|
Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR :: Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?
|
|
Dział techniczny - Ale to już było i nie wróci więcej...
Anonymous - 2010-12-13, 09:41
Nie ma sensu napadac na siebie nawzajem...
ja popieram to co napisała min. elzd1
nie zapominajmy, ze chodzi tu o ludzi...o zywych, czujących, myslących...zagubionych i obolałych...którzy myslą, znajdując sie na tym Forum, ze znależli panaceum na to co im sie przytrafiło...
a to tak nie jest, jak sie okazuje
i to nie jest taka sobie wyssana z palca baja...z mojego palca
tak sie składa, ze ogladam kogoś, komu zamieszano tak skutecznie w głowie, ze pogrąża sie coraz bardziej
i nie jestem przekonana, ze chodzi temu komuś o zbliżenie sie do Boga
raczej ta osoboa chce pozbierac szybko i skutecznie swoje rozpaprane małzeństwo
w tym widzi cel i sens...
i ogladam tez kogoś, kto nagle odkrył, ze to co robił do tej pory było robieniem sobie złudzeń...ze owszem, jest blizej Boga, ale niestety nie współmałzonka...
a przecież to o współmałżonka mu chodziło
to o czym mówi elzed1 i nie tylko ona, to pogodzenie sie z rzeczywistością...swego rodzaju poczucie rezygnacji i zgoda na taki stan rzeczy...ale to naprawde nie ma nic wspólnego z poskładaniem małżenstwa
powiedzcie w tytule foru - przez kryzys małzeński trafiamy do Boga
albo - kryzys łaską zwracającą ku Bogu
ale nie mówcie - ratujemy Twoje małżenstwo
dla mnie to straszna oszustwo...i nie tylko dla mnie
i to oszukuje sie tych, którzy tak bardzo potrzebuja pomocy - realnej nie wyimaginowanej
konkretnej - a nie hipotetyczno-mistycznej
zeby kogoś nawracać trzeb go najpierw podnieśc z ulicy, ogrzać, nakarmić...to brat Albert
i podobnie mysla misjonarze
Tu, na Sycharze mysli sie inaczej - trzeba dac komus wiare w iluzję, złudzenia i obietnice...
wiarę...w cud?
Anonymous - 2010-12-13, 10:27
mgła napisał/a: | i nie jestem przekonana, ze chodzi temu komuś o zbliżenie sie do Boga
raczej ta osoboa chce pozbierac szybko i skutecznie swoje rozpaprane małzeństwo
w tym widzi cel i sens...
i ogladam tez kogoś, kto nagle odkrył, ze to co robił do tej pory było robieniem sobie złudzeń...ze owszem, jest blizej Boga, ale niestety nie współmałzonka...
a przecież to o współmałżonka mu chodziło |
Mgła a w zasadzie to chodzi o jedno i drugie....by to skutecznie połączyć..ale zawsze niestety jest tak że gdzies człowiek sie bardziej poświeca ..a gdzies mniej...
I chyba najbardziej jest to trudne dla facetaów???
moze dlatego ze większośc ma taką zaleznośc???
..dobrze wykonac tylko jedno zadanie.
No cóż ..co moge napisac???chocby na swój temat....podszedłem blisko Boga....ale czy podszedłem tak samo blisko do zony...
echhh bardzo mocno to zaniedbałem....nie poświęciłem jej znowu tyle czasu ile winienem,nie powiedzialem jej tego co powinienem.
I wecie???
ja to widze tak..i kurcze to jest mój wielki błąd...bo zona winna wiedziec że Boga szanuję...ale Ja kocham i dodatkowo szanuję ..i wcale nie znaczy że jest dla mnie bozkiem...
tylko wazna osobą w mym zyciu.....
i tych słów zbrakło w odpowiednim momencie........
dlatego uważam nie warto nieraz zapędzać sie w te neofickie uwielbienie
....bo czy Bogu własnie potrzeba tego???
czy poprostu oczekuje od nas działania???
