Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Wysłany: 2010-12-17, 09:35 kryzys wieku średniego mojego męża- pomocy
Proszę pomóżcie mi to zrozumieć, nie wiem jak mam postępować. Nie wiem jak dotrzeć do męża, czuję że go tracę. Nie śpi po nocach, ciągle pisze... internet. Zachowuje się jakby był nie obecny. " zakochany"- tylko nie we mnie.wszystkiemu zaprzecza a jeśli go pytam w prost to tylko przytakuje dla odczepki. izoluje się ode mnie co gorsze od dzieci. nic mu się nie chce i mówi to wprost. całą sytuację tłumaczy złą kondycją w firmie i brakiem widoków na przyszłość. Ciągle jest nakręcony , kiedy próbuję być przy nim i nie dopuścić do ucieczki w internet jest bardzo nerwowy. znamy się ok. 20 lat i czuję ,że dzieje się coś złego . w chwilach wyciszenia mówi mi ,że mnie kocha i dzieci ale unika ze mną kontaktu. Ostatnio powiedział mi że to kryzys wieku średniego, kiedy zaczęłam czytać o tym - przeraziłam sie. czuję się bezsilna, załamana . nie wiem co mogę zrobić aby wybudzić go z letargu i nie wiem jak w tej chorej atmosferze mam się zachowywać, jak postępować. czuję , że wariuję, bo on wszystkiemu zaprzecza a ja widzę jego "matactwa". zależy mi na naszej rodzinie a czuję że ją tracę.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-17, 10:04
A może to depresja związana z problemami w firmie? a przy tym może znalazł gdzieś w necie pocieszycielkę?
Kryzys wieku średniego........ fakt."Dopada" facetów tak około 40-55 lat .No bo to już druga połowa życia........w zasadzie wszystko co możliwe osiągnięte.A jak dopada kryzys we włąsnym interesie ,to znacznie podupada system własnej wartości.Wali sie poprostu.No bo kryzys!!!!!!!!!! Porażka!!!!!!!!!
Czasami faceci w takiej sytuacji szukaja potwierdzenia swojej męskości poza małżństwem.
Dowartościowują się uciekając od siebie.Szukaja pocieszenia,zrozumienia.Zdarza sie że żony w tym czasie sa subiektywnie "upeirdliwe" ,gderające,wytykające błędy ,wkładające palec w oko.
A to boli........więc???ucieczka od tego w deprechę,w neta,w kryzys.
Takie postawy tylko pogłebiają odczucia.
Ale chyba jednym ze zwrotnych punktów jest swoiste dno jakie musi się
osiągnąć w takiej sytuacji.Każdy ma swoje.
Może Twój mąż poprostu potrzebuje wspracia ,pomocy z zewnatrz.
Psycholog.......grupa wsparcia............
Może jakiś mądry ksiądz???
Przykre to co napiszę może być dla Ciebie,ale Ty nie stanowisz raczej takiego najlepszego wsparcia.
Dlaczego????
Bo on pewnie to co robił,tę firmę budował by (może nawet tylko podświadomie) błysnąć wobec Ciebie.
A tu porażka.
Choć Ty nie jesteś mu wrogiem.Masz wybór.......albo ciosać mu na łbie kołki.......albo postawić sprawę dość jasno ,ż ejesteś gotowa być z nim na dobre i na złe(bo tak przysięgałaś),że jesteś gotowa na pomoć,na wsparcie,na poszukanie wsparcia zewnętrznego,grupy wsparcia(jak jesteście z okolic lub z W-wy to takie spotkania są ),że sa "wekendy małżeńskie" (www.malzenskedrogi.pl , www.sptkaniamalzenskie.pl)
airam [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-17, 10:39
tak... chyba masz rację. on ma deprechę!!!!! na dzień dzisiejszy nie chce słyszeć o pomocy z zewnątrz. a ja obawiam się ,że jak nic nie zrobię to go stracę. tylko co mogę zrobić? mam już dosyć jego uwag negatywnych na mój temat i mam dosyć jego zachowania- to jest koszmar- jakiś inny człowiek, nie ten sam którego pokochałam. jeśli nie pomoc z zewnątrz to co ja mogę- nie chcę go naciskać - ale jak do niego dotrzeć. mam stać obok i udawać że niczego nie widzę? udawać?
