Gloria in excelsis Deo!

Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  KanałyKanały  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  NewsNews
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

12 kroków do wolności Uczta - Za Stołem Słowa - ks. Michał Muszyński | Słowo Boże na dziś | Ciężki krzyż | Róże różańcowe
"Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej SYCHAR:
Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp | Kraków | Trójmiasto | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław

ZAPRASZAMY do zgłaszania modlitewnych intencji za małżonków Siostrom Matki Bożej Miłosierdzia
Rekolekcje - Łagiewniki 2010: Uzdrowić zranione życie | Zamienić ranę w perłę | Zobacz kim jesteś - cz. 1 | cz. 2 | O przebaczeniu
Błogosławieństwo Księdza Biskupa Andrzeja Czai - ordynariusza diecezji opolskiej dla naszej Wspólnoty >>

Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator

Poprzedni temat «» Następny temat
Wydzielone z wątku mufinki
Autor Wiadomość
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 20:29   

Różo....albo sie nie rozumiemy,albo mamy inne pojęcie miłości i wynikajacej z niej postawy.

Może od poczatku...od czego zaczęla się ta rozmowa?.......od postu Danki w którym stwierdza,że miłośc to postawa.Twoim zdaniem taka miłość jest ułomna,zabarwiona cierpietnictwem,skalkulowana i wymuszona.
Nie taka winna być miłość...i z tym sie zgadzam,jednak w moim mniemaniu nie ma tu ułomnosci,kalkulacji,czy wymuszenia,ale dojrzałość,odpowiedzialność i wierność wyborowi.
Cierpienie...hm....bywa,ale czyż nie jest ono wpisane w nasze zycie.
Miłość nie jest łatwa,choć taką wolelibyśmy żeby była.

Ta miłość o jakiej piszesz kojarzy mi sie niejako z zakochaniem....radosna,przenosząca gory...
Mam wrażenie Różo ,że bujasz w obłokach(bez urazy)....też bujałam...kiedyś.
Zakochanie jest super,ale to tylko uczucie, stan emocji,ale nie miłość.Uczucia nie można ślubować,bo ono nie jest zależne odemnie.
W chwili zawarcia małżeństwa ślubujemy i jestesmy za to ślubowanie odpowiedzialni,czy możemy być odpowiedzialni za uczucia?
Przecież uczucia to tylko stan naszych emocji,a nie postawa jaką zobowiązałam się mieć w stosunku do męża ,żony.
Miłość małżeńska Rózo znacznie rózni sie od tej młodzienczej, niezobowiazujacej.
Jest fajnie, kocham Cię...ale....co jak zrobi sie mniej fajnie?
Żegnaj.
Co jak zrobi sie mniej fajnie po ślubie?.....również żegnaj?
Wtedy (i nie tylko wetedy)priorytetem jest,winna być postawa miłości.
Na dobre i na złe,bo przyrzekałam ,bo zdecydowałam,ze na zawsze...mimo przemijającej fascynacji, urody,trudności........
Małżeństwo to zadanie, trudne zadanie choć wynikające z miłości...pięknej, romantycznej,namietnej.......i choć jest wynikiem uczucia miłości,jest o wiele bardziej skompluikowane .
Pałam uczuciem miłości...kocham...jestem zafascynowana....i ....decyzja......chcę spędzić z ta osoba reszte zycia, pragnę jej(i swojego - nie łudźmy sie) szczęścia,chcę sie o nią/niego troszczyć, wspierać , pomagać.....i ....ślubuje/ przyrzekam przed Bogiem trwać......nawet jesli nie będzie fajnie.
To jest miłość,postawa miłości....tak uważam, to wpajano mi tu na forum,kiedy byłam zagubiona i zrezygnowana.

Postawa miłości w małżeństwie, to moim zdaniem - zbyt mało.Wszak była ślubowana miłość, nie postawa miłości.

Różo...a co wynika z tej miłości....chyba jakaś określona postawa?

W małżeństwie nie ma miejsca na spoczynek na laurach, a przyjęcie "postawy miłości" wydaje mi się być taką ucieczką w spoczynek i może zarazem - samozadowolenie

Nie ma mowy o spoczynku i moim zdaniem to wynika z postawy miłości.

