscu przeprosiłem żonę i prosiłem o wybaczenie oraz złożyłem jej obietnice ze nigdy wiecej przenigdy nie podniose na nią ręki.
malta [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 15:22
uważam, że przekazanie swojego stanowiska na piśmie to bardzo dobry pomysł.
Ty na spokojnie zawrzesz tam wszystko co chcesz powiedziec a żona bedzie mogła wracać do listu - jesli zechce...
tylko mała rada:
Ten list potencjalnie moze stac sie Twoim samobójem jesli napiszesz tam o kilka słów za duzo...
Na początku napisz jaki jest twój stosunek do rozwodu i Twoja decyzja - ale stała i ostateczna.
Jesli później zaczniesz kluczyć, zmieniac zdanie lub decyzje - ona pokaże list w sądzie na dowód, że jestes chwiejny, niestabilny i zadziałasz przeciwko sobie.
Koniecznie napisz cos w stylu: "jak niezmiennie Ci powtarzam podczas kazdego naszego spotkania - uważam iz nasze małzeństwo jest do uratowania i powinniśmy udac sie na terapię"
Dodatkowo koniecznie w tym liscie wspomnij: " Wierzę, ze i Ty uważasz ze jest ratunek dla naszego zwiazku skoro tak chetnie i często wracasz do wspomnień i wspólnie spedzonych chwil, podkreślając równiez nasze dobranie i udane lata"...
Napisz również o tym iz dokonale jej wiadomo iz byłes na badaniach psychologicznych które wykluczyły u Ciebie agresję, ze pragnałes spędzić z nia święta itp....
Oczywiście później napisz wszystko to co dyktuje Ci serce - ale cały czas pamietaj, ze ten list bedzie czytany nie tylko przez nia ale zostanie rozebrany na czynniki pierwsze przez jej prawniczkę pod kątem wyłuskania czegos negatywnego...
I jeszcze jedno - musisz sie liczyć z tym - ze ten list zmieni jej stosunek do Ciebie... kiedy ona zorientuje się że piszesz zachowawczo a jej strategia odwoływania sie do przeszłosci nie działa - moze wpaść w szał...
Wiesz - tak dobrze jej szło do tej pory...
przeczytaj list 7 razy zanim go przekażesz zonie...
Satine [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 15:48
A najlepiej daj go na drugi dzień od napisania, po przespaniu się z tym - przeczytaj go jeszcze raz i upewnij się, że jest tam wszystko, co chcesz przekazać żonie, oraz że wszystko jest prawdą.
Malta dobrze podpowiada, również uważam, że takie informacje i komunikaty powinieneś zawrzeć w swoim liście. Są one ważne, bo to wreszcie jakieś konkrety.
Co do terapii i Twojego działania w aspekcie przemocy - to tak trzymaj. Jeśli rzeczywiście dotrzymujesz słowa i w taki sposób przeprosiłeś żonę - myślę, że zrobiłeś wszystko, co można było zrobić w tej sytuacji. Przeszłości nie zmienisz, ale teraźniejszością rządzisz, więc oby tak dalej...
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 15:55
Satine - ciesze się że piszesz - Twoje rady -- BEZCENNE
Buqiuet - juz trafiłeś na mądrych ludzi na swojej drodze (oczywiście nie myślę o sobie) - stosuj / my te rady
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 17:08
Jeszcze raz dziękuję za cenne rady.
Gdybyście jeszcze mogli coś podpowiedziec w sprawie listu, takie stwierdzenia "klucze" to będę wdzięczny.
malta [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 17:37
no wiesz - to musi być Twoje - musisz to czuć a przy okazji wziąć odpowiedzialność za to co tam napiszesz...
Ta odpowiedzialność za własne słowa to ważne - bo jesli napiszesz tam, że nie zgadzasz się na rozwód z powodów religijnych a takze dlatego że widzisz szanse na naprawę związku - po czym zona udowodni w sądzie ze w tym samym czasie spotykałes sie z kims, do koscioła nie chodzisz, balujesz lub coś w tym stylu to bedzie słabo...
Tak więc prawda, prawda, prawda!
