Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - 9 m-cy po rozstaniu...

Anonymous - 2010-11-20, 14:16
Temat postu: 9 m-cy po rozstaniu...
Witam, bardzo zależy mi na moim małżeństwie. 9 m-cy temu się rozstaliśmy. Nie mamy rozwodu. Żona twierdzi, że nie jest jej potrzebny, a poza tym woli kupić coś dziecku zamiast wydawać na rozwód. Jakiś czas temu, nie wiem dokładnie, ale chyba 4 m-ce temu odświeżyła swoją znajomość z jej pierwszym facetem. Utrzymywali jakiś tam kontakt cały czas, ale dla mnie to była prehistoria, bo byli ze sobą jakieś 20 lat temu... Twierdzi, że to tylko przyjaciel, ale dla mnie tak to nie wygląda. Przez te 9 m-cy próbowałem z nią rozmawiać, zawsze byłem blisko i mogła na mnie liczyć. Wydawało mi się, że wszystko zaczyna się układać, ale jak tylko próbowałem się za bardzo zbliżyć to dostawałem kopa... Chodziliśmy razem na spacery, zakupy, całowaliśmy się na przywitanie, przytulaliśmy, były wspólne kolacje i obiady i wyglądało, że wszystko było na dobrej drodze - jednak gdy tylko próbowałem zbliżyć się bardziej to jak pisałem - dostawałem kopa... Byliśmy we wrześniu razem na urlopie z naszym synkiem (ma 1,5 roku). Myślałem, że to jakiś sygnał, jakiś znak ku dobremu, ale przed wyjazdem powiedziała, że nie jedziemy jako małżeństwo tylko jak kolega z koleżanką... Po powrocie postanowiłem, że dam nam trochę czasu, że może ona zatęskni. Niestety zacieśniła więź z tym swoim przyjacielem. Spędzają bardzo dużo czasu razem, wspólne obiadki, kolacje, wieczory, zakupy itd... Nie wiem, czy mam jeszcze szansę ją odzyskać. Bardzo bym tego chciał, ale już nie wiem co mam robić... Jestem wrakiem człowieka, wypalonym od środka, nie radzę sobie z emocjami, kocham ją i cierpię, bo ona depcze moje uczucia. Zaprogramowała się na "NIE", wszystko co robię jest złe, reaguje nerwowo i bardzo się irytuje kiedy próbuję z nią rozmawiać. Oczywiście nie rozmawiałem z nią o powrocie, bo to ją tylko odpycha jeszcze bardziej. Krótko po rozstaniu drążyłem temat powrotu, ale przestałem, bo było tylko gorzej. Nie wiem co mam teraz robić... 3 dni temu mieliśmy naszą rocznicę. Kupiłem kwiaty i jej przywiozłem. Chwilę porozmawialiśmy, ale była umówiona ze swoim przyjacielem więc się ulotniłem. Pomóżcie, bo wariuję i nie wiem, czy to wytrzymam... CO ROBIĆ?
Anonymous - 2010-11-20, 21:20

wyzwanie,
Witaj na forum. To dobre miejsce na rozpoczęcie pracy nad sobą i małżeństwem.
Napisałeś ciut o stosunkach jakie dziś łączą cię z żoną, ale nic o tym co doprowadziło do tego stanu. Jak było przed tą ostrą fazą kryzysu, jakie były powody, które oddaliły Was od siebie. Jak Ty to widzisz, bez tego nie da się nikomu pomóc.
W naszej wspólnocie zawsze zaczynamy naprawianie małżeństwa od siebie i swoich ułomności powierzając je Bogu i ludzkim specjalistom- pracujemy nad sobą.

Anonymous - 2010-11-20, 22:34
Temat postu: Re: 9 m-cy po rozstaniu...
wyzwanie napisał/a:
....Nie mamy rozwodu. Żona twierdzi, że nie jest jej potrzebny, a poza tym woli kupić coś dziecku zamiast wydawać na rozwód. Jakiś czas temu, nie wiem dokładnie, ale chyba 4 m-ce temu odświeżyła swoją znajomość z jej pierwszym facetem. Przez te 9 m-cy próbowałem z nią rozmawiać, zawsze byłem blisko i mogła na mnie liczyć. Wydawało mi się, że wszystko zaczyna się układać, ale jak tylko próbowałem się za bardzo zbliżyć to dostawałem kopa... Chodziliśmy razem na spacery, zakupy, całowaliśmy się na przywitanie, przytulaliśmy, były wspólne kolacje i obiady i wyglądało, że wszystko było na dobrej drodze - jednak gdy tylko próbowałem zbliżyć się bardziej to jak pisałem - dostawałem kopa... Byliśmy we wrześniu razem na urlopie z naszym synkiem (ma 1,5 roku). Myślałem, że to jakiś sygnał, jakiś znak ku dobremu, ale przed wyjazdem powiedziała, że nie jedziemy jako małżeństwo tylko jak kolega z koleżanką...