Nie jest moim celem przekonywać Cie na siłę,że miłośc to postawa,choc mogłabym udowodnić swoje racje posługując sie odpowiednimi artykułami, cytatami.......tylko po co?
Nie o to przeciez chodzi...zainteresował mnie Twoj punkt widzenia miłości....miło sie dyskutuje ...i tyle.
Ja mam swoje zdanie Ty swoje......i jest ok.
Może obie wyciągniemy z tego cos nowego
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 20:44   

Ale sie Was ciekawie czyta, dziękuję za inspiracje do myślenia :-)


Kingo dziekuje za podchwycenie tematu....co do gadu - gadu :-)

no i narobilam kłopotu Andrzejowi przed sylwestrem...na spokojnie w nowym roku może...
sciskam Was sylwestrowo
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 21:01   

Cytat:
Małżeństwo to zadanie, trudne zadanie choć wynikające z miłości...pięknej, romantycznej,namietnej.......i choć jest wynikiem uczucia miłości,jest o wiele bardziej skompluikowane .

Leno, ależ ja od 25-ciu lat trwam w baardzo trudnym małżeństwie. I zapewniam Cię, że przerobiłam już niemalże wszystko - od euforii po baardzo smutne i skomplikowane zdarzenia... Tak więc na pewno trwam w postawie miłości, ale udało się mi (nam) przy tym zachować to coś - ten aromat... On nie jest przywilejem tylko młodych, czy tez super udanych małżeństw.
Bujam w obłokach? To nie tak. Raczej - nabrałam dystansu do minionych zdarzeń, potrafię cieszyć się tym, co mam i na pewno jest to taka głębsza radość życia ...
Jeśli miłość - to radosna :-D Jeśli postawa miłości - pewnie radość uciekła... Tu już poświęcenie.
Ostatnio zmieniony przez róża 2011-01-04, 19:18, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 21:12   

Różo.....wiem....zauważyłam(25 lat)...i zdziwionam,ze takie Twoje pojecie o miłości.
Zazdroszcze,podziwiam........pragnę.
Potrafię sie zdystansować, potfię cieszyć sie tym co mam,kocham...ale...widać ułomna moja miłość jeszcze.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 22:08   

Jarek321 napisał/a:
Hmm.. jaki byłem kiedyś, to wolę nie pisać :mrgreen:

No dobrze: zarozumiały, pewny siebie, a jednocześnie gdzieś w środku przestraszony, niepewny siebie. Uważający, że wszystko mi się od życia należy i zastanawiający się, dlaczego to życie nie daje mi w takim razie tego, co mi się "słusznie" należy. Ale to tylko moja ocena. Pewnie ludzie wokół mieliby inną: być może gorszą, być może lepszą.

Nie powiem, żebym np. nie lubił teraz siebie "sprzed", uważam po prostu, że traciłem czas na bezsensowne działania, rozważania, niepożyteczne zainteresowania.

Co do tego odbijania się od bandy, do bandy... Rozumiem o co chodzi, ja ... skoczyłem w przepaść teraz (albo inaczej mówiąc: puściłem się liny - własnego poczucia kontroli nad sytuacją, życiem) - wszystko stawiam na Pana Boga, a codziennie staram się wyrywać z korzeniami "chwasty" - złe nawyki, nieodpowiednie zachowania, wszystko co sumienie mi podpowie. Mam przekonanie, że im totalniej zrzekamy się kontroli na rzecz Pana Boga, tym bardziej musimy żyć sakramentami i modlitwą, bo z jednej strony pokazuję, że sam nie daję rady, jestem słaby, a z drugiej muszę otworzyć się świadomie na łaskę Boga. Stąd pragnienie, by nie grzeszyć, nie "zaśmiecać" sobie umysłu niepożytecznymi sprawami.
[ Dodano: 2010-12-30, 15:18 ]
A teraz jaki jestem? Taki sam :-) jak przedtem...


Jarku...
Wybacz mi ... że dokonam malutkiego kontrastu...
słowo "muszę" - zamieniam na odpowiadam na NIESKOŃCZNĄ MIŁOŚĆ Boga, czyli doswiadczam pragnienia Chrystusa w odpowiedzi na Jego Miłość.
Stad pragnienie pocieszenia Boga , który płacze w nas...kiedy upadamy, szczególnie kiedy robimy to świadomie. Każdą zgodą na grzech nie tyle zaśmiecamy umysł sprawami niepotrzebnymi...co tracimy swój byt...w kazdym calu.

z Bozym Pozdrowieniem
  
 
     
Jarek321
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 22:15   

Zgadzam się z Tobą całkowicie Mirelo, przetłumaczyłaś "z polskiego na nasze", szczególnie z tym się zgadzam:

Mirela napisał/a:
tracimy swój byt...w każdym calu


Nie kochając Boga nie umiemy kochać siebie, nie mówiąc już o innej osobie, np. małżonku.

Dobierając te słowa starałem się odpowiedzieć Norbertowi (pozdrawiam!!!).
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 23:34   

Cytat:
i zdziwionam,ze takie Twoje pojecie o miłości.

