Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Płaczę....
Autor Wiadomość
buquiet
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 02:10   

W środę żona zaprosiła mnie na herbate. W sumie to chciała żebym jeszcze zabrał pare rzeczy, zgodziłem się na to i zrobiłem o co prosiła...
Rozmawialiśy znowu i cała rozmowa tak samo .... Boli cierpi lecz nie potrafi juz....

[ Dodano: 2010-12-31, 02:18 ]
Dzisiaj żona poprosiła mnie o zamocowanie wiązań do deski snowboardowej. Bo sama nie potrafi. Zgodziłem sie pojechałem pomogłem zamontowałem. Jedzie na sylwestra na stok z siostra i jej chłopakiem....
Powiedziałem zabierz mnie.... Ona ze byłoby dziwna atmosfera bo bedzie Krzysiek i Agnieszka. Powiedziałem to jedzmy razem, a ona ze to by było obłudne gdyby jechała bo chce sie ze mna rozwiesc a razem sylwester. Dzisiaj znowu były łzy w jej oczach :( Znowu te słowa ze byliśmy fajną parą i końcówka była taka super gdzie wszystko zaczynało sie układac. Ze wszyscy nam zazdroscili bo swietnie zesmy sie rozumieli potrafili razem bawic uzupełniali. A nasza miłość była wyjątkowa.
Powiedziała że czasami łatwiej zacząć od zera niż naprawiac.... Chodziło jej o rozwód i wielki come back....
Nie pojmuje tego.... Tak mi jej żal bo widze ze cierpi ze w glebi serca byc moze kocha i chciała by wszystkiego z powrotem, ale nie wiem czemu sie waha, dlaczego sie boi.

Jutro spróbuje jeszcze raz zaproponowac wspólne te pare godzin tego roku
 
     
rafal41
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 08:12   podobnie jak u mnie bylo

hehe....i ty wierzysz jej slowom???przecież tu chodzi o to,ze ma już drugiego...a te slowa to po to żeby spokojnie sie rozwieżc...też mi moja mowiła,że może na sprawie zmieni zdanie,ze po rozwodzie może wroci....one tak mowią ,gdyż chcą nas jak najmniej ranić,hehe.
Ja też nie wierzylem ,ze jest inny,nawet nie śledziłem ale był i jest!!!
A tak poza tym to moja też była bardzo wierzącą w Boga kobietą a obecnie...nawet do kosciola nie zagląda prawie...niby jest chora...wzbudza we mnie poczucie litosci...że może sie nie obudzic...jak jej piszę,że ja ciagle jestem,,,czekam na Nią....no to ona,nie potrafi mi zaufac....a jakiemus rozwodnikowi zaufala,hehe.
Ale to nic....ja sie odnalazłem...mam swój maly swiat....czas na refleksje...gitarę...znajomych....daję radę!!!Ty też się przygotuj ,żeby nie zostać samemu////trzymaj sie...

...kocham Jezusa....
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 09:36   

rafal41 napisał/a:
one tak mowią ,gdyż chcą ... jak najmniej ranić
... siebie

Chyba masz rację. rafal41, zachowanie żony buquieta wpisuje się w schematy, choć z drugiej strony widać, że nie do końca pewna jest swoich decyzji i jest jakaś szansa. Po jej reakcji na swoje decyzje zobaczysz buquiet czy jej naprawdę jeszcze zależy. Np. możesz jej zdecydowanie przekazać, że na rozwód nigdy się nie zgodzisz. Jak będzie wściekła, znaczy nie myśli poważnie o Was i być może ma kogoś na oku.

Mimo to, nie daj się sprowokować i nie rozczulaj się nad sobą. Nie żebraj o miłość, czy o litość. Spędzaj czas z przyjaciółmi i próbuj cieszyć się życiem mimo wszystko. Ten ból jest tylko w Twojej głowie i od Ciebie zależy czy nad nim zapanujesz. A można nad tym zapanować - to tak w ramach pracy nad sobą.
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 11:16   

Chłopaki....i ja myślę tak jak Wy..... Ech.......
Buquiet , wspieram modlitwą !EL.
  
 
     
buquiet
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 17:12   

Wiecie co to że kogoś ma to ostatnia rzecz w którą bym uwierzył. Bo wiem ze tak nie jest. My do ostatniego dnia "byliśmy razem" nie było żadnego odsuniecia.
Po drugie żona ma bardzo silne zasady moralne w które ufam i które wierzę, więc nie sądzę....

