Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - nie chcę rozwodu... ciag dalszy...

Anonymous - 2010-11-19, 16:38
Temat postu: nie chcę rozwodu... ciag dalszy...
Kochani...
U nas coraz gorzej.Przez tydzień nie miałam kontaktu z Mateuszem ale w czwartek zabrał dzieci i kiedy ich odwoził znów pojawił się temat rozwodu.Zapytał mnie w prost czy chciałabym rozwodu za porozumieniem stron czy z orzekaniem o winie...W ogóle co to za pytanie? Ja utrzymuje ze nie chcę rozwodu,Ale jeśli już do niego dojdzie to z orzekaniem o winie...Zapytał mnie też czy ja się z kimś spotykam,bo podobno dotarły do niego takie wiadomości. i dodał jeszcze ze on nie ma nic przeciwko temu ale żebym mu dała znać to on się wtedy zajmie dziećmi.Co to za pomysł? Jak mogłabym kogoś mieć skoro kocham mojego meza... nie chciałam z nim rozmawiać na ten temat.Potem napisał mi jeszcze kilka smsów żebyśmy się dogadali, żebyśmy nieciągali się latami po sądach i żebyśmy to załatwili jak cywilizowani ludzie? Ja się nie znam na tych wszystkich kruczkach prawnych.musze porozmawiać z prawnikiem i się jakoś przygotować na każdą ewentualność. Wczoraj prosił mnie o rozmowę.I choć nie chciałam uległam i znów się nasłuchałam o tym ze on chcę się rozwieść i żebyśmy się dogadali.Kiedy zapytałam po co mu rozwód stwierdził ze chcę wyjechać do innego miasta,wziąśc kredyt,kupić kawalerkę i zacząć nowa pracę...I po to mu rozwód żeby mógł wziąć kredyt?coś mi tu nie pasuje.Poza tym mówił ze on nie chcę nikomu robić żadnych nadziei, on nie chce niczego ratować i jedyna na czym mu zależy to przyzwoity kontakt z dziećmi...(Jak będzie mieszkał godzinę drogi stąd to na pewno będzie miał super kontakt).I nie wiem co mam robić. Sprawa wydaje mi się beznadziejna i mam wrażenie ze on się nie cofnie...Wieczorem znów mnie atakował...Już nie wytrzymałam i podniosłam głos żeby dal mi spokój ze nie chce z nim teraz rozmawiać o żadnym rozwodzie...widziałam ze był wściekły.A no i zapytał z czyjej niby winy miałby być ten rozwód...czy on naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego wszystkiego?myśli ze pójdziemy do sądu,dogadamy się,rozwiedziemy i będziemy najlepszymi przyjaciółmi...Szczerze mówiąc zastanawiam się nad złożeniem wniosku o alimenty - jak chcę wyjechać to mogę go potem nie " znaleźć " i myślę o rozdzielności majątkowej- wtedy będzie mógł wziąć sobie kredyt i go spłacać. nad rozwodem wolałabym się nie zastanawiac bo po co ?

a wogóle przeczytałam Dobsona " miłosc wymaga stanowczosci".I rozpatrując nasz przypadek ja powinnam pozwolić mu odejść. i pewnie bym to zrobiła( szkoda ze nie przeczytałam tej książki poł roku wczesniej)gdyby on cały czas nie mówił o rozwodzie...co mam mu powiedzieć? Ze bardzo go kocham i nie chcę rozwodu ale jeśli on podjął taką decyzje to ja akceptuję? Nie wiem może tego małżeństwa naprawdę nie da się już uratować? co ja mam robić? modliłam się zeby Pan wskazał mi drogę która mam isc ale nie mogę trafić na odpowiednią scieżkę.Boję się cokolwiek zrobić zeby nie zgasić iskierki być może tlącej się jeszcze w sercu mojego meza?

Anonymous - 2010-11-19, 22:35

rozalka napisał/a:
Boję się cokolwiek zrobić zeby nie zgasić iskierki być może tlącej się jeszcze w sercu mojego meza?


http://www.kryzys.org/vie...p=108089#108089

Anonymous - 2010-11-20, 08:39

rozalka napisał/a:
co mam mu powiedzieć? Ze bardzo go kocham i nie chcę rozwodu ale jeśli on podjął taką decyzje to ja akceptuję

A może:przyjmuję do nieakceptującej wiadomości

A ptaszek z klatki jak ma wyfrunąć ....to wyfrunie.Zdecydowanei Tobie może być łatwiej ,jak to Ty podejmiesz decyzję o otwarciu tej klatki,niz jak on wyłamie drzwiczki w tej klatce siłą i wyfrunie.
Trudne???tak...........ale jak wyfrunie..........jak poczuje sie wolny w swojej decyzji........... i poleci.............. to znaczy że może wcale nie jest wart Ciebie?????

Anonymous - 2010-11-21, 17:22

Nalog Masz racje...na siłę nic nie da sie zrobić.Przecież nie można nikogo zmusić do niczego.Jeśli chce lecieć niech leci...dojrzewam do tego żeby otworzyć drzwi klatki na całego.

Tylko nie wiem czy słusznie ale uważam ze zasługuje na prawdę...a on cały czas coś knuje,ciągle mnie oszukuje,kłamie...Byłabym zdrowsza znając prawdę...

[ Dodano: 2010-11-23, 18:48 ]
byłam u psychologa....zaczęłam pracować nad " otwarciem klatki " i nad tym żeby pozwolić mu z niej wyfrunąć...i żeby tak nie bolało...a potem pozostanie mi tylko modlic sie zeby moj mąż nie złożył papierów do sądu...i żeby do nas chciał kiedyś wrócić...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group