Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Błogosławieństwa Bożego, aby narodzony tej świętej nocy Zbawiciel świata, obecny w naszym życiu, zawsze napełniał nas radością i nadzieją, a Jego światłość zwyciężała w nas to, co od Boga oddala - życzy administrator
Wujcie, moim zdaniem odseparujesz się emocjonalnie - tak w pozytywnym sensie, kiedy przebaczysz żonie. Brak przebaczenia potrafi związać z krzywdzicielem w stopniu wcale nie mniejszym niż wielka miłość. Polecam Ci książkę:
http://www.list.media.pl/...ycie-p-125.html
A przebaczenie jest baardzo trudne, to raczej zadanie na każdy kolejny dzień - przynajmniej na początku, kiedy boli najmocniej - trzeba tak próbować: postanawiam wybaczyć ci dziś. I jutro od nowa
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-28, 15:26
Ja nie mam do niej za dużo złych emocji. Nie ma we mnie nienawiści, gniewu. Jest przede wszystkim żal i smutek. Czy z moich postów zieje nienawiścią do niej?
Jak się na nią gniewam, to jak na mnie warczy albo ma pretensje o jakieś pierdoły dnia codziennego. Np. nie kupię pieluszek, bo zapomnę i ona mi robi awanturę, choć ma jeszcze ćwierć paczki starych, to wtedy odzywa mi się we mnie taki gniew: ,,o niech cię! ja tu haruję cały dzień, ty sobie siedzisz w domu, a jak ja zapomnę pieluszek, to Ty po tym wszystkim co mi zrobiłaś masz tupet robić awanturę''. Nie mówię jej tak, tylko tak sobie myślę, bo jakbym się tak odezwał, to by się obraziła. Coraz częściej udaje mi się ten gniew przerobić w żal, że można się tak głupio zachowywać.
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-28, 21:00
Wujt - to wszystko wydarzylo sie cztery lata temu , wiec troche czasu uplynelo.Nie wiem czy co bedzie ani jak bedzie - staram sie...
Pewnie ze trzydziestolatkowi jest trudniej niz czterdziestoletniej babie ale jest we mnie nadzieja.
Pan mnie podzwignal wiec ufam ze mnie i ochroni.Jakby co schowam sie w cieni Jego Skrzydel.
Basia22 [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-28, 21:07
Wiara, dopiero dziś przeczytałam twój wątek i w nim znalazłam nazwanie tego co czuję teraz, w 2,5 roku po rozwodzie. Napisałaś:
"Ufam niczego nie oczekując , nie wyobrażając sobie, jak to będzie jak mogłoby być...
Ufam z całą mocą ze Bóg Moja tarcza, On mnie zna i wie czego mi potrzeba. "
Dzięki ci za te sformułowania.
Wujt, daj czasowi czas. To, co w tej chwili przeżywasz to "żałoba po stracie". Tak jak w normalnej żałobie jest etap, buntu, złości, poczucia krzywdy, strachu w tej chwili przeżywasz etap żalu i smutku. Potem będzie coraz więcej dni, bez żalu i smutku, coraz bardziej radosnych i spokojnych. Taka jest kolej rzeczy. Czas koi rany.
A poza tym, uważam, że nie musisz zgadzać się z takim traktowaniem twojej żony, mam tu na myśli awantury za nie kupione pieluszki lub inne pierdoły, jak je nazwałeś. Jeśli nie robisz czegoś umyślnie i złośliwie, to nie musisz się z tego tłumaczyć, wystarczy jak przeprosisz, że zapomniałeś i nie dać się wciągać w awantury lub kłótnie. Ja w pewnym momencie swego życia małżeńskiego, nauczyłam się mówić krótko i na temat, nie pozwalając na rozwinięcie tematu. Może to na początku nie podobać się twojej żonie, ale potem zauważy, że ty się zmieniasz, że nie pozwalasz sobą pomiatać, że jesteś stanowczy, nie bój się przy niej odezwać, nie ukrywaj swoich uczuć. Mów co czujesz np. , że jest ci przykro albo, że czujesz żal, smutek itp.
Pozdrawiam, i polecam wasz wszystkich opiece Bożej.
Basia
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-28, 22:16
Basia tak robię jak piszesz. Nauczyłem się już nie wdawać w idiotyczne awantury o głupoty. Ucinam to krótko albo w ogóle milczę. Czasem oczywiście zdarza się, że nie wytrzymam i coś odpyskuję (raz na dwa tygodnie) albo sam zacznę (raz na miesiąc), ale w zasadzie za każdym razem jak ,,nawalę'' to od razu przepraszam. Często w odpowiedzi słyszę: ,,co mi po twoich przeprosinach''. Nie ma sensu tego opisywać.