Pojechała na tego sylwestra na stoku z naszymi znajomymi.... Wracaja po północy, sama napisała mi gdzie jedzie i z kim.... Ja o nic nie pytałem.
Zaproponowałem ze moze przyjadę, ona jednak odpisała mi ze może nie dzisiaj.... Ze jest Ania jest Seba wiec byłoby dziwnie....

Kórde nie rozumie tego nie pasuje mi to ze ma kogos, na pewno bym to zauważył.
Myślę ze taka ewentualność nie wchodzi w gre....
Przez ostatnie dni widywalismy sie co wieczór....

[ Dodano: 2010-12-31, 17:17 ]
Z drugiej strony powiedziałem jej ze na rozwód sie nie godzę....
Zdenerwowanie było bo stwierdziła ze siłą jej nie zatrzymam. CHociaz to co sie dzieje teraz to co słyszę od niej.... To takie zawiłe, widze że cierpi tak ciepło mówi o nas, jest jakas zmiana.... Łzy w oczach nie widziałem az do teraz...
Nie ucieka nie unika kontaktu, przytulenia, trzymania za rękę....

[ Dodano: 2010-12-31, 17:23 ]
Strasznie zbiliście mnie z tropu tymi ostatnimi wpisami ze ktoś jest....:(
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 17:26   

Nie chodzi o to by wzbudzać w Tobie wątpliwości czy lęki...

Ale.

Są dwa wyjścia.

Albo żona nie wie, że ma możliwość separacji, nawet sądowej, jeśli chce się:
- wyprowadzić
- odseparować właśnie, mieć czas na przemyślenia

Wtedy należy jej to uświadomić, że nie musi się rozwodzić, by mieć czas na przemyślenie życia, małżeństwa.

Albo wie o tym doskonale, ale rozwód jest jej potrzebny, by mogła zacząć nowy związek, który najprawdopodobniej się zaczął.

Rozwód to koszty, nerwy, stres i zapaskudzone dokumenty. Nikt do "zaczynania małżeństwa od nowa" nie narażałby siebie i drugiej osoby na niepotrzebne koszty, stres i zapaskudzone dokumenty.

Popieram przedmówców. Kategorycznie wyraź swoje zdanie: "nie" dla rozwodu i nie rozmawiaj więcej na ten temat, a to, co ona zrobi w tym względzie, to już inna sprawa.

Myślę sobie też, że bardzo możliwe, że jest jak mówisz, żona nie ma nikogo, ale rozwód widzi jako jedyny sposób, byś dał jej od siebie odpocząć. Może obawia się, że nie dasz jej teraz czasu dla siebie, na zdystansowanie się do wszystkiego. Pisałeś już trochę o swojej postawie i dla osoby, która gubi się w swoich uczuciach, może być bardzo męcząca (mam na myśli Twoje płaczliwe wyznania, rozpaczliwe prośby o deklaracje, płacz itd, jakie towarzyszą często Waszym rozmowom) - stąd moje wnioski.

Może zatem zapewnij ją, że dasz jej tyle czasu, ile zechce na przemyślenia, odsuniesz się, nie będziesz nękał, zamęczał pytaniami, że poczekasz na pierwszy od niej sygnał i nie będziesz się narzucał jej swoją osobą - i naprawdę to zrób. Daj jej tę wolność prawdziwą, naprawdę się odsuń i zdystansuj (Tobie też się to przyda!)

Jeśli naprawdę na tym jej tylko zależy, na zdobyciu dystansu i czasie na przemyślenia - zgodzi się.

Jeśli nie - pewnie jednak kogoś ma... niestety.


Trzymaj się dzielnie...
 
     
rafal41
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 18:17   ....jesli nie ma to po co to robi?kochanej osobie....