Leno, ustawiaj żagle ...i z wiatrem. Z wiatrem Bożej Miłości. A po drodze - same niespodzianki - Mikołaj na okrągło...
Nie dziwię się, że dziwisz się mi, bo i ja dziwię się sobie :-D
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 23:51   

nie rozumię,ale niech tak będzie....przyjmuję
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-30, 23:52   

Jarek321 napisał/a:
Nie kochając Boga nie umiemy kochać siebie, nie mówiąc już o innej osobie, np. małżonku.

Jarku oki rozumiem to choć znam przypadki miłości do Boga....miłości do siebie...a dalej ciszaaaaaaaaaaaaa.

I wydaje mi sie że to w jakis sposób starają sie ustalic dziewczyny..Lena i Róża.

Nie wiem czy dobrze myslę ???

ale Ja to widzę tak:
postawa miłości....jak to zauważam???
no chyba na pierwszym miejscu szacunek wobec Boga i sakramentu....(tego przymierza)....to taki rodzaj powstałej miłości wobec blizniego..czyli
szanuję drugiego,nie krzywdze,chce jego dobra...ale na skutek pewnych spraw
kocham z dystansu ...kiedy jak to fajnie określiła róża"trudny"...jest wciąż trudnym,jeżeli żyje sie z dala,jeżeli jedno wciąz przyjmuje życie w grzechu....

wówczas postawa miłości ma sens....bo to oznacza ....dla mnie akceptację trudnej sytuacji...ale życie zgodnie z zasadami wiary....

Hmmmmmmmm a co w sytuacji jezeli "trudny" przestał byc trudny.....
czy nie winno to się zmienić???

o tym słyszałem choćby ostatnio w święta na kazaniu....

bo sakrament małżeństwa to oprócz wierności....słowa miłośc...i że nie opuszczę az do śmierci....to także bliskość między sobą i oddanie współmalżonków....

i wydaje mi się że o czyms takim pisze własnie róża...i nie istotne czy 5....10...15...20 czy więcej lat małżeństwa.

a może niejako obowiązkiem współmałżonków jest praca nad takimi relacjami???.

Wiadomo są przypadki życia obok-gdy dwoje wchodzi w te relacje świadomie,poświęcając swoje pragnienia oczekiwania chocby dla dzieci.

ale-

czy nie powstaje wówczas sztuczność???...

Nie wiem czy dobrze wyczytałem ale Lena gdzies napisała że wygasa uczucie,szczególnie gdy zranione,zdruzgotane..........

echhhhhhhhh a Ja zapytam czy ono wogóle było...skoro wygasło???



nie wiem czy dobrze to widzę
...ale tak czuję..a jeżeli żle to może mi ktos wyjaśni


pozdarwiam
Ostatnio zmieniony przez NORBERT 2010-12-31, 09:06, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
j23
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 06:32   

róża napisał/a:
Tak więc na pewno trwam w postawie miłości, ale udało się mi (nam) przy tym zachować to coś - ten aromat... On nie jest przywilejem tylko młodych, czy tez super udanych małżeństw.
udało się nam.
udało się zachować ten aromat.
Czy gdyby zabrakło tego "nam" możliwe byłoby zachowanie tego "aromatu" tej "więzi"?
Czy gdyby jedna ze stron przestała dostrzegać tę cienka czerwoną linie za którą jest już tylko "osobno" - byłoby to "nam"?
Bo tę granicę przekroczyć bardzo łatwo. Osoba krzywdząca nie dostrzega, że wdeptała już miłość bliźniego w błoto, że zamiast "aromatu" jest "szambo". I również osoba krzywdzona może zwyczajnie nie mieć już siły trwać - tego nie wolno oceniać.
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 11:24   