Nie pisz absolutnie nic o swoich przewinieniach ani tym co było złe - ona zrobi to za Ciebie
Nie błagaj ani nie uzalaj się nad sobą - jak Ci mądrze napisała Satine - kobiety tego niecierpią.
Tymi kluczami o które prosisz ma być zdemaskowanie jej zagrywek - czyli to co napisałam wyżej - wykorzystaj jej grę i napisz: "Skoro sama tak czesto wspominasz jak było nam dobrze - idźmy na terapię która pozwoli nam to odnaleźć", "Skoro sama zapewniasz mnie, ze nie spotykasz sie z nikim - dajmy sobie szansę", "Skoro sama wspominasz że być może znów bedziemy razem - wstrzymajmy się z podejmowaniem decyzji ostatecznych". itp...
Widzisz - wyroki sądu to troche matematyka, trochę puzzle a trochę ślepy traf...
Aby małżeństwo rozwiazać - małżonkowie muszą udowodnic trwały i nieodwracalny rozpad pozycia - i nie chodzi tylko o fizyczność.
Jesli uda Ci sie udowodnić w sądzie iż małzonka zajmuje się głównie wspominaniem przeszłości i robieniem maslanych oczu, do tego nie mineło pół roku separacji - ma małe szanse na rozwód...
Tyle, ze jak na razie tylko Ty to wiesz... zostaw sobie kopię listu dla siebie.
Kiedy sąd zada Ci pytanie jak walczyłes o utrzymanie związku - będzie jak znalazł.
Jesli masz smsy od niej, bilingi połączeń - zbieraj, zachowuj...
To ważny kwit dla sądu - jeśli udowodnisz, ze jestescie w stałym kontakcie telefonicznym, smsowym, mailowym, herbatkowym - to jest kryzys a nie rozpad zwiazku i powództwo ma sznasę zostac oddalone na ok rok...
Pytanie tylko co Ty z tym rokiem zrobisz - bo w całej tej historii morał jest następujący:
Jeśli żona zechce - rozwód i tak dostanie - tego mozesz być pewnien - czy z Twoja zgodą czy bez niej... teraz jedynie dostaniesz - bonus - CZAS - który pozoli Ci doprowadzić do tego aby ona z rozwodu zrezygnowała...
Jeden z wiekszych błedów popełnianych przez pozwanych w procesach rozwodowych to niedpuszczenie do orzeczenia rozwodu na drodze formalno prawnej - czyli utrudnianie procesu, absencja na rozprawach, świadkowie,odwoływanie sie do przekonań religijnych itp... a sedno lezy gdzie indziej... W PRZEKONANIU WSPÓŁMAŁŻONKA ŻE TAK NAPRAWDE TEGO ROZWODU NIE CHCE - ZE WOLI BYC Z TOBĄ.
Co to za satysfakcja zycie z kims kto Cie nie chce a jedynie nie potrafi sie formalnie od Ciebie wyplatać... sztuka jest doprowdzenie do tego aby żona uznała decyję o rozwodzie za najgłupszy pomysł w swoim zyciu...
... czego Ci w Nowym Roku zyczę...
aneczka333 [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 21:35
witajcie,
witaj buquiet!
od jakiegoś czasu śledzę to forum i właśnie teraz poczułam, że zostałam wywołana do odpowiedzi
czytając twoje wypowiedzi buquiet, miałam wrażenie, że troszkę... może i bardzo dobrze rozumiem twoją żonę
dlatego to piszę, bo mam nadzieję, że może u was nie chodzi o osobę trzecią tylko naprawdę o poniżanie...
u mnie tak właśnie było i jeszcze często jest...
wyszłam za mąż za człowieka którego bardzo kochałam i bardzo kocham do dziś, ale on niestety inaczej rozumie miłość
po siedmiu latach bycia razem odkryłam, że dla niego i jego rodziny, małżeństwo to taka forma układu w którym każda ze stron powinna znać swoje miejsce i wykonywać swoje zajęcia w sposób perfekcyjny, bo jak nie to czeka go kara np. gderanie, poniżanie albo zwyczajna awantura...