To daje dużo satysfakcji jak się potrafi wznieść ponad takie drobne złośliwości, kłótnie i docinki. Jak się odpyskuje i coś palnie, to satysfakcji jest może na minutę, ale jak się udało nie dać się sprowokować to na cały tydzień.
karolina* [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-30, 22:23
Malta,
przeczytałam Dobsona. Tylko że on sam sie oddzielił, sam pierze, sam sobie sprząta, prasuje. Wychodzi kiedy chce, wraca kiedy chce.
O nic nie pyta. jak dzieci, o mnie nie wspomnę.
Jestesmy po slubie 13 lat, pobralismy się z miłości, bylismy dla siebie pierwszymi partnerami. Ta sytuacja kiedy on jest samodzielną wydzielona jednostką w naszym domu trwa juz 3-4 miesiące. Jesteśmy my i on. My czyli ja i dzieci, i mnóstwo obowiązkow na codzień , mamy tez psa i akwarium, które musze sprzatac oraz on wolny strzelec, mający pieniądze i czas. Znowu młody, chodzący na siłownię, pachnący dobrymi perfumami. Czytałam forum i bałam sie napisać.
Wierzyłam, że uda mi się odbudowac małżeństwo, nie traciłam wiary, albo traciłam ją na krótko, ale teraz jest mi bardzo źle. I z każdym dniem mam mniej sily, mniej wiary.
Chciałabym pójśc na te studia, wierzę w swoje mozliwości. Zaproponowano mi prace. To było moje marzenie od lat, Ale nie mam siły.
Ja się z nim nie kłócę, ale on na kożdym kroku okazuje swoja przewagę, lekceważenie.
Odciął pieniadze, płaci tylko alimenty chyba najniższe w kraju.
Przepraszam, ze pisze tak chaotycznie, ale jest we mnie tyle zalu.
Staram się byc dzielna, staram się wypełniac wszystkie obowiązki, ale mam takie poczucie, że juz nic dobrego mnie nie czeka, ze już będę tylko do ocierania łez
dzieci i moich, tłumaczenia, ze tata się zmienił ale tylko na chwilę, że wszystko będzie dobrze, dobrze, tylko musimy poczekać.
Agnieszka [Usunięty]
Wysłany: 2010-10-30, 22:25
Karolina , wydzieliłam Twój temat i przeniosłam do działu "rozwód czy ratowanie małżeństwa " ,żeby było to takie Twoje miejsce.
jestem nowy choć sledze i szukam sytuacji podobnej do mojej i Twoja >wiara< jest prawie taka jak moja tylko że jest na etapie ;już Cie nie kocham moja miłość do ciebie wygasła jesteś dla mnie jak trucizna muszę od ciebie odpocząć: nie ważne że kochanek ma 4 dzieci jego żona wierzy że nic ich nie łączy albo jej to odpowiada bo i tak może być. mam prace daleko od domu na którą oboje się zdecydowaliśmy wiec niema mnie w domu synowie kłócą sie z mama i są żli na nią . jak rozmawiałem jak widzi naszą przyszłość ,ty będziesz mieszkał w innym pokoju i skarpety będą wyprane na moje tłumaczenia ze to niema przyszłości odp .chce być sama mam taki układ on mnie rozumie i to jest dla mnie dobre nie chce rozbijać rodziny jego i mojej najważniejsze są dzieci a my nikomu nie robimy krzywdy ,jestem na etapie co mam zrobić byłem u spowiedzi i komunii. nigdy żonie nie zrobiłem krzywdy nie piłem bo jestem w rozpaczy nerwy mi siadają chce uratować związek ale nie wiem jak ona nie chce przerwać kontaktu z nim bo jest wolnym człowiekiem i żyje w wolnym kraju . co mam zrobić żeby zrozumiała że zle robi sobie dzieciom i mnie tez ,prosze o Twoje podpowiedzi pozdrawiam
katblo [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-01, 17:59
Wiara47, dziękuję że jesteś i że podzieliłaś się swoim świadectwem...
Odnajduję w nim wiele szczegółów z mojej historii, dawno temu, na początku małżeństwa też zawrócił mi w głowie ktoś trzeci i potem wyjazd męża za granicę, jego niby-romans i od dwóch lat ograniczanie kontaktu traktowałam jako zasłużoną karę za błędy młodości, karę która przyszła wraz z początkami mojego nawrócenia i zdeterminowanej woli wytrwania w małżeńskiej przysiędze...