róża [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-17, 12:11
Wreszcie jesteś, Airam :-)
Czy to już kryzys wieku średniego, czy raczej spadek poczucia własnej wartości spowodowany zdradą... Na początku oczywiście euforia: "chcą mnie inne kobiety, jestem atrakcyjny (Kazimierz!)", ale z czasem widzenie siebie zmienia się, bo i sumienie potrafi być dokuczliwe... Więc może żeby tak już w zgodzie ze sobą samym, to dalej taplanie się w swojskim, ciepłym bajorku, bo "co stało się już nie odstanie się" i jakoś ciężko...
Airam, proponuję Ci skupić się na pomaganiu mężowi w - odnajdywaniu siebie piękniejszym (on na pewno ma teraz taką potrzebę)... Żeby poczuł, że może (!) takim być ... Pamiętam, jakie wrażenie zrobiły na moim mężu słowa: jesteś wartościowym mężczyzną, kochanym mężem i ojcem; nie Tobie poszukiwać na "śmietniku życia".... W ślad za słowami - czyny: chwalić jak najczęściej wobec dzieci, wobec znajomych. To naprawdę działa, a chwalić na pewno jest za co...Wyprowadzić męża z poczucia miernoty, bylejakości. Iluż to ludzi poszukuje właśnie w necie siebie - wielkich, bo tutaj łatwo wykreować się. ...Zwłaszcza, kiedy w życiu realnym nie wychodzi.
I sprowadzać powoli na ziemię, czyli takie prozaiczne rzeczy, sprawy, żeby tego było jak najwięcej, żeby zaczął tym żyć - realnym życiem. Więc może, kiedy pisze namiętnie w nocy, to "brr, jak mi zimno, kiedy skończysz i ogrzejesz mnie?". Teraz przed świętami, mnóstwo pracy, więc z zaangażowaniem męża też raczej problemu nie będzie. Chodzi o to, aby przestał bujać w obłokach...
I uśmiech - on tak łatwo opuszcza, kiedy serce zranione.
Może więc, uśmiech mimo wszystko, ale ciepły, jakiego w necie nie znajdzie...
Pozdrawiam
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-17, 13:11
Witaj airam
Specjaliści od kryzysu wieku średniego . Skontaktuj się z nimi.
Grupa kobieca:
Warszawa
Maria Wołodko
tel. 0607 684 822
e-mail: womaria@op.pl
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-17, 14:05
Hmmm....
tak czytam i mam pytanie - nałóg, róża...mówicie to z własnego doświadczenia czy raczej z teori???
Któreś z was miało kryzys wieku średniego czy to tylko literatura fachowa?
jak tak czytam to sie całkiem nie zgadzam...
co moze żona w takim momencie?
obawiam sie bardzo niewiele o ile cokolwiek...
ta zona jest częscią układu, który w tej chwili wydaje sie całkiem na minus - bilans nie wychodzi nawet na zero...
stąd kryzys
patrzysz na swoje zycie...i widzisz ze jest do d....
nie tak jak chciałes...nie tak jak bardzo ci zalezało...
marzenia diabli wzięli...poświecenie sie w zyciu pracy nie wyszło ( to sie zdarza nawet bardzo dobrze prosperującym dyrektorom, właścicielom firm...)
żona - jest samą wielką wadą...kochaną, bardzo czesto, ale irytującą - także porażką...
czekać?
przeczekać?
to bardzo ryzykowne ale niewiele wiecej mozna...
skontaktuj sie ze specjalistami, ale nie oczekuj Airam, ze on bedzie chciał zrobic to samo...
taki kryzys to cięzki moment...ale kiedys sie kończy
nie koniecznie totalną katastrofą
i to mówię z doświaczdczenia
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-17, 16:41
Mgła........... ja akurat znam to z doświadczenia własnego.Mam to za sobą.Tak wiek średni jak i związany z tym kryzys.
O.Zdzisława znam ............... coś tam razem robiliśmy w temacie kryzysu wieku średniego.
Męska grupa wsparcia działa w W-wie na Rakowieckiej u Jezuitów.