...chlopie,wez sie w garśc i,,,nie martw sie....nic na silę nie zmienisz...ja robilem błąd...chodziłem za nią ,krok w krok a Ty...odsun sie...daj jej luz...utwierdz ją ,że ja kochasz i ,że bedziesz czekal...a ona niech dokona wyboru...Moja wybrala....i naprawde nie mam do niej żalu...ona sobie zrobila krzywdę...ona knebluje....ludzie ją obgadują....dzieci też już zauważyly,ze nie mają slodko...psują sie sprzęty...nic nie dokupują...nie ma pieniedzy....hehe.A corka,nawet chce ze mną mieszkać...
Seperacja...mojej scenariusz byl taki,że Nie,gdyż ja tego chce,hehe....ona chciała życ dla dzieci...kupowała im domki....a życie pokazało WSZYSTKO....Jezeli bedziesz konsekwentny...to wygrasz....Ty też masz wybór....Trzymaj się mocno....i lepszego Nowego Roku dla Ciebie....
 
     
buquiet
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 18:20   

Dziękuję Satine....
Twoje słowa zawsze dodają mi wiary i otuchy... Jest w nich wiele takiej prostej mądrości życiowej....
Zona cały czas mówi że zależy jej na normalnym kontakcie, mówi że po nowym roku złoży pozew....
Chociaż jest może w tym jakiś sens, w tym co mówisz, bo powiedział mi że teraz spokojnie rozmawiamy, ale boi się ze znowu zacznie sie nakłanianie jej z mojej strony a to ja bardzo umęczyło....
Cały czas powtarza mi że potrzebuje tego spokoju dlatego chce rozwodu....

[ Dodano: 2010-12-31, 18:22 ]
Dzięki Rafał za życzenia również życzę Ci wszystkiego dobrego na 2011 :)
 
     
marzena0711
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 18:25   

buquiet napisał/a:
Cały czas powtarza mi że potrzebuje tego spokoju dlatego chce rozwodu...


Rozwód nie da jej spokoju uwierz.
 
     
buquiet
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 18:27   

Żona pierwotnie mówiła o separcji.... Bo ja powiedziałem ze na rozwód się nie zgadzam.
Juz nie ma krzyków z jej strony.... Spokój rozmowa....
Powiedziała mi ostatnio ze jest ze mnie dumna że byłem w stanie powiedziec obcej osobie- mojemu szefowi ze jestesmy w separacji....
Moze faktycznie tego potrzebuje. Chociaz w ostatnich dniach robiłem o co prosiła nie poruszałem tematu rozwodu pomagałem w kilku sprawach....
Może faktycznie tędy droga....
Boję się tylko tego że złoży ten pozew....
Powiem jej o separacji.... Chociaz juz jej to powiedzaiałem ostanio ze moze własnie separacja.
Ale kiedyś wczesniej powiedziałem jej ze to bez sensu bo juz jestesmy w separacji. I rozumie ze jezeli ma ona służyc przemysleniom to ok, na co odpowiedziała mi ze nie dla przmyslen a łatwiejszego rozwodu bo po separacji łatwiej go dostac. Na co ja stwiedziłem ze to bez sensu.....

[ Dodano: 2010-12-31, 18:29 ]
Marzenko ....
Chyba właśnie z takimi osobami moja żona powinna porozmawiac jak ty,....
Powiedziałe żonie że pisze na forum... Ze szukam wsparcia dla siebie ale dla nas przede wszystkim, mówiłem o tym co mozna tu przczytac.....
Wiesz nikt nie jest w stanie radzic kto nie przchodził przez cos takiego jak my....
Chociaz każdy przypadek jest inny, wiele je łączy

[ Dodano: 2010-12-31, 18:36 ]
Może faktycznie powoli małymi krokami.... Poprostu być....

Ja widze że może żona chciała by w głebi serca.
Powtarza cały czas jak byliśmy fajni jak dograni w wielu sprawach jak swietnie zesmy sie uzupełniali. Ale ja ją oszukałem (o tym pisałem, jakie to były oszustwa), że byłem w stanie chamsko sie odezwac, nie okazaywac w ten sposób nalezytego szacunu itd.

Dodaje do tego jeszcze ze ona nie nawidzi mojej siostry nie cierpi moich rodziców i nie widzi dla nas takiego życia, dla naszych dzieci kiedy by się pojawiły....

Dla mnie to nie najistotniejsze bo najwazniejsze to to co miedzy nami, a czas załatwił by wszystko. Choć moi rodzice wcale nie okazywali zonie braku szacunku czy sympatii....

Zresztą o wszystkim pisałem wczesniej

Trudne to wszystko....

[ Dodano: 2010-12-31, 18:39 ]
Satin

piszesz "nowy związek który najprawdopodobniej się zaczął".....? Co na to wskazuje....
Bardziej sądziłem o tym na początku, teraz żona wykazuje wiecej serca empatii, rozmawia mówi o nas jak było jej dobrze jak nam było dobrze jak fajną parą byliśmy....