Ten fragmenty z Twojej historii to jakbym słyszał swoją żonę pół roku temu.

Z tą różnicą, że je jej powiedziałem, że dopóki żyje ze swoim kochankiem, to ja z nią i z dzieckiem na żadne koleżeńskie wyjazdy nie będę jeździł. Takie twarde postawienie sprawy niczego nie poprawiło i czasem nawet robię sobie z tego powodu wyrzuty, ale jak widać po Twoim przypadku robienie tak jak chce żona też nic nie zmienia.

Cóż ona nie postępuje z Tobą uczciwie. Albo się jest razem i wtedy wspólne wczasy, kolacje itd. mają sens albo się razem nie jest i tworzenie pozorów, że niby wszystko jest ok niczego nie daje. Też przez pewien czas tak robiłem. Żonie to super odpowiadało. Jak zburzyłem tą fasadę to miała do mnie pretensje, że jestem nieodpowiedzialny, że mamy dziecko itd. Psycholog mi powiedział, że fasadę trzeba zburzyć tak też zrobiłem. Wykończysz się w przeciwnym razie. Ona się Tobą bawi, nie wie jak się potoczy jej historia z miłością sprzed lat, więc woli mieć w rezerwie Ciebie. Może Ci mówić, że nic nie czuje do Ciebie i pewnie tak jest, ale zawsze dobrze mieć jakąś drogę odwrotu. Nie odmawiaj jej powrotu, ale pewne rzeczy trzeba postawić twardo: albo Ty albo on. Koniec kropka. Wybierze pewnie jego.

Nie chcę dawać żadnych kategorycznych rad, bo co to za rady od faceta, któremu się rozpadło małżeństwo i który go nie potrafi posklejać.

Mogę Ci tylko napisać, że nie jesteś sam. Ciężki czas przed Tobą. Warto żebyś go dobrze wykorzystał dla siebie. Dbaj o siebie, myśl nad sobą, dbaj o sferę ducha i ciała. Tyle i aż tyle możesz zrobić. Na żonę nie masz tak naprawdę wpływu.

Co do postępowania z żoną, to nie zmuszaj jej do gadania jak nie chce. Bądź uprzejmy. Nie próbuj jej rozpieszczać kwiatami, prezentami (bombardować miłością). Jasno postaw sprawę, że ją kochasz, że chcesz żeby wróciła i koniec. Zajmij się sobą, dzieckiem.