..dzialania na zasadzie szanujesz mnie ..to pokaz także jak szanujesz ta trzecia osobę uczestnicząca w SAKRAMENCIE
pozdrawiam i miłego dnia
Anonymous - 2010-12-13, 10:28
Każde trudne (i nie tylko trudne) małżeństwo jest do uratowania
Ale czy każde będzie uratowane??????
To już zupełnie inna sprawa................... bo w małżeństwie są dwie strony.
Wola jednej ze stron za dużo nie może..................
Ale-jak pisze Elzd1-może być nawet jednostronnie małżonkiem.Mam dwie sąsiadki................ jednej maż zginął kilka lat temu w wypadku.......drugiej zmarł nagle.......................... było obie tak przed 40-tką................ nie szukały "następcy".Sa dalej żonami nieżyjących już mężów.I jedna z nich wcale nie jest blisko z kościołem,z sakramentami.................... i wcale ten jej mąż nie zostawił super wspomnień........tylko sporo długów...............
Więc można i tak.............. mgła napisał/a: | Nie ma sensu napadac na siebie nawzajem... |
i tu masz rację Magła.............. chcemy by nas szanowano....nasze zdanie...........nasza osobę.....szanujmy innych.Dyskusja bez epitetowania.................
Bez ocen .....wycieczek osobowych.............
Bez obrażania.................
Pogody Ducha
Jak
Anonymous - 2010-12-13, 10:36
mgła
Przyznam, ze nie mogę zrozumieć, co właściwie chcesz przekazać? Czy chodzi Ci o taką prawdę:
"Na tym forum robi sie z nieszczęśliwych ludzi frajerów, bo poprzez hasło forum - każde małżeństwo jest do uratowania - Ci biedni ludzie budują fałszywą nadzieję, że dzięki obecności tutaj, dyskusjom i modlitwie, uda im się uratować małżeństwo, a tymczasem jest to niemożliwe. Niemożliwe, bo działania stają się odrealnione, niemal "sekciarskie", a poza tym współmałżonek tego nie chce i koniec."
Jeśli tak uważasz - pozwolę sobie nie zgodzić się z taką interpretacją.
A gdyby istniało inne forum pod hasłem "Każda choroba jest do wyleczenia"?
Nigdy nie wierz, że choroba Cię pokona
Pamiętaj, ze dawcą i odbiorcą życia jet Bóg, a nie człowiek
Przyjmuj z pokorą wyroki Boże
Dziel się z innymi swoimi emocjami i odczuciami o swej chorbie
Poszukaj przyczyn swej choroby - byc moze prowadziłeś niezdrowy tryb życia?
Pewnie medycyna by się oburzyła - że to nieprawda i że pacjentom w zaawansowanych stadiach chorób powszechnie uznanych za nieuleczalne robi się fałszywą nadzieję. A mimo to - często medycyna kręci z niedowierzaniem głową, kiedy przypadki beznadziejne zaskakują ozdrowieniem.
Anonymous - 2010-12-13, 12:38
Ketram a ja myslę ze mgła chce uznania tylko tego
ketram napisał/a: | a poza tym współmałżonek tego nie chce i koniec." |
i chyba chodzi tylko o pogodzenie się z tym drugiej strony.....
hmmmm i może chodzi jeszce o to że:
.......miłości nie da sie odzyskac na siłę.....
jeżeli ta miłośc nie będzie wolnym wyborem każdego z osobna....
miłego dnia
Anonymous - 2010-12-13, 13:14
Tu kompletnie nie ma nic do rzeczy, czy jedna strona chce, czy nie chce, czy mozna na siłę lub po dobroci, na skróty lub długodystansowo, stanowczo lub spolegliwie, tak czy siak. Czy ktoś wraca lub nie wraca, wybiera samotność do końca życia lub "wiąże się" z kimś innym - czy to opuszczony, czy to opuszczający. Czy pogodził się, czy nie i w jakiej jest kondycji psychicznej, czy potrzebuje się wygadac, czy milczy itp itd...
Są to jedynie kwestie techniczne - osbowościowe, psychologiczne, ogólnie rzecz biorąc ludzkie. I tyle.
Natomiast kwestią nie techniczną, ale wynikającą z fundamentu założeń wiary katolickiej jest rozumienie pojęcia małżeństwa.