[ Dodano: 2011-01-02, 00:51 ]
Dzisiaj ponownie spotkałem sie z żoną. Pojechałem do niej z noworocznym życzeniem. Spotkałem ją po drodze na spacerze. Wsiadła do samochodu pojechalismy do domu, ale niestety nie wszedłem, zostaliśmy w aucie i tam rozmawiali.
W sylwestra zona o 22 napisała mi życzenia, odpisałem również. Potem napisała mi ze o północy zadzwoni na domowy numer, odpisałem jej ze mnie nie bedzie bo jestem u znajomych by nie byc w ten wieczór sam. Odpisała mi ze świetnie skoro tam znajduje wszystko czego potrzebuje. To ze wyszedłem w sylwestra z domu znowu narobiło złego nie wiem czy ja miałem siedziec w domu i płakać kiedy ona bawiła sie ze znajomymi na stoku.... :/

Dzisiaj przekazałem żonie to co radziliście mi ze jezeli potrzebuje to dam jej czasu ile potrzebuje jezeli potrzebuje spokoju i zerwania całkowicie kontaku tez to zrobie, by miała czas na przemyslenie zycia, małżeństwa.... Powiedziałem ze jeszeli potrzebuje formalizacji tego niech złoży pozew o separacjie. Na co odpowiedział mi posłuchaj ja składam w styczniu o rozwód i chce zebys sie na niego zgodził, i nie robił pod górkę, powiedziała ze jak sie nie zgodze to złoży z orzekaniem o winie i powie ze wszystko ze ja okłamałem ze ja uderzyłem ze brzydko sie do niej zwróciłem kilka razy. I kazała wybierac....
Ja czuje sie troche jak bochater romantyczny.... Jak mogę sie zgodzic na rozwód jesli bardzo ja kocham....
Powiedziała mi ze nie chce sie kontakrtowac dzwonic pisac, rozmawiac. Juz nie chce normalnych stosunków bo ja to wykorzystam w sadzie i powiem ze mamy swietny kontakt.
Po kilku dniach spokojnych rozmów znowu było nerwowo z jej strony....
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-02, 01:22   

Podbijam.


I odpowiadam.

buquiet napisał/a:
Satin

piszesz "nowy związek który najprawdopodobniej się zaczął".....? Co na to wskazuje....


Napisałam:
Może zatem zapewnij ją, że dasz jej tyle czasu, ile zechce na przemyślenia, odsuniesz się, nie będziesz nękał, zamęczał pytaniami, że poczekasz na pierwszy od niej sygnał i nie będziesz się narzucał jej swoją osobą - i naprawdę to zrób. Daj jej tę wolność prawdziwą, naprawdę się odsuń i zdystansuj (Tobie też się to przyda!)

Jeśli naprawdę na tym jej tylko zależy, na zdobyciu dystansu i czasie na przemyślenia - zgodzi się.

Jeśli nie - pewnie jednak kogoś ma... niestety.



Powiedziałeś tak, jak radziłam i nagle zrobiło się niemiło. Już zaczęły się groźby, szantaże itd.

Buquiet - przykro mi, ale żona ściemnia na całego.

To całe wspólne opłakiwanie końca związku to było urabianie Ciebie, byś ładnie, składnie zgodził się na rozwód bez orzekania o winie, podczas, gdy najpewniej jest już ktoś, kto czeka na rozwiązanie sprawy.

Otwórz oczy. Karmisz się jej słówkami i opowiadaniami, jak to Wam dobrze było i nie zadajesz sobie pytania - no to po co rozwód? No myśl rozsądnie...

Po pierwsze weź się w garść. Płaczem i rozedrganiem emocjonalnym niewiele zdziałasz.
Kategorycznie trzymaj się swojego zdania, że nie zmienisz go. Możesz też napomknąć, że jeśli chce rozpraw sądowych, to trudno. Może sąd zada jej pytanie, czy jest z kimś związana i będzie musiała odpowiedzieć prawdę, jeśli nie będzie chciała złamać prawa w kwestii krzywoprzysięstwa.

Piszesz, że czas coś tam może zmienić. Sam czas niczego nie zmieni. Co najwyżej pozwoli Wam obojgu oswoić się z zaistniałą sytuacją, a przecież chyba nie o to Ci chodzi?