Anonymous - 2010-11-22, 15:38
Temat postu: 9 m-cy po rozstaniu...
Na wstępie dziękuję za odpowiedź.
Nasza sytuacja na początku wyglądała aż zbyt dobrze. Wszystko było jak należy i było kolorowo. Ja mam za sobą 2 związki, z których narodziły się moje dzieci. W pierwszym przypadku moja pierwsza ex wyjechała z dzieckiem do Włoch. Tam poznała swojego obecnego męża. Z tamtym dzieckiem widuję się raz w roku na wakacje. Poza tym utrzymuję kontakt telefoniczny i e-mail'owy, bo mój pierwszy syn ma już 12 lat. W drugim przypadku moje 2-ga ex mieszka w tym samym mieście i kontakty z dziećmi (bo z 2-go związku mam 2 synów) utrzymuję bardziej zażyłe. Średnio widuję się z nimi 2 -3 razy w tygodniu. Odbieram ze szkoły, jeździmy na basen i spacery... Na początku nie było z tym problemów i moja obecna żona sama aranżowała spotkania. Powiedziała nawet, że się zakochała w moich dzieciach. Problemem naszych nieporozumień był fakt, że moja żona zaczęła być o to zazdrosna. Twierdziła, że nie jest zazdrosna o dzieci tylko o fakt, że udzielam się przy wychowywaniu ich i pomagam swojej ex w różnych sytuacjach - tzn. kiedy ona potrzebuje np. gdzieś służbowo wyjechać to ja w tym czasie zajmuję się dziećmi. Powiedziała mi, że muszę wybrać i być albo ojcem swoich dzieci, albo jej mężem. Moja żona jest rozwódką i ma 15 letniego syna, który mieszkał z nami w jej domu. Uważam, że jego zachowanie w dużym stopniu przyczyniło się do rozpadu naszego związku. Traktował mnie jak rywala, a nie jak męża swojej matki. Cała ta sytuacja doprowadziła do moich depresyjnych stanów i stałem się "zwieszonym i smutnym misiem" i chociaż były chwile, kiedy nie byłem "zawieszony" i uśmiechałem się to i tak górę bierze "zwieszony, smutny miś". Przeżyliśmy bardzo ciężką dla nas sytuację, bo moja żona poroniła pierwszą ciążę, a w drugiej przez 3-mce leżała w szpitalu ją ratując. Byłem przy niej, codziennie kilka razy
przychodziłem do szpitala z gorącą herbatą, pomagałem żonie we wszystkim. Wspieraliśmy się wtedy i czułem, że jeśli to przetrwamy to już nic złego nas nie spotka. Poza tym w tym okresie opiekowałem się jej synem. Jak już pisałem któregoś razu dostałem ultimatum i w nerwach się wyprowadziłem. Mieliśmy już takie sytuacje, kiedy to kazała mi się wynosić, ale mijał jakiś okres i wracaliśmy do siebie. Chodziliśmy na terapię (w okresie, kiedy jeszcze mieszkaliśmy razem). Nie wiem, czy ona aż tek się zmieniła, czy może nigdy nie była sobą, czy może cała ta sytuacja ją przerosła... Ja od samego początku byłem szczery i nie ukrywałem przed nią, że mam dzieci z poprzednich związków. Wtedy to była dla niej pozytywna cecha i bardzo często wspominała, że podoba jej się, że nie odwróciłem się od tamtych dzieci. Wiem, że popełniłem błąd, bo kiedy miałem jakiś problem to zamykałem się w swojej jaskini i nie było do niej wstępu dla nikogo. Moja żona walczyła z tą moją skorupą i bardzo często przebijała się przez nią, ale w końcu powiedziała, że nie ma już siły walczyć i prosić żebym się otworzył. Teraz to wiem i rozumiem, ale ona nie chce po raz kolejny dać nam szansy. Nie wierzy w moją przemianę.
Powiedziałem jej, że ją kocham i że chcę żebyśmy wrócili do siebie robiąc grubą krechę pod tym co było, wyciągając tylko wnioski z naszych błędów i nie wracając do przeszłości zaczynakąc żyć od nowa.
Niestety ona nie chce, bo nie wierzy.
Nie naciskam i nie bombarduję jej prośbami i obietnicami, chociaż napisałem parę listów przedstawiając w nich swoje uczucia.
Nie mam 100% pewności, że facet, z którym się spotyka to tylko jej przyjaciel, czy może już planują razem przyszłość i oprócz przyjaźni narodziło się też pożądanie...
Ona twierdzi, że to tylko przyjaźń, ale ja mam mieszane uczucia.
Jestem w kropce, bo kiedy byłem przy niej i spotykaliśmy się - to było źle. Kiedy postanowiłem dać jej więcej przestrzeni i odsunąć się na bok (jednocześnie będąc pełnym nadziei, że zatęskni) to też było źle i wypełniła sobie tą "pustkę" swoim "odświeżonym" przyjacielem.
Wiem, że nie mogę jej osaczać. Wiem, że teraz jest zajęta swoją nową sympatią i że złego słowa nie mogę na niego powiedzieć, bo ona będzie go bronić z pazurami. Wiem, że nie mogę z nią o nim rozmawiać. Nie wiem tylko jak do niej dotrzeć...

Anonymous - 2010-11-22, 15:48

Wyzwanie.......a czemu "wyzwanie"????
Bo tak z tego co piszesz to masz nieżle "popaprane".
3 żony.............4 dzieci............
A może czas stanąć w prawdzie???
Czy aby te związki nie były i nie są tylko "....na dobre...." bez tego co w przysiędze tez jest ","....i na złe....".
Ufffff.
Pogody Ducha ....mimo wszystko

Anonymous - 2010-11-22, 16:32

Właściwie to która żona jest twoja żoną?czy masz z którąś z nich ślub kościelny?
pozdrawiam