(www.przystanmielno.pl)
mgła napisał/a:
jak tak czytam to sie całkiem nie zgadzam...
No cóż,możesz się nie zgadzać.A ja zgadzam się z Różą całkowicie.
róża napisał/a:
Airam, proponuję Ci skupić się na pomaganiu mężowi w - odnajdywaniu siebie piękniejszym (on na pewno ma teraz taką potrzebę)... Żeby poczuł, że może (!) takim być ...
To bardzo ważne ...........i nie tylko podczas kryzysu -bo ten jest już widocznym symptomem choroby-ale lepiej zapobiegać jak leczyć i dostrzegać w partnerze(dotyczy to i kobiet i mężczyzn) dobro i to dobro pielęgnować,podbudowywać,chwalić.
mgła napisał/a:
obawiam sie bardzo niewiele o ile cokolwiek...
To może każda żona/mąż Mgło.
Po co?? a no po to aby nie być postrzeganym przez małżonka jako(jak Ty to nazywasz):
mgła napisał/a:
ta zona jest częscią układu, który w tej chwili wydaje sie całkiem na minus - bilans nie wychodzi nawet na zero...
stąd kryzys
Dotyczy to w równym stopniu samopoczucia żony mogącej mieć poczucie znacznego wkładu w kryzys
róża napisał/a:
Pamiętam, jakie wrażenie zrobiły na moim mężu słowa: jesteś wartościowym mężczyzną, kochanym mężem i ojcem;
Bo one są bardzo budujące.Dotknięcie dobra w człowieku.Nazwanie tego dobra.Juz samo to że żóna/mąż dostrzegają to dobro ,że je werbalizują to już jest bardzo budujące.
I to nie jest wbijanie w pychę- w każdym człowieku jest dobro!!!!!!!!!!!!!!!!!
róża napisał/a:
nie Tobie poszukiwać na "śmietniku życia"....
Te słowa,zwroty pomagają wyrwać sie ze śmietnika,odkopać się ze śmieci jakie przywalają .............pomagają dostrzec w tym stanie dobro w sobie.
.
róża napisał/a:
I uśmiech - on tak łatwo opuszcza, kiedy serce zranione
Trudno o łagodność,o ten uśmiech gdy mąż/żona siedzi z naburmuszona miną.
Trudno.............. trudno zaakceptować takiego partnera.
Ale warto podjąć ten wysiłek.Warto potwierdzić jego/jej uczucia.Warto być empatycznym i powiedzieć miło:widze że trapi cię coś............. widzę że męczysz się czymś..............widzę że ciężko ci.....................
Po co to???
A po to by przełamać ,pomóc przyjąć do wiadomości ,że ta żona nie jest tym o czym piszesz Mgło:
mgła napisał/a:
patrzysz na swoje zycie...i widzisz ze jest do d....
nie tak jak chciałes...nie tak jak bardzo ci zalezało...
marzenia diabli wzięli...poświecenie sie w zyciu pracy nie wyszło ( to sie zdarza nawet bardzo dobrze prosperującym dyrektorom, właścicielom firm...)
żona - jest samą wielką wadą...kochaną, bardzo czesto, ale irytującą - także porażką...
Kryzys wieku średniego,wypalenia wewnętrznego,zawodowego ma to do siebie że naprzemiennie działa poczucie winy i krzywdy.
Winy bo:jestem do bani......nic mi sie nie udaje........... nawet kasy nie potrafi ezarobić.........nie potrafią zarządzać ani sobą(ta żona też do bani) ani firmą (tez grozi bankructwem,nie ma perspektyw
Poczucie krzywdy bo:dlaczego mnie to dopadło.................. gdybym miał inną żonę...gdybym żył w innym kraju....... gdyby ci politycy byli inni............ gdyby nie te podatki.......gdyby nie ta konkurencja............
Jedna wielka krzywda.
I tak na zmianę..............
I poszukiwanie lekarstwa,pigułki............ ucieczka od siebie.Gdzie???w wirtualną przestrzeń ........tam można grać.............. kogoś innego jak się jest.Kreować siebie.
Tam można znależć pocieszenie.........dowartościować sie..........