Jak w reakcji chemicznej > kobieta + mężczyzna + Bóg = sakrament małżeństwa
I od dnia daty ślubu nie ma już poszczególnych składników, oddzielnych - one są scalone i poprzez to scalenie przemienione, pojawia się jednorodny nierozerwalny twór o nowej strukturze - małżeństwo - nowa jakość, która trwa, czy się komuś podoba czy nie. Kobieta i mężczyzna po ślubie to juz nie ci sami ludzie, co przed. Pojawia się nowa jakość wyposażona w moc, łaskę Bożą, moc wymykającą się ludzkiemu rozumowi. Stąd mowa o tajemnicy sakramentu małżeństwa. Na czym polega ta moc? O co tu chodzi? I wiele innych pytań.
I stąd wypływają być może nieporozumienia - mieszają się czasem w dyskusjach te dwie płaszczyzny - techniczna (ludzka) i religijna.
O ile w tej ludzkiej perspektywie - mozna i trzeba sie spierać, szukać, porównywać, pytać - to dla mnie - jako katolika - płaszczyzna religijna jest bezdyskusyjna bo wynika z wiary.
Ja w to wierzę i juz. Taki mój wybór
Anonymous - 2010-12-13, 13:36
wiecie - ja też myslę ze mozna napisac "Kazde małżeństwo jest do uratowania"... ale człowiek jest tylko człowiekiem - brak mu doskonałości.
Nie chcę absolutnie abyscie zrozumieli mnie tak jak Kingę ze ktos nie uratował bo jego wiara była za słaba albo zbyt mało zaufał, modlił się...
Ja tez pomimo, że nadal jestem mężatką - swojego nie uratowałam i choć nie wiem jaki dalej plan ma Pan Bóg w stosunku do mnie i meża - wszystko wskazuje na to, że wkrótce bedę rozwódka... chodzi o to, że podczas trwania kryzysu i separacji zaczęłam patrzeć na nas inaczej - ja poszłam w innym kierunku, maż w innym... zadry sa głeboko, żale jeszcze nie przepracowane do końca i pycha - całe morze pychy po obu stronach...
oboje świadomie w pewnym momencie wyrzeklismy sie naprawiania choć zadne z nas nie jest z nikim zwiazane... jak to mówią: razem nie da sie zyć choc osobno też cięzko
Pisze o tym aby pokazać, że nasze małzeńtwo choć prawie zakończone - też było być moze do uratowania - tylko bylismy za słabi aby to zrobic, zbyt niecierpliwi...
Kiedy ja byłam zdecydowana - mąż nie chciał - kiedy on czuł, że mozemy dac radę - ja juz nie widziałam nadziei... ale do uratowania było...myślę, ze każde jest...tylko cały jest ambaras aby....itd...
Ludzie tracą zapał, poddają się i ja to rozumiem - wiem jakie to wyniszczające nie tylko dla małzonków ale ich dzieci, rodzin, przyjaciół...
Ci którzy sa tu dłuzej pamiętają z jaką werwą walczyła jedna z dziewczyn... czasem myslałam, że aż przesadza, że nie wychodzi z kościoła... 24 godz na dobę robiła chyba tylko to - wszystkie modlitwy, wszystkie nowenny, spowiedź chyba codziennie... wtedy zaczęłam czytać to forum kiedy ona walczyła - aż mnie zawstydzała jej pasja, miałam żal do siebie, ze nie robię 1/100 tego co ona... już odpusciła... bywa tu czasem - bardzo rzadko - ma przyjaciela choć nadal tęskni za mężem. Czasem myśle sobie o niej... bardzo mi jej żal ale też doskonale ją rozumiem - jest młodziutka, śliczna, bardzo krótko była mężatką - chyba nawet walka trwała dłużej niz małzeńtwo...
Czytam własnie najnowszego Hołownię - a tam zaglębie madrych cytatów - w tym ten:
"PAN BÓG TAK STWORZYŁ SWIAT, ŻE WOLNA WOLA CZŁOWIEKA TO DLA NIEGO SWIETOŚĆ"...