Anonymous - 2010-11-22, 17:11
Temat postu: 9 m-cy po rozstaniu...
Z poprzednimi partnerkami nie mam ślubu. Pierwszy związek... - zaczął się kiedy miałem 17 lat (dzieci zaczęły bawić się w dorosłe życie...). Dziecko to tzw. "wpadka". Druga partnerka to tzw "leczenie klina, klinem". Chciałem wytrwać w tym związku, ale oddalaliśmy się od siebie. Moja 2-ga partnerka to tzw "zimny chów" (dużo przenośni i porównań...). Nie okazywała mi uczuć, nie czułem się kochany. Siedziała z 2-jką dzieci w domu i zaczęło dziać się coś złego. Monotonia zaczęła ją zabijać od środka. Poszła do pracy i się zaczęło... - szkolenia, nadgodziny itd. - nie było by w tym nic dziwnego, ale zawsze kiedy się spóźniała odwoził ją jeden i ten sam ochroniarz (jest bankowcem). Teraz jest żoną tego ochroniarza. Z moją 3-cią partnerką mamy ślub tylko cywilny ponieważ jak pisałem ona jest rozwódką, ale nie dostała rozwodu kościelnego. Mój 3-ci związek był, jest dla mnie bardzo ważny. To świadomy wybór, dziecko to zaplanowana ciąża, dorośli i poważni ludzie... (chociaż jak widać nie dość dorośli...) Myślałem, że trafiłem na kobietę wyrozumiałą, po przejściach, doświadczoną i mądrą, która bardzo mnie kocha - z resztą tak to właśnie wyglądało... Okazywała mi swoją miłość, była wyrozumiała i byłem szczęśliwy. Dla mnie nie był to związek tylko "na dobre". To ja zawsze wracałem, próbowałem rozmawiać, ratować to małżeństwo - i nadal tak jest, chociaż teraz wiem, że racjonalne argumenty i nacisk z mojej strony tylko pogarsza sytuację, więc tego nie robię.
To raczej dla niej był to związek tylko "na dobre". Często używała słów "po co się razem męczyć", "to toksyczny związek", "nie chcę marnować dni na problemy" itd. Wyglądało to tak jakby chciała pozbyć się problemu, a nie go rozwiązać... i tak się w/g niej stało. Ona nie ma już problemu i teraz jest cudowną przyjaciółką dla swojego odświeżonego przyjaciela... Pytanie tylko jak długo to potrwa, bo ja wiem jaka jest naprawdę i zastanawiam się kiedy wypali się w niej ten wizerunek cudownej kobiety jaką ma okazję znów grać...
Nie zmienia to faktu, że ją kocham i chcę odzyskać swoją rodzinę.

[ Dodano: 2010-11-22, 17:21 ]
P.S. Dlaczego wyzwanie?

Wyrzuciłem ze swojego słownika słowo "problem" i zamieniłem je na "wyzwanie. Zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, wiem jak cierpię i mam świadomość, że cierpieć będę jeszcze długo. Długa i kamienista droga przede mną. Wiele pracy i bólu. Dla mnie to jest wyzwanie. Wyzwanie dla samego siebie. Nie wiem, czy żona wróci do mnie, nie wiem też, czy już nigdy nie będziemy razem. Chcę żeby wróciła, ale jak pisałem nie wiem jak do niej dotrzeć. Czas nie leczy ran chociaż miałem go dużo na zastanowienie się nad tym wszystkim i przemyślenie wielu spraw. Ja wiem, że jestem innym człowiekiem i wiem co robić żeby nie było źle w tym związku... Problem w tym, że ona już nie chce o tym słuchać i nie przekonują jej ani moje słowa, ani czyny....

Anonymous - 2010-11-22, 21:42

Brałeś pod uwagę taką opcję, że możecie nie zejść się już? Wg prawa Bożego Twoja żona jest de facto żoną innego mężczyzny .....
Anonymous - 2010-11-22, 22:01
Temat postu: 9 m-cy po rozstaniu...
Tak, brałem taką opcję pod uwagę. Napisałem przecież w poprzednim poście, że nie wiem, czy będziemy jeszcze razem, czy może nigdy się już nie zejdziemy...
Anonymous - 2010-11-22, 23:14

Wyzwanie - jakie Ty Sam masz relacje z Bogiem ????????????

na którym miejscu w Twoim życiu jest Bóg????????