J 23, przekroczenie czerwonej linii to właśnie sygnał dla skrzywdzonego - do przyjęcia postawy miłości i czekania. I pewnie każdej żonie/mężowi zdarzyło się w takiej postawie "potrwać". Dla mnie, w przypadku, kiedy miłość istnieje jest to postwa wymuszona (!) niejako sytuacją - stanowcza miłość. Ale powstaje pytanie, czy jeśli małżonek wraca spoza tej linii - my chcemy go jeszcze kochać, czy raczej zadawalamy się trwaniem w postawie i ona staje się czymś trwałym, niezmiennym. Myślę, że łatwo popaść w to niebezpieczne złudzenie, że oto oto z mojej strony wszystko jest w porządku - kocham, bo trwam w postawie miłości.Tutaj warto by zapytać tych, którzy byli poza czerwoną linią, ale opamiętali się, wrócili - chcieliby być kochani, a doświadczają jedynie szorstkiej postawy miłości. Szorstkiej, bo ona jest raczej pozbawiona prawdziwych, ciepłych uczuć (sprawdziłam na sobie - to raczej poddanie siebie pewnej mustrze, dużo myślenia, przewidywania, a uczuć mało, bądź wcale). Może dłuższe trwanie w takim stanie powoduje przyzwyczajenie i jakąś wtórną nieumiejętność kochania? Nie wiem.
Norbert - rozumiemy się :-) . Kiedy "trudny" przestaje być tak naprawdę trudnym, czy my chcemy to zauważyć, że on już trudnym nie jest i można by postawę miłości zamieniać powoli na miłość (uczucia można wykrzesać na nowo, byle chcieć - nie tłumić ich w sobie lękliwie). Pewnie Sakrament jest wyzwaniem do tego, żeby przynajmniej - próbować... Łatwo przekreślić człowieka, tymczasem chrześcijańska miłość to miłość pełna nadziei... Może zbyt szybko, zbyt łatwo miłość małżeńska jest zamieniana na skądinąd o wiele łatwiejszą - miłość bliźniego? Czy mąż/żona może być tylko bliźnim?
Moim zdaniem - zbyt dużo oczekujemy od współmałżonka, nie kochamy takim jakim jest, ale takim jakim jakim chcielibyśmy, żeby był... Tymczasem on ciągle nie zbliża się do tego ideału, a życie ucieka... Dlaczego? Bo tylko miłość może go przemienić (niepostrzeżenie, nawet wbrew jego woli) a on tej miłości zwyczajnie nie doświadcza.
Jeśli to możliwe - zmieniajmy ludzi: miłością, wszak u schyłku życia to z niej będziemy sądzeni... Może zbyt szybko, zbyt łatwo rezygnujemy z pięknej miłości małżeńskiej? Czyżby miłość, o jakiej pisze św. Paweł - to już nie dla nas ludzi XXI wieku :?:
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 11:27   

NORBERT napisał/a:
że wygasa uczucie,szczególnie gdy zranione,zdruzgotane..........

echhhhhhhhh a Ja zapytam czy ono wogóle było...skoro wygasło???


Norbi , tu się z Tobą zgadzam ! MIŁOŚĆ nigdy nie wygasa !! I jest mimo wszystko i za nic ! Bo MIŁOŚC to nie jest uczucie, ale postawa !


Cytat:
Czy gdyby zabrakło tego "nam" możliwe byłoby zachowanie tego "aromatu" tej "więzi"?
Czy gdyby jedna ze stron przestała dostrzegać tę cienka czerwoną linie za którą jest już tylko "osobno" - byłoby to "nam"?
Bo tę granicę przekroczyć bardzo łatwo. Osoba krzywdząca nie dostrzega, że wdeptała już miłość bliźniego w błoto, że zamiast "aromatu" jest "szambo". I również osoba krzywdzona może zwyczajnie nie mieć już siły trwać - tego nie wolno oceniać.


J23, zgadzam się absolutnie. Pozdro !! EL.

[ Dodano: 2010-12-31, 12:44 ]
Hymn o miłości

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość."
1 Kor 13,1-13
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 11:50   

Rózo i El..........dzieki dziewczyny ..za własne słowa :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

a juz myślałem że znów gdzies błądzę :?: :?: :?: ......i chce jedynie w chciejstwach gwiazdki z nieba

...a nie winienem Boga prosić i męczyc o ta gwiazdkę............


pozdrawiam ;-) ;-)
 
     
róża
[Usunięty]

Wysłany: 2010-12-31, 12:15   

Warto zrobić rachunek sumienia kładąc przed oczy Hymn o Miłości... Miłość - przecież to zadanie na każdy dzień i na całe życie... Tu początek i koniec wszystkich naszych zaniedbań, grzechów... Jeśli trwanie w postawie miłości względem męża/ żony kogoś w pełni zadawala - wieniec laurowy proszę :-D . Jeśli miłość względem męża/żony zadawala - również o wieniec proszę :-D . Wszak to już bezgrzeszność, świętość za życia!
Hmm, może jednak warto by przyjrzeć się sobie głębiej... Czy to naprawdę ta miłość, która nie unosi się pychą, gniewem, nie szuka swego... A może raczej jesteśmy ludźmi na wzór Koryntian - pragnącymi wszelkich darów, ale już nie samej miłości, bo za trudna...
A koniec roku nastraja do podsumowań... :oops:
Co to jest miłość :?:

http://www.youtube.com/watch?v=Xmspw3POFrc
http://www.youtube.com/watch?v=2q14ROdA9i8
  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...




Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."













"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!









Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"

Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9