Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - co zrobic ,czy rozwód czy ratowac małżenstwo , błagam pomóżc

Anonymous - 2010-11-27, 21:02
Temat postu: co zrobic ,czy rozwód czy ratowac małżenstwo , błagam pomóżc
witam, mam 28 lat, mójm mąż jest starszy odemnie o 3 lata. jestesmy małżeństwem os 3 lat mamy 3 letnie dziecko które bardzo kochamy ale juz od 3 miesięcy mój mąż nie mieszka za mną i naszym synkiem.nawet niewiem od czego zacząc żeby to wyjaśnić. miedzy nami zawsze było różnie, zanim się pobraliśmy chodziliśmy ze sobą 6 lat , to chyba jednak za dużo bo ja do ostatniej chwili się zastanawiałam czy dobrze robie no ale go kochałam napewno wtedy.od tego czasu kiedy się pobraliśmy a to juz 3 lat juz 5 razy się wyprowadzał, zdarzało się że to ja go wyrzucałam albo sam odchodził, ponieważ mieszkamy w jednym domu z moimi rodzicami tzn mamy własne piętro z oddzielnym wejściem to on przy każdej kłótni obwinia moich rodziców za to co się dzieje,tym razem pokłucił się z moim ojcem ale nikt mu nie kazał się wyprowadzac, a on spakował się i uciekł, jeszcze mi na koniec powiedział ze jestem kó....ą, chociaz nie miał do tego żadnych powodów, miedzy nami czesto bywało żle, o pieniądze się kłucilismy o to że za cześto popijał sobie ale to co ja do niego mówiłamogólnie miał gdzies , zawsze po powrocie po takiej wiekszej kłutni jest przez jakis czas dobrze a potem znowu to samo, ale ja wiem ze go kocham i nie zniosła bym mysli ze on mógłby byc z kims innym, ja nie widze zeby on chciał tu wrucić w, wydaje mi się ze jemu tak jest dobrze bo ma syna i zone raz w tygodniu bo czasem się z nim spotkam a puźniej przezcały tydzien cisza, on mówi ze mnie kocha ale chonor nie pozwala mu tu wrucic, no ale ja schowałam chonor w kieszen po tym co mi powiedział to on by tez przeciez mugł, niweiem co mam robic mija juz 3 miesiąc jak nie jestesmy ze sobą, pomóżcie
Anonymous - 2010-11-27, 21:20

Witaj na forum :-)
Na początek polecę Ci dużą dozę lektur, możesz zacząć od tego co jest na forum zamieszczone w linkach, w działach Sakrament Małżeństwa czy Porady Psychologa. Jest tam mnóstwo materiałów, dotyczących tego jak w zamyśle Bożym powinno wyglądać małżeństwo, oraz mnóstwo rzeczy dotyczących komunikacji w małżeństwie, czy obecności rodziców w małżeństwie ich dorosłych dzieci. Mam wrażenie, że sporo pracy w tym temacie przed Wami (ale Ty zacznij ;-) ), ale to praca dająca wymierną satysfakcję, a w perspektywie - szczęście. A wszystko to oprzyj na Panu Bogu, to w jeszcze dalszej perspektywie - szczęście wieczne jest... :-)

Anonymous - 2010-11-27, 21:27

ja niewiem czy mam jeszcze na to siłe czy to wogóle ma sens
Anonymous - 2010-11-27, 22:04

andzelika831 napisał/a:
ale ja wiem ze go kocham
- to jest najważniejsze. O siły i o dary proś Ducha Świętego, warunek jest tylko taki, że powinnaś być otwarta na Jego działanie, spowiedź i częsta Komunia Św. - to ważne.
A sens? Oczywiście że ma to sens :-) przypomnij sobie słowa przysięgi małżeńskiej" ...w zdrowiu i w chorobie... w dobre i złej....". Teraz właśnie je realizujesz, zła dola, kryzysy są wpisane w nasze życie w ogóle, a w małżeńskie w szczególności. Teraz właśnie uczysz się jak z nimi sobie radzić - konstruktywnie.
Jeśli wciąż masz wątpliwości, polecam książkę Jacka Pulikowskiego
"Warto naprawić małżeństwo"