Anonymous - 2010-11-23, 00:22

Kiedy Ty zdołałeś to wszystko zaliczyć?!? Trzy kobiety, trójka dzieci, jedno małżeństwo. ,,Imponujące''. Wychodzi mi, że masz 30 lat. To Twoja aktualna żona jest starsza skoro ma 15 letniego syna? Sorry, że tak dopytuję, ale trochę się pogubiłem.

Jeżeli miałbym coś radzić w duchu tego forum, to jeżeli Twoja żona ma ,,kościelnego'' męża, to się za nią już nie uganiaj, ale ja nie czuję się na siłach do prawienia morałów.

Pomijając sprawy religijno-światopoglądowe, to proponuję skoncentrować się na dzieciach i nimi się przede wszystkim zająć. Na pewno nie ładuj się w kolejny związek przez co najmniej kilka lat, bo to znowu będzie ,,klin''.

Jak Twoja żona nie chce wrócić, to jej zapewne nie przekonasz. Coś w niej zbierało przez lata i się w końcu rozlało.

Anonymous - 2010-11-23, 08:03

Sugeruję ostrożność w radach wogóle a już szczególnie w ważnych życiowo sprawach.
"Radzący" radzi wg swojego widzenia tematu.............a ten komu się radzi chodzi we własnych butach.
Czym innym są sugestie........dawanie wyboru........ pokazywanie ewentualności innej drogi

Anonymous - 2010-11-23, 09:23
Temat postu: 9 m-cy po rozstaniu...
Mam 31 lat. Moja żona ma kościelnego męża, z którym od 10 lat nie utrzymuje żadnego kontaktu i to nie z nim ma swojego pierwszego syna. Facet, z którym obecnie się spotyka to gość, z którym miała swój "pierwszy raz", odświeżyła z nim tą "przyjaźń po 20 latach chociaż jakiś tam kontakt ze sobą utrzymywali, ale jak już pisałem nie traktowałem tego jako zagrożenia. Moja żona jest starsza ode mnie 4 lata. Nie myślę o pakowaniu się w kolejny związek chociaż samotność zabija mnie od środka. Nie jestem w stanie myśleć o innej kobiecie. Ten jej "przyjaciel" (tak na marginesie to mianem przyjaciela zaczęła go określać dopiero kiedy dowiedziałem się, że się z nim spotyka, wcześniej to był tylko znajomy kolega) rozwiódł się ze swoją żoną w tym roku, ale nie wiem, czy mieli ślub kościelny. On też ma dziecko - córkę w wieku pierwszego syna mojej żony. Jego córka i syn mojej żony są parą od jakiegoś czasu. Z tego co wiem zaczęli spotykać się w tym samym czasie, kiedy to odżyła przyjaźń mojej żony i tego gościa. Pierwsza miłość nie rdzewieje? Nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. Byłem bardzo zagubiony, poradziłem sobie z wieloma problemami, ale Bóg znów mnie doświadcza i ja znów bardzo gubię się w tym wszystkim... Nie zbadane są wyroki Boskie. Wiem, że mam popaprane życie. Jaki cel ma Boski plan w stosunku do mnie? Byłem złym człowiekiem i teraz muszę to odpokutować? Jak długo muszę jeszcze cierpieć?
Anonymous - 2010-11-23, 09:52

wyzwanie napisał/a:
ale Bóg znów mnie doświadcza

Wyzwanie........ Bóg Cie doświadcza???? Facet....a może to poprostu konsekwencje własnych poczynań???? A Ty w to Boga wplątujesz...........
wyzwanie napisał/a:
Jaki cel ma Boski plan w stosunku do mnie?

No właśnie.....jaki............ może warto podjąć wysiłek odczytania tego planu...odgadnięcia.............. ale nie wiem czy w postawie wyprostowanej jest to możliwe............ raczej na kolanach bardziej prawdopodobne
wyzwanie napisał/a:
Wiem, że mam popaprane życie

No cóż.........to zdaje sie być prawdą.Ale ktoś Ci je popaprał?czy Ty sam?jak sądzisz???ktoś popychał Cię w kolejne toksyczne związki?ktoś załadował Cie toksycznością ??czy Ty sam????
wyzwanie napisał/a:
Jak długo muszę jeszcze cierpieć?


Dobre pytanie........może do czasu aż staniesz wprawdzie o sobie? aż przyjmiesz postawę pokory?aż uznasz swoje "popapranie"?

"Wyzwanie" w tym wątku powyżej to co zdanie to aż bije po oczach toksyczność,popapranie........widzisz to??czujesz????


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group