Mąż ciągle próbuje wbić mnie w poczucie winy, a tak naprawdę to on ucieka...
Dzisiaj inaczej patrzę na wiele spraw, każdy ma wolną wolę i dokonuje wybory między dobrem a złem każdego dnia.
Tego widać trzeba było, żebym poznała czym jest Boże Miłosierdzie...
A Tobie Wiaro dziękuję za szczerość i odwagę...Tak bardzo potrzebne nam wszystkim...
wiara47 [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-12, 19:48
Przepraszam ze mnie nie bylo...
Pojechalam do Polski na grob rodzicow i ...byl moj maz , przyszedl na chwile stalismy z synem a on nie podszedl nie podal mi reki...tak mi trudno ...tak ciezko...
Zywy - kazda zdrada jest inna a jednak podobna , kazda burzy porzadek uczuc, spokoj emocjonalny, chcialabym napisac Tobie ze wszystko sie odwroci ale nie wiem jak dlugo to potrwa i ile w Tobie wypali...
Naprawde jest tak ze niema racjonalnego myslenia u Twojej zony - emocje gora , zero rozsadku...
Nie wiadomo jak dlugo...wiem ze potrzeba modlitwy za Nia, Twojej modlitwy i Twojej cierpliwosci i wytrwalosci zeby przetrwac ten bol i upokorzenia...
Zapewniam o modlitwie.
[ Dodano: 2010-11-12, 19:58 ]
Katblo to poczucie winy jest we mnie tak duze...
Cokolwiek przedemna oddaje Jezusowi i do konca zycia nie wynagrodze mojego grzechu - czasem naprawde nie wiem jak mozna tak glupio , beznadziejnie rozwalic swoje i swoich najblizszych zycie i w imie czego ?
"milosci" ?
Czasu nie cofne , meza nie dam rady na sile zawrocic (tym bardziej ze jest pewny ze nie robi nic zlego-bo to ja go porzucilam) wierze ze Bog jest Madroscia i Miloscia wiec ufam ze bedzie dobrze...
Jest ciezko - naprawde...
Dziekuje za Wasze dobre slowa i za modlitwe.
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2010-11-12, 23:48
Pisz proszę Wiara od czasu do czasu.
Ja spotkałem się dziś ze znajomymi. Opowiadałem im o moich ,,przygodach'', ale gadaliśmy też sporo o różnych pierdołach, to pozwala nabrać trochę dystansu.
anulka_35 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-08, 23:57
Witajcie ja również jestem tą, która odeszła od Boga i nie słyszała głosu rozsądku. Moja historia jest bardzo skomplikowana ale Bóg pozwolił mi skorzystać z drugiej szansy. Miałam romans, urodziłam dziecko tego mężczyzny a mój mąż mi wybaczył. Ostatni rok był najgorszy w moim życiu. Sama sprowokowałam taką sytuację i ponoszę tego konsekwencje. Dziękuję Bogu, że uchronił mnie przed kolejnymi głupotami.
Pozdrawiam Was i świadczę o tym, że można wybaczyć jak mój mąż i żyć w miłości dalej. Ja sobie nie wybaczyłam.
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2010-12-09, 11:02
anulka_35,
Witaj,
napisałaś piękne świadectwo miłości twego męża. Chwała Bogu za siłę i determinację jaką obdarzył tego człowieka, niech Wam nadal błogosławi i prowadzi.
Napisałaś też:
anulka_35 napisał/a:
Ja sobie nie wybaczyłam.
To bardzo trudne czasem właśnie wybaczyć najpierw sobie, ale możliwe z bożą pomocą.
W przypadku grzechów przeciw czystości i życiu pomocna jest bardzo duchowa adopcja dziecka poczętego. Tym, którzy ją podejmują Maryja pomaga uporać się z własnym sumieniem i otworzyć się na Łaskę Uzdrowienia Wewnętrznego.
Inną formą pomocy jest RCSM poczytaj tu:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4784
Kiedy do Waszego związku wróci czystość na wszystkich poziomach duchowym, cielesnym i emocjonalnym to wtedy dalsze pożycie będzie szczęśliwsze i odporniejsze na zranienia.
Ty jeszcze możesz porozmawiać o tym z psychologiem, jeśli nie potrafisz uporać się z tym sama, ale tylko z katolickim, aby Cie nie poraniono bardziej nieodpowiedzialnym podejściem do problemu, ponadto polecam:
http://www.randkamalzenska.pl
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym i naturą człowieka..."
"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.