Anonymous - 2010-11-28, 00:04

no ale przecież nie można zmusić kogos to bycis razem, on nic nie robi zeby to naprawic, ja sie starałam tłumaczyc mu, ale on widzi tylko to co cchce i to co mu odpowiada.
Anonymous - 2010-11-28, 10:36

andzelika831 napisał/a:
on nic nie robi zeby to naprawic

Andzelika, a co TY robisz??? Przeczytałaś coś z działów, które Ci poleciłam? Może jakąś z książek?, oprócz tej co zalinkowałam wyżej, jest jeszcze mnóstwo polecanych w dziale Dobre książki. Czy mając wiedzę stamtąd zdobytą, zaczęłaś rozmawiać z mężem INACZEJ?
Bo to:
andzelika831 napisał/a:
ja sie starałam tłumaczyc mu, ale on widzi tylko to co cchce i to co mu odpowiada.
- jak zauważyłaś, nie działa! Więc trzeba INACZEJ! Inaczej rozmawiać! I inaczej żyć! Czy poprosiłaś Pana Boga o to, aby wszedł TERAZ w Wasze małżeństwo, tak jak zaprosiliście Go w dniu ślubu?
Andzelika - pierwsza i podstawowa zasada działania w kryzysie: nie masz wpływu na innych ludzi, masz wpływ jedynie na siebie. Możesz zmieniać tylko SIEBIE, ale za tą zmianą zmieni się świat otaczający, albo co najmniej - Twoje widzenie tego świata.
Zatem - dość malkontenctwa! Działaj! :-)

Anonymous - 2010-11-28, 10:59

andzelika831 napisał/a:
to on przy każdej kłótni obwinia moich rodziców za to co się dzieje,tym razem pokłucił się z moim ojcem ale nikt mu nie kazał się wyprowadzac, a on spakował się i uciekł,


Andzeliko, a czemu Ty nie słuchasz swojego męża? Przecież podaje Ci powód nieporozumień między Wami i powód ucieczki.

Odpowiedz szczerze na pytanie, chociaż już w poście wyznałaś, że "kilka razy go wyrzucałaś z domu"

Czy kiedykolwiek - chociaż RAZ - Twój mąż usłyszał od Twoich rodziców (bądź od Ciebie), że to ich dom i ma się wynosić, jeśli coś mu się nie podoba?

Raz wystarczył - by mąż dobrze znał swoje miejsce w szeregu, które dla MĘŻCZYZNY, głowy rodziny jest nie do przyjęcia. A mianowicie to, że jest zależny do kogoś i nie ma wpływu na swoje życie, które ma być dostosowane pod innych, bo inaczej won.
Jak ma budować cokolwiek człowiek, jeśli czuje, że nie jest u siebie i że nie ma wsparcia ze strony małżonki w różnego rodzaju konfliktach z teściami?

Ty to widzisz inaczej, ale ON INACZEJ. To są jego odczucia, jego wrażenie - mylne lub nie - ale takie są i nie możesz nakazać mu myśleć, czuć inaczej.

Postaw się na jego miejscu - ale tak szczerze, bez usprawiedliwiania się, bez zakłamywania.


Wiesz - wiadomo, że do kłótni potrzebne są dwie osoby, a rodzicom należy się szacunek i wdzięczność, że przygarnęli pod dach. Jeśli jednak już przygarnęli, winni traktować Was jako osobną rodzinę i nie powinni się wtrącać.

Według mnie, powinniście jak najszybciej się wyprowadzić i zbudować własne gniazdo. Wspólne mieszkanie z teściami (bez znaczenia, z której strony) baaaardzo rzadko zdaje egzamin i jeszcze rzadziej nie wpływa na młode małżeństwo.

To mąż jest teraz Twoją rodziną, jego wybrałaś i przy nim jest Twoje miejsce, a nie przy rodzicach.

To pierwsza sprawa.

Druga - to fatalna komunikacja. Wyzwiska, kłótnie - to nie jest dojrzały sposób na rozwiązywanie problemów i znajdowanie porozumienia z małżonkiem. Za komunikację też odpowiadają dwie osoby - więc i Ty masz tutaj dużo do wypracowania.