Wykorzystaj ten czas na wzmacnianie siebie, swojego ducha. Co będzie, to będzie, na pewne rzeczy nie masz wpływu, ale masz wpływ na siebie. Dbaj o swoje interesy w sądzie, by nic nie zostało przeoczone, byś niczego nie zaniechał (to miłość do samego siebie) nie daj sobie wmówić winy za rozpad małżeństwa. Nie bierz do serca gróźb żony - jeśli rzeczywiście nie masz sobie nic do zarzucenia. Wcale nie jest łatwo udowodnić przemoc (musiałaby mieć wyniki obdukcji, świadków, którym w swoim czasie opisywała zdarzenie lub to widzieli na własne oczy, będą zapewne wezwani do sądu) i wykazuj postawę miłości. Żona zapewne jest zdeterminowana, ale niech trafi na mur miłości.


Chyba że....ma podstawy, by swoje groźby wprowadzić w życie, a Ty nie mówisz nam wszystkiego. Ty wiesz najlepiej jaka jest sytuacja i jak było....

Najlepiej gdybyś mógł się poradzić kogoś, kogo mógłbyś wprowadzić w całość sprawy. Masz stałego spowiednika?

[ Dodano: 2011-01-02, 01:36 ]
Czytając jeszcze raz Twoje posty, zauważyłam taki wpis sprzed miesiąca.

Ona była juz u prawnika. Który powiedział jej ze jezeli ja sie nie zgodze to po tak krótkim okresie czasu nie ma szans na rozwód. I dlatego chce złożyć pozew o separację....

To jak, w miesiąc już sytuacja prawna się zmieniła? ;) Wiedziała, pouczona przez prawnika, że bez Twojej zgody niczego nie uzyska, więc urabiała Cię, dość perfidnie zresztą, grając na Twoich uczuciach i oszukując Ciebie, że rozwód ma być początkiem naprawy małżeństwa. Możliwe, że zna Cię na tyle, by wiedzieć, że ten sposób na Ciebie zadziała. Już zaczynałeś się łamać, wahasz się.

Sam widzisz, że tylko trwanie przy swojej niezłomnej postawie może dać Ci szansę na odroczenie tego wszystkiego.

Musisz dobrze przemyśleć, jak wykorzystasz czas, który będzie Ci dany (separacja). Na pewno narzucanie się żonie i nękanie niczego nie polepszy. Raczej myślę, że faktycznie powinieneś dać żonie zatęsknić za sobą, jednocześnie od czasu do czasu zapewniać ją, że może na Ciebie liczyć, bez łzawych wyznań, płaczliwych rozmów i rozpaczliwych telefonów.

I koniecznie wzmacnianie siebie, jako mężczyzny. Zweryfikowanie swojej postawy wobec rodziców (odcięcie pępowiny), lektury (tu na forum znajdziesz masę propozycji, które mogą Ci się przydać, wystarczy tylko poszukać), rozwijanie swoich pasji i zainteresowań, uniezależnienie się od żony (kochać - tak, ale być uzależnionym = nie).
Sprawdź, co spaprałeś, napraw to, zbliż się do Boga i zawierz mu. Jestem przekonana, że za kilka miesięcy będziesz inaczej patrzył na całą sprawę, a kto wie, co Bóg chowa tam dla Ciebie w zanadrzu. Tutaj na forum już nie o takich cudach czytaliśmy. :)

Z Panem Bogiem!
 
     
buquiet
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-02, 01:53   

Dzisiaj rozpocząłem Nowennę Pompejską.... Proszę was kochani o modlitwę za mnie bym wytrwał w modlitwie.

[ Dodano: 2011-01-02, 02:01 ]
Dziękuję Satine za słowa....
Ja dalej wierzę że da sie to wszystko naprawić.

I dalej będę podtrzymywał że żona nie ma nikogo.

Dzisiaj powiedziała mi że nie będzie wracać do starego nazwiska a tu wyrzuca mi ze nie chce mieć już nic ze mną wspólnego.

[ Dodano: 2011-01-02, 02:04 ]
Niemiło było dzisiaj od samego początku Satine. To co radziłaś powiedziałem na końcu. Jednak będę musiał tam wrócić by powiedzieć jeszcze raz i wszystko. Bo nie powiedziałem ze nie zgadzam sie na rozwód. Powiedziałem jej tylko czy zdaje sobie sprawe co każę mi zrobic....

Powiedziała mi że ta prawnik powiedziała jej ze jezeli ja nie zgodze sie na rozwód to sprawa może oprzeć się o badania biegłych psychologów itd. a to niemiłe i ona chciała by tego uniknąć nie wiem ile w tym prawdy a ile nie.