wg nich małżeństwo jest bez zarzutu jeżeli w tym układzie jest szacunek( tego nam życzyła jego cała rodzina w dniu ślubu... nie miłości tylko żebyśmy się szanowali )
i tak u nas mąż pracował całymi dniami ( 7.00-15.00, 17.00-22.00 )z ojcem- wspólna firma- a ja miałam się zająć domem, później dziećmi i jeszcze praca zawodowa ale jakaś taka, żebym była dyspozycyjna np. jakieś tłumaczenia w wolnych chwilach...
gdy stawiałam veto mówiąc, że to nie małżeństwo
on wraz ze swoimi bliskimi z taką ironią mówili, że cały czas żyję latami studenckimi i jeszcze nie dorosłam do normalnej rzeczywistości,
miałam odczucie, traktują mnie jak osobę, która marzy o kolorowym, nierealnym życiu... a ja pragnęłam tylko pięknej, prawdziwej miłości
(nadmienię, że zamieszkałam w mieście męża oddalonym od mojej miejscowości o 460km, tak więc daleko miałam do mojego bajecznego świata i do ludzi którzy świat pojmują jak ja...).
gdy próbowałam wytłumaczyć mężowi, że jest mi bardzo źle, to on mi mówił a czego ty chcesz, jesteśmy razem, kochamy się, ja zarabiam na nasze życie, rodzina moja ciebie lubi i nas wspierają...
a ja widziałam wszystko inaczej...
pusty dom perfekcyjnie wysprzątany, kontrola i punktowanie ze strony uśmiechającej się obłudnie rodziny, próba nacisków na mnie żebym przyjęła wszystko to, co w posagu chcą nam dać przodkowie męża i on który w dalszym ciągu jest bardziej ich synem jak moim mężem...
jeszcze jedna trudność, ze względu na odległość byliśmy rzadkimi gośćmi w moich stronach, a jak przyjechaliśmy to na bardzo krótko bo mąż musiał wracać do pracy... i tak te kilka chwil, które spędzaliśmy u mnie były jak w bajce... on kochający, zatroskany, uśmiechnięty, trochę małomówny ale przy mojej gadatliwości było to atutem i taki pracowity.... komu ja miałam powiedzieć o mojej goryczy, jak każdy mi mówił: przesadzasz, taki mąż to skarb... więc sama próbowałam się borykać z moim smutkiem...
takim przełomem, był mój pobyt w szpitalu, właśnie traciłam nasze dziecko, gdy mój mąż powiedział, że nie może ze mną dłużej siedzieć, bo musi wracać do firmy... wtedy wyłam bo byłam w trakcie poronienia i wyłam bo nawet mój mąż, który twierdził, że mnie bardzo kocha i nie może beze mnie żyć, wybrał firmę...
przyjechał do mnie w odwiedziny po trzech dniach-w niedzielę ( 120km) i był ze mną 1,5 godz bo otrzymał telefon od ojca, który kazał mu wracać, bo mają jakąś nieskończoną pracę, którą musieli oddać w poniedziałek... i tak facet, który ciągle twierdził, że kocha tylko mnie a rodzice jego nie mają ani na niego ani na nasze życie żadnego wpływu odjeżdża i zostawia mnie samą po takim krótkim telefonie...
gdy wróciłam do domu,....
gdy zebrałam trochę siły,...
gdy przeanalizowałam o co chodzi ...
i gdy zrozumiałam , że ci dobrzy ludzie- bo naprawdę tacy są- zwyczajnie nie potrafią kochać drugiej osoby, tylko siebie i są zadowoleni z siebie nie mają nic sobie do zarzucenia,....
powiedziałam stop odchodzę i wracam do siebie...
wtedy mąż zaczął, błagać, płakać, obiecywać...
napisałam w punktach czego nie zniosę i co musimy wprowadzić w dom
najważniejsze było:odcięcie pępowiny, wolne weekendy dla rodziny, wspólna co miesięczna spowiedź, wspólna codzienna modlitwa... dałam mu na to kilka miesięcy i powiedziałam, że po tym czasie zapadnie ostateczna decyzja (jestem i byłam bardzo stanowcza i konsekwentna tak więc on wiedział, że nie będzie już odwołania..)
i stało się ...