Jak prawidłowo przekazywać komunikaty.
Jak SŁUCHAĆ?
Jak rozmawiać, nie raniąc.

Tego wszystkiego można się nauczyć. Skorzystaj z porad i linków Nirwanny, byś wiele spraw z Waszego życia zobaczyła trochę w innym świetle.

A jak u Ciebie wyglądają kontakty z Bogiem? Jaką rolę pełni on w Twoim życiu, w życiu Waszej rodziny?

Powodzenia!

Anonymous - 2010-11-28, 13:20

ja jestem bardzo wierząca i dlatego do tej pory może nie zdecydowałam się na rozwód bo wydaje mi się ze to byłoby gdzechem i nie mogłabym w pełni uczestniczyc we mszy św. tzn np przyjmowac komunii św, niewiem jak to jest jak rozwód ma się ko Kościoła, wracając do mojego męża to on mówi ze jest katolikiem ale do kościoła nie chodz, kiedys nawet się o to kłuciliśmyzse nie chodzi ze mnbą i z naszym dzieckiem do kościoła no bo jaki on u przykład tym daje, padły kiedys z jego ust bardzo obraźliwe słowa na kościół, nawet się wtedy przeraziłam i barzdo o to się pokłuciliśmy, tak myśle ze to może jakaś kara ze nam się nie układa za to co on powiedział no ale dlaczego to i ja musze za to cierpiec.nigdy nie usłyszał zod moich rodziców zr ma się wyprowadzac a odemnie usłyszał bo poprostu zwyczajnie złapałam go na zrdadzie, on się oczywiście do niczego nie przyznał ale ja wiem ze to zrobił bo czytałam jego wiadomości do tej dziewczyny ale ja po jakims czasie postanowiłam go przyjąć do domu bo nie chciałam rozbijac rodziny, chociaz boli to do dzisiaj. wtedy w tej konkretnej sytuacji moja mama coś mu powiedziała i on wymagał zeby go za to przeprosiła , to nie dośc ze zdradził to jeszcze go moi rodzice przepraszali, wyglądało to tak jakbysmy mimo tej całej krzywdy co mi zrobił jeszcze go błagali o powrót, on za kaźdym razem co ma do moich rodziców ale niem aracji,jego celem jest tylko to wydaje mi się aby im nażłość zrobić,ale przecież ja nie moge się odwrucić od moich rodziców bo w nich zawsze miałam oparcie a moim męzu nigdy, nigdy nie mogłam na niego liczyc w żadnej sprawie, o niczym mi nie mówił i wogóle nie traktował mnie jak kogos bliskiego tylko jak kogos kto mu syna wychowuje, upierze i ugotuje, to jest przykre bardzo.ja zawsze starałam się życ po bożemu, i nie wyobrażam sobie życia bez Boga czy Kościoła i za kaazdym razem będąć w kośćioele modle się o to żeby mi się ułożyło z mężem.wydaje mi się ze nie zasłużyłam na to co mnie spotyka.
Anonymous - 2010-11-28, 13:31

Satine napisał/a:
Według mnie, powinniście jak najszybciej się wyprowadzić i zbudować własne gniazdo. Wspólne mieszkanie z teściami (bez znaczenia, z której strony) baaaardzo rzadko zdaje egzamin i jeszcze rzadziej nie wpływa na młode małżeństwo


Andzelika....
hmmmmm mój kolega kiedys mawiał rodzina najcudowniejsza jest na zdjeciach....i w wizyty świateczne......

I powiem uczciwie jest w tym głeboki sens......

No i mimo ze nawet bardzo boli i sciska w serduszku
to dla dobra swego małzeństwa
...tatunia i mamunie....trza oddzielic................


zrób to !!!! i zobacz dopiero co wówczas dzieje sie z mężem.