[ Dodano: 2011-01-02, 02:14 ]
Satine pisałem Wam wszystko.... Całą prawde.... Kłamstwa które mi zarzuca tak to te dwa o których pisałem, to ze ją uderzyłem tak raz jak policzek który był w afekcie po tym jak ja dostałem, drugie szturchniecie w ramie na jej słowa. Słowa niecenzuralne tez były, zdarzyło sie kilka razy jednak nie były to wyswiska w kierunku żony, absolutnie nie, a ostre reakcje na jej uszczypliwe słowa.
To wszystko.... A to że kilka razy spakowała mnie i kazała sie wynosic nie ma znaczenia, a to ze zawsze wracałem nie ma też nie ma dla niej znaczenia. Tak obarcza mnie tym ze dwa razy nie spałem w domu. Tak raz nie nocowałem w domu po sprzeczce jak powiedziała ze nie obchodzi ja gdzie bede spał i moge sobie wracac do rodziców, drugi raz po podobynych słowach zebym sie wynosił jak zasnąłem po alkoholu u kolegi to wszystko co moze mi zarzucic.
 
     
Satine
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-02, 06:16   

A dlaczego niemiłe miałby być dla Twojej żony te spotkania z biegłymi psychologami, skoro nie ma sobie nic do zarzucenia? Jeśli nawet takie badania będą (w co wątpię, ale nie znam się, może są takowe), to przecież chyba nie ma się czego obawiać, jeśli ma czyste sumienie? ;) Czego się obawia? Zadałeś jej to proste pytanie? Sama chce sądów, rozwodu itd - no to niech ponosi także te przykre konsekwencje swoich decyzji. Jest dużą dziewczynką.
Powiedz jej spokojnie, że jeśli nie ma nikogo trzeciego, to nie ma potrzeby się rozwodzić.
A jeśli jednak jej na tym zależy mimo wszystko i wbrew zdrowemu rozsądkowi - to chyba jednak jest coś na rzeczy i wtedy inaczej będziesz już z nią rozmawiał. Kochasz ją, ale nie pozwolisz się oszukać w sądzie i wrobić w orzekanie o obopólnej winie, ostrzeż ją lojalnie, że też weźmiesz adwokata w razie czego i że nie dasz się zastraszyć.
Nie przejmuj się tekstami, że nie chce już Twojego nazwiska, że nie chce mieć z Tobą nic wspólnego. Sprawa nie układa się po jej myśli, więc mówi, by zranić. Nie jest sobą w takiej chwili - rządzą emocje, a te są zmienne. Wszak rok temu Cię kochała, tak? I co? Na dzień dzisiejszy tego nie czuje, co będzie za rok - wie tylko Bóg.
Nie przejmuj się, kiedy mówi, że przez Twoją niezgodę na rozwód, znienawidzi Cię.
Kiedy zgodzisz na rozwód, może z kolei mieć pretensje, że za szybko się poddałeś.
Nie należy robić niczego wbrew swojej woli, a pod oczekiwania innego człowieka, zwłaszcza, że oczekiwania tego drugiego człowieka (rozwód) są złem.
Nie chcesz rozwodu - więc mówisz "nie". Proste.

Czy Wy rozmawiacie rzeczowo, konkretnie, czy raczej są to łzawe wspominki z dawnych czasów i w zasadzie nieważne jest, co mówicie. Wychodzi na to, że żona prze do swojego celu, a Ty do swojego - konflikt interesow, więc zanika rzeczowość i konkrety, zaczyna się koncert życzeń...

Może sam pójdź do prawnika i przestań opierać swoją wiedzę na słowach żony. Wiadomo, że ona teraz powie wszystko, byle tylko uzyskać cel.

Za mocno jesteś zaczepiony o spódnicę żony (w taki chory sposób, to nie miłość) - ja tutaj widzę problem do przerobienia i jak widzę, inni też to sygnalizują. Na razie jednak pozostajesz głuchy w tym względzie, niestety. Obyś tylko doszedł do tego w swoim czasie, żeby nie było za późno.