Nie da się zmusić drugiej osoby siłą do miłosci, zbawić go wbrew niemu samemu, nakazać mu być szczęsliwym współmałzonkiem - ale o tym, że małzeństwo nie było do uratowania można mówić wtedy jesli czekało sie na współmałzonka aż do smierci jego lub naszej - modlac sie o niego, zyjąc samemu i cały czas bedąc gotowym na jego powrót bez stawiania warunków...
Ja tak nie potrafię - setki osób na tym forum też nie- odpuścilismy na którymś etapie kryzysu - jedni po roku, inni po 3 latach - ale nie mozemy mówić, że tych małżeństw nie dało sie uratować ... tego nie wiemy - tak własnie uważam.
jesli kogos uraziłam lub zbyt pochopnie oceniłam - to przepraszam.
Anonymous - 2010-12-13, 13:45
ketram napisał/a: | I stąd wypływają być może nieporozumienia - mieszają się czasem w dyskusjach te dwie płaszczyzny - techniczna (ludzka) i religijna. |
Ketram i trafiłes istoty ....ale na codzień człowiek zyje..buduje..bądż zył budował związek z ta częścia ludzką..jak zostało nazwane techniczną(choć dla mnie to ochydny zwrot bo mnie śmierdzi przedmiotowym podejściem do sparwy...ale może mam strzaskane powowonienie,sam nie wiem) ...a nie z płaszczyzną religijną.
I nie chce mi sie pisac ile to dziwnych rzeczy mozna dokonać w imie wiary,nie koniecznie tych dobrych.
Ale wiem że we wszystkim potrzeba równowagi....
ale rozumiem to poniżej
ketram napisał/a: | Ja w to wierzę i juz. Taki mój wybór |
i super że zbudowałes w sobie taką postawę...ale trzeba miec zrozumienie że inni moga czuc inaczej
ketram napisał/a: | płaszczyzna religijna jest bezdyskusyjna bo wynika z wiary |
bład bo nawet na tej płaszczyżnie jest możliwy dialog i czasami inne spojrzenie...
i zapowaidam konczę bo nie ma zamiaru znowu w cos wejść
Anonymous - 2010-12-13, 13:48
Norbert
Anonymous - 2010-12-13, 13:56
malta napisał/a: | "PAN BÓG TAK STWORZYŁ SWIAT, ŻE WOLNA WOLA CZŁOWIEKA TO DLA NIEGO SWIETOŚĆ"... |
no własnie i choc nieraz z bólem my winniśmy to uszanować ..bardzo fajny cytat malta
Anonymous - 2010-12-13, 14:10
I jest jeszcze jeden argument, który przemawia do mnie bardzo mocno za istnieniem tego forum w przyjętej formule.
Chyba WSZYSCY tu obecni - wspominali lub zgadzali się, że gdyby mogli spotkać się z tym forum w okresie, kiedy ich małżeństwa "normalnie" funkcjonowały i mogli poczytać opisane tu historie, porady, dyskusje - to oczy by im sie otworzyły na mnóstwo spraw.
Dlatego ważne, aby zaglądali tu również Ci, których - w ich mniemaniu - kryzys nie dotyczy. Dodam raczej smutno "jeszcze nie dotyczy"
Anonymous - 2010-12-13, 14:17
malta napisał/a: | Pisze o tym aby pokazać, że nasze małzeńtwo choć prawie zakończone - też było być moze do uratowania - tylko bylismy za słabi aby to zrobic, zbyt niecierpliwi...
Kiedy ja byłam zdecydowana - mąż nie chciał - kiedy on czuł, że mozemy dac radę - ja juz nie widziałam nadziei... ale do uratowania było...myślę, ze każde jest...tylko cały jest ambaras aby....itd... |
hmmm malta wiesz??? moge tylko napisac takie małe wyjasnienie ....
kultowy film SEKSMISJA ....i cytat Maksia ciemnośc widze..ciemnośc widzę....
