Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Historia pewnego małżeństwa

Anonymous - 2010-11-13, 16:11
Temat postu: Historia pewnego małżeństwa
Dzień dobry.Jestem tu pierwszy raz, chociaż powinnam być juz kilkanaście zważywszy na moje problemy. Moi rodzice są toksycznym małżeństwem. Ojciec tyran, zero uczuć, matka podporządkowana, poniewierana psychicznie, cudowny człowiek. Liczyła i liczy sie tylko kasa.
Jestem 10 lat po ślubie. Mamy dwóch synów 9l i 2,5l. Przechodzimy kolejny kryzys...
Mieszkamy sami. Ja prowadzę firmę z siostrą, w miare dobrze zarabiam. Pół roku temu założyłam wspólnie z mężem (dla niego, bo siedział w domu) firmę i od tego się zaczęło...
Mamy niewielkie kłopoty finansowe, myśle że chwilowe. Dla mojego męża to dramat. Jest okropnym pesymistą ja wręcz przeciwnie. Uważam, że wszystko sie ułozy, tylko trzeba się wspierać i kochać a to odbierane jest przez niego że nic mnie nie obchodzi i niczym się nie przejmuję. On jest chorobliwie ambitny. Uważa że mu nie pomagam, nie daję mu kopa do pracy. Zajmuję się domem, dwójką dzieci, swoją firmą a on ma tylko na głowie tę drugą firmę i zarzuca mi że nie pomagam mu tak jak on chce. Pracuję 7 dni w tygodniu fizycznie w pracy i w domu, on nie rozumie że nie jestem w stanie się wszystkim zająć i wszystko pamiętać. Zaczęło się oskarżanie o brak okazywania uczuć z mojej strony, brak współżycia. Ostatnio usłyszałam że on nie lubi starszego syna bo zrobiłam z syna łajzę (użył bardziej dosadnych określeń), bo woli siedzieć w domu niż snuć się z kolegami. Nasz syn jest grzecznym dzieckiem, uczy się najlepiej w klasie, jest wrażliwy i uczuciowy. Ale dla mojego męża za rzadko gra w piłkę czy rozrabia. Ciągle robię coś nie tak. Ciągle mąż mnie krytykuje, on ma zawsze rację, jest we wszystkim najlepszy. Każdy jego błąd potrafi tak przekręcić że wychodzi ,że to moja wina.
Zarzuca mi że się do niego nie przytulam, co jest totalną brednią. Nigdy nie widzi swoich wad. Jego okazywanie uczuć polega na tzw. końskich zalotach tzn. szczypaniu, klepaniu, sprawianiu mi bólu. Brakuje mi takiego zwykłego przytulenia się, z miłością, żebym poczuła się bezpieczna.
Między nami jest dobrze tylko jak ja zachowuję się tak jakby on chciał. Robię tak, ale jeżeli popełnię błąd, nawet nieświadomie to znowu jest katastrofa. Zyję jak na bombie. Jak coś zawalę to trzęsą mi się ręcę że znowu się wkurzy. Kłócę się ze swoją rodziną jeżeli ich postępowanie nie podoba się mojemu mężowi.

Anonymous - 2010-11-13, 18:07

Hania......witaj na forum.
Na początek sugeruję poczytanie .

Napisz cos więcej....jak u Was sprawy wiary??
Jeśteście w takim okresie życia ,że jest to pewien przełom.
Trudny czas....jakby połowa drogi sie zbliża.
Polecam lekturę ,,,na początek Dobson i "Miłość wymaga stanowczośći" a dla męża "Warto być ojcem" oraz "dzikie serce"

Czytałaś????

Anonymous - 2010-11-14, 21:15

Hania33,
Witaj na forum. :-D
Poczytaj o DDD.
Kochana nie jesteś winna złu całego świata, ani nie musisz zawsze wszystkiemu sprostać w 100%. Jesteś człowiekiem i masz prawo do swoich ułomności. Poznaj je ,zaakceptuj i sprubój pokonać sama, we wspólnocie w realu, z nami i z mężem.
Wszystko się uda, gdy oprzesz swoje działania na fachowej pomocy, ale poddasz działanie Bogu.
Rozwiń nieco swój wpis lub wgryzaj się w forum jak poradził nałóg. :-D


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group