Jesli kobieta mówi "nie" - to jest to "nie". O tej przewrotności kobiecych komunikatów, że "nie" znaczy "tak" to jakiś szkodliwy mit....
Jeśli żona Ci mówi, żebyś dał jej spokój, to daj jej spokój. Każde narzucanie się, zapętlanie wokół niej, obrzucanie jej wyznaniami i prośbami, błaganiami ZNIECHĘCI ją. Dajesz jej komunikat, że jej prośby i uczucia są nieważne, bo Twoje są ważniejsze. Robisz wszystko na odwrót - i nie z miłości, bo w tej miłości, o której piszesz, zapominasz o żonie, o tym, czego ona chce. A czy na tym polega miłość? Możesz myśleć, że się mylę - ale to też pewnego rodzaju przemoc - taki brak poszanowania granic drugiego człowieka, prawa do jego samotności, jeśli tego akurat potrzebuje.

Kobiet nie pociągają płaczki, rozmemłani faceci, którzy żebrzą o miłość. Możemy poczuć litość, ale nie szacunek, a bez szacunku nie ma mowy o dobrym związku... I chyba nie o litość Ci chodzi?
Zadania dla Ciebie: (ja tak to widzę przynajmniej)
1. Dać żonie spokój i czas, skoro prosi - tak. Bo to odrębny człowiek, nie Twoja własność. Należy szanować jej potrzeby, nawet jeśli nas to boli, nawet jeśli tęsknimy. Ten ból i tęsknota to wytwór naszych umysłów, dasz radę go przezwyciężyć. Jeśli będzie sama się kontaktować - wspaniale. Zawsze miło ją przywitaj i rozmawiaj, kiedy ona zechce. Sam nie kontaktuj się (no wiesz, życzenia imieninowe plus kwiatek zawsze możesz jej z tej okazji podrzucić)
2. Rozwód - mówisz "nie". Jesteś katolikiem, zgoda na rozwód jest grzechem, nie chcesz się rozwodzić, chcesz naprawić małżeństwo - sprawa jest jasna. Dostrzegasz swój udział w kryzysie i pragniesz szansy, by to naprawić.
Rozwód jest zgodą na cudzołóstwo małżonka (jeśli kogoś ma) lub na pokusy (jeśli kogoś nie ma, wkrótce będzie miała) - w prawie boskim to tak samo, jakbyś się zgodził na kradzież (nie cudzołóż i nie kradnij, nie zabijaj są równorzędne).
3. Separacja - ostatecznie tak - jeśli żona się uparła i bardzo jej na tym zależy. Efekt w zasadzie taki sam jak rozwód (poza wpisem w papierach). Wiele małżeństw po separacji zrezygnowało z rozwodu - sama znam takie małżeństwo, tutaj na forum chyba też takie są...Wiele ten rozwód przeprowadziło. Dużo zależy od Ciebie i Twojej postawy (nie wszystko, ale dużo).

4. Zadanie na dziś i teraz - stajesz się mężczyzną (przestajesz być chłopcem) - odcięcie pępowiny, samodzielność, wolność emocjonalna (żaden człowiek nie wpływa na Twój nastrój, sam jesteś panem swojej codzienności). Sprawy prawne? Rozmawiasz z prawnikiem, a nie żoną. Nie użalasz się nad sobą, pracujesz, wzmacniasz ducha, uczysz się siebie, zbliżasz się do Boga. Być może przy okazji staniesz się takim mężczyzną, za którym żona zatęskni, na którym będzie mogła polegać, na nowo się zakochać...

5. Stajesz w prawdzie o sobie. Co nabroiłeś - naprawić, przeprosić raz, a dobrze i robić wszystko, by to się nie powtórzyło. Czego nie potrafisz - nauczyć się.
I tego się trzymać. Sam widzisz, jak wiele możesz sam zrobić, ile zadań masz przed sobą.
Tylko żeby się chciało chcieć...

Ktoś powie - żeby to było takie proste...Ależ jest proste. To są proste podstawowe rzeczy, nic oryginalnego, nic skomplikowanego, schemat jakich wiele. Niby każda sprawa różna, a jednak postawy, zachowania, metody - takie same jak w setkach przypadków. Nikt Ameryki w tym względzie już nie wymyśli....Gdyby to było wszystko tak skomplikowane, jak niektórzy sądzą, Bóg dałby nam milion przykazań, a nie tylko dziesięć. ;)
buquiet napisał/a:
to ze ją uderzyłem tak raz jak policzek który był w afekcie po tym jak ja dostałem, drugie szturchniecie w ramie na jej słowa.