Malta wiele w tym prawdy nieraz my faceci tak mamy że na poczatku widzimy ciemnośc....a nasze wspóltowarzyszki zycia wówczas podejmuje heroiczne dzialania w kierunku naprawy..ratowania związku....czasami przekraczając siebie
z czasem wypalają się...z czasem przekraczaja swą linię tolerancji.......daja z siebie zbyt dużo -by nioe dostac nic...... wkońcu czuja porazkę
wówczas delikwent budzi się ze snuuuuuuuu -mega zimowego i aby nie pozostać z ręką w nocniku...rozglada się wkoło i podejmuje wyzwanie to tera ja będę ratował....i jak to facet..rozumowo..racjonalizatorsko....(heeee )....technicznie....ale zazwyczaj brak w tym serca..uczucia....iskry....jakiej pewnie oczekuje jego połówka....czegoś takiego???
nie surowego słowa kocham...chce bysmy ratowali...tylko tej parwdziwej wiary że on naparwdę mysli o mnie..że jestem najważniejsza i najistotniejsza w tym wszystkim...
i co??? jezeli facet to potrafi..jeżeli uruchomi głos swego serca..prawdziwy nie zagłuszony....rozbudzi to uczucie...by sie pojawiło własnie
TO TERAZ DWOJE NARAZ........
Anonymous - 2010-12-13, 14:39
sory ale nie...
Gdybysmy byli sami na planecie - być może...
Stan obecny powoduje że dzieci znów mają dobry sen i dobre stopnie... już nie kołysze im łajbą, Mama jest zawsze usmiechnięta a na Święta znów sie czeka... z Tata lepi sie bałwana jednego dnia a z Mamą idzie na sanki drugiego... Kochaja Tatę, kochają Mamę - nie musza wybierać, miec poczucia winy, sa znów bezpieczne, nie ma nowych cioć, wujków itp...
... setki godzin "obrabialismy" ten temat i z psychologami najróżniejszej masci i spowiednikiem, księżmi, prawnikami, przyjaciółmi, rodziną... na razie tak jak jest CONSTANS...
... choć Pan Bóg dwoi sie i troi aby do tego rozwodu nie doszło...robi psikusy - kto mnie zna - wie o czym piszę .
Stan na dziś 2-0 dla Pana Boga
Anonymous - 2010-12-13, 15:05
Macius napisał/a: | Drogi J-23,
to dla mnie papierek lakmusowy... jak taki stary wyga już nic z tego nie rozumie - to czas powiedzieć stop.
|
no właśnie czas powiedzieć stop.
Ja do Ciebie urazy nie czuję. Nie czułem ani przez sekundę. Chciałem byś coś zrozumiał i myślę, że NAM się to udało.
Bo dyskusja nie zawsze musi być miła i łatwa. Ty starałeś się przekonać mnie, ja Ciebie. Ty szukałeś argumentów by uzasadnić swoje założenie (powiedz wierzysz że lubię bolszewików?), ja cały czas starałem Ci pokazać, że Twoje założenie jest błędne. Robiłem to ze starannością i rozmysłem - i za to Cie przeprosiłem, jeżeli dalej czujesz urazę to robię to jeszcze raz.
Widzisz, gdyby admin zamknął ten wątek, gdyby któregoś z nas wyrzucił - zamknął by nam drogę do tego byśmy porozmawiali o CYKLISTACH?
czyż nie o to szło?
Wywalić jest łatwo.
malta napisała kiedyś chciał ona była zdecydowana, mąż nie. Potem na odwrót. Potem już nie chcieli się dogadać, stracili zapał, cierpliwość.
To nie do malty. -Może nie warto tracić cierpliwości, oburzać się na forumowiczów, zwłaszcza gdy są obie połówki pomarańczy? może warto pozwolić im się pospierać? Może w pewnym momencie zaczną rozmawiać o cyklistach?
O TYM CO ICH ŁĄCZY.
malta napisał/a: | wtedy zaczęłam czytać to forum kiedy ona walczyła - aż mnie zawstydzała jej pasja, miałam żal do siebie, że nie robię 1/100 tego co ona... już odpusciła... bywa tu czasem - bardzo rzadko - ma przyjaciela choć nadal tęskni za mężem. |
malta dobrze, że Ty sobie dałaś rade z tym obciążeniem. Wiele osób trwa w tym latami i widać to na tym forum.
|
|