odcinając pępowinę, nastąpiła taka obraza tego domu, który zawsze twierdził, że nie wpływa na nasze życie, że teściowa przy mężu bardzo brzydko mnie wyzwała i on po raz pierwszy jednoznacznie stanął w mojej obronie i solidarnie trwał w oczekiwaniu na gest przeprosin (trwało to dobre pół roku), w tym czasie pozakręcali wszystkie "kurki" pomocy czy współpracy nawet dzieci nie mogliśmy zostawić, gdy np jechaliśmy do lekarza...mąż musiał oddzielić swoją firmę...
mąż trwał, choć cierpiał, mnie było prościej ale też cierpiałam widząc jak on się wije...
pozostałe punkty też realizował... i dlatego jesteśmy do dziś
...ale nie jest łatwo, przyzwyczajenia są tak silne, że ciągle wraca do swoich nawyków, wtedy mnie "karze"np nieodzywaniem się, albo wykpi wszystko to, co do tej pory budowaliśmy
... ale wiem, że mnie kocha, choć w dalszym ciągu jest to trudna miłość...
wiem, że stara się... ale potrafi bardzo zranić i najgorsze jest to, że twierdzi, że nie wie o co mi chodzi...
buquiet, zastanów się :
czy ty nie zostawiłeś jej samej, dbając o rzeczy drugo, czy trzeciorzędne...
czy ty kiedyś pomyślałeś czego ona pragnie, a nie czego ty dla niej pragniesz...
czy wiesz co ona lubi a nie co wg ciebie powinna lubić...
mój tata powtarzał: jak chcecie mi zrobić coś dobrego do jedzenia to nie dawajcie mi pieczonych kurczaków, które są dla was rarytasem tylko dajcie mi dobrych ziemniaków, którymi wy gardzicie...
buquiet , módl się o to abyś pokochał ją i zapomniał o sobie... to takie ważne w miłości małżeńskiej...
wszystkiego dobrego...
anna
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 22:47
Aniu...
Zaglądam na to forum co kilka godzin szukając natchnienia.... Znajduje wiele mądrego i wierzcie mi wszyscy że bardzo pragnął bym aby dostać tą szansę i ja wykorzystać....
Mam świadomość jak czasmi dla mnie błachymi rzeczami głeboko mogłem ranić Kamile.
Moze faktycznie żle podszedłem do małżeństwa moze faktycznie nie rozmawialismy i mijali sie w oczekiwaniach... Gdzie gorycz żony narastała aż miarka się przbrała.... Idziewczyna juz tak po ludzku psychicznie ma dosc... Ja jestem pewien ze nie ma nikogo.
Niestety trafiam na mur którego nie jestem w stanie przebic.... A zona tak jak i ty napisałas o sobie jest stanowcza....
Mufinka [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 23:16
[quote="buquiet"]Aniu...
Ja jestem pewien ze nie ma nikogo.
[quote]
i trzymaj się tego,
nie myś o niej źle
myślę ,że wcale nie musi Cię zdradzać
może jest pogubiona tak jak Ty - nie wie czego chce,
tak naprawdę czuje się w sidłach -wygląda to jak depresja
i Ty bądź silny , daj jej odetchnąć lecz nie odtrącaj jej
Z Bogiem
buquiet [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-02, 23:32
Nie potrafie o niej źle myśleć. I pewnie nigdy nie pomysle....
Gdyby ona tak dołączyła sie tu do tej dyskusji..... ale to niemozliwe....
I nie odtrącę na pewno kocham Kamile
w.z. [Usunięty]
Wysłany: 2011-01-03, 07:32
malta napisał/a:
Nie pisz absolutnie nic o swoich przewinieniach ani tym co było złe - ona zrobi to za Ciebie
I chyba lepiej będzie, gdy na razie nie będziesz myślał o tym i dręczył się przeszłością. Masz dużo do zrobienia tu i teraz.
Trzymaj się tego co Ci napasała Satine, czy Malta. Masz wyłożoną kawę na ławę. Proste drogowskazy. I tego się trzymaj.
Chyba lepiej, że Twoja żona nie uczestniczy w tej dyskusji. Czasami współmałżonkowie reagują agresją gdy dowiadują się, że mąż lub żona pisze o takich sprawach na forum.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.