Tak działa kryzys.............
airam [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-18, 15:21
tak wspierać męża. Staram się to robić. Może nie umiem a może on tego nie dostrzega. Ciągle słyszę jak go irytuje itp. Oddala się ode mnie. Czuje i widzę że ma nowe zainteresowania raczej nie mną. Mnie traktuje jak zło konieczne. Jak długo taki stan trwa i jak sobie radzić w odrzuceniem. Mówi że zależy mu ma mnie ale robi inaczej. To jakiś kosmos. Dziękuję za wszystkie słowa
mgła [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-19, 15:36
Mam tylko dwie uwagi
nałóg - nie podważam Twojej wiedzy...ale nie wydaje Ci sie, za Twój kryzys maił lekko inne oblicze i przyczyny?
to nie był taki całkiem normalny kryzys wieku średniego
Róża - udało Ci sie pokonać kryzys swojego męża?
odzyskac jego miłość, zaufanie...chęc bycia z Tobą?
tak...ja nie mówię, ze nie nalezy robic nic
ale moim zdaniem wspolmałżonek dla kogos w takim kryzysie bywa bardzo irytujący...
i czasem lepiej zeby nie narzucal mu sie zbyc usilnie...nawet zainteresowaniem i usmiechem...
a próbowac mozna wszystkiego...
gdyby była taka łatwa metoda na kryzys wieku średniego nie było by tylu jego ofiar
róża [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-19, 16:19
Mgła napisała:
Cytat:
Róża - udało Ci sie pokonać kryzys swojego męża?
odzyskac jego miłość, zaufanie...chęc bycia z Tobą?
Tak . A pokonywaliśmy go razem, bo kryzys męża/żony to (moim zdaniem) kryzys małżeństwa i jako taki, może być przezwyciężony tylko przy obustronnym wysiłku.
Dziś jesteśmy szczęśliwi...
Kryzys wieku średniego (i każdy kryzys w życiu człowieka) - to czas na zaprzyjaźnienie się z pokorą. A trudna to przyjaźń... Ale, jeśli jest marzenie o pogodnej starości, trzeba podać tej pani rękę...
Jednak to nie takie proste - nie moge sie pogodzić ,że jeszcze pół roku temu byłam kochana a dziś tylko wyrzutem. on zachowuje się jak zakochany tylko nie we mnie. to boli , jak ucieka ode mnie . Mamy fajną rodzinę jak go powstrzymać przed jej zniszczeniem. wszystko co robię -robię żle! jak mam robić dobrze aby to zadziałało? Łatwiej byłoby gdybym tak nie kochała- o jego uczucia muszę się dobijać- porażka.
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-21, 08:11
mgła napisał/a:
to nie był taki całkiem normalny kryzys wieku średniego
a jaki to jest normalny kryzys wieku średniego???
Przyczyny może i różne,ale mechanizmy,zachowania,myślenie są bardzo podobne jak we wszystkich zachowaniach dysfunkcyjnych.Tylko podmiot/przedmiot tych zachowań jest inny.
Część ludzi ucieka w nałogowe regulowanei uczuć i emocji przy pomocy środków chemicznych zmieniających nastrój ,a część w zachowania i kompulsje.
I w tym jest różnica
mgła napisał/a:
gdyby była taka łatwa metoda na kryzys wieku średniego nie było by tylu jego ofiar
Na żaden kryzys nie ma łatwych rozwiązań,nie ma tabletki.
Pewnie,najlepiej by dostrzegać te pierwsze symptomy kryzysu i mu zapobiegać poprzez odpowiednie zachowania,terapie,wekendy małżeńskie,grupy wsparcia.
Każdy kryzys powstaje i zaczyna się u swoich podstaw z subiektywnego lub obiektywnego zaniku komunikacji........z zatykania kanałów komunikacji małżeńskiej i międzyludzkiej.
Kryzys zaczyna sie u jednej osoby,a druga odczuwając pierwsze jego symptomy -najczęściej- zaczyna od werbalizowania swojego niezadowolenia,z werbalizowania chciejstw........wymuszania porządanych zachowań drugiej strony.
Nie dostając tego czego chce ucieka się do karania współmałżonka.
Jak???