I co zrobiłeś w tym aspekcie, poza łzawymi zapewne przeprosinami?
W ciągu roku małżeństwa zdążyłeś uderzyć swoją żonę w twarz, szturchnąłeś ją w ramię.
To nie jest jakiś drobiazg.
I spójrz, jak od razu usprawiedliwiasz siebie: "bo ona powiedziała, bo ona zaczęła". Nie ma usprawiedliwienia dla przemocy! Nie lekceważ tego, że to bylo "tylko" w policzek, tylko szturchnięcie, "tylko" reakcja na jej agresję...
Żona ma prawo się obawiać, ma prawo chcieć uciekać od Ciebie, nawet jeśli sama ma klopoty z agresją. Nie bagatelizuj tego, co zrobiłeś. Masz problem z przemocą i ważne, żebyś nad tym pracował. Czy tego dotyczyła Twoja terapia, o której pisałeś? Jeśli tak, to super. Ale wiesz zapewne, że to praca nad sobą do końca życia?
Wiesz, żona może rzeczywiście nie wierzyć w Twoje załzawione oczy kota ze Shreka, które jej okazujesz teraz, ocierając łezki o rąbek jej spódnicy. Potrafiłeś podnieść na nią rękę, teraz zapewniasz ją o wielkiej miłości, kiedy zagroziła odejściem. Nie dziw się, że nie od razu uwierzy w cudowną przemianę.
Zarówno przemoc, jak i potem poniżanie się - nie buduje dobrego obrazu mężczyzny w oczach kobiety....

I ponawiam pytanie, na które nie odpowiedziałeś:

Czy masz stałego spowiednika?

Jakie znaczenie w Twoim życiu ma wiara, Bóg, Jego przykazania. Niech On Ci będzie drogowskazem, nie żona, nie uczucia, które się zmieniają jak w kalejdoskopie.
Zbliżając się do Boga, zawierzając Mu, stajesz się lepszym człowiekiem.
I nie o modlenie się całymi dniami tu chodzi. Odmawiasz Nowennę Pompejańską. No dobrze, ale chyba nie po to, by "zaczarować efekt"? O co się modlisz? Wyznaczyłeś Bogu "zadania do wykonania" w zamian za modlitwę? To przeliczysz się, bo Bóg sam wie, co dla Ciebie dobre i nie możesz mu wskazywać, co ma zrobić. ;) Módl się o spokój ducha, o obecność Ducha Świętego w Twoim życiu, byś wiedział, co masz mówić, byś podejmował dobre decyzje, byś się uwolnił od uzależnienia od żony (nie od miłości, to są dwie różne rzeczy), módl się o mądrych ludzi na swojej drodze, którzy Cię wesprą. Módl się o wędki, nie o rybę. ;)
Nie o samo modlenie tutaj chodzi, a raczej o Twoją postawę taką na co dzień. Dobrzy ludzie zmieniają świat wokół siebie. Kieruj się Jego zasadami, na tym na pewno nie stracisz, możesz tylko zyskać.
 
     
Ania77
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-02, 10:25   Zgadzam się s Satine

Moim skromnym zdaniem Satine ma 100% racji w swoich radach. Sama mam bardzo podobną sytuację, tylko ze to ode mnie mąż się wyprowadził, ale słowa jakie padają z ust Twojej żony są bardzo podobne do słów mojego męża, a twoje reakcje do moich. Mój mąż też wyjechał na Sylwestra w góry i nie chciał mnie na Sylwestra i nie chciał mnie zabrać bo byłoby dziwnie, skoro w styczniu mamy sprawę o separację (na razie rozwód nie wchodzi w grę bo przekonałam męża że jako katolicy i tak zawsze będziemy małżonkami) i wiele innych sytuacji widzę podobnych.
Przybrałam więc strategię jaką radzi Satine, tak mi też podpowiadał mój duchowy doradca :), którego dzięki temu kryzysowi poznałam (jeśli starczy Ci odwagi to podejdź do jakiegoś zakonnika najlepiej i poproś o rozmowę, ja żeby znaleźć takiego co do mnie trafi przeszłam wszystkie zgromadzenia zakonne w moim mieście, ale warto :).
Będę Cię wspierała swą modlitwą, bo jesteś dla mnie jak brat bliźniak :), razem będzie nam raźniej brnąć przez to wszystko, bo chyba bardzo podobna droga przed nami :)
Pozdrawiam i życzę siły na Nowy Rok :)
Ostatnio zmieniony przez Ania77 2011-01-02, 10:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8