Bo wniosek jest bardzo prosty jak chce sie nadal miec mocny związek emocjonalny z rodzicami.....to dla dobra wszystkich najlepiej nie wychodzic za mąz...lub zenic sie

andzielika....nawet nie wiesz ile to małzeństw rozwaliło sie własnie przez zbytni udział rodziców...w codzienności tych małzeństw

pozdrawiam

[ Dodano: 2010-11-28, 13:38 ]
andzelika831 napisał/a:
ale przecież ja nie moge się odwrucić od moich rodziców bo w nich zawsze miałam oparcie a moim męzu nigdy,

I co tu dalej myslec???...ot krótka wypowiedz i mówi wszystko....miła Pani.....od momentu jak zostałas meżatka...e tam męzatka- od momentu jak zakonczyłas..nauke..i stanełas na własnych nogach podjełas krok w doroslośc...a dorosłośc..... to własnoreczne podejmowanie decyzji...oraz zaradnośc w zyciu....
tekst typu mogałam na wszystko liczyć???
a na kogo bedziesz liczyc jak zabraknie rodziców co?????

Zastanów sie nad zbytnia więzia z rozdicami ......bo według mnie - chyba to zbyt mocne i dziwne

Anonymous - 2010-11-28, 13:38

Andzielika...................a ja Ci napisze tak:na początek,w trybie expresowym przeczytaj ksiązklę Jacka Pulikowskiego "Warto pokochać teściową".
Tam jest sporo o relacjach rodzice/teściowie i młode małżeństwa.
andzelika831 napisał/a:
padły kiedys z jego ust bardzo obraźliwe słowa na kościół, nawet się wtedy przeraziłam i barzdo o to się pokłuciliśmy

Kłótnią jeszcze nikt nikogo nie nakłonił do uwierzenia .Mieczem tez nie.

Andzelika.............. a gdzie Ty miałaś oczy? Był inny w narzeczeństwie????
Przy Tobie sie tak zmienił???? na gorsze???


Kobieto ....zacznij od siebie???????????????????????? bo na to co Ty robisz to Ty masz wpływ.Na to co robi Twój mąż ..........masz bardzo ograniczony wpływ.
Jaki wniosek????Jak pokazujesz palcem na męża(jaki to on zły-ja nie twierdze że jest dobry) to spojrzyj na wewnętrzną stronę dłoni.............Na kogo wskazują 3 palce???czy czasami nie na Ciebie?????Wniosek??????? zacznij od siebie................ zmieniaj siebie a pod wpływem Twoich zmian ma szansę zmienić się Twoje otoczenie(mąż).A juz napewno zmieni się Twoje postrzeganie otoczenia(męża też)

Pogody Ducha

Anonymous - 2010-11-28, 13:41

nawt jak bym chciała to niemam gdzie się wyprowadzic bo tam gdzie on mieszka niema na to warunków zeby z dzieckiem mieszkac, ale tak myśle ze dlaczego to ja mam się poświęcac kiedy to on źle robił, jak mnie traktował, czy to juz się nie liczy, czy o tych czestych chwilach poniżenia przez męża mam od tak sobie zapomniec?

[ Dodano: 2010-11-28, 13:48 ]
wiem może sama jestem sobie winna bo w nażeczeństwie teżbyło nie zawszw dobrze dlatego do ostatniego dnia zastanawiałam się czy dobrze robie, no ale kochałam go i miałam nadzieje ze się zmieni

Anonymous - 2010-11-28, 13:57

andzelika - ale tak szczerze - nie musisz odpowiadac na forum - mozesz przed własnym sumieniem... CZY TY W OGÓLE DOSTRZEGASZ PROBLEM?...

Zdrada, kłótnie, alienacja, pyskówki - to pochodne... to sa skutki a nie przyczyny...

Piszesz, że nie bardzo masz się gdzie wyprowadzic bo słabe warunki itp... przecież to nieprawda - to zasłony dymne - dla chcącego nie ma nic trudnego. Ja zawsze powtarzam wszystkim, ze najszczęsliwasza byłam w malusieńkiej wynajetej kawalerce zaraz po slubie i pomimo, ze za kuchnie robiła nam postawiona na krzesle kuchenka - to były najcudowniejsze miesiące naszego małzeństwa - uczylismy sie siebie ...