A ciche dni..............odrzucenie............ karanie brakiem miłości za subiektywnie odczuwany brak miłości....karanie seksem poprzez odrzucenie albo domaganie się seksu.
Śledzenie,kontrolowanie,osaczanie.................. wymuszanie zainteresowania,natarczywe domaganie się rozmowy o przyszłości,wymówki o to że nie kocha............
airam napisał/a:
Łatwiej byłoby gdybym tak nie kochała- o jego uczucia muszę się dobijać- porażka.
Pewnie gdyby zapytał Twojego męża o to to by stwierdził że czuje się osaczany.
Dobson pisze o syndromie klatki...................
Pogody Ducha
airam [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 11:51
masz racje nałóg- tak by ci odpowiedział... gdybyś zapytał mojego męża.
on nie chce sie zgodzić na żadne terapie, spotkania itp..
chwilami to ja czuję ,że nie dam rady, chyba tracę cierpliwość i nadzieję że to się zmieni.
zbliżają się święta - oboje uważamy że najsmutniejsze w naszym życiu. ja zrozpaczona, zakochana i odrzucona jednocześnie. on w swoim świecie nie wiem czy tam jest szczęsliwy ale w naszym świecie -nie. czuję takie upokorzenie i rozpacz.
Nałóg ile ten stan trwa u mężczyzny? na jak długo jestem SKAZANA?
nałóg [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-22, 15:25
Ariam..........
airam napisał/a:
on nie chce sie zgodzić na żadne terapie, spotkania itp
a jak sądzisz??? czy jak chory jest Twój mąż,to Ty jesteś w pełni zdrowa???
Zacznij od siebie zostawiając męża w spokoju............w jego jaskini(jak pisała któraś z Pań wcześneij).
airam napisał/a:
chwilami to ja czuję ,że nie dam rady, chyba tracę cierpliwość i nadzieję że to się zmieni
I co możesz w tym,przypadku zmienić???? Męza jak widać nie mozesz........nie umiesz.......... nie masz wpływu(choć pewnie przez jakiśczas wydawało Ci sie że masz).
Więc zacznij od siebie.
Zaimij sie sobą.............. zrób dobry makijaż..........idz na spacer.......... poszukaj kierunkowych lektur(Dobson,Pulikowski,Artymiak,Cloud,Grzybowscy,x.Pawlukiewicz,o.Salij, Eldegre(np.Urzekająca))
To możesz zrobić prawie od razu.
A maż???? on musi sam zechcieć .......on musi dostrzec swoją dysfunkcję.......... Ty możesz mu pomóc,ale wtedy gdy poprosi lub pomożesz mu swoim zachowaniem,postawą.
Airam,miłość i małżeństwo to permanętny proces i praca przy mierzeniu się codziennie z utratą własnych złudzeń i rozczarowań „tym drugim” czyli małżonkiem
On ma podobnie.................
A może z tego coś weżmiesz dla siebie????
Reguły sukcesu:
1.Wydobadż to co boli
2.Wyrwij ząb(jak boli, szukaj dentysty)
3.Wyświetl film, napisz scenariusz ,wizję
4.Zrób coś ze sobą (zmieniaj siebie, swoją duchowość)
5.Działaj jak mrówka(małymi kroczkami i wytrwale)
6.Nienawidż dobrze (tego co sprzeczne z zasadami, co krzywdzi ciebie lub innych)
7.Nie graj fair (nie odpłacaj tym samym co dostajesz)
8.Bądż pokorny
9.Irytuj właściwych ludzi (wszystkich nie jesteś w stanie zadowolić)
12 kroków do 9 reguł:
1.Nie rób tego sam
2.Przyjmij mądrość, szukaj wygranych
3.Przyjmuj uwagi i poprawki
4.Znajdż wzorce
5.Przyjrzyj się swoim zaletom i wadom
6.Nie zrażaj się przeszkodami
7.Nadaj strukturę, zrób plan
8.Praktyka,praktyka,trening,trening i niepowodzenie
9.Zmień swoje przekonania
10.Poznaj swoje słabości i wyizoluj je
11.Spisz swoje wizje i cele
12.Módl się, módl się ale nie roszczeniowo
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.