Niedawno pisała tu dziewczyna, która w ogóle mieszka oddzielnie z mężem - każde z nich ze swoimi rodzicami - nie wiem jak potoczą się ich losy - ale krzepiące jest to, że zona dostrzegła problem i pozwoliła sobie na przyjecie argumentów - wykonała juz jakis krok...
U Ciebie tego kroku nie widzę - myslę, ze jestes uzalezniona od Rodziców - to się leczy odpowiednia terapią - pewnie to nawet nie twoja wina - ale ich... niemniej rzutuje na twoje zycie i Twoją Rodzinę...

Kiedys usłyszałam od kuzyna który mieszka z Tesciami stwierdzenie, ze czuje sie jakby był wykastrowany bo nawet sam nie moze decydować o temperaturze we własnej sypialni, ponieważ to Teść "zarządza" piecem w kotłowni...
Pomyśl o tym... piszesz " dlaczego ja mam sie poswięcać"... uszczęsliwianie męża, budowanie pełnej Rodziny to poświęcenie?

Andżelika - ale tak szczerze - a moze ty panicznie boisz sie ze wyprowadzka mogłabyś UNIESZCZĘSLIWIĆ Mamę?... zastanów sie czy nie ma w tym co pisze troche prawdy...

Anonymous - 2010-11-28, 14:03

Malta może jest w tym troche prawdy co piszesz ale tez niechce pokazac mężowi ze to ja zawsze ulegne i zeby nie myślał ze dlej może sobie robic co chce, ze zobaczy ze co by nie zrobił to i tak za nim pójde tego się boje najbardziej
Anonymous - 2010-11-28, 14:19

dobrze andżeliko - to odwrócmy ta sytuację...
Postawisz juz dzis krzyżyk na swoim mężu, stwierdzisz - nie bedę uległa, nie ustąpię.
Twoi Rodzice z pewnoscia beda Cie wspierać ( nie twierdzę, ze sie cieszyć) - ale pomogą Ci przy dziecku, wesprą finansowo i utwierdza w przekonianiu, ze on nie rokował... minie rok, może dwa... wierz mi - znienawidzisz Rodziców za to co sie stało... bedziesz miała do nich zal, ze kiedy było jeszcze mozna cos ratować nie pomagali Ci, ze pochwalali pospieszne rozzstanie, nie walczyli z Tobą... moze sie okazac ze zostaniesz w ich domu jak w złotej klatce - bo co prawda w dobrych warunkach ale bez kochanego człowieka i ze swiadomoscią, ze moza było chociaż spróbować...
Zrozum - ja twardo stoje na stanowisku, ze są takie sytuacje w małzeństwie które uniemozliwiają dalsze wspólne zycie - ze czasem po prostu sie nie da... że trzeba ze sceny zejść... - tyle, ze to nie wydaje mi się Twoja sytuacja...
jesteś króciutko po slubie, nie poznaliscie sie z mężem tak naprawdę - bo rodzice, bo szybko dziecko, bo kłopoty...
Nie patrz na małżeństwo jak na szachy - on mi tu - to ja szast, prast i szach mat... Mysle sobie, ze potrzebna jest Wam długa poważna rozmowa.
Powiedz mu, ze chcesz dać mu szanse - ze to moze ostatnia taka szansa - nie traktuj tego jak łaske - ale jak szansę dla Was. Zastosuj TWARDĄ MIŁOŚĆ - określ swoje granice - powiedz mu o nich. Niech on poczuje ze zrobiłas cos specjalnie dla niego - niech poczuje sie wyrózniony...
To bedzie też ważne dla Ciebie i dla Waszego dziecka - jeslby sie Wam nie udało - bedziesz miała ta pewność, że zrobiłas wszystko co było po ludzku mozliwe...

Wczoraj była msza na Skaryszewskiej i w kazaniu ksiądz madrze powiedział, ze modlitwa nie załatwi za nas wszystkiego, ze Pan Bóg nas nie wyręczy... Modlitwa to wiele, bardzo wiele - ale jest też działanie, wolna wola, nasze decyzje... To jest własnie ten moment u Ciebie - gdzie potrzebna jest decyzja - bo sama modlitwa nie wystarczy...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group